sobota, 28 grudnia 2013

Chapter XXVI

Zły humor = dobry humor na dodawanie rozdziału.
Enjoy :)

><><><><><><><><><><><><><

- Obudziłaś mnie swoim głośnym myśleniem...
Gapiłam się tępo w sufit, leżąc plackiem na łóżku i co chwilę mrugałam tylko oczami, gdy jakoś mi się o tym przypominało. Miałam pustkę w mózgu, dosłownie czułam wewnątrz przeciąg.
Powoli odwróciłam się w stronę Billa, który w przeciwieństwie do mnie leżał na brzuchu, oczywiście zabierając trzy czwarte wolnego miejsca, co czuły dobitnie moje łydki, na których leżała jego prawa noga. Jakimś cudem trzymał dzisiaj ręce z daleka ode mnie, choć nie miałam pojęcia, jak to w ogóle się wydarzyło. Ale ja od kilku nocy nie miałam pojęcia, jakim cudem cokolwiek się działo. Bill patrzył na mnie wzrokiem przyćpanym snem, mlaskając językiem po długim ziewnięciu.
- O czym ty do mnie mówisz? – spytałam nie mniej inteligentnie, niż wyraz jego twarzy. On za to podniósł głowę, by z powrotem opuścić ją na poduszki, a jego twarz zakryła jego blond grzywka.
- Obudziłaś mnie swoim głośnym myśleniem. – powtórzył, jakby to cokolwiek miało wytłumaczyć. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a on jęknął gardłowo i przesunął się do mnie, nadrabiając to, że dzisiaj spał odsunięty. Jego gorące ramię mnie oplotło, a reszta ciała przylepiła się do mojego prawego boku. Twarz zginęła we wgłębieniu mojej szyi, a ja powróciłam do swojego tematu, który wertowałam przez już chyba pewnie godziny. – Lena, proszę cię, powiedz mi, że się mylę i wcale nie myślisz o swojej przyjaciółce, kiedy ze mną tu jesteś...
- Bardzo dziwnie to zabrzmiało. – zauważyłam, marszcząc czoło i kiedy już myślałam, że nie ma opcji, by on się do mnie przyssał bardziej, odkryłam, że jednak się myliłam, a on przyciągnął mnie do siebie i ręką i nogą. – W ogóle bardzo dziwnie się zachowujesz...
- Bo się dopiero obudziłem i miałem fenomenalny sen, a ty leżysz i myślisz o Katarinie tak intensywnie, że to pewnie twoje trybiki w mózgu mnie obudziły. – nie odpowiedziałam na to stwierdzenie, bo nawet nie wiedziałam co. Każdego dnia miałam chyba coraz większy mętlik w głowie, a myślałam, że to już niemożliwe.
- O czym ty znowu gadasz? – spytałam w końcu, ale odpowiedziała mi cisza. Równy oddech łaskoczący moją skórę wytłumaczył mi dosłownie wszystko. O co mu, do cholery, chodziło? To było niesprawiedliwe. On by mnie obudził, gdybym zostawiła go z niedoborem informacji i żądał, żebym mu wszystko wypaplała, a ja po prostu leżałam, mając ochotę wsunąć wolną rękę w jego włosy i zacząć go głaskać, bo jego zachowanie mimo wszystko mnie rozczulało. Rozczulało! To absurdalny czasownik, stawiając go przy rzeczowniku „psychopata”, lub przy określeniu „człowiek wyjęty spod prawa”. Ale jednak był uroczy zaraz po obudzeniu i nie mogłam się nie uśmiechnąć, a moja dłoń nie mogła się nie wpleść się w jego gęste włosy, które rozsypały się na mojej skórze. Jego palce zacisnęły się na moim ramieniu i miałam ochotę parsknąć śmiechem na jego zaborczość, która ujawniała się nawet podczas snu. W końcu poczułam się senna i już zamykałam oczy, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi i mój wzrok natychmiast powędrował na klamki, które poszły w dół, a między skrzydłami pojawiła się twarz zdezorientowanej Katariny. Moje brwi uniosły się do góry, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a potem poczułam, że robi mi się niestosownie ciepło, gdy wyobraziłam sobie, jak dziwnie muszę z boku wyglądać z Kaulitzem na sobie. Dobrze, że przynajmniej byłam ubrana. Choć nie miałam bielizny. Szlag.
