piątek, 29 listopada 2013

Chapter XV

Uznajmy, że jest weekend :)

><><><><><><><><><><><><><><><><


Piekące ciepło między nogami wyrwało mnie z niespokojnego snu i w trybie natychmiastowym podniosłam się do pozycji siedzącej, mrugając zaspanymi oczyma. Ani śladu Kaulitza w sypialni. Co jest? Cokolwiek ostatnio dzieje się tam, gdzie mnie właśnie piecze, jest spowodowane tym debilem. Znaczy... po pierwszym razie w sumie nie było żadnego pieczenia, czy coś w tym stylu, ale... Zmarszczyłam czoło, gdy do pieczenia doszło pulsowanie. Czy ja umieram? Akurat w takim miejscu? Przetarłam twarz dłonią, odetchnąwszy, by się ogarnąć. Nie mogłam umierać. No chyba, że w nocy mi coś Kaulitz podał. Głupawy uśmiech wylazł mi na usta i moje czoło zmarszczyło się jeszcze bardziej. Zostałam sprzedana świrowi, a cieszę się jak...
Och!
Parsknęłam suchym śmiechem, a całe opakowanie podpasek leżących na łóżku dobitnie dało mi znać, że wcale nie umieram, a po prostu dostałam okres, a pan Wszystkowiedzący jakimś cudem to wiedział. Powinnam się zirytować, że wie o mnie nawet tak intymne rzeczy (nie wnikam, jak się dowiedział. Naprawdę nie chcę tego wiedzieć), ale odrzuciłam ten pomysł, zanim irytacja przemieni się we wściekłość. Zwlokłam się z łóżka, uprzednio sprawdziwszy, czy przypadkiem nie zakrwawiłam pościeli i w locie chwyciłam podpaski, a z mojej własnej, osobistej szuflady, wyciągnęłam czarną bieliznę, która tak naprawdę nie była moja, a Billa, który mi ją kupił. I nie, nie wnikałam, skąd znał mój rozmiar. Przyjmowanie rzeczy za coś oczywistego sprawiało, że wiele rzeczy były łatwiejsze do zniesienia. Szkoda, że potrafiłam tak robić tylko z rzeczami materialnymi...
Zamknęłam się w łazience, by się ogarnąć, a wtedy moje oczy znowu zrobiły się wielkości ćwierćcentówek.
- Kurwa, poważnie? – wydukałam, trzepocząc powiekami jak wybitna kretynka na widok czegoś, co przekraczało jej możliwości intelektualne. Czy ja miałam omamy, czy jeszcze się nie obudziłam? Czy na szafce naprawdę stała czekoladowa muffinka? To niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie zostawiałby muffinki w łazience. I to takiej nietkniętej. I wtedy genialna myśl mi przemknęła przez głowę. Przecież Kaulitz nie jest przy zdrowych zmysłach.
Muffinka była obserwowana przez moje oczy z każdej możliwej strony łazienki. Na kiblu, pod prysznicem, przy zlewie, aż w końcu została pochłonięta przez tak żarłoczne usta, że między nimi na końcu znajdowała się papierowa foremka, z której zęby zdzierały ciasto. Kogo to obchodziło, że może Kaulitz zostawił babeczkę, bo o niej zapomniał? Była tak cholernie dobra, że zjadłabym ich więcej, niż tuzin. Wylizane palce do czysta zgadzały się ze mną w stu procentach. Czekoladowy smak w moich ustach był oszałamiający. Nie wiem, z jakiego sklepu była muffinka, ale jeśli kiedykolwiek uda mi się nawiać, muszę się tam koniecznie dostać.
Założyłam Tomowe dresy i szeroką koszulkę zasłaniającą mój wielki brzuch, który jak zawsze robi się ogromnym balonem podczas okresu i wyszłam z pokoju, czując ssanie w żołądku z głodu. Cudownie. Okres! No po prostu fenomen. Przez kilka dni będę mieszkać w kuchni, w bliskim sąsiedztwie lodówki! Przynajmniej Kaulitz nie będzie mnie pieprzyć minimum dwa razy dziennie. Teraz ograniczy się do zera. Biedny, biedny Kaulitz. Przytuliłabym go, gdyby nie to, że na progu pokoju leżało opakowanie pralinek. Słucham? Potrząsnęłam głową, czując jakieś nieporozumienie w powietrzu. Najpierw babeczka, a teraz to? No chyba nie potknął się i nie zgubił tego po drodze? Poczułam się rażąco pogubiona w tym wszystkim. Pochyliłam się i zabrałam czekoladki z podłogi, a na mojej twarzy pojawił się tak szeroki uśmiech, że aż zabolały mnie policzki. Jeśli ich nie zgubił, to znaczy, że zostawił je tu dla mnie? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Rozejrzałam się, czy nie stoi gdzieś przypadkiem na korytarzu, ale nigdzie nikogo nie było. Moje czoło przypominało teraz szczeniaka buldoga. Ściągnęłam wieczko, by przyjrzeć się czekoladkom i do moich nozdrzy wleciał najpiękniejszy zapach słodkiej czekolady i zanim się ogarnęłam, jedna z nich rozpływała się na moim języku. O Boże! Jestem w niebie! Obejrzałam pudełeczko i znalazła nazwę firmy, ale „Teuscher”* kompletnie nic mi nie mówiło. Cóż, może jedynie to, że czekoladki pewnie były z Niemiec, czy coś... Ale to nie było ważne. Ważne było to, że pralinki były fenomenalne i absolutnie niebiańskie. Boże, och, Boże... Moje kubki smakowe mają orgazm. Taki z fajerwerkami na niebie pełnym świetlistych gwiazd. I być może jak już wstanie nowy dzień, będzie tęcza i przy jej początku będą się pasać jednorożce z diamentowymi rogami. Oparłam się o framugę drzwi, wzdychając radośnie. Jeśli to ten świr mi je zostawił... Nie wiem właściwie, jaki z tego morał. Powinnam mu podziękować, ale to takie bez sensu. Za co? Że mnie uwięził i kupił na pocieszenie czekoladki? Powinnam mu je wsadzić w tę jego chudą dupę. Wykrzywiłam usta w złośliwym uśmieszku, wpychając do nich kolejną pralinkę. Pewnie i bym tak zrobiła, gdyby nie to, że te słodycze spłynęły dla mnie w idealnym momencie. Skąd on wiedział, że tak kocham czekoladę? W sumie to głupie pytanie. Każdy uwielbia czekoladę, to musiał być szczęśliwy traf, że...
