Uznajmy, że jest weekend :)
><><><><><><><><><><><><><><><><
Piekące ciepło
między nogami wyrwało mnie z niespokojnego snu i w trybie natychmiastowym
podniosłam się do pozycji siedzącej, mrugając zaspanymi oczyma. Ani śladu
Kaulitza w sypialni. Co jest? Cokolwiek ostatnio dzieje się tam, gdzie mnie
właśnie piecze, jest spowodowane tym debilem. Znaczy... po pierwszym razie w
sumie nie było żadnego pieczenia, czy coś w tym stylu, ale... Zmarszczyłam
czoło, gdy do pieczenia doszło pulsowanie. Czy ja umieram? Akurat w takim
miejscu? Przetarłam twarz dłonią, odetchnąwszy, by się ogarnąć. Nie mogłam
umierać. No chyba, że w nocy mi coś Kaulitz podał. Głupawy uśmiech wylazł mi na
usta i moje czoło zmarszczyło się jeszcze bardziej. Zostałam sprzedana świrowi,
a cieszę się jak...
Och!
Parsknęłam
suchym śmiechem, a całe opakowanie podpasek leżących na łóżku dobitnie dało mi
znać, że wcale nie umieram, a po prostu dostałam okres, a pan Wszystkowiedzący
jakimś cudem to wiedział. Powinnam się zirytować, że wie o mnie nawet tak
intymne rzeczy (nie wnikam, jak się dowiedział. Naprawdę nie chcę tego
wiedzieć), ale odrzuciłam ten pomysł, zanim irytacja przemieni się we
wściekłość. Zwlokłam się z łóżka, uprzednio sprawdziwszy, czy przypadkiem nie
zakrwawiłam pościeli i w locie chwyciłam podpaski, a z mojej własnej, osobistej
szuflady, wyciągnęłam czarną bieliznę, która tak naprawdę nie była moja, a
Billa, który mi ją kupił. I nie, nie wnikałam, skąd znał mój rozmiar. Przyjmowanie
rzeczy za coś oczywistego sprawiało, że wiele rzeczy były łatwiejsze do
zniesienia. Szkoda, że potrafiłam tak robić tylko z rzeczami materialnymi...
Zamknęłam się
w łazience, by się ogarnąć, a wtedy moje oczy znowu zrobiły się wielkości
ćwierćcentówek.
- Kurwa,
poważnie? – wydukałam, trzepocząc powiekami jak wybitna kretynka na widok
czegoś, co przekraczało jej możliwości intelektualne. Czy ja miałam omamy, czy
jeszcze się nie obudziłam? Czy na szafce naprawdę stała czekoladowa muffinka?
To niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie zostawiałby muffinki w łazience. I
to takiej nietkniętej. I wtedy genialna myśl mi przemknęła przez głowę.
Przecież Kaulitz nie jest przy
zdrowych zmysłach.
Muffinka była
obserwowana przez moje oczy z każdej możliwej strony łazienki. Na kiblu, pod
prysznicem, przy zlewie, aż w końcu została pochłonięta przez tak żarłoczne usta,
że między nimi na końcu znajdowała się papierowa foremka, z której zęby
zdzierały ciasto. Kogo to obchodziło, że może Kaulitz zostawił babeczkę, bo o
niej zapomniał? Była tak cholernie dobra, że zjadłabym ich więcej, niż tuzin.
Wylizane palce do czysta zgadzały się ze mną w stu procentach. Czekoladowy smak
w moich ustach był oszałamiający. Nie wiem, z jakiego sklepu była muffinka, ale
jeśli kiedykolwiek uda mi się nawiać, muszę się tam koniecznie dostać.
Założyłam
Tomowe dresy i szeroką koszulkę zasłaniającą mój wielki brzuch, który jak
zawsze robi się ogromnym balonem podczas okresu i wyszłam z pokoju, czując
ssanie w żołądku z głodu. Cudownie. Okres! No po prostu fenomen. Przez kilka
dni będę mieszkać w kuchni, w bliskim sąsiedztwie lodówki! Przynajmniej Kaulitz
nie będzie mnie pieprzyć minimum dwa razy dziennie. Teraz ograniczy się do
zera. Biedny, biedny Kaulitz. Przytuliłabym go, gdyby nie to, że na progu
pokoju leżało opakowanie pralinek. Słucham? Potrząsnęłam głową, czując jakieś
nieporozumienie w powietrzu. Najpierw babeczka, a teraz to? No chyba nie
potknął się i nie zgubił tego po drodze? Poczułam się rażąco pogubiona w tym
wszystkim. Pochyliłam się i zabrałam czekoladki z podłogi, a na mojej twarzy
pojawił się tak szeroki uśmiech, że aż zabolały mnie policzki. Jeśli ich nie
zgubił, to znaczy, że zostawił je tu dla mnie? A jeśli tak, to z jakiego
powodu? Rozejrzałam się, czy nie stoi gdzieś przypadkiem na korytarzu, ale
nigdzie nikogo nie było. Moje czoło przypominało teraz szczeniaka buldoga. Ściągnęłam
wieczko, by przyjrzeć się czekoladkom i do moich nozdrzy wleciał najpiękniejszy
zapach słodkiej czekolady i zanim się ogarnęłam, jedna z nich rozpływała się na
moim języku. O Boże! Jestem w niebie! Obejrzałam pudełeczko i znalazła nazwę
firmy, ale „Teuscher”* kompletnie nic mi nie mówiło. Cóż, może jedynie to, że
czekoladki pewnie były z Niemiec, czy coś... Ale to nie było ważne. Ważne było
to, że pralinki były fenomenalne i absolutnie niebiańskie. Boże, och, Boże...
