piątek, 31 maja 2013

Chapter VI

No i się wzięłam i przeziębiłam. Zakładam, że to wina mojego szefa, który doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale kto to wie, jak to tak naprawdę jest? Niemniej jednak, z tego tytułu opóźniła się dostawa nowego rozdziału, więc macie go na Dzień Dziecka ^ ^ 
Dobra, jestem odrobinę nieprzytomna, więc stąd zmykam :x Miłego czytania!
P.S. Krótszy, niż zwykle. Przepraszam.

><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Jestem chora. Nie jest to oczywiście nowością, ale komu normalnego wpadają takie rzeczy do głowy? I to jeszcze podczas siedzenia na kiblu.
Gdy tylko opłukałam dłonie i pośpiesznie wytarłam je w ręcznik, otworzyłam drzwi od tej samej strony, od której się dostałam do łazienki i wyleciałam z niej jak z procy, wspinając się po schodach tak, jakby zależało od tego moje życie. Oczywiście wiedziałam, że to bez sensu, bo nie istniała możliwość ukrycia się przed świrem w jego własnej kryjówce, prawda? I oczywiście wiedziałam, że zrobi mi krzywdę, jak tylko zorientuje się, że mnie nie ma tam, gdzie powinnam być i zacznie mnie szukać. A potem mnie znajdzie...
Ale właściwie dlaczego miałam być ugodowym więźniem? Zabrał mi moje własne jestestwo. Dlaczego miałabym mu teraz iść na rękę, nawet jeśli chodziło tylko o danie mi jedzenia, bo od samego rana nic nie miałam w ustach, a zbliżała się ósma? Jeśli chce mnie zniszczyć, ja nie muszę mu się podawać na tacy, tak?
Przebiegłam przez korytarz, mijając z lewej strony wejście do sypialni psychopaty, z prawej wyjście na balkon nad frontowymi drzwiami do domu, schody na dół prowadzące do salonu, skąd dobiegały mnie podniesione głosy dwóch mężczyzn i wparowałam do pokoju po lewej, zamykając drzwi najciszej, jak potrafiłam, natychmiast wydając z siebie przekleństwo. Mniejsza sypialnia, niż ta, w której byłam zamknięta. Ściany koloru kawy z mlekiem, komody zapewne z ubraniami, łóżko z ciemnego drewna z rzeźbionym baldachimem, plazmowy telewizor stojący na ławie pod ścianą, gitara na stojaku w rogu. Drzwi na balkon.
Męskie perfumy w powietrzu.
Kurwa mać. Trafiłam do pokoju Toma.
No świetnie. Powinnam stąd wyjść, prawda? To nie jest dobry pomysł, żeby ten świr mnie znalazł w takim miejscu. Szczególnie, że uroił sobie, że mnie ma na własność i... Może na balkonie będzie można jakoś...
Przemierzyłam pokój nerwowym krokiem i rozsunęłam drzwi, by wydostać się z pokoju. Moją twarz owionął oceaniczny wiaterek i zmełłam kolejne przekleństwo w ustach. Gdybym skoczyła z tego miejsca, wpadłabym wprost do basenu, do cholery. Pod warunkiem, że bym się nie zachwiała i nie spadłabym na kafelki.
- Ocean... – westchnęłam, gdy w oddali za drzewami dojrzałam cudowny błękit wody. Na co komu basen, jeśli prawie na wyciągnięcie ręki jest coś tak wspaniałego? Ja w każdy weekend lądowałam z Katariną na plaży, jeśli była taka możliwość. Co za bezsens, żeby się taplać w sztucznym zbiorniku wodnym przy czymś tak oszałamiającym.
Dźwięk rozsuwanych drzwi pode mną sprawił, że cofnęłam się wgłąb pokoju, a moje serce zatłukło boleśnie. Szlag! Ile czasu minęło, że on mnie szuka? 
Bo szuka mnie, prawda...?
- Uspokój się. – usłyszałam głos starszego z braci i natychmiast zakryłam swoje usta rękoma, by nie wydobyło się z nich nic, prócz zduszonego oddechu. Co ja zrobiłam? Czy on mnie tym razem uderzy? Czy zrobi mi coś gorszego? Co ja zrobiłam?!... – Chyba nie myślałeś, że posłusznie przyjdzie tak, jak jej kazałeś...?
Niecierpliwe cmoknięcie odebrało mi dech i wychyliłam się z zasłonki herbacianego koloru, która wisiała za drzwiami na balkon, by dojrzeć dwóch wysokich mężczyzn stojących nad basenem. Jasne włosy rozwiewał wietrzyk, a wyprostowana postura ciała, dawała wyraźny znak, że psychopata jest spięty i wściekły i zrobi mi krzywdę, jeśli tylko mnie odnajdzie. Kurwa. Tu nie było zbyt wysoko. Jeśli mnie tutaj zobaczy, pewnie mógłby doskoczyć do barierki i się wspiąć na górę.
Cofnęłam się jeszcze bardziej, obejmując się ramionami.
- Jak ją znajdę, wytłumaczę jej dobitnie, że właśnie tak ma postępować. – odparł ponuro blondyn, a ja wytrzeszczyłam oczy. Boże, powinnam do niego przyjść. Teraz. Zanim będzie za późno.
- Bill, do kurwy nędzy, nie możesz...
- Mogę. – przerwał mu lodowato, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka pomimo prawie stu stopni Fahrenheita na dworze. – A jeśli jesteś moim bratem, będziesz mnie wspierać, a nie stawać przeciw mnie. Tak jak zawsze. – odgłos kroków ucichł, a moje serce znalazło się w przełyku. To nie świadczyło dobrze o całej tej sytuacji. To znaczyło, że powinnam poważnie wziąć pod uwagę to, że muszę się gdzieś dobrze schować i zniknąć, zanim mnie...
- Czemu ukrywasz się akurat w moim pokoju? – usłyszałam i zastygłam w bezruchu, zdając sobie sprawę, że nieprzytomnie podeszłam bliżej balkonu i zwyczajnie się wydałam. Poczułam, że łzy zbierają się w moich oczach, jakby nie było im dość płaczu przez ten dzień. Miałam dość. Przez niecałą dobę moje życie legło w gruzach i zamiast mi jakoś to ułatwić, wszystko się pogarszało!... – Wiesz, że dla twojego dobra lepiej będzie, jeśli się poddasz? – Tom przyglądał mi się nieodgadnionym wzrokiem, jakby oceniał z kim właściwie rozmawia. Jeśli można to było nazwać jakąkolwiek rozmową, kiedy ja tak panikowałam, że nie miałam pojęcia, gdzie uciekła mi umiejętność mówienia.- Jeszcze zdążysz się wielu rzeczy nauczyć jak ta, że on za chwilę tam wejdzie, bo to mój pokój... Więc... – urwał, gdy ja ponownie wytrzeszczyłam oczy i przesunęłam się w stronę balkonu akurat w momencie, gdy drzwi za mną gwałtownie się otworzyły, a ja pisnęłam głośno. Nie miałam nawet zamiaru się odwracać. Panika sprawiła, że mój umysł kompletnie odjechał i zrobiłam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy. Nie dotarło do mnie, że mogłam się zabić. Kogo by to z resztą tutaj zainteresowało?
Wspięłam się na barierkę, trzymając się kurczowo błękitnej zasłonki, jakby miała mi pomóc i już przygotowywałam się do skoku, kiedy nagle silne ramiona chwyciły mnie w pasie i krzyknęłam przerażona, tracąc grunt pod nogami. Kilka sekund potem wisiałam bezwładnie przerzucona przez bark psychopaty, przez co moje oczy były skazane na kontakt wzrokowy z jego pośladkami opiętymi czarnymi spodniami. To wszystko działo się tak szybko, że moja świadomość ciągle była jeszcze przy momencie otwierania się drzwi. Chciałam coś powiedzieć, ale w końcu dotarło do mnie, że on mnie trzyma za uda i jestem krytycznie blisko jego ciała i znowu zaczęłam mieć problemy ze swobodnym oddychaniem.
- Powiedziałem ci, że nie pozwolę ci popełnić samobójstwa. – stwierdził niespodziewanie, a ja zmarszczyłam czoło, nie do końca rozumiejąc, o czym on do mnie mówi. – Chyba, że jesteś tak głupia, że nawet nie zdałaś sobie sprawy, że mogłaś się zabić w tym płytkim basenie.
Och.
Och, świetnie. Więc psychopata uratował mi właśnie życie.
- Niech cię szlag. – wymamrotałam zrezygnowana, siłując się mentalnie z moimi rękoma, które nie chciały wisieć bezwładnie, a po prostu dotknąć tego ciała, które mnie niosło. Zagryzłam wargę, tylko cudem powstrzymując się od głośnego przeklinania. Chciałam wsunąć palce pod koszulę i... no, do kurwy nędzy! Co jest ze mną nie tak?! – Nienawi...
- Nie nienawidzisz mnie. Przestań pieprzyć.
Zabrakło mi języka w gębie na czas, gdy zabrał mnie na dół i prawie rzucił na długi stół w jadalni. Co z tego, że go nie nienawidziłam?! On nie powinien był tego wiedzieć, do cholery! I czemu byłam aż tak chora na umyśle, że nie potrafiłam żywić do niego takich emocji?!
Zsunęłam się z prostokątnego stołu i usiadłam przy jego krótszym boku z naburmuszoną miną. W tym samym momencie w jadalni pojawił się Tom, który spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. Cudownie. Teraz będzie się na mnie gapił jak na niedoszłą samobójczynię, chociaż wcale nie miałam ochoty się zabijać. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
To wszystko było takie głupie. On mi nawet krzywdy nie zrobił. Po prostu mnie schwytał i przyniósł tutaj jak gdyby nigdy nic. Nie uderzył mnie, nie obraził, nic. Po prostu...
Talerz z kanapkami wylądował wprost przede mną, a zaraz obok wylądowała szklanka z sokiem pomarańczowym i zamrugałam oczami zupełnie zbita z pantałyku. Dusił mnie, a teraz zrobił mi kolację.
Nie zamierzałam mu nawet podziękować. Tak naprawdę to pewnie bym tego nie tknęła, gdyby nie to, że na widok jedzenia zaczęło mi potwornie burczeć w brzuchu, uświadamiając mi, że jeśli tego nie zjem, pewnie gdzieś zemdleję w kącie.
Kątem oka zauważyłam, że psychol znika gdzieś w kierunku salonu, a hałas na schodach dał mi do zrozumienia, że prawdopodobnie poszedł do swojego pokoju. I tak oto w ten sposób zostałam sam na sam z Tomem, który przysiadł się do mnie do dziesięcioosobowego stołu o jedno krzesło dalej. Nie spytał mnie nawet o zdanie, ale z drugiej strony to był jego dom, więc to ja tutaj nie miałam nic do gadania.
- Myślałeś nad tym, żeby go wysłać do psychiatry? – spytałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Kurwa. To wszystko przez Katarinę! To przez nią miałam niewyparzony jęzor, który zamiast mi pomagać, szkodził!
Wgryzłam się w pierwszą lepszą kanapkę z jakąś wędliną i pomidorem, czując, że robię się czerwona na twarzy przez swoją głupotę. Świetnie. Obrażam ciemiężyciela przed jego bratem. Brawo dla mnie.
Tom spojrzał na mnie krzywo, a w jego ciemnych oczach dojrzałam chłód i miałam ochotę strzelić sobie po mordzie za to, że jeśli powiem coś takiego jeszcze raz, oni oboje będą mi życzyli śmierci.
- Nie rozmawiam z obcymi na temat stanu mentalnego mojego brata. – odparł sucho, opierając się na krześle w pozycji tak wyluzowanej z miną tak arogancką, że coś niemiłego przekręciło mi się w brzuchu. Zaraz jednak przypomniało mi się, że moje życie i tak zaczynało się zmieniać w piekło, więc koniec końców i tak nie powinnam była się tym wszystkim przejmować. Co to za różnica, czy zrobię sobie z niego wroga czy nie.
- Przykro mi, że po twoim domu pałęta się obca osoba, ale zażalenia możesz kierować do swojego wspaniałego brata, o którym nie chcesz rozmawiać, a który mnie... no wiesz... kupił. – dokończyłam dobitnie, upijając łyk soku. Zaczęło mi się robić gorąco, a wściekłość, która we mnie wybuchnęła, gdyby mogła, zmiotłaby Kalifornię z powierzchni ziemi. – Najpierw mówisz, że ci przykro, że mnie tu uprowadził, co brzmi dość żałośnie z mojej perspektywy, a teraz co? A teraz ty też mi będziesz grozić i dusić? Może...
- Dusił cię? – przerwał mi nagle, ucinając moją tyradę, która za chwilę stałaby się wielkim krzykiem i płaczem, a jego wzrok przewiercił mnie na wylot, zatrzymując się na mojej szyi, którą automatycznie zakryłam wolną ręką. – Bill cię dusił? – wykrztusił, a ja prychnęłam głośno.
- Przecież nie rozmawiamy o stanie mentalnym twoje brata. – oznajmiłam mu, wytykając jego własne słowa i z kpiącym uśmiechem powróciłam do kanapek, które okazały się całkiem smaczne. Może zjadłabym je jednak z większym apetytem, gdyby nie drobny fakt, że byłam w środku horroru, który wolałabym obejrzeć w kinie, a nie przeżywać na własnej skórze. Gorzej, niż 4D. – Najlepiej w ogóle nie rozmawiajmy, bo to nie ma...
- Przestań.
- Nie przerywaj mi.
Na krótki moment mierzyliśmy się spojrzeniami, próbując zgnieść się nawzajem wzrokiem, jakby to w ogóle miało cokolwiek polepszyć. Żenada. Tom najwyraźniej też nie był normalny.
- Przepraszam. – usłyszałam z jego ust i ostatkiem sił powstrzymałam się od głośnego śmiechu, który rozbrzmiał w mojej głowie. Fantastycznie. Najpierw mnie żałuje, potem broni swojego brata-psychopatę, a teraz mnie przeprasza? No dobre sobie! – Nie wiem, jak mam się zachować w tej sytuacji... – dodał, przecierając twarz dłońmi i dopiero wtedy zobaczyłam zmęczenie, które z niego wyzierało. Dotarło do mnie, że on też nie był w komfortowej pozycji, kiedy musiał bronić swojego brata za to, że zrobił niewolnika z człowieka. A może i męczyło go to, co jego młodszy bliźniak miał w głowie... Jeśli w ogóle coś tam miał.
- W porządku. Ja też przepraszam. – bąknęłam, a kiedy skinął głową, zapadło milczenie, podczas którego udało mi się w spokoju zjeść chociaż jedną kromkę. Nie mogłam zrobić sobie z niego wroga. On mógł mnie chronić, a jeśli nie, mógł wytłumaczyć mi wiele o swoim bracie-psychopacie. Lub chociaż powiedzieć... – Dlaczego twój brat mnie kupił?
Mogłam przysiąc, że nie wie, co ma mi odpowiedzieć, a jeśli tak, to czy w ogóle powinien. Najpierw spojrzał na mnie uważnie, jakby zastanawiał się, czy powinien cokolwiek odpowiadać, a potem nabrał powietrza i w ciszy przeszywał mnie wzrokiem od góry do dołu, działając mi tym na nerwy. Mógł powiedzieć od razu, że nie musi mi tego tłumaczyć i mnie zbyć. Sprawa byłaby załatwiona. Ale nie, on musiał...
A kroki na schodach przewróciły neutralną atmosferę między nami do góry nogami. Szlag by to. Nie zdążyłam się niczego dowiedzieć!
Głośne odetchnięcie pochodzące od Toma natychmiast zwróciło moją uwagę i na moich ustach pojawił się pogardliwy uśmieszek. Więc, kurwa, tak to wyglądało. Pieprzeni bracia, którzy chcieli mi zniszczyć życie. Nawet ten palant, który ze mną siedział, nie miał zamiaru mi ułatwić egzystencji. Tak trudno odpowiedzieć? Nie, oczywiście on musiał czekać, aż świr się pojawi, żeby wybawić go z opresji, żeby nie musiał... Grrr! Niech ich piekło pochłonie, do cholery!
- Skończyłaś? – odezwał się psychol, a ja wzruszyłam ramionami. Byłam zmęczona i znowu mi się zrobiło jakoś tak wszystko jedno, czy mnie udusi, uderzy, zgwałci, czy połamie.
- A co to za różnica? – rzuciłam, wstając z krzesła i wyciągnęłam do niego ręce. – Masz, skuj mnie kajdankami i zamknij w jakiejś celi, czy... – urwałam, gdy jego twarz stężała. No dobra. Może jednak nie było mi wszystko jedno. Czy on musiał mieć takie pieprzone skoki nastrojów, przez co zapominałam, że powinnam go nienawidzić i się go bać?!
- Mam kajdanki, jeśli cię tak bardzo interesują. – stwierdził beznamiętnie, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. Szlag, szlag, szlag! Po co ja to mówiłam?! Czy ja choć raz nie mogę trzymać język za zębami, do cholery jasnej?! Moje dłonie natychmiast opadły, a na jego twarzy pojawił się tryumfujący uśmieszek. Szlag. No po prostu.. szlag! Nawet nie jestem w stanie wysłowić się we własnej głowie! – Chodź. – dodał, odwrócił się i ruszył w stronę salonu, a mi nagle serce podeszło do gardła. Zbliżała się noc. A on ewidentnie kierował się na piętro, gdzie są pokoje. I pewnie szedł do swojej sypialni i tam mnie chciał zabrać i... – Nie będę się dwa razy powtarzał! – usłyszałam jego zirytowany głos z sąsiedniego pomieszczenia, a moje oczy rozszerzyły się znacznie. Co to znaczyło? Czy on miał zamiar zaciągnąć mnie do łóżka? Czy on...
Moje nogi automatycznie same poniosły mnie za świrem, choć chciałam uciec, gdzie tylko to było możliwe. Sęk jednak był w tym, że takie miejsce nie istniało. Nie było żadnej możliwości ucieczki. Nie przed nim.
Im bliżej jego sypialni, tym gorzej się czułam. Nigdy nie byłam sam na sam z mężczyzną w jednym pomieszczeniu, chyba, że był to mój były chłopak albo Harry. Ale oni nie stanowili zagrożenia, do cholery! A ten człowiek... A ten człowiek był esencją zła! I jeśli byłam pewna, że nie mogę mu ufać, samej sobie zaufać było jeszcze trudniej. Musiałam się sprzeciwić. Nie mogłam spać z nim w jednym pomieszczeniu.
- Czemu idziemy do twojej sypialni...? – spytałam głupio, nie chcąc od razu wypalić ze swoimi żądaniami. Nie miałam zielonego pojęcia, jak podejść tego człowieka, by jakoś na nim wymóc to, co chcę, ale musiałam jakoś spróbować.
- Bo jestem zmęczony, chcę wziąć prysznic i iść spać? – pchnął drzwi i wszedł do swojego pokoju, czekając, aż wejdę tam za nim, by najprawdopodobniej nas tam zamknąć.
Stanęłam na środku korytarza i objęłam się ramionami, rozglądając się wokół.
- To znaczy, że ja mogę iść do... gdzieś tam... gdzie będę spać? – spytałam drżącym głosem, a on spojrzał na mnie jak na idiotkę. Uśmiechnął się, jakbym o czymś rozbawiła i potrząsnął głową.
- Myślisz, że dlaczego czekam, aż wejdziesz do środka? – otworzył szerzej drzwi i zaprosił mnie gestem do siebie. – Chodź wreszcie, bo ja na...
- Nie. – przerwałam mu nagle, patrząc mu odważnie w oczy. – Nie będę z tobą spała w jednym łóżku i nie będę... – pisnęłam, gdy otworzył gwałtownie drzwi, aż uderzyły z hukiem o ścianę i ruszył w moim kierunku. Natychmiast cofnęłam się do tyłu, a gdy zderzyłam się ze szklanymi drzwiami na taras, znowu pisnęłam i pędem ruszyłam w lewo, modląc się, by gdzieś tam był Tom, który może by mi pomógł. Pech chciał, że nie zdążyłam porządnie się rozpędzić, gdy czerwony dywan na ciemnych panelach pod moimi nogami nagle gwałtownie się przesunął, a ja, tracąc równowagę, runęłam na ziemię jak długa z głuchym jękiem. Natychmiast zostałam odwrócona na plecy, moje nogi zostały rozwarte, a między nimi klęknął Bill, który uniósł rękę i wymierzył mi siarczysty policzek, aż moja głowa odskoczyła w prawą stronę, a ja krzyknęłam z bólu i zaskoczenia.
- Powiedziałem, że nie będę się powtarzać. – wysyczał, a ja, oddychając spazmatycznie, odwróciłam się w jego stronę i nasze brązowe tęczówki spotkały się na krótką chwilę, zanim moja ręka poszybowała w powietrze, by zderzyć się z jego twarzą. Nie wierzyłam, że to zrobiłam. Ale autentycznie nie panowałam nad agresją, która się we mnie wytworzyła. Nie miał pieprzonego prawa mnie bić. Nie miał! – Ty mała suko, jak śmiesz podnosić... – urwał, gdy kolejny raz mu przyłożyłam i zaczęłam wyrywać się spod niego, próbując go w jakikolwiek sposób odepchnąć i uciec. – Przestań! – i tym razem to ja oberwałam tak, że łzy stanęły w moich oczach.
- Ty parszywy śmieciu! Nie potrafisz ujarzmić kobiety, więc najlepiej ją uderzyć, tak?! – wrzasnęłam, szamocząc się jak opętana, choć to nie miało żadnego skutku. On był dla mnie za ciężki i za silny, by się tak łatwo poddał. – Jesteś taki żałosny! Taki...! – jęknęłam głośno, gdy jego zęby zatopiły się w moim barku, a przez moje ciało przepłynęła fala podniecenia. Och, do cholery!
Słowa ugrzęzły w moim gardle, gdy jego język natychmiast załagodził ugryzienie, a gorące wargi przesunęły się na szyję, delikatnie kąsając drogę do moich ust.
- Będziesz spać w moim łóżku. – wydyszał, a moje wargi same się rozchyliły, przyjmując namiętny pocałunek od psychopaty, którego dłoń przesunęła się na mój pośladek, by mocno się na nim zacisnąć. – W moim łóżku. – powtórzył dobitnie, a jego ciało zupełnie wytrąciło mi sprzeciw z głowy, a ja sama w końcu się poddałam, nie wierząc, że naprawdę leżałam na podłodze z psycholem na sobie, który po raz kolejny doprowadzał mnie ustami do szaleństwa. Moje dłonie gładziły jego plecy, a palce co chwilę wpijały się w jego koszulę. Mój umysł całkowicie zatracił możliwość logicznego rozumowania na rzecz instynktu, który samoczynnie mną kierował. Ocierałam się o niego w mało grzeczny sposób, aż potrzeba dotykania kompletnie mnie zamroczyła i moje ręce zniknęły pod jego koszulą, wzdychając w jego usta na kontakt z gorącą i gładką skórą. Pierwszy raz chciałam kogoś tak bardzo i choć to było poniżające, że to akurat był ten mężczyzna, nie mogłam nic na to poradzić. Nie docierało do mnie, że zrobił mi krzywdę, że był mi obcy, że odebrał mi wszystko. Liczyło się to, że on rozniecił płomień i tylko on umiał go ugasić.
Nagle przerwał pocałunek i gdy uchyliłam powieki, by zobaczyć, dlaczego przestał, zachłysnęłam się powietrzem, konfrontując się z jego mrocznymi oczami, które obserwowały mnie z wyraźnym pożądaniem. Spojrzałam na jego zaczerwienione usta i paskudna prawda dotarła do mojego ociężałego umysłu.
Wiedziałam, że go nie znienawidzę. Pytaniem było, czy uda mi się nie znienawidzić samej siebie za to, że pragnęłam niewłaściwą osobę.

><><><><><><><><><><><

Teraz miejmy nadzieję, że jednak uda mi się kolejny rozdział nadziergać ^ ^ I wybaczcie, że tak krótko.

czwartek, 23 maja 2013

Chapter V

Coś czuję, że dzisiaj znowu się przyćpam tabletkami na ból brzucha. Po prostu kocham okres O_O Najchętniej to bym się złożyła w pół i zdechła gdzieś pod ciepłą kołderką, a tu do pracyyy :( No ale nic. Dodaję kolejny odcinek o nieboskiej godzinie, alleluja i tak dalej.
Tak z drugiej strony, chciałam naprawdę podziękować za tyle wspaniałych komentarzy, jakie się posypały przez ten tydzień. Od niektórych autentycznie się poryczałam jak głupia, ale wszystkie sprawiły, że na moich ustach pozostawał idiotyczny uśmiech przez co pewnie wyglądałam jak kretynka, ale dobra xD I sama nie wiem, co mam powiedzieć więcej, bo zwyczajnie brak mi słów. Mam tylko nadzieję, że brzuch przestanie mnie boleć na tyle, bym w ten weekend zmajstrowała Chapter VI (przynajmniej) i... no. I może zacząć robić się fajnie xD
I tak dochodzę do wniosku, że nie wiem, czemu niektórych 1D tutaj razi, kiedy oni wyraźnie są na drugim planie. Zupełnie jak w moim drugim opowiadaniu (poprzednie wcielenia - realne czy nierealne?), gdzie przewijał się Tom Felton. Ale w porządku. Negatywne emocje są jak najbardziej w sam raz. Opowiadanie staje się dzięki temu lepsze, bo nikomu nie jestem w stanie narzucić tego, by wszystko się w nim podobało.
Rozmawiając z Margo, powiedziałam jej, że to opowiadanie jest znacznie bardziej emocjonalne, niż poprzednie. Że mimo, że Natasza wyraźnie cierpiała, często miała problem z wydobyciem swoich uczuć na zewnątrz i nawet to, że była zakochana, zamiast ją szczególnie dobijać, irytowało ją. Była twarda. Tutaj znowu mamy klientkę, która prawie na każdym kroku jest wspierana przez swoją przyjaciółkę i przyjaciela, który nagle stanął na pozycji chłopaka. Jest krucha, ale nie bezbarwna. Zastanawia mnie, czy Wy też będziecie miały takie dziwne odczucie, by notorycznie stawać w obronie Leny, czy może Was prędzej szlag trafi, że nie umie sobie poradzić z Billem, z tym, jak na nią działa i z tym, co jej robi.
Zapraszam na Chapter V :)

><><><><><><><><><><><><><><><

Zatrzymaliśmy się przed domem w meksykańskim stylu. Wjeżdżając na posesję, zdążyłam tylko zauważyć jakieś Audi stojące przed garażem, a poza tym białe ściany. Dom nie przedstawiał sobą niczego pięknego, ani zachwycającego. Po prostu wielkie drewniane drzwi, brama od garażu i donice z jakimiś kwiatami. A wokół zieleń.
- Twoimi rzeczami zajmiemy się później. – jego głos przebił się przez szum w moich uszach, świadczących o moim monotematycznym myśleniu o jego ciele. Może byłam czymś naćpana? To by się nawet zgadzało. Tylko, że w klubie to ja zdecydowanie nic nie ćpałam. Choć piłam alkohol.
Ale nigdy alkohol nie sprawiał, że świrowałam aż tak.
Zaraz. Jakie moje rzeczy?
- Skąd moje...
- Twoja matka była tak miła, że postanowiła spakować wszystko to, co najpotrzebniejsze. Resztę na pewno znajdziesz tutaj...
Zatrzymałam się na środku podjazdu, podczas gdy on już był przy drewnianych wrotach. To był jakiś żart?! Dwie godziny temu groził mojej przyjaciółce, a teraz jest dla mnie taki... miły?! Kupił mnie i zachowuje się w ten sposób?!
- Powiedz mi, do kurwy nędzy, co ty chcesz ze mną zrobić. Teraz. Chcę wiedzieć teraz. – wycedziłam, krzyżując ręce. Wiedziałam, że wyglądałam jak gówno, że wyglądałam na niestabilną emocjonalnie i tak, jakbym miała się rozryczeć, ale miałam to gdzieś. Chciałam wyjaśnienia. Jakiegokolwiek. Zanim znowu zacznę panikować. – Masz zamiar mnie związać i... – urwałam, gdy uśmiechnął się szeroko, zbijając mnie tym z pantałyku. Boże. Czym ty mnie pokarałeś?! Za co?! Jakiś świr mnie więzi, do cholery! I to jest twoja wina!
- Przestaniesz w końcu? Jestem głodny i zmęczony, więc zanim zaczniesz znowu wariować, chcę się posilić i zdobyć energię. – położył dłoń na klamce, ale ja byłam szybsza. Niezrozumiałym dla mnie sposobem, podeszłam do niego i odepchnęłam go od niej i spojrzałam na niego morderczo. A przynajmniej miałam taki zamiar. Nie wiedziałam, czy to w ogóle wyszło, tym bardziej, że to on spojrzał na mnie mrocznie i spanikowałam. – Chciałabyś usłyszeć, że zaciągnę cię do łóżka jak pierwszą lepszą dziwkę? – spytał, a ja niemal automatycznie podniosłam rękę i spoliczkowałam go, aż po posesji rozległ się głuchy plask.
O Boże. Uderzyłam go.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, gdy dotarło do mnie, że on w każdej chwili może mi oddać i to ze zdwojoną siłą, bo przecież on nie ma żadnych zahamowań. Mój oddech stał się płytki, gdy jego policzek zrobił się czerwony, a oczy pociemniały. Otworzyłam usta, ale natychmiast je zamknęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że za żadne skarby nie powinnam przepraszać swojego ciemiężyciela za to, że zachowałam się niepoprawnie. Powinnam uderzyć go jeszcze raz.
Już unosiłam ponownie dłoń, gdy nagle on mnie za nią złapał, chwycił też drugą i w kolejnej sekundzie zderzyłam się z drewnianymi wrotami, a moje nogi nagle zawisły w powietrzu. Moje oczy znalazły się na wysokości jego oczu, a jego ciało oparło się o moje. Poczułam, że robi mi się gorąco i a moje serce narzuciło szaleńcze tempo. On mnie podniósł za ręce, do cholery. Ile on miał w sobie siły?!
Z bliska jego oczy były jeszcze bardziej przerażające, niż z daleka. Były wyjątkowo ciemne i okalane gęstymi rzęsami, a ich wyraz świadczył o tym, jak bardzo ich właściciel jest wściekły. Między nami było zaledwie kilka cali przerwy i mój niespokojny oddech owiewał jego opaloną twarz. Musiałam kilka razy upomnieć się, że nie mogę go objąć, choć moje dyndające nogi same kierowały się w stronę jego szczupłych bioder. Czy to było normalne, że strach podniecał mnie jeszcze bardziej?...
Niespodziewanie dla mnie, przysunął się jeszcze bliżej i jego usta gwałtownie opadły na moje, zabierając mi dech na kolejne kilkadziesiąt sekund, a ja jęknęłam głośno. Wybuch pożądania zamroczył mnie całkowicie i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Jego pełne wargi były gorące, a kolczyki drażniły moje usta w niemożliwie podniecający sposób. Nie był ani trochę delikatny. Całował mnie zachłannie i nieustępliwie, a ja rozpadałam się z każdą nową emocją. Zachowywał się tak, jakby zaznaczał na mnie swoje terytorium, ale nie obchodziło mnie to. Mógł zaznaczać na mnie to, co tylko chciał, a ja będę podstawiać mu, co tylko zechce dotknąć. A potem wsunął między moje wargi swój język i kompletnie odleciałam, nieświadomie obejmując go nogami. Wtedy też puścił moje dłonie, które natychmiast wsunęły się w jego włosy, a jego ręce spoczęły na moich pośladkach, przyciągając mnie do siebie, aż jego krocze otarło się o moje, a ja znowu jęknęłam głośno. Nasze języki eksplorowały się z zadziwiającą łatwością i doszłam do niechlubnego wniosku, że kolczyki to mój cholerny fetysz. Zapomniałam, gdzie jestem, kogo całuję i kto się o mnie ociera tak, że robię się mokra. Wiedziałam tylko, że jego podnieciło to nie mniej, a mi zrobiło się grzesznie dobrze, gdy oszacowałam zawartość jego spodni. To było dzikie i namiętne, a moje ciało kierowało się pierwotnym instynktem. Chciałam tego mężczyzny jak jeszcze nikogo.
- Kurwa. – oderwał się ode mnie ze świstem, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. – Następnym razem mnie uderzysz, a przerżnę cię tam, gdzie aktualnie będziesz stała, jasne? – dodał, oddychając spazmatycznie, a rzeczywistość przyjebała mi jak obuchem i wytrzeszczyłam oczy, zakrywając usta swoją dłonią. - Właśnie tak. Twój chłopiec nie potrafił z ciebie tego wykrzesać, prawda? – uśmiechnął się samczo, przysuwając się do mnie bliżej, by koniuszkiem języka polizać moją zaciśniętą dłoń na ustach. – Chcę zobaczyć jego minę, kiedy się dowie, że to ja byłem w tobie pierwszy, a nie on. – zachłysnęłam się powietrzem, gdy schwytał zębami mój palec wskazujący. Zakręciło mi się w głowie i poczułam się tak brudna, że mnie zemdliło. Harry aż tak na mnie nie działał. Ale go kocham, prawda...?
Spuściłam nogi na ziemię, a on gwałtownie mnie puścił, aż się zatoczyłam. Unikałam jego wzroku, choć kątem oka widziałam, że patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. Miałam ochotę kopnąć go w jego strategiczne miejsce, ale moje pulsujące ciało zabraniało mi takich rzeczy i poczułam się wściekła na samą siebie.
- Po moim trupie. – wydukałam, a on parsknął śmiechem. Moje oczy mimowolnie zsunęły się po jego ciele i zatrzymały się na wybrzuszeniu w spodniach. Zagryzłam wargę, gdy moją głowę zalały perwersyjne myśli, głównie skupione na moim nagim ciele i na tym, co... ugh, przestań! Co się z tobą dzieje?!
- Nie jestem nekrofilem, Lena. – odpowiedział, a potem nacisnął klamkę i pchnął drzwi, wpychając mnie do środka. Nazwał mnie po imieniu, a po moich plecach przeszły przyjemne dreszcze. Byłam chora. – I myślałem, że właśnie przed chwilą dałaś mi konkretny dowód na to, że mój dotyk cię nie brzydzi. – postanowiłam zignorować go na rzecz rozglądania się wokół siebie. Znalazłam się przed jednopiętrowym domem z kamienia z szerokim balkonem. Przede mną znajdowały się spore dwuskrzydłowe drzwi z jasnego drewna z półokrągłymi oknami. Nagle weszłam do zupełnie innego świata i natychmiast zakochałam się w tym, co mnie otaczało. Z prawej strony biała ściana oddzielała coś, co wyglądało jak mały las tropikalny. Przy filarach na balkonie zwisały swobodnie lniane jasne kotary. Moje oczy świeciły jak świeczki.
- Idź dalej, będziesz miała czas na obejrzenie tego wszystkiego. Jestem głodny. – oznajmił mi głosem nie znoszącym sprzeciwu, więc wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi do domu, gdzie niemal natychmiast zostałam zaskoczona surowym hallem, w którym nie było niczego prócz dwóch stolików na jednej nodze po obu stronach, dwóch obrazów nad nimi wiszących i czerwonego dywanu we wzory. Ściany były matowe, beżowego koloru i wyglądały tak, jakby biała farba gdzieniegdzie przebijała, tworząc dziwną mozaikę, idealnie wkomponowaną w styl całego domu.
Potem dotarło do mnie, że jeśli będę musiała mieszkać tylko z nim, sam na sam...
Zrobiło mi się na powrót gorąco i przyspieszyłam kroku, choć sama nie wiem, dokąd zmierzałam. Z hallu dostałam się do jadalni oddzielonej od kuchni tylko kuchennymi szafkami. Pomieszczenie było ogromne, ale zanim zdążyłam dojść do wniosku, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić, znikąd pojawiły się dwa psy, a wraz z nim wysoki brązowowłosy mężczyzna ubrany w czarne, szerokie jeansy i biały podkoszulek. Przełknęłam głośno ślinę, gdy nagle przyszła mi do głowy wyjątkowo niepokojąca myśl.
Oni chyba nie mieli zamiaru się mną dzielić...?
Odsunęłam się na bok speszona. Boże. A jeśli oni naprawdę mieli zamiar to robić? Jeśli on mnie kupił po to, by mogli mnie wykorzystywać jak dziwkę?!...
- To jest Tom. – ten, który mnie kupił, machnął na mężczyznę ręką i ruszył do kuchni. – A to Lena, z resztą to już wiesz. – i kompletnie nas zignorował na rzecz wielkiej metalicznej lodówki, w której  mogłyby się zmieścić przynajmniej cztery trupy. Matko Boska, ile oni wpieprzali, że potrzebowali tak olbrzymiej chłodziarki?!
Tom...
Odwróciłam wzrok od pośladków świra i spojrzałam tego drugiego, który przyglądał mi się niezdecydowanie i mgliście do mnie dotarło, że to bracia. Bill i Tom. Ten, który mnie kupił, był tym pseudo-romantykiem, a ten drugi kreował się na playboya.
W porządku. Ten, który mnie kupił, jest romantykiem.
Zdusiłam histeryczny śmiech w zarodku i i cofnęłam się o krok, gdy brązowowłosy mężczyzna podszedł do mnie z delikatnym uśmiechem na ustach, które były zatrważająco podobne do tych, które przed chwilą całowałam.
Zdradziłam Harry’ego. Całowałam obcego mężczyznę i, co gorsza, podobało mi się to. I robiłam to z własnej, nieprzymuszonej woli. Ale jak ja mogłam się od niego odsunąć, kiedy on całował mnie w taki sposób? Ugh, nie poniżaj się jeszcze bardziej. Całowałaś się ze świrem, a teraz próbujesz sobie wmówić, że to było okej? Nic nie było tutaj OKEJ.
- Przykro mi, że nie zdołałem odwieść tego kretyna od tego niemoralnego pomysłu, Lena... – odezwał się w końcu Tom, a ja wzruszyłam ramionami, próbując zachować kamienną twarz. Co mi po tym, że jest mu przykro? Wypuści mnie teraz?
- Będziesz się mną dzielić? – spytałam, chyba zaskakując przy tym samą siebie. Ale co ja miałam do stracenia? Nie mogłam go uderzyć, bo najwyraźniej podnoszenie na niego ręki łączyło się dla niego z seksem. Skoro nie chciał mi nic powiedzieć, musiałam pytać.
Bill natychmiast się wyprostował i spojrzał na mnie z ketchupem w ręku w taki sposób, że moja skóra zawrzała, a ja zapomniałam, że istnieje coś takiego jak oddychanie. Zmierzył mnie od stóp po głowę i wrócił do robienia sobie kanapki jak gdyby nigdy nic.
- Po jego trupie. – odparł nonszalancko  a ja skrzyżowałam ręce i odsunęłam się jeszcze bardziej. Co ja miałam teraz robić? Byłam w obcym mi miejscu z obcymi mężczyznami. Sama. Nikt nie mógł mi pomóc.
I co z moją uczelnią? Co z Harrym? Co z Harrym?!
- Lena, nie musisz się mnie obawiać. Nie jestem tak pierdolnięty jak on. – Tom uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja zmierzyłam go tępym spojrzeniem spod uniesionych brwi. On to mówi całkowicie poważnie? Jego brat mnie kupił i chce mnie pewnie wykorzystać w każdy możliwy sposób z Kamasutry, a ten do mnie, że ja nie muszę się go obawiać, bo nie jest tak pierdolnięty?
Uniosłam palec do góry, chcąc go wymierzyć w tego kretyna, ale tylko westchnęłam żałośnie.
- Twój brat ponoć wydał na mnie dziesięć milionów. Więc jeśli nie muszę, nie chcę mieć z wami nic wspólnego. – powiedziałam sucho, obejmując się ramionami. – Najlepiej od razu mnie zabijcie, albo zakopcie żywcem. Jesteście popaprani i powinni was zamknąć w psychiatryku, a ciebie szczególnie. – spojrzałam nienawistnym wzrokiem na Billa, który tak po prostu wpieprzał kanapkę, jakby fakt, że kogoś kupił, był całkowicie logiczny. Co on miał w głowie? – Zniszczyłeś mi właśnie życie, które w końcu zaczęło się układać. Powinieneś zgnić w tym bunkrze. Zdechnąć w jakikolwiek paskudny sposób, bo wątpię, żeby kogokolwiek to ruszyło. Jesteś pozbawiony kręgosłupa moralnego i życzę ci, żeby twoja egzystencja przemieniła się w takie same piekło, do jakiego ty mnie zaprowadziłeś. Nienawidzę cię, pieprzony gnojku. Nienawidzę. – z powrotem odwróciłam się do tego Toma, który patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczyma i ledwo zauważalnie kręcił głową. – A jeśli ty z nim...
- Dość.
Natychmiast przerwałam monolog, a świadomość, że chyba jednak przesadziłam, przywaliła mi prosto między oczy. Zadrżałam pod wpływem powoli napływającego strachu gdzieś z czeluści mojego organizmu i z wahaniem poniosłam wzrok na psychopatę, który patrzył na mnie lodowato. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu odpuściłam, gdy na jego twarzy pojawiła się jeszcze większa wściekłość. Mógł mnie uderzyć. Mógł mnie skrzywdzić. A tego nie chciałam, nieważne, jak bardzo się o to prosiłam.
- Bill, ona jest...
- Przestań jej bronić. Ona jest po drugiej stronie barykady, zapomniałeś? – przerwał mu opryskliwie, po czym rzucił kanapką na blat, szybkim krokiem podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za przegub, aż syknęłam z bólu. – Sądzisz, że możesz mnie bezczelnie obrażać, ty mała dziwko? – odwrócił się i pociągnął mnie za sobą jak worek ziemniaków, nie zwracając uwagi na prośby swojego brata, by mnie zostawił w spokoju.  – Milcz, Tom. – rzucił w powietrze, ciągnąc mnie przez salon, po jakichś schodach i nawet psy zostawiły nas samych, odczuwając pewnie agresję swojego pana. Potykałam się o własne nogi, ale on nie zwolnił kroku, wzmacniając uścisk. Serce boleśnie tłukło mi się w piersi, panikując tak samo jak reszta ciała. Nawet nie starałam się ukryć swojego przerażenia, bo miałam złe przeczucie, że kierujemy się do jego sypialni.
I nie myliłam się.
Głośny trzask i drugi raz tego samego dnia znalazłam się na drzwiach. Tym razem z jego ręką na mojej szyi.
- Możemy zrobić to po dobroci lub zupełnie na odwrót. – wysyczał w moją twarz, kiedy ja próbowałam odepchnąć go od siebie. Jego dłoń boleśnie wpiła się w moją szyję i otworzyłam szeroko oczy, patrząc na jego mroczne oblicze. Próbowałam się wyrwać, ale on był za silny. Zaczęłam panikować, gdy zaczęło mi brakować tlenu. On mnie dusił. On mnie, do cholery, dusił! – Więc albo powściągnij swój język, albo zmienię swoje plany wobec ciebie, jasne? – docisnął mnie jeszcze raz do drzwi i gwałtownie puścił, a ja zaczęłam kaszleć, krztusząc się zbyt dużą dawką powietrza. Po moich policzkach spłynęły łzy, a on tylko prychnął, potrząsając głową. – Nie chcę cię widzieć na oczy. – wypluł, patrząc na mnie zdegustowany. – Nie waż się wychodzić z tego pokoju, dopóki tu nie wrócę. – dodał i sam się ulotnił, zamykając drzwi tak głośno, że jeszcze kilka minut później huczało mi w uszach.

Przez dłuższy czas wypierała się własnych problemów. Nie twierdziła, że to dobry pomysł, ale znowu z drugiej strony zalety były całkiem przekonywujące. Mogła się skupić na innych, udając, że problem ze sobą i człowiekiem, który notorycznie przewijał się przez jej życie, nie istnieje i dzięki temu egzystowała w całkiem poprawny sposób. Oczywiście bez niej było to znacznie trudniejsze. Rozpraszała ją i sprawiała, że jej myśli płynęły bezpośrednio w innym kierunku i chociaż rozmawiały czasami o tematach prawie dotykających to, co ją drażniło, wszystko było w porządku. Tak długo, jak ona pozwalała się jej zrelaksować.
Póki była, wszystko było dobrze. Ale kiedy znikała na dłużej, niż jeden dzień, sprawy zaczynały się komplikować.
A teraz została sprzedana.
Katarina nie była w stanie stwierdzić jednoznacznie, jak długo stała w bezruchu. Ciągle miała przed oczami scenę, kiedy jej przyjaciółka wychodziła z domu, a ten sukinsyn uśmiechał się do niej z wyższością, jakby chciał jej powiedzieć, że odebrał jej najcenniejszy skarb i już nigdy więcej go nie odda. Chyba nie panikowała, ale była pewna, że szok ogarnął całe jej ciało. Nienawidziła czuć się bezsilna, ale teraz to przechodziło jej najśmielsze oczekiwania. Chciała, żeby wszystko było w porządku, a to... co to było?!
Na początku próbowała sobie wmówić, że to tylko głupi żart. Próbowała znaleźć dowód, że miała rację, ale, do cholery, nic takiego nie widziała. To było jak kręcenie się w kółko, poszukując wyjścia z pokoju, w którym nie było drzwi. Im dłużej stała w bezruchu, tym bardziej czuła, że za chwilę oszaleje. Jej dłonie drżały, a oddech wymykający się spomiędzy warg był tak spazmatyczny, że dochodziła do wniosku, że musiała co jakiś czas przestawać oddychać. To było wbrew jej naturze. Zawsze miała wszystko pod kontrolą i nie pozwalała, by osoby jej bliskie cierpiały. Ale pozwoliła mu zabrać Lenę. Czy mogła coś zrobić? Mogła go jakoś zatrzymać?... Czy to groźba zranienia jej samej sprawiła, że się poddała, czy to, że zrani Lenę? Czy powinna jednak powiadomić o tym policję?... Czy powinna dochować tajemnicy? Oddała człowieka psychopacie! Oddała, do cholery, komuś, kto nie był normalny!
Dzwonek do drzwi wytrącił ją chwilowo z narastającej paniki, która napływała do niej coraz większymi falami. Co miała powiedzieć komukolwiek?
Co miała powiedzieć Harry’emu?
- L-l-louis? – wyjąkała, otwierając szeroko oczy, próbując zamaskować swój nastrój, gdy jej oczom ukazał się chłopak, stojący na progu jej domu. Potrząsnęła głową, trzymając gorączkowo klamkę. – Louis, to nie jest dobry czas. – wydusiła zdławionym głosem, zaciskając zęby, gdy niechciane łzy zaczęły zbierać się w jej brązowych oczach. Blondyn spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem i wyciągnął dłonie z białych spodni, porzucając pozę luzaka. – Nie, proszę, zostaw mnie w... – urwała, gdy ciepłe ramiona zamknęły się wokół niej, a ona wybuchnęła gorzkim płaczem, nie przejmując się tym, że brzmi okropnie i moczy czerwony T-shirt na ciele chłopaka. Była taka bezradna. Taka pusta. Taka nieszczęśliwa. I nie miała pojęcia, do kogo zwrócić się o jakąkolwiek pomoc.
- Co się stało, Kat? – spytał poważnym głosem, pocierając jej dygoczące ciało. Był przyzwyczajony do agresji i nieokiełznanego gniewu, ale do łez? To było dla niego nowe i odrobinę przerażające. Wiedział jednak, że nie mógłby stać bezczynnie, podczas gdy ona cierpi. A czuł, że cierpiała.
Ciszę przerywał jej głośny szloch i kojący szept, że wszystko będzie dobrze. Ale ona wiedziała, że od tego dnia wszystko się zmieni i już nic nigdy nie wróci na swoje dawne miejsce. Zdała sobie sprawę, że wtula się w człowieka, na którym punkcie miała maniakalną obsesję i którego od dłuższego czasu chciała zniszczyć. A ciepło jego ciała niosło spokój i dzięki niemu poczuła się silniejsza.
Choć tylko na chwilę.
Obawy powróciły. I ból, który starała się zatuszować dobrym samopoczuciem, także.
Gdyby tylko wiedziała, gdzie teraz była jej przyjaciółka, pojechałaby tam i zrujnowała życie temu sukinsynowi tak, jak on zrobił to Lenie i wszystkim wokół.

Siedziałam skulona przy ścianie, prawie opierając się o wielkie drewniane drzwi wejściowe do pokoju. Mój nieobecny wzrok powoli sunął po ogromnym pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, a moja dłoń rozcierała szyję, byleby tylko pozbyć się nieznośnego poczucia, że ktoś wciąż odbiera mi powietrze. Z lewej strony, prawie na środku pokoju stały dwa fotele z szarego, sztywnego materiału, a między nimi stolik, który wyglądem przypominał pufę. Prze lewej ścianie stała szafa sięgająca prawie sufitu, w której znajdował się telewizor. Tuż obok kolejne drzwi – zapewne do łazienki. Przy ścianie, o którą się opierałam, stały regały i jedna komoda z ciemnego drewna, na którym widziałam kilka ramek ze zdjęciami i choć korciło mnie, by zobaczyć, na kim temu psychopacie zależy, że stawia na widoku czyjeś fotografie, nie ruszyłam się z miejsca. Naprzeciw mnie promienie zachodzącego słońca wpadały przez okna wielkości szklanych drzwi, które prowadziły na taras. Kremowe zasłony unosiły się pod wpływem oceanicznego wiatru, nie dając upragnionego chłodu.
Najbardziej jednak w trwogę wprawiał mnie jeden mebel, który znajdował się praktycznie na wprost mnie - czarne łóżko bez nóg king size z wysokim wezgłowiem przy prawej ścianie, tworzącym rażący kontrast z białym sufitem i białą pościel. Po obu jego bokach znajdowały się szafki nocne, jakby całe łóżko było stworzone do tego, by spać w nim we dwójkę. Prawa szafka wyglądała tak, jakby ktoś z niej uprzątnął wszystkie rzeczy. Jakoś nie wierzyłam, że szaleniec, który mnie tu uprowadził, miał jedną szafkę pustą, jeśli każda inna była czymś zastawiona. Jak nie zdjęciami, to czymś, co przypominało nagrody, lub figurkami, może pamiątkami, a przy telewizorze książkami. Nie mogłam zaprzeczyć, że pokój mnie fascynował, a jednocześnie przytłaczał nadmiarem wiadomości. W powietrzu unosił się słaby zapach męskich perfum, od których miałam problem ze skupieniem się na tym, co aktualnie powinnam ze sobą zrobić. Wiedziałam tylko, że na podstawie tego, co widziałam, mój ciemiężyciel był osobą surową, nienaturalnie uporządkowaną i nade wszystko cenił sobie wygodę. Bałam się poruszyć, bo miałam parszywe wrażenie, że będzie wiedział, jeśli zawieszę na czymś wzrok za długo.
Mój oddech powoli zaczął się normować, więc wyprostowałam nogi i oparłam się o ścianę, wzdychając głęboko.
Więc albo powściągnij swój język, albo zmienię swoje plany wobec ciebie, jasne?
Jakie miał wobec mnie plany w takim razie? Czy w ogóle miał zamiar mi je zdradzić? A czy ja powinnam się sprzeciwiać?
Dusił mnie. Groził Kat. Mógł mnie więc zranić i to nie tylko słowami, ale także i czynem. Ale co miałam robić...?
Moje ciało na powrót się spięło, gdy usłyszałam na korytarzu ciche, acz stanowcze kroki. Zagryzłam wargę i dosłownie w ostatniej sekundzie udało mi się na tyle odsunąć, by nie dostać drzwiami, które otworzyły się z impetem, a w nich stanął jeden z braci Kaulitz. Ten młodszy chyba. On był młodszy, prawda...?
Miałam ochotę przywalić głową w ścianę, byleby tylko odeprzeć ten urok, który rzucał na mnie za każdym razem, gdy tylko byliśmy w swoim towarzystwie. Może wtedy byłoby łatwiej i słowa „nienawidzę cię” brzmiałyby bardziej przekonywająco ... Nie nienawidziłam go. I nie rozumiałam dlaczego. Chyba, że ciągle byłam w szoku, co było całkiem możliwe.
- Jesteś głodna? – spytał beznamiętnie, jakby fakt, że kilkanaście minut temu mnie dusił, w ogóle się go nie imał. Burczało mi w brzuchu, ale uparcie gapiłam w brązowy dywan, próbując opanować drżenie dłoni, które na nowo powróciło, gdy tylko psychopata pojawił się w pokoju. Na palcach miałam resztki tuszu, który zebrałam spod moich oczu. Mogłam się założyć, że wyglądałam jak potwór. Wolałabym raczej wziąć prysznic, niż jeść. Choć jedyne, co dzisiaj miałam w ustach i nie było językiem tego świra, to jabłko. – Nie będę cię przepraszał. Jeśli nie odpowiesz, nic dzisiaj nie dostaniesz i pójdziesz spać z pustym żołądkiem. Wiem, że nie jadłaś śniadania.
Przestałam oddychać i nawet moje dłonie przestały na chwilę się trząść. To zaczynało mnie przerastać. O ile już nie przerosło z chwilą, kiedy oznajmił mi, że mnie kupił za pieprzone dziesięć milionów.
- Od jak dawna mnie śledzisz? – zdołałam wydusić, choć moje ciało natychmiast ogarnęła panika, że o cokolwiek zapytałam, kiedy on najwyraźniej nie życzył sobie kwestionowania swojego zachowania. Ale co ja miałam robić, do cholery?! Zgadzać się na wszystko, co on robi jak potulny baranek?! Nie byłam nim, nieważne, za co mnie miał ten dupek.
- Od miesiąca. Znam cię lepiej, niż możesz sobie wyobrażać. – stwierdził beztrosko i wyciągnął do mnie nagle rękę, a moim oczom znów ukazała się wytatuowana, smukła dłoń. – Chodź coś zjeść, póki mam jeszcze dobry humor. – dodał, a wzdłuż mojego ciała przeszły dreszcze, gdy zdałam sobie sprawę, że boleśnie lgnę do dotyku, którym chciał mnie obdarować. Co było ze mną nie tak, że mężczyzna, który mnie uwięził, przyciągał mnie jak... jak Harry nie...?
- Potrzebuję skorzystać z łazienki. – wymamrotałam, chcąc się chwycić za rozszalałe serce, gdy złapał moją dłoń i postawił mnie na nogi, wciąż górując nade mną jak żaden inny. Czułam się przy nim mała i bezbronna i nie wiedziałam, co miałam o tym sądzić. Nie podobało mi się to w równym stopniu, co fascynowało. Harry chociaż był młodszy i... i nie dominował.
A ja przez całe życie chciałam dominacji.
O. Kurwa. Mać.
W co ja wdepnęłam...?
- To idź. – skinął głową na drugą parę drzwi, wciąż mnie trzymając, przez co speszyłam się jeszcze bardziej. Zaczynało mnie mdlić, gdy bardzo paskudna rzecz zaczęła do mnie powoli docierać.
- Nie skorzystam z twojej łazienki. – wyplułam, z powrotem cofając się w stronę ściany, jednak zanim zdążyłam się schronić we własnym cieniu, on przewrócił oczami i wyciągnął mnie z pokoju na korytarz, gdzie skręciliśmy w prawo i na samym końcu zeszliśmy schodami w dół i mijając drzwi być może do kolejnego pokoju, psychopata otworzył drugą drewnianą parę i wepchnął mnie do łazienki wykończonej trzema rodzajami kafelek. Zmarszczyłam czoło, widząc drugie drzwi. Świetnie. Znaczy, że musiałam się zamknąć z obu stron.
- Wyjdziesz drugim wyjściem, przejdziesz przez bibliotekę i spotkamy się w jadalni. – oznajmił i zamknął za sobą drzwi, tym samym zostawiając mnie samą z mojego własnego wyboru. Odetchnęłam głęboko, przecierając twarz i po zamknięciu się na zamek, stanęłam przed lustrem, wytrzeszczając oczy na swój widok.
Odkręciłam kurki z wodą, zanim zdążyłam się rozpłakać i szybko przemyłam twarz, dokładnie zmywając z siebie resztki rozmazanej maskary. Boże, wyglądałam tragicznie!... Ten człowiek musiał być naprawdę niespełna rozumu, jeśli był w stanie mnie pocałować, podczas gdy ja wyglądałam jak Joker z „Batmana”.
Sapnęłam głośno, gdy coś przekoziołkowało gwałtownie w moim żołądku i bynajmniej nie z powodu głodu. Och, szlag. Jednak miałam rację.
Z powodu pieprzonej dominacji, jaką wykazywał wobec mnie ten świr, nie panikowałam i nie chciałam sobie zrobić krzywdy. I z tego samego powodu bardziej reagowałam na niego, niż na Harry’ego, którego kochałam. Kochałam.
Najwyraźniej byłam nie mniej pierdolnięta, niż facet, który mnie kupił jak zabawkę. Boże, cudownie. Czym więc jestem?
I co będę w stanie znieść?

><><><><><><><><><><><><><><

Mam nadzieję, że się podobało ^ ^

niedziela, 19 maja 2013

Chapter IV

Nie wiem do końca, czy wstawiam nowy rozdział dla Was za to, że tak prosiłyście, czy dla siebie, bo jestem wkurwiona i sfrustrowana... niemniej jednak morał ten sam - nowy rozdział pojawia się dzisiaj, zamiast dopiero za tydzień. Enjoy ^ ^

><><><><><><><><><><><><><


Mój mózg się wyłączył. Albo zrobił psikusa i wytworzył mi halucynacje za te zioło, które paliłam kilka miesięcy temu, a które nie zadziałało. Gdzieś czytałam, że narkotyki mogą nie zadziałać, ale za to potrafią się aktywować w najmniej spodziewanym momencie w okresie kilku lat od spożycia. Ale z drugiej strony marihuana chyba nie była aż tak dziwnym narkotykiem, prawda? I czy owe halucynacje nie powinny przynajmniej być śmieszne? A może były, tylko nie dla mnie, bo nie miałam poczucia humoru? Nie, chwila. Ja miałam poczucie humoru. To ta sytuacja nie była zabawna.
Co ja pieprzę?...
- Słucham? – wykrztusiłam w końcu, mrugając gwałtownie oczami. Musiałam się przesłyszeć. On nie mógł powiedzieć tego, co mi się zdawało, że powiedział, no bo to przecież nie ma za grosz logiki. Co z tego, że mnie nawiedza od dwóch dni. Co z tego, że w ogóle tutaj jest. On nie mógł mnie kupić, prawda? Ludzi się nie kupuje w tych czasach. Ludzie nie są czyimiś niewolnikami, chyba, że świadomie się na to godzą. Nawet gdyby, to i tak nikt nikogo nie kupuje, do cholery!
Czemu moja matka zbladła? Czemu ojciec spuścił głowę, jakby nie chciał brać udziału w tym przedstawieniu? Czemu ten psychopata patrzy na mnie tak, jakby jego to jednak śmieszyło?
Coś przeskoczyło w moim żołądku, zwiastując silne mdłości. Przełknęłam ślinę.
- Słuchaj uważnie, bo trzeci raz nie będę się powtarzał. – wymruczał leniwie i odgarnął swoje blond włosy do tyłu, a ja ciągle gapiłam się na niego niezrozumiale. Co było nie tak z jego twarzą i jego ciałem, że nie potrafiłam od niego oderwać wzroku, mimo, że bredził jak postrzelony? Czy świry mają we władaniu jakąś magię? I czemu fascynowały mnie nawet jego ręce, które wciąż miał skrzyżowane? I czemu... och, do kurwy nędzy. Coś tu było stanowczo nie tak. Nie potrafiłam się nawet skupić na powadze sytuacji. Moje oczy ciągle wędrowały po jego ciele i nie potrafiły się zatrzymać, bo nie wiedziały, co mają chłonąć najbardziej. Chłonęły wszystko. Dosłownie wszystko. O. Matko. Boska. – Kupiłem cię od twoich drogich rodziców. – odezwał się w końcu, a ja poczułam się tak, jakby ktoś mi wbił miecz w brzuch i radośnie przekręcił kilka razy. Fala mdłości pojawiła się tak niespodziewanie, że byłam pewna, że zbladłam tak samo jak matka. – W związku z tym, od dzisiaj jesteś tylko moja i będziesz robić to, czego ja od ciebie oczekuję. Zrozumiałaś?
- Nie. – wydusiłam, mając poważny problem z przebiciem się przez chaos w mojej głowie. Mieliście kiedykolwiek tak wielki natłok myśli, że nie byliście w stanie przetworzyć czegokolwiek w cokolwiek sensownego? A przy tym gapiliście się tępo? Ja właśnie to mam. To chyba jest szok. Tak sądzę. – Ludzi się nie kupuje. Kłamiesz. Czy ktoś może zadzwonić na policję, by go aresztowali?... – jęknęłam i moje oczy rozszerzyły się znacznie, a na moich policzkach znowu rozgorzała czerwień, gdy on odbił się od ściany i kilkoma krokami przemierzył przestrzeń między nami, więżąc mnie w rogu salonu, jakby zupełnie zapomniał o tym, że gdzieś tam siedzieli moi rodzice i patrzyli na nas. Tatuaż na piersi był zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. Do moich nozdrzy doszedł najbardziej kuszący zapach męskich perfum, jakie kiedykolwiek miałam okazję wąchać i tym razem moja panika osiągnęła apogeum.  – Odejdź, póki możesz i póki jeszcze...
- To nie ty rozdajesz tu karty. – stwierdził sucho i chwycił dłonią mój podbródek, by boleśnie zmusić mnie do konfrontacji z jego brązowymi tęczówkami, w których błyszczał lód. O Boże. Co się ze mną działo?! Boże, co się ze mną działo, do kurwy nędzy?! – Powiem ci w zaufaniu... – ściszył głos do szeptu i przysunął się mnie jeszcze bliżej tak, że nasze usta niemal się o siebie ocierały. Niemal. Byłam zbyt przerażona, by pokonać tę różnicę. – że zapłaciłem za ciebie całkiem sporą kwotę i nie chciałbym zostać w jakikolwiek sposób wyrolowany przez to, co kupiłem. – nigdy w życiu nie czułam takiego spięcia. W tamtym momencie szalało we mnie wszystko, co mogło szaleć. Począwszy od stresu, przez strach, agresję, a skończywszy na podnieceniu. Nie byłam w stanie jednoznacznie określić, czy to, że moje ciało wręcz boleśnie pulsowało, było wynikiem tego, że ten psychol działał na mnie nie tak, jak powinien. Boże, co... – Więc jeśli postanowisz w jakikolwiek sposób zerwać układ, najpierw zabiję twoich wspaniałych rodziców, którzy okazali się być kurewsko pazerni na kasę, jaką im zaoferowałem. Na tyle pazerni, by sprzedać własną córkę jakiemuś psychopacie, którego nigdy na oczy nie widzieli. – uśmiechnął się w ten sam sposób jak dotychczas. Bez emocji. – Zabiję tych, którzy uznali, że chcą dziesięć milionów dolarów w zamian za córkę, którą będę mógł poniżać, wyzyskiwać i pieprzyć do upadłego. – dodał, a ja przełknęłam głośno ślinę, czując jak zbierają mi się łzy w oczach. I nie rozumiałam, dlaczego zamiast krzyczeć i uciekać, ja próbowałam opanować pragnienie, by scalić się z tym mężczyzną w jedno. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że użył słowa „zabić”, a ja myślałam o tym, że chcę jęczeć w jego usta. Nie ogarniałam stanu, w jakim się znajdowałam. – A jeśli to cię nie przekona, zabiję twoją przyjaciółkę, Katarinę. A potem tego dupka, który myślał, że ma do ciebie jakiekolwiek prawo. – jego usta powoli przesuwały się w stronę mojego ucha, nic nie robiąc sobie z tego, że moje ciało spazmatycznie drżało przez niemy płacz. – Już nikt nie ma do ciebie prawa prócz mnie. Nawet pieprzony Bóg. I nie uwolnisz się ode mnie, dopóki się tobą nie znudzę. Nie myśl sobie, że pozwolę ci popełnić samobójstwo. – wyszeptał mi do ucha, a do mnie nagle wróciło podwójnym echem „pieprzyć do upadłego” i elektryzujące dreszcze przeszyły mnie wzdłuż ciała. A potem wpadła mi do głowy genialna myśl i... i musiałam ją wcielić w życie, zanim zwariuję. Może jak zniknę, to dojdę do wniosku, że to jednak były halucynacje.  To musiały być halucynacje, do kurwy nędzy. Nikt...
Nie, nie zamierzałam przechodzić przez to jeszcze raz. Jakimś niezbadanym cudem naparłam na niego całym ciałem, by go od siebie odepchnąć i choć na chwilę zabrakło mi oddechu na ten kontakt fizyczny, udało mi się przecisnąć między nim, a ścianą i wydostać z tej pułapki, jaką na mnie zastawił. Nawet nie spojrzałam na swoich rodziców. Po prostu jak stałam, tak wystrzeliłam z salonu w stronę drzwi wyjściowych, ścigana przez drwiący śmiech. Trzęsącymi się rękoma udało mi się nacisnąć klamkę i wydostać na świeże powietrze, gdzie wybuchnęłam głośnym płaczem, którego nawet nie potrafiłam opanować. W mgnieniu oka znalazłam się przy swojej Hondzie, przeszukując kieszenie, by z jednej z nich wyciągnąć kluczyki, dzięki którym znalazłam się w SUV-ie. Range Rover stojący przede mną był jego. Gdybym tylko wiedziała, nie weszłabym nigdy do domu.
Ostatni raz rzuciłam okiem na drzwi, a przez głowę przeszło mi , że to dziwne, że on za mną nie goni. To musiały być halucynacje. I to takie konkretne.
Choć ciągle nie wierzyłam, że mogą być tak popieprzone.
Prawie z piskiem opon wyminęłam skażony samochód i choć ledwo widziałam przez to, że szczypały mnie oczy od rozmytej maskary, pędziłam po ulicy jak szalona, łamiąc pewnie wszelkie przepisy drogowe, których i tak nie było zbyt wiele. Musiałam się schronić tam, gdzie istniała jedyna osoba, która potrafiła mnie ochronić przed samą sobą. Ona na pewno mi powie, że to tylko zwykłe omamy. W końcu każdemu zdarzają się różne zwidy raz na jakiś czas, prawda? Prawda...?
Beaumont Avenue zdawała się być setki mil od domu, ale gdy w końcu znalazłam się przed drzwiami do domu Katariny, nie poczułam ani odrobiny ulgi. Moje serce biło nienaturalnie szybko i bałam się, że jeszcze chwila i umrę. Czułam, że jestem o krok od eksplozji.
- Lena?... Lena? – dojrzałam zaniepokojoną Kat i rozbeczałam się jak małe dziecko, wklejając się w nią, jakby była moją ostatnią deską ratunku. Może i była. A może nic nie mogło mnie już uratować. – Co się stało?  – usłyszałam, gdy jej dłonie zaczęły miarowo gładzić moje plecy, a moje łzy wsiąkały w jej czarno-białą koszulę w kratę. Kopniakiem zamknęła otwarte drzwi i stała tak w ciszy, pozwalając mi się wypłakać. Nie wiedziałam, co było ze mną nie w porządku. W końcu to, co się przed chwilą stało, musiało być halucynacją, prawda? Więc dlaczego czułam się tak parszywie? Nie sądziłam, że kiedykolwiek pozbędę się tego przerażenia, które trzymało mnie na uwięzi, ale kilku minutach płaczu, zaczęło wreszcie ustępować  dziwnemu otępieniu. Dobrze, że jej rodzice byli jeszcze poza domem. Nie chciałam, żeby widzieli, co się teraz ze mną dzieje. Próbowałam się całkowicie ogarnąć, ale wciąż byłam roztrzęsiona i gdyby ktokolwiek kiedykolwiek zobaczył mnie w takim stanie prócz Katariny, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. – Lena?...
Odetchnęłam spazmatycznie i przeklinając w duchu to, że ubrudziłam tuszem jej koszulę, odsunęłam się na kilkadziesiąt centymetrów, by otrzeć łzy i spróbować opanować zasmarkanie się. Chciałam się teraz schować pod kocem i zniknąć  przed omamami.
- Chcę wmówić sobie, że to, co stało się w moim domu, to tylko czysta halucynacja. – odezwałam się drżącym i zachrypniętym głosem, a jej twarz stała się jeszcze bardziej skupiona, niż przed chwilą. Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, co mam jej powiedzieć, by mi uwierzyła, kiedy ja sama miałam z tym problem. – Psychol. – wydukałam, ścierając nowe łzy na policzkach, a Kat zmarszczyła czoło i natychmiast pociągnęła mnie w stronę salonu, gdzie zmusiła mnie, bym usiadła na kanapie i złapała mnie za obie dłonie.
- Psychol był u ciebie w domu?! – sapnęła, próbując wyczytać z mojej twarzy jak najwięcej, ale ja pewnie nie przedstawiałam sobą niczego, prócz kupki nieszczęścia. – Dzwoniłaś na policję? – zapytała, ściskając mocno moje dłonie i doszłam do wniosku, że to takie śmieszne, że ona wyobrażała sobie zupełnie co innego, niż co aktualnie przedstawiała ponura rzeczywistość. Ona pewnie myślała, że on mnie zgwałcił. A ja byłam... A ja...
- Nie zdążyłam. Byłam w szoku, a potem on... – urwałam, potrząsając głową. – To nie to, co myślisz. On nic... – urwałam, parskając sarkastycznym śmiechem, choć po moich policzkach ciągle spływały gorące łzy. To musiało wyglądać naprawdę groteskowo. Wtedy dotarło też do mnie, że moja halucynacja musiała być prawdziwa, bo za pierwszym razem, kiedy go zobaczyłam, on mnie oceniał, a za drugim razem oceniał mnie poprzez pryzmat tego, co lubię. I pytał, do czego mam słabość i... I znowu się rozbeczałam. – On... on... on mnie kupił. – wyjąkałam i wyrwałam dłonie z jej uścisku, by móc ukryć w nich swoją twarz. Czułam się tak...Nawet nie potrafiłam odnaleźć trafnego słowa w tym przypadku. Nie dość, że facet działał na mnie w taki sposób, to na dodatek był zły do szpiku kości i... i Boże, dlaczego ty mi to robisz?!...
- Co zrobił...? – usłyszałam niedowierzający głos, a z moich ust wyrwał się zrezygnowany szloch. – K-kupił?... – a gdy skinęłam głową, nastąpiła głucha cisza, podczas której ja załamałam się do reszty. W końcu całkowicie do mnie dotarło, w jakiej pozycji się znalazłam.
- Moi rodzice sprzedali mnie komuś obcemu za 10 milionów. – dodałam, balansując na granicy paniki i histerii. – I powiedział, że zrobi ze mną co zechce i nie mogę nic zrobić, bo cię zabije... – poderwałam nagle głowę, patrząc zapłakanymi oczyma na przerażoną Katarinę, której dłoń była zaciśnięta na ustach, jakby próbowała powstrzymać krzyk. – Powiedziałam ci to i teraz... – poderwałam się z kanapy i nerwowym krokiem przeniosłam się pod okno, odsuwając delikatnie wrzosową roletę, by zachłysnąć się powietrzem i szybko od niego odskakując. – Kurwa, on tam jest. – wydyszałam podniesionym głosem, cofając się niemal wpadając na stojącą wazę przy ścianie. Przed oczami wciąż miałam srebrnego Range Rovera, o który stał oparty mój prześladowca.
- Skąd on wiedział, gdzie ty jesteś?...
- On wie o mnie wszystko. – miałam ochotę wyrwać sobie włosy i gdzieś po drodze rzucać czymś i... Czułam się tak słaba i pozbawiona jakiekolwiek nadziei, że nawet płacz mi już nie pomagał. – Powiedział, że jeśli pisnę choć słówko, zabije mamę i tatę, ciebie i Harry’ego...
- O kurwa. – usłyszałam nagle i dopiero zorientowałam się, że Katarina podgląda go między roletami, choć ja mogłam się założyć o każdego centa, jakiego posiadałam, że on to widział. Dygotałam wściekle i miałam szczerą ochotę zemdleć i zapomnieć o tym wszystkim. Może śniłam? Taki porządny koszmar?... – Kurwa mać. Jakim...?! Kurwa mać! – machnęła roletami i odwróciła się do mnie z szeroko otwartymi oczyma, wskazując ręką na okno. – On jest sławny! Naprawdę nie wiesz, kim on jest?!
Wzruszyłam ramionami, kręcąc głową. Objęłam się rękoma, gdy nagle zrobiło mi się zimno. Ktoś znany... Dlatego zapłacił za mnie aż tyle...
Dlaczego ci wszyscy, co mają kasy jak lodu, myślą, że mogą mieć wszystko? Dlaczego ON myśli, że, jak zapłaci, to może mieć mnie na wyłączność i robić ze mną, co tylko zechce...?
- Wiem tylko, że jest Niemcem. – wymamrotałam, a ta pokiwała głową tak szaleńczo, że jej włosy niemal fruwały w powietrzu.
- Jasne, że jest Niemcem. To Bill Kaulitz z Tokio Hotel, człowieku!
Powinno mi to coś mówić?... Nazwa zespołu to i może mi brzmi jakoś znajomo, ale...
- Ej, czy to nie ten zespół, co frontman się malował i wyglądał jak niedożywiona...
- TAK.
Okej. Czyli kupił mnie człowiek, który wcześniej wyglądał jak dziewczyna, a teraz na jego widok robi mi się gorąco i mam ochotę się na niego rzucić. I powtarzam. Ten człowiek mnie kupił. KUPIŁ. Wydał dziesięć milionów dolarów na to, by traktować mnie jak zabawkę, jak kukiełkę... jak niewolnicę.
- Czy to zmienia postać rzeczy...? I tak zostałam sprzedana jak obrazek na licytacji...
- Ale to niezgodne z prawem! On nie może...
- Nie mam zamiaru ryzykować tym, że coś wam się może stać. – przerwałam jej twardo, patrząc jej hardo w oczy. – Może moi rodzice są pierdolnięci, bo mnie sprzedali, ale nie pozwolę mu skrzywdzić ciebie i Harry’ego...
- Właśnie, Harry.
Kurwa.
Poczułam, jak łzy znowu zbierają mi się pod powiekami. Dopiero co doszłam do czegoś, o czym marzyłam od kilku lat i nagle jakiś świr mi to odbiera, by... Nie mógł, do cholery, wynająć sobie kurwę z burdelu?!
- Kat, co ja mam zrobić...? – wyszeptałam, siadając ze zrezygnowaniem na kanapie. Próbowałam powstrzymać płacz, ale na nic się to zdało. Nie miałam pojęcia, ile jeszcze we mnie pozostało łez, ale jak tak dalej pójdzie, to zasłabnę z odwodnienia.
Katarina podeszła do mnie i kucnęła przede mną, by chwycić moje dłonie w swoje.
- Musimy zadzwonić na policję. Ale zanim to zrobimy, ja go zapierdolę. – oznajmiła mi stanowczo, a jej oczach błysnęła furia. – On nie odbierze cię ani mi, ani Harry’emu, zrozumiano?
I w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a ja znieruchomiałam, na nowo zapadając się w przerażeniu. To musiał być on. Czekał, aż w końcu przyszedł i...
- Kat, nie... – zaprotestowałam, gdy ona wstała ze zdeterminowaniem na twarzy. Potrząsnęłam głową i ruszyłam zaraz za nią, gdy ona szybkim krokiem poszła otworzyć gościowi. – Kat, nie, on... – urwałam, dławiąc się paniką. On mógł jej zrobić krzywdę. On mógł ją zabić za to, że wie!..
Nacisnęła klamkę i z rozmachem otworzyła drzwi, by stanąć twarzą w twarz psychopatą, który mierzył nas obie lekceważącym wzrokiem. Mój żołądek znów wykonał salto w przód i w tył, ledwo utrzymując równowagę.
- Nie będę za tobą jeździł. – powiedział nagle, ignorując bojową postawę Katariny, która osłaniała mnie swoim ciałem, jakby wierzyła, że to coś zmieni. Byłam gotowa się poddać. I tak wiedziałam, że wszędzie by mnie znalazł. Jeśli wiedział, że byłam w klubie i że byłam w sklepie, znaczy, że cały czas mnie śledził. – Marnuję przez to czas. – nie wiedziałam, jakim cudem w jednej osobie mógł być tak wysoki współczynnik pewności siebie. On po prostu brał, co chciał i nic sobie nie robił z faktu, że to nielegalne. Katarina prychnęła głośno i zanim zdążyłam zareagować, jej pięść poszybowała prosto w jego twarz, aż jego głowa odskoczyła do tyłu jak piłka. Zatoczył, ale zaskoczenie przeważyło szalę, bo nie zauważył drugiego ciosu, który spotkał się z jego nosem. Kiedy Katarina była wściekła, nic nie było w stanie ją powstrzymać. Ja chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Ale zamiast tego, znowu się rozbeczałam.
- Zostaw moją przyjaciółkę, ty pierdolony skurwysynie, bo...
- Wiedziałem, że będą z tobą problemy. – warknął i dosłownie sekundy później, on był w domu i zamykał za sobą drzwi, a Katarina wycelowała w splot słoneczny. – Och, do kurwy nędzy... – wydyszał i z moich ust wyrwał się okrzyk przerażenia, gdy on nagle chwycił ją za rękę, wykręcając ją tak, że Kat znalazła się plecami do niego, a w jego dłoni znalazł się scyzoryk, który natychmiast wylądował przy jej szyi. Zapadło ciężkie milczenie, podczas którego próbowałam uniknąć jego przewiercającego mnie na wylot spojrzenia. Katarina wciąż oddychała wściekle, ale nie poruszyła się ani o centymetr. On jednak nawet nie zwracał na nią uwagi. Wciąż był wpatrzony we mnie. – Oddaj kluczyki od samochodu. – usłyszałam i przestałam gapić się na ostrze, które prawie wżynało się w delikatną skórę szyi.
- Zostaw ją, sukinsynie. – wysyczała Kat z zaciśniętymi zębami. – Nie masz...
- Jeśli się za chwilę nie zamkniesz, obiecuję ci, że będę ci zdawać fotorelacje z tego, jak będę traktować Lenę. Od ciebie zależy, jak bardzo paskudne to będą zdjęcia. – wymruczał ostrzegawczo, a ja cofnęłam się o krok. Nie miałam możliwości ucieczki. A on groził Kat i... Boże, unicestwij mnie. Teraz. – Oddaj kluczyki po dobroci, albo twoja przyjaciółeczka będzie musiała się porządnie wysilić nad dobrym kłamstwem, żeby wytłumaczyć rany przed rodzicami. Wszyscy wiemy, jacy są posrani na punkcie bezpieczeństwa i wszyscy wiemy, że jeszcze jeden wyskok i skończy się jej życie towarzyskie, prawda?...
O. Mój. Boże.
Moje oczy otworzyły się szeroko i natychmiast skrzyżowały się z wielkimi oczami Katariny. On wiedział. On wiedział wszystko o mojej przeszłości i o przeszłości osób, z którymi byłam związana. Niech to szlag!... Niech to szlag! On miał zbyt wiele asów w rękawie, by z nim wygrać. To było nieczyste i...
Mój świszczący oddech świadczył o tym, jak bardzo byłam spanikowana. Nie miałam żadnej możliwości ucieczki przed tym, co mnie czekało i mimo, że chciałam spróbować, wiedziałam, że to nic nie da. Niepotrzebne nadzieje.
Zagryzłam wargę i wyciągnęłam z kieszeni kluczyki od Hondy, by w milczeniu mu je oddałam, choć Kat zabraniała mi to robić. Przetarłam mokre policzki i postąpiłam krok do przodu, gotowa, by za nim pójść. Nic tu po mnie, jeśli on chciał krzywdzić Katarinę.
- Lena, nie rób tego, proszę...
- Najwyraźniej ma więcej oleju w głowie, niż ty. – parsknął sucho śmiechem psychopata i schował scyzoryk do kieszeni, odpychając od siebie moją przyjaciółkę. Stanęła zaraz obok mnie ze świecącymi się oczyma i wiedziałam, że jeszcze chwila i ona też się rozpłacze. Niemoc dopadła i ją. – Świetnie. Więc w drogę. – uśmiechnął się szeroko i otworzył drzwi, gestem wypraszając mnie z domu jak na gentlemana przystało. Widziałam po jego twarzy, jak bardzo zadowolony z siebie był, a do mnie wciąż nie docierało, co tak naprawdę się właśnie stało. Oddałam mu kluczyki, co też oznaczało, że będę musiała gdzieś z nim jechać. A z tamtego miejsca nie będzie możliwości wydostania się.
Wyszłam na dwór, powoli idąc w stronę srebrnego Range Rovera. Chyba właśnie tak się czuł człowiek skazany na śmierć, prawda? Tak cisza sprawiająca, że bębenki uszne chcą eksplodować. Brak siły i rezygnacja. Może powinnam walczyć...? W końcu przez jeden dzień byłam w pełni szczęśliwa, a on mi odebrał przyszłość. Zabrał mi wszystko tylko dlatego, że mu się tego zachciało. Więc chyba powinnam walczyć o swoje...
Podniosłam wzrok, gdy wyminął mnie, by otworzyć sobie drzwi do samochodu. Mogłam uciec w tym momencie. Ale co by mi to dało? Złapałby mnie za następnym zakrętem, do cholery. To na nic...
- Wsiadaj. – usłyszałam rozkaz i zaciskając zęby, by opanować kolejne potoki łez, posłusznie wsiadłam do środka. I wtedy zaczęło się piekło.
Całe wnętrze pachniało męskimi perfumami i stałam się nagle świadoma nieznośnej bliskości. Gdybym tylko przesunęła się kilka centymetrów w bok, mogłabym dotknąć jego ramienia. Zapięłam pasy bezpieczeństwa, które groteskowo w ogóle nie zapewniły mi pewności, że będzie dobrze. Chciałam wrócić do Kat i się za nią schować. Ona zawsze otaczała mnie opieką bardziej, niż moi rodzice. A ten świr obok chciał ją skrzywdzić. Jeśli mógł tak traktować jedyną osobę, która mnie strzegła, to znaczy, że już nic i nikt mnie przed nim nie ochroni, prawda?...
Odwróciłam głowę do bocznej szyby, starając się nie myśleć o tym, że właśnie siedzę z obcym człowiekiem, który mnie kupił i nic sobie z tego nie robi. Traktuje to jak coś naturalnego. A ja siedzę i się trzęsę jak osika, bo nie wyobrażam sobie tego, co teraz będzie. Przecież on mógł mnie torturować. Mógł mnie gwałcić. Mógł zmuszać do robienia rzeczy wbrew temu, co chcę. Mógł robić, co mu się tylko podobało. Bo mnie kupił.
- Dlaczego wydałeś na mnie dziesięć milionów?... – spytałam, wpatrując się w domy, które po drodze mijaliśmy. Bałam na niego spojrzeć, bo doskonale wiedziałam, że miałam jakieś dziwne skręty w żołądku, gdy widziałam mężczyznę za kierownicą. A on był... on był jak ktoś nadnaturalny. On sprawiał, że posłusznie się poddawałam pod jego wzrokiem i... i to było złe.
- Bo cię wybrałem. – odparł spokojnie, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, że płakałam przez tak długi czas. To nie byłam ja. To był koszmar. I chciałabym już nigdy więcej nie zasnąć.
Jeśli kiedykolwiek się obudzę.
- Więc dlaczego mnie wybrałeś?
- Przekonasz się.
I nie odezwał się już ani słowem przez całą drogę, jak się okazało, do Santa Moniki, gdzie miał swój dom. Nie odezwał się, ale gdy już przybyliśmy na miejsce, ja nie mogłam oddychać od napięcia seksualnego. Istnieje powiedzenie, że „gorzej być już nie może”. Tym razem mogło być. I to znacznie gorzej.


