środa, 15 stycznia 2014

Epilogue

No i nadszedł koniec. Dziwna sprawa.


><><><><><><><><><><><

Ubrana w czarną bluzę, należącą do kogoś innego, zbyt dużą dla mnie, jasne jeansowe rurki i trampki, przemierzałam uczelnię, konwersując zaciekle z Katariną tuż obok mnie – jak zwykle w sukience, tym razem beżowej – próbując udać, że wcale nie widziałam tych spojrzeń, które były rzucane w moją stronę już od ponad dwóch miesięcy, odkąd zespół bliźniaków znów wrócił do formy i wydali singiel. Wszystko nagle potoczyło się dziwnie szybko, zostałam opuszczona, bo mój facet poleciał do Europy na promocję nadchodzącego albumu, a wtedy nagle okazało się, że gdzieś po internecie krążyły moje i Katariny zdjęcia i tak na pstryknięcie palców stałyśmy się gorącym towarem do oglądania jak zwierzęta w klatce. Dzisiaj jeszcze dodatkowo przyciągałam uwagę, bo miałam na sobie bluzę Billa, która wciąż pachniała jego perfumami. Co prawda to było trochę oszustwo, bo po prostu kazałam mu owe perfumy zostawić, bym mogła udawać, że wcale tak dawno nie wyjechał i że ten zapach utrzymuje się od momentu wyjazdu. Ale nie, ja zdążyłam ją już osiem razy wyprać.
Ciężko mi było uwierzyć w to, jak to wszystko się skończyło, bo gdzieś na tyłach świadomości, zdawałam sobie sprawę, że jak by to dziwnie nie brzmiało, ja spotykałam się z kimś, kto mnie wcześniej kupił i robił mi krzywdę. Ale za każdym razem, gdy o tym myślałam, musiałam przyznać, że miałam wyjątkowo piękną umiejętność wybaczania, przez co nawet mi nie przeszkadzało to, że czasami obce osoby zahaczały mnie na mieście, by spytać nie tylko o Billa, ale także o Harry’ego. Gdyby tylko ktokolwiek z tych ludzi wiedział, jak bardzo mroczna historia się za tym kryła, uznaliby mnie za wariatkę. Ale to nie było wszystko ważne. Jedyne, co się liczyło to to, że byłam szczęśliwa, nawet gdy siedziałyśmy same z Katariną w domu. Obie przeniosłyśmy się do innego kampusu, by nie musieć dojeżdżać z Santa Monica do San Diego. W zamian jeździłyśmy do Los Angeles, co miałyśmy prawie o rzut oszczepem. Rodzice Kat mieli odrobinę problemu z tym, że ich córka wyprowadziła się do kogoś, o kim nigdy nie słyszeli i kogo nigdy nie widzieli, więc Tom musiał zostać im przedstawiony. Ja nie utrzymywałam żadnych kontaktów ze swoją rodziną, ale mi to nie przeszkadzało. Wysłali mi tylko życzenia na Boże Narodzenie, choć nie odwdzięczyłam się tym samym, a tak to nie odzywali się do mnie już w ogóle. Może po prostu nie dojrzałam do tego wszystkiego. I to wcale nie była kwestia wybaczenia, bo wybaczyłam im już dawno... Po prostu przypominali mi o złych czasach i nie mogłam na nich patrzeć i nie widzieć tego. Nie rozpoznawałam w nich swoich własnych rodziców, widziałam kogoś kompletnie obcego. Ale to też nie było ważne, bo Kat i bliźniaki stali się moją rodziną zastępczą i sprawowali się lepiej, niż ich poprzednicy.

- I chcieli nas porównać do zespołu Stylesa, rozumiesz to? Wiedziałem, że chodziło im o ciebie, ale tak się wkurwiłem, że byłem bliski zamordowania ich wzrokiem. Kocham wywiady za to, że pytają cię o coś, a musisz mówić zupełnie co innego i jedyne, co możesz zrobić, żeby ich wszystkich podburzyć, to wbijać im szpile, kiedy nie widzą.
Siedziałam po turecku w sypialni na wielkim i cholernie pustym łóżku, opierając głowę o rękę i patrzyłam na zbulwersowaną twarz Billa na ekranie mojego laptopa i nie wiedzieć czemu, chciało mi się śmiać. Niełatwo było się oderwać od przeszłości, ale dziwnym sposobem wszyscy funkcjonowaliśmy całkiem przyzwoicie.
Oprócz tej pani, którą miała na imię „Zazdrość”.
- Tęsknię za tobą. – wymruczałam, a jego wzrok natychmiast złagodniał. Tak samo jak ja zdawał się siedzieć na łóżku i ostatnimi czasy to była jedyna forma widzenia siebie. Już od ponad miesiąca. Na szczęście nie było to tak trudne jak wtedy, kiedy wiedziałam, że nie wróci. Ale tym razem było inaczej.
- Jeszcze tylko pięć dni i będę z powrotem. Trochę zmęczony, ale będziesz mogła zrobić ze mnie jakiś użytek. – odparł, unosząc ręce w geście poddania, a ja zaczęłam się śmiać. – Będziesz mogła mnie związać i wykorzystywać, aż ci się znudzi. Albo aż mi baterie padną. – dodał po chwili zamyślenia, a ja wyszczerzyłam zęby, dając mu do zrozumienia, że prędzej padnie z wycieńczenia, niż się nim znudzę.
- Zainwestuj w energetyki, chłopcze. – uniosłam sugestywnie brwi, przez co Bill się roześmiał.
- Hej, wiesz, że pierwszy raz w życiu jestem w Londynie i nie mam problemów z brytyjskim? – zmienił temat, a ja spojrzałam na niego krzywo. Jak zwykle debile mieli problem z tym, żeby nas zrozumieć. Dobrze, że nie wyzbyłam się tego na rzecz amerykańskiego. Przynajmniej mogłam im robić na złość. – Specjalnie dla nas próbują mówić wolno i wyraźnie, a wtedy z Tomem mówimy „możecie mówić normalnie, nasze kobiety stąd są i mówią czasami naprawdę...” – urwał, gdy zobaczył moją minę. – Kocham ciebie i twój akcent, mała. – dodał szybko i musiałam przyznać, że ten człowiek doskonale wiedział, co miał mówić i kiedy, bo poczułam, że automatycznie mięknie mi serce. – I mówię poważnie. – nawet nie musiał tego dodawać, bo widziałam to na całej jego twarzy. Potrzeba, by go pocałować i przytulić stała się tak uciążliwa, że zaczęły mnie świerzbić ręce.
- A ja kocham ciebie, a twój akcent już nieszczególnie... – powiedziałam, szczerząc się, a on prychnął. – I mówię poważnie. – sparodiowałam go i oboje się zaśmieliśmy. – Żartuję. – uśmiechnęłam się lekko, choć wiedziałam, że on to wiedział i spojrzałam na zegarek w rogu ekranu. – Powinieneś chyba iść spać, skoro masz sesję z samego rana. – zauważyłam, a gdy on spojrzał gdzieś w bok, westchnął głęboko. U niego było już dawno po północy, a pewnie będzie musiał wstać po siódmej maksymalnie. Zgubiłam poczucie czasu, ile już rozmawialiśmy.
- Odezwę się jutro, okej? – przetarł twarz i ziewnął. Skinęłam głową, próbując nastawić się do tego wszystkiego bardziej optymistycznie. Bo przecież... – Jeszcze tylko pięć dni. – powtórzył, a mi zrobiło się dziwnie lżej. To już mniej, niż tydzień. Mniej, niż te wszystkie dni, które już minęły. To nieważne, że potem znowu wyjedzie, bo zawsze wróci. A wtedy uśmiechnę się, podbiegnę do niego, wtulę się w to najseksowniejsze ciało na tym globie i pocałuję gorące usta, witając go w domu. – Kocham cię. – wyszeptał, a gdy odpowiedziałam tym samym, pomachał mi w kamerkę i się rozłączył. Zatrzasnęłam laptopa, oddychając głęboko.
Jeszcze tylko pięć dni.

><><><><><><><><><><><><><

Jak zwykle nie mam żadnego konkretnego przemówienia na sam koniec, bo jak zwykle nie mam nic do powiedzenia. Mam nadzieję, że się podobało i, jeśli dalej chcecie się ze mną męczyć, zapraszam na:
Not So Love Letters

A tak w ogóle to mam tylko taką małą prośbę. Wiem, że połowa z Was jest tak samo leniwa jak ja, ale jeden raz proszę Was, by każdy z czytających zostawił komentarz chociażby o treści "AKUKU", bądź "CZYTAŁAM".
Dziękuję za uwagę, spotykamy się w najbliższym czasie na kolejnym blogu z prologiem!
Adios Bitchachos! 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Chapter XXXVI

Dodam rozdział,bo mam taki kaprys i jestem wściekła, a jak potem będzie długa przerwa, to przepraszam xD