Katarina zlustrowała obiekt gnijący na mnie i na jej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, który nie do końca zrozumiałam, mając w głowie to, że przecież ona go nienawidzi. Z resztą to wszystko było zbyt skomplikowane, żeby to jednoznacznie określić. Machnęła na mnie ręką, żebym do niej podeszła i wtedy ja również spojrzałam na Kaulitza. Jak ja miałam się z niego wyplątać? Ostrożnie podniosłam jego prawą rękę i zagryzłam wargę, gdy palce mocniej zacisnęły się na moim ramieniu, tym razem powodując ból. Co za świr. Usłyszałam parsknięcie śmiechu i zanim się zorientowałam co i jak, Katarina stała nad łóżkiem i siłowała się z ręką Kaulitza. Ledwo opanowałam wybuch rechotu z irracjonalizmu sytuacji. Ciszę przerywało tylko ciężkie dyszenie i spokojny oddech Billa i dźwięki świadczące o tym, że dwie dziewczyny próbowały opanować rozbawienie. To był jakiś żart, ale w końcu jego ręka odpuściła i Bill poleciał na plecy z impetem, a ja się oplułam, wybuchając śmiechem, którego już nie potrafiłam opanować. Katarina nie była lepsza, a to wystarczyło, by oczy Kaulitza otworzyły się szeroko, przez co natychmiast zerwałam się z łóżka, zanim stwierdził, że powinien mnie z powrotem przygnieść.
- Co to, kurwa, za najazd z samego rana? – spytał, przecierając twarz.
- Jest po dwunastej. – odparła luźno Kat, a ja znowu uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Przecież mówię, że najazd z samego rana. Czego tu nie rozumieć? – jęknął głośno, przewracając się na brzuch. Machnął na nas lekceważąco ręką. – Nie dadzą się człowiekowi wyspać, po prostu, kurwa, nie dadzą... – wymamrotał w poduszkę i wtulił się w nią jeszcze bardziej. Obie patrzyłyśmy na niego jak na debila i wzruszyłam w końcu ramionami.
- I tak zaraz zaśniesz, świrze. Trzeba było spać w nocy.
- Trzeba było nie rozkładać przede mną nóg, nimfomanko. – podniosłam swoją poduszkę i przywaliłam mu nią w głowę, ale on nawet się nie ruszył.  – Prawda w oczy kole, ha ha.
Przywaliłam sobie wolną dłonią w twarz, a Katarina powieliła czyn.
- Kutas. – burknęłam, ale on już najwyraźniej spał, bo nie odezwał się ani słowem. Przewróciłam oczami i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichś ubrań. Zaraz przy łóżku dojrzałam dresy Billa, więc założyłam je na tyłek, nie próbując nawet znaleźć bielizny. No może jednak znajdę stanik...
- Tego szukasz? – Katarina, która swoją drogą była ubrana w szare rurki i czarną koszulkę i miała nawet rozczesane włosy, trzymała w ręku część bielizny, której właśnie poszukiwałam.
- Taaa... – wyrwałam jej stanik i ruszyłam do drzwi wyjściowych, ubierając się. Powinnam właściwie wziąć prysznic, bo miałam wyjątkowe poczucie, że się cała kleję od potu i innych substancji płynnych. Byłam idealnym okazem człowieka brudnego po seksie. – Powiedz, że zrobiłaś kawę. – mruknęłam, gdy tylko zamknęłam za Kat drzwi i obie skierowałyśmy  się na schody, a ja musiałam unieść nogawki, by się nie zabić w zbyt długich spodniach.
- Zwariowałaś chyba, ja tutaj nie ruszam bez nikogo. – prychnęła, więc gdy tylko znalazłyśmy się w kuchni, zaaplikowałam kawę do ekspresu i gdy w końcu się zaparzyła, zabrałyśmy się do salonu, by rozsiąść się na kanapie. Psy, które pojawiły się znikąd, ułożyły się zaraz obok na podłodze. Przez chwilę piłyśmy kawę w milczeniu, każda zabunkrowana w swoim świecie. Niby byłyśmy już pogodzone, a jednak ciągle pozostawała jakaś dziwna bariera, zbyt trudna do pokonania, by którejkolwiek się to udało. Ja chyba miałam do niej żal.
- Podoba ci się, co? – zagadnęłam w końcu, postanawiając odrzucić swój bolący temat, by skupić się na niej. Tak było najłatwiej.