Masz jeszcze do czegoś słabość, prócz czekolady? Naprawdę chciałbym to wiedzieć.
Kurwa!
Zamknęłam pudełko, udając, że wcale nie opierdoliłam połowy jego zawartości i raźno ruszyłam na dół, w poszukiwaniu tego debila, by mu wygarnąć, że nie można mnie tak po prostu przekupywać słodyczami. Ale wtedy na schodach dojrzałam kolejną babeczkę. No, do kurwy nędzy! To jest jakaś kpina!
Po kolejnej babeczce nie zostało ani okruszka, a ja, zdenerwowana i prawie najedzona, trzymając pralinki pod pachą, zeszłam na dół, ponurym spojrzeniem skanując otoczenie. Tak nie można. To nieetyczne. Nie wiedziałam dokładnie, co miałam dokładnie na myśli, ale hormony buzujące przez okres mówiły mi, że mam być oburzona i tyle.
- Gdzie jest twój zdegenerowany brat? – spytałam, wydymając usta do Toma, który siedział na kanapie i przerzucał kanały telewizyjne pilotem, wgapiając się w coś, co miało robić za telewizor, ale było zbyt wielkie i zbyt płaskie... Nie miałam nawet pojęcia, jak to nazwać. Ale projektor na suficie rzucał obraz na to coś. Ugh, Boże, byłam taka głupia. I najwyraźniej żyłam w innych czasach. I innych warunkach. Tom odwrócił się do mnie powoli, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem, a ja dojrzałam przy jego brwi plaster. Pierdolone szczeniaki, które nie potrafią się inaczej porozumieć, niż poprzez bijatyki. Gdybym wczoraj dostała okres... Cóż, w sumie nie byłoby kłótni, bo nie byłoby seksu. Jeden z psów stanął przede mną, pojawiając się znikąd i zaczął wąchać to, co miałam pod pachą. Jakkolwiek to brzmiało. Posłałam mu mroczne spojrzenie.
- Smakują ci? – Tom kiwnął głową w stronę pudełka chyba. Prychnęłam i wskoczyłam na kanapę, zaraz obok starszego Kaulitza, kładąc mu na nogi czekoladki. – Nie smakują?
- Istnieje opcja, żeby coś takiego nie smakowało? Nie chcę ich. – i zaraz, gdy to powiedziałam, zrozumiałam jak bezsensownie to zabrzmiało. – Są pyszne, ale ich nie chcę. – sprostowałam, a jego prawa brew wystrzeliła do góry.
- Ale muffinki zjadłaś?
Poczułam, że robię się czerwona i dosłownie mi ręce opadły.
- To nie zmienia faktu, że to nie jest sprawiedliwe, żeby mnie tuczyć... kurwa, wiesz o co mi chodzi! – moje czoło zrezygnowane opadło na jego bark. Nawet nie wiedziałam, jak to się stało, że zachowywałam się przy nim tak, jak przy starszym bracie, którego nigdy nie miałam, chyba, że tak mogłam nazwać przyjaciół Harry’ego z zespołu, którzy prócz Louisa byli w sumie ode mnie młodsi. Mina mi zrzedła, gdy pomyślałam o tym, że Harry mnie nigdy nie pocieszał, gdy miałam okres. Właściwie to trzymał się ode mnie z daleka. Zrobiło mi się smutno.
- Właśnie nie bardzo...
- Mogę się do ciebie przytulić? – wywaliłam, zanim zdążyłam przemyśleć pomysł. Pieprzony okres. Jezu, zaraz się rozpłaczę.
- Mam wrażenie, że to kompletnie bez sensu pytać o powód, więc okej, nie pytam. – a potem jego wielki ramię zostało przerzucone przeze mnie i przyciągnęło mnie do ciepłej i pachnącej klatki piersiowej. O w dupę. Ale czad. Nie udało mi się powstrzymać mruknięcia. Ani tego, że gdy już się wygodnie ułożyłam, Tom otworzył pudełko i wepchnął mi między wargi pralinkę, a kolejną zjadł sam. – Faktycznie są zajebiste. – wymamrotał z pełnymi ustami, a ja pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. Tom był taki dobry. Można było się do niego przyssać bez obawy, że zrobi mi krzywdę. Kiedy zmieniło się moje postrzeganie co do jego osoby? Przecież wcześniej też sądziłam, że ma nierówno pod sufitem jak jego bliźniak. Czemu to musiało być wszystko tak skomplikowane? Nie mogłam po prostu... Nie wiem, poznać ich w klubie, pójść do łóżka z młodszym Kaulitzem, potem z uzależnienia pierdolić się nim każdego dnia i tak poznać mimochodem Toma i się z nim zakumplować? Czemu od razie kupowanie człowieka? I czemu ja się na siłę doszukuję jakiegokolwiek wytłumaczenia? Boże, ale jestem żałosna.
