sobota, 30 listopada 2013

Chapter XVI

Jak przeczytałam to drugi raz, to nawet nie zarejestrowałam, czy to faktycznie jest takie... no takie, jak mi się wydawało, że jest xD Miłego czytania :)

><><><><><><><><><><><><><><


Moje nadgarstki prosiły o uwolnienie. Bolały, ale jakimś pokrętnym sposobem wcale nie chciały być uwalniane. Kajdanki trzymały mnie w miejscu, kiedy wiłam się na łóżku, jęcząc, a mój tyłek był wypięty do góry, całkowicie na widoku. Przygryzałam poduszkę, która leżała prosto pod moją twarzą, żeby się jakoś ogarnąć, ale dzisiaj Kaulitz najwyraźniej miał zamiar pobić samego siebie. Albo mnie zabić. Wczoraj skończył mi się okres i wczoraj dość późnym wieczorem przybyła kosmetyczka. Zażenowałam się miliardowy raz na to, co chciała mi zrobić, a co na szczęście zrobiłam ja sama. W ten sposób, jak już Kaulitz się do mnie dopadł gdzieś w środku nocy, tak przetrzymywał mnie do późnego rana. I bardzo wyraźnie zrozumiałam, do czego to wszystko zmierzało. To miał być czwarty raz, ale jakoś bardzo skupił się na tym, żeby zrobić ze mnie... nie wiem co. Wiem, że jeszcze nigdy nie było tak intensywnie. A on już od naprawdę długiego czasu był między moimi nogami. Nie swoim fiutem, który mnie dzisiaj prawie rozerwał wpół. Językiem. Ustami. Palcami. Och, umierałam znowu i znowu i miałam taką zaćmę, że łatwiej było zamknąć oczy, niż panikować, że nic się nie widzi. Wiedziałam, że moje soki spływały mi po nogach. Nie wiedziałam już, ile razy doszłam, choć jestem całkiem pewna, że on to doskonale wiedział, żeby mi to potem wypomnieć. Ale w obecnym momencie to nie robiło różnicy.
- I dzień dobry... – usłyszałam jego zadowolony głos i zanim ogarnęłam, o co mu chodzi, poczułam, jak zasysa moją drugą dziurkę i sapnęłam głośno, upewniając się, że zalecenie wypłukania jelit było spowodowane dokładnie tym, czym myślałam. Nawet nie pytał, czy chcę. Ale biorąc pod uwagę, co potrafił ze mną zrobić, nie byłam w stanie uwierzyć, żeby seks analny z nim był zły. Jeśli chciał coś takiego ze mną zrobić, to musiało być dobre. I byłam zbyt zmęczona tym, co dotychczas ze mną zrobił, by zaprotestować. Gdyby nie to, że on mnie przytrzymywał, w którymś momencie bym się przewróciła, choć byłam na kolanach, a to znaczyło, że wcale nie byłam daleko od łóżka. Zdawałam sobie sprawę, że mój tyłek jest cały czerwony, bo dzisiaj wielokrotnie dostałam w niego z otwartej ręki. Byłam cudownie obolała. Naprawdę, to był najpiękniejszy ból, jakiego kiedykolwiek doświadczałam, a moje jęki, który wciąż wydobywały się z moich ust, tylko to potwierdzały. – Wejdę tam dzisiaj w ciebie swoim kutasem, skarbie. – wydyszał między moje pośladki, a ja naparłam na jego usta, dysząc głęboko. – Uwielbiam to, jak chętna jesteś.
- Jak dziwka... – wymamrotałam w poduszkę, a on roześmiał się gardłowo.
- Moja dziwka. Zepsuta, ociekająca i zawsze gotowa... Wciąż mnie chcesz, prawda? – wsunął we mnie swoje długie palce, ruszając nimi tak gwałtownie, jak swoim językiem na moim anusie i jęknęłam przeciągle, zagryzając wargę. – Czuję, że chcesz, och, taka niegrzeczna Lena... Spiłem cię dzisiaj tyle, że cokolwiek nie będę jadł i tak będę czuć twój smak. – parsknął śmiechem, a moja zaciśnięta warga wyjątkowo mocno zabolała, aż musiałam odpuścić, by jej nie przegryźć. Jakimś cudem zachichotałam zmęczonym głosem. – Śmiesznie to dopiero będzie podczas obiadu, kobieto.
- Przynajmniej danie będzie dosolone... – pisnęłam, gdy strzelił w mój pośladek gorącą dłonią. Była tak samo wilgotna od potu jak całe moje i jego ciało.
- W takim razie powinienem się ci częściej spuszczać do twoich złośliwych ust.
- Droga... ochhh... wolna... Bill, ja zaraz...
- Wiem, skarbie, wiem... – nie wiem, kiedy przekroczyliśmy jakąś pojebaną granicę, gdy ja zaczęłam mówić do niego po imieniu, a on zwracał się do mnie pieszczotliwym określeniem, ale czy to ważne? Odgłos chlupotania zagłuszał moje myśli i moje ciało wygięło się w łuk, a ja wydałam z siebie histeryczny jęk i zaczęłam uderzać bezwładnie głową o poduszkę, gdy znowu doszłam, a zaraz po tym poczułam dziwne pieczenie i usłyszałam zadziwione „woow” od strony Billa, choć nie wiedziałam o co chodzi. Orgazm sprawił mi większą ulgę, niż zazwyczaj. – Przysięgam, że dotychczas widziałem to tylko na pornosach. – dyszałam w poduszkę i do mojego mózgu w ogóle nie docierało, co on do mnie mówił. Poczułam za to, że wyjątkowo intensywnie coś cieknie mi po nogach. – Na żywo to ma lepszy efekt. – dodał, a potem językiem zaczął zlizywać moje soki, by wcierać je dosłownie w mój tyłek. A potem dopomógł sobie palcami i nagle jeden z nich był we mnie, ja poczułam ukłucie podniecenia z samego faktu, że Bill włożył coś we mnie od zupełnie innej strony, niż zazwyczaj. Chciałam być nim wypełniona od każdej strony. Wypięłam tyłek na tyle, na ile pozwalały mi kajdanki i wiedziałam, że się uśmiechnął. – Och, ja pierdolę... – jęknął, wyciągając palec, by go we mnie zamoczyć i znów wkładając go do środka. – Będę mógł cię przerżnąć bez gumki. – dodał, a ja zagryzłam wargę, zaciskając się na nim z podniecenia, gdy wyobraziłam sobie jego fiuta w tyłku. – Niegrzeczna. – i strzelił z otwartej dłoni w pośladek, a ja znowu jęknęłam. Wyciągnął palce i przez chwilę słyszałam szelest prześcieradła i skopanej na bok kołdry i zreflektowałam się, że Bill położył się między moimi nogami na plecach. – Niżej. – rozkazał i posłusznie osunęłam się na jego twarz, od razu czując, jak jego język zagłębia się we mnie, a palce znów wędrują wokół mojego wejścia, by wrócić do tyłka. Tym razem wcisnął dwa, ale przez totalne zrelaksowanie ciała, nie poczułam szczególnej różnicy. Potem zaczął je krzyżować i rozszerzać, ale jego język łagodził każde dziwne odczucia. Ledwo zreflektowałam, że dołączył trzeci. Zaczęłam się napalać na myśl, że już niedługo poczuję tam coś innego. Nie wiedziałam, czemu mnie to tak podniecało. – Kurwa, jestem tak twardy, że to aż boli, ja pierdolę... – wymamrotał, dosłownie z pełnymi ustami, a ja zaczęłam się zastanawiać, ile jeszcze jestem w stanie znieść, zanim zemdleję. – Powinnaś być ze mnie dumna, że jestem taki cierpliwy. – znowu parsknął śmiechem, a ja się uśmiechnęłam. Nie sądziłam nawet, że można się śmiać podczas seksu, ale z nim wszystko było tak... takie inne, że właściwie to nie powinnam się dziwić.
- Gdybyś mnie odwrócił na plecy, miałbyś...
- Milcz, nie mów mi takich rzeczy, kiedy próbuję przestać myśleć o tym, że chcę cię pieprzyć w twój zajebisty tyłek. – wysunął palce i znów zamoczył je w moich sokach i znowu powrócił do anusa. Trzy palce weszły całkiem gładko, lekki dyskomfort pojawił się, gdy wcisnął je do samego końca.
- Dużo razy pieprzyłeś zajebiste tyłki? – wydusiłam, dławiąc się w rozkoszy, jaką mi fundował. Miałam całkowicie zniszczony zdrowy rozsądek. Aktualnie mógł zrobić ze mną wszystko. A ja sama mówiłam wszystko, co mi ślina na język przyniosła. Nie żeby on był lepszy. Chyba nie powinnam pytać o to w takim momencie, ale niezbyt mi wychodziło porozumiewanie się z logiką.
- Tak, ale obecnie twój wydaje się być największą rozrywką.
- Bo nie masz innych.
- Bo innych nie chcę.
Palce rozciągały mnie w absurdalnie dobry sposób. Nie rozumiałam, jakim cudem jeszcze nie zaczęło boleć. Ale nie zaczęło i było nawet dobrze. Wchodziły gładko, jakby wcale nie wsuwały się do tyłka, tylko tam, gdzie wpychał się język Billa.
- Więc chcesz mnie?
- Twoich ust, twojej cipki i twojego tyłeczka. Nie masz pojęcia, kobieto. Nie masz pojęcia...
- Mógłbyś się odwrócić i wsunąć pode mnie i miałbyś usta do... – wyciągnął palce i strzelił łapą w mój pośladek. – Ałć!
- Co ja mówiłem o milczeniu?
- Chcę, żebyś... – urwałam, gdy podciągnął mnie do góry i wysunął się spode mnie. Warknął coś zirytowany i kilka sekund później palce nawiedziły miejsce, gdzie przed chwilą był język, wsuwając  i wysuwając się w takim tempie, że natychmiast zaczęło mi się robić gorąco i wkleiłam twarz w poduszkę, jęcząc głośno. – Och, tak...
- Wiem, że tak. – burknął, jakimś cudem przyspieszając i wydałam z siebie przenikliwy dźwięk, znowu dochodząc i w tym samym momencie Bill wyciągnął palce, zastępując je swoim fiutem, wbijając się aż po jądra tak, że moje pośladki zadrżały. – Och, kurwa, wiem, że tak... – jęknął i natychmiast zapełnił bezrobotnymi palcami mój tyłek, a ja otworzyłam szeroko oczy na to doznanie.
- Och, kurwa!...
- Wiem, skarbie, wiem...