Katarina zatrzymała się w trakcie picia kawy i spojrzała na mnie, robiąc się czerwona. Cóż, nawet nie musiała odpowiadać i tak wiedziałam, jaka była prawda.
- Bardzo. Mam na myśli, że bardzo bardzo. – pokiwała głową, uśmiechając się głupio, a ja parsknęłam śmiechem. – I to w sumie twoja wina, że się z nim przespałam. – dodała po chwili. – Nie patrz tak na mnie, jesteś za głośna w nocy. Dziewczyno, słychać cię chyba w całym domu przez te cienkie ściany.
Tym razem to ja wściekle się zarumieniłam, choć właściwie mi to było obojętne. Najwyraźniej moje policzki uznały, że należy się chociaż odrobinę wstydzić za swoje zachowanie.
- Hej, to w takim razie zwal winę na Kaulitza. Jest za dobry. – prychnęłam, przewracając oczami. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, przynajmniej tego byłam pewna. Mogłyśmy tak zwalać winę przez cały dzień, a mnie intrygowało coś innego. – Jest lepszy, niż Louis? – spytałam, a Kat opluła się kawą. Tak, zdecydowanie miałam wyczucie. Wyszczerzyłam do niej zęby i pomyślałam, że życie bywa zabawne, że kiedyś to ona wprowadzała mnie w poczucie dyskomfortu, a dziś robiłam to ja i to z jakim powodzeniem.
Zamknęła oczy, próbując się uspokoić, a ja cieszyłam się tak, że aż policzki zaczęły mnie boleć.
- Nie wdawajmy się w szczegóły, bo jeszcze bardziej będziesz gnoić Lou. – odpowiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Trzeba było powiedzieć, że tak. Dla mnie to satysfakcjonująca... No nie, satysfakcjonująca odpowiedź to nie jest, ale jestem skora uwierzyć, że Tom jest znacznie lepszym kochankiem. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam co prawda porównania, ale ten człowiek jest... Znaczy Bill...
- Czasami zdarza mi się zapomnieć, że nie jesteśmy tu z własnej woli. – przerwała mi nagle Katarina, a ja odetchnęłam ze zrezygnowaniem. No to koniec rozmowy o seksie. A ja chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś, kto nie jest Billem, bo ten dupek i tak już za dobrze wie o tym, co ja na ten temat sądzę. Co? Zaraz. Ona mówi o tym, że jesteśmy przetrzymywane, a ja myślę o seksie ze swoim porywaczem. Właścicielem. Brawo, Lena. – Znam tego człowieka ponad tydzień i ląduję z nim w łóżku i w ogóle to mam rozpieprzony telefon i nie wiem, czy przypadkiem matka do mnie nie dzwoniła i... Jezu, co z nimi jest, że zapominam o rzeczywistości? I, do cholery, przepraszam za swoje zachowanie, ale mnie to przerosło. – moje oczy znacznie się rozszerzyły, gdy Kat odłożyła kubek na stolik i nagle mnie przytuliła. Ja nie widziałam powodu. Nagle do mnie dotarło, że ja naprawdę stałam się silniejsza przez pobyt tutaj. Ale wątpiłam, czy z taką siłą mogłabym się wpasować do egzystencji tam na zewnątrz. Nie chciałam wracać. – Bo zawsze byłaś taka przykładna i dobra i nie robiłaś żadnych absurdalnych rzeczy, jakie ja robiłam i byłaś taka krucha i delikatna, a on zrobił z ciebie coś zupełnie odwrotnego i pomyślałam, że jesteś mi kompletnie obca i że to idiotyzm z twojej strony, że idziesz z tym palantem do łóżka jak gdyby nigdy nic i... – urwała, by nabrać oddech, a ja westchnęłam.
- Kat, daj sobie spokój. Musisz po prostu zaakceptować te zmiany, bo inaczej ciągle będziesz się motać, a to nie wypali, wierz mi, znam się na tym. – odsunęłam się od niej i spojrzałam jej w oczy. – I wiesz co? Wolę, byś sypiała z Tomem, niż z Tomlinsonem...
Parsknęła śmiechem, potrząsając głową.