- Więc dlaczego dostałam słodycze? – wyburczałam w jego klatę, zamykając oczy. Mogę sobie wyobrazić, że wcale nie mam problemu z psychopatą i znam się tylko z Tomem? Jakby to on mi się podobał i tak dalej? To by było piękne. Kurwa! O czym ja myślę?! Dlaczego nie wyobrażam sobie, że to Harry?! Zgrzytnęłam niezadowolona zębami. Uganiałam się trzy lata za chłopakiem, a jak już ktoś mi coś wsadził, to nagle wszyscy wydają się abyć atrakcyjni. Jestem jedną, wielką kurwą. Dziwką. Suką. Szmatą. Ugh, nienawidzę siebie!
- Ponoć jesteś niestabilna emocjonalnie... – rzucił zdawkowo, a ja prychnęłam tak energicznie, że prawie go oplułam. Powinnam się obrazić. Moje hormony właśnie tak mi podpowiadają. – I ponoć czekolada to... utrzymuje w ryzach.
Ponownie zgrzytnęłam zębami i zabrałam kolejną pralinkę, by zapchać sobie nią usta. Musiałam się uspokoić, bo inaczej zaraz wybuchnę. Ale mi ciśnienie podniósł.
- Czy jest coś, czego twój pojebany brat nie wie? Serio? On wiedział dokładnie, kiedy mi się okres zacznie! Wiedział to lepiej ode mnie! Czy ja miałam jakąkolwiek prywatność w czasie ostatnich kilku... – kolejna pralinka została wepchnięta mi prawie do gardła i zakrztusiłam się z oburzenia. Co on sobie wyobrażał?! Że może mnie zapychać słodyczami tylko po to, żebym się zamknęła?! Pfff!
- Uspokój się. U niego perfekcjonizm to niemal choroba. Uznał, że musi się przygotować na wszystko. – odparł, wzruszając ramionami. Super. „Musiał się przygotować na wszystko.” Przynajmniej nie przygotował się na to, że spróbuję popełnić samobójstwo. I na to, że napisałam Katarinie, gdzie jestem. Dupek. Myśli, że na wszystko pod swoją kontrolą, pfff. Boże, co ja takiego złego w życiu zrobiłam?!... – Będziesz płakać?
- Będę.
- O matko... – westchnął żałośnie i odwrócił się całym ciałem do mnie i objął mnie ramionami, przyciągając mnie tak, że moje łokcie wbiły się w jego uda. Harry mnie tak tulił. Tulił mnie, gdy było mi źle, pocieszał, opiekował się mną, a ja go zdradziłam po tym, jak on w końcu mi wyznał, że mnie kocha. I ciągle go zdradzam. I myślę o Kaulitzu nie w tych kategoriach, co trzeba. Jestem pierdolonym potworem. Cudo. Rozbeczałam się. – Lena...
- Zdradziłam Harry’ego. – załkałam, czując się jeszcze gorzej, że Tom znowu musi sobie radzić z moim płaczem. – Gdyby Katarina dowiedziała się, co robię, uznałaby mnie za szmatę. Jestem jeszcze gorsza, niż ona i Louis. Co ja sobą reprezentuję? I jeszcze ci to mówię, jakbyś mógł coś zmienić, a nie możesz... – pociągnęłam nosem, a Tom znowu westchnął.
- Zaproponowałbym ci lody czekoladowe, które mamy w zamrażarce, ale nie wiem, czy to cokolwiek zmieni....
Poderwałam głowę, cała zapłakana i moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Starszy Kaulitz parsknął śmiechem i złożył pocałunek na moim czole.
- Chodź do kuchni w takim razie. – oznajmił i wstał z kanapy, a ja szczęśliwie popędziłam za nim na złamanie karku. Boże, jaka ja byłam prosta. I jebnięta. – Co z tą Katariną?
- A co ma z nią być? – spytałam szybko, zaalarmowana, że może jednak się wydało, że wysłałam do niej wiadomość. Nie, nie mógł wiedzieć. Gdyby wiedział, ja byłabym już dawno martwa, prawda? Poczułam, że zaczynają mnie palić policzki i odchrząknęłam, potrząsając głową. Tom nawet na mnie nie spojrzał.
- Powiedziałaś, że jesteś gorsza, niż ona i... – machnął lekceważąco ręką. – Ktoś tam...
- Louis. – wtrąciłam, a on wzruszył ramionami, otwierając lodówkę. Gdzie był Kaulitz, do cholery, skoro nie było go w sypialni, ani w salonie i kuchni? Pierwsze słyszę, żeby czytał książki, więc w bibliotece też go nie ma. Są psy. Jego nie ma. Ciężka kula w żołądku mnie zirytowała. Nie powinnam się denerwować.
- I co z nimi? – wyciągnął wielkie chyba trzylitrowe pudło z lodami, a moje oczy zaświeciły się jak lampiony. – Skoro sądzisz, że jesteś od nich gorsza?