><><><><><><><><><><><><

Jeszcze kilka razy powtarzał tę akcję, rozpalając mnie w ciągu kilku sekund i gasząc na długie minuty, najwyraźniej robiąc sobie z tego rozrywkę na cały okres jazdy do tego stopnia, że moja bielizna była cała przemoczona, a ja dyszałam zaczerwieniona, chcąc się dobrać do zawartości jego jeansów, na co spotykałam się z upomnieniem w postaci klepnięcia dłoni. A gdy chciałam ową dłoń wsadzić w swoje dresy, Bill chwytał ją i unieruchamiał do momentu, aż minimalnie ochłonęłam. A potem znowu zaczynał i tak w kółko, aż w końcu dotarliśmy na miejsce, a ja miałam problem z wyjściem z samochodu przez drżące nogi. Byłam tak nabuzowana, że chciałam po prostu rzucić się ku niemu, zedrzeć z niego spodnie, oprzeć się o bok Range Rovera i wybłagać go, by mnie przeleciał z całej swojej siły. Próbowałam sobie wmówić, że miałam coś takiego jak duma i na szczęście trochę mnie to powstrzymywało. Nogi jak z waty zabrały mnie do drzwi wejściowych, przez które wparowałam do środka, nawet nie przejmując się tym, że Bill pozostał gdzieś w tyle. Wyglądałoby to zupełnie inaczej, gdyby mnie tak nie kusił. To nie miało sprawiedliwości. Zero.
Zignorowałam psy, ale gdy na horyzoncie w jadalni spostrzegłam Toma, prawie zapomniałam, że jego brat mnie tak potraktował i z piskiem poleciałam w jego stronę, zupełnie ignorując Kat, która stała obok niego i zabierała talerze ze stołu. Wskoczyłam na niego w średnio przyzwoitym stylu, przytulając się i wielkie ramiona oplotły mnie, sprawiając, że łzy stanęły mi w oczach.
- Lena, Lena, Lena, Lena wróciłaś wreszcie. – rzucił w moją szyję, a ja pokiwałam szaleńczo głową.
- Tęskniłam. – wymamrotałam i już miałam zamiar wkleić się w niego jeszcze bardziej, gdy nagle druga para rąk zacisnęła się na moim brzuchu i pociągnęła do tyłu. – Co do...
- Zaraz będziemy z powrotem. – oznajmił Bill, a Tom roześmiał się głupkowato. Poczułam, że znów się czerwienię, choć to było całkowicie bezsensowne, skoro przecież każdy mnie tu słyszał i wiedział, co tutaj robiłam i puściłam gitarzystę, wisząc bezwładnie, przyklejona do brzucha jego brata.
- To było zachowanie godne dzikusa. – oznajmiłam, czując pod pośladkami napięty materiał jego jeansów i zagryzłam wargę, gdy moje soki znowu dały o sobie znać. Boże, byłam mokra i pewnie niedługo zamoczę też dresy, jeśli ich w końcu z siebie nie ściągnę. Machałam bezwładnie nogami, podczas gdy Bill niósł mnie w tej średnio wygodnej pozycji na górę.
- A co w tym takiego złego? – a jakim cudem on potrafił mnie trzymać tylko jedną ręką, otwierając drugą drzwi? Co mnie ominęło? Boże, te cholerne mięśnie, chciałam je polizać.
- Przerżnij mnie. – wydyszałam, gdy moim oczom ukazało się jego wielkie łóżko. – Kurwa, przerżnij mnie, Bill.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – wymruczał i nogą kopnął oba skrzydła drzwi, które zatrzasnęły się głośno i w połowie drogi do łóżka, zostałam postawiona. Już chciałam się pytać, co się stało, ale wtedy jego dłonie rozpoczęły proces rozbierania i każda część mojej garderoby poleciała w innym kierunku, aż stanęłam plecami do niego całkowicie naga. Serce biło mi szybciej, niż pulsowałam między nogami i było mi tak cholernie duszno, że kręciło mi się w głowie. Byłam wpatrzona w mebel przede mną do tego stopnia, że nawet się nie odwróciłam, gdy usłyszałam, że ściągał z siebie ubrania. Po prostu ruszyłam przed siebie i moje kolana dotknęły chłodnej pościeli, gdy wspięłam się na łóżko. Odwróciłam się w momencie, gdy Bill kończył nakładanie prezerwatywy i wtedy też zauważyłam, że mięśnie na jego ciele znacznie bardziej wyrobiły swój kształt i przełknęłam ślinę na ten widok. Boże, on był tak kurewsko seksowny, tak idealny, że nagle nie mogłam przestać na niego patrzeć.
W końcu pojawił się zaraz za mną i poczułam jego twardą męskość napierającą na moje pośladki, gdy chwycił mnie za podbródek i przyciągnął do pocałunku, za którym cholernie tęskniłam. Jęknęłam w jego rozchylone usta, a druga dłoń objęła mnie, zsuwając się coraz niżej, aż dotarła między moje nogi. Boże, tak, w końcu. Naparłam na niego, a jego palce wślizgnęły się w moje mokre wnętrze, znów mnie podniecając. Ocierałam się o niego, aż on westchnął, a potem jego język wdarł się w moje usta, a dłoń z podbródka przeniosła się na moją pierś, którą zaczęła stanowczo pieścić. On był po prostu zbyt dobry. Zbyt dobry, bym mogła na niego nie reagować.
- Och! – sapnęłam gdy nagle pchnął mnie na łóżko, aż wylądowałam  twarzą na poduszkach. Uśmiechnęłam się szeroko, oddychając spazmatycznie i poczułam, jak łóżko się ugina po mojej lewej stronie. Bill złapał mnie za prawą nogę, którą uniósł do góry i jego palce wpiły się w moje udo bezpośrednio pod kolanem i przylgnęłam plecami do jego cudownie nagiej klatki piersiowej. Sięgnęłam ręką między nasze ciała i chwyciłam jego fiuta, by nakierować go na swoje wejście i... – Tak... – zacisnęłam powieki, gdy w końcu po tylu dniach poczułam go w sobie. Co za kurewska ulga. Byłam zdeterminowana, by w końcu dojść i kompletnie nie mogłam się zgodzić na to, by był czuły i delikatny. Bill podparł się na łokciu, pochylając się nade mną, by znów mnie pocałować, a ja wypięłam pośladki w jego stronę, by nabić się na niego bardziej. – Proszę, proszę... – wyjęczałam, odrywając się na chwilę od jego ust. Czułam, że robiłam się coraz bardziej mokra i coraz bardziej podniecona sytuacją i tym, że we mnie był i... – Pieprz mnie, kurwa. – wydusiłam, a on uśmiechnął się w ten zepsuty sposób i, przesuwając rękę wyżej na udzie, odchylił się ode mnie i zaczął się we mnie rytmicznie wbijać, aż musiałam zacisnąć usta, by nie zacząć głośno jęczeć. Moje palce automatycznie powędrowały do łechtaczki, którą zaczęły agresywnie pocierać i to wystarczyło, bym uderzyła bezwładnie głową o poduszkę, gwałtownie dochodząc. Bill roześmiał się gardłowo, nie przestając się poruszać. Moje pośladki zderzały się z jego podbrzuszem, a ja zagłuszałam to swoimi jękami, których nie mogłam powstrzymać, choć wiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie, na dole wszystko będzie wyjątkowo słyszalne. Wciąż się pieściłam i choć to było do przewidzenia, kilkanaście ruchów wahadłowych później, orgazm znów mnie zmiótł i w tym samym momencie zostałam przewrócona na brzuch, a moje nogi złączone. Bill wsunął się we mnie, gdy ja byłam wyjątkowo ciasna w takiej pozycji i poczułam się naprawdę dobrze wypełniona. Nie mogłam się co prawda dotykać, ale wcale mi to nie przeszkadzało, bo uderzanie punktu G dobrze pełniło swoją rolę. Bill chwycił gumkę na moich włosach i rozpuścił je, a po chwili usłyszałam, że znowu parska śmiechem.
- Kurwa, spostrzegawczością nie grzeszę. – wydyszał, a ja w ogóle nie rozumiałam, o czym on mówił. – Wyglądasz kurewsko seksownie, ja pierdolę... – dodał i pochylił się nade mną, by ugryźć mnie w bark, na co odpowiedziałam jęknięciem. – Rozsuń pośladki, skarbie. – wyszeptał, a mi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Byłam otumaniona tym, co ze mną robił i wciąż cholernie go chciałam. Posłusznie położyłam obie dłonie na swoim tyłku i zrobiłam to, co mi kazał. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk splunięcia i poczułam coś mokrego, spływającego wzdłuż rowka. I jeszcze raz. – Perfekcyjnie. – mruknął i zwalniając odrobinę tempo, zaczął masować mój anus kciukiem. Wypięłam bezwarunkowo tyłek do góry i sapnęłam, gdy przez to jego kciuk wsunął się do środka. Kurwa, chciałam, żeby mnie pieprzył w każdą dziurkę tak, aż zemdleję, aż nie będę miała siły się podnieść.
- Mocniej... Mocniej... – prosiłam, gdy splunął na mnie kolejny raz, ułatwiając tarcie kciuka, tak zajebiście zsynchronizowanego z fiutem i umierałam. Dławiłam się, dusiłam.
- Będziemy musieli spędzić całą... oooch, kurwa... – jęknął, gdy doszłam kolejny raz, zaciskając się na nim spazmatycznie. Tym razem czułam to osobliwe pieczenie i tę dziwną ulgę i nie wiedzieć czemu, roześmiałam się, co brzmiało naprawdę abstrakcyjnie w połączeniu z jęczeniem. – Co jest?
- Będziesz musiał zmienić pościel. – wymamrotałam w poduszkę, dysząc głośno. – Pamiętasz... tę fontannę na pornosach? – spytałam, nie potrafiąc opanować zmęczonego śmiechu.
- Awww... Skarbie... – wyciągnął kciuk z mojego tyłka i nagle leżałam na plecach, patrząc na rozbawioną twarz Billa. – To takie słodkie... – i znów się śmiałam, choć natychmiast przestałam, gdy Kaulitz zanurkował między moje nogi i zassał łechtaczkę, drażniąc ją językiem i gdy tylko włożył we mnie dwa palce i zaczął nimi energicznie poruszać, zdmuchnęło mnie czwarty raz, aż wyprostowałam się do pozycji pionowej z napięcia mięśni. Nagle się zakrztusił i parsknął śmiechem i dotarło do mnie, że kolejny raz dosłownie spuściłam mu się do ust. Skurcz odpuścił i padłam na łóżko jak długa, a wtedy on się podniósł i oblizał ostentacyjnie usta, znów się we mnie wbijając, aż wygięłam plecy w łuk. Pochylił się nade mną, by wsunąć we mnie język i poczułam na nim swój smak, przez co westchnęłam przeciągle. Do przodu, do tyłu. Do przodu, do tyłu. Pieprzył mnie długimi i intensywnymi pchnięciami, a moje piersi drżały w tym samym rytmie. Rękoma podtrzymywał moje nogi w górze, a ja sięgnęłam między nie, by rozsunąć wargi sromowe dla lepszego widoku. Byłam śliska, obrzmiała, zaczerwieniona i chlupotałam, a gdy nasze spojrzenia opadły na to miejsce, mogłam nawet zauważyć, jak zaciskam się na nim z podniecenia. Pod pośladkami czułam mokry materiał pościeli i to wszystko zdawało się być tak wyuzdane, że nakręcało mnie jeszcze bardziej. – Pieść się. Chcę zobaczyć, jak dochodzisz. – rzucił i nagle zorientowałam się, że na mnie patrzył. Pewnie normalnie prośba byłaby irracjonalna, ale wiedziałam, że w naszym przypadku wcale nie miał wygórowanych żądań. Moje palce ześlizgnęły się na łechtaczkę, na początku masując ją powoli, powoli, tak cholernie powoli, że aż zamruczał w dezaprobacie. Zdałam sobie sprawę, że chciał dojść razem ze mną. Oblizałam wargę i zagryzłam ją, lustrując go od góry do dołu, przez umięśniony brzuch, zaczerwienioną klatkę piersiową, szyję i policzki. Był idealnym obrazkiem mężczyzny, któremu było po prostu dobrze. Uwielbiałam świadomość, że czuł się tak, uprawiając seks ze mną. Zwiększyłam tempo, a zaraz on zaczął się we mnie szybciej wsuwać i wysuwać, w ten sposób wspinając się na szczyt w tym samym momencie. Szybciej i szybciej i szybciej i nagle Bill zacisnął zęby, puszczając moje nogi pochylił się nade mną gwałtownie, aż kropelka potu opadła na mój policzek. To wystarczyło, bym znów się wygięła, dociskając swój brzuch do jego brzucha w orgazmie, który w pokrętnym rozumowaniu dzieliłam razem z nim, gdy drżał, dopełniając moje drżenie.
- Och, Boże, kocham cię!... – wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja przyciągnęłam jego głowę do swojej, by wpić się w jego usta. Jego język imitował te ruchy, które jego penis wykonywał w moim wnętrzu i bum, doszłam znowu, sprawiając, że Bill zaczął jęczeć między moje wargi, gdy zaczęłam się wokół niego jeszcze bardziej zaciskać. Uwielbiałam go. Po prostu uwielbiałam.  – Och, kurwa... – wymamrotał i oparł czoło o moje, dysząc głośno. Podrapałam go delikatnie po karku i przesunęłam dłoń na jego mokre plecy, badając opuszkami palców tak znaną mi skórę. Zapadła między nami cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami i uśmiechnęłam się mimowolnie. Byłam w domu.
- Bill?
- Hmmm?
- Kocham cię. – odpowiedziałam i tym razem to on się uśmiechnął.