- Wiesz, nasłuchałam się tutaj tylu rzeczy, że nigdy się nie dowiem, kto jest dobry w tym zespole. Każdy się zdaje mieć jakąś przeszłość, która odbiła się na teraźniejszości. – odwróciła od mnie wzrok, przykładając twarzy do oparcia skórzanej kanapy. – Tom zdaje się być postawiony w bardzo niesprawiedliwej pozycji, prawda? – spytała nagle, a ja skinęłam bezwiednie głową. – Zanim się tutaj pojawiłam, czytałam wiele wywiadów z nimi, szukając jakichś wskazówek i wiesz, oni dużo mówili o tym, jacy są związani, że nie mogą żyć bez siebie i tak dalej... – poprawiła się na kanapie i zerknęła na mnie. – Ten twój Kaulitz ani razu nie wypowiedział się na temat tego, dlaczego zespół się rozpadł. To basista i perkusista musieli wszystko tłumaczyć. On pewnie nawet nie wie, jaki to chaos wywołało. Na fanpage’ach do teraz pojawiają się komentarze na ten temat i serio, to istny burdel. I myślę, że to cholernie dziwne, że oni mogli się ściąć o dziewczynę do aż takiego stopnia, że to zniszczyło dosłownie wszystko, na co pracowali. I to takie bez sensu, Tom mówi, że to nie jego wina, a Kaulitz do teraz mu nie wierzy. Dlaczego Tom miałby kłamać?
Nawet nie pytałam, skąd ona to wie. Tutaj wszystkie informacje przechodziły z ust do ust w trybie ekspresowym. To było bardzo trafne pytanie. Dlaczego Tom miałby kłamać, skoro byli braćmi i niczego przed sobą nie ukrywali? Przecież nawet teraz wywalali kawę na ławę. Nawet teraz nie szczędzili sobie przykrych słów, bo wciąż mówili prawdę.
- Bill to idiota. – mruknęłam, wzdychając głośno. – Gdybym tylko wiedziała, jak to zrobić, żeby mu przemówić do rozsądku, to pewnie bym to zrobiła, ale... – parsknęłam suchym śmiechem, prawie się opluwając, gdy dotarła do mnie ironia sytuacji. – O czym ja mówię? Siedzimy tutaj i pijemy kawę, zamiast stąd spieprzyć.
Katarina zastygła w bezruchu i tak przez chwilę się na siebie gapiłyśmy, ale żadna z nas się nie ruszyła z miejsca. Jak oni to, do kurwy nędzy, zrobili? Nawet Katarina, która była na mnie wściekła, teraz tylko się patrzyła i nie robiła nic w kierunku ucieczki. Oni nam zniszczyli osobowości. Zniszczyli wszystko, a my się zastanawiałyśmy, jak im pomóc.
- Mówisz, że Tom jest lepszy od Louisa, a gdyby trzeźwo na to spojrzeć, to nagle nie wiadomo czemu jest lepszy. – zauważyła cicho. – W sumie wiesz, nie zrobiłyśmy tego celowo, ale wpakowałyśmy się w niezłe gówno.
- Wiem... – przymknęłam oczy i rozłożyłam się na oparciu, uważając, by nie wylać kawy. – Gorzej, że jeśli o mnie chodzi, to im dłużej tu jestem, tym mniej żałuję, że się tak to wszystko potoczyło... Przykro mi, Kat...
- Nie wierzę, że to mówię, ale cię rozumiem. – odparła ze zrezygnowaniem i przesunęła się w moją stronę, by położyć głowę na moich nogach. – Muszę jednak dodać, że jesteśmy naprawdę chore.
Wzruszyłam ramionami.
- Wiem.
I co z tego?

I co z tego? Już mówię. Jestem na tyle chora, by nie dość, że akceptować tę sytuację, to jeszcze próbować ją zmienić. Nie miałam pojęcia, skąd we mnie się to nagle wzięło, bo wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. To, co utworzyło się między mną, a Billem, było bardzo kruche. W każdej chwili można to było spieprzyć i wrócić do samego początku. Ale ja chciałam zaryzykować i spróbować to wszystko polepszyć. Po co? Bo mi zależało. Zależało mi jak jasna cholera i chciałam, żeby ten dupek był szczęśliwy, a wiedziałam, że jeśli nie wyjaśni się sprawa z rzekomą zdradą Toma, on nigdy się nie uwolni od przeszłości. Tu nie chodziło już o Emilie, sukę, która w obecnym momencie niszczyła nawet mnie. Chodziło o to, że Bill musiał pójść do przodu, a ja byłam skłonna poświęcić wszystko, co miałam (a tak naprawdę to nie miałam prawie nic), by go przywrócić do życia. Nie wiedziałam, czy potrafiłabym to zrobić dla Harry’ego. Rozsądek podpowiadał mi, że chyba jednak nie, ale nie miałam czasu, by się nad tym zastanawiać. Po prostu musiałam zrobić to, co uważałam za słuszne i to jak najszybciej, zanim za bardzo spanikuję i się wycofam.