Moje kubki smakowe mają orgazm. Taki z fajerwerkami na niebie pełnym
świetlistych gwiazd. I być może jak już wstanie nowy dzień, będzie tęcza i przy
jej początku będą się pasać jednorożce z diamentowymi rogami. Oparłam się o
framugę drzwi, wzdychając radośnie. Jeśli to ten świr mi je zostawił... Nie
wiem właściwie, jaki z tego morał. Powinnam mu podziękować, ale to takie bez
sensu. Za co? Że mnie uwięził i kupił na pocieszenie czekoladki? Powinnam mu je
wsadzić w tę jego chudą dupę. Wykrzywiłam usta w złośliwym uśmieszku, wpychając
do nich kolejną pralinkę. Pewnie i bym tak zrobiła, gdyby nie to, że te
słodycze spłynęły dla mnie w idealnym momencie. Skąd on wiedział, że tak kocham
czekoladę? W sumie to głupie pytanie. Każdy uwielbia czekoladę, to musiał być
szczęśliwy traf, że...
Masz
jeszcze do czegoś słabość, prócz czekolady? Naprawdę chciałbym to wiedzieć.
Kurwa!
Zamknęłam pudełko, udając, że wcale nie
opierdoliłam połowy jego zawartości i raźno ruszyłam na dół, w poszukiwaniu
tego debila, by mu wygarnąć, że nie można mnie tak po prostu przekupywać
słodyczami. Ale wtedy na schodach dojrzałam kolejną babeczkę. No, do kurwy
nędzy! To jest jakaś kpina!
Po kolejnej babeczce nie zostało ani
okruszka, a ja, zdenerwowana i prawie najedzona, trzymając pralinki pod pachą,
zeszłam na dół, ponurym spojrzeniem skanując otoczenie. Tak nie można. To
nieetyczne. Nie wiedziałam dokładnie, co miałam dokładnie na myśli, ale hormony
buzujące przez okres mówiły mi, że mam być oburzona i tyle.
- Gdzie jest twój zdegenerowany brat? –
spytałam, wydymając usta do Toma, który siedział na kanapie i przerzucał kanały
telewizyjne pilotem, wgapiając się w coś, co miało robić za telewizor, ale było
zbyt wielkie i zbyt płaskie... Nie miałam nawet pojęcia, jak to nazwać. Ale
projektor na suficie rzucał obraz na to coś. Ugh, Boże, byłam taka głupia. I
najwyraźniej żyłam w innych czasach. I innych warunkach. Tom odwrócił się do
mnie powoli, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem, a ja dojrzałam przy jego brwi
plaster. Pierdolone szczeniaki, które nie potrafią się inaczej porozumieć, niż
poprzez bijatyki. Gdybym wczoraj dostała okres... Cóż, w sumie nie byłoby
kłótni, bo nie byłoby seksu. Jeden z psów stanął przede mną, pojawiając się
znikąd i zaczął wąchać to, co miałam pod pachą. Jakkolwiek to brzmiało.
Posłałam mu mroczne spojrzenie.
- Smakują ci? – Tom kiwnął głową w
stronę pudełka chyba. Prychnęłam i wskoczyłam na kanapę, zaraz obok starszego
Kaulitza, kładąc mu na nogi czekoladki. – Nie smakują?
- Istnieje opcja, żeby coś takiego nie
smakowało? Nie chcę ich. – i zaraz, gdy to powiedziałam, zrozumiałam jak
bezsensownie to zabrzmiało. – Są pyszne, ale ich nie chcę. – sprostowałam, a
jego prawa brew wystrzeliła do góry.
- Ale muffinki zjadłaś?
Poczułam, że robię się czerwona i dosłownie
mi ręce opadły.
- To nie zmienia faktu, że to nie jest
sprawiedliwe, żeby mnie tuczyć... kurwa, wiesz o co mi chodzi! – moje czoło
zrezygnowane opadło na jego bark. Nawet nie wiedziałam, jak to się stało, że
zachowywałam się przy nim tak, jak przy starszym bracie, którego nigdy nie
miałam, chyba, że tak mogłam nazwać przyjaciół Harry’ego z zespołu, którzy
prócz Louisa byli w sumie ode mnie młodsi. Mina mi zrzedła, gdy pomyślałam o
tym, że Harry mnie nigdy nie pocieszał, gdy miałam okres. Właściwie to trzymał
się ode mnie z daleka. Zrobiło mi się smutno.
- Właśnie nie bardzo...
- Mogę się do ciebie przytulić? –
wywaliłam, zanim zdążyłam przemyśleć pomysł. Pieprzony okres. Jezu, zaraz się
rozpłaczę.
- Mam wrażenie, że to kompletnie bez
sensu pytać o powód, więc okej, nie pytam. – a potem jego wielki ramię zostało
przerzucone przeze mnie i przyciągnęło mnie do ciepłej i pachnącej klatki
piersiowej. O w dupę. Ale czad. Nie udało mi się powstrzymać mruknięcia. Ani
tego, że gdy już się wygodnie ułożyłam, Tom otworzył pudełko i wepchnął mi
między wargi pralinkę, a kolejną zjadł sam. – Faktycznie są zajebiste. –
wymamrotał z pełnymi ustami, a ja pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. Tom
był taki dobry. Można było się do niego przyssać bez obawy, że zrobi mi
krzywdę. Kiedy zmieniło się moje postrzeganie co do jego osoby? Przecież
wcześniej też sądziłam, że ma nierówno pod sufitem jak jego bliźniak. Czemu to
musiało być wszystko tak skomplikowane? Nie mogłam po prostu... Nie wiem, poznać
ich w klubie, pójść do łóżka z młodszym Kaulitzem, potem z uzależnienia
pierdolić się nim każdego dnia i tak poznać mimochodem Toma i się z nim
zakumplować? Czemu od razie kupowanie człowieka? I czemu ja się na siłę
doszukuję jakiegokolwiek wytłumaczenia? Boże, ale jestem żałosna.