Wbijał się we mnie zapamiętale i oczami wyobraźni widziałam, jak grzywka zakrywa mu twarz, zaciśniętą szczękę, rozchylone nozdrza, gdy oddycha głęboko i szybko i te zmrużone oczy. Napierałam na niego z każdym jego ruchem i, kurwa, było mi tak zajebiście dobrze jak nigdy wcześniej. Palce rozciągały mnie coraz bardziej, aż w końcu, gdy myślałam, że jeszcze chwila i kolejny orgazm mnie rozpierdoli, Bill wyszedł ze mnie i z głośnym mlaskiem wszedł w mój tyłek, co wydawało mi się tak nielogiczne, że wydałam z siebie cichy okrzyk zaskoczenia.
- Kurwa, tak... – zamruczał zadowolony, rozciągając mnie głębiej i głębiej. – Mam cię całą. Mam cię, kurwa, całą dla siebie... – jęknęłam w aprobacie, a Bill od razu przeszedł do swojego stałego, agresywnego pieprzenia, które wychodziło mu tak kurewsko dobrze. Dziwne uczucie obcego ciała w ciele niemal natychmiast przeszło do porządku dziennego, co musiałam zwalić na to, że byłam przetyrana orgazmami, których doświadczyłam w ciągu ostatnich kilku godzin. Klaps. Drugi klaps. Odczucia były dziwne, ale gdy dobiegły mnie podniecające niskie pomruki Billa, któremu zdecydowanie się podobało, co ze mną robił, coś we mnie pękło i chwytając się jednej rzeczy, która podobała się mojemu ciału, po dłuższej chwili wszystko zaczęło mi się podobać. Taka byłam prosta. – Właśnie tak, Lena, właśnie tak... – wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja, zafascynowana nowymi doznaniami, nabijałam się na niego jak opętana, jęcząc w poduszkę. Oparł zabandażowaną rękę o mój krzyż i nacisnął na niego, bym wypięła tyłek jeszcze bardziej, co ochoczo zrobiłam i potem już tylko słyszałam zduszone westchnięcia, szum w uszach, walenie mojego serca i „plask-plask-plask-plask”. Boże, kurwa, nie mogłam uwierzyć, że to mogło być tak dobre. Ciśnienie ponownie się wzmagało i gdy już myślałam, że wybuchnę, Bill wysunął się ze mnie z głośnym jękiem. Wsunął się samą główką, wyszedł. Wsunął się. Wysunął. – Ja pierdolę, żebyś ty widziała to, co ja widzę... – powiedział zdyszanym i podniesionym głosem i zaraz potem chwycił kluczyki z szafki nocnej, by rozkuć moje kajdanki. Nie rozumiałam, o co chodzi i dlaczego nagle postanowił mnie wypuścić, ale nie przeszkadzało mi to. Odwrócił mnie na plecy i skonfrontowałam się z jego zaczerwienioną twarzą, lśniącą potem na czole i skroniach. Jego roziskrzone spojrzenie sprawiło, że moje wnętrzności zawiązały się w wielki supeł. Rozszerzyłam dla niego nogi, a on uśmiechnął się dziko i znów był w moim tyłku i chociaż tym razem odrobinę zabolało, nie narzekałam, bo cholernie mnie to podniecało. – Dalej... Dalej, pieść się. – wymruczał, znacznie zwolniwszy tempo i nie musiał mi dwa razy powtarzać. Moja dłoń wylądowała między nogami, a palec środkowy i wskazujący zaczęły pocierać łechtaczkę, choć była już poważnie obolała po dzisiejszym ataku na nią. Druga ręka zatrzymała się na piersi i skubiąc sutek, obserwowałam mimikę Billa, który wpatrywał się w całe moje ciało jak narkoman na extasy. – Kurwa... – westchnął, gładząc moje biodra, a ja zagryzłam poważnie spuchniętą wargę, zaciskając powieki, zbliżając się do kolejnego orgazmu. Boże, to było nieprawdopodobne. Musieliśmy się dopasować naprawdę dobrze, skoro on doprowadzał mnie do takiego stanu, prawda? Czy to było normalne, że kobieta tak często dochodziła?... – Jesteś tak kurewsko seksowna, że ledwo mogę na ciebie patrzeć, żeby się nie spuścić, Jezu... – usłyszałam i wygięłam ciało w łuk, wstrząsana falą i wtedy Bill wepchnął we mnie jeszcze palce, poruszając nimi w bezlitośnie szybkim tempie, wzmagając doznania i chyba krzyczałam. Wiedziałam natomiast, że łzy spłynęły mi po policzkach od nadmiaru wrażeń, jakie mnie opanowały i gdzieś pomiędzy moimi jękami słyszałam zadowolony głos Billa, który znów wbijał się we mnie tak, że jego jądra rozkosznie obijały się o moje pośladki. Och, Boże, umarłam, umarłam... Spustoszenie na chwilę chyba odebrało mi zdolność widzenia i słuchu, ale za to czułam tak doskonale, tak cholernie intensywnie... – Och, Lena... Lena... – dotarł do mnie jego niemal błagalny jęk i nie wiedziałam, jak to zrobiłam, ale sekundę później wyprostowałam się do pozycji siedzącej, krzyżując wzrok z moim kochankiem.
- Spuść mi się do ust. – wydyszałam i tym razem to ja nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Wyszedł ze mnie z tym seksownym dźwiękiem opuszczania gorącego i mokrego wnętrza i poprawiłam się na nogach, by usiąść na piętach, a jego czerwony i wilgotny fiut pojawił mi się przed nosem. Złapałam go za nasadę i dosłownie wepchnęłam sobie między wargi, natychmiast zasysając się na nim. Moja ręka poruszała się w szaleńczym tempie w górę i w dół, a Bill jęczał przez zaciśnięte zęby. Kurwa, uwielbiałam, kiedy to robił, po prostu... Druga ręka pieściła jego jaja i nie wierzyłam, że mogłam być tak wielofunkcyjna i że nauczyłam się tego w tak krótkim czasie. Bill jednak nie miał nic przeciw. Złapał moje włosy z przeciągłym jękiem, gdy eksplodował w moich ustach tak, że aż się zakrztusiłam. Unieruchomił moją głowę, dosłownie posuwając moje usta, a ja byłam na tyle pojebana, by przyznać, że to było tak podniecające, że znowu zaczęłam mocno pulsować. Nie mogąc się powstrzymać, sięgnęłam jedną dłonią między nogi, by znów zmaltretować moją śliską i obolałą łechtaczkę. Nie miałam go dość. Po prostu nie mogłam sobie wyobrazić, że mógłby nagle przestać na mnie działać i nawet traktowanie mnie jak rasową kurwę sprawiało, że było mi gorąco. Pewnie nadawałabym się do filmów porno, gdyby nie to, że właściwie nikt nie działał na mnie w taki sposób, jak ten mężczyzna, który wbijał się między moje usta, jakby były wszystko jedno którą szparką między moimi nogami. Bum! I znowu doszłam.
- Och, ty mała, zepsuta suko... – i odepchnął mnie od siebie, by wylądować ustami i językiem między nogami, a palce znów zagłębiły się w moim tyłku. Znowu zapiekło i znowu ta cudowna ulga. Co to było, kurwa? Bill zamruczał zadowolony, a ja ponownie poczułam, jak po mnie cieknie. Jezu, czy ktoś wreszcie mi pozwoli umrzeć w spokoju? Czułam wielką potrzebę spoczęcia w takiej pozycji na kolejne kilka godzin, aż zregeneruję swoje siły. No chyba, że on ma ochotę na jeszcze jedną rundkę... co? Nie. Nie ma mowy. Nie. – Remis. – oznajmił Bill, podnosząc się do góry z wybitnie zepsutym uśmieszkiem na ustach, które właśnie oblizywał, a mi coś przewróciło się w żołądku do góry nogami. – Spuściłaś mi się do ust. – Boże, to zabrzmiało tak cholernie zepsucie, że moje policzki zaczerwieniły się bardziej, niż to w ogóle możliwe. – Pierwszy raz jakakolwiek kochanka w moim łóżku miała kobiecy wytrysk. – dodał i zawisnął nade mną, szczerząc się do mnie z wyraźnym zadowoleniem, a ja uniosłam brwi w zaskoczeniu. Kobiecy wytrysk? Myślałam, że co do teorii, byłam całkowicie obeznana. – Nie miałaś tego nigdy wcześniej?
- Powinnam mieć? Poczułam się właśnie nie... – jego usta wpiły się we mnie i na wargach poczułam swój własny smak i zadrżałam radośnie. – Smakujesz mną. – mruknęłam, a on ugryzł mój podbródek.
- A ty mną. Ciągle mamy remis. – uniósł się odrobinę tak, że między naszymi nosami było jakieś dziesięć centymetrów pustej przestrzeni, którą miałam ochotę wypełnić sobą. Albo nim. Chciałam go pocałować i umrzeć. – Więc nigdy siebie do tego nie doprowadziłaś?
- A co mówi ci moja zdezorientowana mina?
- Że jestem zajebistym kochankiem. – odparł i mimo wszystko parsknęłam śmiechem. – I nie oglądałaś żadnych pornoli?
Zmarszczyłam czoło.
- A jest ktoś, kto ich nie oglądał? – spytałam, a on potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Słuszna uwaga. – oparł się na łokciach i umościł się między moimi nogami i westchnął, jakby w końcu poczuł zmęczenie. Powinien. Chyba spaliłam dzisiaj wszystkie słodycze, które wpieprzyłam w ciągu ostatnich pięciu dni. – I nie widziałaś nigdy, jak laska robi zajebistą fontannę, gdy dochodzi? – strzelił sobie w twarz, rechocząc się najwyraźniej z doboru słów, a wtedy mnie oświeciło.
- Aaa! O tym mówisz!
- Aaa, o tym właśnie mówię. Podniosłaś poprzeczkę mojego ego jeszcze wyżej, a myślałem, że to niemożliwe. - właściwie to nie wiedziałam, co mam sądzić o tym, o czym on do mnie mówił, ale skoro jemu nie przeszkadzało, że robiłam „fontannę”, to ja chyba nie powinnam się żenować, prawda?... Z resztą, co to za różnica? On właśnie pieprzył mój tyłek. I podobało mi się to. Ostatecznie uznaję, że wszystko już jest dozwolone i wszystko, co wiąże się z seksem, jest dobre. Przynajmniej jeśli chodzi  o tego pana między moimi nogami. – Chodź pod prysznic, a potem coś zjemy. Jestem cholernie głodny.
- Poważnie?
- Właściwie to chciałem sprawdzić, jak smakują dosolone rzeczy, ale ciii...