- Boże, oni mają tam zamiar się pieprzyć, prawda? – spytała Katarina, choć wiedziała, że to było proste pytanie retoryczne. – Tom, ty jakiś burdel tutaj masz. – prychnęła, choć on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona żartowała. Spojrzała na niego kpiąco, a on wzruszył ramionami.
- Co ja na to poradzę? Jesteśmy zbyt seksowni, by nam się opierać. Geny. – wyszczerzył zęby. – Chodź zapalić, zanim znowu zaczniesz złorzeczyć na biedną Lenę, która po prostu...
- Milcz, Tom. – burknęła i wytarła mokre ręce, zastanawiając się, dlaczego w ogóle myła naczynia w nieswoim domu. – Obaj jesteście szurnięci. Dziewczyna dopiero co pogodziła się ze swoim... No z tym tamtym – machnęła lekceważąco ręką, doprowadzając gitarzystę do głupiego chichotu. – i od razu ląduje z nim w łóżku! Co za czasy! Co za brak dojrzałości emocjonalnej! Co za akt brutalności seksualnej! Traktowanie kobiety tak, jakby nie była...
- Kat, słońce ty moje, promyczku mój, zapomniałaś, że ja nie rozumiem ani słowa, gdy zaczynasz mówić jak karabin maszynowy. Zwolnij z tym swoim brytyjskim akcentem, okej?
Brunetka zatrzymała się gwałtownie i odwróciła się, by posłać swojemu facetowi mordercze spojrzenie. Zacisnęła  wargi w cienką linię i prychnęła, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że jeszcze bardziej go tym rozbawi. To było takie niesprawiedliwe, że nigdy nie brał jej gróźb, obelg i obrażania się na poważnie. Ten związek był cholernie dziwny, ale dostarczał jej więcej szczęścia, niż jakikolwiek inny, w którym była. Czuła się tak... Tak bezpieczna, zrozumiana i zrelaksowana. No i zdecydowanie usatysfakcjonowana seksualnie.
- Jestem całkiem pewien, że właśnie usłyszałem jakieś podejrzane dźwięki...
- Tom!
- Jakbyś była lepsza.
Nie mogąc się już powstrzymać, roześmiała się głośno i, gdy gitarzysta dołączył do niej na dworze, zarzuciła mu ręce na kark, by wspiąć się na palce i go pocałować. Zamruczał w jej usta, łapiąc ją za pośladki, zaciskając na nich palce. Czasami wydawało jej się, że to źle, że była trochę bardziej wstydliwa od Leny, ale on nigdy nie miał nic przeciw, więc otwierała się bardzo powoli. Ciężko jej było się przystosować do jego nieograniczonej wyobraźni w kwestii seksu, ale uwielbiała to i było dokładnie tak, jak jej zapowiedział. Pokochała seks. Z nim, dokładniej rzecz ujmując.
- Będziemy się teraz ścigać, kto będzie więcej pieprzył? Bo ja przyjmuję niepisany zakład już teraz. – stwierdził i pociągnął ją na białą ścianę z lewej strony i, gdy tylko zderzyła się z nią plecami, wpił się w jej usta. Nie oponowała, gdy brał, co chciał, bo zawsze biorąc, dawał milion razy więcej. Całkowicie się mu poddała, pieszcząc go dłońmi tak samo, jak on pieścił ją. Ręce były wszędzie, badały znane tereny, naciskały te bardziej czułe miejsca, próbowały zedrzeć ubrania. Koszulki wylądowały na trawie, jej spodenki opadły na ziemię wraz z bielizną i Tom kucnął, by znaleźć się twarzą w twarz ze zwieńczeniem jej ud i oblizał usta. – Taka strata, gdybyś się tutaj nie pojawiła... – rzucił cicho, a potem nogi Katariny zadrżały, gdy jego język zanurkował w jej cipkę, a jej właścicielka zachłysnęła się powietrzem. Wsunęła palce w jego włosy i naparła na jego usta. Zacisnęła powieki, wzdychając głośno, gdy zaczął wyprawiać jakieś niepojęte rzeczy między jej nogami. Nie miała pojęcia, jak on to robił, ale wystarczyła tylko chwila, by zaczęła drżeć i błagać o więcej, czując, że zrobiła się mokra. Umiał ją przygotować prawie na pstryknięcie palców. Tak po prostu i ochh, to było tak dobre... – Nie upadniesz, jeśli teraz dojdziesz? – spytał dłuższą chwilę później, gdy pieczołowicie używał języka i ust, by dać jej jak najwięcej rozkoszy ssaniem i lizaniem. Urywany oddech świadczył o tym, że była już naprawdę blisko i co chwilę zapominała, że chwytanie za mocno włosów Toma mogło sprawić mu ból. Ale on najwyraźniej nie miał nic przeciwko, cały czas skupiając się na tych wspaniałych ruchach języka i ochh, palce... Wsunął je w jej wilgotne i gorące wnętrze i jęknęła, opierając głowę o ścianę, zagryzając boleśnie wargę. Pewnie upadnie. A wtedy będą to robić na ziemi. W czym problem?...
- Och, kurwa!... – sapnęła, gdy swoimi długimi palcami odnalazł genialny punkt w środku i wraz z ustami sprezentował jej taki orgazm, że na długą chwilę zapomniała, że powinna była oddychać. Jej nogi poważnie zadygotały, tak samo jak i całe ciało i prawie zakwiliła z doznań. Nie miała absolutnie pojęcia, jak on to robił, ale musiała przyznać, że był bardziej, niż profesjonalistą w tym, co robił. I nie przestawał i tak, była znów blisko, tak blisko, tak... Nagle mokre usta znalazły się na jej ustach, pozostawiając ją na stromej krawędzi kolejnego wybuchu. Sięgnęła drżącymi rękoma do klamry jego paska i rozpięła ją, dobierając się do jego spodni, które po chwili opadły do jego kostek wraz z bokserkami. Uśmiechnęła się, gdy oderwał się od niej, podskakując, by skopać z siebie ubrania. Z powrotem wpił się w jej usta, łapiąc ją za pośladki i uniósł ją tak, by mogła opleść nogami jego biodra i jęknęła głośno, gdy wsunął się do w nią do samego końca, aż jego podbrzusze zderzyło się z jej podbrzuszem. Palce mocno zacisnęły się na jej tyłku, unieruchamiając ją przy ścianie, a jej ręce oparły się o jego barki i znów wsunęły się w jego włosy. Uwielbiała je dotykać, naprawdę uwielbiała. Jego usta odnalazły nowe miejsce do pieszczot i odchyliła odrobinę głowę, by mógł zająć się jej uchem i jego okolicą. Wykonywał krótkie i głębokie pchnięcia, ocierając się o jej nabrzmiałe i sterczące sutki, wysyłając elektryzującą falę do jej kobiecości. Jedno pchnięcie, drugie pchnięcie, trzecie pchnięcie i oboje jęknęli w tym samym czasie, gdy Katarina znowu doszła, zaciskając się rytmicznie na męskości Toma.
- Kurwa, jesteś... Jesteś za dobry... – wydyszała do jego ucha, które tym razem to ona schwytała w zęby, wsuwając język w tunel w nim. Pisnęła głośno i natychmiast go puściła, gdy jedna z jego dłoni strzeliła ją w pośladek. Odsunął się od niej, by móc spojrzeć na jej twarz i wyszczerzył zęby, oddychając głęboko.
- Och, tak? – spojrzał na nią spod uniesionej brwi, nie przestając się w niej poruszać.
- Och, tak. – wymruczała i przyciągnęła go do łapczywego i gwałtownego pocałunku. Tom przyspieszył i, gdy już myślała, że w tak fenomenalny sposób podrażniając jej wrażliwe miejsce, dojdzie znowu, nagle wysunął się z niej, stawiając ją na ziemi. Spojrzała na niego zdezorientowana i sapnęła, gdy nagle została odwrócona twarzą do ściany.
- Jakie to zajebiste, że mogę z tobą próbować dosłownie wszystkiego... – westchnął i złapał ją za lewą nogę, unosząc wysoko, by ułatwić sobie dostęp do jej wnętrza. Katarina oparła rękę o ścianę dosłownie kilka sekund przed tym, jak jej głowa opadła w to samo miejsce, gdy Tom znów wszedł w nią z wymownym mlaśnięciem.
Chwilę później po dworze rozbrzmiewały głośne dźwięki odbijania się od siebie nagich ciał, zduszone męskie westchnienia i kobiece jęki, prawie błagalne. Katarina napierała na Toma tak, jak to tylko było możliwe, nie tracąc przy tym równowagi, gdy gitarzysta wbijał się w nią na ugiętych nogach. Kręciło jej się w głowie i czuła, że jest cała spocona od tego, że każdy kolejny orgazm był coraz silniejszy i zaczęło jej się robić od tego słabo. On jakimś cudem jeszcze nie doszedł, a ona nie mogła przestać napalać się na niego jeszcze bardziej. Mocniej, mocniej. Przy kolejnym razie poczuła, że dosłownie krew odpływa jej z wszystkich kończyn i musiała się o niego oprzeć, by nie upaść. Za dobrze, było jej stanowczo za dobrze, kiedy on ją w taki sposób wykorzystywał. Nie miała pojęcia, jak to się działo, ale z każdym kolejnym razem, gdy uprawiali seks, ona wynosiła z tego jeszcze więcej rozkoszy, kiedy wydawało jej się, że to już niemożliwe. On łamał wszystkie bariery, stereotypy, to, co wydawało się być irracjonalne. Czuła, że jej własne soki spływają po jej nodze, ułatwiając mu jeszcze bardziej te cudownie podniecające ruchy. A potem ręka przesunęła się z biodra na jej wejście i palce zaczęły masować jej łechtaczkę, powodując prawie spanikowany okrzyk z jej ust.
- Nie, Tom, ja... – zakwiliła, gdy poczuła wyjątkowo mocne ciśnienie wzbierające się w jej ciele. – Nie, Tom, nie...
- Właśnie, że cholerne tak, skarbie... – wymruczał, wodząc ustami po jej wilgotnej skórze.
- Tom... Tom, kurwa, ja... – musiała zacisnąć oczy, czując, że z ogarniającej ją paniki jej serce zaczyna bić prawie boleśnie. – To będzie...
- Mocne?
- Za mocne!... – wydusiła podniesionym głosem, zaciskając zęby.
- Więc dojdź, nie bój się. – przyspieszył wbijanie się wraz ze swoimi palcami i jej dłonie zaczęły drżeć, zaczynając poszukiwanie stałego i pewnego oparcia. Walczyła o oddech, ale było coraz ciężej i poczuła się tak, jakby krew przestała dochodzić nawet do jej mózgu. W ostatnim momencie złapała za jego rękę i wydała z siebie krzyk, uderzając bezwładnie głową o jego klatkę piersiową, kompletnie tracąc panowanie nad ciałem i dźwiękami, jakie wydzierały się z jej gardła. Palce nie zaprzestały pieszczoty, choć Tom musiał przestać się w nią wbijać, by nie stracić równowagi i poczuła, jak z jej oczu spływają gorące łzy, gdy dygotała spazmatycznie w orgazmie, który jego ręka nie chciała zatrzymać i szumiało jej tak potwornie w głowie, która była niewiarygodnie blisko eksplozji. Musiała go zatrzymać, bo wiedziała, że tego nie zniesie, ale nie potrafiła wykonać jakiegokolwiek ruchu. Topiła się w ekstazie. Nie umiała nabrać nawet powietrza, by zapełnić nim płuca, po prostu szybowała w nieznanym jej kierunku, wciąż dochodząc, pierwszy raz doświadczając kilku orgazmów na raz.
Zamrugała gwałtownie oczami, nagle zdając sobie sprawę, że Tom, który dyszał w jej włosy, opierał się o ścianę, trzymając ją kurczowo obiema rękoma. Wciągnęła ze świstem powietrzem i cicho jęknęła, czując, że w końcu krew wraca na swoje miejsce i wybucha gorącą czerwienią na jej policzkach. Boże, czy ona właśnie zemdlała?
- Ja pierdolę. – rzuciła zachrypniętym głosem i przetarła mokrą twarz, odgarniając z niej zabłąkane kosmyki. Gapiła się szeroko otwartymi oczyma przed siebie, nie wierząc, że pierwszy raz coś takiego przeżyła.
- Kurwa, teraz nawet się nie dziwię, że się tak wystraszyłaś. – zauważył zdławionym głosem Tom. – Sam bym się tego wystraszył, gdyby nie to, że tak zmaltretowałaś mi kutasa, że nie mogłem się nie spuścić i ledwo nas uratowałem od epickiego zgonu na ziemi... Czy ty straciłaś przytomność?
- Tak mi się wydaje... – skinęła głową i już chciała się do niego odwrócić, gdy zdała sobie sprawę, że gdyby on ją puścił, upadłaby z łoskotem. Nie miała czucia w kończynach i ciągle drżała. – Jezu... – wymamrotała, ciągle mając problem z przyswojeniem do siebie informacji, co się właśnie stało. – To był najsilniejszy orgazm, jaki kiedykolwiek przeżyłam. – stwierdziła i usłyszała, że Tom się uśmiechnął.
- Najwyraźniej musieliśmy się dopasować tak samo jak Bill z Leną, tak mi przykro.
Boże. Właśnie!
- Lena! Kurwa, Tom! Lena tu wróciła, a my, zamiast ją jakoś przywitać, cieszyć się, że wszystko dobrze się skończyło, uprawiamy seks na dworze!
- No i? Była zajęta.
Katarina nie mogła się powstrzymać od wybuchnięcia głośnym śmiechem. Przechyliła na bok głowę i spojrzała na Toma, na którego twarzy widniał uśmiech złego chłopczyka.
- Jesteś taki zepsuty, Kaulitz... – wymruczała, a on pochylił się, by cmoknąć ją w nos.
- Geny, skarbie, geny. 