- Więc dlaczego dostałam słodycze? –
wyburczałam w jego klatę, zamykając oczy. Mogę sobie wyobrazić, że wcale nie
mam problemu z psychopatą i znam się tylko z Tomem? Jakby to on mi się podobał
i tak dalej? To by było piękne. Kurwa! O czym ja myślę?! Dlaczego nie wyobrażam
sobie, że to Harry?! Zgrzytnęłam niezadowolona zębami. Uganiałam się trzy lata
za chłopakiem, a jak już ktoś mi coś wsadził, to nagle wszyscy wydają się abyć
atrakcyjni. Jestem jedną, wielką kurwą. Dziwką. Suką. Szmatą. Ugh, nienawidzę
siebie!
- Ponoć jesteś niestabilna
emocjonalnie... – rzucił zdawkowo, a ja prychnęłam tak energicznie, że prawie
go oplułam. Powinnam się obrazić. Moje hormony właśnie tak mi podpowiadają. – I
ponoć czekolada to... utrzymuje w ryzach.
Ponownie zgrzytnęłam zębami i zabrałam
kolejną pralinkę, by zapchać sobie nią usta. Musiałam się uspokoić, bo inaczej
zaraz wybuchnę. Ale mi ciśnienie podniósł.
- Czy jest coś, czego twój pojebany brat
nie wie? Serio? On wiedział dokładnie, kiedy mi się okres zacznie! Wiedział to
lepiej ode mnie! Czy ja miałam jakąkolwiek prywatność w czasie ostatnich
kilku... – kolejna pralinka została wepchnięta mi prawie do gardła i
zakrztusiłam się z oburzenia. Co on sobie wyobrażał?! Że może mnie zapychać
słodyczami tylko po to, żebym się zamknęła?! Pfff!
- Uspokój się. U niego perfekcjonizm to
niemal choroba. Uznał, że musi się przygotować na wszystko. – odparł,
wzruszając ramionami. Super. „Musiał się przygotować na wszystko.” Przynajmniej
nie przygotował się na to, że spróbuję popełnić samobójstwo. I na to, że
napisałam Katarinie, gdzie jestem. Dupek. Myśli, że na wszystko pod swoją
kontrolą, pfff. Boże, co ja takiego złego w życiu zrobiłam?!... – Będziesz
płakać?
- Będę.
- O matko... – westchnął żałośnie i
odwrócił się całym ciałem do mnie i objął mnie ramionami, przyciągając mnie
tak, że moje łokcie wbiły się w jego uda. Harry mnie tak tulił. Tulił mnie, gdy
było mi źle, pocieszał, opiekował się mną, a ja go zdradziłam po tym, jak on w
końcu mi wyznał, że mnie kocha. I ciągle go zdradzam. I myślę o Kaulitzu nie w
tych kategoriach, co trzeba. Jestem pierdolonym potworem. Cudo. Rozbeczałam
się. – Lena...
- Zdradziłam Harry’ego. – załkałam,
czując się jeszcze gorzej, że Tom znowu musi sobie radzić z moim płaczem. –
Gdyby Katarina dowiedziała się, co robię, uznałaby mnie za szmatę. Jestem
jeszcze gorsza, niż ona i Louis. Co ja sobą reprezentuję? I jeszcze ci to
mówię, jakbyś mógł coś zmienić, a nie możesz... – pociągnęłam nosem, a Tom
znowu westchnął.
- Zaproponowałbym ci lody czekoladowe,
które mamy w zamrażarce, ale nie wiem, czy to cokolwiek zmieni....
Poderwałam głowę, cała zapłakana i moje
usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Starszy Kaulitz parsknął śmiechem i
złożył pocałunek na moim czole.
- Chodź do kuchni w takim razie. –
oznajmił i wstał z kanapy, a ja szczęśliwie popędziłam za nim na złamanie
karku. Boże, jaka ja byłam prosta. I jebnięta. – Co z tą Katariną?
- A co ma z nią być? – spytałam szybko,
zaalarmowana, że może jednak się wydało, że wysłałam do niej wiadomość. Nie,
nie mógł wiedzieć. Gdyby wiedział, ja byłabym już dawno martwa, prawda?
Poczułam, że zaczynają mnie palić policzki i odchrząknęłam, potrząsając głową.
Tom nawet na mnie nie spojrzał.
- Powiedziałaś, że jesteś gorsza, niż
ona i... – machnął lekceważąco ręką. – Ktoś tam...
- Louis. – wtrąciłam, a on wzruszył
ramionami, otwierając lodówkę. Gdzie był Kaulitz, do cholery, skoro nie było go
w sypialni, ani w salonie i kuchni? Pierwsze słyszę, żeby czytał książki, więc
w bibliotece też go nie ma. Są psy. Jego nie ma. Ciężka kula w żołądku mnie
zirytowała. Nie powinnam się denerwować.
- I co z nimi? – wyciągnął wielkie chyba
trzylitrowe pudło z lodami, a moje oczy zaświeciły się jak lampiony. – Skoro
sądzisz, że jesteś od nich gorsza?