Gdzie byłam, gdy coś się zmieniło?
Wyszłam na chwilę na dwór i okazało się, że zanim wróciłam do środka, minęło kilka lat? Nie, to nie to. Może za długo wtulałam się w Toma i przyćpałam się jego perfumami i teraz majaczę? Też nie to. Byłam przepełniona spełnieniem seksualnym. Tak, brawo dla Leny, odkryła to. Ostatni raz pod prysznicem tylko to potwierdził. Nie do końca wiedziałam, dlaczego teraz to zrobiło się tak... takie, kiedy wcześniej... Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić. Nie żebym oponowała przeciw czemuś takiemu, ale...
Bill mnie wytarł, a potem nawet ubrał. Rozczesał moje włosy i doprowadził do takiego porządku, że gdyby nie moje usta, które były zaczerwienione i opuchnięte jak po powiększającym błyszczyku i to, że miałam poważny problem, żeby normalnie chodzić, wcale nikt by się nie zorientował, że miałam naprawdę... fajny poranek. Próbowałam tylko wyprzeć z siebie świadomość, że prawdopodobieństwo, że Tom mnie słyszał, jest praktycznie stuprocentowe. Dlaczego ja w ogóle postanowiłam wyjść z sypialni, zamiast położyć się i odżyć? Ach, Kaulitz chciał jeść. Ja właściwie też chciałam, ale w przeciwieństwie do niego ja mogłam z tym poczekać. Dopiero, gdy ochłonęłam, poczułam, że będę miała problem z siedzeniem. Mój tyłek zaczął poważnie odczuwać, co dzisiaj się z nim wyrabiało. Właściwie z przodu nie było różnicy.
- Czyżbyś była zmęczona? – usłyszałam i ręka Kaulitza znalazła się z plaskiem na moim pośladku, a moje oczy natychmiast otworzyły się szeroko. Kurwa, czy ja właśnie zaczęłam przysypiać, idąc po schodach? Spojrzałam na uśmiechniętego psychopatę ze zdezorientowaniem. – W porządku, jak zjesz, pójdziesz spać. Pasuje?
Wzruszyłam ramionami, choć tak naprawdę najchętniej już położyłabym się na schodach i zasnęła. Nie śpię chyba od szóstej z hakiem, a było już po jedenastej. Jakim cudem ja w ogóle egzystowałam? Nie wiedziałam.
Walcząc z opadającymi powiekami, przeszłam przez salon, automatycznie podążając za Kaulitzem, jakby mój mózg przestał ogarniać, co w ogóle chce robić. Irytujący ból między nogami ujawniał się przy każdym kroku i miałam szczerą nadzieję, że będziemy jeść w jadalni, bo tam przynajmniej były krzesła z miękkim podbiciem. Wypieprzona – to chyba było najbardziej adekwatne słowo opisujące mój stan. Po co ja tu w ogóle zeszłam? Im dłużej nad tym myślałam, tym mniej rozumiałam. Przecież mogłam zjeść później. Albo Kaulitz mógłby mi przynieść śniadanie do łóżka. Co prawda nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mógłby to zrobić, ale co z tego? Mogłam sobie pomarzyć.
Nagłe zatrzymanie się idioty przede mną sprawiło, że wpadłam na jego ciepłe i pachnące żelem pod prysznic plecy. Ledwo powstrzymałam się od tego, by wsunąć dłonie pod jego szarą koszulkę i przesunąć palcami po jego nagiej skórze. Chyba mi całkiem na mózg padło. Przetarłam oczy i ziewnęłam. Skoro chciało mu się stać, to niech stoi. Ja się oprę i zasnę. I jak pomyślałam, tak zrobiłam. Nie zwróciłam nawet szczególnej uwagi, że jego mięśnie były spięte. Przez myśl mi przeszło, że mogłabym zrobić mu masaż z dużą ilością olejku. Wtedy i ja bym była cała śliska i... Boże, jestem ledwo żywa, a i tak ciągle myślę o tym, co wykończyło moje ciało.
- Co ona tu robi? – usłyszałam lodowaty głos Kaulitza i otworzyłam oczy, marszcząc czoło. Kto „ona”? Jakaś jego była? Serce zaczęło mi pompować adrenalinę i natychmiast wychyliłam się zza pleców, o które się opierałam, by zmierzyć wzrokiem „ją”. W tym samym momencie moje oczy skonfrontowały się z brązowymi tęczówkami, które nie należały ani do jednego bliźniaka, ani do drugiego. Należały do brunetki, która stała sztywno w jadalni z zaczerwienionymi policzkami i skrzyżowanymi rękoma. Która nie zmieniła się od chwili mojego zniknięcia. Która była moją przyjaciółką. Serce stanęło mi chyba na kilka chwil, a krew odpłynęła z twarzy, gdy dotarło do mnie, że prawdopodobnie słyszała, co robiłam w sypialni z człowiekiem, który mi zniszczył życie i zabrał od rodziny, przyjaciół i chłopaka. O Boże. Odsunęłam się gwałtownie od Kaulitza, gdy na jej twarzy dojrzałam wściekłość i coś, co było znacznie gorsze, niż zdegustowanie.
- Teraz to już sama nie wiem. – odparła powoli, cedząc każde słowo i wiedziałam, że w jej oczach byłam zdrajczynią. Serce, które w końcu zaczęło działać, chciało eksplodować od natłoku emocji. – Lena? Po co do mnie pisałaś? Zdaje się, że doskonale się tu bawisz. – dodała, a mi zrobiło się słabo. Chciałam schować się za plecami Kaulitza i udać, że wcale mnie tu nie było. Ale wtedy i on się do mnie odwrócił i spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. Właśnie teraz chciałam umrzeć. Dokładnie w tym momencie, kiedy poczułam się tak bezsilna i potrzebowałam desperacko jakiegokolwiek zrozumienia wobec mojego postępowania. Oczy Katariny jasno dawały mi do zrozumienia, co ja sama o sobie myślałam. Dziwka.
- Ja... – zaczęłam, ale nie miałam absolutnie zielonego pojęcia, co miałam powiedzieć. Zacisnęłam powieki, czując, jak napływają piekące łzy. Boże.
- Może w takim razie ja zabiorę swoje rzeczy i wrócę do domu i powiem Harry’emu, żeby dał sobie spokój z szukaniem ciebie. W ogóle, żeby dał sobie z tobą spokój. – każde jej słowo zdawało się być tym nożem, który Kaulitz chwycił w mojej obronie przeciw samej sobie. Tym razem jednak go nie łapał. Wbijał się w moje serce raz po raz, a ja czułam mdłości i obrzydzenie do samej siebie jeszcze bardziej, niż po moim pierwszym razie w łazience. Usłyszałam jej głośne prychnięcie i nagłe chrząknięcie człowieka, który stał obok mnie.
- Nie myślisz chyba, że teraz tak po prostu odejdziesz? – spytał beznamiętnie, a spod moich powiek wypłynęły gorące łzy. Dusiłam się powietrzem, oddychając szybko i gwałtownie. Zaraz zwymiotuję na podłogę. Chcę umrzeć.
- Mnie nie kupiłeś. Nie masz do mnie żadnego prawa.
- Nie obchodzi mnie to. Nie zostawisz jej w takim stanie. – oznajmił surowo, a ona parsknęła suchym śmiechem. Zakryłam ręką usta, by zagłuszyć nadchodzącą histerię. Żołądek bolał mnie coraz bardziej do tego stopnia, że zaczęło mi się kręcić z bólu w głowie. – Kupiłem ją, krzywdzę ją psychicznie i fizycznie, wmawiam jej, że wcale nie kocha swojego chłopaka i pieprzę ją na każdy możliwy sposób. Jestem złem, a ty chcesz ją zostawić, kiedy jestem skory cię tu zatrzymać? - nazwał wszystko po imieniu. Znów zniszczył to, co doprowadziło mnie do do ekscytacji. Zrobił ze mnie zabawkę w oczach Katariny. Która mnie znienawidziła. Chciałam odejść, ale on złapał zabandażowaną ręką za mój nadgarstek, nie pozwalając mi się ruszyć z miejsca. Ból mnie ogłuszał. Czułam kwas żołądkowy w przełyku. – Nie zostawisz jej w takim stanie. – powtórzył twardo, a ja rozkleiłam się całkowicie, szarpiąc się z jego ręką do tego stopnia, że w końcu udało mi się wydostać spod jego dotyku. Nawet nie spojrzałam w stronę Katariny, ale miałam nadzieję, że moje ciągłe bełkotanie słowa „przepraszam” było wystarczającym dowodem tego, jak bardzo czułam się teraz jak szmata. Nie umiałam dłużej stać na linii ognia i zanim Kaulitz ponownie mnie złapał, ja uciekłam z jadalni, potykając się o własne stopy.