><><><><><><><><><><

Gdyby ktoś mnie o zdanie pytał, to moje ulubione momenty to:
"Awww... Skarbie... To takie słodkie..."
i
"No i? Była zajęta."

niedziela, 12 stycznia 2014

Chapter XXXV

Suprprise!
Normalnie to nie wrzucam tu piosenek, które średnio mi tekstowo współgrają z treścią rozdziału, ale przy tym pisałam i dobrze mi się melodia wkomponowała w pierwszą część rozdziału, więc zalecam zrobienie:

*********CLICK!!*********

><><><><><><><><><><><><><><><

Nie chciałam nawet mrugnąć okiem. Nie chciałam, by okazało się nagle, że zwariowałam i to była tylko projekcja mojego dowcipnego umysłu. Chłonęłam jego sylwetkę, zbyt długo zatrzymując wzrok na jego włosach, które były ścięte prawie do zera. Nie był już blondynem, a ciemnym szatynem. I miał na sobie szarą koszulkę, czarne wąskie jeansy i zwykłe trampki. I jego mięśnie rozbudowały się jeszcze bardziej. Nie mogłam oderwać od niego oczu, choć wiedziałam, że tym samym wydawałam się ze swoimi uczuciami. Wiedziałam, że przynajmniej wyglądałam dobrze. Ale to nie oznaczało, że poczułam się lepiej, od nadmiaru strachu i ekscytacji było mi niedobrze. I co ja miałam zrobić? Zaprosić go? Powinnam się odezwać, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co trzeba zrobić, by coś powiedzieć. Cokolwiek. Wszystkie słowa wydawały mi się być bezsensowne. Wszystko traciło sens, kiedy on był w pobliżu i tym razem nie było inaczej. Jego usta nic nie mówiły, jego mimika nie przedstawiała żadnych emocji, a ray-bany odebrały mi możliwość zajrzenia w jego oczy, które zawsze mówiły więcej, niż całe jego ciało. Po co przyszedł?
Powoli mój wzrok odnalazł to, czego szukał. Jego dłonie były tak zaciśnięte, że mogłam dostrzec białe kłykcie. Był zdenerwowany. Gdy tylko spostrzegł, że to zauważyłam, skrzyżował ramiona i odchrząknął. Nabrałam mocniej powietrza na ten dźwięk, czując, że po moich plecach przechodzą ciarki. Byłam głupia, że ekscytowałam się czymś, co nawet nie było słowem. Ale to było tak cholernie trudne, nie widziałam go od ponad dwóch miesięcy i...
- Wpuścisz mnie? – spytał nagle, miękko i niepewnie i moje wnętrzności zawiązały się w ciasny supeł. Odsunęłam się od wejścia, robiąc mu miejsce, choć nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Bałam się wiedzieć, co miał do powiedzenia, bo przecież to mogło być absolutnie wszystko. Ale chciałam słuchać jego głosu i mogłam dostać kolejny raz po twarzy, jeśli taka była cena. Mogłam dostać kolejny powód do cierpienia i mogłam sobie później wyrzucać, że zrobiłam znowu źle. Dla tych kilku minut. Chociaż to mogło mi ulżyć. A potem raz na zawsze zamknę ten rozdział.
Przełknęłam ślinę, czując ból gardła, które zacisnęło mi się z nerwów i wbiłam wzrok w podłogę, gdy Bill wszedł do środka. Musiałam zabrać go do pokoju, bo matka mogła wrócić w każdej chwili, a nie chciałam, by zobaczyła, z kim rozmawiam. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę schodów, mając nadzieję, że on za mną podąży. Słyszałam, że zrzuca z siebie buty, ale nie zatrzymałam się. Wspięłam się na górę, a on był zaraz za mną. Co ja wyprawiałam? Bill Kaulitz tu był, a ja się zachowywałam tak, jakby mnie to wcale nie cieszyło. Weszłam do pokoju i zagryzłam dolną wargę, obierając sobie za bezpieczną przystań biurko, o które oparłam się pośladkami. Patrzyłam z rezerwą, jak Bill zamyka za sobą drzwi, rozglądając się wokół. Nagle przyległ do nich plecami i zsunął się na podłogę. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, o co mu chodziło. Ściągnął okulary i położył je obok siebie i dopiero wtedy zobaczyłam zestaw emocji, które ekspresyjnie rozlały się na nim całym. Frustracja i zmęczenie. Przetarł dłońmi twarz i odetchnął głośno, jakby zbierał się w sobie. Ja nie odzywałam się ani słowem, bo nawet nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć.
- Zerwałem umowę, bo nie mogłem znieść, że Styles cię skrzywdził pod moją opieką. – rzucił nagle wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, a mnie w tym samym momencie zmroziło i oddech ugrzązł mi gdzieś po drodze. – Myślałem, że jeśli zostawię cię w spokoju, on będzie trzymał tę swoją obsesję na poboczu i czcił cię z daleka jak zawsze. To nie chodziło o mnie. – spojrzał na mnie, oblizując nerwowo wargę. – Siedemdziesiąt osiem dni temu byłem gotowy, by oddać swoje życie, byleby zrezygnował z was wszystkich. Bo wiedziałem, że gdy umrę, Tom i Katarina będą bezpieczni. Że ty będziesz bezpieczna. – jego wzrok znów opadł gdzieś na podłogę, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Spijałam z jego ust każde słowo i nie miałam dość. Chciałam, by nie przestawał mówić. A on posłusznie nie przestawał. – Myślałem, że byłem przyzwyczajony do różnych rodzajów bólu, ale... – urwał, mrugając gwałtownie oczami i potarł dłonią swoje ramię. – Ale nie wiem, co było gorsze. Moment, gdy zalewałaś moje ręce krwią, czy te dwa dni, gdy nie było wiadomo, czy przeżyjesz. Nic, uwierz mi, naprawdę nic nie bolało tak bardzo. Nie mam nawet żadnego porównania, bo to... – parsknął śmiechem, potrząsając głową. – Ty umierałaś, a moje życie przeciekało między palcami i jedyne, co mogłem robić, to patrzeć... Zrozumiesz, co mam na myśli, kiedy powiem, że nie wierzę, ale modliłem się do Boga, byś przeżyła? Naprawdę się modliłem. Nie mogłem nawet zmrużyć oka przez cały ten czas, więc siedziałem i się modliłem. W kółko... i w kółko... i w kółko... I doskonale zdawałem sobie sprawę, że to wszystko moja wina. Myślałem, że gdybym cię od niego nie zabrał, nigdy byś się nie dowiedziała i byłabyś z nim szczęśliwa. A ja byłem samolubnym dupkiem, który chciał cię tylko dla siebie... – przez dłuższą chwilę milczał i, gdy tak patrzył w przestrzeń, zauważyłam, że jego oczy lśniły tak, jakby był bliski łez i to była ostatnia rzecz, którą ja sama potrafiłam dostrzec, bo to był perfekcyjny bodziec, który sprawił, że się rozpłakałam. Przed nim. Bo nie mogłam uwierzyć, że mógł mówić do mnie o swoich uczuciach, przyznawać się do nich. A gdy wyobraziłam sobie, jak on musiał się czuć, łzy spływały jeszcze intensywniej. – Więc zdecydowałem się na... Na zerwanie umowy i oddalenie się od ciebie, bo ironia sytuacji polegała na tym, że pierwszy raz poczułem się tak, jakbym nie był nikogo wart. Niczego wart. Odebrałem ci wszystko, a potem prawie odebrałem ci życie.
- Przecież to nie byłeś...
- Styles celował we mnie. – przerwał mi gwałtownie zdławionym głosem. – Powinienem był umrzeć. Kolejna ironia, że wydawało mi się, że wiem, jak to jest, gdy jest się martwym... ale się myliłem. Myślałem, że bycie opuszczonym jest najgorszym uczuciem, jakie może tylko istnieć, ale okazało się, że istnieje coś znacznie gorszego. Gorsze jest opuszczenie osoby, życie bez niej i z poczuciem winy. Nie mam pojęcia, jakim cudem wytrwałem tyle czasu. – dodał z autentycznym zaskoczeniem, a ja przetarłam oczy, by móc skupić się na jego twarzy, wciąż próbując otrząsnąć się z szoku. – Poświęciłem się pisaniu i pogodziliśmy się z basistą i perkusistą, ale wciąż było źle i jeszcze słyszałem od Kat, że pijesz w jakichś barach, że jesteś w fatalnym stanie i... – wciągnął ze świstem powietrze i odetchnął, zaciskając powieki. – I wiedziałem, że... Musiałem cię jakoś powstrzymać, bo... Bo nie byłem wart i... – zakrył dłońmi twarz. – To było tak kurewsko trudne... Każdy dzień był dłuższy od kolejnego i zrobiłem dodatkowo z Kat dostarczyciela informacji, a czasami sam nie mogłem się powstrzymać i musiałem wiedzieć, że wszystko się stabilizuje... Tak, śledziłem cię. – parsknął suchym śmiechem, dziwnie spazmatycznie. – I z jednej strony chciałem widzieć... Chciałem widzieć, że idzie ci coraz lepiej, a z drugiej strony chciałem wiedzieć, że jest ci beze mnie źle. Bo jestem popierdolonym skurwysynem. A potem prawie przestałaś wychodzić z domu i nie wiedziałem już, co się dzieje i było jeszcze gorzej. Jak pieprzona fala. Raz wyżej, raz niżej, ale ciągle tragicznie. A potem Styles... chyba postanowił się pochwalić swoim poczuciem humoru i pewnego dnia zawitała do nas Emilie. Po dwóch latach. Przysięgam, że gdybym mógł, rozszarpałbym go na części pierwsze za wszystko, co zrobił w swoim marnym życiu. Za wszystko. Za ciebie, za siebie, za Kat i Toma. Wiedziałem, że musiał się u ciebie pojawić z tą nowiną. Wiedziałem, że będzie przez to jeszcze gorzej, a ja wcale... Miałem tak głupią wizję, że to nie ona, a ty... Chciałem, żeby tak było. Ale przecież ty masz swoją dumę i nigdy byś do mnie po tym nie przyszła... Ciągle nie wierzę, że tak po prostu przyznałaś, że mnie kochasz... kochałaś... – poprawił się po chwili i westchnął przeciągle i pociągnął nosem, a moje serce ścisnęło się boleśnie, gdy dotarło do mnie, że musiał płakać. Bill Kaulitz płakał. Przeze mnie. Szumiało mi w głowie z nadmiaru wiedzy. – Nawet nie pamiętam, o czym ona do mnie mówiła... Po prostu ją zostawiłem, jak stała w progu... Pamiętałem tylko, że wspomniała o Stylesie... – znów się roześmiał. – Chyba nie myślał, że po tym, jak miałem ciebie, mógłbym chcieć kogokolwiek innego?... Nie wiem, czemu się śmieję, bo to nawet nie jest śmieszne... – usiadł po turecku, podparł głowę ręką, łokciem opierając się o udo. – Tak samo jak mało śmieszne było to, że wiedziałem, że Styles do ciebie przychodził tyle razy, że wiedziałem, że coś się zmieniło. Powiedziałbym, że było za późno, gdyby nie to, że za późno było wtedy, kiedy on cię postrzelił. Wszystko zaczęło się tak niewłaściwie... Ale wtedy usłyszałem, że wcale nie jest z tobą lepiej i, że mało jesz i schudłaś... – zerknął na mnie, obrzucając mnie spojrzeniem, a mi zrobiło się ciepło z zażenowania. – Z czym się w pełni zgadzam...
- Ja nie...
- I dotarło do mnie, że może robisz coś źle, że może nie do końca nad tym wszystkim panujesz, że... Próbowałem się chwytać wszystkiego... – wzruszył ramionami. – Jestem cholernie samolubny, Lena... Pamiętasz te sny, po których zachowywałem się jak dziwak? – na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, a ja zmarszczyłam czoło. – Nigdy nie oponowałaś, gdy kochaliśmy się bez zabezpieczenia, a to było moim egoistycznym planem, bo miałem te piękne sny, gdzie byłaś matką moich dzieci... A teraz, jak już to powiedziałem, brzmię na jeszcze większego dupka, bo gdybyś zaszła w ciążę, uwiązałbym cię jeszcze bardziej i nie mogłabyś spełniać swoich marzeń. – gapiłam się na niego szeroko otwartymi oczami, a on chyba nawet nie był zawstydzony tym, co mówił. Po prostu mówił. Tak jak zawsze, gdy miał coś do powiedzenia. – Wiedziałem, że mnie z tego wyciągniesz... Dokładnie tego dnia, gdy dostałem twoje zdjęcia, wiedziałem, że przywrócisz mnie do życia. To nie była nuda, to nie było to, że chciałem mieć kogoś w łóżku, to nie było to, że byłem tak pojebany, że chciałem mieć niewolnicę i to nie było to, że chciałem cię od siebie uzależnić. – podniósł swoje lśniące oczy na mnie i wstrzymałam oddech. – Chciałem cię pokochać, Lena. – powiedział drżącym głosem. – Z tych wszystkich zdjęć ty jedyna zdawałaś się patrzeć na mnie i mówić, że to możliwe, żebym to poczuł i, kiedy już cię miałem, zdałem sobie sprawę, że nic nie będzie takie proste, jak mi się zdawało na samym początku, kiedy zacząłem opracowywać plan. – dodał, potrząsając głową, a ja patrzyłam na niego oniemiała i nawet nie byłam zorientowana, czy w ogóle oddychałam. – Byłem przerażony, bo zaczęło mi zależeć o wiele za wcześnie i coraz ciężej było mi udawać, że jest inaczej, przy czym nie mogłem sobie przestać wypominać, jak traktowałem cię na samym początku. I byłem przerażony, jak szybko potrafiłaś do mnie dotrzeć i przebić się przez mur, jaki wokół siebie postawiłem... I wtedy przyznałaś się, że mnie kochasz i... I odpuściłem. Bo wiedziałem, że jeśli w takich warunkach, w jakich cię postawiłem, byłaś w stanie do mnie coś poczuć, byłaś bezpiecznymi dłońmi, w których mogłem złożyć swoje serce bez obawy, że będziesz próbowała je złamać. I wiedziałem, że w tym wszystkim, co dotychczas zrobiłem, to była najwłaściwsza rzecz i nie było dnia, gdy żałowałem... Wysłałem ci te... – znów parsknął śmiechem, zamykając oczy. – Wysłałem ci te głupie czekoladki, bo minęło tak dużo czasu, że nie mogłem sobie wyobrazić, że po prostu tutaj przychodzę jak gdyby nigdy nic i ci to mówię. Wtedy pomyślałem „Bill, ona ma okres, to jak dwie pieczenie na jednym ogniu”. Wiem, że to kurewsko idiotyczne, ale z każdym dniem tęskniłem mocniej i byłem... I czułem się tak, jakbym zatracał możliwość logicznego rozumowania. – nie rozumiałam, dlaczego stałam w miejscu, zamiast się ruszyć i zatracić w jego cieple. Wyznał mi, że mu na mnie zależało, więc chyba nie miał zamiaru mnie odrzucić, prawda? Boże, on powiedział to, na co ja czekałam, umierając i teraz tak po prostu stałam jak wryta i nie umiałam nic zrobić. Po moich policzkach znów potoczyły się kolejne łzy, tym razem ze wściekłości na samą siebie. – I byłem tak zajebiście zazdrosny o Stylesa, że tu był i robił coś, o czym ja nie chciałbym słuchać i nagle nie potrafiłem nie zaryzykować. Nie umiałem znieść myśli, że mógłby mi ciebie odebrać, kiedy ja wcale nie zostawiłem cię dlatego, że chciałem. Boże, Lena, przepraszam za wszystkie błędy, jakie popełniłem... – wyrzucił, a ja wydałam z siebie spazmatyczny szloch i moje nogi same mnie do niego powiodły, bo ja sama nawet nie widziałam. Potrzebowałam go. Tak cholernie go potrzebowałam i kiedy na czworakach w końcu do niego dotarłam, on wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie mocno, a ja całkowicie się rozkleiłam. – Kocham cię, Lena, kocham cię... – wydyszał do mojego ucha, a ja wtuliłam się w jego szyję, nie mogąc poradzić sobie z uczuciami.
- Myślałam, że... że się mną znudziłeś... – wydusiłam, łkając, a jego dłonie zaczęły pocierać moje plecy.
- Nigdy. – zaprzeczył, co doprowadziło mnie do kolejnej fali płaczu. – Nigdy. – powtórzył, a ja objęłam go, ciasno do niego przywierając, by wchłonąć w siebie jego ciepło. – Nie masz nawet pojęcia, jak wielkim darzę cię uczuciem, bym mógł tak po prostu się tobą znudzić. Nigdy, Lena, rozumiesz? – parzył mnie swoim gorącym oddechem i czułam się tak wspaniale na miejscu, że przemknęło mi przez głowę, że może zasnęłam i Harry przyszedł mnie zabić i teraz byłam w niebie. To było za dobre. Za idealne.
- Zabierz mnie stąd, Bill...
- Zabiorę.  – obiecał, a ja uśmiechnęłam się z ulgą i zamknęłam oczy, ogarnięta bezpieczeństwem. Byłam taka zmęczona egzystencją bez niego i nareszcie poczułam, że w końcu odetchnę i wszystko wróci do normy.