Zmarszczyłam czoło. W tym momencie do
mnie dotarło, że wcale nie byłam od nich gorsza. Byłam w równym stopniu
pierdolnięta. Tylko ja krzywdziłam Harry’ego, a oni Eleanor. Na dodatek Kat
czuła się przez Lou jak szmata, a Lou miał na to wyjebane. Wypisz wymaluj moja
sytuacja. Gdyby zaczęła się o to na mnie wściekać, byłaby hipokrytką, prawda?
- Spotykali się kiedyś, ale on jest
teraz z jedną taką... no i dalej... się pieprzą. Tak w skrócie. – odparłam
zamyślona. Ale oskarżenie, że jest hipokrytką by ją nie ruszyło. Och, kurwa. Co
ja zrobiłam? Przecież jak ona się dowie, co ja robię, to nasza przyjaźń
zostanie wystawiona na poważną próbę. Bo ona mnie nie zrozumie. Szlag, szlag,
szlag!
- On wciąż ją kocha? – moje oczy uważnie
śledziły łyżkę, która nakładała mi lody do miseczki i ledwo zrozumiałam, co
zostało do mnie powiedziane. – Ten... Jak on tam ma?
- Louis. – przypomniałam mu, ale on
nawet nie drgnął. Gdy moje oczy oderwały się od lodów, zauważyłam, że Tom wciąż
na mnie nie patrzył. Zrozumiałam, że pytał mnie po to, bym skupiła się na
mówieniu, a nie na myśleniu. Udana taktyka. – Nie, nie sądzę. Gdyby ją kochał,
nie zostawiłby jej dla innej. Po prostu ich ciągnie do siebie. – jak mnie i
jego zajebistego brata. Czysty pociąg seksualny i nic więcej. Prawda?
- Więc ona też go nie kocha?
Otworzyłam usta, by się zgodzić, ale
nagle zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, jaka jest prawda. Kiedyś wszystko
było dla mnie jasne, ale od momentu przekroczenia progu tego domu, nie
widziałam czerni i bieli, a samą szarość. Wszędzie było jakieś „ale”, jakieś
niedopowiedzenie, jakaś wątpliwość. Czy ona go kochała?
- Nie wiem... – odparłam zdziwiona. Jaką
przyjaciółką byłam, jeśli nie znałam tak prostej rzeczy? Nie słuchałam jej
wystarczająco dobrze? Próbowałam olać temat, żeby się nie męczyła? Żeby nie
musiała przechodzić przez pytania, które tylko pogorszą jej humor? Załamią ją?
Jasne. Po prostu nie znosiłam Louisa. Nie chciałam o nim gadać, bo on ją
skrzywdził. A jeśli ona go kochała...? Powinnam jej pomóc go odzyskać?... Czy
wyperswadować jej to, jak to robiłam? Miałam mętlik w głowie.
- Smacznego. – podsunął mi miseczkę
lodów z łyżeczkę. – Sos czekoladowy? – gdy ochoczo się na niego zgodziłam, Tom
uśmiechnął się szeroko i zabierając pudło lodów, skierował się do lodówki. –
Więc twoja przyjaciółka nie ma lekko. – zauważył. Obficie polał sosem moje
lody, przy czym mi do głowy przyszły jakieś bluźniercze wizje i schował sos z
powrotem na swoje miejsce. – Masz ochotę obejrzeć jakiś film?
- Jasne. – skinęłam głową, zastanawiając
się, czy to na pewno dobry pomysł, żeby przebywać w jego towarzystwie, kiedy
jego brat był o niego zazdrosny. No ale nie było go, więc czy to było takie
ważne?
- Och, kurwa, Lena...
Mogłam go nie szukać. Mogłam w sumie nie
szukać go i nie jeść przy tym lodów. Mogłam zostać tam, gdzie byłam, czyli na
kanapie, przysypiając na kolanach Toma. Ale nie, ja się zaczęłam denerwować,
zamiast w spokoju oglądać jakąś komedię sensacyjną, na której prawie płakaliśmy
ze śmiechu. Gdy tylko film się skończył, ja stwierdziłam, że nie ma opcji, by
siedzieć w miejscu. Uznałam, że należy pójść poszukać człowieka, który sprawia,
że chcę siebie znienawidzić. Jaka ja jestem bez sensu. A podczas okresu to chyba
jeszcze bardziej.
Ścisnęłam delikatnie jądra, zasysając
główkę, a Kaulitz oparł się o ścianę w garażu, wzdychając rozkosznie. Skąd on
się tu wziął – cholera go wie. Skąd ja się tu wzięłam z jego męskością w
ustach? Cóż, zwalam to na okres i wywołaną przez niego irytację, że Kaulitz
najpierw zostawia mi słodycze, a potem mnie unika. A może mnie wcale nie
unikał? Czy to ważne?
Zdrowa dłoń wsunęła się w moje włosy,
przyciągając mnie bliżej, sprawiając, że jego fiut zagłębił się bardziej w moim
gardło, a ja zamruczałam, wysyłając mu wibracje, które przyjął z sykiem.
Nawet nie udało mi się z nim dobrze
dogadać. Po prostu go dojrzałam, stanęłam w rozkroku ze skrzyżowanymi rękoma i
wydymając usta, jakbym była na niego obrażona, otaksowałam go spojrzeniem. To
chyba znacznie wybiło go z rytmu, a to, że nie miałam zamiaru w ogóle
podziękować za pralinki i muffinki, chyba sprawiło, że sam się zirytował. A na
domiar złego, gdy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, że mając okres,
mam jeszcze większą chcicę. I gdy tak teraz przed nim kucałam z fiutem w
ustach, byłam wręcz wściekła, że nie mogę włożyć sobie ręki do spodni. Znaczy,
niech to szlag, mogłam, ale nie wiedziałam, jak on by na to zareagował, więc...
więc byłam mokra i nie mogłam z tym nic zrobić. Tak było fajnie.