><><><><><><><><><><><><

Natalia Kills - Problem
*Nie chciałbyś posiąść mojego ciała niczym wandal?

piątek, 29 listopada 2013

Chapter XV

Uznajmy, że jest weekend :)

><><><><><><><><><><><><><><><><


Piekące ciepło między nogami wyrwało mnie z niespokojnego snu i w trybie natychmiastowym podniosłam się do pozycji siedzącej, mrugając zaspanymi oczyma. Ani śladu Kaulitza w sypialni. Co jest? Cokolwiek ostatnio dzieje się tam, gdzie mnie właśnie piecze, jest spowodowane tym debilem. Znaczy... po pierwszym razie w sumie nie było żadnego pieczenia, czy coś w tym stylu, ale... Zmarszczyłam czoło, gdy do pieczenia doszło pulsowanie. Czy ja umieram? Akurat w takim miejscu? Przetarłam twarz dłonią, odetchnąwszy, by się ogarnąć. Nie mogłam umierać. No chyba, że w nocy mi coś Kaulitz podał. Głupawy uśmiech wylazł mi na usta i moje czoło zmarszczyło się jeszcze bardziej. Zostałam sprzedana świrowi, a cieszę się jak...
Och!
Parsknęłam suchym śmiechem, a całe opakowanie podpasek leżących na łóżku dobitnie dało mi znać, że wcale nie umieram, a po prostu dostałam okres, a pan Wszystkowiedzący jakimś cudem to wiedział. Powinnam się zirytować, że wie o mnie nawet tak intymne rzeczy (nie wnikam, jak się dowiedział. Naprawdę nie chcę tego wiedzieć), ale odrzuciłam ten pomysł, zanim irytacja przemieni się we wściekłość. Zwlokłam się z łóżka, uprzednio sprawdziwszy, czy przypadkiem nie zakrwawiłam pościeli i w locie chwyciłam podpaski, a z mojej własnej, osobistej szuflady, wyciągnęłam czarną bieliznę, która tak naprawdę nie była moja, a Billa, który mi ją kupił. I nie, nie wnikałam, skąd znał mój rozmiar. Przyjmowanie rzeczy za coś oczywistego sprawiało, że wiele rzeczy były łatwiejsze do zniesienia. Szkoda, że potrafiłam tak robić tylko z rzeczami materialnymi...
Zamknęłam się w łazience, by się ogarnąć, a wtedy moje oczy znowu zrobiły się wielkości ćwierćcentówek.
- Kurwa, poważnie? – wydukałam, trzepocząc powiekami jak wybitna kretynka na widok czegoś, co przekraczało jej możliwości intelektualne. Czy ja miałam omamy, czy jeszcze się nie obudziłam? Czy na szafce naprawdę stała czekoladowa muffinka? To niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie zostawiałby muffinki w łazience. I to takiej nietkniętej. I wtedy genialna myśl mi przemknęła przez głowę. Przecież Kaulitz nie jest przy zdrowych zmysłach.
Muffinka była obserwowana przez moje oczy z każdej możliwej strony łazienki. Na kiblu, pod prysznicem, przy zlewie, aż w końcu została pochłonięta przez tak żarłoczne usta, że między nimi na końcu znajdowała się papierowa foremka, z której zęby zdzierały ciasto. Kogo to obchodziło, że może Kaulitz zostawił babeczkę, bo o niej zapomniał? Była tak cholernie dobra, że zjadłabym ich więcej, niż tuzin. Wylizane palce do czysta zgadzały się ze mną w stu procentach. Czekoladowy smak w moich ustach był oszałamiający. Nie wiem, z jakiego sklepu była muffinka, ale jeśli kiedykolwiek uda mi się nawiać, muszę się tam koniecznie dostać.
Założyłam Tomowe dresy i szeroką koszulkę zasłaniającą mój wielki brzuch, który jak zawsze robi się ogromnym balonem podczas okresu i wyszłam z pokoju, czując ssanie w żołądku z głodu. Cudownie. Okres! No po prostu fenomen. Przez kilka dni będę mieszkać w kuchni, w bliskim sąsiedztwie lodówki! Przynajmniej Kaulitz nie będzie mnie pieprzyć minimum dwa razy dziennie. Teraz ograniczy się do zera. Biedny, biedny Kaulitz. Przytuliłabym go, gdyby nie to, że na progu pokoju leżało opakowanie pralinek. Słucham? Potrząsnęłam głową, czując jakieś nieporozumienie w powietrzu. Najpierw babeczka, a teraz to? No chyba nie potknął się i nie zgubił tego po drodze? Poczułam się rażąco pogubiona w tym wszystkim. Pochyliłam się i zabrałam czekoladki z podłogi, a na mojej twarzy pojawił się tak szeroki uśmiech, że aż zabolały mnie policzki. Jeśli ich nie zgubił, to znaczy, że zostawił je tu dla mnie? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Rozejrzałam się, czy nie stoi gdzieś przypadkiem na korytarzu, ale nigdzie nikogo nie było. Moje czoło przypominało teraz szczeniaka buldoga. Ściągnęłam wieczko, by przyjrzeć się czekoladkom i do moich nozdrzy wleciał najpiękniejszy zapach słodkiej czekolady i zanim się ogarnęłam, jedna z nich rozpływała się na moim języku. O Boże! Jestem w niebie! Obejrzałam pudełeczko i znalazła nazwę firmy, ale „Teuscher”* kompletnie nic mi nie mówiło. Cóż, może jedynie to, że czekoladki pewnie były z Niemiec, czy coś... Ale to nie było ważne. Ważne było to, że pralinki były fenomenalne i absolutnie niebiańskie. Boże, och, Boże... Moje kubki smakowe mają orgazm. Taki z fajerwerkami na niebie pełnym świetlistych gwiazd. I być może jak już wstanie nowy dzień, będzie tęcza i przy jej początku będą się pasać jednorożce z diamentowymi rogami. Oparłam się o framugę drzwi, wzdychając radośnie. Jeśli to ten świr mi je zostawił... Nie wiem właściwie, jaki z tego morał. Powinnam mu podziękować, ale to takie bez sensu. Za co? Że mnie uwięził i kupił na pocieszenie czekoladki? Powinnam mu je wsadzić w tę jego chudą dupę. Wykrzywiłam usta w złośliwym uśmieszku, wpychając do nich kolejną pralinkę. Pewnie i bym tak zrobiła, gdyby nie to, że te słodycze spłynęły dla mnie w idealnym momencie. Skąd on wiedział, że tak kocham czekoladę? W sumie to głupie pytanie. Każdy uwielbia czekoladę, to musiał być szczęśliwy traf, że...
Masz jeszcze do czegoś słabość, prócz czekolady? Naprawdę chciałbym to wiedzieć.
Kurwa!
Zamknęłam pudełko, udając, że wcale nie opierdoliłam połowy jego zawartości i raźno ruszyłam na dół, w poszukiwaniu tego debila, by mu wygarnąć, że nie można mnie tak po prostu przekupywać słodyczami. Ale wtedy na schodach dojrzałam kolejną babeczkę. No, do kurwy nędzy! To jest jakaś kpina!
Po kolejnej babeczce nie zostało ani okruszka, a ja, zdenerwowana i prawie najedzona, trzymając pralinki pod pachą, zeszłam na dół, ponurym spojrzeniem skanując otoczenie. Tak nie można. To nieetyczne. Nie wiedziałam dokładnie, co miałam dokładnie na myśli, ale hormony buzujące przez okres mówiły mi, że mam być oburzona i tyle.
- Gdzie jest twój zdegenerowany brat? – spytałam, wydymając usta do Toma, który siedział na kanapie i przerzucał kanały telewizyjne pilotem, wgapiając się w coś, co miało robić za telewizor, ale było zbyt wielkie i zbyt płaskie... Nie miałam nawet pojęcia, jak to nazwać. Ale projektor na suficie rzucał obraz na to coś. Ugh, Boże, byłam taka głupia. I najwyraźniej żyłam w innych czasach. I innych warunkach. Tom odwrócił się do mnie powoli, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem, a ja dojrzałam przy jego brwi plaster. Pierdolone szczeniaki, które nie potrafią się inaczej porozumieć, niż poprzez bijatyki. Gdybym wczoraj dostała okres... Cóż, w sumie nie byłoby kłótni, bo nie byłoby seksu. Jeden z psów stanął przede mną, pojawiając się znikąd i zaczął wąchać to, co miałam pod pachą. Jakkolwiek to brzmiało. Posłałam mu mroczne spojrzenie.
- Smakują ci? – Tom kiwnął głową w stronę pudełka chyba. Prychnęłam i wskoczyłam na kanapę, zaraz obok starszego Kaulitza, kładąc mu na nogi czekoladki. – Nie smakują?
- Istnieje opcja, żeby coś takiego nie smakowało? Nie chcę ich. – i zaraz, gdy to powiedziałam, zrozumiałam jak bezsensownie to zabrzmiało. – Są pyszne, ale ich nie chcę. – sprostowałam, a jego prawa brew wystrzeliła do góry.
- Ale muffinki zjadłaś?
Poczułam, że robię się czerwona i dosłownie mi ręce opadły.
- To nie zmienia faktu, że to nie jest sprawiedliwe, żeby mnie tuczyć... kurwa, wiesz o co mi chodzi! – moje czoło zrezygnowane opadło na jego bark. Nawet nie wiedziałam, jak to się stało, że zachowywałam się przy nim tak, jak przy starszym bracie, którego nigdy nie miałam, chyba, że tak mogłam nazwać przyjaciół Harry’ego z zespołu, którzy prócz Louisa byli w sumie ode mnie młodsi. Mina mi zrzedła, gdy pomyślałam o tym, że Harry mnie nigdy nie pocieszał, gdy miałam okres. Właściwie to trzymał się ode mnie z daleka. Zrobiło mi się smutno.
- Właśnie nie bardzo...
- Mogę się do ciebie przytulić? – wywaliłam, zanim zdążyłam przemyśleć pomysł. Pieprzony okres. Jezu, zaraz się rozpłaczę.
- Mam wrażenie, że to kompletnie bez sensu pytać o powód, więc okej, nie pytam. – a potem jego wielki ramię zostało przerzucone przeze mnie i przyciągnęło mnie do ciepłej i pachnącej klatki piersiowej. O w dupę. Ale czad. Nie udało mi się powstrzymać mruknięcia. Ani tego, że gdy już się wygodnie ułożyłam, Tom otworzył pudełko i wepchnął mi między wargi pralinkę, a kolejną zjadł sam. – Faktycznie są zajebiste. – wymamrotał z pełnymi ustami, a ja pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. Tom był taki dobry. Można było się do niego przyssać bez obawy, że zrobi mi krzywdę. Kiedy zmieniło się moje postrzeganie co do jego osoby? Przecież wcześniej też sądziłam, że ma nierówno pod sufitem jak jego bliźniak. Czemu to musiało być wszystko tak skomplikowane? Nie mogłam po prostu... Nie wiem, poznać ich w klubie, pójść do łóżka z młodszym Kaulitzem, potem z uzależnienia pierdolić się nim każdego dnia i tak poznać mimochodem Toma i się z nim zakumplować? Czemu od razie kupowanie człowieka? I czemu ja się na siłę doszukuję jakiegokolwiek wytłumaczenia? Boże, ale jestem żałosna.
- Więc dlaczego dostałam słodycze? – wyburczałam w jego klatę, zamykając oczy. Mogę sobie wyobrazić, że wcale nie mam problemu z psychopatą i znam się tylko z Tomem? Jakby to on mi się podobał i tak dalej? To by było piękne. Kurwa! O czym ja myślę?! Dlaczego nie wyobrażam sobie, że to Harry?! Zgrzytnęłam niezadowolona zębami. Uganiałam się trzy lata za chłopakiem, a jak już ktoś mi coś wsadził, to nagle wszyscy wydają się abyć atrakcyjni. Jestem jedną, wielką kurwą. Dziwką. Suką. Szmatą. Ugh, nienawidzę siebie!
- Ponoć jesteś niestabilna emocjonalnie... – rzucił zdawkowo, a ja prychnęłam tak energicznie, że prawie go oplułam. Powinnam się obrazić. Moje hormony właśnie tak mi podpowiadają. – I ponoć czekolada to... utrzymuje w ryzach.
Ponownie zgrzytnęłam zębami i zabrałam kolejną pralinkę, by zapchać sobie nią usta. Musiałam się uspokoić, bo inaczej zaraz wybuchnę. Ale mi ciśnienie podniósł.
- Czy jest coś, czego twój pojebany brat nie wie? Serio? On wiedział dokładnie, kiedy mi się okres zacznie! Wiedział to lepiej ode mnie! Czy ja miałam jakąkolwiek prywatność w czasie ostatnich kilku... – kolejna pralinka została wepchnięta mi prawie do gardła i zakrztusiłam się z oburzenia. Co on sobie wyobrażał?! Że może mnie zapychać słodyczami tylko po to, żebym się zamknęła?! Pfff!
- Uspokój się. U niego perfekcjonizm to niemal choroba. Uznał, że musi się przygotować na wszystko. – odparł, wzruszając ramionami. Super. „Musiał się przygotować na wszystko.” Przynajmniej nie przygotował się na to, że spróbuję popełnić samobójstwo. I na to, że napisałam Katarinie, gdzie jestem. Dupek. Myśli, że na wszystko pod swoją kontrolą, pfff. Boże, co ja takiego złego w życiu zrobiłam?!... – Będziesz płakać?
- Będę.
- O matko... – westchnął żałośnie i odwrócił się całym ciałem do mnie i objął mnie ramionami, przyciągając mnie tak, że moje łokcie wbiły się w jego uda. Harry mnie tak tulił. Tulił mnie, gdy było mi źle, pocieszał, opiekował się mną, a ja go zdradziłam po tym, jak on w końcu mi wyznał, że mnie kocha. I ciągle go zdradzam. I myślę o Kaulitzu nie w tych kategoriach, co trzeba. Jestem pierdolonym potworem. Cudo. Rozbeczałam się. – Lena...
- Zdradziłam Harry’ego. – załkałam, czując się jeszcze gorzej, że Tom znowu musi sobie radzić z moim płaczem. – Gdyby Katarina dowiedziała się, co robię, uznałaby mnie za szmatę. Jestem jeszcze gorsza, niż ona i Louis. Co ja sobą reprezentuję? I jeszcze ci to mówię, jakbyś mógł coś zmienić, a nie możesz... – pociągnęłam nosem, a Tom znowu westchnął.
- Zaproponowałbym ci lody czekoladowe, które mamy w zamrażarce, ale nie wiem, czy to cokolwiek zmieni....
Poderwałam głowę, cała zapłakana i moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Starszy Kaulitz parsknął śmiechem i złożył pocałunek na moim czole.
- Chodź do kuchni w takim razie. – oznajmił i wstał z kanapy, a ja szczęśliwie popędziłam za nim na złamanie karku. Boże, jaka ja byłam prosta. I jebnięta. – Co z tą Katariną?
- A co ma z nią być? – spytałam szybko, zaalarmowana, że może jednak się wydało, że wysłałam do niej wiadomość. Nie, nie mógł wiedzieć. Gdyby wiedział, ja byłabym już dawno martwa, prawda? Poczułam, że zaczynają mnie palić policzki i odchrząknęłam, potrząsając głową. Tom nawet na mnie nie spojrzał.
- Powiedziałaś, że jesteś gorsza, niż ona i... – machnął lekceważąco ręką. – Ktoś tam...
- Louis. – wtrąciłam, a on wzruszył ramionami, otwierając lodówkę. Gdzie był Kaulitz, do cholery, skoro nie było go w sypialni, ani w salonie i kuchni? Pierwsze słyszę, żeby czytał książki, więc w bibliotece też go nie ma. Są psy. Jego nie ma. Ciężka kula w żołądku mnie zirytowała. Nie powinnam się denerwować.
- I co z nimi? – wyciągnął wielkie chyba trzylitrowe pudło z lodami, a moje oczy zaświeciły się jak lampiony. – Skoro sądzisz, że jesteś od nich gorsza?
Zmarszczyłam czoło. W tym momencie do mnie dotarło, że wcale nie byłam od nich gorsza. Byłam w równym stopniu pierdolnięta. Tylko ja krzywdziłam Harry’ego, a oni Eleanor. Na dodatek Kat czuła się przez Lou jak szmata, a Lou miał na to wyjebane. Wypisz wymaluj moja sytuacja. Gdyby zaczęła się o to na mnie wściekać, byłaby hipokrytką, prawda?
- Spotykali się kiedyś, ale on jest teraz z jedną taką... no i dalej... się pieprzą. Tak w skrócie. – odparłam zamyślona. Ale oskarżenie, że jest hipokrytką by ją nie ruszyło. Och, kurwa. Co ja zrobiłam? Przecież jak ona się dowie, co ja robię, to nasza przyjaźń zostanie wystawiona na poważną próbę. Bo ona mnie nie zrozumie. Szlag, szlag, szlag!
- On wciąż ją kocha? – moje oczy uważnie śledziły łyżkę, która nakładała mi lody do miseczki i ledwo zrozumiałam, co zostało do mnie powiedziane. – Ten... Jak on tam ma?
- Louis. – przypomniałam mu, ale on nawet nie drgnął. Gdy moje oczy oderwały się od lodów, zauważyłam, że Tom wciąż na mnie nie patrzył. Zrozumiałam, że pytał mnie po to, bym skupiła się na mówieniu, a nie na myśleniu. Udana taktyka. – Nie, nie sądzę. Gdyby ją kochał, nie zostawiłby jej dla innej. Po prostu ich ciągnie do siebie. – jak mnie i jego zajebistego brata. Czysty pociąg seksualny i nic więcej. Prawda?
- Więc ona też go nie kocha?
Otworzyłam usta, by się zgodzić, ale nagle zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, jaka jest prawda. Kiedyś wszystko było dla mnie jasne, ale od momentu przekroczenia progu tego domu, nie widziałam czerni i bieli, a samą szarość. Wszędzie było jakieś „ale”, jakieś niedopowiedzenie, jakaś wątpliwość. Czy ona go kochała?
- Nie wiem... – odparłam zdziwiona. Jaką przyjaciółką byłam, jeśli nie znałam tak prostej rzeczy? Nie słuchałam jej wystarczająco dobrze? Próbowałam olać temat, żeby się nie męczyła? Żeby nie musiała przechodzić przez pytania, które tylko pogorszą jej humor? Załamią ją? Jasne. Po prostu nie znosiłam Louisa. Nie chciałam o nim gadać, bo on ją skrzywdził. A jeśli ona go kochała...? Powinnam jej pomóc go odzyskać?... Czy wyperswadować jej to, jak to robiłam? Miałam mętlik w głowie.
- Smacznego. – podsunął mi miseczkę lodów z łyżeczkę. – Sos czekoladowy? – gdy ochoczo się na niego zgodziłam, Tom uśmiechnął się szeroko i zabierając pudło lodów, skierował się do lodówki. – Więc twoja przyjaciółka nie ma lekko. – zauważył. Obficie polał sosem moje lody, przy czym mi do głowy przyszły jakieś bluźniercze wizje i schował sos z powrotem na swoje miejsce. – Masz ochotę obejrzeć jakiś film?
- Jasne. – skinęłam głową, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł, żeby przebywać w jego towarzystwie, kiedy jego brat był o niego zazdrosny. No ale nie było go, więc czy to było takie ważne?