Zostawiłam krótką notatkę na blacie w kuchni, mówiącą o tym, że się stąd wyprowadzam, choć nie podałam dokładnie dokąd. Nie chciałam, by wiedzieli za dużo. Po prostu musiałam się zabrać z domu jak najszybciej, a tam, gdzie mieszkał Bill, było miejsce, gdzie ja sama czułam się najlepiej. Całkiem ironicznie to wszystko wyszło, gdyby pomyśleć o tym, że właściwie chciałam uciec do domu, w którym byłam przetrzymywana.
Dość ciężko było mi się skupić na tym, co właściwie robiłam, co pakowałam, co planowałam. Gdy jako tako dostosowałam się do rzeczywistości, dotarło do mnie, że zaraz obok siebie miałam Billa. Z którym nie widziałam się od ponad dwóch miesięcy, co oznaczało, że od ponad dwóch miesięcy nie uprawiałam seksu. Gdy człowiek nie wiedział, jak to dokładnie jest, mógł bez tego normalnie żyć, ale gdy już raz się zasmakowało czegoś tak dobrego, chciało się to jeść na okrągło. A moje napięcie było dodatkowo wzmagane tym, że podczas pakowania kilkukrotnie moje dłonie otarły się o jego dłonie, a moje biodro o jego nogi. I tak w kółko. Bałam się go pocałować, bo wiedziałam, że to mogło się skończyć wybuchem. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że z nim było dokładnie to samo. Wstrzymywany oddech przy niezamierzonym dotyku. Nie chciałam robić tego tutaj, w miejscu, gdzie wszystko zdawało mi się być skażone obecnością Harry’ego, a z drugiej strony między nami pojawiła się dziwna bariera, której nie umiałam tak po prostu przeskoczyć. Ale z każdą minutą pragnęłam go coraz bardziej i bardziej i, gdy wychodziliśmy z domu z moimi rzeczami, czułam, jak bardzo pulsowałam i z tego powodu miałam problem z otrzeźwieniem.
Próbowałam się skupić na tym, że w końcu zobaczę Toma, bo to był najbezpieczniejszy temat, na jaki potrafiłam się zdobyć. Musiałam sobie to poukładać, a do tego czasu chciałam przestać myśleć. Jakkolwiek.
- Kat mówiła, że to z Tomem ponoć kreuje się na coś poważnego. – zauważyłam, gdy wydostaliśmy się na autostradę i Bill znacznie przyspieszył, co nieświadomie skojarzyło mi się znowu z seksem. Jego palce na kierownicy. Papieros w ustach, który sprawiał, że moja wyobraźnia wracała do tej nocy, poprzedzającej najazd Harry’ego. Kusiło mnie, by dotknąć tych krótko ostrzyżonych włosów, by dotknąć zarostu, który uwielbiałam czuć na sobie. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się do okna od mojej strony.
- Cóż, biorąc pod uwagę, że jest u nas wyjątkowo często i mój brat zdaje się być na tyle zadowolony, że z łatwością stworzył muzykę dla mojego tekstu... Taak, sądzę, że to coś poważnego. – wymruczał i usłyszałam, że się uśmiecha. Tym samym udostępnił mi kolejny bezpieczny temat na tę ponad dwugodzinną podróż, która już teraz wiedziałam, że będzie się cholernie dłużyć. Gdybym tylko miała odwagę go zatrzymać i ulżyć nam obojgu, zrobiłabym to natychmiast. Tylko to wszystko wydawało się być takie surrealistyczne. On powiedział, że mnie kocha. To było po prostu...
- Rozmawialiście może z resztą zespołu o reaktywacji? – spytałam, próbując powstrzymać podniecenie, które wciąż wesoło łapało mnie za gardło, utrudniając mówienie.
Dmuchnął dymem papierosowym w uchyloną szybę, a mi przemknęło przez myśl, że wciąż byłam ubrana bardzo niewyjściowo. O czym ja myślałam w takim stroju, kiedy on wyglądał tak dobrze? Czemu te cholerne włosy tak na mnie działały?... Kurwa, miałam na niego nie patrzeć.
- Owszem... – odparł zdawkowo, a mój wzrok znów odbił się od mijanych przez nas samochodów do twarzy Billa, który właśnie się zaciągał jako przykładny nałogowiec. – Nie zgadniesz, ile napisałem tekstów.
Uśmiechnęłam się, słysząc w jego głosie dumę i odwróciłam się do niego całym ciałem, opierając się lewym ramieniem o fotel pasażera. Spojrzał na mnie tylko na chwilę, ale jego błyszczące oczy mówiły same za siebie. Musiało być ich sporo.
- Cztery. – wyszczerzyłam do niego zęby, a on prychnął i obrażony odwrócił wzrok na drogę. Roześmiałam się szczerze. – No dobra, osiem. Zgadłam?
- Kobieto małej wiary, nie. – burknął, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. – Napisałem ich dwadzieścia siedem i lepiej, żebyś była ze mnie dumna, bo więcej, niż połowa, jest o tobie. – dodał, a ja poczułam, że zaczęły mnie palić policzki. – I nie, nie pokażę ci ich.
- Czy połowa z tej połowy jest o seksie?
- Owszem.
- A pokażesz mi je chociaż w praktyce? – pytanie wymknęło mi się samo i tym samym udało mi się bezpowrotnie rozbić mur, ten ostatni, który nas rozdzielał. Serce przyspieszyło swoje uderzenia, gdy Bill znów na mnie spojrzał, a w jego oczach zobaczyłam to zepsucie, które tak cholernie uwielbiałam. Ostatkiem woli powstrzymałam się, by się nie pochylić i go nie polizać. Mimowolnie ścisnęłam mocniej nogi, kiedy moje mięśnie napięły się w podnieceniu.
- W praktyce pokażę ci każdy tekst i przerobimy je wers po wersie. – odpowiedział tym seksownie niskim głosem i po moim ciele przebiegły dreszcze. Uch, cholera... – Zaraz po tym, jak wrócimy do domu.
W jego brązowych tęczówkach widziałam obietnicę czegoś, co sprawi, że nie będę mogła się ruszać. Obietnicę rozkoszy, którą tylko on potrafił mi dać. I tylko on potrafił podbijać poprzeczkę samemu sobie, przechodząc samego siebie za każdym razem. I on był jedynym mężczyzną, któremu chciałam się oddawać raz po raz, bez opamiętania.
Boże. Chciałam już być na miejscu. Teraz. Natychmiast.
- Ja...
- Wiesz co? – wyrzucił niedopałka za okno i zamknął je, znów skupiając się na drodze. – Myślałem o naszej rozmowie i obciąganiu w trakcie jazdy... – urwał na chwilę i zerknął na mnie, a ja poczułam, że zrobiło mi się jeszcze cieplej. Boże, na myśl, że mogłabym rozsunąć jego rozporek i włożyć jego fiuta do ust, zaczęłam się robić mokra. – i znalazłem genialne wyjście z tej sytuacji. A ponieważ cholernie tęskniłem i chcę zobaczyć twoją twarz, jak dochodzisz, oprzyj się plecami o fotel, rozstaw nogi i się nie ruszaj. – zarządził, a ja wybałuszyłam oczy na ten rozkaz. – No dalej. – ponaglił mnie, klepiąc moje udo, znów patrząc przed siebie. Nie wierzyłam własnym uszom i chciałam spytać, o czym on mówił, ale dotarło do mnie, że od prawie dwóch godzin on robił rzeczy, które przekraczały moje logiczne myślenie, więc po prostu posłusznie ustawiłam się w pożądanej pozycji. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak często wyobrażałem sobie, że pieprzę cię w tym samochodzie. – mruknął i wtedy wsunął dłoń pod gumkę moich dresów, a zaraz potem zanurkował pod moje majtki i zachłysnęłam się powietrzem, wyginając swoje ciało w łuk. Bill cmoknął i spojrzał na mnie. – Nie ruszaj się, bo ktoś coś zauważy. – dodał z rozbawieniem, a ja zadrżałam, gdy jego palce zaczęły badać wejście między moimi nogami. – Skarbie, co ja zrobiłem, że jesteś już taka mokra?... – spytał, a ja jęknęłam w odpowiedzi, gdy dłoń postanowiła zacząć masować  łechtaczkę jak gdyby nigdy nic.
- Ja nie... Nie... – nie powinnam być nawet zdziwiona, że moje ciało reagowała w tak intensywny sposób, kiedy on ponad dwóch miesięcy nikt mnie nie dotknął. Ja sama siebie nie dotykałam. – Byłam... zostawiona na zbyt długo. – mój wzrok opadł na wybrzuszenie w jego spodniach i ślina napłynęła mi do ust. Chciałam go w sobie w każdym dostępnym miejscu. Boże, chciałam go tak bardzo... Dlaczego się nie mógł po prostu gdzieś zatrzymać, by mnie przerżnąć?...
- Zero orgazmów przez ten czas? – zaczęło mi poważnie szumieć w uszach, gdy środkowy palec wsunął się we mnie, a ja wbiłam głowę w zagłówek. – Ani jednego? – spytał, a gdy zaprzeczyłam, westchnął. – A ja marzyłem o twojej ciepłej i mokrej cipce każdej nocy i każdej nocy byłem twardy jak skała i gdybym nic z tym nie robił, prawdopodobnie bym eksplodował. Boże, jesteś taka przyjemna tam w środku... – dodał, a ja rozszerzyłam nogi jeszcze bardziej i przymknęłam powieki, gdy przyspieszył pieszczotę palców. Zagryzłam wargę, czując, że jeszcze trochę i dojdę. Tak po prostu. Jak zawsze. – Ale wiesz co? – przerwał nagle poruszanie ręki i otworzyłam zdekoncentrowana oczy, by na niego spojrzeć, a on uśmiechnął się do mnie złośliwie. – Zostawię sobie wszystkie twoje kolejne orgazmy na później, bym mógł je lepiej poczuć. - rzucił i wyciągnął ze spodni palce, by wsunąć je w sobie do ust. Jęknęłam zawiedziona, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Jesteś...
- Napalony. – dokończył, a ja zmrużyłam gniewnie oczy.