Dwa dni później byłam już tak nakręcona
tym wszystkim i tak zapasiona słodyczami, że całkowicie padło mi na mózg. To
nie było zdrowe. I wiedziałam to od momentu, kiedy weszłam drugi raz w życiu do
pokoju Toma.
- Coś się stało? – spytał, patrząc ze
zmartwieniem na moją bladą twarz. Przynajmniej sądziłam, że byłam blada, bo
było mi zimno.
Zamknęłam za sobą drzwi, upewniając się,
że młodszego Kaulitza nie ma na korytarzu i szybko podbiegłam do łóżka, na
którym siedział Tom z akustyczną gitarą i wspięłam się na nie.
- Zrobiłam... coś. – rzuciłam,
zagryzając wargę. Nie rozumiałam, dlaczego czułam się z tym źle. A dlaczego
postanowiłam powiedzieć o tym Tomowi, to już, kurwa, nie miałam zielonego
pojęcia.
Starszy bliźniak zmarszczył czoło i
ostrożnie odłożył na bok instrument, poświęcając mi automatycznie całą swoją
uwagę.
- Zabiłaś mojego brata? – na jego ustach
drgnął uśmiech, ale cała twarz pozostała poważna. Miałam ochotę go trzepnąć w
ramię, ale potem do mnie dotarło, że właściwie...
- Prawie. – wydusiłam, a on uniósł
pytająco brwi. Już miał zamiar zsuwać się z łóżka, gdy złapałam go za rękę. –
Znaczy... jeszcze nie. Ale chyba już blisko. – i ciepło na mojej twarzy
powiedziało mi, że moje kolory z powrotem wróciły na policzki. Brzmiałam jak
naćpana kretynka. To brzmiało jak czyste brednie.
- Lena. O czym ty gadasz? – jego wolny i
opanowany głos sprawił, że dosłownie zrobiło mi się źle samej ze sobą.
Postąpiłam naprawdę... źle. A przy tym dobrze. Jaki to ma sens?
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza w ściśnięte
płuca.
- Wtedy, kiedy on, no wiesz, eee...
Kiedy ja chciałam się zabić, on wtedy się zranił i potem... Tak jakby... I po
wszystkim... – odetchnęłam, a zdenerwowanie chwyciło mnie za gardło. – Wysłałam
wiadomość z jego telefonu do Katariny z adresem waszego domu. – wyrecytowałam i
pod dłonią poczułam, jak jego ciało się spina. – Nie wiem, po co ci to mówię,
powinnam być zadowolona, ale nie jestem, bo wy robicie mi z mózgu jakąś wielką
sieczkę i ja nie mogę tego znieść, a Katarina nie postąpi z tą wiadomością... –
urwałam, dobierając odpowiednie słowo, ale Tom mnie wyprzedził.
- Delikatnie? Na spokojnie? Racjonalnie?
Bezpiecznie? Logi...
- Tak, właśnie tak. – przerwałam mu i
otworzyłam oczy, by zmierzyć się z beznamiętną twarzą starszego bliźniaka. Wtedy
do mnie też dotarło, że przywiązałam się niezdrowo do tego człowieka i za nic
nie chciałam go stracić. Czy mi już odbiło do reszty? Jak ja mogłam w ogóle ich
tak obu postrzegać, jak właśnie to robię, kiedy oni oboje mi zniszczyli życie?
Jeśli kiedykolwiek odejdę, wyląduję w psychiatryku jak nic. – Tom...
- Powinnaś się cieszyć. – zauważył
nagle, a na jego twarzy pojawiło się jawne zdezorientowanie. Świetnie. Nawet on
uważa, że powinnam być dumna ze swojego sprytnego planu. – Nie cieszysz się. –
dodał, obserwując mnie spod uniesionej brwi. Puściłam jego rękę, skonfundowana.
– A powinnaś.
- Wiem, że powinnam. I mówiłam, że nie
umiem... – odwróciłam od niego głowę, przygryzając wewnętrzną część policzka,
czując, że po raz miliardowy zaczynam się czuć jak śmieć. – Myślę, że znacznie
pogorszyłam sytuację...
„Mamo, Harry zaproponował,
żebym zabrała się z nimi w trasę koncertową. Co prawda jestem pełnoletnia i
sama za siebie odpowiadam, ale jednak wolę się upewnić, że nie masz nic
przeciwko”
„Nie, między mną, a Louisem
wszystko skończone. Najwyżej zabiję jego, albo jego obecną dziewczynę. Czym się
przejmować?...”
„Lena wcześniej wyjechała,
prosiła mnie, bym dostarczyła jej pracę na uczelni. Trochę zbajerowałam, że ma
chorą babcię i musiała pilnie wylecieć do Londynu”
„Nie, spokojnie, wiem, że
nie macie czasu, zamówię taksówkę”
Spakowała
wszystkie potrzebne jej rzeczy, choć nie miała pojęcia, po co to wszystko
robiła, skoro jej matka nawet nie rewidowała walizki. Powinna zabrać ze sobą
tylko scyzoryk. Właściwie to nie rozumiała, co właściwie robiła. Wydawało jej
się, że to najlepszy pomysł, na jaki wpadła. Gdy tylko dostała wiadomość od
„Skurwiela”, bo tak go nazwała, ciśnienie tak jej się podniosło, że aż zrobiło
jej się słabo. A potem zrozumiała, że to musiała być Lena, nie ten psychopata.
