środa, 20 listopada 2013

Chapter XII

No i tak to ze mną. Najpierw nie mam nic przez wiele tygodni, a potem siadam i robię rozdział albo w jeden dzień, albo dwa. Brawo, ej. Ale, jakkolwiek to dziwacznie brzmi, kłaniam się dla pana Adasia Lamberta, który tak mi zrył banię, że przy jego dwóch płytach natchnęło mnie niesamowicie do pisania. Amen! Więc jestem, rozdział trochę dziwny, głównie bazujący na tym, co czuje główna bohaterka, na tych sprzecznościach, które sprawiają, że czuje się sama ze sobą wybitnie fatalnie.
PS Trzeci raz zabieram się za Greya i znowu zasypiam w połowie książki, więc nie wiem, jak uda mi się przebrnąć przez całą trylogię. Chyba znowu dam sobie spokój i wrócę do tego, jak już będę na łożu śmierci. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ta książka jest fenomenem, kiedy ona zraża ludzi do seksu, który nie jest pluszowy, główna bohaterka i jej bogini są nudne jak flaki z olejem, a seks jest beznadziejnie opisany. Ręka w górę, kto to wie?
PPS Wybaczcie, że krótsze, niż zwykle, ale postanowiłam zmienić końcówkę, bo mi się postaci wymknęły jak zwykle spod kontroli i tego... Tak jakoś wyszło xD