Podczas obiadu widziałam spojrzenia, jakie posyłali sobie bliźniaki i chociaż powinnam była się oburzyć, że to był dokładnie taki wzrok, jaki mają faceci, którzy są zadowoleni z faktu, że pieprzyli, nie mogłam się powstrzymać od głupkowatego rozbawienia. To zawsze był jakiś krok do przodu, prawda? A ja dzisiaj albo wszystko zniszczę, albo w końcu wszystko ustabilizuję. Trudno.
Nie miałam pojęcia, skąd wzięła się we mnie jakakolwiek odwaga, ale uparłam się do tego stopnia, że udało mi się odepchnąć, gdy jego dłonie ulokowały się na moich biodrach, a jego usta na moich ustach. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja pchnęłam go na jedną z sof, na którą opadł z impetem i od razu usiadłam na jego kolanach, zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
- Czy ty próbujesz mnie zdominować? – spytał z rozbawieniem, ja potrząsnęłam głową.
- Chcę porozmawiać. – oznajmiłam mu dobitnie przez co na jego czole pojawiły się zmarszczki, gdy jego zadowolenie zniknęło jak ręką odjął. Serce zaczęło mi walić jak młot pneumatyczny, więc tylko odetchnęłam urywanie, próbując się uspokoić.
- Czemu mam wrażenie, że chcesz poruszyć temat, którego nie poruszamy z całkowicie oczywistych względów, jeśli chcemy w miarę neutralnie egzystować? – beznamiętność, która wyzierała z jego głosu sprawiła, że moje zdenerwowanie wzrosło na jeszcze wyższy poziom. Oparłam dłonie na swoich udach i opuściłam wzrok na jego klatkę piersiową, która prawie wcale się nie poruszała. Czy on w ogóle oddychał? To chyba nie oznaczało nic dobrego, prawda? Powinnam to przerwać, póki miałam jeszcze czas. Ale nie chciałam. Nie, kiedy udało mi się w sobie zebrać.
- Bo tak właśnie jest. – odpowiedziałam, nie umiejąc pozbyć się niepewności z głosu, która mnie nagle opanowała. Jeśli skończy się tak, jak sugeruje mi jego mina, znów zostanę sama. I nie będzie wyjazdów i jego dobrego humoru i śmiechu, który sprawiał, że ja sama się śmiałam. – Chcę porozmawiać o twoich relacjach z Tomem. – dodałam wyjątkowo cicho, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Im bardziej się w to zagłębiałam, tym bardziej chciałam wstać i zwiać. Ciało pode mną zastygło, a je ze zdenerwowania poczułam, że moje dłonie zaczynają być wilgotne. Co ja wyprawiałam? Przecież to Kaulitz, który mnie dusił i uderzył kilkukrotnie, a ja właśnie podnoszę mu ciśnienie bardziej, niż sobie.
- Dlaczego miałbym chcieć z tobą o tym rozmawiać? – spytał powoli, tym cholernie niskim tonem ostrzegającym o tym, że jego właściciel ogłasza, że wchodzisz z nim na wojenną ścieżkę. Złapałam się na tym, że przestałam oddychać. Policzyłam do pięciu i zacisnęłam spocone dłonie, próbując opanować narastającą panikę, że przekroczyłam niewidzialną linię. Przecież wiedziałam, że tak będzie. Nie mogłam się teraz poddać.
- To nie jest kwestia tego, który z was mówi prawdę, a która wersja jest sensowniejsza, Bill. – odpowiedziałam, słysząc wyraźne drganie w moim głosie. Nie potrafiłam się przy nim ogarnąć. Po prostu nie potrafiłam. – Myślałam nad tym i...
- Ktoś cię prosił o rozstrzyganie tego sporu? – poderwałam głowę i natychmiast tego pożałowałam, gdy tylko moje spojrzenie skrzyżowało się z lodowatymi tęczówkami. Po całej jego twarzy było widać, że to był najgorszy temat, jaki mogłam wybrać do rozmowy.