Musiała myśleć szybko, decydować się na jakikolwiek sensowny plan. I idąc spać,
przyszło jej właśnie to do głowy. Zmylić wszystkich i wykonać misję
samodzielnie. Nie powiedziała o niczym Harry’emu, bo wiedziała, że ten by chciał
wepchnąć we wszystko swoje łapy. On był w Europie i szukał informacji tam. I
dobrze. Ona była mądrzejsza. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Jej
dłonie były całe mokre od potu, gdy zbliżała się coraz bardziej do domu na
Adelaide Drive, a jej serce napieprzało z prędkością światła. A jeśli coś
pójdzie nie tak?... Najważniejsze, że Lena żyła. Liczyło się to, żeby zapewnić
jej jakiekolwiek bezpieczeństwo. Ze swojej strony w tym momencie dawała
wszystko, co mogła dać i miała nadzieję, że to coś zmieni.
Zapłaciła
taksówkarzowi i wysiadła z samochodu, odbierając swój bagaż i powoli
odetchnęła, choć wielka posesja, przed którą się znajdowała, znacząco odbierała
jej pewność siebie. Jak miała dostać się do domu, kiedy ta furtka zdecydowanie
mówiła „zakaz wstępu”? Jak miała się dostać do środka? Przecież, jeśli nie
wejdzie na teren posesji, nikt jej nie wpuści.
Zagryzła
wargę i zaczęła wędrować wokół swojej walizki. Wyciągnęła telefon z torebki i
wybrała numer do swojej ulubionej pizzerii. Trudno. Poczeka kilka minut więcej.
- I
powiesz w razie czego, że może ktoś inny w domu ją zamawiał. – wepchnęła
dodatkowe dwadzieścia dolarów w jego ręce i zabrała pudełko pizzy.
-
Ale...
-
Żadnych pytań. Dzwoń.- popchnęła go w stronę interfejsu, a ona odsunęła się, by
w razie czego nikt jej nie zauważył. Serce miała ciągle w gardle. Jakim cudem w
ogóle potrafiła mówić, to nie miała żadnego pojęcia. Trudno. Przeżyje. –
Pamiętaj, nie daj się spławić. – syknęła ułamek sekundy przed tym, gdy
głośniczku rozległ się męski głos, a po jej skórze przebiegły dreszcze.
Obrzydliwiec. Patologia. Zabije go, jak go zobaczy. Chyba, że to jego brat. To
jego też zniszczy.
-
Dostawa pizzy, mogę wejść? – spytał opanowanym głosem chłopak w czerwonej czapeczce, a Katarina pogratulowała sobie dobrego wyboru. Dzieciak był idealny.
Chyba, że to pieniądze przez niego przemawiały. Może da mu jeszcze dychę.
-
Nie zamawiałem pizzy. – zgasił go interfejs, a Katarina poczuła, że robi jej
się ciepło. No mów coś! Mów!
-
Mieszka pan sam? Jestem pewien, że zamówienie było dokładnie z tego domu. Jakiś
pan...
-
Boże, co za głupi pomysł. – parsknął śmiechem, a brunetka zmarszczyła czoło,
mając wrażenie, że to jej osoba była wyśmiewana. Lena nikomu nie powiedziała,
że wysłała jej wiadomość, prawda? Nie no, to idiotyzm. Nie po to jej dawała
znać, żeby potem mówić o tym swoim porywaczom, o czym ona myślała? – Pizza?
Jaka pizza? Owoce morza?
-
Margarita, proszę pana.
- No
i do tego takie tanie gówno. Zero inwencji twórczej. Zero. Ale ty poważnie z tą
Margaritą? Kto ją będzie jadł? Może mamy coś w lodówce i da się to... Ej,
koleś, nie masz jakiejś w zapasie? Może nie trzeba będzie robić obiadu.
Chłopak
spojrzał na dziewczynę zdezorientowany, a Katarina spanikowana machnęła rękoma,
żeby się od niej natychmiast odwrócił. Żałowała, że stała w takim miejscu, że
nie widziała, kto tłamsił jej partnera w zbrodni. Ale to nie było ważne. On
musiał to kupić.
-
Eeee... Nie, proszę pana. Mam tylko pańskie zamówienie.
-
Tandeta.
-
Eee... To...
-
Eeee, już otwieram. – usłyszała jeszcze rozbawione parsknięcie śmiechem i drzwi
cudownie stanęły otworem. Tak! Prawie zapomniała, że miała się włamać i kogoś
zabić. Ten kpiący głos znacznie wytrącił ją z równowagi. Ale to nie było ważne.
Zabrała pizzę, puściła w niepamięć ochotę dopłaty, skinęła głową chłopaczkowi i
pędem wpadła na posesję, ciągnąć za sobą walizkę. Tak! Teraz już z górki. Musi
zapukać, zagrozić... Cholera, a gdzie teraz ma iść?
Jej
oczy rozszerzyły się, gdy dojrzała na podjeździe samochód jej przyjaciółki i na
nowo poczuła moc powagi misji, jaką wykonywała. Postanowiła sprawdzić, co jest
za drewnianymi drzwiami. W sumie nie było innych, więc raczej tam powinna się
kierować. Odłożyła pizzę na walizkę, by opierając się o rączkę, nie spadła na
ziemię i po naciśnięciu klamki, pchnęła wrota. Okej. Chyba była blisko. Kolejne
drzwi. Właściwie dwie pary. Wejdzie przez te większe. Nie. Zapuka. Będzie
lepszy efekt.