><><><><><><><><><><><><><><

Byłam taką łatwą zdobyczą.
Mógł znaleźć sobie kogoś trudniejszego do przekonania. Mógł sobie znaleźć kogoś, kto będzie się wzbraniał, kto będzie się go brzydził. Mógł znaleźć sobie kogoś, kto go znienawidzi. Zamiast tego wykorzystywał kogoś, kto właściwie chętnie dawał się wykorzystywać. Czy to było wykorzystywanie w takim razie? Każde negatywne słowo blakło przy moim zachowaniu. Powinnam się wstydzić i Bóg mi świadkiem, że to robię. Nie rozumiałam tego, a raczej starałam się sobie wmówić, że tego nie rozumiem i próbowałam o tym nie myśleć. Przecież ja prawie z nim nie rozmawiałam, chyba że kłótnie zaliczają się do jakiejkolwiek konwersacji. W większości przypadków byłam tak sobą zażenowana, że nie potrafiłam się do niego odezwać normalnie. A on... Czasami mi się zdawało, że po moim... naszym pierwszym razie on jakoś tak... zmienił podejście. Jeśli wcześniej nie rozumiałam jego postępowania, teraz byłam już całkowicie zagubiona. Czy on w ogóle wiedział, co chciał ze mną zrobić? Prócz oczywistego pieprzenia mojego ciała i niszczenia mojego życia. Bawił się mną. Oczywiście, że to robił. Chciałam wiedzieć dlaczego, ale bałam się go pytać. Z drugiej strony każda konwersacja i kłótnia kończyła się tak samo. Wcześniej myślałam, że mam całkiem wysokie libido, ale przy nim okazało się, że to była tylko kropla w studni pełnej wody. On był wszystkim, czego potrzebowało... cóż, nie tylko jedno miejsce między moimi nogami. Całe ciało. Całe ciało pożądało go w absurdalny sposób. Gdyby to był Harry. Gdyby to był chociaż zwykły facet, barman w klubie, Boże, nawet sprzedawca w sex-shopie! Ale nie, byłam tak irracjonalna, a raczej opakowanie mojego umysłu było tak próżne i irracjonalne, że wolało, gdy dotykał je mój... właściciel. Czy to w ogóle normalne? Żeby ciało robiło co innego, a mózg co innego? Może byłam prototypem. Ale czy to w ogóle miało znaczenie? Byłam jak zwierzątko, któremu dostarczano pożywienia, miejsca do spania i zabawki. Dosłownie. Dostałam sztalugę, pędzle, płótno, farby. Mogłam nawet lepić z gliny jak w „Uwierz w Ducha”. Miałam ołówki, miałam nawet węgiel. Miałam wszystko. Jezu, miałam więcej rzeczy, niż w domu. Były droższe. Widziałam nazwy firmy i po moich plecach przebiegały dreszcze. To był jeden wielki żart.
- Nie chcę tego. – wyburczałam, próbując przestać wgapiać się w prezent (jeśli można to tak w ogóle nazwać) wielkimi oczyma. Pewnie się świeciły jak dwie żarówki halogenowe. Cóż, nie dość, że lubiłam się puszczać, to najwyraźniej byłam pazerna na pieniądze. Świetnie. Z ułożonej dziewczyny, stałam się czymś, co było obrzydliwe.
- Twoja mina mówi co innego.
Zacisnęłam powieki, aż mnie zabolały. Przygryzłam wargę i potrząsnęłam głową, odsuwając przybory od siebie, niemal zwalając je na podłogę ze stolika, przy którym siedziałam, czytając książkę. Tak, zaszywałam się w bibliotece. Gdybym nie próbowała go unikać, prawdopodobnie wciąż bym była w jego łóżku... nie. Źle to ujęłam. Gdybym go nie próbowała unikać, on wciąż byłby we mnie, nieważne, jakie by było otoczenie. Łóżko, ściana, szafka, stół – wszystko jedno.
- Moja mina jest taka sama jak twój umysł. Nie chcę tego. – powtórzyłam uparcie, krzyżując ręce. – Nie mam tutaj nawet czego rysować, szkicować, cokolwiek. Z resztą... Sam mi zabrałeś możliwość studiowania. Dawanie mi teraz czegoś, co mnie łączy z moją przyszłą pracą, brzmi tak, jakbyś się mną przejmował, a gdybyś nie pamiętał, nie przejmujesz się mną. – no i proszę. Jak człowiek się zirytuje, to wszystko potrafi. A ja na przykład potrafiłam go wkurzać, wyprowadzać z równowagi i doprowadzać do szału. Tak, celowo zastosowałam synonimy, bo on zawsze kończył tak samo po zaczątkach konwersacji. A potem mnie pieprzył. A ja dochodziłam. Raz. Dwa razy. Czasami więcej. A on mi mówił, że się wzbraniam, kiedy tego chcę. A potem czułam się jak szmata.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem, jakby trawił to, co mu wytknęłam i zmarszczył czoło.
- Faktycznie tak to wygląda. – zauważył, drapiąc się po ciemnym zaroście. Przełknęłam nagle nagromadzoną ślinę, przypominając sobie, jak ów zarost drażni moją skórę. Dlaczego ja wciąż go chciałam?!... – Dobrze, że przynajmniej oboje wiemy, jaka jest prawda. Bierzesz to, czy nie?
- Nie.
- To je wyrzuć. – odwrócił się na pięcie i tak po prostu opuścił bibliotekę. On był niepoważny. Jak miałam to wyrzucić. Tak po prostu? Takie rzeczy? On sobie kpi?
Zamrugałam oczami, zdając sobie sprawę, że zrobił to celowo. Musiał wiedzieć, że tego nie wyrzucę. Więc chciał mi to dać. Dlaczego chciał mi to dać, kiedy mi wmawia, że go nie interesuję?... Pewnie robię sobie nadzieję. Ale kiedy myślę o tym w taki sposób, zdaję sobie sprawę, że to ma jakiś powód. Z jakiegoś pokrętnego powodu chcę, żeby się mną interesował w inny, niż tylko fizyczny sposób. Nie. Nie mogłam... Nie.
Przetarłam twarz dłońmi i schowałam ją w nich, opadając na stolik. On mnie wykończy. Psychicznie.