Zmarszczyłam czoło. W tym momencie do mnie dotarło, że wcale nie byłam od nich gorsza. Byłam w równym stopniu pierdolnięta. Tylko ja krzywdziłam Harry’ego, a oni Eleanor. Na dodatek Kat czuła się przez Lou jak szmata, a Lou miał na to wyjebane. Wypisz wymaluj moja sytuacja. Gdyby zaczęła się o to na mnie wściekać, byłaby hipokrytką, prawda?
- Spotykali się kiedyś, ale on jest teraz z jedną taką... no i dalej... się pieprzą. Tak w skrócie. – odparłam zamyślona. Ale oskarżenie, że jest hipokrytką by ją nie ruszyło. Och, kurwa. Co ja zrobiłam? Przecież jak ona się dowie, co ja robię, to nasza przyjaźń zostanie wystawiona na poważną próbę. Bo ona mnie nie zrozumie. Szlag, szlag, szlag!
- On wciąż ją kocha? – moje oczy uważnie śledziły łyżkę, która nakładała mi lody do miseczki i ledwo zrozumiałam, co zostało do mnie powiedziane. – Ten... Jak on tam ma?
- Louis. – przypomniałam mu, ale on nawet nie drgnął. Gdy moje oczy oderwały się od lodów, zauważyłam, że Tom wciąż na mnie nie patrzył. Zrozumiałam, że pytał mnie po to, bym skupiła się na mówieniu, a nie na myśleniu. Udana taktyka. – Nie, nie sądzę. Gdyby ją kochał, nie zostawiłby jej dla innej. Po prostu ich ciągnie do siebie. – jak mnie i jego zajebistego brata. Czysty pociąg seksualny i nic więcej. Prawda?
- Więc ona też go nie kocha?
Otworzyłam usta, by się zgodzić, ale nagle zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, jaka jest prawda. Kiedyś wszystko było dla mnie jasne, ale od momentu przekroczenia progu tego domu, nie widziałam czerni i bieli, a samą szarość. Wszędzie było jakieś „ale”, jakieś niedopowiedzenie, jakaś wątpliwość. Czy ona go kochała?
- Nie wiem... – odparłam zdziwiona. Jaką przyjaciółką byłam, jeśli nie znałam tak prostej rzeczy? Nie słuchałam jej wystarczająco dobrze? Próbowałam olać temat, żeby się nie męczyła? Żeby nie musiała przechodzić przez pytania, które tylko pogorszą jej humor? Załamią ją? Jasne. Po prostu nie znosiłam Louisa. Nie chciałam o nim gadać, bo on ją skrzywdził. A jeśli ona go kochała...? Powinnam jej pomóc go odzyskać?... Czy wyperswadować jej to, jak to robiłam? Miałam mętlik w głowie.
- Smacznego. – podsunął mi miseczkę lodów z łyżeczkę. – Sos czekoladowy? – gdy ochoczo się na niego zgodziłam, Tom uśmiechnął się szeroko i zabierając pudło lodów, skierował się do lodówki. – Więc twoja przyjaciółka nie ma lekko. – zauważył. Obficie polał sosem moje lody, przy czym mi do głowy przyszły jakieś bluźniercze wizje i schował sos z powrotem na swoje miejsce. – Masz ochotę obejrzeć jakiś film?
- Jasne. – skinęłam głową, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł, żeby przebywać w jego towarzystwie, kiedy jego brat był o niego zazdrosny. No ale nie było go, więc czy to było takie ważne?

- Och, kurwa, Lena...
Mogłam go nie szukać. Mogłam w sumie nie szukać go i nie jeść przy tym lodów. Mogłam zostać tam, gdzie byłam, czyli na kanapie, przysypiając na kolanach Toma. Ale nie, ja się zaczęłam denerwować, zamiast w spokoju oglądać jakąś komedię sensacyjną, na której prawie płakaliśmy ze śmiechu. Gdy tylko film się skończył, ja stwierdziłam, że nie ma opcji, by siedzieć w miejscu. Uznałam, że należy pójść poszukać człowieka, który sprawia, że chcę siebie znienawidzić. Jaka ja jestem bez sensu. A podczas okresu to chyba jeszcze bardziej.
Ścisnęłam delikatnie jądra, zasysając główkę, a Kaulitz oparł się o ścianę w garażu, wzdychając rozkosznie. Skąd on się tu wziął – cholera go wie. Skąd ja się tu wzięłam z jego męskością w ustach? Cóż, zwalam to na okres i wywołaną przez niego irytację, że Kaulitz najpierw zostawia mi słodycze, a potem mnie unika. A może mnie wcale nie unikał? Czy to ważne?
Zdrowa dłoń wsunęła się w moje włosy, przyciągając mnie bliżej, sprawiając, że jego fiut zagłębił się bardziej w moim gardło, a ja zamruczałam, wysyłając mu wibracje, które przyjął z sykiem.
Nawet nie udało mi się z nim dobrze dogadać. Po prostu go dojrzałam, stanęłam w rozkroku ze skrzyżowanymi rękoma i wydymając usta, jakbym była na niego obrażona, otaksowałam go spojrzeniem. To chyba znacznie wybiło go z rytmu, a to, że nie miałam zamiaru w ogóle podziękować za pralinki i muffinki, chyba sprawiło, że sam się zirytował. A na domiar złego, gdy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, że mając okres, mam jeszcze większą chcicę. I gdy tak teraz przed nim kucałam z fiutem w ustach, byłam wręcz wściekła, że nie mogę włożyć sobie ręki do spodni. Znaczy, niech to szlag, mogłam, ale nie wiedziałam, jak on by na to zareagował, więc... więc byłam mokra i nie mogłam z tym nic zrobić. Tak było fajnie.