- Nie, ale nie możesz zaprzeczyć, że to, co się między wami stało, jest przyczyną, dla której tu jestem. – zaoponowałam, starając się zabrzmieć odrobinę bardziej agresywnie. Nie umiałam. – Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mógłbyś uwierzyć osobie, którą ledwo znałeś, a o wszystko, co złe, posądziłeś swojego brata bliźniaka.
- Znałem Emilie wyjątkowo dobrze, żeby...
- Znałeś Emilie tak, że całą winą obarczyłeś Toma, jakby ona się nie liczyła, jakby ona nie zrobiła niczego złego. – odpowiedziałam za niego, a on zmrużył oczy, zaczynając się poważnie irytować. Ja za to przestawałam się bać, bo musiałam sobie przyznać rację. To przez całą tę sytuację byłam tutaj. – Podaj mi jeden powód, dla którego Tom miałby cię tak potraktować. – wysunęłam wyzywająco podbródek, nie spuszczając z niego oczu.
- Jest facetem, do kurwy nędzy, a Emilie jest piękna. – odparł sucho, a ja poczułam wyjątkowo bolesne ukłucie w żołądku. Pieprzona zazdrość. Więc chciał mi dopiec. Świetnie.
- I szmatą. – dodałam beztrosko, na co on spiął się jeszcze bardziej.
- Słucham?
- Jest szmatą. – powtórzyłam, cedząc każde słowo. – Człowieku, ona chciała się przespać z twoim bratem. Chyba mi nie wmówisz, że cię kochała? Tom wybacza ci wszystkie świństwa, jakie mu robisz, bo cię kocha, mimo, że jest niesłusznie oskarżony. To jest miłość. Czy ona cię kochała? Manipulowała tobą, wmawiała ci jakieś brednie, skłóciła cię z bratem. Czy ona cię kochała?
Spojrzenie stwardniało. Wiedziałam, że właśnie zbliżała się kolejna wiadomość, która uderzy we mnie jak z shotguna. Nie dość, że prosto w serce, to w wielu miejscach wokół niego. Dlaczego ja wciąż na nim siedziałam, skoro czułam się tak, jakby tylko jedno zdanie za dużo dzieliło go od zwalenia mnie z siebie? Moja głowa pulsowała.
- A czym ty się od niej teraz różnisz? – spytał powoli, naciskając na spust broni. Zabolało. Zacisnęłam powieki, przełykając ślinę i rozluźniłam dłonie. Spokojnie. To, że masz ziejącą pustkę w ciele, nie znaczy, że masz się poddać. To, że on mści się na mnie, bo uroił sobie, że jestem jak Emilie, też nic nie znaczy. To, że mi się zdawało, że mu choć trochę zależy, a tak nie jest, też nic nie znaczy.
- Ona nie kochała ani ciebie, ani Toma. – wydusiłam, czując coraz większą gulę w gardle. Nie mogłam mu powiedzieć za dużo. A przecież przekroczyłam kolejną linię. Wystarczyło tylko, że powie...:
- A ty nie kochałaś Harry’ego.
A ja powiem...:
- Owszem. – doskonale zdawałam sobie sprawę, że nigdy przed nim nie przyznałam, że nie czułam do Harry’ego to, co myślałam, że czułam. Ale on przyszedł i wszystko się zmieniło i nie potrafiłam wrócić do poprzedniego balansu. Z każdym dniem było coraz trudniej i po prostu dałam sobie spokój. I nie powiedziałam mu tylko dlatego, że wiedziałam, że to wykorzysta. Że dojdzie do innych wniosków. Do tych, których się wciąż obawiałam. Przed nim.
Patrzył na mnie dziwnie beznamiętnie, a jego brązowe tęczówki skanowały moją twarz, jakby próbowały się w niej czegoś doszukać. Nie miałam pojęcia, co to było i czy to znalazły. Ale usta wiedziały, co powinny zrobić, żeby wykopać na światło dzienne rzeczy, które ja wolałam zachować tylko dla siebie.
- Mnie też nie kochasz. Więc czym się od niej różnisz?
- Dlaczego wciąż ją bronisz, skoro odebrała ci wszystko? – spytałam poważnie poirytowana tym, że po tym wszystkim miał czelność mówić o tej sprawie w taki sposób. – Jak możesz być tak kurewsko tępy, skoro po dwóch latach do ciebie nie dotarło, że zniszczyła ci życie? Wszystko, na co tak pracowałeś, twoja przyjaźń z tymi... – urwałam, gdy on nagle odbił się od oparcia sofy i złapał dłonią za mój podbródek, aż mimowolnie zachłysnęłam się z bólu. – Co ty, do...