To było takie oczywiste, prawda? Każdy wiedział, że skończę na dworze, włosy będą rozwiewane na wietrze, słońce będzie ogrzewać moje nagie ramiona, psy będą biegać wokół basenu, a ja będę malować krajobraz z oceanem w tle. To było coś, co pozwalało mi się skupić na rzeczach trywialnych jak to, że tutaj muszę zaznaczyć liście ciemniejszym zielonym, bo pada na nie cień; jak to, że w oddali widać statek; jak to, że jedna zabłąkana chmurka swobodnie płynie po jasnym niebie. Nie musiałam myśleć o tym, że nie jestem u siebie, że mam w ręku drogi pędzelek i siedzę na nieskazitelnie białym leżaku, wyprostowana jak struna, a gdzieś w czeluści domu chodzi psychopata, który zachowuje się jak pan i władca. Władca mnie. Wcale o tym nie myślałam. Naprawdę. Nie wiedziałam, czy prezent był zamierzony, ale sprawił, że się znacznie zrelaksowałam. Miałam słuchawki na uszach, bo jakimś cudem miałam swojego iPoda, co w sumie koniec końców nie było takie zaskakujące, skoro został w Hondzie, która stała przed garażami. Nie miałam jednak dostępu do internetu, więc pomijając słuchanie muzyki, był całkowicie bezużyteczny. Byłam odcięta od świata. Wciąż. Ale malując piękny widok, mogłam to znieść. Chyba byłam naćpana brakiem cywilizacji. To nie było ważne.
- If you’ll be my strawberry bubblegum… then I’ll be your blueberry lollipop… - mruczałam do siebie pod nosem, a moja głowa lekko kiwała się do rytmu piosenki Justina Timberlake’a. – And I’ll love you ‘till I make you pop. – jak ta piosenka idealnie pasowała do atmosfery na dworze. Tak kołysała, tak rozluźniała, tak… Och, jak miło… Na chwilę zamknęłam oczy, delektując się prostotą momentu. Po prostu ja, natura, muzyka i sztuka kreująca się na płótnie. Czemu nie wpadłam na to wcześniej, by oderwać się od swojego życia właśnie w taki sposób? To był zdecydowanie najlepszy pomysł, na jaki tu wpadłam. Z drugiej strony ja tu nie mam czasu, by myśleć.
Gdy otworzyłam oczy, jeden z psów akurat podszedł do mnie, nieufnie wąchając paletę z farbami i słoiczek z wodą. Uśmiechnęłam się pogodnie, głaskając go wolną ręką. Psy były najlepsze w tym domu. Nie chciały zrobić mi krzywdy i nie czyhały na mnie jak jeden predator, od którego nieudolnie starałam się trzymać z daleka. Jakie to wszystko było bezsensowne. Nie miałam nawet chwili czasu, by zorientować się w swoim położeniu. Znaczy... Rachunki, które leżały na stoliku w holu, mówiły mi, że jestem w Santa Monica na Adelaide Drive. Ale tak naprawdę to nie miałam pojęcia, jak daleko to jest od domu i w którą stronę należy się kierować, żeby tu trafić. Więc tym bardziej nie byłabym w stanie uciec stąd na pieszo. Jezu. Znowu myślałam, zamiast się skupić na tym, co robiłam. Odetchnęłam głęboko, przecierając czoło, prawie farbując pędzelkiem włosy, które spięłam w luźnego warkocza na lewym boku. To było trudniejsze, niż się okazywało na początku. Ale w porządku, mam mnóstwo czasu, by przestać myśleć.
No i w momencie, kiedy z powrotem udało mi się skierować w stronę pracowania pędzelkiem po płótnie, cały misterny plan unikania i skupiania się na czymś innym legł w gruzach. Nagie stopy pojawiły się po obu moich stronach i poczułam na plecach ciepło obcego ciała. Natychmiast się spięłam, czując rosnącą frustrację i zacisnęłam zęby. Musiał przyjść, prawda? Musiał, do cholery?
Nie odezwałam się ani słowem, próbując go zignorować, ale mój kark wyraźnie poczuł gorący oddech, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Boże, czy ja mogłabym w końcu przestać na niego tak reagować? Moje serce znacznie przyspieszyło swój rytm i chociaż starałam się usilnie malować, moja dłoń zastygła jak cała reszta mnie i nie była w stanie się więcej poruszyć. Jego zapach wsiąkł we mnie, dotarł do nozdrzy i z trudem odetchnęłam. Pachniał tak obłędnie dobrze, Boże, tak dobrze.
Kiedy przez dłuższy czas się nie odzywał, zaczęłam się zastanawiać, do czego on zmierza i spięłam się jeszcze bardziej. Zniszczył taką chwilę. Znów odebrał mi moją kryjówkę i tym razem nie była ona miejscem, a spokojem ducha. To było niefair. Zniszczył coś w moim umyśle.
Nagle jego szczupłe palce wsunęły się w moje włosy, tuż przy podstawie warkocza, delikatnie drapiąc skórę głowy, a wzdłuż mojego ciała przetoczyły się gwałtowne dreszcze. Zagryzłam wargę, próbując sobie wmówić, że wcale nie chcę, by mnie dotykał. Ale wszystko zawsze kończyło się tak samo. On wiedział gdzie uderzyć, by trafić w dziesiątkę. W pieprzony ośrodek, nie milimetr w lewo, ani pół milimetra w prawo. Idealnie.