sobota, 11 stycznia 2014

Chapter XXXIV

Miałam deal ze Sparkle, że jeśli dzisiaj skończę pisać rozdział, dodam coś tutaj. Więc tadaaam! :)
P.S. zbliżamy się już do końca. I mam nadzieję, że zachowanie Leny w tym rozdziale Was trochę pocieszy i nie będziecie się nad nią aż tak załamywać xD

><><><><><><><><><><><><><><><


Co ja robiłam? Dlaczego go nie zatrzymywałam?
Patrzyłam z przerażeniem na dłoń, która mnie ciągnęła do łazienki i czułam coraz większe mdłości. Jak mogłam skończyć w taki sposób? Zawsze wiedziałam, co miałam ze sobą począć i chociaż wiele rzeczy mnie załamywało, ja unosiłam głowę i maszerowałam dalej przed siebie. A teraz mój były chłopak, były przyjaciel, morderca, chciał ze mną uprawiać seks, kiedy ja byłam zaniedbana, miałam okres i co najgorsze z tego wszystkiego – nie chciałam tego robić. Brzydziłam się go. Brzydziłam się siebie. On mnie nawet nie pociągał w seksualny sposób i gdybym zgodziła się na jakiekolwiek zbliżenie, sprawiłby mi ból, On nie był Billem, który jakimś cudem sprawiał, że wystarczyło, bym na niego patrzyła. To już nawet nie chodziło o to, że nic do Harry’ego nie czułam. Ale jak ja mogłam się na cokolwiek zgadzać, kiedy wiedziałam, że ten człowiek był niezrównoważony psychicznie? Jak mogłam pozwolić mu na takie coś? Bill wykopał mi grób, ale to Harry mnie tam zakopywał. A ja sama się tam wrzuciłam.
Dlaczego nie reagowałam? Przecież nie mogłam pozwolić na to, by znieważył moje ciało jeszcze bardziej. Bym ja sama to zrobiła. Miałam jakąś wartość. I te słodycze musiały coś oznaczać. Nie mogłam się poddać, by nie rozwikłać tej zagadki. Chciałam się spotkać z Tomem. A jeśli Harry mnie wykorzysta, nie przeżyję tego. Zrezygnuję ze wszystkiego, bo nie zniosę zbezczeszczenia samej siebie.
- Harry. – odezwałam się, choć zbyt cicho, by mnie usłyszał. A może znowu mnie po prostu zignorował. Znaleźliśmy się w przeklętej łazience i poczułam lodowaty skurcz żołądka i kwas w przełyku. Było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie. – Harry. – spróbowałam jeszcze raz, a on odwrócił się do mnie i pierwszy raz ujrzałam w jego oczach coś, co kompletnie mi się nie spodobało. Oczy, usta, jego cała twarz wyglądała jak twarz szaleńca. Uśmiechał się w niezidentyfikowany sposób, a oczy błyszczały nienaturalnie. Przyciągnął mnie do siebie, znów składając na moich ustach pocałunek. Jak miałam to rozegrać? Jak miałam sprawić, by nigdy więcej mnie nie dotykał? By nigdy więcej mnie nie nachodził? Co miałam zrobić, by nie próbował zabić już ani jednej osoby? Bałam się. – Nie. – odsunęłam go od siebie, choć on trzymał mnie za nadgarstki. To musiała być misja samobójcza. Jeśli poprzednia była udana, ta też była skazana na powodzenie w ujrzeniu śmierci, prawda?
- Lena, wiesz, że będzie dobrze. – puścił moje ręce, by ściągnąć z siebie koszulkę, a ja w tym samym momencie cofnęłam się o dwa kroki. Musiałam zacząć myśleć, jeśli chciałam to dobrze rozegrać. Nie mogłam rzucać się w ramiona kogoś, kogo się brzydziłam tylko dlatego, że byłam sama. – Lena?...
- Nie. – potrząsnęłam głową, robiąc kolejny krok do tyłu. Stanęłam w progu łazienki, próbując zakryć się ramionami. Nie podobał mi się jego potworny wzrok skanujący każdy cal nagiej skóry. Ja za to widziałam mięśnie jego rąk i nie wiedziałam, co zrobić, by nie użył ich przeciw mnie. Jak bardzo szalona byłam, że zadawałam się z mordercą? – Harry, to się nie uda. – wyrzuciłam drżącym głosem, nie wiedząc, skąd nagle wziął się we mnie bunt. Doskonale zdawałam sobie za to sprawę, że jeśli nie zareaguję teraz... Nawet nie chciałam myśleć, co by było później. Zawartość żołądka, którą miałam prawie w gardle, mówiła sama za siebie. Jeśli nie mogłam mieć Billa, nie chciałam być z nikim. Szczególnie z Harrym.
Parsknął śmiechem i zanim się zorientowałam, był przy mnie z powrotem, trzymając mnie za ręce. Zadrżałam i przełknęłam głośno ślinę, próbując zignorować narastającą panikę. Nie mogłam się dać ponieść, bo całkowicie stracę nad tym wszystkim kontrolę, a, do cholery, nie miałam jej przez ponad miesiąc. To nieważne, że chciałam się skulić i płakać i oddać się, by mieć spokój.
- Skarbie, o czym ty mówisz? Przecież zrobiliśmy wszystko, by być razem. To musi się udać. Musi, rozumiesz? – spojrzał na mnie z naciskiem i spuściłam wzrok, wciąż kręcąc głową. – Nie możesz po prostu zrezygnować po tym, co ja dla ciebie robię! – wydusił podniesionym głosem, a ja zamknęłam oczy, by nie widzieć jego twarzy, ani jego całego. Nie mogłam dać się zastraszyć. Musiałam walczyć. Musiałam.
- Nie możesz być aż takim szaleńcem, by myśleć, że zabijanie ludzi sprawi, że będę twoja. – wyszeptałam i zacisnęłam wargi, nie potrafiąc opanować dreszczy. Czułam, że byłam blada z przerażenia, a jego palce wpiły się w moje dłonie, aż syknęłam z bólu. On jednak nic sobie z tego nie robił, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam zacząć krzyczeć, by matka zadzwoniła na policję. Jak miałam z tego wybrnąć? Jeśli wplątałabym w to władze, wydałoby się, że byłam kupiona, a nie chciałam usadzić bliźniaków, bo zapewne obaj by znaleźli się w więzieniu, a na pewno Bill. Musiałam to zrobić inaczej. Tylko jak?...
- Nie mówisz poważnie. Myślałem, że mi wybaczyłaś. – usłyszałam jego chłodny ton i znieruchomiałam. To było tak absurdalne, że ledwo w to wierzyłam. Jak ja mogłam znaleźć się w tak popieprzonej sytuacji?!
- Harry, jak można komuś wybaczyć morderstwa, do cholery? – otworzyłam oczy i spojrzałam z determinacją, która wydała mi się równie surrealistyczna co ten moment, na chłopaka, który nie chciał mnie puścić, a moje dłonie bolały coraz bardziej.  Patrzył na mnie z przymrużonymi oczyma, jakby zaczynał się na mnie wściekać, a ja nie mogłam się wyrwać, bo palce na moich rękach zostawiały czerwone ślady. Stanowczość. Musiałam go stanowczo odrzucić, by zrezygnował. I jakimś cudem nie dać sobie zrobić krzywdy.
- Ja tobie wybaczyłbym wszystkie błędy. Wybaczyłem ci Kaulitza. – odpowiedział gorzko, a ja poczułam, że moje policzki zaczynają się rumienić. To było niczym cholernie błędne koło. I on zwalił winę na mnie. Jakbym ja była winna temu, że on musiał takie rzeczy robić. Jakby... Zacisnęłam z powrotem powieki, czując, że zbierają się pod nimi gorące łzy. – Wybaczyłem ci, że poszłaś z nim do łóżka, że mnie zdradziłaś. Wybaczyłem ci, bo chcę, żebyśmy byli szczęśliwi. Dlaczego ty nie umiesz zrobić tego samego?
Każde jedno słowo wbijało mi sztylet między żebra. Z lewej i prawej strony. Od góry i od dołu. Szmata. Byłam szmatą i on mi to właśnie wypominał.
- Harry, ja nie dam rady. – powiedziałam płaczliwie i łzy spłynęły po moich policzkach. – Nie chcę, żebyś mi to wybaczał i ja nie wybaczę tobie, to nie ma szans...
- Nie! – zaoponował, przyciągając mnie za ręce tak, że zderzyłam się z jego klatką piersiową, aż zachłysnęłam się powietrzem. – Nie mów takich rzeczy, nie po to cię od niego uwalniałem!
- Kiedy ja wcale tego nie chciałam! – wykrzyczałam i otworzyłam szeroko oczy, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. – Kurwa, to... – pisnęłam, gdy nagle puścił moje dłonie i złapał mnie za ramiona, by przycisnąć mnie do framugi drzwi, aż wydałam z siebie okrzyk bólu, gdy moje plecy zderzyły się z drewnem.