Dwa dni później byłam już tak nakręcona tym wszystkim i tak zapasiona słodyczami, że całkowicie padło mi na mózg. To nie było zdrowe. I wiedziałam to od momentu, kiedy weszłam drugi raz w życiu do pokoju Toma.
- Coś się stało? – spytał, patrząc ze zmartwieniem na moją bladą twarz. Przynajmniej sądziłam, że byłam blada, bo było mi zimno.
Zamknęłam za sobą drzwi, upewniając się, że młodszego Kaulitza nie ma na korytarzu i szybko podbiegłam do łóżka, na którym siedział Tom z akustyczną gitarą i wspięłam się na nie.
- Zrobiłam... coś. – rzuciłam, zagryzając wargę. Nie rozumiałam, dlaczego czułam się z tym źle. A dlaczego postanowiłam powiedzieć o tym Tomowi, to już, kurwa, nie miałam zielonego pojęcia.
Starszy bliźniak zmarszczył czoło i ostrożnie odłożył na bok instrument, poświęcając mi automatycznie całą swoją uwagę.
- Zabiłaś mojego brata? – na jego ustach drgnął uśmiech, ale cała twarz pozostała poważna. Miałam ochotę go trzepnąć w ramię, ale potem do mnie dotarło, że właściwie...
- Prawie. – wydusiłam, a on uniósł pytająco brwi. Już miał zamiar zsuwać się z łóżka, gdy złapałam go za rękę. – Znaczy... jeszcze nie. Ale chyba już blisko. – i ciepło na mojej twarzy powiedziało mi, że moje kolory z powrotem wróciły na policzki. Brzmiałam jak naćpana kretynka. To brzmiało jak czyste brednie.
- Lena. O czym ty gadasz? – jego wolny i opanowany głos sprawił, że dosłownie zrobiło mi się źle samej ze sobą. Postąpiłam naprawdę... źle. A przy tym dobrze. Jaki to ma sens?
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza w ściśnięte płuca.
- Wtedy, kiedy on, no wiesz, eee... Kiedy ja chciałam się zabić, on wtedy się zranił i potem... Tak jakby... I po wszystkim... – odetchnęłam, a zdenerwowanie chwyciło mnie za gardło. – Wysłałam wiadomość z jego telefonu do Katariny z adresem waszego domu. – wyrecytowałam i pod dłonią poczułam, jak jego ciało się spina. – Nie wiem, po co ci to mówię, powinnam być zadowolona, ale nie jestem, bo wy robicie mi z mózgu jakąś wielką sieczkę i ja nie mogę tego znieść, a Katarina nie postąpi z tą wiadomością... – urwałam, dobierając odpowiednie słowo, ale Tom mnie wyprzedził.
- Delikatnie? Na spokojnie? Racjonalnie? Bezpiecznie? Logi...
- Tak, właśnie tak. – przerwałam mu i otworzyłam oczy, by zmierzyć się z beznamiętną twarzą starszego bliźniaka. Wtedy do mnie też dotarło, że przywiązałam się niezdrowo do tego człowieka i za nic nie chciałam go stracić. Czy mi już odbiło do reszty? Jak ja mogłam w ogóle ich tak obu postrzegać, jak właśnie to robię, kiedy oni oboje mi zniszczyli życie? Jeśli kiedykolwiek odejdę, wyląduję w psychiatryku jak nic. – Tom...
- Powinnaś się cieszyć. – zauważył nagle, a na jego twarzy pojawiło się jawne zdezorientowanie. Świetnie. Nawet on uważa, że powinnam być dumna ze swojego sprytnego planu. – Nie cieszysz się. – dodał, obserwując mnie spod uniesionej brwi. Puściłam jego rękę, skonfundowana. – A powinnaś.
- Wiem, że powinnam. I mówiłam, że nie umiem... – odwróciłam od niego głowę, przygryzając wewnętrzną część policzka, czując, że po raz miliardowy zaczynam się czuć jak śmieć. – Myślę, że znacznie pogorszyłam sytuację...

„Mamo, Harry zaproponował, żebym zabrała się z nimi w trasę koncertową. Co prawda jestem pełnoletnia i sama za siebie odpowiadam, ale jednak wolę się upewnić, że nie masz nic przeciwko”
„Nie, między mną, a Louisem wszystko skończone. Najwyżej zabiję jego, albo jego obecną dziewczynę. Czym się przejmować?...”