- Och, kurwa, Lena...
Mogłam go nie szukać. Mogłam w sumie nie szukać go i nie jeść przy tym lodów. Mogłam zostać tam, gdzie byłam, czyli na kanapie, przysypiając na kolanach Toma. Ale nie, ja się zaczęłam denerwować, zamiast w spokoju oglądać jakąś komedię sensacyjną, na której prawie płakaliśmy ze śmiechu. Gdy tylko film się skończył, ja stwierdziłam, że nie ma opcji, by siedzieć w miejscu. Uznałam, że należy pójść poszukać człowieka, który sprawia, że chcę siebie znienawidzić. Jaka ja jestem bez sensu. A podczas okresu to chyba jeszcze bardziej.
Ścisnęłam delikatnie jądra, zasysając główkę, a Kaulitz oparł się o ścianę w garażu, wzdychając rozkosznie. Skąd on się tu wziął – cholera go wie. Skąd ja się tu wzięłam z jego męskością w ustach? Cóż, zwalam to na okres i wywołaną przez niego irytację, że Kaulitz najpierw zostawia mi słodycze, a potem mnie unika. A może mnie wcale nie unikał? Czy to ważne?
Zdrowa dłoń wsunęła się w moje włosy, przyciągając mnie bliżej, sprawiając, że jego fiut zagłębił się bardziej w moim gardło, a ja zamruczałam, wysyłając mu wibracje, które przyjął z sykiem.
Nawet nie udało mi się z nim dobrze dogadać. Po prostu go dojrzałam, stanęłam w rozkroku ze skrzyżowanymi rękoma i wydymając usta, jakbym była na niego obrażona, otaksowałam go spojrzeniem. To chyba znacznie wybiło go z rytmu, a to, że nie miałam zamiaru w ogóle podziękować za pralinki i muffinki, chyba sprawiło, że sam się zirytował. A na domiar złego, gdy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, że mając okres, mam jeszcze większą chcicę. I gdy tak teraz przed nim kucałam z fiutem w ustach, byłam wręcz wściekła, że nie mogę włożyć sobie ręki do spodni. Znaczy, niech to szlag, mogłam, ale nie wiedziałam, jak on by na to zareagował, więc... więc byłam mokra i nie mogłam z tym nic zrobić. Tak było fajnie.

Dwa dni później byłam już tak nakręcona tym wszystkim i tak zapasiona słodyczami, że całkowicie padło mi na mózg. To nie było zdrowe. I wiedziałam to od momentu, kiedy weszłam drugi raz w życiu do pokoju Toma.
- Coś się stało? – spytał, patrząc ze zmartwieniem na moją bladą twarz. Przynajmniej sądziłam, że byłam blada, bo było mi zimno.
Zamknęłam za sobą drzwi, upewniając się, że młodszego Kaulitza nie ma na korytarzu i szybko podbiegłam do łóżka, na którym siedział Tom z akustyczną gitarą i wspięłam się na nie.
- Zrobiłam... coś. – rzuciłam, zagryzając wargę. Nie rozumiałam, dlaczego czułam się z tym źle. A dlaczego postanowiłam powiedzieć o tym Tomowi, to już, kurwa, nie miałam zielonego pojęcia.
Starszy bliźniak zmarszczył czoło i ostrożnie odłożył na bok instrument, poświęcając mi automatycznie całą swoją uwagę.
- Zabiłaś mojego brata? – na jego ustach drgnął uśmiech, ale cała twarz pozostała poważna. Miałam ochotę go trzepnąć w ramię, ale potem do mnie dotarło, że właściwie...
- Prawie. – wydusiłam, a on uniósł pytająco brwi. Już miał zamiar zsuwać się z łóżka, gdy złapałam go za rękę. – Znaczy... jeszcze nie. Ale chyba już blisko. – i ciepło na mojej twarzy powiedziało mi, że moje kolory z powrotem wróciły na policzki. Brzmiałam jak naćpana kretynka. To brzmiało jak czyste brednie.
- Lena. O czym ty gadasz? – jego wolny i opanowany głos sprawił, że dosłownie zrobiło mi się źle samej ze sobą. Postąpiłam naprawdę... źle. A przy tym dobrze. Jaki to ma sens?
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza w ściśnięte płuca.
- Wtedy, kiedy on, no wiesz, eee... Kiedy ja chciałam się zabić, on wtedy się zranił i potem... Tak jakby... I po wszystkim... – odetchnęłam, a zdenerwowanie chwyciło mnie za gardło. – Wysłałam wiadomość z jego telefonu do Katariny z adresem waszego domu. – wyrecytowałam i pod dłonią poczułam, jak jego ciało się spina. – Nie wiem, po co ci to mówię, powinnam być zadowolona, ale nie jestem, bo wy robicie mi z mózgu jakąś wielką sieczkę i ja nie mogę tego znieść, a Katarina nie postąpi z tą wiadomością... – urwałam, dobierając odpowiednie słowo, ale Tom mnie wyprzedził.
- Delikatnie? Na spokojnie? Racjonalnie? Bezpiecznie? Logi...
- Tak, właśnie tak. – przerwałam mu i otworzyłam oczy, by zmierzyć się z beznamiętną twarzą starszego bliźniaka. Wtedy do mnie też dotarło, że przywiązałam się niezdrowo do tego człowieka i za nic nie chciałam go stracić. Czy mi już odbiło do reszty? Jak ja mogłam w ogóle ich tak obu postrzegać, jak właśnie to robię, kiedy oni oboje mi zniszczyli życie? Jeśli kiedykolwiek odejdę, wyląduję w psychiatryku jak nic. – Tom...
- Powinnaś się cieszyć. – zauważył nagle, a na jego twarzy pojawiło się jawne zdezorientowanie. Świetnie. Nawet on uważa, że powinnam być dumna ze swojego sprytnego planu. – Nie cieszysz się. – dodał, obserwując mnie spod uniesionej brwi. Puściłam jego rękę, skonfundowana. – A powinnaś.
- Wiem, że powinnam. I mówiłam, że nie umiem... – odwróciłam od niego głowę, przygryzając wewnętrzną część policzka, czując, że po raz miliardowy zaczynam się czuć jak śmieć. – Myślę, że znacznie pogorszyłam sytuację...

„Mamo, Harry zaproponował, żebym zabrała się z nimi w trasę koncertową. Co prawda jestem pełnoletnia i sama za siebie odpowiadam, ale jednak wolę się upewnić, że nie masz nic przeciwko”
„Nie, między mną, a Louisem wszystko skończone. Najwyżej zabiję jego, albo jego obecną dziewczynę. Czym się przejmować?...”
„Lena wcześniej wyjechała, prosiła mnie, bym dostarczyła jej pracę na uczelni. Trochę zbajerowałam, że ma chorą babcię i musiała pilnie wylecieć do Londynu”
„Nie, spokojnie, wiem, że nie macie czasu, zamówię taksówkę”
Spakowała wszystkie potrzebne jej rzeczy, choć nie miała pojęcia, po co to wszystko robiła, skoro jej matka nawet nie rewidowała walizki. Powinna zabrać ze sobą tylko scyzoryk. Właściwie to nie rozumiała, co właściwie robiła. Wydawało jej się, że to najlepszy pomysł, na jaki wpadła. Gdy tylko dostała wiadomość od „Skurwiela”, bo tak go nazwała, ciśnienie tak jej się podniosło, że aż zrobiło jej się słabo. A potem zrozumiała, że to musiała być Lena, nie ten psychopata. Musiała myśleć szybko, decydować się na jakikolwiek sensowny plan. I idąc spać, przyszło jej właśnie to do głowy. Zmylić wszystkich i wykonać misję samodzielnie. Nie powiedziała o niczym Harry’emu, bo wiedziała, że ten by chciał wepchnąć we wszystko swoje łapy. On był w Europie i szukał informacji tam. I dobrze. Ona była mądrzejsza. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Jej dłonie były całe mokre od potu, gdy zbliżała się coraz bardziej do domu na Adelaide Drive, a jej serce napieprzało z prędkością światła. A jeśli coś pójdzie nie tak?... Najważniejsze, że Lena żyła. Liczyło się to, żeby zapewnić jej jakiekolwiek bezpieczeństwo. Ze swojej strony w tym momencie dawała wszystko, co mogła dać i miała nadzieję, że to coś zmieni.
Zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła z samochodu, odbierając swój bagaż i powoli odetchnęła, choć wielka posesja, przed którą się znajdowała, znacząco odbierała jej pewność siebie. Jak miała dostać się do domu, kiedy ta furtka zdecydowanie mówiła „zakaz wstępu”? Jak miała się dostać do środka? Przecież, jeśli nie wejdzie na teren posesji, nikt jej nie wpuści.
Zagryzła wargę i zaczęła wędrować wokół swojej walizki. Wyciągnęła telefon z torebki i wybrała numer do swojej ulubionej pizzerii. Trudno. Poczeka kilka minut więcej.