- Więc cała twoja miłość do mnie była tylko jednym wielkim kłamstwem i przy pierwszej lepszej okazji wpakowałaś się jakiemuś fiutowi do łóżka, by cię wyruchał, tak? – wycedził, a gdy ja spróbowałam się wyrwać, on docisnął mnie swoim ciałem, aż odebrał mi na chwilę dech. – Odpowiedz! – ryknął mi prosto w twarz. Z moich ust wyrwał się szloch i, gdy potrząsnęłam głową, odmawiając współpracy, on nagle tak po prostu strzelił dłonią w mój policzek, aż moja głowa samoczynnie odbiła się w drugą stronę i ból rozgorzał ogniem. – Odpowiedz! – powtórzył, nic nie robiąc sobie z tego, że całkowicie zalałam się łzami.
- Harry, puść mnie!... – załkałam, nie panując już kompletnie nad strachem, który objął mnie całą. Drżałam z przerażenia, a moje ciało co chwilę dygotało od płaczu i nie mogłam przestać.
- Nie, do kurwy nędzy! Nie możesz tak po prostu się wymigać od odpowiedzialności za to, co mi zrobiłaś!
- Ja nic ci nie zrobiłam! Nie kazałam ci dla mnie zabijać! Nie kazałam...! Puść mnie!...
- Powinienem odebrać, co moje. – oznajmił mi niespodziewanie niskim i lodowatym głosem, a ja znieruchomiałam i poderwałam głowę, by na niego spojrzeć. Wpatrywał się we mnie tym przerażającym spojrzeniem i zakwiliłam cicho, znów potrząsając głową.
- Harry, nie, nie chcesz tego robić, nie...
- Nigdy mnie nie kochałaś, prawda? – wydyszał, pochylając się nade mną. Jego usta powiodły po moich, i poczułam, że uśmiecha się sardonicznie. – Tyle czasu mąciłaś mi w głowie, dawałaś mi sygnały, próbowałaś mnie skusić, a teraz nie próbujesz się nawet wyprzeć, że lubisz się pieprzyć z Kaulitzem. Wszystkie te lata, wszystkie... – językiem przeniósł się na mój pulsujący z bólu policzek, zlizując spływające łzy. – Byłem twoim najlepszym przyjacielem i kimś, na kim ci niby zależało i wystarczyło, by ktoś się pojawił, by mi cię odebrał na pstryknięcie palców. Myślisz, że nie wiedziałem, co robię? Jesteś za łatwa. Nikt nie potrafi cię utrzymać, bo chcesz wszystkich. Jesteś pierwszorzędną szmatą, Lena. A ja wciąż cię kurewsko kocham. Wciąż... – nie mogłam tego słuchać. Nie zgadzałam się. To był tylko Bill. Tylko on działał na mnie w taki sposób. Nie skakałam na boki. Nigdy wcześniej. Jak mógł mi mówić takie rzeczy? Jak?...
- Nieprawda. Nieprawda, Harry, ty...
- On cię wyrzucił, mała dziwko. Przyjęłaś mnie z otwartymi rękoma, a teraz nie chcesz mi dać tego, na co sobie zasłużyłem za to upokorzenie. Nie wiesz nawet, co ja przez ciebie przeszedłem. A potem dowiedziałem się, że gdy ja wyrywałem sobie włosy z nerwów, gdy wychodziłem z siebie, by cię znaleźć, ty pierdoliłaś się z nim na wszystkie możliwe sposoby. Bo tak było, prawda? Było ci z nim dobrze, co?
- Przestań, nie chcesz tego...
- Oczywiście, że chcę to usłyszeć. Chcę usłyszeć, że przyznajesz się do tego, jaką dziwką jesteś. No dalej. Dalej, powiedz mi. – podjudzał mnie, a ja zupełnie nie rozumiałam, do czego on zmierzał. A moje usta poruszały się zupełnie bez mojej wiedzy. Byłam tak sparaliżowana strachem, że robiłam dokładnie to, co on chciał.
- Tak. – odparłam, pociągając nosem. – Tak, było mi z nim dobrze. Fenomenalnie dobrze. I tak, nie kochałam cię. I tak, jestem szmatą. I tak, kocham jego. A teraz możesz zrobić ze mną co zechcesz, bo ty wcale mnie nie kochasz, a po prostu chcesz mnie mieć na wyłączność. – spojrzałam na niego beznamiętnie, podczas gdy jego twarz zaczerwieniła się w furii, za którą za chwilę prawdopodobnie oberwę. – Gdybyś mnie kochał, zrobiłbyś coś wcześniej, gdybyś mnie kochał, chciałbyś mojego szczęścia, nieważne, jak kurewsko by to bolało. Masz obsesję i jesteś chory, Harry.
- Nie! – znowu docisnął mnie do framugi, ale mi już było wszystko jedno. – Nie masz prawa mnie tak traktować, nie masz!
- Gdybyś mnie kochał, nie uderzyłbyś mnie. – dodałam, a on nagle oderwał się ode mnie, dysząc ciężko. Nie rozumiałam, o co chodziło. To tak, jakby za wszelką cenę chciał mi pokazać, że jego uczucia były prawdziwe. – Gdybyś mnie kochał, nie chciałbyś zabić osoby, którą ja kocham. Gdybyś mnie kochał, nie chciałbyś mnie zgwałcić. Gdybyś mnie kochał, zauważyłbyś, w jakim jestem stanie po powrocie tutaj! Nie jestem tylko porcelanową lalką, którą można się bawić, bo mam swoje własne uczucia! – uniosłam się, rozcierając obolały policzek. Harry patrzył na mnie wielkimi oczyma, jakby nagle coś do niego dotarło. Ale ja miałam wszystko gdzieś. – Więc zabij mnie, albo nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej, rozumiesz?! Rozumiesz?! – nie przejmowałam się tym, że moja matka na dole mogła wszystko usłyszeć. Ale właśnie wtedy do mnie dotarło, że gdyby miał mnie teraz zamordować, musiałby zrobić to także z matką, by nie było świadków. I musiałby zatuszować ślady, których było zbyt dużo. Miałam go w garści.
- Lena, ja... – zaczął drżącym głosem, ale ja już zdecydowałam i nie miałam zamiaru wracać do tematu. Nie miałam zamiaru mu się poddawać. Nigdy więcej.
- Nigdy mnie nie kochałeś! Tak naprawdę to cieszę się, że Bill mnie kupił, bo dzięki niemu wreszcie otworzyłam oczy i nie chcę cię więcej widzieć! – schyliłam się, by podnieść jego koszulkę i rzuciłam wcisnęłam ją w jego ręce, które drżały jeszcze bardziej, niż moje. – Nie chcę cię tu! Nie chcę cię w moim życiu! Jak po tym wszystkim możesz zwalać winę na mnie?! Wynoś się! – wskazałam palcem na wyjście i starłam zamaszyście łzy z twarzy. – Wynoś się! – wrzasnęłam piskliwie, a Harry drgnął gwałtownie. – Wynoś się! Niewinne osoby musiały ucierpieć przez twoje obsesję! Ja cierpię przez twoją obsesję! I jeśli w jakkolwiek sposób cię interesuję, trzymaj się ode mnie z daleka do swojej pieprzonej, zasranej śmierci, Styles! Nienawidzę cię!
I pierwszy raz zrozumiałam, jak to było, gdy żywiło się do kogoś tak negatywne i męczące uczucie. I pierwszy raz poczułam jego smak. Choć na chwilę.
- Przepraszam... – wyszeptał, przez co ledwo go zrozumiałam. Ale to już mnie nie obchodziło. Nic mnie nie obchodziło prócz osoby, która była ponad dwieście mil stąd i miała czelność mnie nie chcieć i wysyłać mi czekoladki.
- Mam to gdzieś. – wycedziłam i Styles w końcu zrobił krok w stronę wyjścia. Stanął w progu łazienki, gdzie ja stałam i spojrzał na mnie z bólem. Dopiero wtedy zobaczyłam, że z jego oczu spływały łzy. Łzy. Harry Styles płakał przeze mnie, jakbym zrobiła mu większą krzywdę, niż on mi. Rozmasowywałam sobie nadgarstki, czując ogarniające mnie nagle zmęczenie. Tak to się miało skończyć? Wieloletnia przyjaźń, pierwszy chłopak, do którego poczułam coś więcej, niż zauroczenie, ale mniej, niż prawdziwa miłość. Wciąż mi na nim zależało, ale jak na osobie, która była mi bliska. Zawsze był obok, ale zupełnie z innych pobudek, niż myślałam. Nie powinno mi być nawet przykro, że tak go potraktowałam, biorąc pod uwagę te wszystkie kłamstwa. I to, że kilkukrotnie mnie dzisiaj obraził. To nie ja zabijałam. Ja nie byłabym w stanie odebrać Emilie życia za to, że Bill kochał ją, nie mnie. Choć to bolało. – Louis i reszta ci pomogą z tego wyjść. – mruknęłam tylko, odwracając od niego wzrok. Nie mogłam tego znieść. Nienawidziłam krzywdzić innych, a on sprawił, że jakaś część mnie zaczęła go nienawidzić. Chciałam, by to się skończyło raz na zawsze.
Harry uniósł rękę i automatycznie odsunęłam głowę, myśląc, że znowu będzie chciał mnie uderzyć, ale on tylko pogłaskał mój policzek, uśmiechając się słabo.
- Nie wierzę, że uda mi się bez ciebie żyć, Lena, ale najwyraźniej tobie będzie się lepiej żyło beze mnie. – powiedział i zniknęło ciepło jego dłoni i ciepło jego ciała. Harry Styles opuścił pokój. A potem opuścił dom. A potem opuścił mnie całkowicie. Nie wiem, jak długo stałam, gapiąc się tępo na drzwi, które się za nim zamknęły. I nie wiem, jak długo siedziałam na zimnych kafelkach, rozpaczając nad tym, że utraciłam go bezpowrotnie.