Nie
zdążyła unieść dłoni, gdy przez szybki dojrzała kroczącą w jej stronę jakąś
wysoką postać. Zrobiło jej się gorąco z nerwów i przerażenia, które starała się
z siebie wyprzeć. A potem drzwi się otworzyły, a jej zaschło w ustach z
wrażenia.
Wysoki
mężczyzna stojący przed nią miał na sobie tylko kąpielówki, a na opalonej,
odsłoniętej klatce piersiowej mogła dojrzeć kropelki wody. Skapywały z
brązowych włosów, przylegających do głowy. Mokrych. Tak cholernie mokrych jak
całe jego ciało. Jej serce przeciskało się boleśnie przez jej przełyk,
najwyraźniej próbując uciec przez gardło, a w brzuchu chyba pierwszy raz miała
tak wielki atak motyli. Co się właśnie stało? Jego brązowe oczy skanowały ją od
góry do dołu, zatrzymując się na strategicznych miejscach, a jego pełne usta
wciąż wyginały się kpiącym uśmieszku, jakby go to wszystko bawiło. Co go bawiło?
-
Muszę przyznać, że ten pomysł z pizzą jest doprawdy fenomenalny. – powiedział,
oblizując dolną wargę, a ucisk w jej podbrzuszu był tak bolesny, że odetchnęła
głośno. Policzki ją paliły, a dłonie znów były mokre. To musiał być brat tego,
którego chciała zabić. Co ona?... Co ona, do cholery, wyprawiała?!
Otworzyła
usta i zaczęła mówić, zdając sobie za późno sprawę, że z jej ust nie wydobywa
się żaden dźwięk. Gdy wyszczerzył do niej zęby, odchrząknęła głośno.
-
Jesteśmy w dwupaku. Jeśli macie Lenę, macie także mnie. – oświadczyła, mając
nadzieję, że zabrzmiała choć odrobinę tak odważnie i wyzywająco, jak wyobrażała
to sobie wcześniej. Jej wzrok opadł na biało-błękitne kąpielówki i zacisnęła
mocno powieki, gdy zreflektowała się, po co to zrobiła. Boże, ten... o Boże, o
czym ona myślała?! Lena! Jesteś tu dla Leny, żeby ją wyrwać ze szponów
psychopaty! Jak to się stało, że straciła całe opanowanie, gdy tylko się tutaj
pojawiła?!
- W
takim razie drzwi stoją dla ciebie otworem, panno Page. – usłyszała i gdy
otworzyła oczy, męskie ciało stało przy ścianie, gestem zapraszając ją do
środka.- Musisz tylko pamiętać, że jak już tu wejdziesz, nie wydostaniesz się tak
łatwo. Na pewno nie za sprawą dostawcy pizzy. – dodał, śmiejąc się z własnego
żartu, a ona zagryzła wargę w determinacji, co pomogło jej znacznie, gdy
przechodziła obok mężczyzny, który zdawał się być znacznie bardziej
niepokojący, niż Louis przy pierwszym spotkaniu. – Witamy w domu
socjopatycznych psychopatów.
Teuscher - Szwajcarska wytwórnia czekoladek <3
><><><><><><><><><><><><><><
Katarina, welcome home!
Katarina. w końcu. No kurwa tęskniłam za ta laską. Ale z tą pizzą to faktycznie zero inwencji twórczej.
OdpowiedzUsuńJuż nie powiem, że dostałam ślinotoku jak se takiego Toma wyobraziłam, ale co w tym dziwnego? No w końcu to ja, hello. Sorry za brak komentarza pod poprzednim rozdziałkiem, no ale sama wiesz jakie są chwilowe realia. Ledwo pamiętam, że mam iść się wysrać. Buahahahahaha
Ale tego i owego. Muszę Ci powiedzieć, że teraz zaczynają się chyba moje ulubione rozdziały. Jestem tak kurewsko ciekawa jednak XX, który znając życie dzisiaj skończysz (i będę miała co czytać jak wrócę z pracy! Łiiiiii!)
Ale do rzeczy. Jestem z Ciebie kurewsko dumna, że tak siedzisz i dziergasz i dziergasz. No Anku, dorastasz <3 (w przeciwieństwie do mnie).
Plus to, że tak jak już ustaliłyśmy, to wszystko wygląda tak jakby Tom na nią leciał o___O To jest kurwa dziwne. Za to Bill jest fajny. HA. No kurwa, lubię gościa. Wie chłop co robi i chociaż niekiedy jest w tym brutalny to i tak ma rację.
Okej, zaczynam pierdolić bez sensu i za 30minut wychodzę, a siedzę jeszcze w piżamie. Więc tego. Miłego dziergania dalej, bączku :D
Luv ya!
oł :D będzie ciekawie ja chce więcej !!;DD jestem tak ciekawa tego co będzie dalej ze szok uff ;D kurka :D
OdpowiedzUsuń,,Biedny, biedny Kaulitz.” - wątpię żeby Lena mu współczuła:D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział i ta akcja Katariny mmm super, tylko chyba nie przemyślała, że wyjść z ich posesji (tym bardziej z Leną) nie będzie już tak łatwo i bezkonfliktowo^^. Oh... ale Tom zachował się jak prawdziwy przyjaciel, zaproponował lody i film, normalnie ful wypas. Też tak chcę. I ta sytuacja w garażu, no no Lena Ty nienasycona bestio! Powtarzam: biedny, biedny Kaulitz, padł jej ofiarą-.-"
Pozdrawiam
Edyta
No to sie zaczyna :D Jestem bardzo ciekawa jak Katarina zareaguje na to co na prawde dzieje sie z Leną gdy jest z Kaulitzem :D i jaka bedzie jego rekacja bo obstawiam ze to Tom otworzyl drzwi .