- I powiesz w razie czego, że może ktoś inny w domu ją zamawiał. – wepchnęła dodatkowe dwadzieścia dolarów w jego ręce i zabrała pudełko pizzy.
- Ale...
- Żadnych pytań. Dzwoń.- popchnęła go w stronę interfejsu, a ona odsunęła się, by w razie czego nikt jej nie zauważył. Serce miała ciągle w gardle. Jakim cudem w ogóle potrafiła mówić, to nie miała żadnego pojęcia. Trudno. Przeżyje. – Pamiętaj, nie daj się spławić. – syknęła ułamek sekundy przed tym, gdy głośniczku rozległ się męski głos, a po jej skórze przebiegły dreszcze. Obrzydliwiec. Patologia. Zabije go, jak go zobaczy. Chyba, że to jego brat. To jego też zniszczy.
- Dostawa pizzy, mogę wejść? – spytał opanowanym głosem chłopak w czerwonej czapeczce, a Katarina pogratulowała sobie dobrego wyboru. Dzieciak był idealny. Chyba, że to pieniądze przez niego przemawiały. Może da mu jeszcze dychę.
- Nie zamawiałem pizzy. – zgasił go interfejs, a Katarina poczuła, że robi jej się ciepło. No mów coś! Mów!
- Mieszka pan sam? Jestem pewien, że zamówienie było dokładnie z tego domu. Jakiś pan...
- Boże, co za głupi pomysł. – parsknął śmiechem, a brunetka zmarszczyła czoło, mając wrażenie, że to jej osoba była wyśmiewana. Lena nikomu nie powiedziała, że wysłała jej wiadomość, prawda? Nie no, to idiotyzm. Nie po to jej dawała znać, żeby potem mówić o tym swoim porywaczom, o czym ona myślała? – Pizza? Jaka pizza? Owoce morza?
- Margarita, proszę pana.
- No i do tego takie tanie gówno. Zero inwencji twórczej. Zero. Ale ty poważnie z tą Margaritą? Kto ją będzie jadł? Może mamy coś w lodówce i da się to... Ej, koleś, nie masz jakiejś w zapasie? Może nie trzeba będzie robić obiadu.
Chłopak spojrzał na dziewczynę zdezorientowany, a Katarina spanikowana machnęła rękoma, żeby się od niej natychmiast odwrócił. Żałowała, że stała w takim miejscu, że nie widziała, kto tłamsił jej partnera w zbrodni. Ale to nie było ważne. On musiał to kupić.
- Eeee... Nie, proszę pana. Mam tylko pańskie zamówienie.
- Tandeta.
- Eee... To...
- Eeee, już otwieram. – usłyszała jeszcze rozbawione parsknięcie śmiechem i drzwi cudownie stanęły otworem. Tak! Prawie zapomniała, że miała się włamać i kogoś zabić. Ten kpiący głos znacznie wytrącił ją z równowagi. Ale to nie było ważne. Zabrała pizzę, puściła w niepamięć ochotę dopłaty, skinęła głową chłopaczkowi i pędem wpadła na posesję, ciągnąć za sobą walizkę. Tak! Teraz już z górki. Musi zapukać, zagrozić... Cholera, a gdzie teraz ma iść?
Jej oczy rozszerzyły się, gdy dojrzała na podjeździe samochód jej przyjaciółki i na nowo poczuła moc powagi misji, jaką wykonywała. Postanowiła sprawdzić, co jest za drewnianymi drzwiami. W sumie nie było innych, więc raczej tam powinna się kierować. Odłożyła pizzę na walizkę, by opierając się o rączkę, nie spadła na ziemię i po naciśnięciu klamki, pchnęła wrota. Okej. Chyba była blisko. Kolejne drzwi. Właściwie dwie pary. Wejdzie przez te większe. Nie. Zapuka. Będzie lepszy efekt.
Nie zdążyła unieść dłoni, gdy przez szybki dojrzała kroczącą w jej stronę jakąś wysoką postać. Zrobiło jej się gorąco z nerwów i przerażenia, które starała się z siebie wyprzeć. A potem drzwi się otworzyły, a jej zaschło w ustach z wrażenia.
Wysoki mężczyzna stojący przed nią miał na sobie tylko kąpielówki, a na opalonej, odsłoniętej klatce piersiowej mogła dojrzeć kropelki wody. Skapywały z brązowych włosów, przylegających do głowy. Mokrych. Tak cholernie mokrych jak całe jego ciało. Jej serce przeciskało się boleśnie przez jej przełyk, najwyraźniej próbując uciec przez gardło, a w brzuchu chyba pierwszy raz miała tak wielki atak motyli. Co się właśnie stało? Jego brązowe oczy skanowały ją od góry do dołu, zatrzymując się na strategicznych miejscach, a jego pełne usta wciąż wyginały się kpiącym uśmieszku, jakby go to wszystko bawiło. Co go bawiło?
- Muszę przyznać, że ten pomysł z pizzą jest doprawdy fenomenalny. – powiedział, oblizując dolną wargę, a ucisk w jej podbrzuszu był tak bolesny, że odetchnęła głośno. Policzki ją paliły, a dłonie znów były mokre. To musiał być brat tego, którego chciała zabić. Co ona?... Co ona, do cholery, wyprawiała?!
Otworzyła usta i zaczęła mówić, zdając sobie za późno sprawę, że z jej ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Gdy wyszczerzył do niej zęby, odchrząknęła głośno.
- Jesteśmy w dwupaku. Jeśli macie Lenę, macie także mnie. – oświadczyła, mając nadzieję, że zabrzmiała choć odrobinę tak odważnie i wyzywająco, jak wyobrażała to sobie wcześniej. Jej wzrok opadł na biało-błękitne kąpielówki i zacisnęła mocno powieki, gdy zreflektowała się, po co to zrobiła. Boże, ten... o Boże, o czym ona myślała?! Lena! Jesteś tu dla Leny, żeby ją wyrwać ze szponów psychopaty! Jak to się stało, że straciła całe opanowanie, gdy tylko się tutaj pojawiła?!
- W takim razie drzwi stoją dla ciebie otworem, panno Page. – usłyszała i gdy otworzyła oczy, męskie ciało stało przy ścianie, gestem zapraszając ją do środka.- Musisz tylko pamiętać, że jak już tu wejdziesz, nie wydostaniesz się tak łatwo. Na pewno nie za sprawą dostawcy pizzy. – dodał, śmiejąc się z własnego żartu, a ona zagryzła wargę w determinacji, co pomogło jej znacznie, gdy przechodziła obok mężczyzny, który zdawał się być znacznie bardziej niepokojący, niż Louis przy pierwszym spotkaniu. – Witamy w domu socjopatycznych psychopatów.

Teuscher - Szwajcarska wytwórnia czekoladek <3
><><><><><><><><><><><><><><

Katarina, welcome home!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Chapter XIV

To wszystko dlatego, że mi się rozdziały podobają i koniecznie muszę się podzielić =.=
PS, nigdy nie reklamuję żadnych blogów (głównie dlatego, że ich nie czytam, ale dobra), bo po prostu jestem leniwa i niewdzięczna, ale zostałam poproszona (i nie jestem pewna, czy to była prośba, ale wcale tego nie napisałam), żeby wstawić linka, więc wstawiam linka i zapraszam do poczytania w wolnym czasie, albo między jednym rozdziałem u mnie, a drugim xD
http://our-tumbler-of-tea.blogspot.com/

><><><><><><><><><><><><><><><><><

Kłam.
Moje oczy wędrowały od telefonu, który kurczowo trzymałam, do jego twarzy, na której wciąż widniał niewinny uśmiech. Ale ja wiedziałam, że to tylko gra i jeśli nie rozegram tego w dobry sposób, skończę naprawdę źle. Ale potem zrobiło się znacznie gorzej. Uśmiech zniknął, a Kaulitz całkowicie porzucił maskę. Nawet moje serce doskonale zdawało sobie sprawę, że należy spieprzyć. Tylko nie przez gardło!
Kłam.
- Chciałam zadzwonić. – musiałam być przekonywująca. Musiałam. Weszłam w telefonie w opcję wpisywania numeru, celowo robiąc to na jego oczach.
- Do twojego chłopaka?
- Do Katariny.
Jeszcze czwórka i jedynka i nacisnę „dzwoń”. Boże, co on robił? A właściwie dlaczego nic nie robił? Nie powinien mi przeszkodzić?
Nagły ucisk na gardle i przyszpilenie mnie do sofy sprawiły, że wypuściłam telefon z drżącej ręki.
- Najwyraźniej się myliłem. – wyszeptał groźnie do mojego ucha, a mnie oblał zimny pot, gdy nie mogąc wziąć oddechu, zaczęłam panikować. – Może ty jednak wolisz, żebym się nad tobą znęcał, choć i tak nie będziesz w stanie mnie znienawidzić, bo znienawidzisz samą siebie, że do tego doprowadziłaś, co? – nie rozumiałam, co on do mnie mówił. Za bardzo byłam skupiona na tym, że on znowu mnie dusił, kiedy sądziłam, że już nie jest w stanie zrobić mi fizycznej krzywdy. Dusił mnie. Odbierał mi powietrze. Krzywdził mnie. Chciałam tego. Dlaczego chciałam? Nie chciałam. – Lena. Dlaczego? – odsunął ode mnie twarz, spoglądając mi w oczy, które zaszły mgłą zbierających się łez. Nie był wściekły. Ale to, co teraz stanowiło jego nastrój było czymś znacznie gorszym. Czymś, co uderzało w najczulszy punkt. Gorzej, niż broń palna wycelowana prosto serce. Dłoń puściła moją szyję, a ja ze świstem wciągnęłam powietrze, krztusząc się ulgą. Palce ścisnęły boleśnie mój podbródek, nie pozwalając mi się od niego odsunąć. – Boisz się, że poczujesz do mnie coś więcej, niż tylko pożądanie?
Pytanie zawisło między nami w gęstej ciszy, która nas spowiła. Poczułam, że moje policzki mnie zaczynają niezdrowo palić i wiedziałam, że już znał odpowiedź. Nie mogłam dopuścić do zakochania się, kiedy wiedziałam, że znienawidziłabym siebie za to jeszcze bardziej, niż to było w ogóle możliwe.
- Powiedziałeś, że nie wierzysz, że miłość istnieje. – odparłam cicho, spuszczając wzrok. I mimo, że siedziałam przed nim naga i nie przeszkadzało mi to, nigdy w życiu nie czułam się bardziej odkryta, niż teraz. Uniósł mój podbródek wyżej, bym znów na niego spojrzała. Zrobiło mi się niedobrze, gdy w klatce piersiowej pojawiło się takie pieczenie, jakby moje serce zaczęło się po prostu spalać. Co ja robiłam? Co ja mówiłam?
- Ale ty uważasz inaczej, nieprawdaż? – w tym samym momencie zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam, ulegając mu tak łatwo. To nieważne, co on mówił na temat seksu. Byłam zbyt emocjonalna, bym mogła oddawać mu swoje ciało, nie narażając się na szkody. I dokładnie w tym momencie wiedziałam, że szkody już się pojawiły i to bardzo poważne. – Odeszłabyś teraz, gdybym puścił cię wolno? – spytał powoli i puścił mój podbródek ta nagle, że zachłysnęłam się powietrzem na brak dotyku z jego strony. Chwycił swoje spodnie i telefon i wyszedł z pokoju. Dźwięk stóp opadających na ziemię był niczym echo jego słów, które zagłuszyły ciszę, z którą mnie pozostawił.
Patrzyłam się tępo w drzwi, które za sobą zamknął i nie mogłam uwierzyć, jak bardzo mogłam być taka głupia i nierozważna. Bolało mnie serce. Bolało mnie ciało. I nagle poczułam się pusta.