„Lena wcześniej wyjechała, prosiła mnie, bym dostarczyła jej pracę na uczelni. Trochę zbajerowałam, że ma chorą babcię i musiała pilnie wylecieć do Londynu”
„Nie, spokojnie, wiem, że nie macie czasu, zamówię taksówkę”
Spakowała wszystkie potrzebne jej rzeczy, choć nie miała pojęcia, po co to wszystko robiła, skoro jej matka nawet nie rewidowała walizki. Powinna zabrać ze sobą tylko scyzoryk. Właściwie to nie rozumiała, co właściwie robiła. Wydawało jej się, że to najlepszy pomysł, na jaki wpadła. Gdy tylko dostała wiadomość od „Skurwiela”, bo tak go nazwała, ciśnienie tak jej się podniosło, że aż zrobiło jej się słabo. A potem zrozumiała, że to musiała być Lena, nie ten psychopata. Musiała myśleć szybko, decydować się na jakikolwiek sensowny plan. I idąc spać, przyszło jej właśnie to do głowy. Zmylić wszystkich i wykonać misję samodzielnie. Nie powiedziała o niczym Harry’emu, bo wiedziała, że ten by chciał wepchnąć we wszystko swoje łapy. On był w Europie i szukał informacji tam. I dobrze. Ona była mądrzejsza. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Jej dłonie były całe mokre od potu, gdy zbliżała się coraz bardziej do domu na Adelaide Drive, a jej serce napieprzało z prędkością światła. A jeśli coś pójdzie nie tak?... Najważniejsze, że Lena żyła. Liczyło się to, żeby zapewnić jej jakiekolwiek bezpieczeństwo. Ze swojej strony w tym momencie dawała wszystko, co mogła dać i miała nadzieję, że to coś zmieni.
Zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła z samochodu, odbierając swój bagaż i powoli odetchnęła, choć wielka posesja, przed którą się znajdowała, znacząco odbierała jej pewność siebie. Jak miała dostać się do domu, kiedy ta furtka zdecydowanie mówiła „zakaz wstępu”? Jak miała się dostać do środka? Przecież, jeśli nie wejdzie na teren posesji, nikt jej nie wpuści.
Zagryzła wargę i zaczęła wędrować wokół swojej walizki. Wyciągnęła telefon z torebki i wybrała numer do swojej ulubionej pizzerii. Trudno. Poczeka kilka minut więcej.

- I powiesz w razie czego, że może ktoś inny w domu ją zamawiał. – wepchnęła dodatkowe dwadzieścia dolarów w jego ręce i zabrała pudełko pizzy.
- Ale...
- Żadnych pytań. Dzwoń.- popchnęła go w stronę interfejsu, a ona odsunęła się, by w razie czego nikt jej nie zauważył. Serce miała ciągle w gardle. Jakim cudem w ogóle potrafiła mówić, to nie miała żadnego pojęcia. Trudno. Przeżyje. – Pamiętaj, nie daj się spławić. – syknęła ułamek sekundy przed tym, gdy głośniczku rozległ się męski głos, a po jej skórze przebiegły dreszcze. Obrzydliwiec. Patologia. Zabije go, jak go zobaczy. Chyba, że to jego brat. To jego też zniszczy.
- Dostawa pizzy, mogę wejść? – spytał opanowanym głosem chłopak w czerwonej czapeczce, a Katarina pogratulowała sobie dobrego wyboru. Dzieciak był idealny. Chyba, że to pieniądze przez niego przemawiały. Może da mu jeszcze dychę.
- Nie zamawiałem pizzy. – zgasił go interfejs, a Katarina poczuła, że robi jej się ciepło. No mów coś! Mów!
- Mieszka pan sam? Jestem pewien, że zamówienie było dokładnie z tego domu. Jakiś pan...
- Boże, co za głupi pomysł. – parsknął śmiechem, a brunetka zmarszczyła czoło, mając wrażenie, że to jej osoba była wyśmiewana. Lena nikomu nie powiedziała, że wysłała jej wiadomość, prawda? Nie no, to idiotyzm. Nie po to jej dawała znać, żeby potem mówić o tym swoim porywaczom, o czym ona myślała? – Pizza? Jaka pizza? Owoce morza?
- Margarita, proszę pana.
- No i do tego takie tanie gówno. Zero inwencji twórczej. Zero. Ale ty poważnie z tą Margaritą? Kto ją będzie jadł? Może mamy coś w lodówce i da się to... Ej, koleś, nie masz jakiejś w zapasie? Może nie trzeba będzie robić obiadu.
Chłopak spojrzał na dziewczynę zdezorientowany, a Katarina spanikowana machnęła rękoma, żeby się od niej natychmiast odwrócił. Żałowała, że stała w takim miejscu, że nie widziała, kto tłamsił jej partnera w zbrodni. Ale to nie było ważne. On musiał to kupić.
- Eeee... Nie, proszę pana. Mam tylko pańskie zamówienie.
- Tandeta.
- Eee... To...
- Eeee, już otwieram. – usłyszała jeszcze rozbawione parsknięcie śmiechem i drzwi cudownie stanęły otworem. Tak! Prawie zapomniała, że miała się włamać i kogoś zabić. Ten kpiący głos znacznie wytrącił ją z równowagi. Ale to nie było ważne. Zabrała pizzę, puściła w niepamięć ochotę dopłaty, skinęła głową chłopaczkowi i pędem wpadła na posesję, ciągnąć za sobą walizkę. Tak! Teraz już z górki. Musi zapukać, zagrozić... Cholera, a gdzie teraz ma iść?
Jej oczy rozszerzyły się, gdy dojrzała na podjeździe samochód jej przyjaciółki i na nowo poczuła moc powagi misji, jaką wykonywała. Postanowiła sprawdzić, co jest za drewnianymi drzwiami. W sumie nie było innych, więc raczej tam powinna się kierować. Odłożyła pizzę na walizkę, by opierając się o rączkę, nie spadła na ziemię i po naciśnięciu klamki, pchnęła wrota. Okej. Chyba była blisko. Kolejne drzwi. Właściwie dwie pary. Wejdzie przez te większe. Nie. Zapuka. Będzie lepszy efekt.