- Odpowiedz na te pieprzone pytanie. – warknął, nie odrywając oczu od moich, a gdy tylko chciałam spuścić wzrok, on unosił mój podbródek wyżej, przez co nie miałam możliwości, by na niego nie patrzeć. Zaschło mi w ustach, a moja klatka piersiowa zaczęła się coraz niespokojniej unosić i opadać, jakbym była bliska histerii. – W czym się od niej różnisz, że śmiesz poruszać ten temat?
- A co chcesz ode mnie usłyszeć? – wydyszałam, łapiąc go za nadgarstek. Nie umiałam jednak go od siebie odsunąć, bo gdy tylko to robiłam, on zaciskał palce jeszcze bardziej, przyciągając mnie do siebie. W końcu nasze twarze dzieliło kilka cali , a ja ledwo oddychałam z nadmiaru emocji.
- Prawdę.
- Ha! – prychnęłam sucho. – Ty nie chcesz jej słuchać. Ty nie wierzysz w prawdę, tylko jakieś wyssane palca bzdury, które mimo, że brzmią absurdalnie, są dla ciebie świętością. Nie wierzysz, że nie potrafiłabym robić notoryczne skoki w bok. Nie wierzysz, bo oczywiście Emilie. Emilie, która okazała się być kurwą, a ty mierzysz jej miarą wszystkie inne kobiety! Łącznie ze mną!
- Czego ty, do kurwy nędzy, nie rozumiesz w pierdolonym pytaniu? – Kaulitz najwyraźniej postanowił mnie ignorować, a ja zdałam sobie sprawę, że to jak walka z wiatrakami. To było marnowanie siły. Ja mówiłam jedno, a on wciąż swoje. Był tak głęboko zapadnięty w przeszłości, że najwyraźniej nie było już dla niego ratunku. W co ja się wpakowałam?
- Wiesz... Myślałam, że to ma choć odrobinę sensu. Że może jak... – syknęłam, gdy jego dłoń znów zacisnęła się na moim podbródku. Roześmiałam się, choć bez wesołości i nie wiedzieć czemu, poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Bezsilność? – Chciałabym cię naprawić, Bill. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jeśli ty chcesz mnie zniszczyć, nie ma sprawy, ale gdybyś...
- Dlaczego miałabyś chcieć mnie naprawić?
- Przecież wiesz. – odpowiedziałam tak cicho, że przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że jednak mnie nie usłyszał. Tak byłoby lepiej. Ale jego spojrzenie złagodniało i wiedziałam, że wszystko dokładnie zrozumiał. Co ja robiłam? Przecież to było kopanie sobie grobu. – A teraz mnie puść. Obiecuję, że już nigdy więcej nie podejmę tematu. Jestem...
- Więc mnie kochasz. – usłyszałam jego dziwnie miękki głos i zamrugałam gwałtownie oczami, czując, że moje policzki robią się czerwone, a serce w nadludzkim tempie przemieszcza się do przełyku. – Próbujesz mi powiedzieć, że różnisz się od Emilie tym, że mnie kochasz? – spytał, a ja wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. Bo straciłam wszystko już dawno temu. Oboje byliśmy wrakami ludzi. Więc nic już mi nie zaszkodzi skinięcie głową. Nic mi nie zaszkodzi wyznanie miłości, którą zapewne wykpi. Pustka.
- Tak. – odparłam i pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Spodziewałam się, że będzie próbował dobić leżącego, skopać go. Spodziewałam się, że będzie próbował mi wmówić, że to, co do niego czuję, wcale nie jest miłością. Spodziewałam się wszystkich negatywnych wyjść z tej sytuacji.
Zamiast tego on poluźnił zacisk na moim podbródku, delikatnie masując palcami obolałe miejsca i wreszcie zamknęłam oczy, chcąc się odciąć od rzeczywistości. A potem on osunął się na oparcie i pociągnął mnie za sobą, obejmując mnie swoimi ramionami. I gdy pierwszy raz rozpłakałam się w jego objęciach, on tylko całował mnie w czubek głowy, a jego ciepłe dłonie po prostu gładziły mnie po plecach, jakby on rozumiał, co się ze mną działo. Jakby to akceptował.
Czym była akceptacja miłości?