I keep running away, running away, running away from you
But I can’t stand breaking the chains
Breaking the chains, breaking the chains
It’s too good*

Wolałam, żeby tu został, żebym nie musiała myśleć. Ale jak zwykle zrobił to z perfidną premedytacją. Słone łzy spłynęły po moich czerwonych policzkach i zrobiło mi się zimno, pokryłam się gęsią skórką. Okrutna prawda nie chciała mi przejść przez gardło, ani nie potrafiłam się zmusić, żeby się przyznać do niej w myślach. Ale każdy to wiedział i ja to wiedziałam.
Odeszłabyś teraz, gdybym puścił cię wolno?
Nie.
Taka naiwna. Taka głupiutka. Taka żałosna. Taka słaba.
Nie rozumiałam tego. Dlaczego się tak zachowywałam, skoro to na Harry’ego tyle czekałam? To było irracjonalne, ale byłam pewna, że go kocham. Teraz niczego nie byłam pewna. Kaulitz zachwiał moje poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Wystarczyło tylko stuknąć delikatnie moje podstawy, bym runęła jak domek z kart. Wstrząsnął mną spazmatyczny szloch i powoli ruszyłam się, by sięgnąć moje ubrania. Jak człowiek mógł robić coś takiego z drugiej osoby? Tak po prostu? Bez żadnego problemu? To było nieludzkie, on był nieludzki. I niszczył mnie z tak ogłuszającą łatwością.

‘Cause I know the second you go
Want you to bring it on back
Bring it on back, bring it on back to me
And you know I want your chokehold
Want you to bring it on back
Bring it on back, bring it on back to me**

Założyłam bieliznę, koszulkę i zakrwawione spodnie. I chociaż niewiele widziałam przez łzy, wyszłam z pokoju, zataczając się bezsilnie. Jeśli chciałam uciec i jednocześnie chciałam zostać... to co miałam zrobić, żeby było dobrze i żebym nie musiała się bać o siebie? Czy istniała w ogóle opcja wyjścia z tego cało? Nie widziałam jej. Byłam skazana na autodestrukcję. Co on by zrobił, gdybym mu powiedziała prosto w twarz, że zrobić ze mną co zechce, że może wykorzystać moje uczucia i wyciskać ze mnie wszystko tak, aż nic ze mnie nie pozostanie? Nic by nie zrobił, bo nawet bez mówienia mu tego, on doskonale zdawał sobie sprawę, że może to uczynić.
Nie interesowało mnie, że może zobaczyć moje łzy. I tak doskonale wiedział, że potrafiłabym od niego odejść. Teraz jedyne, czego potrzebowałam, to jakiegokolwiek oparcia. Oparcia, które w istocie było tylko iluzją, którą mogłam się żywić tak samo jak wyobrażeniami o tym, że wszystko dobrze się skończy.
Nie wiedziałam, jak znalazłam się w kuchni. Nie było tam Billa, ale za to był Tom, przygotowujący obiad. I był dokładnie wszystkim, czego aktualnie chciałam. Słysząc moje pociąganie nosem, podniósł wzrok znad deski, na której coś kroił i znieruchomiał. Stanęłam naprzeciw niego, nie będąc pewna, czy to, co chciałam zrobić, było poprawne, ale on wiedział lepiej. Nóż opadł na blat, dłonie zostały wytarte w spodnie i chwilę później zatonęłam w jego ramionach, dławiąc się łzami. Byłam tak cholernie zrezygnowana i zmęczona, że nawet nie uważałam na to, co mówię i dlaczego to mówię.
- On... – zaczęłam, krztusząc się słowami, płaczem, oddychaniem. – Tom... – dodałam, ściskając kurczowo jego czarną koszulkę. Jedna z jego dłoni znalazła się na mojej głowie, głaszcząc mnie uspokajająco. Pocałował mnie w jej czubek, a ja pierwszy raz od ponad dwóch tygodni poczułam małą namiastkę bezpieczeństwa. – Chciałabym go znienawidzić... – wydusiłam, wciąż drżąc. – Tak bardzo bym chciała...
- Wiem, mała... Wiem... – oparł policzek o moją głowę, a ja dziwnym sposobem poczułam się jak wtedy, kiedy miałam doła, a Katarina przychodziła, by mnie tulić i uspokajać.
- On mnie zniszczy. – wyszeptałam. – Tom, on mnie zniszczy, a ja nie umiem przestać go chcieć. – dodałam ze zgrozą, gdy zrozumiałam, co narobiłam.
Wysłałam Katarinie adres domu.
A ona mi go odbierze. Odbierze mi Billa.
Usłyszałam westchnięcie, ale zignorowałam to, zbyt przerażona sytuacją. Nie chciałam, żeby zniknął. Nie chciałam wracać do swojego życia. Tak naprawdę to nie chciałam, żeby Katarina wiedziała gdzie jestem, bo zniszczyłaby to, co tu się działo. Boże, jak bardzo byłam chora, skoro nagle uznałam, że nie chcę, żeby mnie ratowała? Co ja, do kurwy nędzy, zrobiłam?
Chciałabym sobie móc wmówić, że po prostu uzależniłam się od dobrego seksu.
Ufnie przesunęłam głowę, by posłuchać relaksującego bicia serca, a Tom nie przerywał miarowego głaskania moich włosów, ani gładzenia moich pleców. Powoli zaczęłam wpadać w otumanienie, a łzy coraz rzadziej spływały z moich zamkniętych oczu. Dobrze zrobiłam. Katarina mnie od niego uwolni, będę cierpieć przez jakiś czas, ale potem wszystko wróci do normy, prawda? Coś w mojej podświadomości mi mówiło, że to największa bzdura, jaką wymyśliłam, ale zignorowałam to.
- Masz spodnie we krwi. Jesteś ranna? – spytał nagle Tom, a ja zacisnęłam mocniej dłonie na jego koszulce, wklejając się w męską klatkę piersiową, poszukując jeszcze więcej ciepła i bezpieczeństwa. Tom był taki dobry. Jeśli byli bliźniakami, dlaczego byli tak różni?
- On mi nie uwierzył, że mogę się zabić, więc chciałam to zrobić, ale on złapał za nóż i rozciął sobie rękę. Tak naprawdę to sądzę, że chyba powinien pojechać do szpitala, by mu to zaszyli. – odparłam cicho, będąc pod wrażeniem łagodzącego działania ciała, do którego się tuliłam. Lodowata gula w żołądku powoli zaczynała się roztapiać, a serce przestawało boleć. – Nie rozumiem, po co chciał mnie ratować i dlaczego tak bardzo się tego przestraszył, skoro traktuje mnie jak dziwkę. Myślałam, że mu nie zależy na tym, czy ludzie wokół niego żyją, czy nie. Szczególnie tak niskiego statusu jak ja.
- Bo mu nie zależy. Jego interesuje tylko rodzina. – mruknął, a ja zmarszczyłam czoło, zaczynając się irytować tym, że próbowałam znaleźć w tym, co mówi, drugie dno. Nie było go. Kaulitz był bezuczuciowym prostakiem. Robotem. – Nie sądzę, że byłby w stanie normalnie egzystować ze świadomością, że pozwolił ci się zabić. Mówisz, że powinni go zszyć. To dlatego tak bardzo krwawi?
- Mhm. – pewnie do tego momentu bandaż można wyżymać jak ścierkę. To jego wina. Nikogo innego. Dupek. – Nie powinno mnie to dziwić. W końcu wydał na mnie dużą ilość pieniędzy i gdybym... – urwałam, gdy nagle zaświtało mi coś w głowie. Kiedy on widział jego rękę, skoro przez cały czas byłam z nim, a gdy wyszedł po prezerwatywę, na pewno poszedł do siebie, a Tom był tutaj zajęty gotowaniem? Natychmiast otworzyłam oczy i przestałam oddychać, blednąc. Młodszy Kaulitz stał jakieś cztery metry dalej, uważnie mi się przyglądając, a ja poczułam się jak ostatnia idiotka. Jak długo tu stał? Słyszał, gdy mówiłam, że chcę przestać go chcieć? Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Tom przyciągnął mnie do siebie tak, jakby chciał dać do zrozumienia swojemu bratu, że nie pozwoli mu mnie skrzywdzić.
Patrzyłam na Kaulitza w milczeniu, a mimika jego twarzy zmieniała się jak obrazy w kalejdoskopie. Wiedziałam jedno – był zirytowany.
- Chodź. – rozkazał mi, ale ja nie ruszyłam się z miejsca. Jeśli Tom chciał mnie chronić, ja wolałam zostać tam, gdzie stałam. Ramiona wokół mnie nie poluźniły się ani na sekundę.
- Powinieneś zadzwonić po doktora, żeby coś z tym zrobił. – oznajmił starszy bliźniak opanowanym głosem. – Straciłeś dużo krwi.
- Puść ją.
- Nigdzie ci nie ucieknie, sam o to zadbałeś. Zadzwoń po doktora.
Dopiero teraz zauważyłam, że jak na niego, był dość blady, a bandaż zakrwawiony do tego stopnia, że pojedyncze krople skapywały na podłogę. Przełknęłam ślinę, gdy strach znów uformował się w wielką gulę w żołądku. Jego twarz stężała i widziałam wyraźnie, jak zaciska zęby. Potem zacisnął dłonie w pięści. Obie. Wnętrzności wywróciły mi się do góry nogami na myśl, jak musiało to boleć.
- Puść ją, do kurwy nędzy. Jest moja. – przełknęłam głośno ślinę na to zuchwałe stwierdzenie. To nie było to, że się bałam, choć agresja w jego głosie, wyraźne ostrzeżenie, mówiło, że nie mamy do czynienia ze spokojnym człowiekiem. Nie ogarnęłam, dlaczego on powiedział „ona jest moja”, a ja wyczytałam z tego czystą zazdrość, choć to przecież było niemożliwe. Każdy w tym domu wiedział, że jestem jego, jakkolwiek by to nie brzmiało. W końcu mnie kupił, tak? Kupił mnie... jak rzecz. Czyli nawet nie miałam prawa głosu.
Kaulitz nie odrywał ode mnie wzroku, kipiąc wściekłością, że wciąż stałam w tym samym miejscu. On chyba kpił, myśląc, że przedstawiając sobą coś takiego, ja teraz do niego podejdę. Nie, wcale się nie bałam. No może trochę. Ale bardziej, niż ataku, obawiałam się tego, że on znowu coś powie, co sprawi, że będę ponownie płakać. Nie chciałam.
- Gówno mnie obchodzi, ile na nią pieniędzy wydałeś. W moich oczach jest gościem w domu, który nie należy do nikogo. – powiedział twardo Tom, a wstrzymałam oddech, zdając sobie sprawę, że jego brat zaraz wybuchnie. Brązowe tęczówki zlodowaciały i powoli przeniosły się z mojej twarzy na twarz mojego wybawcy. Zrobiło mi się zimno. – Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że to nie działa. Chyba nie myślałeś, że będę się trzymać z daleka jak na samym początku, kiedy ty w tak oczywisty sposób krzywdzisz kobietę? – parsknął suchym śmiechem. – No dalej, uderz mnie. Wiem, że cię korci.
Miałby go uderzyć, kiedy ja tu stałam? Po moim trupie. Chciałam wysunąć się z jego ramion, ale Tom wciąż trzymał mnie mocno. Przestało mi się to podobać. Buzujący testosteron to ostatnia rzecz, jaką chciałam doświadczyć na własnej skórze. Nie od nich obu. Nie w taki sposób.
Młodszy Kaulitz milczał i to było naprawdę przerażające. Jego klatka piersiowa unosiła się nienaturalnie szybko i wiedziałam, że jego oddech był płytki. Nawet z tak daleka byłam w stanie to usłyszeć. Byłam pewnie bledsza, niż on. A co gorsza, martwiłam się o niego. Chciałam, żeby w końcu postanowił zrobić coś z tą pieprzoną ręką, zanim wyląduje w szpitalu z przymusu przez zbyt wielką utratę krwi. Nie chciałam być przyczyną ich kłótni. Nie chciałam stawać między nimi. Oni wydawali się być cholernie groźni.
- Puść ją. Niech odejdzie i zostawi nas samych.
A Tom zabrał ręce dosłownie w momencie, kiedy padło słowo „samych”. Nie chciałam tego widzieć. Odsunęłam się i ruszyłam biegiem do sypialni, nie odwracając się nawet za siebie, by sprawdzić, co się dzieje, czy padł już jakiś cios. Nie chciałam widzieć ich bijących się. Nie chciałam go znowu opatrywać.
Z chwilą, gdy zamknęłam za sobą drzwi od sypialni, łzy znów spłynęły z moich oczu.