Nie zdążyła unieść dłoni, gdy przez szybki dojrzała kroczącą w jej stronę jakąś wysoką postać. Zrobiło jej się gorąco z nerwów i przerażenia, które starała się z siebie wyprzeć. A potem drzwi się otworzyły, a jej zaschło w ustach z wrażenia.
Wysoki mężczyzna stojący przed nią miał na sobie tylko kąpielówki, a na opalonej, odsłoniętej klatce piersiowej mogła dojrzeć kropelki wody. Skapywały z brązowych włosów, przylegających do głowy. Mokrych. Tak cholernie mokrych jak całe jego ciało. Jej serce przeciskało się boleśnie przez jej przełyk, najwyraźniej próbując uciec przez gardło, a w brzuchu chyba pierwszy raz miała tak wielki atak motyli. Co się właśnie stało? Jego brązowe oczy skanowały ją od góry do dołu, zatrzymując się na strategicznych miejscach, a jego pełne usta wciąż wyginały się kpiącym uśmieszku, jakby go to wszystko bawiło. Co go bawiło?
- Muszę przyznać, że ten pomysł z pizzą jest doprawdy fenomenalny. – powiedział, oblizując dolną wargę, a ucisk w jej podbrzuszu był tak bolesny, że odetchnęła głośno. Policzki ją paliły, a dłonie znów były mokre. To musiał być brat tego, którego chciała zabić. Co ona?... Co ona, do cholery, wyprawiała?!
Otworzyła usta i zaczęła mówić, zdając sobie za późno sprawę, że z jej ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Gdy wyszczerzył do niej zęby, odchrząknęła głośno.
- Jesteśmy w dwupaku. Jeśli macie Lenę, macie także mnie. – oświadczyła, mając nadzieję, że zabrzmiała choć odrobinę tak odważnie i wyzywająco, jak wyobrażała to sobie wcześniej. Jej wzrok opadł na biało-błękitne kąpielówki i zacisnęła mocno powieki, gdy zreflektowała się, po co to zrobiła. Boże, ten... o Boże, o czym ona myślała?! Lena! Jesteś tu dla Leny, żeby ją wyrwać ze szponów psychopaty! Jak to się stało, że straciła całe opanowanie, gdy tylko się tutaj pojawiła?!
- W takim razie drzwi stoją dla ciebie otworem, panno Page. – usłyszała i gdy otworzyła oczy, męskie ciało stało przy ścianie, gestem zapraszając ją do środka.- Musisz tylko pamiętać, że jak już tu wejdziesz, nie wydostaniesz się tak łatwo. Na pewno nie za sprawą dostawcy pizzy. – dodał, śmiejąc się z własnego żartu, a ona zagryzła wargę w determinacji, co pomogło jej znacznie, gdy przechodziła obok mężczyzny, który zdawał się być znacznie bardziej niepokojący, niż Louis przy pierwszym spotkaniu. – Witamy w domu socjopatycznych psychopatów.

Teuscher - Szwajcarska wytwórnia czekoladek <3
><><><><><><><><><><><><><><

Katarina, welcome home!

9 komentarzy:

  1. Katarina. w końcu. No kurwa tęskniłam za ta laską. Ale z tą pizzą to faktycznie zero inwencji twórczej.
    Już nie powiem, że dostałam ślinotoku jak se takiego Toma wyobraziłam, ale co w tym dziwnego? No w końcu to ja, hello. Sorry za brak komentarza pod poprzednim rozdziałkiem, no ale sama wiesz jakie są chwilowe realia. Ledwo pamiętam, że mam iść się wysrać. Buahahahahaha
    Ale tego i owego. Muszę Ci powiedzieć, że teraz zaczynają się chyba moje ulubione rozdziały. Jestem tak kurewsko ciekawa jednak XX, który znając życie dzisiaj skończysz (i będę miała co czytać jak wrócę z pracy! Łiiiiii!)
    Ale do rzeczy. Jestem z Ciebie kurewsko dumna, że tak siedzisz i dziergasz i dziergasz. No Anku, dorastasz <3 (w przeciwieństwie do mnie).
    Plus to, że tak jak już ustaliłyśmy, to wszystko wygląda tak jakby Tom na nią leciał o___O To jest kurwa dziwne. Za to Bill jest fajny. HA. No kurwa, lubię gościa. Wie chłop co robi i chociaż niekiedy jest w tym brutalny to i tak ma rację.
    Okej, zaczynam pierdolić bez sensu i za 30minut wychodzę, a siedzę jeszcze w piżamie. Więc tego. Miłego dziergania dalej, bączku :D
    Luv ya!

    OdpowiedzUsuń
  2. oł :D będzie ciekawie ja chce więcej !!;DD jestem tak ciekawa tego co będzie dalej ze szok uff ;D kurka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Biedny, biedny Kaulitz.” - wątpię żeby Lena mu współczuła:D
    Genialny rozdział i ta akcja Katariny mmm super, tylko chyba nie przemyślała, że wyjść z ich posesji (tym bardziej z Leną) nie będzie już tak łatwo i bezkonfliktowo^^. Oh... ale Tom zachował się jak prawdziwy przyjaciel, zaproponował lody i film, normalnie ful wypas. Też tak chcę. I ta sytuacja w garażu, no no Lena Ty nienasycona bestio! Powtarzam: biedny, biedny Kaulitz, padł jej ofiarą-.-"
    Pozdrawiam
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  4. No to sie zaczyna :D Jestem bardzo ciekawa jak Katarina zareaguje na to co na prawde dzieje sie z Leną gdy jest z Kaulitzem :D i jaka bedzie jego rekacja bo obstawiam ze to Tom otworzyl drzwi .