12 komentarzy:

  1. Czyzby teraz juz mialobyc coraz lepiej ? Choc ciagle czekam, ze moze jednak Emilie pojawi sie nie tylko w opowiesciach :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohhhhhh -w sumie to tylko tyle mam teraz w głowie. Odcinek jak zwykle perfekcyjny, a może nawet jeszcze bardziej perfekcyjny niż zwykle. Każde przeczytane zdanie sprawiło mi ogromną przyjemność, a końcówka to całkowity majstersztyk. Świetne ukazanie emocji Leny, Billa, którego z każdym rozdziałem uwielbiam coraz bardziej.
    Pozdrawiam i niezmiennie życzę weny
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. jesteś okropna urywając w takim momencie :D Odcinek bez sexu to odcinek stracony! haha
    C.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak więc Lena w końcu wyznała Billowi co czuje. Czy to coś zmienia? Myślę, że tak w końcu, gdyby go to nie obchodziło zrzuciłby ją z kolan, a on zrobił coś zupełnie odwrotnego - przyciągnął ją do siebie i przytulił jakby to co ona mu powiedziała było dla niego skarbem, jakby to ona była dla niego skarbem. Ale przecież tak właśnie było prawda? Tylko on może go "naprawić", jeśli tylko on da jej tą szansę. Więc może niech przestanie wszystko utrudniać i pozwoli Lenie działać? Tak byłoby lepiej i dla niego i dla niej. Pozdrawiam i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeejuuuuuu xd
    Wredna istoto, aż się boję kolejnego rozdziału!
    No jest słodko, słodko jak cholera xd I podoba mi się! Bo Bill w tym wszystkim nadal jest taki idealny. Tylko naprawdę mógłby wziąć się z garść i dogadać z Tomem, bo to psuje cały ten sielski obrazek.
    Dobrze, że on już wszystko wie, nawet jeśli Kaulitz miałby to teraz wykorzystać przeciwko niej. bo pewnie to zrobi, w taki czy inny sposób. Ale on wie i w głębi czuje pewnie to samo.
    Dobra, ja się nie rozpisuję, i tak coś czuję że znów nie skomentuję opowiadania o Billu i Nataszy xd
    Pozdrawiam ponownie xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooooo.. to się dzieje. xD Szczerze? Podobała mi się scena, gdzie Lena i Katarina siedzą sobie i rozmawiają, popijając kawę <3 Cieszę się, że Lena zdobyła się w sobie i porozmawiała z Billem. Ciekawa jestem, co Bill teraz zrobi wiedząc, że ona go kocha. Ah <3 Ale sam fakt, że nie wybuchł, a złagodniał... to już coś znaczy. ;D

    CZEKAM na nexta! ;D

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż nie wiem, co napisać. Tym rozdziałem przeszłas samą siebie. Sprawilas, że całowicie oderwalam się od rzeczywistości, a to zdarza się jedynie podczas wykładow z pedeutologii:DA tak serio, masz ogromny talent droga Ann. Ciesze się że Lena w końcu zebrala się na odwage, by porozmawiac z ześwirowanym Bylem. A jeszcze lepsza była jego reakcja na jej wyznanie. On też ją chyba kocha, tylko musi jeszcze zdac sobie z tego sprawę.
    Katarina walczaca z łapa Kaulitza? Epickie, jak wielka ucieczka Billa:D
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
  8. Szlag by Cię jasny trafił, niedobra kobieto!!!!
    To był najpiękniejszy odcinek ever! Najpiękniej wyznana miłość na świecie. To było cudowne! Cholernie ciekawa jestem, co teraz będzie!
    Nie umiem napisać nic więcej.
    Kocham to opowiadanie i tyle :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Omnomnomn <3 Jeju ! Ja chcę jeszcze! Jak mogłaś przerwać w takim momencie!!! Ja się pytam, jak?! Uwielbiam wszystkie odcinki, ale ten to mistrzostwo ;D I zaczynam lubić takiego Billa. I bardzo dobrze, że nie uderzył ani nic nie zrobił Lenie, tylko ją wysłuchał. Ale bardzo mnie ciekawi jak Bill się będzie zachowywał w stosunku do Leny i Toma, a przede wszystkim Toma ;)
    Nie no kocham Cię po prostu, za to opowiadanie <3 Happy New Year <3

    OdpowiedzUsuń
  10. <3 <3 dalej dalej

    OdpowiedzUsuń
  11. więęęęęcej i więcej człowiek chce po kazdym odcinku :)

    OdpowiedzUsuń