><><><><><><><><><><><><><

Do następnego tygodnia. Mam nadzieję, że uporam się w międzyczasie z kolejnym rozdziałem o_O

sobota, 18 maja 2013

Chapter III

Pomyślałam sobie, że wstawię nowy rozdział, zanim pójdę do pracy, żeby sobie jakoś umilić początek weekendu i może i Wam ów "Chapter III" przypadnie do gustu ^ ^ 
Dziękuję za wszystkie komentarze, bo na początku naprawdę miałam mieszane uczucia co do tego opowiadania, ale może wcale nie jest takie tragiczne. Niemniej jednak, pomijając rozdział V, ten obecnie jest moim ulubionym, bo trochę się tu wyjaśnia xD
Zapraszam!

><><><><><><><><><><><

Mimo, że od spotkania minęło prawie dziesięć minut, ja wciąż trzęsłam się jak osika, mrugając szybko szeroko otwartymi oczyma. Czy ja się wpakowałam w coś, o czym nie miałam pojęcia? Byłam święcie przekonana, że tego faceta już gdzieś widziałam, ale... ale gdzie?! Może wcześniej też go widziałam gdzieś w jakimś klubie. To by miało sens. Tylko dlaczego on zachowywał się tak.. poufale  Nie, to nawet nie było w połowie adekwatne słowo. Nie dość, że zachowywał się tak, jakby mnie dobrze znał, to jeszcze tak, jakby miał do mnie jakieś... jakieś prawo i jakby... Boże, miałam pustkę w głowie. Huczało tak, że aż bolało.
Rozgorączkowana, chwyciłam drżącą dłonią telefon i wybrałam numer Katariny, od razu włączając na głośnik. Musiałam się komuś wygadać, bo inaczej na pewno zwariuję.
- Co tam, babe? – usłyszałam i wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk, nie za bardzo wiedząc od czego zacząć. – Słucham? Bo chyba nie zrozumiałam.
Strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło i jęknęłam głośno z bólu. Czułam się tak, jakbym miała jakiś atak histerii. I być może rzeczywiście tak było, bo moje obecne zachowanie nie świadczyło o mnie jak o zdrowej osobie.
- Ten facet. – wydyszałam ze zgrozą. Chciałam odpalić silnik i wrócić do domu, ale doszłam do wniosku, że jeszcze bym kogoś na drodze zabiła, nie mówiąc już o sobie. Ten pomysł zdecydowanie nie zaliczał się do tych, którymi mogłabym się poszczycić.
- Jaki facet? – spytała po chwili ciszy, a ja z rezygnacją przywaliłam głową w kierownicę. Jeszcze trochę i mój mózg eksploduje. Co tu się, do cholery, działo?!...
- Ten tajemniczo i seksownie dziwny!
- O! Ten facet! – znowu chwila ciszy, zanim ogarnęła, co do niej powiedziałam. – Znowu go spotkałaś?! – ryknęła mi do telefonu, aż głośniczek zatrzeszczał. Moje milczenie odpowiedziało chyba samo za siebie. Głowa zaczęła mnie boleć i czułam się wybitnie wybita z rytmu. Musiałam jakoś ogarnąć, co to wszystko miało znaczyć, no bo przecież... – Ale gdzie?! Jak?! Co się stało?!
Więc opowiedziałam jej pokrótce najpierw pierwsze spotkanie, a potem drugie, wraz z moimi spostrzeżeniami dotyczącymi tego, że on brzmi, jakby mnie znał.
- Niemiec. – oświeciło mnie nagle. Akcent. On miał taki akcent. – Kat, to Niemiec. Czy my znamy jakichś Niemców?
- Nie. – zgasiła mnie, a ja przetarłam twarz, ledwo panując nad chęcią wrzeszczenia na całe gardło, byleby pozbyć się tego zdenerwowania wewnątrz, które panoszyło się i puszyło niczym najbardziej narcystyczny narcyz, jaki kiedykolwiek miał czelność powstać. – Czyli w skrócie... Jakiś Niemiec cię śledzi i podrywa, tak?
- Nie. – potrząsnęłam głową, choć ona i tak nie mogła tego zobaczyć. – On mnie nie podrywa. – 
zagryzłam wargę, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie to wszystko brzmi. – To wygląda tak... jakby... jakbym była jego własnością i jakby sprawdzał, co robię, kiedy nikt inny mnie nie nadzoruje i... – urwałam. Nawet w moich uszach to brzmiało tak, jakby to był jakiś...
- Psychol! Lena, musisz zadzwonić na policję!
- Kiedy ja nawet nie wiem, jak on się nazywa i skąd się urwał! – zaoponowałam, nie do końca rozumiejąc, czemu coś wewnątrz mnie stanowczo się nie zgadzało na posadzenie tego faceta za kratkami. Ja chyba naprawdę miałam nierówno pod sufitem. – To nawet nie jest napastowanie, bo on... – i znowu przywaliłam głową w kierownicę, nie ogarniając swojego popieprzonego umysłu.
- Czy ty mi próbujesz powiedzieć, że mimo tego, że jesteś z Harrym, nie przeszkadza ci, że jakiś niemiecki psychol cię podrywa?
- Nie podrywa mnie!
- No to jeszcze gorzej! Sama powiedziałaś, że się zachowuje tak, jakby miał do ciebie prawo! Weź!... No weź się ogarnij i sama mi powiedz, co ty w ogóle chcesz i co ty robisz, bo ja nie wiem! Kobieto! – głośnik trzeszczał tak mocno, że zaczęłam się obawiać o swój telefon. Pal licho moje uszy. – Ty sama nie wiesz, czego ty chcesz! Ale żeby się napalać na jakiegoś obcego niemieckiego psychola?!
- Katarina, wcale mi nie pomagasz!
- Bo Louis przyleciał!
Och. A to ciekawe. 
Sprawa między nimi nie należała do prostych i chyba była jeszcze bardziej zawiła, niż ta między mną, a Harrym. Kat spotykała się z Louisem przez kilka miesięcy i między nimi była tak cholernie elektryzująca chemia, że człowiek by pomyślał, że raz, że nigdy nie opuszczą łóżka, a dwa, że nigdy się nie rozstaną. No a potem pojawiła się Eleanor i dosłownie wszystko spieprzyła. Od tego momentu moje relacje z Danielem zmieniły się na delikatnie mówiąc „chłodne”, bo dupek zwyczajnie rzucił moją przyjaciółkę dla tego pluszowego misia, który pewnie dupy porządnie nie potrafi dawać, dlatego za każdym razem, gdy Kat i Louis są w jednym pomieszczeniu, gdzie nikogo prócz nich nie ma, dzieją się różne dziwne rzeczy, które łączą się ze słowami „och!”, „ach!”, „mocniej”, „szybciej” i „nienawidzę cię!”. I niejednokrotnie słyszałam, jak Kat mówiła, że musi z tym skończyć, ale na samym gadaniu się kończyło, gdy tylko Louis znowu się pojawiał. Nie rozumiałam jej fascynacji, ale znowu ona nie rozumiała, dlaczego kocham Harry’ego, więc nie poruszałyśmy za często tematu, w którym ich imiona się w jakikolwiek sposób łączyły.
- I? – zaryzykowałam, choć nie byłam przekonana do tego, by słuchać o tym, jak to znowu go zwymyślała od sukinsynów i równie podobnych epitetów tylko po to, by wylądować w jego łóżku, krzycząc zupełnie inne rzeczy. Choć z tego, co mi mówiła, to czasami niewiele się to różniło. Tak czy siak, chyba nie chciałam tego słuchać.
- I jestem zdezorientowana. – odparła powoli. – Nie sądzisz chyba, że przyleciał na twoje urodziny?
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Tak, jasne. Louis Tomlinson przyleciałby po to, żeby złożyć mi życzenia po tym, jak mu przyłożyłam w mordę. Taa, na pewno.
- Nie bardzo.
- No właśnie! Jak mi powie, że ta suka jest w ciąży, to mu chyba łeb ukręcę! – prychnęła i oczami wyobraźni zobaczyłam jej morderczy wzrok, który, nie wiedzieć czemu, mnie rozbawił. – Albo inną część ciała i wtedy już żadną inną dziewczynę nie zadowoli. Ani nawet siebie, o.
A ja oczywiście byłam bardzo monotematyczna i i tak myślałam o tym facecie, którego spotkałam w Albertonsie. Kurwa mać, miałam chłopaka, a myślałam zupełnie o kim innym! Co było ze mną nie tak?!
- Katarina, coś tu śmierdzi. – oznajmiłam nagle. Ostatecznie stwierdziłam, że z tym wszystkim naprawdę było coś nie w porządku, tylko nie miałam zielonego pojęcia, jak to wszystko rozwikłać.
- Pewnie Eleanor. – podsunęła moja przyjaciółka, a ja znowu strzeliłam sobie ręką w czoło. – A tak na poważnie, to nie mam pojęcia, o co może chodzić z tym świrem. Następnym razem zadzwoń na policję, okej?
Cisza w moim samochodzie była aż nazbyt wymowna. Tu nie chodziło o to, że się go nie bałam, bo było zupełnie na odwrót. I nie chodziło też o to, że facet wydawał mi się być bezpieczny, bo to też było kompletnie na odwrót. I tu ciągle powstawał jakoś zator w procesie myśleniowym.
- Lena. – usłyszałam w telefonie i westchnęłam głęboko. – Lena, to, że jakiś psychol jest seksowny, nie oznacza, że jest w pełni sił umysłowych. On naprawdę może zrobić ci krzywdę i nie wybaczyłabym sobie, gdybym na to pozwoliła. Obiecasz mi, że zadzwonisz na policję, gdy następnym razem go zobaczysz?
- Jeżeli uznam, że będzie potrzebna.
- Jesteś chora i powinnaś się leczyć. – wyburczała, a ja przewróciłam oczami. – Harry powinien cię porządnie wypieprzyć, to może przestałabyś się ślinić do jakichś obcych facetów z zespołem maniakalnych zapędów do przywłaszczania sobie prawa do jakiejś kobiety.

W domu oczywiście skończyło się porządną sprzeczką, do której i tak nie miałam siły, więc już na samym wstępie dałam sobą pomiatać. Dostało mi się za każdą drobną rzecz, której nie zrobiłam, a najgorszy opieprz i tak dostałam za malinkę, czego nie rozumiałam. Nigdy się o takie rzeczy aż tak nie czepiali, a roziskrzone oczy taty sprawiły, że moje brwi uniosły się wysoko w zaskoczeniu. To było naprawdę dziwne. Poszłam do pokoju bez kolacji ze zmarszczonym czołem, a przez sobą ciągle widziałam to jego spojrzenie. Może powinnam była pójść na psychologię, zamiast na sztukę. Wtedy byłabym w stanie rozwikłać te zagadki, które się wokół mnie potworzyły.
Dopiero, gdy moja twarz zetknęła się z poduszką, dopadło mnie zmęczenie całym tym dniem i narastającym zdenerwowaniem pomieszanym z ekscytacją. Nie chciałam o tym wszystkim myśleć, ale nie mogłam się powstrzymać, bo każda głupia myśl sama przychodziła mi do głowy i nie miałam wystarczająco dużo stanowczości, by się od niej opędzić. Ja po prostu leżałam, a mój mózg sobie pracował jak mała lokomotywa. Dziwne, że jeszcze para nie buchała mi z uszu.
Podstawowym pytaniem było, dlaczego ja właściwie bardziej byłam zainteresowana nieznajomym i tajemnicą wokół niego, niż moim chłopakiem, do którego nie napisałam ani słowa tak, jakbym go miała gdzieś. Czułam się z tym źle, ale z drugiej strony nie potrafiłam z siebie wykrzesać tego entuzjazmu, jaki mnie dopadał, gdy tylko miałam możliwość, by z nim porozmawiać. Sądziłam, że to tylko kwestia tego, że to wszystko stało się tak nagle, a ja po prostu nie potrafiłam się na to przestawić. Miałam wyrzuty sumienia, że się tak zachowywałam.
Nagły dźwięk smsa, rozproszył moje ciemne myśli i westchnęłam, wyciągając telefon spod poduszki. No i o wilku mowa, Harry napisał. Kliknęłam „otwórz wiadomość” i mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, widząc „Nie mogę się doczekać jutra. Kocham cię i śnij o mnie ”. On zawsze miał fenomenalne wyczucie sytuacji. Zawsze, gdy mi było z jakiegokolwiek powodu źle, on jakimś cudem zawsze pojawiał się z tymi pieprzonymi dołeczkami w policzkach, by mnie rozbawić do łez. Jako przyjaciele dogadywaliśmy się bez żadnych zastrzeżeń. Jako przyjaciele polegaliśmy na sobie w każdych niemal niemożliwie trudnych momentach. Wspieraliśmy siebie, walczyliśmy o przyjaźń, by przetrwała.A co będzie z nami, jeśli weszliśmy na zupełnie nowy poziom znajomości?
Tęsknię za tobą. Dobranoc.
Czasami miałam ochotę cofnąć się do czasów, kiedy wszystko było znacznie łatwiejsze. Czasami obecne życie mnie przytłaczało, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że przecież inni ludzie na pewno mieli gorzej ode mnie. Może byłam egoistką. I niejednokrotnie dochodziłam do wniosku, że jednak wolałam być pokonana, niż walczyć. W tym zdecydowanie byłam gorsza, niż Katarina. To właściwie było nawet zabawne. Między nami była tak silna i ważna więź, że tak naprawdę chyba nigdy z nikim czegoś takiego nie miałam. Dokładnie pamiętam moment, kiedy się poznałyśmy. Miałam szesnaście lat, kiedy przeprowadziłam się do Londynu i przeniosłam się do nowej szkoły. Nigdy nie byłam zbyt otwarta i miałam niewielu znajomych. Tylko Harry w tamtym okresie był na tyle bliski, bym mogła się z nim dzielić moimi przemyśleniami. Ale ona mnie zobaczyła, jeszcze zanim się dowiedziała, że jestem w jej klasie. Stałam sobie jak ta sierota na środku korytarza, by znaleźć na mapce najkrótszą drogę na moje zajęcia, a ona tak po prostu przystanęła obok mnie i spytała się, gdzie chcę się dostać. A potem zaczęła się śmiać, gdy okazało się, że to ja jestem tą nową, która miała się przenieść z jakiegoś zadupia. To było dziwne. Od samego początku miałam to wrażenie, że mimo tego, że ona była naprawdę kontaktową osobą i ze wszystkimi miała poprawne relacje, potrzebowała kogoś, kto byłby tylko dla niej. Nie wiem, czy od samego początku obrała mnie sobie za cel, czy takie było nasze przeznaczenie, ale nigdy nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo nasze charaktery się dopasowywały mimo wielu różnic, które mogłabym na jednym wydechu wymieniać tak długo, że pewnie zabrakłoby mi powietrza i w końcu bym zemdlała. I to było właściwie zabawne, gdy patrzyło się na mnie i na nią. Ja taka mała i krucha, ona silna na tyle, by ciągnąć i mnie i siebie. To dzięki niej postawiłam się rodzicom i poszłam na swoje wymarzone studia. To ona spięła nasze nadgarstki kajdankami, gdy dowiedziała się, że ja wyjeżdżam do Stanów, a ona zostaje. Ona była moją ochroną przed deszczem i gdyby nie ona, nie miałabym tutaj nikogo. Prócz Harry’ego, który wraz z chłopakami z zespołu wygrał X-Factora, w którym startowali, nigdy nie miałam przyjaciół. Więc może to jednak było przeznaczenie, że ona pojawiła się w tak idealnym momencie...?
Chwilowo oderwałam się od ponurych myśli i odetchnąwszy spokojnie, zrelaksowana udałam się do krainy snów.

Czy tylko ja mam coś takiego jak „świadome sny”? Takie irytujące cholerstwo, gdy zdajesz sobie sprawę, że twój sen to tylko sen, a nie rzeczywistość? Czytałam o tym kilka razy i teoretycznie to niby nie jest nic złego.
Ja się z tym nie zgadzam. Szczególnie, kiedy ja nie potrafię zmienić kierunku swojego snu i mam tę frustrującą świadomość, że gapię się na scenerię i robię rzeczy, które w prawdziwym życiu nie zrobiłabym nawet pod groźbą śmierci.
Tym razem miałam miły sen, że szamoczę się z Harrym na łóżku, by jak najszybciej zerwać z siebie ubrania, gdy nagle pojawił się ten mężczyzna, który nagabuje mnie od dwóch dni. Zastygam w bezruchu, choć Harry zupełnie nic sobie z tego nie robi i pośpiesznie rozpina moją bluzę, jakby chciał mnie rozebrać, zanim ten facet mu przeszkodzi. A potem on się przysunął do łóżka tak, że jego nogi właściwie się o nie opierały i skrzyżował ramiona, patrząc na nas z góry. Harry ciągle się do mnie dobierał, mimo że ja siedziałam na nim jak sparaliżowana. Chciałam krzyczeć, móc się wyrwać w jakikolwiek sposób, bo nie chciałam, by mężczyzna zobaczył mnie nagą, ale z moich ust nie wydobył się nawet szept. Czułam się zamknięta w swoim ciele. On ciągle na mnie patrzył i wyraźnie widziałam jego gniew. Był zły, że pozwalałam na takie rzeczy Harry’emu.
A potem mnie z niego zrzucił, złapał Hamiltona za gardło i wyciągnął go z łóżka jednym agresywnym ruchem. Patrzyłam ogłupiała, jak Harry zatacza się i wpada na szklany stolik, który pęka pod naporem jego ciała. A potem mężczyzna zaczął go dusić. 
Mój własny krzyk dzwonił mi w uszach, mimo, że usta ciągle miałam zamknięte. Leżałam na łóżku jak marionetka i patrzyłam, jak obcy mężczyzna zabija mojego ukochanego. Moja świadomość wiła się w spazmach bólu i wylewała łzy, których moje oczy nie widziały. Harry nawet nie próbował walczyć. Nie zależało mu.
Obudziłam się z jego imieniem na ustach.

Już od samego rana wiedziałam, że to będzie wyjątkowo parszywy dzień. Byłam niewyspana, co za tym idzie, zmęczona i wściekła. Moja głupia psychika pogrywała sobie ze mną jak z kretynką. Nie mogłam uwierzyć, że nawet mój umysł był przeciwko mnie i zamiast odgrodzić mnie od tego psychopaty, dorzucała mi miłe obrazki psychola mordercy.
Nie zjadłam nawet śniadania, choć mama suszyła mi o to głowę. Na sam widok jedzenia, zbierało mi się na mdłości, choć nawet nie wiedziałam do końca dlaczego. Hmmm, może inaczej. Wiedziałam, dlaczego było mi niedobrze, ale nie rozumiałam, dlaczego ten głupi sen miał mi odbierać apetyt. Gdybym mogła, pokłóciłabym się sama ze sobą, potem skrzyżowała uparcie ręce i odwróciła się od siebie plecami, obrażając się na siebie. Niestety jeszcze nie miałam objawów schizofrenii, a ta w tym przypadku naprawdę by mi się przydała.
Z jabłkiem i kawą (co nie wróżyło żołądkowi nic dobrego) zabrałam się do samochodu, by z wybitnie niskim poziomem entuzjazmu pojechać na uczelnię. Miałam stuprocentową rację z beznadziejnym dniem. Dzisiaj nie miałam nawet ochoty rysować nagich modeli, kiedy zawsze miałyśmy tak wyśmienite humory z Katariną podczas tych sesji. I mimo, że Kat próbowała mnie jakoś ocucić, ja ciągle byłam nieprzytomna i wściekła. A musiałam się tego pozbyć, zanim pójdę na randkę z Harrym, bo za cholerę nie chciałam sobie psuć tak miłego wieczoru. I niestety nic nie zapowiadało, że cokolwiek miało się zmienić. W sprawie z moim fenomenalnie dobrym humorem.
- Spałaś ty w ogóle? – zagadnęła mnie po raz setny Katarina, gdy tak siedziałam zmarnowana i próbowałam odzwierciedlić ramiona modela na sztaludze. – Pewnie śniłaś o...
- No właśnie nie. – zaprzeczyłam, robiąc jeszcze bardziej grobową minę. – Harry mi napisał, żebym śniła o nim i... No i śniłam. Tylko nie tak, jakbym chciała. – dodałam, przypominając sobie, że Niemiec miał na lewym ramieniu tatuaż z nagą czarnowłosą kobietą i... whoah! Do cholery, lecz się, ty głupia, stuknięta babo z przestawionym do góry nogami umysłem! Jakim prawem zapamiętujesz tatuaże obcych facetów, a nie jesteś w stanie zapamiętać tatuaży swojego chłopaka?!
- Śniło ci się, że Harry doił krowy? I ciągał nie za te wymiona co trzeba...?
Przez chwilę patrzyłam tępo w narysowany bark i mimowolnie parsknęłam śmiechem, potrząsając głową. Boże, ona miała czasami takie popieprzone pomysły, że to się w pale nie mieściło. A człowiek się potem zastanawiał, dlaczego Lena Howard rzuca takimi dziwnymi tekstami do osób dorosłych.
- Po pierwsze, to nie mam wymion. – zauważyłam trzeźwo, a ta zachichotała, mrugając niewinnie. – A po drugie, to właściwie śniło mi się, że Niemiec mi udusił Harry’ego, bo... no.
Nie ma to jak zgasić humor jak za pstryknięciem palca.
Katarina spojrzała na mnie krzywo i uniosła brew do góry, jakby próbowała zrozumieć, co się działo pod moją kopułą. Przykro mi, kochanie. Sama tego nie wiedziałam i nie zapowiadało się, żebym kiedykolwiek to ogarnęła.
- Ciekawe, co by sennik na to powiedział...
- Pewnie to, że jestem niewyżyta seksualnie i czeka mnie szczęście u boku ukochanego. – prychnęłam i przewróciłam oczami. No co? Moje sny z reguły były bardzo monotematyczne. Jak ja sama. Kat skinęła głową, jakby brała taką możliwość pod uwagę.
- Albo musisz pójść na zakupy i kupić sobie nową parę szpilek. – podrzuciła, a ja strzeliłam sobie dłonią w czoło.
- Proszę o spokój! – usłyszałam gniewny głos pani profesor i wydęłam wargi, ukrywając się za sztalugą i 
pokazałam jej bardzo obraźliwy gest.
- Dzieciak. – skwitowała Katarina i wróciła do swojego szkicu.

Byłam wypompowana i fizycznie i psychicznie, kiedy wracałam do domu i nie miałam zielonego pojęcia, co zrobić, żeby stawić się na spotkanie z Harrym w miarę znośnym stanie. W końcu mieliśmy tylko tydzień, zanim on wróci z powrotem do Anglii, więc musiałam wykorzystać ten czas maksymalnie. Może powinnam wypić więcej kawy? Albo wypić dobrego energetyka, który dałby mi porządnego kopniaka energetycznego i po którym bym się nie porzygała? Jeżeli taki w ogóle istniał. Gorsze było to, że na jutro miałam pracę domową, którą nijak nie mogłam sobie odpuścić, w związku z czym czekała mnie długa i nieprzytomna noc. Czyli jutrzejszy dzień też nie zapowiadał się najlepiej.
Stanęłam Hondą zaraz za srebrnym Range Roverem, który pewnie należał do jakichś ludzi, którzy współpracowali z moim tatą i westchnęłam ciężko. No to tyle by było ze wspólnego obiadu. Tata pewnie znowu siedzi w salonie i rozprawia na temat banków, finansów, klientach, pomysłach i innych bzdurach, których w ogóle nie rozumiałam. A szczególnie nie docierało do mnie, jak można być tym zafascynowanym tak jak on jest.
Otworzyłam drzwi do domu i wślizgnęłam się do środka, nie chcąc być zauważona. Choć z drugiej strony prawdopodobnie i tak mnie nikt nie zauważy, jeśli moje przeczucia się sprawdziły. Tata nigdy nikogo nie widział, kiedy pracował. A mama w sumie nie była lepsza, jeśli chodzi o te sprawy.
Zsunęłam ze stóp czarne baleriny w białe groszki i wzięłam je w rękę, by zanieść je do pokoju. Zmarszczyłam czoło, gdy nie doszedł mnie żaden dźwięk świadczący o jakimkolwiek gościu w salonie. Może to nie było tak całkowicie dziwne, ale mimo wszystko podejrzane. Nawet nie słyszałam mamy krzątającej się w kuchni, a pora była taka, że o tej godzinie zawsze nakładała obiad na talerze. Nawet mój nos zarejestrował, że dzisiaj gulasz.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do salonu, przyklejając uroczy uśmiech na twarz, którym zawsze obdarowywałam znajomych taty, choć ta cisza zaczynała ciążyć mi na sercu. Ona była nienaturalna i obca.
Odetchnęłam niemal z ulgą, gdy dojrzałam rodziców siedzących na kanapie. Ich wygląd jednak nie przedstawiał w żaden sposób szczęścia, więc na nowo się spięłam, nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Mamy gościa? – wskazałam palcem stronę drzwi frontowych. – Widziałam samochód... – dodałam zdawkowo, ale oni ciągle wyglądali, jakby połknęli kije golfowe. Westchnęłam, próbując w jakikolwiek sposób się rozluźnić, choć przez nich w ogóle mi to nie wychodziło. No co jest, do cholery? Zaszyli wam usta?
- Owszem, macie gościa. – usłyszałam obok siebie i wytrzeszczyłam oczy, odskakując gwałtownie, prawie wpadając na stojącą lampę w rogu. Balerinki spadły na podłogę. O mój Boże. Odwróciłam się w stronę źródła i zastygłam w bezruchu, nie wierząc, że to, co widzę, było rzeczywistością. O mój Boże. On tu był. Ten niemiecki psychol stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi nogami w kostkach i patrzył na mnie tak, jakby nie było w tym nic zaskakującego. I znowu miał na sobie koszulę rozpiętą tak, że znowu widziałam jego nagą skórę i znowu te wąskie spodnie i nie mogłam zrozumieć, czemu zawirowało mi przed oczami. Serce podeszło mi do gardła i poczułam, jak robi mi się nieprzyzwoicie gorąco, ledwo wytrzymując pod naporem jego beznamiętnego spojrzenia.
Uh, cholera. To musiał być sen. To musiał być sen!
Syknęłam z bólu, gdy w akcie desperacji uszczypnęłam się w przedramię. Szlag. Co robić?!
Rozejrzałam się gorączkowo w poszukiwaniu jakiejś pomocy, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że przecież od tego byli moi rodzice. Żeby mi pomóc. Cholera! Powinnam zadzwonić na policję!
- Uspokój się. – chłodny głos sprowadził mnie chwilowo na ziemię, choć nie mogłam powstrzymać dyszenia. Zaczynałam panikować. – Takie zachowanie ci nic nie da, a z pewnością ci w żaden sposób nie pomoże.
Jak on mógł mówić takie rzeczy?! Jak mógł sądzić, że to w ogóle cokolwiek zmieni?! Boże, czy ja miałam omamy?! Czy ktoś mnie czymś naćpał?!
- Co ty tu robisz?!... – wydyszałam, nie mogąc opanować wytrzeszczania oczu. Zdawałam sobie sprawę, że wyglądałam jak paranoik, a przerażenie wyzierało ze mnie z każdej strony, ale jakoś miałam to gdzieś. świr w moim domu, do cholery!
Odwrócił się ku mnie, wciąż opierając się o ścianę tak, jakby to wcale nie był mój dom, a jego. Był tak piekielnie opanowany, że to przechodziło ludzkie pojęcie. Chyba panikowałam za siebie i za moich rodziców, którzy byli jak skamieniali. Czy oni nie rozumieli, że wpuścili do domu jakiegoś seryjnego mordercę i gwałciciela?! Co, do cholery?!
- Wybrałem cię. – oznajmił mi, jakby to miało wszystko tłumaczyć. Szkoda, że nie tłumaczyło nic, a dodatkowo sprawiło, że zaczęło mi się robić słabo. Boże, tylko nie mdlej. Nie teraz!... Co to znaczyło, że mnie wybrał?! Że będzie mnie teraz prześladować do końca życia?! Musiałam zadzwonić na policję i to już!
- Suuper... – mruknęłam, wyciągając telefon, by wybrać na klawiaturze „911”. Ale wtedy on znów się odezwał i kompletnie wybił mnie z rytmu.
- Dlatego zawiązałem z twoimi rodzicami układ.
Podniosłam na niego przerażony wzrok, ignorując drżące dłonie. Czułam, że moje serce za chwile eksploduje i umrę na oczach ich wszystkich. Może to wcale nie był zły pomysł. Miałam złe przeczucie, że czekała mnie o wiele gorsza przyszłość.
- Jaki układ...? – spytałam cicho, a moje oczy w szaleńczym tempie przesuwały się z aroganckiej twarzy Niemca na sztywne posągi, które kiedyś były moimi rodzicami. Co tu, do cholery, się działo?! 
Jakim cudem...?! Jak...?! To było chore! Dlaczego oni jeszcze nie przyczynili się do zamknięcia tego psychopaty?! Dlaczego ja się na nich gapię, zamiast dzwonić na policję?!
- Kupiłem cię. – oznajmił mi nagle tak beztrosko, jakby mówił o tym, że świeci słońce, a mój telefon z łoskotem wylądował obok balerinek.

><><><><><><><><><><><

Tadaaaaaaaam! Mam nadzieję, że się podobało! ^ ^ I do następnego :D