Odchyliłam głowę na bok, gdy lekko pociągnął mnie za włosy. Jego usta wylądowały na ramieniu, blisko szyi i mięśnie mocno i boleśnie zacisnęły mi się w podbrzuszu. Opuściłam bezwładnie dłonie, czując się tak cholernie zrezygnowana. Nie miałam siły walczyć przeciw takiemu traktowaniu. Byłoby łatwiej, gdybym na niego nie reagowała. Ale on mówił „chodź”, a ja posłusznie szłam. Ugryzł skórę na moim karku i natychmiast załagodził to językiem, a ja westchnęłam bezwiednie. A potem zamiast ust, pojawiły się kciuki i nim zorientowałam się, co się stało, on zaczął mnie masować, rozluźniając spięte mięśnie karku i ramion. Mrugałam oczami, nie rozumiejąc, o co chodzi, ale on się niczym nie przejmował. Po prostu mnie relaksował. A jego dłonie były jak balsam na rany, co tak naprawdę było wielką ironią, biorąc pod uwagę, że to on, nie nikt inny, tworzył blizny.
Palce naciskały raz mocniej, raz słabiej, zagłuszając piosenki w słuchawkach, doskonale wiedząc, co zrobić, żeby było perfekcyjnie. Marionetka. Wystrugał marionetkę, by się nią bawić. By wymyślić sztukę i ją wystawić z moim udziałem. Jedyne pocieszenie było w tym takie, że nie było widzów. Chyba, że liczyć Toma. Ale gdyby się nad tym głębiej zastanowić, on pomagał mu mnie strugać. Bredził jakieś bzdury, które zasiały w moim sercu nadzieję, że będzie inaczej. No i jest inaczej i to... I to...
- Zostaw mnie. – wyszeptałam, przełykając głośno ślinę, ledwo panując nad sobą, by się nie odwrócić i nie wpić w jego usta i znaleźć w jego ramionach schronienie, które nie istniało. Czerwone światło z głośnym alarmem rozbłysło w mojej głowie, a hałas zaczął wiercić dziurę z takich rozmachem, że aż otworzyłam szeroko oczy. Pędzelek i paleta wypadły z moich dłoni i ze świstem wciągnęłam powietrze, mając ochotę strzelić sobie w twarz. Wyślizgnęłam się spod dotyku rąk tak niezgrabnie, że prawie przewróciłam sztalugę, a słuchawki wypadły mi z uszu. Skonfrontowałam się z beznamiętną miną Kaulitza, który bacznie mnie obserwował. Byłam pewna, że moja mina wskazywała bezbrzeżną panikę.
- Jesteś spięta. – zauważył, a ja parsknęłam śmiechem i przełknęłam ślinę, słysząc histerię w swoim głowie. Z całej siły zmuszałam się, by patrzeć na jego piękną twarz, nie na piękne ciało, które było osłonięte tylko spranymi jasnymi jeansami.
- Nienawidzę cię. – wyplułam, wkładając w te słowa tyle emocji, że prawie sama sobie uwierzyłam, że mówię to poważnie. – Więzisz mnie i bawisz się mną i sądzisz, że możesz tak po prostu przychodzić i robić ze mną...  – rzeczy, które sprawiają, że chcę, byś zastąpił miejsce Harry’ego. – Uderz mnie. – opadłam na kolana i przysunęłam się do niego, oddychając spazmatycznie. Znów czułam fale gorąca od jego nagiej klatki piersiowej. – No uderz mnie!
- Podaj mi powód, dla którego miałbym to zrobić. – wymruczał, uśmiechając się leniwie. Byłam tak przerażona swoimi własnymi myślami, że nie zastanawiałam się ani sekundy. Uniosłam rękę i strzeliłam z otwartej dłoni w jego twarz, aż jego głowa odskoczyła na bok. Adrenalina wlała się do moich żył jak wysokoprocentowy alkohol, mrocząc mi mózg. Nie miałam pojęcia, co ja wyprawiałam. Wiedziałam za to, dlaczego uważałam to za słuszne.
- Uderz mnie. – wycedziłam i po chwili znów strzeliłam mu w twarz, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Kaulitz powoli odwrócił się do mnie, patrząc na mnie tak mrocznie, że moje serce chyba na chwilę przestało uderzać. W jednym momencie dotarło do mnie, dlaczego się go wcześniej bałam. Ale było już za późno. A podwójne znaczenie tej myśli sprawiło, że strach przed samą sobą rozmył strach przed nim. – Uderz mnie! – niemal wrzasnęłam, znów mu przywalając, aż dłoń zaczęła mnie porządnie piec. – Czy ciebie to bawi?! Powiedz mi, czy ciebie to bawi?! – i nagle znalazłam się z jękiem bólu na plecach na ziemi, a moje ręce zostały schwytane w dłonie Kaulitza i unieruchomione nad moją głową. – Nienawidzę cię! – i och, jak bardzo chciałam uwierzyć w swoje słowa. Jego intensywne spojrzenie przepalało mnie na wylot i sprawiało, że nie mogłam się zmusić do wyrywania się. Oddychałam gwałtownie i nagle zdałam sobie sprawę, że czerwony i zapewne pulsujący i gorący policzek Kaulitza wywołuje we mnie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam powstrzymać łez, które spłynęły z moich oczu.