    OdpowiedzUsuń
  5. Tom jest podejrzany i właściwie to nie wiem, co do niego mam, ale coś mi z nim nie gra. Lena wreszcie spotka się z Katariną i chyba jakoś nie mogę sobie wyobrazić co dalej. Będą sobie mieszkać tak we czwórkę dopóki obie nie uciekną? Bo chyba tak to sobie zaplanowała Kat, a przynajmniej tak to zrozumiałam, ale jakoś nie mogę w tym znaleźć jakiejś logiki, chociaż w sumie ona "ratuje" przyjaciółkę, nie koniecznie musi zachowywać się logicznie i racjonalnie. Ehhh, no w każdym razie to może być dziwna sytuacja.
    Cieszę się, że tak często dodajesz odcinki, bo zaglądam tu pewnie kilka razy dziennie sprawdzając czy coś nowego się pojawiło. Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
    K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no... Boże, nie wiem, co mam tutaj napisać. Kurwa! To było nieziemskie! Kiedy mówiłaś o tym, że Katarina ma wielki plan, żeby uwolnić Lenę, to myślałam, że zgarnie całą chmarę policji, będzie dynamit i antyterroryści, a co my tu mamy? Dostawca pizzy, a ona sama wprasza się jako gość xD Rozwaliło mnie to totalnie i mam wodę z mózgu XD Do głowy przychodzi mi tylko jakiś czworokąt... Jestem ciekawa kolejnego rozdziału. Czekam niecierpliwie!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Chociaż uważam, że obaj bliźniacy są z deka pojebani to mają olbrzymiego plusa za umiejętność opieki nad kobietą, która ma okres. I dalej zastanawia nie skąd on wiedizał? Grzebał w jej śmieciach cdziennie żeby sprawdzić czy jak? I t jak długo skoro wyliczył nawet dokładnie kiedy dostanie. xD o do akcji Kateriny to serio? dostaca pizzy? Rwnie dobrze mogła normalnie sama zadzwonić tym domofonem -,- Nie n ale była zdesperowana, żeby uratować przyjaciłkę, więc nawet trochę ją rozumiem. Pisz dalej i szybko bo czekanie mnie zabija, bo już chcę wiedzieć co dalej. Mam cholerny diedostyt i chcę więcej ; ) Pozdrawiam i życzę, aby twoja wena utzymywała się dalej na takim pozomie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tego kurwa nie ogarniam Katarina też będzie "molestowana seksualnie"?! Czy ty na pewno wiesz, co piszesz? Bo ja szczerze powiedziawszy zaczęłam w to wątpić... Ale okay, poczekam do następnego odcinka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział rozwala :D I czułam, że Katarina cos podobnego wymysli. Chociaż z tą pizzą zawaliła. No weeeeeź, Margharita? Trzeba było wziąć jakąś ohydną! Z sledziem czy co xD A niech sie potruja psychole dwa :3 szczegolnie jeden.
    I czy Lena ma na serio cos nie teges pod sufitem? No bo psioczy na niego i psioczy, na toma niby tez. a potem jednemu robi loda z taaaaakaaaa checia, a na drugiego wchodzi i robi sobie jeszcze z niego chusteczke do nosa, o przyjemnym i ekskluzywnym zapachu. Tak swoja droga tez taka bym chciala. Ładnie pachnie (drogo w chuj zapewne), material tez z wysokiej poleczki... i sie sama wypierze xD Tzn. nie sama, no ale wiesz o co mi chodzi :D
    I ja nie rozumiem jakim sposobem Kaulitz wyliczyl kiedy ma okres? I wgl pytanie za milion punktow, ktore mnie trapi: a czy wiedzialm tez jakie podpaski lubi? Zapachowe, ze skrzydelkami, aksamitne czy moze zwykle? xDD Pewnie lazil za nia i patrzyl przez lupe Sparrowa co ona do koszyka badz siaty upycha, i zapisywal w magicznym kalendarzyku. A pozniej poszedl na kurs i sam testowal te wszystkie okresowe preparaty xD To juz wiem czemu zapuscil dluuugie kudłaczyska :D Odzywki tez sprawdzal. no bo jak to bedzie wygladalo, ze jego wybranka jest nagle łysa??? No jak? A z peruka nie przystoi :D
    oh, fuck. Zeszlam z tematu :3
    Wiec wracajac...... ONA JEST ZAKOCHANA TRALALALALALALALALA ZAKOCHANAAAAAAA... i dziewczynka jeszcze o tym nie wie xD Albo wie, lecz udaje ze nie wie, choc wie i tak w kolko. Ciekawe kto ja oswieci? Do tego love story dojdzie drugie love story z Tomem i Kat, bo na bank ona juz ma mokro na samo dzien dobry, a Tomasz chowa przyjaciela pod opinajacymi gaciami uciskowymi xD Bo glupio by wygladalo jakby pod bokserkami mu tak sobie stal chujek :D Taki chetny do przywitania, a go chowaja po kontach :D
    I bedzie jebane przedszkole jak kazdy sie przerucha xD
    I mi narobilas jeszcze apetytu na CZEKOLADE SZWAJCARSKA. Skandal!
    I oto tymi bredniami koncze xD CZEKAM NA KOLEJNA, i mam nadzieje, ze ten wypocin ci przypadnie do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń