wtorek, 31 grudnia 2013

Chapter XXVIII

Nowy Rok tuż za rogiem, więc chciałabym Wam życzyć lepszego roku, niż ten wciąż obecny i żeby spełniły się te marzenia, które nie spełniły się w tym roku. Więcej dobra, więcej odwagi, by sięgać po to, czego się pragnie i więcej szczęścia, gdy rozumu zabraknie :) Nie będę przesadnie słodzić życzeniami, bo wiadomo, że te przerysowane nie za bardzo chcą się spełniać. Życzę Wam po prostu, by te doły, w które gdzieś kiedyś wpadniecie (bo każdy wpada), były powodami, dla których z jeszcze większym uporem będziecie dążyć do swoich celów. Bo warto. Zawsze sobie wmawiajcie, że warto.

><><><><><><><><><><><><><><><><><

Morderca.
Harry Styles, mój najlepszy przyjaciel i człowiek, z którym chciałam być.
Harry Styles, wokalista boysbandu i człowiek, którego kochają miliony nastolatek.
Harry Styles, chłopak, który wyglądał zawsze jak ktoś, na kim można polegać, który roztaczał aurę bezpieczeństwa.
Harry Styles, człowiek, który chciał mnie uratować.
Harry Styles, który ma obsesję na moim punkcie.
Harry Styles, który pozbył się mojego chłopaka i ludzi, którzy za bardzo się do mnie zbliżali.
- Lena?... – jak przez mgłę dotarł do mnie stłumiony głos Billa i ścisnęło mi się serce. Nieprawdopodobne. Z mordercy przeniosłam się na mężczyznę, który mnie kupił. Harry krzywdził dla mnie, Bill krzywdził mnie. Boże, byłam tak pierdolnięta, że to mi się w głowie nie mieściło. Nie mogłam się zakochać w kimś normalnym? Nie mogłam?.. I co ja miałam w sobie, że przyciągałam do siebie takich ludzi, do cholery? Jakiś pieprzony defekt? – Lena, oddychaj spokojnie, Lena... – dopiero po chwili do mnie dotarło, że byłam już przytomna i dosłownie dyszałam, chyba zaczynając powoli wpadać w histerię. Otworzyłam gwałtownie oczy, kompletnie nie mając pojęcia, co dalej robić. Ledwo ogarnęłam, że siedziałam na kolanach Kaulitza, który ciasno mnie obejmował w swoich ramionach. Czułam, że byłam mokra od zimnego potu i wiedziałam, że jeszcze chwila i zacznę dygotać. Nie mogłam do siebie przyswoić tego, czego właśnie się dowiedziałam. Chciałam krzyczeć. Chciałam... Chciałam...
Gorące łzy spłynęły po moich policzkach i wtuliłam się we wgłębienie szyi Billa, chcąc uciec przed rzeczywistością. Przy nim było to tak cholernie łatwe, że aż absurdalne. Szeptał coś, czego nie rozumiałam przez natłok emocji, które boleśnie ściskały moje gardło i nie mogłam opanować spazmatycznego drgania mojego ciała. On jednak nie oponował. Obejmował mnie mocno, dając mi jakąś stabilność, dzięki której nie spadałam na dno. Nagle do mnie dotarło, że tylko on był prawdziwy w moim życiu. Tylko on niczego nie ukrywał i tylko on...
Nagle coś mną szarpnęło i nie otwierając oczu zreflektowałam się, że mnie podniósł i ruszył w jakimś kierunku. Nie obchodziło mnie to. Nic nie mnie obchodziło, nawet to, że nie umiałam swobodnie oddychać przez histerię. Moje policzki były mokre od łez, które spływały pod jego koszulkę, ale on mnie od siebie ani razu nie odsunął. Do momentu, gdy usadził mnie na czymś, co po otworzeniu oczu, okazało się być blatem w łazience. Kompletnie nie sprzeciwiałam się temu, co chciał ze mną zrobić, choć nie rozumiałam, dlaczego zaczął mnie rozbierać, ignorując moje łkanie. Nie mogłam przestać płakać. A co, jeśli on się tutaj pojawi i będzie chciał zabić Billa? Albo Toma? Albo obu? Nie potrafiłam się przekonać do tego, że nie znajdzie adresu. Jeśli potrafił kogoś zastrzelić, potrafił wszystko, prawda? A to sprawiło, że szloch rozerwał moje ciało jeszcze bardziej. Byłam bombą zegarową. Byłam nosicielem wirusa. A Harry... Harry był obłąkany.
Szum wody przemknął przez moje uszy praktycznie bez żadnej uwagi z mojej strony. Bill podniósł mnie, zupełnie nagą i razem ze mną wszedł pod prysznic, choć nie miałam pojęcia po co. Wiedziałam tylko, że gdy usiadłam bezwładnie na dnie i przytuliłam się do Billa, on wciąż miał na sobie na sobie już doszczętnie przemoczoną koszulkę i jeansy. Nie rozumiałam, co się ze mną działo. Nagle chciałam po prostu zniknąć. Chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Chciałam udawać, że nie znam prawdy i chciałam, żeby moje życie wróciło do punktu, zanim wywróciło się do góry nogami. Strugi ciepłej wody wcale nie rozluźniały mojego spiętego ciała. Nie pomagały nawet dłonie, które przesuwały się po moich plecach z zadziwiającą łatwością. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chyba byłam myta. Byłam taka zmęczona, taka zrezygnowana. Zniknąć. Potrzebowałam zniknąć. Oderwałam się od Billa, by na niego spojrzeć i pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach odbicie swoich własnych uczuć w sferze poza seksem. Po jego twarzy spływała woda, ale nie zmyła bólu, który się na niej malował. Zmęczenie. Rozumiał mnie tak jak zawsze. Troszczył się, choć nie musiał. Dlaczego? To ja go kochałam, to ja chciałam jego dobra. To ja...
Zacisnęłam powieki, gdy znowu wstrząsnął mną płacz. Objęłam go, wspinając się na jego kolana, a on nie oponował. Przyjął mnie tak, jakby to było naturalne, że powinien opiekować się mną w takim stanie. Zrobił to pierwszy raz. Zawsze pocieszał mnie Tom, to on zawsze robił wszystko, żeby było mi lepiej. Dlaczego?
- Nie oddawaj mnie. – wydusiłam, a on pocałował mnie w mokry bark.
- Nie oddam. – zapewnił, a ja mu uwierzyłam.
Ponieważ nigdy mnie nie okłamał. Nigdy.

Jak miałam w ogóle powiedzieć o tym Katarinie? „Kat, Harry zabił Seana. Pamiętasz, mówiłam ci o nim. A no, no i tego... tego z klubu, którego poznałyśmy kilka lat temu... Tak, dokładnie tego. I paru innych”. Moje życie było jednym wielkim żartem. Tylko takim, który nikogo nie śmieszył. Ani mnie, ani Toma, Katarinę, Billa, Harry’ego, ani nawet moich rodziców. Ale nareszcie zrozumiałam, dlaczego Kaulitz sądził, że nigdy by mi i Harry’emu nie wypaliło, gdybym znała jego przeszłość. Czy potrafiłabym z nim być, wiedząc, że zabijał wszystkich, którzy mu stali na drodze do mnie? Logika mi podpowiadała, że to idiotyczne, że w ogóle się nad tym zastanawiałam. Ale kochałam człowieka, który mnie więził, więc wcale nie byłam taka logiczna.
Spałam od momentu, gdy tylko zostałam wyciągnięta spod prysznica i położona do łóżka. Sen jednak nie przyniósł mi oczekiwanej ulgi, bo mimo wszystko byłam pochłonięta tym, co się działo wokół mnie. Harry. Wciąż Harry. I Bill. I ja. Wciąż i wciąż i wciąż. Odwracam się w lewo, w przeszłość i widzę uśmiechniętego Stylesa. Pocieszającego mnie po tym, jak mi nie wyszło z Seanem. Pijącego z innymi dziewczynami, nagle tak uderzająco podobnymi do mnie. Skacowanego, śpiącego na moich kolanach. Łaskoczącego mnie i mówiącego, że ułożę sobie życie z kimś, kto będzie tego wart. Kłócącego się ze mną. Zmoczonego, mówiącego, że biegł całą drogę do mnie, by mnie przeprosić za swoje gówniarskie zachowanie. Przyrzekającego, że będzie moim przyjacielem na całe życie. Mówiącego, że zawsze będzie mnie chronił. Mówiącego, że mnie kocha. Z prawej Bill. Teraźniejszość i przyszłość. Krzywdzącego mnie i śmiejącego się ze mnie drwiąco. Jego dłonie, które sprawiają ból, ale dają rozkosz, która zabiera mnie gdzieś do miejsca, którego nigdy nie znałam. Jego oczy, które znają mnie bardziej, niż ja sama. Usta, które jednocześnie mówią tak cholernie przykre rzeczy i rzeczy, które moje uszy chcą słyszeć. Ciało, które mnie przytłacza i uwalnia. Umysł i droga do niego, która jest tak ciemna, że gubię się wielokrotnie i nie potrafię odnaleźć głównego szlaku, na którym zaczęłam swoją wędrówkę. Bill, którego kocham. Bill, który sprawia, że płaczę. Który sprawia, że się śmieję i nie chcę od niego uciekać. I ja. Rozerwana na dwie części. Chciałam być tylko szczęśliwa. Gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę go popełniłam? Pogubiłam się...
Obudziłam się, chyba jeszcze bardziej zmęczona, niż zanim się w ogóle położyłam. Miałam mokrą poduszkę przez zmoczone włosy. Może przez łzy. Bill stał w otwartych drzwiach na taras, plecami do mnie. Widziałam dym unoszący się w górę – palił. Jego włosy były już suche, zmienił też ubrania i teraz miał na sobie tylko szare dresy. Nieprzytomnie zauważyłam, że musiało być już dość późno, bo na dworze słońce już praktycznie zaszło, a to znaczyło, że było już po ósmej. Czy był tutaj cały czas? Nigdy się tak nie zachowywał i czułam się z tym dziwnie. Może nie powinnam się dziwić, w końcu mu zemdlałam. Wydawało mi się to być wyjątkowo odległym czasem.
Najciszej, jak tylko umiałam, odkryłam się i kompletnie naga zsunęłam się z łóżka, by podejść do Billa i wtulić się w jego plecy, splatając palce na jego umięśnionym brzuchu. Przeszyły mnie dreszcze, gdy tylko moja skóra zetknęła się z jego gorącą skórą. Drgnął i niemal natychmiast się rozluźnił. Jedna z jego dłoni zacisnęła się na moich, a ja wciąż nie rozumiałam, co to wszystko znaczyło. Całe jego dzisiejsze zachowanie. Chciałam spytać, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Tak musiało zostać i tak musiało być dobrze. Przymknęłam powieki, wchłaniając irracjonalny spokój i coś, co mój umysł postrzegał jako dobro. Dlaczego akurat widziałam to u niego?
- Czujesz się już lepiej? – odezwał się w końcu, a mi przemknęło przez myśl, że powinnam się speszyć, że znów zobaczył mnie w takiej bezbronnej odsłonie. Ale odkąd mu powiedziałam, że go kocham, nie bałam się niczego.
- Nie. – odparłam, wtulając policzek między jego łopatki. Boże, jego skóra była tak fenomenalna w dotyku, że mogłabym ją pieścić do końca życia. – Przeszkadzam ci? – spytałam, choć wiedziałam, że to było chyba najgłupsze pytanie, na jakie mogłam się zdobyć. Delikatny wiatr owionął moje nagie ciało, ale nie ruszyło mnie to. Odetchnęłam głęboko i nie mogąc się powstrzymać, ukąsiłam go lekko, a on zakrztusił się dymem papierosowym. Uśmiechnęłam się niegrzecznie. Wydawało mi się to być dobrym wyjściem z myślenia. Pójście do łóżka.
- Lena. Zemdlałaś. Nie myślisz chyba, że jestem aż tak jebnięty, żeby po tym tak po prostu uprawiać z tobą seks? – usłyszałam naganę w jego głosie, ale tym też się nie przejęłam. Nie wiedziałam, o co mi chodziło, ale chciałam po prostu przestać myśleć. A on mi nie pozwalał. Ponownie go ukąsiłam, wbijając delikatnie paznokcie w jego brzuch. – A jednak tak myślisz... – zauważył słusznie i westchnął. Zanim udało mi się zsunąć dłonie niżej, pisnęłam głośno, gdy nagle znalazłam się jakimś cudem na jego rękach i zostałam wręcz rzucona z powrotem na łóżko. – Nie będziesz się mną wysługiwać, kobieto. Wolałbym, żebyś krzyczała i płakała, niż to. – oznajmił mi, gdy tylko nade mną zawisnął, a ja wydęłam wargi. Uniosłam się na łokciach i polizałam jego szyję pod uchem, do którego chwilę później dotarłam, by go zassać. Bill wciągnął ze świstem powietrze i warknął coś, dociskając moje ręce do łóżka, bym się od niego odczepiła. Więc oplotłam go nogami i przycisnęłam do siebie, aż jego krocze zderzyło się z moją miednicą. Zmrużył oczy, posyłając mi zirytowane spojrzenie, a ja znów uniosłam głowę, by moje zęby wgryzły się w jego podbródek. – Aleś ty uparta. – wydyszał i złapał moją prawą nogę, próbując ją od siebie odsunąć, ale im bardziej próbował, tym bardziej ja się zaciskałam na nim, aż w końcu zmienił taktykę i przewrócił się na plecy, ciągnąc mnie automatycznie na siebie i musiałam zabrać spod niego nogi, by nie zostały zmiażdżone. Postanowiłam więc zacząć się o niego ocierać, by go pobudzić na tyle, by on też przestał myśleć. Ale nie, on wciąż nie dawał za wygraną i w ten oto sposób pierwszy raz musiałam spróbować go zdominować. Szamotaliśmy się na łóżku, próbując przejąć kontrolę i z wysiłku zaczęło mi się robić gorąco. Kaulitz był twardym zawodnikiem, ale ja się nie poddawałam, co skończyło się tym, że gdy znów wylądowałam na plecach, on złapał moją rękę, wyciągnął spod poduszki parę kajdanek i przymocował mnie do wezgłowia i wydał z siebie okrzyk tryumfu. Ostatnia deska ratunku. Wsunęłam moją wolną dłoń w jego spodnie i złapałam na wpół twardą męskość, a jego mina natychmiast zrzedła i jego głowa opadła bezwładnie między moje piersi.
- Ał! – wrzasnęłam, gdy znowu jego dłoń z impetem spotkała się z moim lewym pośladkiem i gdy poluźniłam uścisk na jego fiucie, on odskoczył ode mnie jak oparzony, dysząc wściekle. – To bolało!
- Dowiedziałaś się, że twój tak jakby chłopak jest mordercą, zemdlałaś i wpadłaś w histerię, a teraz chcesz mnie zgwałcić! To miało boleć!
- Zgwałcić?! – prychnęłam głośno, rozmasowując sobie pośladek. Mierzyliśmy się morderczymi spojrzeniami, każde z nas porządnie zmachane. – Jak ja mogłabym cię zgwałcić?! Pała ci prawie stoi na baczność, a to chyba przeczy gwałtowi!
- Moja pała żyje własnym życiem, dziękuję bardzo. – wyburczał i jeszcze przez chwilę toczyliśmy walkę na spojrzenia, aż w końcu on pierwszy wybuchnął śmiechem i przysunął się, by przewrócić mnie na bok i rozmasować cholernie piekący pośladek. – Lena, nie możesz udawać, że nie ma problemu. Mamy mnóstwo czasu na seks, nie sądzisz? – zerknął na mnie, nie przerywając masażu i jęknęłam, poddając się kompletnie.
- Nie wierzę, że akurat ty to mówisz. I nie wierzę, że to ja nie chcę rozmawiać. – stwierdziłam, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, który podzieliłam. Westchnęłam. – Nie chcę, żeby mnie znalazł. – powiedziałam cicho, a Bill nagle przestał mnie masować i utkwił we mnie dziwnie łagodne spojrzenie. – Nie wiem, co ty mi zrobiłeś, ale wolę zostać z tobą, niż z... nim. – zakończyłam, przełykając głośno ślinę. Dlaczego mu to mówiłam? Byłam odrobinę żałosna. Albo może nawet i bardzo żałosna. Ale nie mogłam się po prostu powstrzymać. Nie wiem, co on w sobie miał, ale nagle nie umiałam trzymać języka za zębami.
- Cóż, ja nie chcę, żeby mi cię zabrał. Jesteśmy na siebie skazani, mała. – odparł, uśmiechając się szeroko.
Jesteśmy, prawda?

Zostałam zmuszona, by zjeść kolację. Zostałam zmuszona, by pójść spać jak grzeczne dziecko, choć zaczęłam się poważnie irytować jego głupim zachowaniem. Rozumiem posiłki, ale sen? Spałam przez pół dnia, do cholery. Chyba wolałam, żeby jednak się o mnie nie martwił. Wychodziło nam to na lepsze. A co gorsze, im więcej mi odmawiał, tym bardziej go chciałam. On chyba był upośledzony, jeśli myślał, że to mu ujdzie na sucho.
- Co ty robisz? – zapytał schrypniętym od snu głosem, gdy po czwartej nad ranem siedziałam na tarasie i paliłam jego papierosy, które zwinęłam z jego szafki nocnej. To nie było to, że długo nie uprawialiśmy seksu, bo przecież wcale tak nie było. Po prostu mi odmówił. A to zadziałało tak, jakbyśmy pościli miesiąc. Z zepsutym uśmieszkiem, do którego on częściej się dopuszczał, niż ja, wstałam z leżaka, zabierając ze sobą popielniczkę i, dmuchnąwszy na niego dymem z ust, wślizgnęłam się do pokoju, delikatnie muskając palcami jego nagą klatkę piersiową. Nie chciał mnie dotknąć? W porządku. Ja sama siebie dotknę.
Suwakiem przy lampce nocnej rozjaśniłam odrobinę ciemność w taki sposób, by widział, co mam zamiar zrobić, ale też żeby musiał wytężyć wzrok. Powoli wspięłam się z powrotem na łóżko, wypinając w jego stronę pośladki, które na pewno było widać przez krótką koszulkę nocną, a jak zwykle pod spodem nic nie miałam. Na kolanach odwróciłam się w stronę Billa, który stał w wejściu do pokoju, przyglądając mi się ze zdezorientowaną miną. W mojej głowie rozległ się jakiś zmysłowy bas, do którego zaczęłam ruszać biodrami, zaciągając się papierosem. Moja wolna dłoń spoczęła na nagim udzie, powoli wspinając się wyżej i wyżej i udało mi się dostrzec, że jego oczy zaczęły ją śledzić. Niewiele potrzebowałam, by się podniecić najwyraźniej, bo moje policzki zrobiły się czerwone, a między nogami poczułam delikatne pulsowanie. Dłoń swobodnie błądziła po moim ciele, gładząc podbrzusze, brzuch, po czym powędrowała do piersi, by zacząć ją lekko ugniatać przez materiał koszulki. Bill oparł się się futrynę i skrzyżował ramiona, nie przestając mnie obserwować ani na moment. Palcem obrysowałam drugą pierś, a potem powiodłam nim wyżej, przez obojczyk, przez szyję, która ulegle przechyliła się na bok, aż do ust, które rozchyliły się, wypuszczając dym, a wpuszczając palce do środka. Językiem mocno je zwilżyłam i pozwoliłam im zsunąć się z powrotem na udo, zostawiając błyszczącą ścieżkę za sobą na dekolcie. Nie przestawałam kołysać biodrami na boki do rytmu w mojej głowie. Ale chyba mu się to podobało. Cóż, mnie to odpowiadało w zupełności, bo nie wiedzieć czemu, sama się podnieciłam tym, co robiłam, a w sumie nie robiłam jeszcze nic. Kciukiem zahaczyłam o brzeg koszulki, podwijając ją do góry, by palce mogły przesunąć się po nagim wzgórku łonowym. Wyżej. Wyżej. Zaciągnęłam się papierosem, strzepując popiół do popielniczki leżącej na łóżku. Wyżej, wyżej, wyżej. Odsłoniłam ciało i zrzuciłam koszulkę, uważając, by nie zniszczyć ją papierosem. A potem moja dłoń była wszędzie. Kusiła mocnym dotykiem, ale w zamian pieściłam się delikatnie nie dla siebie, a dla niego. Który wciąż nie ruszył się z miejsca. Widziałam, że to na niego działało, ale nie chciałam jeszcze porzucić zabawy, choć znacznie bardziej podobałoby mi się próbowanie dostania się do zawartości jego spodni od piżamy. Oblizałam usta, przyglądając się jego kroczu i w tym samym momencie moja dłoń zsunęła się między moje uda. Zagryzłam wargę, prawie się dziwiąc, że w dalszym ciągu nie zrobiłam niczego konkretnego, a byłam już tak mokra. Nie warto było tego marnować. Zwilżyłam palce i chwyciłam nimi papierosa, by wyciągnąć go w stronę Billa. Spojrzał na mnie bez wyrazu, ale posłusznie podszedł i zabrał, co jego. Nie wrócił jednak do miejsca, gdzie stał, tylko przysiadł na brzegu łóżka, zupełnie ignorując fakt, że miał twardy problem w spodniach. Papieros został wsunięty między wargi, które wygięły się w typowym zepsutym uśmieszku, a ja mimowolnie westchnęłam, powracając do poprzedniej czynności. Uch, cholera, czemu on nie mógł mnie złapać wpół, rzucić na łóżko i przerżnąć? Pieprzony idiota. Sama sobie ulżę.
Moje palce znów zaginęły między moimi nogami, a druga dłoń złapała pierś, robiąc z nią dokładnie to samo, co robiła z nią zawsze ręka Billa. Drgnęłam, masując delikatnie łechtaczkę i na kolanach przysunęłam się odrobinę bliżej Kaulitza, by nie umknęły mu żadne szczegóły. Co jakiś czas z moich ust wydobywały się zduszone westchnienia, a do moich nozdrzy dochodził zapach palonego tytoniu i mojego własnego podniecenia. Policzki paliły tak samo jak moje całe ciało, ale nie miałam zamiaru poddać się tak długo, póki on nie wyciągnie do mnie ręki. Wsunęłam w siebie dwa palce, drażniąc łechtaczkę wnętrzem dłoni, a moja druga ręka zwiększyła intensywność pieszczenia piersi. Coś w tym, że Kaulitz siedział przede mną i zupełnie nic nie robił, a tylko patrzył, robiło z moim ciałem jakieś niepojęte rzeczy i podniecało mnie bardziej, niż śmiałabym przypuszczać. I och, cholera, masturbacja nigdy nie sprawiała mi takiej rozkoszy jak teraz.
Nagle Bill podniósł się, nie przestając uśmiechać się w swój perwersyjny sposób i mrucząc „nie przestawaj”, wyemigrował szybkim krokiem do garderoby, skąd wrócił po niecałej minucie z czymś długim i przeźroczystym i w ostatnim momencie powstrzymałam zaskoczenie, które chciało się rozlać po całej mojej twarzy, gdy zorientowałam się, że trzyma nic innego jak wibrator. Wyglądał przy tym na tak zadowolonego z rozwijanej się sytuacji, że nie mogłam się powstrzymać przed szerokim uśmiechem. Wszedł na łóżko, siadając po turecku i podał mi zabawkę, którą bez wahania przyjęłam. Oblizałam palce, by nawilżyć jak najbardziej wibrator i uniosłam się na kolanach, unieruchamiając sylikon między stopami. Powoli opadłam, nie przestając patrzeć na Billa, biorąc w siebie zabawkę erotyczną, zamiast jego męskość. Ale wyobraziłam sobie, że było na odwrót, a to zrobiło swoje. Zagryzłam wargę i jęknęłam cicho, choć wyraźnie poczułam różnicę nie tylko w odczuciu struktury, ale i rozmiaru. Podobało mi się to. Podobało mi się, że robię takie rzeczy przed nim i że on na mnie patrzy. Uniosłam się i opadłam, wciągając go prawie całego w siebie, pokrywając go swoimi sokami. Serce radośnie waliło mi w uszach, co co jakiś czas zagłuszało moje westchnięcie, gdy zaczęłam poruszać się coraz szybciej. Nigdy nie robiłam z Billem tego w pozycji na jeźdźca i nawet nie wiedziałam czemu. W zamian odkryłam znacznie więcej pozycji, o których nie miałam pojęcia, a wydawało mi się, że wiem dużo. I wiedziałam, że za chwilę dojdę i mówił mi to nie tylko mój przyspieszony oddech. Nie dziwiło mnie to zbytnio, byłam dzisiaj wybitnie napalona.
- Mamy niezłą kondycję, widzę. – wymruczał nagle, dopalając papierosa tak po prostu, a ja zacisnęłam powieki, kolejny raz dając dowód na to, że wystarczyło, że się odezwał, a ja dochodziłam. – Boże, uwielbiam twoją twarz w takim momencie... – westchnął i otworzyłam gwałtownie oczy, wydając z siebie głośny jęk, gdy wibrator zaczął nagle drżeć. Dostrzegłam w dłoni rozbawionego Kaulitza coś, co wyglądało jak mały pilocik. Papieros wylądował w popielniczce, a mnie rozwaliło kolejny raz, co zasiało we mnie myśl, że jak tak dalej pójdzie, to pobijemy dzisiaj kolejny rekord moich orgazmów. Byłam stuknięta. I kurewsko chciało mi się seksu. Pisnęłam, gdy nagle Bill pchnął mnie na poduszki, chwytając wciąż wibrujący wibrator i zaczął go energicznie wsuwać i wysuwać, aż wygięłam ciało w łuk, zatykając rękoma usta, by jednak Tom i Kat mnie nie usłyszeli. Och, kurwa! To było... Boże, Boże, Boże! – No chyba mi nie powiesz, że to gówno jest ode mnie lepsze? – spytał cicho, gdy znowu doszłam, przestając oddychać, a moje ciało znów zaczęło spazmatycznie dygotać. Prychnął, gdy nie odpowiedziałam, za bardzo zatopiona w doznaniach. – Nie, nie ma takiej opcji... – burknął i nagle odczułam dotkliwą pustkę, gdy zabrał wibrator, a przecież nawet nie zdążyłam dojść do siebie. Zdołałam uchylić powieki, by rozeznać się w sytuacji i dostrzegłam Billa, który właśnie ściągał z siebie spodnie od piżamy, pod którą nic nie miał i poczułam irracjonalną potrzebę, by rozpłakać się z ulgi, gdy moim oczom ukazała się sztywna męskość, tak idealnie dopasowana do mnie. Rozłożyłam nogi, a on zmierzył mnie mrocznym spojrzeniem, jakby miał do mnie wyrzuty, że sam mi podsunął pod nos coś, co także dawało przyjemność. – Rozpustna dziewucha. – znów prychnął i pochylił się nade mną, by wyciągnąć spod poduszki opakowanie prezerwatywy. Co on tam jeszcze chował, do cholery? Cały sex shop? Szybko jednak zignorowałam te myśli na rzecz tego, jak seksownym widokiem było zakładanie przez Kaulitza gumki. Dotykał siebie z jakąś męską dumą i prawie czcią. W sumie to powinnam była się zgodzić z ową czcią, bo to, co on robił mi tą częścią ciała, nie mieściło mi się w głowie.
Położył się zaraz obok i pociągnął mnie na siebie, odgarniając ze swojej twarzy zabłąkane kosmyki włosów.
- Więc pokaż mi tę kondycję. – rzucił lekceważąco, a mi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Nakierowałam męskość na swoje wejście i osunęłam się na niego, co wyrwało z ust Billa zadowolone westchnięcie. Złapałam jego dłonie w swoje i położyłam je na swoich piersiach, zaczynając poruszać się w górę i w dół. Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło, ale w kółko było mi mało. Chciałam więcej i więcej, a Kaulitz patrzył na mnie z fascynacją, gdy bezpretensjonalnie go ujeżdżałam niczym rasowa kurwa. Nawet mnie nie obchodziło, że uda zaczęły mnie boleć. Po prostu prowadziłam szaleńczą gonitwę za orgazmami. Jeden za drugim. Rozszerzyłam nogi, by wchodził głębiej, ale to wciąż mi nie starczało. Puściłam jego dłonie, które sprawnie pieściły moje piersi i jęknęłam głośno, zaczynając masować łechtaczkę. Nagły skurcz sprawił, że pochyliłam się gwałtownie do przodu i bum, znowu doszłam, starając się z całych sił nie przestać się poruszać. Byłam zmęczona, ale wciąż nieusatysfakcjonowana. Oparłam wolną rękę o jego bark, w zamian poruszając się do przodu i do tyłu, a mina Billa utwierdzała mnie tylko w tym, że chyba jednak oszalałam. Musiałam... Musiałam...
- Wow, kurwa, ale ty dzisiaj... – zaczął, ale urwał, wydając z siebie jęk zaskoczenia, gdy mocno zacisnęłam się wokół niego. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, skąd miałam w sobie tyle siły, by jeszcze się poruszać, ale czułam, że zaraz znowu dojdę, więc zacisnęłam zęby i zmusiłam się, by przyspieszyć ruchy, układając biodra pod takim kątem, by ocierać się o niego łechtaczką. Czułam, że jestem cała mokra od potu, ale miałam to gdzieś. Po prostu musiałam dojść. Znowu. I znowu. Oooch, kurwa, tak... Zakrztusiłam się powietrzem, które zatrzymało się w połowie drogi, gdy nagle chyba moje serce zaprzestało pracy, a przed oczami zrobiło mi się ciemno, gdy orgazm znowu mnie zmiótł. Ślizgałam się po jego podbrzuszu, który zamoczyłam sobą i byłam mokra, klejąca się i tak kurewsko nabuzowana, że nie mogłam przestać. Moje nogi napieprzały po skurwysynu, ale wciąż się nie poddawałam. Zaczerwienione policzki i głośny oddech wydobywający się z pełnych ust Billa kazały mi się ruszać. Chciałam, żeby on też doszedł. Potem mogłam mu obciągnąć, by znów się stał twardy i mogliśmy zacząć drugą rundę. Na wszystkie możliwe sposoby, które tylko przyjdą nam do głowy. Musiałam... Sapnęłam głucho, gdy nagle przewrócił mnie na plecy. Chwycił bez słowa moje nogi i zarzucił je sobie na barki. Znów zatkałam swoje usta ręką, gdy zaczął się we mnie poruszać w swoim szybkim i rytmicznym tempie, zagłuszając moje jęki dźwiękami obijanych się o siebie ciał. Pochylił się nade mną i złapawszy moje dłonie w swoje, przyparł je do poduszki po obu stronach mojej głowy i wpił się w moje głodne wargi. Zacisnęłam powieki i znowu zaczęłam się na nim spazmatycznie zaciskać, dochodząc kolejny raz, co już nawet przestało mi się wydawać być dziwne. A potem jego przeciągły jęk w moje usta i jego ciało zaczęło cudownie drżeć, oznajmiając mi, że eksplodował zaraz po mnie. Poruszał się jeszcze we mnie, przedłużając moją i swoją przyjemność, a ja wyswobodziłam się z jego uścisku, by wsunąć jedną dłoń w jego wilgotne włosy i oderwać się na chwilę od jego ust, by nabrać powietrza. Tylko na chwilę. Zaraz potem znów wpiłam się w jego wargi, pieszcząc językiem jego język w niemal obsceniczny sposób. Czułam ślinę zbierającą się w kąciku ust. Boże, co się ze mną działo? Chciałam go znowu. Chciałam, żeby mnie wypieprzył tak, bym nie mogła się poruszać. I wiedziałam, że mógłby to zrobić. I wiedziałam, że to zrobi. Jego dłoń zacisnęła się zaborczo na moim pośladku i gwałtownie przerwał pocałunek. Zmierzył mnie spojrzeniem, dysząc nie mniej, niż ja i uśmiechnął się leniwie. – Znowu maraton? – spytał, a ja pokiwałam szaleńczo głową.

Głośny huk wyrwał mnie ze snu i sprawił, że natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i nieprzytomnie dosłyszałam piszczenie psów. Rozejrzałam się z rozszerzonymi oczyma wokół, by spróbować się zorientować, co się działo, ale jedyne, co wybiło mnie z rytmu jeszcze bardziej to to, że Bill także już nie spał, a na jego zaspanej twarzy także malowało się zdezorientowanie.
- Co to, kurwa, było? – odezwał się, zrywając się z łóżka, a ja automatycznie postanowiłam zrobić to samo. Bill szybko nałożył na siebie dresy, a ja jego koszulkę, ledwo panując nad rozgorączkowanymi dłońmi. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy huk znowu zadzwonił w moich uszach. Huk, który brzmiał jak... strzał?
Spojrzeliśmy po sobie z Billem i w tym samym momencie z dołu usłyszeliśmy:
- Kaulitz!
I wtedy do mnie dotarło.
Harry tu był.

niedziela, 29 grudnia 2013

Chapter XXVII

Chyba mnie poryło, że dodaję nowy rozdział, ale dobra, wytnie się. xD
Tak czy siak... Zaczyna się dziać!
(tak, dopiero zaczyna cię dziać, serio xD)

><><><><><><><><><><><><><

Myślałam, że spieprzę wszystko. A nie spieprzyłam nic. Myślałam, że będzie się teraz do mnie odnosił z rezerwą, bo w końcu przyznałam się, że go kocham. A było zupełnie na odwrót. Miałam idiotycznie wrażenie, że jemu się to podobało i że dzięki temu czuł się przy mnie swobodniej. Przynajmniej miałam takie poczucie, gdy, leżąc w łóżku, długo mi się przyglądał z lekkim uśmiechem na twarzy, podczas gdy jego palce wędrowały po mojej nagiej skórze tam, gdzie tylko chciały. Powinnam była się peszyć. Myślałam, że będę się peszyć następnego dnia. Ale nie. Jakimś cudem sprawił, że czułam się dobrze ze swoim uczuciem do niego. Jakby właśnie to uczucie otworzyło mi furtkę do jego zagmatwanego świata. I kiedy myślałam, że wiem o nim wiele, okazało się, że pozostało znacznie więcej rzeczy, których mogłam się nauczyć. I mówił więcej, niż wcześniej.
- Jak mam go przeprosić po tych dwóch latach? – spytał nagle, gdy znalazłam go na tarasie, palącego papierosa. Serce roztłukło mi się radośnie, gdy okazało się, że jakimś cudem udało mi się przemówić mu do rozumu. Na początku myślałam jednak, że stroi sobie ze mnie żarty, bo nie od dziś było wiadomo, że miał wyjątkowo dziwaczne poczucie humoru. Ale nie, on nawet na mnie nie spojrzał, zapatrzony gdzieś w dal. – Ty nawet nie masz pojęcia, jak ja go traktowałem, zanim się tutaj pojawiłaś... – podeszłam do niego i wtuliłam się w jego bok, choć nie miałam pojęcia, skąd znalazła się we mnie odwaga, by to zrobić, ale on nie oponował. Gdy tylko oplotłam go rękoma, jego lewe ramię przyciągnęło mnie do siebie bliżej. Dziwne. Ale przyjemne. Wtuliłam policzek w jego ciało, delektując się męskim zapachem.
- Ale on ci wybaczył. – zauważyłam spokojnie. Było mi tak dobrze w jego towarzystwie, że czasami chciałam aż parsknąć śmiechem z idiotyzmu sytuacji. Było mi dobrze z facetem, który mnie kupił. Kto to widział?
Bill zastygł w bezruchu i dotarło do mnie, że pewnie ten cymbał nie miał o niczym pojęcia. No jasne, że nie. Kto go miał uświadomić?
- Jak to wybaczył? – w jego głośnie wyraźnie było słychać dezorientację, a ja nawet nie wiedziałam dlaczego. Żyli w jednym domu, wiedzieli o wszystkich swoich poczynaniach, znali swoje plany, znali siebie... a jednocześnie wszystko było na odwrót. Z resztą mówiłam mu o tym dwa dni temu, kiedy się kłóciliśmy. Skoro tego nie pamiętał... Ale pamiętał, że mu powiedziałam, że go kocham... prawda?
- Powiedział mi, że ci wybaczył już tego samego dnia, gdy go oskarżyłeś o te rzeczy, których nigdy nie zrobił. – odparłam, przymykając oczy. – Wiesz co? Może pokaż mu teksty, jakie napisałeś. To zawsze może być pretekst do rozmowy.
Co było najbardziej zaskakujące w Billu Kaulitz? To, że robił wszystko z marszu. Nie zastanawiał się, nie spierał sam ze sobą, nie próbował się zdemotywować ponurymi myślami. Po prostu ruszał do działania. Natychmiast.
- Jesteś genialna. – wydyszał i gdy podniosłam głowę, by się do niego uśmiechnąć, on pochylił się nade mną, by mnie mocno pocałować. – Po prostu genialna. – dodał, a ja go puściłam, żeby przypadkiem nie wyrwał mi rąk, gdy tak postanowił wystartować do sypialni. Cóż, miałam przynajmniej nadzieję, że nie ma u Toma Katariny, bo mogłoby być trochę niekomfortowo.
To może ja pójdę w końcu sprawdzić, jak się pływa w tym basenie, skoro inna rozrywka właśnie zeszła mi z oczu? Wzruszyłam ramionami i podążyłam za Billem do pokoju, gdzie właśnie przewalał szafkę naprzeciw łóżka, gdzie stał telewizor. Ach, więc tutaj trzymał wszystkie swoje teksty. Udałam, że nic nie zauważyłam, gdy zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem i skierowałam się do garderoby, by sprawdzić, czy miałam coś takiego jak kostium kąpielowy. Skoro dostałam mnóstwo kompletów bielizny, to mogłam dostać coś takiego jak bikini, prawda? Nie chciałam moczyć czegoś, co miało metkę od Agent Provocateur i nie było kostiumem kąpielowym. Boże, ten świr wydawał na moją bieliznę mnóstwo pieniędzy. Przecież, gdy kiedyś w Londynie przechodziłyśmy obok butiku, to myślałam, że się popłaczę, gdy zobaczyłam ceny. Jeden komplet kosztował koło tysiąca funtów, do cholery. A ja kompletów miałam... Cóż, ponad dziesięć. A dokładnie to piętnaście. W związku z tym, nie dość, że wydał na mnie dziesięć milionów, to kupił mi bieliznę za ponad piętnaście tysięcy dolarów. To świr, który ewidentnie nie ma na co wydawać pieniędzy. A przecież ten czubek nie zarabia, więc w końcu mu się skończą fundusze, prawda? Chyba, że o czymś nie wiem. A cała ta faza ze śledzeniem mnie? Ktoś musiał to robić, a za darmo na pewno by się nie zgodził na podglądanie dwudziestoletniej dziewczyny. Potrząsnęłam głową, nie chcąc nawet próbować się zastanowić nad tym, co ludzie musieli zrobić, żeby się dowiedzieć, kiedy mam okres i jaki mam rozmiar bielizny. Moje oczy rozszerzyły się znacznie, gdy przypomniało mi się, że w takim razie rozerwał już pięć tysięcy dolarów ot tak. Tak po prostu zniszczył komplet bielizny. Tak po prostu, jakby były ze zwykłego sieciowego sklepu. O, jest!
Wyciągnęłam z szuflady wyjątkowo skąpe czarno-czerwone bikini akurat w momencie, gdy w drzwiach garderoby pojawił się Bill z zeszytem w ręku. Poczułam, że robi mi się dziwnie ciepło, choć nie miałam pojęcia czemu, bo w końcu nie dość, że widział mnie w bieliźnie, to jeszcze i bez niej, co ostatnio zdarzało się znacznie częściej. Nie miałam pojęcia, czemu myśl, że zobaczyłby mnie w tym czymś, co przypominało bikini aktorek porno, sprawiła, że między nogami odczułam radosne pulsowanie. Jego wzrok, który dokładnie przeskanował, co trzymałam w dłoniach, wcale mi tego nie ułatwił. Szybki numerek w garderobie?... Nie, zaraz. Ich pogodzenie się było ważniejsze. Wynocha, Kaulitz.
- Basen? – spytał, gdy jego oczy w końcu oderwały się od stroju i zaczęły sunąć po moich skrzyżowanych po turecku nogach przez talię, piersi, aż do twarzy. Boże, ten facet był po prostu niemożliwy. Jakim cudem w spojrzeniu można mieć tyle seksu? Pytanie było bezsensowne. Wystarczyło być Kaulitzem z wysokim libido.
- Uznałam, że muszę się jakoś sobą zająć. – wzruszyłam znowu ramionami, zasuwając szufladę i wstałam. Bill zrobił krok w moją stronę, ale się zatrzymał, marszcząc czoło. – Coś się stało?
- Cóż, chciałem ci pomóc, ale jeśli cię dotknę, to cię tutaj przelecę, a mam wrażenie, że powinienem iść do Toma. Kurwa. – burknął, cofając się do tyłu. Na jego twarzy widziałam wyraźne oburzenie, które mnie dziwnie rozbawiło. – Dlaczego ty jesteś taka seksowna? – spytał, a mi zrobiło się grzesznie dobrze z idiotycznej kobiecej dumy.
- Zaprowadzić cię za rączkę do pokoju Toma? – zmrużył morderczo oczy i mimowolnie parsknęłam śmiechem, szybko pokonując dzielącą nas odległość. Stanęłam na palcach, by w miarę się z nim zrównać wzrostem. Przysunęłam się tak blisko, że ustami prawie ocierałam się jego ustami, a jego wolna dłoń umieściła się na mojej talii. – Co ty na to, że jeśli załatwisz sprawę ze swoim bratem pomyślnie, ja przyjdę do ciebie prosto z basenu i zrobię wszystko, co będziesz tylko chciał? – wymruczałam, chwytając zębami jeden z kolczyków w jego wardze, a moja ręka dotknęła jego klatki piersiowej, by powoli zsunąć się niżej i niżej, aż pod pasek, gdzie delikatnie zacisnęła się na zawartości bokserek, aż z ust Kaulitza wyrwało się ciche westchnienie. – W każdym miejscu, jakie zapragniesz, w każdej pozycji, jakiej zapragniesz, a ja udostępnię ci każde wejście, jakiego zapragniesz. Co ty na to? Odpo... – kolejne pytanie zginęło w jego ustach, które nagle dossały się do moich, a ręka, która zniknęła z mojej talii, pojawiła się na policzku, odgarniając moje włosy. Zadrżałam, gdy podniecenie zalało mnie od środka i zamruczałam między jego wargi, przyjmując do siebie jego język. Przemknęło mi przez myśl, że nigdy nie byłam szczególnie święta, ale on wyciągnął ze mnie wszystko, co miałam w sobie wyuzdanego. Pierwszy raz w życiu byłam aż tak świadoma swojej własnej seksualności i tego, jak mogę działać na kogoś innego. Tylko ja nie chciałam działać na kogoś innego. Tylko na tego mężczyznę, który całował mnie coraz zachłanniej, jakby chciał mnie pożreć. Oderwałam się od niego, by nie doprowadził nas do sytuacji, gdzie zdzieranie z siebie ubrań stałoby się koniecznością. Choć nie przeczę, że bardzo by mi to odpowiadało. Dlaczego wciąż go chciałam, choć dzisiaj uprawialiśmy seks pod prysznicem? Och, cholera, przez niego chyba uzależniłam się od tego, co ze mną robił.
- Wszystko, co będę chciał?
- Wszystko.
Uśmiechnął się szeroko, choć na jego twarzy wyraźnie odmalowało się jego zepsucie i mięśnie w podbrzuszu spięły mi się tak, że aż mnie zabolało. Nie mówiąc nic więcej, puścił mnie i zostawił podnieconą w garderobie. Usłyszałam szczęk zamykanych drzwi w sypialni i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego pozwoliłam mu odejść, nie zaspokajając mnie. Mój mózg przy nim chyba tracił jakąkolwiek logikę.

Spotkałam Kat akurat, gdy miała zamiar wchodzić do swojego pokoju, a jej zaróżowione policzki wyjaśniły mi dosłownie wszystko i jeszcze więcej. Najwyraźniej jednak Kaulitz im w czymś przeszkodził, a ja złośliwie pomyślałam sobie, że przynajmniej ja nie zostałam tak paskudnie zostawiona sama sobie. Nie chciałam wnikać, jak to się stało, że miałyśmy tak bogate życie erotyczne i to w miejscu, gdzie obie powinnyśmy płakać i rozpaczać z powodu sytuacji, w jakiej się znalazłyśmy.
- Czy ja wkrótce zobaczę cię tutaj nago? – spytała, gdy zlustrowała mnie od góry do dołu. Uśmiechnęłam się szeroko, radosnym krokiem podchodząc do niej.
- Ten cymbał mi to kupił, więc te sznurki zwane bikini, które tak biją po oczach swoją niewidzialnością, są jego sprawką. Nie mam innego. – odparłam, nie czując się ani odrobinę zażenowana. W końcu chodziłam tu już bez bielizny. Więc hej, teraz przynajmniej coś zakrywało mi eee... rowek. I piersi. I wzgórek łonowy. Dobrze, że chociaż to. Ostatnio paradowałam w koszulce, a pod nią nic nie miałam, więc jak się pochylałam, to wszystko było widać. Powinnam się była wstydzić swojego zachowania. – Nie chcesz popływać ze mną w basenie? Nigdy w sumie go nie używałam, a zapowiada się długa rozmowa w pokoju, z którego zostałaś wyrzucona.
I w taki oto sposób – ja w bikini, Kat w bieliźnie – parę minut później wylądowałyśmy na dworze i z głośnym piskiem wskoczyłyśmy do basenu, mając gdzieś to, że pewnie nas usłyszeli. W końcu to z tarasu Toma chciałam wskoczyć do wody, w której właśnie się taplałam. I psy chyba też chciały do nas dołączyć, bo tylko patrzyły na nas wyczekująco, ale żadna z nas nie dała im na cokolwiek pozwolenia.
- Myślisz, że się pogodzą? – spytała Katarina, gdy wynurzyłam się z kilkusekundowego nurkowania dla zmoczenia całego ciała. Woda była cieplejsza, niż sądziłam, że będzie. Odgarnęłam włosy do tyłu, czując jak całe spięcie schodzi ze mnie niemal natychmiast. Boże, woda to taka ulga dla organizmu. Spojrzałam na przyjaciółkę, a potem na taras i uśmiechnęłam się głupkowato.
- Powiedziałam Billowi, że jeśli się z nim pogodzi, to zrobię wszystko, co będzie chciał. – odparłam powoli i zaraz po tym zostałam ochlapana przez kretynkę, która gapiła się na mnie z wielkimi oczyma. – Kat, cholera, przestań się zachowywać, jakbym mówiła jakieś sprośne rzeczy! – rzuciłam, parskając śmiechem, za co znów oberwałam. – Hej!
- Przez ciebie zaczynam myśleć o tym, co wy tam robicie!
- Wystarczy zapytać. – mruknęłam, podpływając do niej bliżej. – Myślisz, że oni o tym właśnie nie gadają? Po tym, jak cię Kaulitz zobaczył? – prychnęłam, potrząsając głową. Kat zaróżowiła się i zacisnęła wargi w cienką linię, jakby ktoś jej zniszczył ulubioną zabawkę. – Ty tak na poważnie? To ty masz więcej doświadczenia ode mnie. Nie powinnaś...
- Wiesz, właściwie to sądzę, że jednak nie mam więcej doświadczenia. – przerwała mi ze sceptyczną miną. – Jeżeli twój Kaulitz jest w łóżku taki jak ten... drugi, to ty zdecydowanie jesteś w tym temacie bardziej ogarnięta.
Chciałam rzucić jakąś ciętą uwagę na temat Tomlinsona, ale powstrzymałam się w ostatnim momencie. Wolałam nie rozmawiać o życiu na zewnątrz. To nie był szczególnie zbyt dobry pomysł, tym bardziej, że ta dziewczyna miała mnie uratować, a zamiast tego wylądowała w łóżku z drugą w kolejności osobą, która była na szczycie listy ludzi, od których należy się trzymać z daleka.
Wzruszyłam ramionami, przyglądając się swoim włosów, które formowały koło wokół mnie.
- Myślę, że się po prostu dopasowaliśmy w kwestii seksu. – powiedziałam po prostu i zerknęłam na Kat. – Pomijając fakt, że ten facet na mnie tak działa, że czasami mam wrażenie, że mogłabym z nim to robić przez cały dzień i całą noc, gdyby nie to, że od nadmiaru orgazmów jestem przemęczona. – no i znowu się zarumieniła. Jezu, ona tak poważnie? Czy może to ja byłam taka dziwna, że mówiłam o tym bez skrępowania?
- Od nadmiaru orgazmów? – powtórzyła, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Sądzę, że wtedy, kiedy przyjechałaś, pobiliśmy rekord, ale nie jestem w stanie ci powiedzieć, ile razy doszłam. – zmarszczyłam czoło. – Ale Bill pewnie to wie. On zawsze wie. – dodałam w zamyśleniu.  – Pamiętam, że na początku była wyjątkowo długa mineta. Potem to... a potem to... – kiwałam głową, próbując podać chociaż w przybliżeniu poprawną odpowiedź. Zaczęłam zliczać na palcach i gdy dołączyłam drugą dłoń, by liczyć dalej, oczy Katariny znów się rozszerzyły. Chwilowo wybiło mnie to z rytmu i doszłam do wniosku, że Tomlinson musiał być naprawdę beznadziejny, skoro ja uznaję to za coś całkiem normalnego. W końcu. Po tylu razach zdziwienia. – A potem jeszcze... I jeszcze to... I znowu... A potem... Taaa... – wydęłam wargi, a Kat prychnęła.
- Dwanaście?! – wydusiła z dziwną dozą piskliwego tonu, gapiąc się na moje palce. Co w tym było takiego zaskakującego? Znaczy wcześniej było, ale nie od dziś wiadomo, że jak Kaulitz sobie coś uroi, to robi wszystko, żeby jego plan wypalił. A on po prostu w kółko ma plan, żeby mi było dobrze. Boże. Czy to znaczy, że ja naprawdę znalazłam idealnego kochanka? A raczej on znalazł mnie? Uśmiechnęłam się leniwie na tę myśl. I miałabym teraz tak po prostu odejść? Kiedy on zaspokajał mnie w tak zajebisty sposób? Znaczy, może „zaspokojenie” to pojęcie względne, skoro właściwie ciągle go chciałam, ale... Ale nie potrafiłam sobie wyobrazić nikogo, kto działałby w równie intensywnym stopniu, co ten człowiek. Nawet Harry.
- Chyba. Może jednak źle obliczyłam wcześniej i może było tego więcej... Mam na myśli cały czas, odkąd tu jestem. – wyjaśniłam szybko, gdy na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie. Chyba powinnam była porzucić ten temat. Ale z drugiej strony to wydawało mi się być najbezpieczniejszą sprawą do obgadania. Zaczęłam się zastanawiać, o czym my rozmawiałyśmy w zewnętrznym świecie, kiedy nie mogłyśmy mówić o Hazzie i Lou i to wydawało mi się być tak odległym czasem, że nie mogłam sobie tego przypomnieć. Może o szkole... Ale tutaj nie powinnyśmy w ogóle poruszać tematów, które były związane ze światem zewnętrznym. Nagle to wydało mi się być skomplikowane.

Niecałą godzinę później na dworze pojawił się Kaulitz z nieprzeniknioną miną, maszerując boso w moim kierunku, a moje wnętrzności zaczęły radośnie się ściskać, przyspieszając tym bicie mojego serca. On nawet nie zwrócił uwagi na Katarinę, która akurat opierała się o ścianę basenu zaraz obok mnie. A ja znowu widziałam jego lekko zmrużone oczy, lekko rozchylone usta i odetchnęłam z ulgą. Więc rozmowa się udała, a Bill przyszedł po swoją zapłatę. Uśmiechnęłam się drwiąco, gdy kucnął przede mną.
- Więc wszystko, czego chcę, tak? – spytał w ten swój seksownie niski sposób i przełknęłam ślinę, czując delikatne mrowienie między nogami. Boże, on naprawdę podniecał mnie samym głosem. Potrząsnęłam głową, gdy przypomniało mi się, że obok jest zażenowana po raz setny Kat.
- Tak. Ale... – zastrzegłam, gdy już wyciągał rękę w moim kierunku. Spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, a ja wyszczerzyłam zęby. – rozmawiałyśmy na temat zdegenerowanych współmieszkańców... Ile razy sprawiłeś, że doszłam? – usłyszałam głuchy plask i parsknęłam śmiechem, gdy spojrzałam na rękę Kat, która zderzyła się z jej czołem. Obydwoje z Billem patrzyliśmy na moją genialną przyjaciółkę, mając chyba problem z tym, dlaczego ona zachowuje się aż tak pruderyjnie. Czy w takim razie ja zachowywałam się na samym początku jeszcze gorzej, niż ona? Boże, byłam straszna.
- Czy mam liczyć orgazmy, do których sam kazałem ci się doprowadzić? – wymruczał, a ja zakryłam usta, by nie ryknąć śmiechem na widok Kat, która się poważnie zaczerwieniła. Mi natomiast zaczęło się robić ciepło na myśl, co my właściwie wyprawialiśmy w łóżku i poza nim. Kurwa, uwielbiałam seks z nim. Po prostu uwielbiałam.
- Cóż, to nie jest dokładnie to samo, co masturbowanie się samemu, więc tak, masz liczyć. – powoli odwróciłam się w jego stronę, by móc dokładnie się przyjrzeć męskiej dumie, jaka za chwilę wymaluje się na jego twarzy. Jeszcze chwila, jeszcze sekunda i... Tak, dzień dobry, samcza świadomości, witamy po długiej przerwie. Proszę, panie Kaulitz, niech pan się pochwali swoimi osiągnięciami.
- Do dzisiaj siedemdziesiąt jeden. A zaraz doliczę kolejne. – wyciągnął do mnie rękę i zanim zdążyłam zauważyć reakcję Kat, zostałam wyemigrowana z basenu. Mój mózg od razu skierował się do sypialni i zaczął obmyślać, na co takiego mógł wpaść Bill, że ciągle dopytywał się o to, czy zrobię wszystko, co on ode mnie chce. Pewnie kolejna perwersyjna rzecz. Może jakieś zabawki z sex-shopu? Moje oczy rozszerzyły się nieznacznie na tę myśl. Cholera, zrobiło mi się naprawdę ciepło. Chyba byłam stuknięta, że nie miałam nic przeciw ani jednej rzeczy, którą chciałby ze mną zrobić. W salonie minęliśmy Toma, który chyba właśnie szedł do kuchni... a może do Kat? Uśmiechnął się tylko kpiąco w naszą stronę, ale ja miałam to wszystko gdzieś. Moje ciało już przygotowywało się na wszystko, co miało mnie czekać w sypialni, że nawet zapomniałam o tym, że właściwie byłam prawie naga, widział mnie Tom, a Bill nawet nie zareagował. A może jednak...? Zatrzymał się gwałtownie na korytarzu na piętrze.
- Kurwa. – rzucił nagle i odwrócił się w moją stronę, nie puszczając mojej ręki. Spojrzałam na niego pytająco, a on wolną dłonią przeczesał swoje włosy. Z moich za to skapywała woda. – Nie mogę teraz tak po prostu zaciągnąć cię do łóżka. – oznajmił i nerwowo zwilżył językiem dolną wargę. Spróbowałam zignorować ścisk w podbrzuszu na ten widok, choć nie było łatwo. O czym on gadał, do cholery?
- Czemu nie możesz? – spytałam zdezorientowana. Przestąpiłam zniecierpliwiona z nogi na nogę i uderzyło mnie to, jak bardzo potrzebuję jego ciała. Tak po prostu.
Bill odetchnął głęboko i zerknął na mnie dziwnie niezdecydowany, jakby zastanawiał się, czy ma odpowiadać na to pytanie. Zmarszczyłam czoło, czując, że moje podniecenie zaczyna opadać, a coś dziwnego w żołądku, co zaczęło się nagle formować, mówiło mi, że to, co usłyszę, niezbyt mi się spodoba. Jego wzrok przesunął się z mojej twarzy na drzwi od sypialni, a ja wstrzymałam oddech.
- Powinienem się zrewanżować za to, co zrobiłaś. – mruknął cicho, a ja pokiwałam szaleńczo głową.
- I seks byłby zajebistą formą rewanżu, na którym zgadzam się całą sobą. – odparłam, nie wierząc, że naprawdę byłam w stanie powiedzieć to osobie, która mnie kupiła. Osobie, która mnie uderzyła i dusiła i która mnie krzywdziła i... Boże, wszystko się tak zmieniło, że chyba właśnie przestałam rozumieć.
- Powinienem ci powiedzieć prawdę.
- Prawdę? Jaką prawdę? – gdyby tylko na mnie spojrzał, zobaczyłby w moich oczach coś, co zaczęło się kreować na strach, że mnie odrzuci. Że mi nagle powie, że już mnie nie chce. Albo powie... Kurwa, nie miałam pojęcia, co mógł powiedzieć, ale jego twarz mnie przerażała.
- Powinienem ci powiedzieć, co znalazłem o przeszłości Stylesa. I to jest to, co zamierzam zrobić. – odpowiedział i pociągnął mnie do sypialni.