- Co ma mnie bawić? To, że mnie uderzyłaś i teraz mnie napierdala po skurwysynie? – spytał niskim głosem, a ja zadygotałam od spazmów płaczu, który mnie ogarnął. Dlaczego nie potrafiłam go znienawidzić, jak zrobiłaby to każda uwięziona osoba na moim miejscu?! Chciałam płakać od jego dotyku. I płakałam. Nie dlatego, że to było złe. Dlatego, że było tak kurewsko dobre. Chciałam, żeby mnie krzywdził w fizyczny sposób, żebym mogła zmienić postrzeganie go. Ale on tego nie robił. Nie robił niczego, czego chciałam. Prócz dotyku, który przez moment wyzwalał, a potem zabijał ogromem znaczenia. – Odpowiedz mi, Lena. - mówił cicho, a jednak słyszałam go naprawdę dosadnie. Pochylił się nade mną, a ja pomimo łez zamazujących mi obraz, widziałam go wyraźnie. Zrobił ze mnie potwora, a jednak widziałam tylko jego. Co ze mną było, do cholery? Co ze mną było, że byłam taka łatwa do zmanipulowania? Nikomu nigdy się to nie udało, choć nawet moja własna rodzina próbowała! – Co ma mnie bawić w tej sytuacji? Ty? Pytasz się mnie, czy mnie bawisz? – pytanie zawisło między nami , a ja nagle zdałam sobie sprawę, że powinnam milczeć, jeśli nie chcę przyznać się do czegoś, czego nie chcę powiedzieć nawet w myślach, o czym nawet nie chcę myśleć, by się nie zagubić jeszcze bardziej. Zaczęłam się wyrywać, ale on jak zwykle był dla mnie za silny. Nie przestawał mi się przyglądać, trzymając mnie mocno za nadgarstki, a do mnie dotarło, że może jego nie ruszał seks z obcą osobą, lecz mnie owszem. Ruszało mnie to, że znał mnie, że dzieliliśmy coś intymnego, co dla niego było po prostu zwierzęcą potrzebą, a dla mnie było czymś więcej. Minęła połowa miesiąca, a ja zaczynałam się łamać, kiedy chciałam być silna i chciałam obrócić wszystko na jego niekorzyść. Jak miałam to zrobić? Jak miałam wygrać z kimś, kiedy tylko tylko on wiedział, jakie są zasady? Nie umiałam wygrać w pojedynkę. Przy nim nie umiałam niczego. – W porządku, jeśli wolisz milczeć, to ja sam sobie odpowiem. – pochylił się nade mną jeszcze bardziej, prawie stykając swój nos z moim nosem. – Nie nienawidzisz mnie. Nawet gdybym cię uderzył, nie potrafiłabyś mnie znienawidzić i to sprawia, że płaczesz. Czy bawi mnie krzywdzenie cię? A chciałabyś, żeby mnie bawiło? – uśmiechnął się drwiąco. – Też nie odpowiesz. Chciałabyś. Pewnie sądzisz, że wtedy też mogłabyś mnie znienawidzić, ale wtedy też by ci się to nie udało. – zlizał jedną ze słonych łez z mojej twarzy i na chwilę znów zapomniałam oddychać. – Mógłbym cię teraz tu wziąć, żebyś zapomniała o swoich wszystkich dobijających uczuciach. Mógłbym sprawić, że będziesz się pode mną wić i zaczniesz płakać od ogromu rozkoszy, jaką uwielbiam ci dawać. Mógłbym sprawić, że będziesz jeszcze bardziej brzydzić się swojej osoby. Chciałabyś tego? Sam odpowiem. Chciałabyś. Chciałabyś i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że dokładnie z tego powodu tak długo szukałem idealnej osoby do zakupu. Jesteś idealna do całego planu, jaki sobie ułożyłem...
- Nie jestem pierdolonym pionkiem w twojej grze! – krzyknęłam nagle, znów się wyrywając. Emocje chwyciły mnie tak, że zdławiony głos, który wydarł się z mojego gardła, ledwo przypominał mój własny. – Jestem człowiekiem, do kurwy nędzy! Co ty sobie wyobrażasz, że możesz tak po prostu przyjść i rozpierdolić wszystko w drobny mak tylko dlatego, że ci się tak podoba?! Czy ty w ogóle posiadasz coś takiego jak sumienie?! Jak duszę?! Wiesz, co to w ogóle jest?!
Przez dłuższy czas patrzył na mnie w milczeniu, a ze mnie znowu wyparowała wściekłość, przelewająca się w łzy. Co mi w ogóle dawało to, że próbowałam wyciągnąć z niego jakieś informacje? On mówił, ale to zupełnie nie miało nic wspólnego z tym, co czuje. Nic nie czuł. Prócz pożądania.
- Jesteś kobietą. Moją kobietą. – wymruczał w końcu, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, poprzedzona słodkim zaciśnięciem się mięśni w dołku. – I doskonale wiesz, że mogę robić z tobą co tylko zechcę. Taka była umowa. – i poczułam się tak, jakby oblał mnie kubłem zimnej wody.
- Nie pisałam się na to, dupku. – wyplułam, wbijając puste spojrzenie w jego rozżarzone brązowe tęczówki. – A mówisz mi to tak, jakbym się na to zgadzała. Cała twoja osoba jest jedną wielką kpiną.
- Więc walcz ze mną. Nie bądź taka słaba.
Prychnęłam suchym śmiechem, potrząsając głową. On był śmieszny, naprawdę. Słaba. Jak miałam być silna, kiedy on mi zabierał powietrze? Zabierał mi życie. Zabierał mi wszystko, zostawiając mi tylko siebie. A to oznaczało, że naprawdę nie miałam niczego. Tylko namiastkę ciepła, czegoś nieuchwytnego i nienazwanego, co przy dotknięciu opuszką palca, zamrażało mnie do szpiku kości i zmiatało z powierzchni ziemi. Nicość. Czysta nicość.
- Sądzisz, że mogłabym nie znieść tego i spróbować się zabić, skoro jestem zbyt słaba, by walczyć? – spytałam powoli, ważąc każde słowa. Kaulitz znieruchomiał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. – Zbyt słaba, by egzystować z tobą pod jednym dachem? Zbyt słaba, by cię oglądać? Zbyt słaba, by być tylko naczyniem dla twojej spermy? Zbyt słaba...
- Milcz. Nie masz prawa się zabijać. – usłyszałam jego lodowaty głos i uśmiechnęłam się szerzej. – Należysz do mnie i twoje życie też jest w moich rękach. Nie możesz...
- Bzdura. Mogę popełnić samobójstwo w każdej chwili. Nie możesz mnie wiecznie kontrolować. Już kilka razy udało mi się uciec ci na kilka chwil. – przysunęłam twarz do jego twarzy, gdy odsunął się ode mnie, mocno wytrącony z równowagi. – Jak sądzisz, ile potrzebowałabym czasu, by chwycić nóż i wbić go sobie w klatkę piersiową, dokładnie między żebra? – polizałam jego ucho, czując na swojej szyi jego przyspieszony oddech. – Sądzisz, że masz mnie na wyłączność? Powiedz, naprawdę tak sądzisz? To teraz ja ci odpowiem, panie Wszystkowiedzący. – spojrzałam w jego oczy, zamglone czymś, co wiedziałam, że zaraz zamieni się w furię. – Masz moje ciało i moje życie pod kontrolą, ale nie myśl, że nie mogę tego przerwać. Bo mogę. Daj mi tylko powód.
Kaulitz nagle puścił moje nadgarstki i odsunął się ode mnie tak gwałtownie, że nie od razu załapałam, że już stoi na równych nogach. Posłał mi wyjątkowo wściekłe spojrzenie, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Otworzył usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale po chwili potrząsnął głową, zamykając je. Zgrzytnął zębami i uniósł rękę, ale zaraz potem opadła. Dotarło do mnie, że tak wygląda Bill Kaulitz, który jest tak zbulwersowany, wściekły i przechytrzony, że nie wie, co ma powiedzieć. Że brakuje mu języka w gębie. Że zwyczajnie został przegadany. W ostatniej sekundzie udało mi się zatrzymać dumny uśmieszek wypływający na moje usta. Drugi policzek pokrył się czerwienią, która nie miała nic wspólnego z żadnym uderzeniem. Dojebałam mu tak, że mu poszło w pięty. Naprawdę to zrobiłam!
Przestąpił z nogi na nogę, a jego czoło zmarszczyło się, jakby sam nie rozumiał, dlaczego ma problem z odpowiednią reakcją na moje słowa. Ciekawe, czy kiedykolwiek komukolwiek udało się tak go zakasować. Poczułam się fenomenalnie. Wiedziałam co prawda, że ten stan ekscytacji nad samą sobą nie potrwa długo, bo w końcu odzyska władzę nad swoją złośliwością i przeświadczeniem, że może wszystko i stanie się coś, co niekoniecznie mi się spodoba. Ale ja nie żartowałam. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by się w nim zakochać i przysięgam, że wolałabym się zabić, niż oddać mu także swój umysł.
Znów potrząsnął głową, prychnął, machnął ręką i po prostu mnie opuścił. Tak po prostu. Zostawił mnie samą na dworze, a ja uśmiechnęłam się dziko, mając ochotę zacząć skakać ze szczęścia. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wciąż szczerząc się jak głupia i chwyciłam pędzelek. Tak, egzystencja nagle stała się znacznie lżejsza do zniesienia. Jeśli mogłam mu tak dowalić raz, mogłam to zrobić ponownie, prawda? Może to wcale nie będzie takie trudne. Może, jeśli wystarczająco będę się starać, by mu uprzykrzyć życie, on mnie wypuści, nie chcąc mieć na sumieniu mojej śmierci? Tak, to jest plan. Następnym razem, gdy mnie znowu wyprowadzi z równowagi, udam, że chcę się zabić. Ciekawe, że to go rusza. Myślałam, że mu wszystko jedno. Z drugiej strony, gdybym ja wydała na coś dziesięć milionów, wolałabym to jednak mieć tak długo, jak tego chcę. Ha, panie Kaulitz, mam pana w garści!
Starłam łzy wolną ręką i przyjrzałam się powoli pojawiającemu się na płótnie zarysowi krajobrazu rozciągającego się za posesją. Nigdy wcześniej nie byłam z siebie taka dumna i pierwszy raz tutaj, wbrew temu, co mówiłam, poczułam się silna.
Usłyszałam zasuwane drzwi za sobą i mój uśmiech zrzedł. Ale tylko odrobinę. W końcu co on mógł mi powiedzieć, by mnie zgasić? Tym razem to ja wygrałam bitwę i on nic na to nie poradzi.
Po mojej prawej stronie pojawił się Kaulitz, tak jak oczekiwałam, patrząc na mnie z wyjątkowo wyrazistą złośliwością wymalowaną na twarzy. A potem coś błysnęło w jego dłoniach i mój uśmiech całkowicie się rozmył.
- W takim razie po co czekać? Zrób z tego użytek już teraz. – rzucił, uśmiechając się sugestywnie, wyciągając do mnie rękę z nożem kuchennym z nierdzewnej stali.