Nie było obiadu. Siedziałam skulona przy łóżku na podłodze, zaciskając dłonie na uszach, chcąc zagłuszyć wszystkie hałasy, jakie mogły przedostawać się do pokoju. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek byłam przerażona czymś, co mnie tak naprawdę nie dotyczyło. Owszem, było to spowodowane mną, ale nie byłam bezpośrednio w sytuacji. To nie ja byłam obrażana, ani nie ja byłam bita. Chciałam wrócić i im przeszkodzić, ale wiedziałam, że nie mogę. Z resztą, co ja bym im miała powiedzieć? „Tak, jestem szmatą, Kaulitz, przerżnij mnie, żeby ci przeszło, a potem zadzwoń do doktora. Tom, nie drażnij go, ale dziękuję za wstawienie się za mną, choć nie rozumiem czemu.” Potrząsałam głową na samą myśl, że miałabym to rzucić w trakcie ich walki. Znowu będę musiała go opatrywać. A jeśli tym razem któryś któremuś coś złamie?
Siedziałam z zatkanymi uszami i zaciśniętymi powiekami naprawdę długo. Co prawda nie byłam w stanie powiedzieć, czy minęło kilka minut, czy kilka godzin, ale wiedziałam, że to było bardziej przeciągające się, niż cała wieczność. W ciągu niecałego miesiąca doświadczyłam więcej emocji, niż przez całe swoje życie. Może i to było podobne, ale nigdy tak intensywne.
- Lena. – usłyszałam i poczułam czyjąś rękę na swoim kolanie, który miałam prawie wbity w szyję, tak ciasno się złożyłam. Powoli uchyliłam powieki, znów sztywniejąc. Moim oczom ukazała się zaróżowiona twarz młodszego Kaulitza, skronie pokryte potem, rozwichrzone włosy i czyste spojrzenie. Szukałam nowych ran, ale ich nie znalazłam. Musiałam być najwyraźniej kłębkiem nerwów, bo on tylko się uśmiechnął delikatnie, masując kciukiem moje kolano. – Oboje żyjemy, jeśli jesteś zainteresowana. – oznajmił mi, a ja mimowolnie odetchnęłam z ulgą. Odsunęłam odrobinę nogi w bok, by rzucić okiem na zabandażowaną rękę. – Nie trzeba szyć. Już nie krwawi. – nie rozumiałam, co się właśnie działo. Ten facet był bardziej nieprzewidywalny, niż pogoda w Londynie. Wyciągnął do mnie dłoń, zawiniętą w szpitalny materiał, a ja chwyciłam ją w swoje własne, delikatnie obracając ją na wszystkie strony, oglądając. Tom go opatrzył znacznie lepiej, niż ja, ale prawdopodobnie zrobiłabym to poprawnie, gdyby co niektórzy mi nie przeszkadzali. Czułam na sobie wzrok Kaulitza, ale ja próbowałam go zignorować. Tak było dobrze. Dzisiaj wydarzyło się tak dużo, że gdzieś po drodze zostało coś przekroczone, ale nie potrafiłam tego nazwać. Chciałam znać motywy jego działania. Chciałam go zrozumieć. Chciałam choć trochę umieć przewidzieć jego zachowanie. Wciąż trzymając jego dłoń, czułam przypływ nagłej odwagi, by spytać. O cokolwiek. Nawiązać konwersację, zbliżyć się do niego. Wiedziałam, że przepadnę z dniem, gdy zacznie mnie w nim interesować coś więcej, niż zawartość jego spodni i techniki jej używania. Pewnych rzeczy po prostu nie dało się zatrzymać.
- Wściekłeś się. – rzuciłam niedbale, powoli unosząc wzrok na jego usta, a potem na oczy. Coś zakuło mnie w piersi, gdy tak łagodnie na mnie patrzył. Jak w nocy.
Skinął głową.
- Bardzo. – przyznał, nie przerywając delikatnej pieszczoty kolana. Adrenalina natychmiast rozprzestrzeniła się w moich żyłach, gdy w końcu usłyszałam od niego coś, co właściwie opisywało jego uczucia. On nigdy o nich nie mówił. Musiałam uważać na słowa, jeśli chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie miałeś powodu. – zaoponowałam, odsuwając się od niego,a on to wykorzystał, by przysunąć się bliżej i oprzeć się rękoma o moje kolana, na których spoczęła jego głowa. Moje serce najwyraźniej postanowiło przyrównać się do trzepotania skrzydełek kolibra. Boże, czemu on musiał być taki piękny?
- Jesteś moja. – powiedział i, nie wiedząc czemu, uśmiechnął się, zamykając oczy. Chciałam się zbulwersować, ale zatrzasnęłam usta, gdy tylko je rozchyliłam. Opanuj się.
- Usiłujesz mi powiedzieć, że jesteś o mnie zazdrosny, czy źle cię zrozumiałam? – zapytałam, ważąc każde słowa. Zaczynałam się frustrować jego osobą. Robił mi taki rozpierdol w mózgu, że to bolało. Ale najwyraźniej na mnie płacz działał uspokajająco jak na niego mordobicie. Cudownie.
Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, zbijając mnie z pantałyku.
- Kurewsko.
Jak on to robił, że rzucał maksymalnie dwoma słowami, które rozwalały na łopatki bardziej, niż całe zdania? Boże, uspokój się. Właśnie ci powiedział, że jest o ciebie cholernie zazdrosny, ale to wcale nie znaczy, że mówi prawdę. Może chce ci zamydlić oczy, choć nigdy tego nie robił. Boże. On nigdy nie kłamał. Dlaczego miałby kłamać właśnie w tym momencie?
- Przecież to Tom. Jest twoim bratem. – zmarszczyłam czoło, rozumiejąc coraz mniej, gdy dowiadywałam się coraz więcej. – Przecież on nie mógłby...
- Nie ufam mu. – uciął, a ja z jego ust zszedł uśmiech, który tak bajecznie rozmywał jego skupienie i zdenerwowanie na twarzy. Straciłam swoją szansę rozmowy z nim, na granie w otwarte karty, by go poznać. – Myślisz, że bez powodu mówię, że nie wierzę w coś takiego jak miłość? – uniósł głowę i spojrzał na mnie bez wyrazu. – Jesteś głodna? – zmienił temat, dając mi znać, że najwyraźniej już nie chce przepytywania. Skinęłam głową, a na jego ustach znów zagościł uśmiech. Ale zdecydowanie nie ten sam, co przed chwilą. Bill Kaulitz był zmęczony.

Nie mogłam zasnąć. Może to było spowodowane tym, że mnie nie tknął. Może to było spowodowane tym, że byłam zła i i przygnębiona za jednym zamachem. Może dlatego, że za dużo myślałam. Ale czy to robiło jakąś różnicę? I tak nie spałam przez człowieka leżącego obok mnie, całkowicie zrelaksowanego. Do tego stopnia, że pozwolił sobie rozłożyć się na ¾ powierzchni łóżka. Zasnął w parę minut po tym, jak jego głowa zderzyła się z poduszką. Skąd wiedziałam? Gdyby nie spał, nie dotykałby mnie. Jego noga była przerzucona przeze mnie, a jego twarz wklejona w moje ramię. Gdy zasypiał, był kilka kilometrów ode mnie. Gdy spał, prawie się ze mną zlewał. Musiałam przyznać, że takie zachowanie budziło we mnie sporo emocji, równie krzywdzących, co te, które pojawiają się po tym, co on do mnie mówi. Patrząc na niego, znów słyszałam to samo pytanie, które padło z jego ust.
Odeszłabyś teraz, gdybym puścił cię wolno?
Odpowiedź wciąż była ta sama i przeklinałam siebie za głupotę, która sprowadziła mnie do tego, że wysłałam przeklętą wiadomość do Katariny.
Powinnam się od niego odsunąć.
Powinnam.

Pictures flashing by inside my head
I’m hanging by a thread
But I’d do it all again, yeah***


Adam Lambert – Chokehold

*Wciąż uciekam, uciekam, uciekam od ciebie
Ale nie potrafię znieść zerwania łańcuchów, zerwania łańcuchów, zerwania łańcuchów
To jest zbyt dobre

**Bo wiem, że momencie, kiedy odchodzisz
Chcę, żebyś przywrócił to z powrotem, z powrotem, z powrotem dla mnie
I wiesz, że chcę twoich rąk na swojej szyi
Chcę, żebyś to przywrócił z powrotem, z powrotem, z powrotem dla mnie

***Obrazy migające wewnątrz mojej głowy
Wiszę na włosku
Ale zrobiłabym to jeszcze raz, tak

><><><><><><><><><><><

Jezu, idę spać oO