OdpowiedzUsuńTom jest podejrzany i właściwie to nie wiem, co do niego mam, ale coś mi z nim nie gra. Lena wreszcie spotka się z Katariną i chyba jakoś nie mogę sobie wyobrazić co dalej. Będą sobie mieszkać tak we czwórkę dopóki obie nie uciekną? Bo chyba tak to sobie zaplanowała Kat, a przynajmniej tak to zrozumiałam, ale jakoś nie mogę w tym znaleźć jakiejś logiki, chociaż w sumie ona "ratuje" przyjaciółkę, nie koniecznie musi zachowywać się logicznie i racjonalnie. Ehhh, no w każdym razie to może być dziwna sytuacja.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak często dodajesz odcinki, bo zaglądam tu pewnie kilka razy dziennie sprawdzając czy coś nowego się pojawiło. Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
K.
Nie no... Boże, nie wiem, co mam tutaj napisać. Kurwa! To było nieziemskie! Kiedy mówiłaś o tym, że Katarina ma wielki plan, żeby uwolnić Lenę, to myślałam, że zgarnie całą chmarę policji, będzie dynamit i antyterroryści, a co my tu mamy? Dostawca pizzy, a ona sama wprasza się jako gość xD Rozwaliło mnie to totalnie i mam wodę z mózgu XD Do głowy przychodzi mi tylko jakiś czworokąt... Jestem ciekawa kolejnego rozdziału. Czekam niecierpliwie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Chociaż uważam, że obaj bliźniacy są z deka pojebani to mają olbrzymiego plusa za umiejętność opieki nad kobietą, która ma okres. I dalej zastanawia nie skąd on wiedizał? Grzebał w jej śmieciach cdziennie żeby sprawdzić czy jak? I t jak długo skoro wyliczył nawet dokładnie kiedy dostanie. xD o do akcji Kateriny to serio? dostaca pizzy? Rwnie dobrze mogła normalnie sama zadzwonić tym domofonem -,- Nie n ale była zdesperowana, żeby uratować przyjaciłkę, więc nawet trochę ją rozumiem. Pisz dalej i szybko bo czekanie mnie zabija, bo już chcę wiedzieć co dalej. Mam cholerny diedostyt i chcę więcej ; ) Pozdrawiam i życzę, aby twoja wena utzymywała się dalej na takim pozomie ;)
OdpowiedzUsuńJa tego kurwa nie ogarniam Katarina też będzie "molestowana seksualnie"?! Czy ty na pewno wiesz, co piszesz? Bo ja szczerze powiedziawszy zaczęłam w to wątpić... Ale okay, poczekam do następnego odcinka.
OdpowiedzUsuńRozdział rozwala :D I czułam, że Katarina cos podobnego wymysli. Chociaż z tą pizzą zawaliła. No weeeeeź, Margharita? Trzeba było wziąć jakąś ohydną! Z sledziem czy co xD A niech sie potruja psychole dwa :3 szczegolnie jeden.
OdpowiedzUsuńI czy Lena ma na serio cos nie teges pod sufitem? No bo psioczy na niego i psioczy, na toma niby tez. a potem jednemu robi loda z taaaaakaaaa checia, a na drugiego wchodzi i robi sobie jeszcze z niego chusteczke do nosa, o przyjemnym i ekskluzywnym zapachu. Tak swoja droga tez taka bym chciala. Ładnie pachnie (drogo w chuj zapewne), material tez z wysokiej poleczki... i sie sama wypierze xD Tzn. nie sama, no ale wiesz o co mi chodzi :D
I ja nie rozumiem jakim sposobem Kaulitz wyliczyl kiedy ma okres? I wgl pytanie za milion punktow, ktore mnie trapi: a czy wiedzialm tez jakie podpaski lubi? Zapachowe, ze skrzydelkami, aksamitne czy moze zwykle? xDD Pewnie lazil za nia i patrzyl przez lupe Sparrowa co ona do koszyka badz siaty upycha, i zapisywal w magicznym kalendarzyku. A pozniej poszedl na kurs i sam testowal te wszystkie okresowe preparaty xD To juz wiem czemu zapuscil dluuugie kudłaczyska :D Odzywki tez sprawdzal. no bo jak to bedzie wygladalo, ze jego wybranka jest nagle łysa??? No jak? A z peruka nie przystoi :D
oh, fuck. Zeszlam z tematu :3
Wiec wracajac...... ONA JEST ZAKOCHANA TRALALALALALALALALA ZAKOCHANAAAAAAA... i dziewczynka jeszcze o tym nie wie xD Albo wie, lecz udaje ze nie wie, choc wie i tak w kolko. Ciekawe kto ja oswieci? Do tego love story dojdzie drugie love story z Tomem i Kat, bo na bank ona juz ma mokro na samo dzien dobry, a Tomasz chowa przyjaciela pod opinajacymi gaciami uciskowymi xD Bo glupio by wygladalo jakby pod bokserkami mu tak sobie stal chujek :D Taki chetny do przywitania, a go chowaja po kontach :D
I bedzie jebane przedszkole jak kazdy sie przerucha xD
I mi narobilas jeszcze apetytu na CZEKOLADE SZWAJCARSKA. Skandal!
I oto tymi bredniami koncze xD CZEKAM NA KOLEJNA, i mam nadzieje, ze ten wypocin ci przypadnie do gustu ;)