8 komentarzy:

  1. Świetnie to rozegrałaś, Lena przyjęła może niezbyt skuteczną, ale jakże dobrą taktykę. Przynajmniej spróbowała go nienawidzić, myślała, że gdy zmusi go aby ją uderzył wszystko stanie się prostsze i jej mózg w końcu zadziała ,,normalnie”(wybacz dobór słów). Ale on tego nie zrobił. ,, Czy bawi mnie krzywdzenie cię? A chciałabyś, żeby mnie bawiło? – uśmiechnął się drwiąco. – Też nie odpowiesz. Chciałabyś. Pewnie sądzisz, że wtedy też mogłabyś mnie znienawidzić, ale wtedy też by ci się to nie udało. ‘’ I w tym momencie wiem, że Bill czyta w niej jak w otwartej księdze. A używając słów ,, Więc walcz ze mną. Nie bądź taka słaba.” wypowiedział to, co sama nieraz chciałam jej krzyknąć w twarz. Z drugiej strony, jej groźba odebrania sobie życia była doskonałym posunięciem, that's the spirit!
    No nieee, Kaulitz wygrał końcówkę -.-‘
    PS powinnaś sprawić sobie lepszą lekturę, Ana i jej wewnętrzna bogini są do dupy
    Pozdrawiam i czekam na więcej
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  2. odcinek... zaskakujący. świetnie rozplanowany i świetnie rozpisany. podejrzewam, że następny odcinek doprowadzi mnie do apopleksji już na samym początku. ciekawa jestem reakcji Leny na widok noża.
    pozdrawiam
    konar1234