Jakieś pięć minut później siedziałam na sofie, a Kaulitz kręcił się po pokoju, bacznie mnie obserwując. Ja natomiast byłam blada, mdliło mnie i dusiłam się powietrzem. Serce tłukło mi tak mocno w klatce piersiowej, że jego dudnienie czułam w uszach i nie wiedziałam, czy za chwilę nie zemdleję. Gapiłam się szeroko otwartymi oczami na zdjęcia i jakieś dokumenty, przestawiające sprawozdanie świadka, czy kogoś... Nie rozumiałam, co widziałam. Nie, to nie tak. Ja nie chciałam tego zrozumieć. Przed oczami przeleciało mi chyba moje całe życie, a właściwie to cała jego część, od kiedy znałam Harry’ego. Nie, nie mógłby. Przecież go znałam, wiedziałam, jaki jest. Wiedziałam? Znałam go? Czułam kwas żołądkowy w przełyku, a moja głowa prosiła o pozwolenie na eksplozję. Nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam wiedzieć. Wolałam żyć w pieprzonej nieświadomości, niż... niż to.
Oderwałam zaszokowany wzrok od dokumentów, by spojrzeć na Billa, a on w końcu się zatrzymał tak, jakby chciał mi dać znać, że jest gotowy odpowiedzieć na wszystkie moje pytania. Ale ja nie miałam pytań. Chyba. Wolałam podejść do niego, przytulić się i ubzdurać sobie, że rzeczywistość jest zupełnie inna, jaka nagle wymalowała się przed moimi oczami. Przecież... Boże, przecież to nie mogła być prawda. Nie mogła. Nie mogła?
Nie ogarnęłam, kiedy Bill przysiadł się zaraz obok mnie i chwycił moją twarz w dłonie, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Zaczęło mi dziwnie szumieć w głowie.
- Lena, nie zemdlejesz mi tutaj, prawda? Lena? – spytał, a ja zaczęłam mrugać oczami, próbując się pozbyć dziwnych mroczków. Zrobiło mi się jakoś dziwnie zimno i obraz zaczął mi się jakoś tak zamazywać i... – Lena, hej! Lena!...
I jedyne, co pozostało mi w głowie to to, że nagle zrozumiałam, dlaczego mój były chłopak zniknął. I kilku innych znajomych. Ale dlaczego nigdy nie usłyszałam o ich śmierci? I dlaczego nikt nie wiedział, że zabił ich Harry Styles?...

sobota, 28 grudnia 2013

Chapter XXVI

Zły humor = dobry humor na dodawanie rozdziału.
Enjoy :)

><><><><><><><><><><><><><

- Obudziłaś mnie swoim głośnym myśleniem...
Gapiłam się tępo w sufit, leżąc plackiem na łóżku i co chwilę mrugałam tylko oczami, gdy jakoś mi się o tym przypominało. Miałam pustkę w mózgu, dosłownie czułam wewnątrz przeciąg.
Powoli odwróciłam się w stronę Billa, który w przeciwieństwie do mnie leżał na brzuchu, oczywiście zabierając trzy czwarte wolnego miejsca, co czuły dobitnie moje łydki, na których leżała jego prawa noga. Jakimś cudem trzymał dzisiaj ręce z daleka ode mnie, choć nie miałam pojęcia, jak to w ogóle się wydarzyło. Ale ja od kilku nocy nie miałam pojęcia, jakim cudem cokolwiek się działo. Bill patrzył na mnie wzrokiem przyćpanym snem, mlaskając językiem po długim ziewnięciu.
- O czym ty do mnie mówisz? – spytałam nie mniej inteligentnie, niż wyraz jego twarzy. On za to podniósł głowę, by z powrotem opuścić ją na poduszki, a jego twarz zakryła jego blond grzywka.
- Obudziłaś mnie swoim głośnym myśleniem. – powtórzył, jakby to cokolwiek miało wytłumaczyć. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a on jęknął gardłowo i przesunął się do mnie, nadrabiając to, że dzisiaj spał odsunięty. Jego gorące ramię mnie oplotło, a reszta ciała przylepiła się do mojego prawego boku. Twarz zginęła we wgłębieniu mojej szyi, a ja powróciłam do swojego tematu, który wertowałam przez już chyba pewnie godziny. – Lena, proszę cię, powiedz mi, że się mylę i wcale nie myślisz o swojej przyjaciółce, kiedy ze mną tu jesteś...
- Bardzo dziwnie to zabrzmiało. – zauważyłam, marszcząc czoło i kiedy już myślałam, że nie ma opcji, by on się do mnie przyssał bardziej, odkryłam, że jednak się myliłam, a on przyciągnął mnie do siebie i ręką i nogą. – W ogóle bardzo dziwnie się zachowujesz...
- Bo się dopiero obudziłem i miałem fenomenalny sen, a ty leżysz i myślisz o Katarinie tak intensywnie, że to pewnie twoje trybiki w mózgu mnie obudziły. – nie odpowiedziałam na to stwierdzenie, bo nawet nie wiedziałam co. Każdego dnia miałam chyba coraz większy mętlik w głowie, a myślałam, że to już niemożliwe.
- O czym ty znowu gadasz? – spytałam w końcu, ale odpowiedziała mi cisza. Równy oddech łaskoczący moją skórę wytłumaczył mi dosłownie wszystko. O co mu, do cholery, chodziło? To było niesprawiedliwe. On by mnie obudził, gdybym zostawiła go z niedoborem informacji i żądał, żebym mu wszystko wypaplała, a ja po prostu leżałam, mając ochotę wsunąć wolną rękę w jego włosy i zacząć go głaskać, bo jego zachowanie mimo wszystko mnie rozczulało. Rozczulało! To absurdalny czasownik, stawiając go przy rzeczowniku „psychopata”, lub przy określeniu „człowiek wyjęty spod prawa”. Ale jednak był uroczy zaraz po obudzeniu i nie mogłam się nie uśmiechnąć, a moja dłoń nie mogła się nie wpleść się w jego gęste włosy, które rozsypały się na mojej skórze. Jego palce zacisnęły się na moim ramieniu i miałam ochotę parsknąć śmiechem na jego zaborczość, która ujawniała się nawet podczas snu. W końcu poczułam się senna i już zamykałam oczy, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi i mój wzrok natychmiast powędrował na klamki, które poszły w dół, a między skrzydłami pojawiła się twarz zdezorientowanej Katariny. Moje brwi uniosły się do góry, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a potem poczułam, że robi mi się niestosownie ciepło, gdy wyobraziłam sobie, jak dziwnie muszę z boku wyglądać z Kaulitzem na sobie. Dobrze, że przynajmniej byłam ubrana. Choć nie miałam bielizny. Szlag.
Katarina zlustrowała obiekt gnijący na mnie i na jej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, który nie do końca zrozumiałam, mając w głowie to, że przecież ona go nienawidzi. Z resztą to wszystko było zbyt skomplikowane, żeby to jednoznacznie określić. Machnęła na mnie ręką, żebym do niej podeszła i wtedy ja również spojrzałam na Kaulitza. Jak ja miałam się z niego wyplątać? Ostrożnie podniosłam jego prawą rękę i zagryzłam wargę, gdy palce mocniej zacisnęły się na moim ramieniu, tym razem powodując ból. Co za świr. Usłyszałam parsknięcie śmiechu i zanim się zorientowałam co i jak, Katarina stała nad łóżkiem i siłowała się z ręką Kaulitza. Ledwo opanowałam wybuch rechotu z irracjonalizmu sytuacji. Ciszę przerywało tylko ciężkie dyszenie i spokojny oddech Billa i dźwięki świadczące o tym, że dwie dziewczyny próbowały opanować rozbawienie. To był jakiś żart, ale w końcu jego ręka odpuściła i Bill poleciał na plecy z impetem, a ja się oplułam, wybuchając śmiechem, którego już nie potrafiłam opanować. Katarina nie była lepsza, a to wystarczyło, by oczy Kaulitza otworzyły się szeroko, przez co natychmiast zerwałam się z łóżka, zanim stwierdził, że powinien mnie z powrotem przygnieść.
- Co to, kurwa, za najazd z samego rana? – spytał, przecierając twarz.
- Jest po dwunastej. – odparła luźno Kat, a ja znowu uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Przecież mówię, że najazd z samego rana. Czego tu nie rozumieć? – jęknął głośno, przewracając się na brzuch. Machnął na nas lekceważąco ręką. – Nie dadzą się człowiekowi wyspać, po prostu, kurwa, nie dadzą... – wymamrotał w poduszkę i wtulił się w nią jeszcze bardziej. Obie patrzyłyśmy na niego jak na debila i wzruszyłam w końcu ramionami.
- I tak zaraz zaśniesz, świrze. Trzeba było spać w nocy.
- Trzeba było nie rozkładać przede mną nóg, nimfomanko. – podniosłam swoją poduszkę i przywaliłam mu nią w głowę, ale on nawet się nie ruszył.  – Prawda w oczy kole, ha ha.
Przywaliłam sobie wolną dłonią w twarz, a Katarina powieliła czyn.
- Kutas. – burknęłam, ale on już najwyraźniej spał, bo nie odezwał się ani słowem. Przewróciłam oczami i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichś ubrań. Zaraz przy łóżku dojrzałam dresy Billa, więc założyłam je na tyłek, nie próbując nawet znaleźć bielizny. No może jednak znajdę stanik...
- Tego szukasz? – Katarina, która swoją drogą była ubrana w szare rurki i czarną koszulkę i miała nawet rozczesane włosy, trzymała w ręku część bielizny, której właśnie poszukiwałam.
- Taaa... – wyrwałam jej stanik i ruszyłam do drzwi wyjściowych, ubierając się. Powinnam właściwie wziąć prysznic, bo miałam wyjątkowe poczucie, że się cała kleję od potu i innych substancji płynnych. Byłam idealnym okazem człowieka brudnego po seksie. – Powiedz, że zrobiłaś kawę. – mruknęłam, gdy tylko zamknęłam za Kat drzwi i obie skierowałyśmy  się na schody, a ja musiałam unieść nogawki, by się nie zabić w zbyt długich spodniach.
- Zwariowałaś chyba, ja tutaj nie ruszam bez nikogo. – prychnęła, więc gdy tylko znalazłyśmy się w kuchni, zaaplikowałam kawę do ekspresu i gdy w końcu się zaparzyła, zabrałyśmy się do salonu, by rozsiąść się na kanapie. Psy, które pojawiły się znikąd, ułożyły się zaraz obok na podłodze. Przez chwilę piłyśmy kawę w milczeniu, każda zabunkrowana w swoim świecie. Niby byłyśmy już pogodzone, a jednak ciągle pozostawała jakaś dziwna bariera, zbyt trudna do pokonania, by którejkolwiek się to udało. Ja chyba miałam do niej żal.
- Podoba ci się, co? – zagadnęłam w końcu, postanawiając odrzucić swój bolący temat, by skupić się na niej. Tak było najłatwiej.
Katarina zatrzymała się w trakcie picia kawy i spojrzała na mnie, robiąc się czerwona. Cóż, nawet nie musiała odpowiadać i tak wiedziałam, jaka była prawda.
- Bardzo. Mam na myśli, że bardzo bardzo. – pokiwała głową, uśmiechając się głupio, a ja parsknęłam śmiechem. – I to w sumie twoja wina, że się z nim przespałam. – dodała po chwili. – Nie patrz tak na mnie, jesteś za głośna w nocy. Dziewczyno, słychać cię chyba w całym domu przez te cienkie ściany.
Tym razem to ja wściekle się zarumieniłam, choć właściwie mi to było obojętne. Najwyraźniej moje policzki uznały, że należy się chociaż odrobinę wstydzić za swoje zachowanie.
- Hej, to w takim razie zwal winę na Kaulitza. Jest za dobry. – prychnęłam, przewracając oczami. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, przynajmniej tego byłam pewna. Mogłyśmy tak zwalać winę przez cały dzień, a mnie intrygowało coś innego. – Jest lepszy, niż Louis? – spytałam, a Kat opluła się kawą. Tak, zdecydowanie miałam wyczucie. Wyszczerzyłam do niej zęby i pomyślałam, że życie bywa zabawne, że kiedyś to ona wprowadzała mnie w poczucie dyskomfortu, a dziś robiłam to ja i to z jakim powodzeniem.
Zamknęła oczy, próbując się uspokoić, a ja cieszyłam się tak, że aż policzki zaczęły mnie boleć.
- Nie wdawajmy się w szczegóły, bo jeszcze bardziej będziesz gnoić Lou. – odpowiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Trzeba było powiedzieć, że tak. Dla mnie to satysfakcjonująca... No nie, satysfakcjonująca odpowiedź to nie jest, ale jestem skora uwierzyć, że Tom jest znacznie lepszym kochankiem. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam co prawda porównania, ale ten człowiek jest... Znaczy Bill...
- Czasami zdarza mi się zapomnieć, że nie jesteśmy tu z własnej woli. – przerwała mi nagle Katarina, a ja odetchnęłam ze zrezygnowaniem. No to koniec rozmowy o seksie. A ja chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś, kto nie jest Billem, bo ten dupek i tak już za dobrze wie o tym, co ja na ten temat sądzę. Co? Zaraz. Ona mówi o tym, że jesteśmy przetrzymywane, a ja myślę o seksie ze swoim porywaczem. Właścicielem. Brawo, Lena. – Znam tego człowieka ponad tydzień i ląduję z nim w łóżku i w ogóle to mam rozpieprzony telefon i nie wiem, czy przypadkiem matka do mnie nie dzwoniła i... Jezu, co z nimi jest, że zapominam o rzeczywistości? I, do cholery, przepraszam za swoje zachowanie, ale mnie to przerosło. – moje oczy znacznie się rozszerzyły, gdy Kat odłożyła kubek na stolik i nagle mnie przytuliła. Ja nie widziałam powodu. Nagle do mnie dotarło, że ja naprawdę stałam się silniejsza przez pobyt tutaj. Ale wątpiłam, czy z taką siłą mogłabym się wpasować do egzystencji tam na zewnątrz. Nie chciałam wracać. – Bo zawsze byłaś taka przykładna i dobra i nie robiłaś żadnych absurdalnych rzeczy, jakie ja robiłam i byłaś taka krucha i delikatna, a on zrobił z ciebie coś zupełnie odwrotnego i pomyślałam, że jesteś mi kompletnie obca i że to idiotyzm z twojej strony, że idziesz z tym palantem do łóżka jak gdyby nigdy nic i... – urwała, by nabrać oddech, a ja westchnęłam.
- Kat, daj sobie spokój. Musisz po prostu zaakceptować te zmiany, bo inaczej ciągle będziesz się motać, a to nie wypali, wierz mi, znam się na tym. – odsunęłam się od niej i spojrzałam jej w oczy. – I wiesz co? Wolę, byś sypiała z Tomem, niż z Tomlinsonem...
Parsknęła śmiechem, potrząsając głową.
- Wiesz, nasłuchałam się tutaj tylu rzeczy, że nigdy się nie dowiem, kto jest dobry w tym zespole. Każdy się zdaje mieć jakąś przeszłość, która odbiła się na teraźniejszości. – odwróciła od mnie wzrok, przykładając twarzy do oparcia skórzanej kanapy. – Tom zdaje się być postawiony w bardzo niesprawiedliwej pozycji, prawda? – spytała nagle, a ja skinęłam bezwiednie głową. – Zanim się tutaj pojawiłam, czytałam wiele wywiadów z nimi, szukając jakichś wskazówek i wiesz, oni dużo mówili o tym, jacy są związani, że nie mogą żyć bez siebie i tak dalej... – poprawiła się na kanapie i zerknęła na mnie. – Ten twój Kaulitz ani razu nie wypowiedział się na temat tego, dlaczego zespół się rozpadł. To basista i perkusista musieli wszystko tłumaczyć. On pewnie nawet nie wie, jaki to chaos wywołało. Na fanpage’ach do teraz pojawiają się komentarze na ten temat i serio, to istny burdel. I myślę, że to cholernie dziwne, że oni mogli się ściąć o dziewczynę do aż takiego stopnia, że to zniszczyło dosłownie wszystko, na co pracowali. I to takie bez sensu, Tom mówi, że to nie jego wina, a Kaulitz do teraz mu nie wierzy. Dlaczego Tom miałby kłamać?
Nawet nie pytałam, skąd ona to wie. Tutaj wszystkie informacje przechodziły z ust do ust w trybie ekspresowym. To było bardzo trafne pytanie. Dlaczego Tom miałby kłamać, skoro byli braćmi i niczego przed sobą nie ukrywali? Przecież nawet teraz wywalali kawę na ławę. Nawet teraz nie szczędzili sobie przykrych słów, bo wciąż mówili prawdę.
- Bill to idiota. – mruknęłam, wzdychając głośno. – Gdybym tylko wiedziała, jak to zrobić, żeby mu przemówić do rozsądku, to pewnie bym to zrobiła, ale... – parsknęłam suchym śmiechem, prawie się opluwając, gdy dotarła do mnie ironia sytuacji. – O czym ja mówię? Siedzimy tutaj i pijemy kawę, zamiast stąd spieprzyć.
Katarina zastygła w bezruchu i tak przez chwilę się na siebie gapiłyśmy, ale żadna z nas się nie ruszyła z miejsca. Jak oni to, do kurwy nędzy, zrobili? Nawet Katarina, która była na mnie wściekła, teraz tylko się patrzyła i nie robiła nic w kierunku ucieczki. Oni nam zniszczyli osobowości. Zniszczyli wszystko, a my się zastanawiałyśmy, jak im pomóc.
- Mówisz, że Tom jest lepszy od Louisa, a gdyby trzeźwo na to spojrzeć, to nagle nie wiadomo czemu jest lepszy. – zauważyła cicho. – W sumie wiesz, nie zrobiłyśmy tego celowo, ale wpakowałyśmy się w niezłe gówno.
- Wiem... – przymknęłam oczy i rozłożyłam się na oparciu, uważając, by nie wylać kawy. – Gorzej, że jeśli o mnie chodzi, to im dłużej tu jestem, tym mniej żałuję, że się tak to wszystko potoczyło... Przykro mi, Kat...
- Nie wierzę, że to mówię, ale cię rozumiem. – odparła ze zrezygnowaniem i przesunęła się w moją stronę, by położyć głowę na moich nogach. – Muszę jednak dodać, że jesteśmy naprawdę chore.
Wzruszyłam ramionami.
- Wiem.
I co z tego?