    OdpowiedzUsuń
  3. Muahahahahaha pierffsza :P
    Aaaa!! Tak się cieszę że wkońcu jest nowy rozdział. Zajebisty jest :) szkoda że tak dłuuuuuugo trzeba było czekać, ale w między czasie trzeci raz przeczytałam "Free Me, Free Us" które też jest super-mega-zaje-kurwa-biście-zajebiste. Kocham to co piszesz

    OdpowiedzUsuń
  4. Zanim zdazylam sie ucieszyc z tego mini sulcesu Leny, Kaulitz musial to zniszczyc. Buu :-( Moze to nie do konca sluszne z mojej strony, ale mam nadzieje, ze przetnie sobie tym nozem zyly i bedzie kazala mu patrzec jak sie wykrwawia, a wtedy moze pojawi sie u niego nieco wiecej ludzkich odruchow, bo wkurza mnie, ze on jest swiecie przekonany, ze zna absolutnie kazdy jej ruch. Mam nadzieje, ze Lena go w koncu porzadnie kopnie, chociaz pod wzgledem psychologicznym xd

    PS A co do Greya-rowniez nie mam pojecia na czym polega fenomen tego tworu. Porzucilam czytanie po kilku rozdzialach :-)

    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. ołł o_O a tak sie kurka cieszyłam razem z bohaterką jej zwycięstwem a teraz kicha ;/.

    OdpowiedzUsuń
  6. A już myślałam, że chiociaż jeden raz Lena wygrala z Billem, ale on zawsze coś kurwa wymyśli. Jak jakiś jebany bóg (czy raczej bóstwo). Mam nadzieję, że Lena albo przetnie sobie żyły, żeby g nastraszyć, albo on ją powstrzyma tuż przed tym.

    PS. Co d Greya to proponuję poszukać jakiejś lepszej książki, bo tego się czytać nie da. "Moja wewnętzna bogini" i ciągłe przygryzanie wargi i tyle w temacie przez calą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu jestem tutaj z komentarzem. Nie mogłam się doczekać już, kiedy dodasz odcinek, a kiedy już to zrobiłaś, to nie miałam czasu przeczytać... Jednak jestem. I to w wielkim szoku!
    Dobrze, że główna bohaterka poczuła się silna i znalazła sposób, by zgasić Billa, ale ostatnie zdanie zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałam się, że Kaulitz może zrobić coś takiego! W ogóle nie przyszło mi coś takiego do głowy!
    Uwielbiam, kiedy mnie tak zaskakujesz :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurwa, czemu na tym się kończy rozdział? Coś mnie ominęło czy spałam czytając resztę, czy o co chodzi, bo nie czaję.
    Dobra, właśnie mnie uświadomiłaś, że zwyczajnie się zgubiłam gdzieś po drodze. Ale to nic dziwnego. Chciałabym Ci napisać coś bardziej produktywnego niż: ej naaaaajs. Ale mi kurwa nic nie świta. Mam jakąś jebaną zaćmę w mózgu.
    Ogólnie rzecz biorąc to co piszesz jest dobre. Jest naprawdę dobre. I jak jeszcze raz usłyszę, ze ta historia jest nudna, to Ci kurwa przypierdole młotkiem następnym razem. Kocham tą historię. Chcę ją wydrukowaną, oprawioną w w okładkę i stojąc na półce. AMEN.

    Ps, Bill jest jebnięty. Lena też. Ale jeszcze nie wiem kto z tej dwójki bardziej.
    Branoc. ♥

    OdpowiedzUsuń