I co z tego? Już mówię. Jestem na tyle chora, by nie dość, że akceptować tę sytuację, to jeszcze próbować ją zmienić. Nie miałam pojęcia, skąd we mnie się to nagle wzięło, bo wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. To, co utworzyło się między mną, a Billem, było bardzo kruche. W każdej chwili można to było spieprzyć i wrócić do samego początku. Ale ja chciałam zaryzykować i spróbować to wszystko polepszyć. Po co? Bo mi zależało. Zależało mi jak jasna cholera i chciałam, żeby ten dupek był szczęśliwy, a wiedziałam, że jeśli nie wyjaśni się sprawa z rzekomą zdradą Toma, on nigdy się nie uwolni od przeszłości. Tu nie chodziło już o Emilie, sukę, która w obecnym momencie niszczyła nawet mnie. Chodziło o to, że Bill musiał pójść do przodu, a ja byłam skłonna poświęcić wszystko, co miałam (a tak naprawdę to nie miałam prawie nic), by go przywrócić do życia. Nie wiedziałam, czy potrafiłabym to zrobić dla Harry’ego. Rozsądek podpowiadał mi, że chyba jednak nie, ale nie miałam czasu, by się nad tym zastanawiać. Po prostu musiałam zrobić to, co uważałam za słuszne i to jak najszybciej, zanim za bardzo spanikuję i się wycofam.
Podczas obiadu widziałam spojrzenia, jakie posyłali sobie bliźniaki i chociaż powinnam była się oburzyć, że to był dokładnie taki wzrok, jaki mają faceci, którzy są zadowoleni z faktu, że pieprzyli, nie mogłam się powstrzymać od głupkowatego rozbawienia. To zawsze był jakiś krok do przodu, prawda? A ja dzisiaj albo wszystko zniszczę, albo w końcu wszystko ustabilizuję. Trudno.
Nie miałam pojęcia, skąd wzięła się we mnie jakakolwiek odwaga, ale uparłam się do tego stopnia, że udało mi się odepchnąć, gdy jego dłonie ulokowały się na moich biodrach, a jego usta na moich ustach. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja pchnęłam go na jedną z sof, na którą opadł z impetem i od razu usiadłam na jego kolanach, zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
- Czy ty próbujesz mnie zdominować? – spytał z rozbawieniem, ja potrząsnęłam głową.
- Chcę porozmawiać. – oznajmiłam mu dobitnie przez co na jego czole pojawiły się zmarszczki, gdy jego zadowolenie zniknęło jak ręką odjął. Serce zaczęło mi walić jak młot pneumatyczny, więc tylko odetchnęłam urywanie, próbując się uspokoić.
- Czemu mam wrażenie, że chcesz poruszyć temat, którego nie poruszamy z całkowicie oczywistych względów, jeśli chcemy w miarę neutralnie egzystować? – beznamiętność, która wyzierała z jego głosu sprawiła, że moje zdenerwowanie wzrosło na jeszcze wyższy poziom. Oparłam dłonie na swoich udach i opuściłam wzrok na jego klatkę piersiową, która prawie wcale się nie poruszała. Czy on w ogóle oddychał? To chyba nie oznaczało nic dobrego, prawda? Powinnam to przerwać, póki miałam jeszcze czas. Ale nie chciałam. Nie, kiedy udało mi się w sobie zebrać.
- Bo tak właśnie jest. – odpowiedziałam, nie umiejąc pozbyć się niepewności z głosu, która mnie nagle opanowała. Jeśli skończy się tak, jak sugeruje mi jego mina, znów zostanę sama. I nie będzie wyjazdów i jego dobrego humoru i śmiechu, który sprawiał, że ja sama się śmiałam. – Chcę porozmawiać o twoich relacjach z Tomem. – dodałam wyjątkowo cicho, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Im bardziej się w to zagłębiałam, tym bardziej chciałam wstać i zwiać. Ciało pode mną zastygło, a je ze zdenerwowania poczułam, że moje dłonie zaczynają być wilgotne. Co ja wyprawiałam? Przecież to Kaulitz, który mnie dusił i uderzył kilkukrotnie, a ja właśnie podnoszę mu ciśnienie bardziej, niż sobie.
- Dlaczego miałbym chcieć z tobą o tym rozmawiać? – spytał powoli, tym cholernie niskim tonem ostrzegającym o tym, że jego właściciel ogłasza, że wchodzisz z nim na wojenną ścieżkę. Złapałam się na tym, że przestałam oddychać. Policzyłam do pięciu i zacisnęłam spocone dłonie, próbując opanować narastającą panikę, że przekroczyłam niewidzialną linię. Przecież wiedziałam, że tak będzie. Nie mogłam się teraz poddać.
- To nie jest kwestia tego, który z was mówi prawdę, a która wersja jest sensowniejsza, Bill. – odpowiedziałam, słysząc wyraźne drganie w moim głosie. Nie potrafiłam się przy nim ogarnąć. Po prostu nie potrafiłam. – Myślałam nad tym i...
- Ktoś cię prosił o rozstrzyganie tego sporu? – poderwałam głowę i natychmiast tego pożałowałam, gdy tylko moje spojrzenie skrzyżowało się z lodowatymi tęczówkami. Po całej jego twarzy było widać, że to był najgorszy temat, jaki mogłam wybrać do rozmowy.
- Nie, ale nie możesz zaprzeczyć, że to, co się między wami stało, jest przyczyną, dla której tu jestem. – zaoponowałam, starając się zabrzmieć odrobinę bardziej agresywnie. Nie umiałam. – Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mógłbyś uwierzyć osobie, którą ledwo znałeś, a o wszystko, co złe, posądziłeś swojego brata bliźniaka.
- Znałem Emilie wyjątkowo dobrze, żeby...
- Znałeś Emilie tak, że całą winą obarczyłeś Toma, jakby ona się nie liczyła, jakby ona nie zrobiła niczego złego. – odpowiedziałam za niego, a on zmrużył oczy, zaczynając się poważnie irytować. Ja za to przestawałam się bać, bo musiałam sobie przyznać rację. To przez całą tę sytuację byłam tutaj. – Podaj mi jeden powód, dla którego Tom miałby cię tak potraktować. – wysunęłam wyzywająco podbródek, nie spuszczając z niego oczu.
- Jest facetem, do kurwy nędzy, a Emilie jest piękna. – odparł sucho, a ja poczułam wyjątkowo bolesne ukłucie w żołądku. Pieprzona zazdrość. Więc chciał mi dopiec. Świetnie.
- I szmatą. – dodałam beztrosko, na co on spiął się jeszcze bardziej.
- Słucham?
- Jest szmatą. – powtórzyłam, cedząc każde słowo. – Człowieku, ona chciała się przespać z twoim bratem. Chyba mi nie wmówisz, że cię kochała? Tom wybacza ci wszystkie świństwa, jakie mu robisz, bo cię kocha, mimo, że jest niesłusznie oskarżony. To jest miłość. Czy ona cię kochała? Manipulowała tobą, wmawiała ci jakieś brednie, skłóciła cię z bratem. Czy ona cię kochała?
Spojrzenie stwardniało. Wiedziałam, że właśnie zbliżała się kolejna wiadomość, która uderzy we mnie jak z shotguna. Nie dość, że prosto w serce, to w wielu miejscach wokół niego. Dlaczego ja wciąż na nim siedziałam, skoro czułam się tak, jakby tylko jedno zdanie za dużo dzieliło go od zwalenia mnie z siebie? Moja głowa pulsowała.
- A czym ty się od niej teraz różnisz? – spytał powoli, naciskając na spust broni. Zabolało. Zacisnęłam powieki, przełykając ślinę i rozluźniłam dłonie. Spokojnie. To, że masz ziejącą pustkę w ciele, nie znaczy, że masz się poddać. To, że on mści się na mnie, bo uroił sobie, że jestem jak Emilie, też nic nie znaczy. To, że mi się zdawało, że mu choć trochę zależy, a tak nie jest, też nic nie znaczy.
- Ona nie kochała ani ciebie, ani Toma. – wydusiłam, czując coraz większą gulę w gardle. Nie mogłam mu powiedzieć za dużo. A przecież przekroczyłam kolejną linię. Wystarczyło tylko, że powie...:
- A ty nie kochałaś Harry’ego.
A ja powiem...:
- Owszem. – doskonale zdawałam sobie sprawę, że nigdy przed nim nie przyznałam, że nie czułam do Harry’ego to, co myślałam, że czułam. Ale on przyszedł i wszystko się zmieniło i nie potrafiłam wrócić do poprzedniego balansu. Z każdym dniem było coraz trudniej i po prostu dałam sobie spokój. I nie powiedziałam mu tylko dlatego, że wiedziałam, że to wykorzysta. Że dojdzie do innych wniosków. Do tych, których się wciąż obawiałam. Przed nim.
Patrzył na mnie dziwnie beznamiętnie, a jego brązowe tęczówki skanowały moją twarz, jakby próbowały się w niej czegoś doszukać. Nie miałam pojęcia, co to było i czy to znalazły. Ale usta wiedziały, co powinny zrobić, żeby wykopać na światło dzienne rzeczy, które ja wolałam zachować tylko dla siebie.
- Mnie też nie kochasz. Więc czym się od niej różnisz?
- Dlaczego wciąż ją bronisz, skoro odebrała ci wszystko? – spytałam poważnie poirytowana tym, że po tym wszystkim miał czelność mówić o tej sprawie w taki sposób. – Jak możesz być tak kurewsko tępy, skoro po dwóch latach do ciebie nie dotarło, że zniszczyła ci życie? Wszystko, na co tak pracowałeś, twoja przyjaźń z tymi... – urwałam, gdy on nagle odbił się od oparcia sofy i złapał dłonią za mój podbródek, aż mimowolnie zachłysnęłam się z bólu. – Co ty, do...
- Odpowiedz na te pieprzone pytanie. – warknął, nie odrywając oczu od moich, a gdy tylko chciałam spuścić wzrok, on unosił mój podbródek wyżej, przez co nie miałam możliwości, by na niego nie patrzeć. Zaschło mi w ustach, a moja klatka piersiowa zaczęła się coraz niespokojniej unosić i opadać, jakbym była bliska histerii. – W czym się od niej różnisz, że śmiesz poruszać ten temat?
- A co chcesz ode mnie usłyszeć? – wydyszałam, łapiąc go za nadgarstek. Nie umiałam jednak go od siebie odsunąć, bo gdy tylko to robiłam, on zaciskał palce jeszcze bardziej, przyciągając mnie do siebie. W końcu nasze twarze dzieliło kilka cali , a ja ledwo oddychałam z nadmiaru emocji.
- Prawdę.
- Ha! – prychnęłam sucho. – Ty nie chcesz jej słuchać. Ty nie wierzysz w prawdę, tylko jakieś wyssane palca bzdury, które mimo, że brzmią absurdalnie, są dla ciebie świętością. Nie wierzysz, że nie potrafiłabym robić notoryczne skoki w bok. Nie wierzysz, bo oczywiście Emilie. Emilie, która okazała się być kurwą, a ty mierzysz jej miarą wszystkie inne kobiety! Łącznie ze mną!
- Czego ty, do kurwy nędzy, nie rozumiesz w pierdolonym pytaniu? – Kaulitz najwyraźniej postanowił mnie ignorować, a ja zdałam sobie sprawę, że to jak walka z wiatrakami. To było marnowanie siły. Ja mówiłam jedno, a on wciąż swoje. Był tak głęboko zapadnięty w przeszłości, że najwyraźniej nie było już dla niego ratunku. W co ja się wpakowałam?
- Wiesz... Myślałam, że to ma choć odrobinę sensu. Że może jak... – syknęłam, gdy jego dłoń znów zacisnęła się na moim podbródku. Roześmiałam się, choć bez wesołości i nie wiedzieć czemu, poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Bezsilność? – Chciałabym cię naprawić, Bill. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jeśli ty chcesz mnie zniszczyć, nie ma sprawy, ale gdybyś...
- Dlaczego miałabyś chcieć mnie naprawić?
- Przecież wiesz. – odpowiedziałam tak cicho, że przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że jednak mnie nie usłyszał. Tak byłoby lepiej. Ale jego spojrzenie złagodniało i wiedziałam, że wszystko dokładnie zrozumiał. Co ja robiłam? Przecież to było kopanie sobie grobu. – A teraz mnie puść. Obiecuję, że już nigdy więcej nie podejmę tematu. Jestem...
- Więc mnie kochasz. – usłyszałam jego dziwnie miękki głos i zamrugałam gwałtownie oczami, czując, że moje policzki robią się czerwone, a serce w nadludzkim tempie przemieszcza się do przełyku. – Próbujesz mi powiedzieć, że różnisz się od Emilie tym, że mnie kochasz? – spytał, a ja wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. Bo straciłam wszystko już dawno temu. Oboje byliśmy wrakami ludzi. Więc nic już mi nie zaszkodzi skinięcie głową. Nic mi nie zaszkodzi wyznanie miłości, którą zapewne wykpi. Pustka.
- Tak. – odparłam i pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Spodziewałam się, że będzie próbował dobić leżącego, skopać go. Spodziewałam się, że będzie próbował mi wmówić, że to, co do niego czuję, wcale nie jest miłością. Spodziewałam się wszystkich negatywnych wyjść z tej sytuacji.
Zamiast tego on poluźnił zacisk na moim podbródku, delikatnie masując palcami obolałe miejsca i wreszcie zamknęłam oczy, chcąc się odciąć od rzeczywistości. A potem on osunął się na oparcie i pociągnął mnie za sobą, obejmując mnie swoimi ramionami. I gdy pierwszy raz rozpłakałam się w jego objęciach, on tylko całował mnie w czubek głowy, a jego ciepłe dłonie po prostu gładziły mnie po plecach, jakby on rozumiał, co się ze mną działo. Jakby to akceptował.
Czym była akceptacja miłości?

czwartek, 26 grudnia 2013

Chapter XXV

Koniec zestawu świątecznego. Amen xD

><><><><><><><><><><><><><><><

- Widujecie się ze swoimi rodzicami? – spytałam cicho, układając się wygodnie na jego nagiej klatce piersiowej, gdy ani jego, ani mnie nie mógł zmorzyć sen. Nawet mi nie przeszkadzało, że jego ciało kleiło się od potu. Tak naprawdę to mnie to nawet pociągało. Nie miałam pojęcia, czy to było całkowicie normalne, ale nie interesowało mnie to za bardzo. Nic mnie w sumie nie interesowało, póki męskie ciało pod moimi opuszkami palców było dokładnie pod moimi dłońmi i mogłam je dotykać. Każdą krzywiznę, każdą wypukłość, każdy mięsień i każdą delikatnie rysującą się pod skórą kość. Nie mogłam przestać myśleć, dlaczego był szczęśliwy z Emilie, jeśli ja tak perfekcyjnie do niego pasowałam. Ilekroć tylko przechodziło mi to przez głowę, wszechogarniająca głębia doprowadzała mnie do bezdechu. Byłam tak beznadziejnie zakochana, że to, co czułam do Harry’ego, zdawało być się wielką kpiną. Powoli przestawało mi zależeć na tym, by wrócić do swojego życia. Na początku maja byłam w szoku, że odebrano mi wszystko, a teraz, gdy z tego, co się orientowałam, był siedemnasty czerwca, czyli drugi dzień moich oficjalnych wakacji, nie chciałam mieć nic wspólnego z tym, co zostawiłam. Nie obchodziło mnie, że zawaliłam rok, nie obchodziła mnie moja rodzina. Obchodził mnie Harry, którego krzywdziłam, ale próbowałam o tym nie myśleć, więc to było tak, jakby mnie nie interesował. Obchodził mnie Bill i jego życie, które chciałam doprowadzić do normalności. A to była misja samobójcza.
- Byliśmy w Niemczech na Święta w zeszłym roku, ale... Cóż, powiedzmy, że to nie był najlepszy pomysł. – jego dłoń, która już od poprzedniego dnia nie miała na sobie bandażu, gładziła mnie miarowo po plecach, a palce co jakiś czas wplątywały się w moje rozpuszczone włosy. Podobało mi się takie coś. Takie słodkie lenistwo po kolejnym udanym seksie. I Bill wtedy dużo mówił, co podobało mi się jeszcze bardziej. – Nie sądzę, żebyśmy w tym roku mieli tam zamiar pojechać...
- Czyli spędzicie Święta sami? A wasze urodziny? – pytałam dalej, choć bez żadnego nacisku. Ot tak. Byłam tak idiotycznie zrelaksowana, że aż mi było z tego powodu prawie do śmiechu. Do tego stopnia, że czasami moje palce wędrowały do kolczyka w jego sutku, by się nim bawić. To było bardzo niesprawiedliwe, że jeden mężczyzna posiadał w sobie tyle fascynujących rzeczy. Przez charakter po wygląd.
- Lena, to nie wygląda tak jak kiedyś.  To nie jest takie proste. – cóż, dla mnie właśnie takie było. Wystarczyło, że bliźniaki porozmawiają tak jak ja i Kat i wszystko będzie dobrze. Najwyraźniej po seksie miałam wysoki współczynnik optymizmu w organizmie. – Nie obchodzimy urodzin. – dodał po dłuższej chwili milczenia, a ja prychnęłam głośno, zadziwiając tym i mnie i jego.
- Skoro nie obchodzicie urodzin, to jak ja mam ci dać jakikolwiek prezent? Nie przyjmujesz ich? – oparłam się podbródkiem o jego klatkę i spojrzałam na jego wciąż lekko lśniącą potem twarz. Coś ścisnęło mi się w dołku na ten widok, ale zmusiłam się, by to zignorować. Bill parsknął śmiechem, spoglądając na mnie z głupią miną.
- Jeśli przyczepisz kokardki w strategicznych miejscach i przyjdziesz do mnie i powiesz „wszystkiego najlepszego, Bill, bzyknij mnie”, to prezent przyjmę z otwartymi rękoma. – odparł, a ja wybuchnęłam śmiechem, trzęsąc się tak, aż wibracje przeszły na jego ciało. – Z czego się cieszysz? Powiedziałem coś śmiesznego? Gdybyś się tak udekorowała, to na pewno nie byłoby ci do śmiechu, zapewniam cię. – i się popłakałam. I po chwili znów usłyszałam tak rzadko goszczący w moich uszach śmiech młodszego Kaulitza, a ja wyszczerzyłam do niego zęby. Chciałam go słyszeć częściej, zawsze. W końcu był naturalny, bez żadnego cynizmu, czy goryczy.
- Hej, ale ktoś musiałby mnie dostarczyć. – zauważyłam, a on zmrużył oczy. – Ha! Wtedy to tobie by nie było do śmiechu!
- Więc pierdolić prezenty. Po prostu przyjdź, rozbierz się, będziemy się pieprzyć i wszyscy będziemy szczęśliwi. – burknął, a ja ponownie się roześmiałam.
- W porządku, pasuje mi. – pokiwałam głową, a on przewrócił oczami. Podciągnęłam się wyżej, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. – Nie jesteś przypadkiem głodny? – spytałam i sturlałam się z niego, by zejść z łóżka. – Bo ja idę do kuchni. – dodałam, pochylając się, by zabrać z podłogi moją koszulkę nocną.
- Jasne, wypinaj tyłek w moją stronę dalej, a na pewno gdziekolwiek pójdziesz... – usłyszałam niski głos za sobą i natychmiast się wyprostowałam jak struna. Odwróciłam się do Billa i oblizałam wargi. – Lena, zdajesz sobie sprawę, że ostatnio twoja twarz wygląda dokładnie w taki sposób, kiedy przymierzasz się do obciągania?...
- Owszem. – odpowiedziałam spokojnie i narzuciłam na siebie koszulkę, wygładzając ją na piersiach. Pisnęłam z rozbawieniem, gdy Bill wydał z siebie dźwięk irytacji i sam zszedł z łóżka, a ja popędziłam w stronę drzwi. Jakim cudem mnie dogonił zaraz za nimi już w bokserkach, to nie miałam pojęcia.
- Stworzyłem potwora. – rzucił z wciąż zmrużonymi oczyma, a ja omal się nie oplułam, próbując powstrzymać głupawy chichot. – Ty mała wiedźmo, z czego się znowu cieszysz? – i zanim ogarnęłam co i jak, byłam nagle przerzucona przez jego bark. Znowu. I zrobiło mi się gorąco. – Przestań piszczeć, nie jesteś tu sama! – syknął, choć w jego głosie słyszałam, jak wielką przynoszę mu rozrywkę. Debil.
- To przestań mnie macać! Nie mam bielizny! – nie wiem czemu, ale szeptane kłótnie zawsze mnie rozwalały na łopatki. Tym razem nie było inaczej i łzy znowu spływały, tylko tym razem w odwrotną stronę, niż z reguły. Wierzgnęłam się dziko, gdy po korytarzu poniosło się głośne „plask”. – Bill, ty, kurwa...! – zaczęłam tyradę, ale porzuciłam ją na rzecz vendetty. Uniosłam obie ręce, które po chwili zderzyły się z jędrnymi pośladkami świra, który mnie niósł i, gdy z jego ust wypadł jakiś dziwny dźwięk, ja ryknęłam śmiechem, natychmiast próbując się zatkać dłońmi.
- Zapłacisz mi za to. – wycedził, a ja, niewiele myśląc, znów strzeliłam go po tyłku, nie mogąc opanować wściekłego rechotu. – Potrójnie!
Nie odpowiedziałam mu, całkowicie zalewając się łzami. Krztusiłam się śmiechem, zupełnie ignorując fakt, że była noc i niektórzy prawdopodobnie spali. Byłam w zbyt obłędnie dobrym humorze. Następne, co ogarnęłam to to, że zeszliśmy na dół i kierowaliśmy się w stronę jadalni. I tam zostałam. Walnięta na stół.
- Ej!
- Milcz, dziewucho. – warknął, a ja znowu zaczęłam się śmiać. Kilka chwil później Bill pojawił się nade mną z pozostałościami po spaghetti z dnia wczorajszego, a ja ani drgnęłam. Najwyraźniej i tak nie miałam ku temu powodów, bo Bill mnie okrążył, sam wspiął się na stół i siadając po turecku, pociągnął mnie tak, że moja głowa wylądowała prawie na jego kroczu. No dobra, jeśli o mnie chodzi, to ja nie mam z tym problemu. – Co za absurd. Skoro cię tu ściągnąłem, to ty powinnaś mnie karmić, a nie na odwrót. – prychnął i nawinąwszy makaron z sosem na widelec, wsunął mi go do ust. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, ciasno oplatając wargami metal. – Stworzyłem potwora. – powtórzył, kiwając głową. – Kto by pomyślał, że z małej Leny wyrośnie taka... taaaaaka niegrzeczna dziewczynka...
- Ty. – odpowiedziałam posłusznie, gdy tylko przełknęłam kęs, a on poruszył sugestywnie brwiami. Otworzyłam usta, czekając na kolejną porcję.
- I jestem cholernie dumny, że to odkryłem. – powiedział i pochylił się nade mną, by mnie pocałować głęboko, wykorzystując to, że nie zdążyłam zamknąć ust. Złapałam jego głowę i docisnęłam ją do siebie, by nie odsunął się za szybko i otarłam się czubkiem języka o jego język, zapraszając go do siebie. Zamruczał zadowolony, natychmiast wyruszając na wędrówkę pomiędzy moje wargi, a ja poczułam wyjątkowo intensywny ból napinających się mięśni z podniecenia w podbrzuszu. – Wiesz, że zaraz skończy się twoje jedzenie, jeśli nie przestaniemy? – wydyszał w moje usta, gdy oderwał się ode mnie gwałtownie. Moja dłoń wysunęła się z jego włosów, by zejść niżej, chcąc kolejny raz przebadać jego szyję, która pojawiła się przed moimi oczami. Chciałam się do niej dossać i chciałam ją całować, a cholerny zarost tylko o to prosił.
- Gdybyś mnie tak nie kusił, to bym nic nie robiła. – odparłam cicho, bacznie obserwując przemieszczające się palce. – To twoja wina.
- Pleciesz bzdury. Według twojej teorii to moja wina, że mi zaraz stanie. – wymruczał, a po moim ciele przeszły dreszcze, gdy przed moimi oczami poruszyło się Jabłko Adama, a szyja zadrżała pod opuszkami. Boże, on mnie podniecał w kompletnie nielogiczny sposób. Od kiedy nawet takie coś działa na moje zmysły?
- To ty pleciesz bzdury. Zaraz to ja będę mokra.
- Och tak?
- Och cholerne tak. Odstaw tę miskę.

Zacisnęła powieki, kurczowo trzymając się oparcia za głową brązowowłosego, ledwo oddychając. Miała tak potworny szum w uszach, że prawie nie słyszała swojego głośnego oddechu i tak naprawdę to nie miała pojęcia, jakim cudem jej ręce jeszcze miały siłę trzymać się wezgłowia. Męskie dłonie zaciskały się na jej biodrach, a pod sobą czuła jeszcze delikatnie drżące ciało. Boże. Znowu to zrobiła i to było...
- Wow. – wydusiła, gdy udało jej się w końcu na tyle uregulować oddech, by cokolwiek powiedzieć. Wertowała w myślach wszystkie sceny seksu, w jakich brała udział i...
- Brzmisz na zaskoczoną i nie wiem, czy właśnie próbujesz ugodzić moje ego. – usłyszała zbulwersowany głos mężczyzny i przełknęła gwałtownie ślinę, otwierając oczy, by skonfrontować się ze zrelaksowaną twarzą, zaróżowionymi policzkami, oczami, które patrzyły na nią z kpiną i ustami, które potrafiły całować tak, że było jej słabo na samą myśl. Co się z nią działo? – Czemu uporczywie mnie porównujesz do swojego byłego?
Zamrugała oczami, otwierając usta i zastygła w bezruchu, czując jak robi jej się gorąco i to wcale nie z powodu tego, że przed chwilą doszła znowu dwa razy. I właściwie to myślała, że dojdzie trzeci raz. Chyba.
- Ja nie...
- Nie próbuj zaprzeczać, twoja twarz mówi więcej, niż ci się wydaje. – zgasił ją, a on spuściła wzrok na jego nagą klatkę piersiową. Gubiła się w kwestii własnych odczuć. – Więc sądzisz, że twój były równa się najlepszy seks, jaki mógłby ci się przytrafić?
- Nie, to nie to, ja...
- Katarina, słyszałem gorsze rzeczy, niż cokolwiek, co mogłoby paść z twoich ust. Wyobrażasz sobie, że pieprzysz się z nim?
Chciała prychnąć z oburzenia, ale nagle do niej dotarło, że faktycznie ktoś mógłby tak odebrać jej zachowanie. Zmarszczyła czoło, czując się coraz bardziej zdezorientowana. Od kiedy ona się tak zachowywała? Przecież to nie była ona.
- Nie, to nie tak. Poczekaj. – przetarła twarz i uniosła się, pozwalając jego męskości, by w końcu opuściła jej wnętrze i zeszła z męskiego ciała, by usiąść na kolanach obok niego. Nie chciała, żeby to wyglądało tak, jakby go wykorzystywała. Jeśli miała być szczera, to powinno wyglądać, jakby oni oboje siebie wykorzystywali, żeby zapełnić pustkę. – Kurwa, ja się tak nigdy nie zachowywałam... – jęknęła i oparła się dłońmi o łóżko, ale nie udało jej się zapaść w swoich zagmatwanych odczuciach, bo nagle silna ręka złapała ją tak, że w ciągu kilku następnych sekund znalazła się z głową na klatce piersiowej Toma, a kiedy odwróciła się w lewo, mogła wyraźnie przyjrzeć się twarzy mężczyzny, który ją tak cholernie pociągał. – Nie wyobrażam sobie jego. – powiedziała w końcu i przez całe jej ciało przeszła fala dreszczy, go jego dłoń zamknęła się na jednej z jej piersi. Uwielbiała te duże dłonie i to, że opuszki jego palców były szorstkie i twarde, a mimo to jakimś pokręconym sposobem delikatne. – I tak, sądzę, że Louis równa się... właściwie to sądziłam... Stąd moje zaskoczenie, że jesteś lepszy... – dokończyła cicho, czując, jak policzki znowu zaczynają ją palić.
- Skarbie, ja nawet się jeszcze nie rozkręciłem. – wymruczał, wodząc palcami po piersi. – Ale my po prostu rozładowujemy frustrację seksualną, prawda? Powinienem się dla ciebie wysilać? – uśmiechnął się do niej z drwiną, a ona wstrzymała oddech. To on mógł lepiej? Mógł lepiej, niż to, co się zdarzyło do tej pory?
- Nie mówisz tego poważnie. – oznajmiła pewnie i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy kciuk zaczął pocierać wciąż nabrzmiały sutek.
- Oczywiście, że nie. Ale co dokładnie masz na myśli? – zapytał leniwie, nie przerywając pieszczot. Odwróciła wzrok od jego twarzy, a jej oczy samoczynnie powędrowały do jego dłoni. Między nogami znów zaczęło pulsować na ten widok. I ciągle tego nie rozumiała.
- Nie może być jeszcze lepiej... – burknęła, a on parsknął śmiechem.
- Oczywiście, że może.
- Nie może, a przynajmniej ja...
- Więc z jakiego powodu tak sądzisz?... Mówimy o kwestii orgazmów? – pytanie zaległo w jej głowie, echem odbijając się jak piłeczka po całym jej ciele i poczuła, że zaczyna jej się robić ciepło między nogami. Jak on to robił? Przecież on nawet... och... No oprócz jego kciuka i palca wskazującego, który pocierał sutek jej prawej piersi i sam widok już szalenie ją podniecał. Myślała, że Louis... – Do ilu orgazmów cię doprowadził w takim razie? Zaintrygowałaś mnie. – dodał, a w jego głosie naprawdę usłyszała szczere zainteresowanie. Zrobiło jej się głupio. Z reguły nie miała problemów, by rozmawiać o swojej seksualności, ale tym razem poczuła się całkowicie wybita z rytmu. On cały ją przerastał i dlatego prawda nie potrafiła jej przejść przez gardło. Wystarczyło, że on tak niewinną pieszczotą doprowadził ją do tego, że zrobiła się znowu mokra i miała ochotę włożyć sobie rękę między nogi. – Kat, skarbie? Czy on w ogóle się tobą należycie zajął, skoro masz jakieś dziwne wyobrażenie na temat seksu? – dłoń puściła pierś i złapała ją za podbródek, by skupić jej uwagę na swojej twarzy. – Opowiedz mi o tym.
Jakim cudem zaczęła mówić? Nie miała pojęcia.
- Ja nie mam problemu z dochodzeniem. Sam to z resztą zauważyłeś. Ale z nim to bywało różnie. Może poniekąd dlatego, że czasami sądziłam, że on uprawia seks sam dla siebie, żeby sobie ulżyć. To nie było to, że po prostu mnie pieprzył. Ale czegoś mi brakowało i...
- I tak było od samego początku? Ale miałaś orgazm z nim?
- Jasne, że miałam. I nie od samego początku, odkryłam to później.
- Więc dochodziłaś tylko raz? Ale ci się podobało, skoro nie miałaś oporu, by mi się oddać. Bez obrazy. – uniósł ręce w geście poddania. – Mi to bardzo odpowiada. – wyszczerzył do niej zęby, a ona parsknęła zrezygnowanym śmiechem.
- Lubię seks. – wyrzuciła, jakby to była odpowiedź na wszystkie pytania. Uznawała, że była i może dla niego to też było sensowne, bo nagle jakimś cudem znalazł się nad nią, wyrzucając zużytą prezerwatywę na podłogę.
- Cóż, możemy w takim razie mieć inny powód, niż rozładowanie frustracji, a wtedy pokochasz seks do szaleństwa. – pochylił się nad nią, by chwycić zębami płatek jej ucha, a ona westchnęła.
- To ja będę rozkładać przed tobą nogi, bo jesteś cholernie seksowny. Czy to jest wystarczający powód? – spytała, drocząc się z nim i nagle jego dłoń strzeliła ją w pośladek i zacisnęła na nim. Sapnęła głucho, wyginając się w stronę jego perfekcyjnie nagiego ciała.
- To ja w takim razie będę się z tobą pieprzył, bo mi staje na twój widok. W porządku?
- Staje ci na mój widok?
- Skarbie, musiałem sobie przez ciebie strzepać już pierwszego dnia.
- Więc ci się podobam?
- Niee, skądże, staje mi nawet na widok kwiatków w doniczce.
- Czyli jednak... Hej, co ty...
- Zdawało mi się, że już wspominałem coś na temat palców gitarzysty.

- Używałeś już tego stołu do takich celów? – spytałam, gdy tylko przełknęłam makaron z sosem, który przed chwilą Bill mi włożył do ust. Leżał na mnie nagi, podpierając się na łokciach pomiędzy moimi ramionami, a miska z obiadem obok mojej głowy.
- Do czego? Do jedzenia? Naprawdę mam odpowiedzieć na to pytanie? – pochylił się nade mną i poczułam jego język w kąciku moich ust, najpewniej zlizując resztki sosu. Wbiłam wskazujący palec między jego żebra, choć miałam z tym problem przez jego mięśnie, które zdawały się rzeźbić samoczynnie każdego dnia. Cały ten człowiek był jedną wielką zagadką, ale za to jaką pociągającą.
- Nie mówię o jedzeniu! – prychnęłam, a on się roześmiał i pocałował mnie z głośnym cmoknięciem. Mój mózg nie potrafił zaakceptować, że to, co się działo, działo się naprawdę. Trzy dni temu byliśmy w Santa Monica i od tego momentu było absolutnie fenomenalnie. Surrealistycznie właściwie.
- Lena... przecież wiesz, jaki jestem zdegenerowany. Chyba nie sądzisz, że istnieje jakieś miejsce, którego bym nie wykorzystał do seksualnych czynów? – spytał, nabierając na widelec kolejną porcję obiadu i gdy z powrotem na mnie spojrzał, wyszczerzył się, widząc moją mroczną minę. – Powiem ci, czego nie robiłem. – wsunął do moich ust spaghetti i podparł głowę na swojej ręce, obserwując widelec. – Nie uprawiałem seksu na leżaku... Do teraz się zastanawiam, jakim cudem z niego nie zleciałem... – dodał zamyślony, a ja prawie oplułam się jedzeniem, gdy się gwałtownie zakrztusiłam. – Ach, no i oczywiście nigdy nikogo nie związałem ręcznikiem i nie rozdziewiczyłem w łazience. I nie uprawiałem seksu przez pięć godzin z hakiem. I nigdy nie miałem tak wysokiego libido właściwie... – podrapał się po zaroście, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem, co dopiero zobaczył, gdy znowu nabrał jedzenie na widelec, by mnie nim nakarmić. – Tak mało wiarygodne?
Pokiwałam głową, przeżuwając makaron.
- Przecież od momentu przekroczenia progu tego domu ciągle o tym gadałeś. – wytknęłam, a on znowu uśmiechnął się szeroko.
- Bo od momentu, gdy cię zobaczyłem, chciałem cię mieć w łóżku. Po takim czasie nie powinnaś się dziwić... O! I jeszcze... Właściwie to te wszystkie razy, kiedy przede mną uciekałaś. Cholera, żadna kobieta przede mną nie uciekała.
- Biedny Bill... – rzuciłam z wielką dozą ironii w głosie, a on nagle zwalił się całkiem swoim cielskiem na mnie i sapnęłam, czując, jak odbiera mi całe powietrze zapasowe z płuc. – Bill!...
- Biedna Lena... – prychnął, ale z powrotem się podciągnął na łokcie, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. – Jeśli tak będziesz patrzeć, to nici z jedzenia.
- Dupek.
- Ugodziłaś mnie prosto w serce. – wygiął usta w podkówkę, a ja trzepnęłam go w bok z otwartej ręki. – A teraz jeszcze w żebra. – parsknął śmiechem i znów zaaplikował mi do ust widelec ze spaghetti. – A tak między nami, to muszę cię zaskoczyć, ale ten stół został pozbawiony właśnie dziewictwa.
- Więc tego nie robiłeś.
- Nie. Nie jestem aż tak zdegenerowany, jak chciałbym być, a ty zjadłaś wszystko, co było w misce. – podniósł się, kucając na kolanach i rozejrzał się wokół. – Proponuję się wylegiwać w naszym łóżku, zanim ktoś się tu pojawi i nas nakryje. – oznajmił, a moje głupie serce podskoczyło na słowo „nasze”. Cokolwiek to tak naprawdę znaczyło. Ale, gdy on to mówił, brzmiało to zupełnie inaczej. Do osoby, na której mu by kompletnie nie zależało, mówiłby „moje łóżko”, prawda?... – Chodź. – zeskoczył ze stołu i podał mi dłoń, na której się wsparłam i chwilę później stałam obok niego, zastanawiając się, gdzie jest moja koszulka nocna. A okazało się, że leżała w kuchni.
Potrząsając głową, nie do końca rozumiejąc, co ona tam robiła, założyłam ją i razem z Billem ruszyliśmy na górę. Weszliśmy na piętro akurat w momencie, gdy drzwi od pokoju Toma się otworzyły i ktoś pojawił się na korytarzu. Zmrużyłam oczy, nie przypominając sobie, by w ciągu ostatnich kilku godzin starszy Kaulitz miał się aż tak skurczyć i wtedy moje oczy zrobiły się wielkości ćwierćcentówek.
- Ha ha! – usłyszałam z ust Billa, a Katarina stanęła w bezruchu, gdy dostrzegła nas przed sobą. Nawet nie musiała się tłumaczyć, bo po jej wyglądzie i tak wiedziałam, co ona tam robiła. I byłam w takim szoku, że nawet nie wiedziałam, jak mam na to zareagować. I ona chyba z resztą też. – Ha! Ha! – spojrzałam na Kaulitza, mrugając bezrozumnie oczami na jego zachowanie, a on nawet nie zwrócił na mnie uwagi, mając minę, która wyraźnie świadczyła o tym, że sytuacja była dla niego przekomiczna. – Punkt dla Kaulitzów, moja droga. – oznajmił Katarinie. – Teraz musisz przeprosić Lenę za swoje idiotyczne zachowanie, bo nie jesteś ani odrobinę lepsza. Dobrej nocy po udanym seksie wszystkim! – i złapawszy mnie za rękę, pociągnął moje zdezorientowane ciało do sypialni.