Czasami było tak, że robiło się rzeczy, które były poprawne, a im więcej czasu mijało, tym bardziej bardziej zaczynało się żałować swojego postępowania. Na początku uznawało się to za coś właściwego, a potem nagle wszystko było źle. Z każdym dniem czułam się coraz gorzej i wszystkie niemiłe wspomnienia zacierały się, tworząc paskudną mozaikę czegoś, z czego można było wywnioskować tylko to, jak obrzydliwie się zachowałam. Nie było nikogo, kto by mi przyznał rację, lub suszył głowę, więc zaczęło mi się zdawać, że postąpiłam jak szmata, wyrzucając ze swojego życia Harry’ego. Katarina widziała się ze mną kilka godzin dziennie, podczas których udawałam, że wszystko było w porządku, ale nie było. Wiedziałam, że zareagowałam na Stylesa tak gwałtownie, bo miałam okres i wiedziałam, że może przez niego coś wyolbrzymiłam. Znowu czułam potrzebę przebywania poza domem, bo łazienka i pokój przypominały mi o moim uczynku. Wszystko spieprzyłam. Zostało mi tylko złudne poczucie posiadania Katariny jako przyjaciółki. Nic więcej. W żalu zjadłam całe pudełko czekoladek, następnego dnia wszystkie muffinki. I tak schudłam, więc nie widziałam powodu, by się hamować. Gdy okres w końcu mi się skończył, postanowiłam spróbować się w jakikolwiek sposób ogarnąć, bo nie mogłam już na siebie patrzeć. Znalazłam w internecie kosmetyczkę, która zajmowała się mną w domu Kaulitzów. Specjalnie dla niej straciłam kilka godzin drogi, by dotrzeć do Venice, przy czym dowiedziałam się, że odchodzi za niecały miesiąc na urlop macierzyński i zrobiło mi się jeszcze gorzej na myśl, że każdy był szczęśliwy, tylko ja nie. Potem odwiedziłam ponoć jedną z najlepszych fryzjerek i podcięłam włosy, robiąc ombre. Musiałam być stuknięta, ale po tym wszystkim poczułam się jakoś lżej i lepiej. To nie było tak, że nagle byłam kimś innym z wyglądu. Raczej tak, jakbym porzuciła starą siebie, by rozpocząć nowy rozdział. Musiałam zacząć żyć i to już nie było ważne, czy pieprzone czekoladki i muffinki miały jakąś zakamuflowaną wiadomość dla mnie, nieważne było to, że tęskniłam za Tomem. Jeszcze niecałe dwa miesiące i powrócę na studia i poświęcę się temu, co jeszcze nigdy mnie nie zawiodło i zawsze przynosiło mi ulgę w odrywaniu się od rzeczywistości – sztuce. Byłam zbyt zmęczona tym wszystkim i już nadszedł czas, by pokonać swoją słabą stronę osobowości. Wątpiłam, by kiedykolwiek udało mi się przestać czuć do Billa to, co czułam, ale mogłam spróbować to uczynić czymś swoim. Czymś, co byłoby częścią mnie; częścią, która by nie dominowała, ale była czymś stałym. To mogło wywoływać uśmiech na mojej twarzy. Mogło sprawić, że stanę się lepszym człowiekiem chociażby dla samej siebie, bo w końcu zrobiłam wszystko, co mogłam, by uleczyć Billa, osobę, która była tak zapadnięta w bagnie, że było widać tylko palce. Może Emilie się zmieniła tak samo jak on i teraz pasowali do siebie jak ulał? Może taka była moja rola – pomoc i odejście w cień? Może teraz, gdy znowu zaczął pisać teksty, reaktywuje swój zespół i wróci na swoje miejsce, na scenę wśród świateł reflektorów? Miałby wszystko – brata, ukochaną i muzykę. Może nie byłam warta Billa, ale kogoś innego z pewnością, prawda? Może uda mi się znaleźć kogoś, kto nie wyzwoli we mnie aż tak dużo uczuć, ale może chociaż połowę z nich?
Z tymi myślami wzięłam się za porządkowanie swojego życia. Przebrałam się w czarną bokserkę i szare dresy, spięłam włosy w kitkę na czubku głowy i najpierw postanowiłam wyrzucić puste opakowania po słodyczach, których żal mi było się pozbyć z jakiejś głupiej ckliwości. Opróżniłam walizkę i schowałam ją na strych, by nie przypominała mi o niepotrzebnych rzeczach. Ustanowiłam sobie wysoką poprzeczkę, bo nie chciałam wymazać przeszłości i wspomnień z nią związanych, lecz po prostu nauczyć się z nimi żyć. Miałam zbyt wiele do zaoferowania, by tak po prostu legnąć w gruzach. Przeszłam więcej, niż przeciętny człowiek, więc byłam silniejsza, niż obecne niepowodzenie.
Na szczęście dla mnie matka pojechała na zakupy, a ojciec do pracy, więc nikt nie miał jak się przyczepić do tego, co robiłam, a nagle napadło mnie, by posprzątać każdy kąt domu, by oczyścić go z niepotrzebnych rzeczy. Spaliłam umowę, którą znalazłam w salonie. Spaliłam wszystkie zdjęcia, nawet na nie nie patrząc. Wiedziałam, że być może były tam jakieś informacje na temat tego, co takiego ukrywali moi rodzice, że musieli się zgodzić na sprzedaż, ale nie chciałam wiedzieć więcej. W momencie, gdy dowiedziałam się, co takiego uczynił Harry, doszłam do wniosku, że zbyt duża wiedza czasami boli bardziej, niż jakakolwiek tajemnica. Nie chciałam psuć tego, co było kruche i zdecydowanie zbyt delikatne, by narzucać na to zbyt wiele ciężaru. Wiedziałam, że w każdym momencie mogłam się nagle załamać i znów wrócić do punktu wyjścia.
Myłam właśnie naczynia, zastanawiając się, dlaczego nie wzięłam swojego iPoda i nie zamknęłam się w świecie muzyki, gdy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zmarszczyłam czoło, patrząc na zegarek ścienny w kuchni, gdzie aktualnie się znajdowałam i zmarszczyłam czoło. Było po jedenastej, kto był na tyle upośledzony, by mi przeszkadzać w sprzątaniu? Pewnie jakiś gość od ojca, oni zawsze mieli wyczucie czasu. Albo jeden współpracownik, który był tak głupi, że czasami nie rozumiałam, jakim cudem mógł obracać się w takiej korporacji. Zbyt często się u nas pojawiał, bo wydawało mu się, że mógł ojca zastać w domu, kiedy prawdopodobnie kilkanaście razy minął się z nim w firmie. Totalny bezsens. No i koniec końców to nie mogła być Katarina, bo wczoraj mówiła, że będzie nocować u Toma. Westchnęłam, przewracając oczami i wytarłam mokre dłonie w ręcznik, przyklejając do ust uśmiech, którym witałam potencjalnych gości. Niepokojąca myśl przemknęła mi przez głowę i na chwilę zwątpiłam, by zareagować na dzwonek. A co, jeśli to Harry? Odetchnęłam powoli. Nic nie szkodzi, przecież mogłam spojrzeć przez okno w drzwiach, nie musiałam od razu nikogo wpuszczać. Wygładziłam dresy, choć było to raczej odruchem bezwarunkowym, niż w jakikolwiek sposób konieczny i dziarsko ruszyłam do przedpokoju, by skonfrontować się z przybyłym gościem. Zmrużyłam oczy, próbując rozszyfrować osobę stojącą przed drzwiami, ale z daleka nie byłam w stanie ją rozpoznać. Dopiero dwa kroki przed drzwiami moje oczy rozwarły się, a serce podeszło mi do gardła, dudniąc boleśnie. Nie mogłam się mylić. Wiedziałam, że nie mogłam się mylić, choć połowa twarzy była zakryta ray-banami. Zachłysnęłam się powietrzem, natychmiast powstrzymując się od przekręcenia gałki. Stałam jak wryta, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że mnie zobaczył i na mnie patrzył. Poczułam, że robi mi się gorąco i niedobrze od nadmiaru emocji i szalejących motylków w brzuchu. Co on tu robił? Co on tu, do kurwy nędzy, robił po takim czasie?!...
Wiedziałam, że nie powinnam mu była otwierać, ale nie mogłam tego nie zrobić. Chciałam go zobaczyć. Może chciał zrobić żart, może chciał mi wręczyć zaproszenie na ślub, wszystko jedno. Chciałam zobaczyć, w co był ubrany i czy pachniał tak samo jak zawsze. Chciałam usłyszeć jego głos i gdy dotarło do mnie, jak cholernie za nim tęskniłam, nie ogarnęłam, że moja dłoń samoczynnie przekręciła gałkę i pociągnęła za nią, aż buchnęło we mnie ciepłe powietrze i te absolutnie fenomenalne męskie perfumy, których używał nie kto inny jak Bill Kaulitz, z którym właśnie stanęłam twarzą w twarz.

piątek, 10 stycznia 2014

Chapter XXXIII



You don’t want me, no
You don’t need me
Like I want you, oh
Like I need you

And I want you in my life
And I need you in my life*

To musiał być koniec, prawda? Ten definitywny. Jeśli wydawało mi się, że może kiedyś coś się zmieni, że może Bill weźmie mnie z powrotem tylko dla seksu, teraz wiedziałam, że to były tylko czcze nadzieje. Teraz wróciła Emilie, którą kochał bardziej, niż samego siebie, niż brata, niż kogokolwiek i cokolwiek. Co znaczyła kobieta, z którą dopasowywał się w łóżku przy kobiecie, którą kochał? Nic. Odechciało mi się wszystkiego. Katarina przychodziła, ale nie mówiłam jej nic, a ona ani słowem nie wspomniała o tym, że widziała jakąś obcą osobę w ich domu. Ja natomiast, żeby dobić się jeszcze bardziej, postanowiłam skorzystać z internetu, by ją znaleźć. I znalazłam. Pieprzona Emilie była słodką blondynką o niebieskich oczach, pieprzonym przeciwieństwem mnie, jakbym specjalnie była wybrana tak, bym nie przypominała tej szmaty. I była piękna, naprawdę była. Wcale nie wyglądała na kogoś, kto mógłby skrzywdzić kogoś tak cholernie, jak to zrobiła. W większości przypadków jej włosy były ułożone w duże loki, które spływały kaskadą na jej opalone plecy. Boże, nawet jej skóra zdawała się lśnić pięknem. Nie byłam brzydka, ale patrząc na nią, nie mogłam nie myśleć o tym, że czegoś musiało mi brakować, skoro Bill mnie wyrzucił. Za małe piersi? Za mały tyłek? Jej ciało było bardziej kształtne. Jej usta perfekcyjnie wykrojone, oczy duże, twarz delikatna w kształcie serca. Z hukiem zatrzasnęłam laptopa, chowając głowę między kolanami. I jakbym miała za mało problemów, Harry nie odpuszczał. W kółko mnie nawiedzał, a ja robiłam rzeczy, których w ogóle nie chciałam robić. I byłam tak cholernie samotna i wiedziałam, że nie mogłam się wyprowadzić, bo chociaż w domu byłam bezpieczniejsza, niż poza nim. Jedyne, co mnie ciągnęło do świata zewnętrznego, to zakupy. Nie dbałam o siebie. Nic ze sobą nie robiłam. Po prostu dni mijały. Doba za dobą, a wokół nie było niczego, co by mnie przywróciło do stanu sprzed tego wszystkiego, co się stało. I to się nie kończyło. Wciąż i wciąż to samo. Wciąż tęskniłam i wciąż bolało. A potem przychodził Harry i nie wiedziałam, co się ze mną działo. Dawał mi sztuczne poczucie ciepła, ale samotność nie znikała, a po jego wyjściu czułam się jak szmata. Dlaczego pozwalałam mu na dotyk, kiedy go wcale nie chciałam? Rozsądek mi podpowiadał, że po prostu próbowałam wyplewić z siebie uczucie do Billa, ale to wcale nie działało. Tak naprawdę to powinnam do niego pojechać i mu powiedzieć, co myślałam o tym, jak mnie potraktował, ale gdy wyobrażałam sobie, że gdzieś tam mogła się podziewać jego była, która i być może nie była już jego byłą, a obecną dziewczyną, mdłości podchodziły mi do gardła. Jak miałam mu cokolwiek powiedzieć, kiedy ona wróciła? Jak mogłam się otworzyć przed nim drugi raz w takiej sytuacji? I czy to w ogóle by cokolwiek zmieniło?...
Kurwa, ja nie umiałam przestać czuć. No, do cholery, taka opcja w ogóle nie istniała, więc po ja próbowałam? Zmuszałam się do rzeczy, które mnie brzydziły, by zapomnieć, a przez to, że całowałam Harry’ego, dobitnie sobie przypominałam, jak drżały mi nogi, gdy całował mnie Bill. Porównywałam każdą rzecz, każdą wypukłość mięśni... Mogłam wymieniać bez końca. Zarost, czy raczej jego brak, miękkość skóry, włosy, usta, oczy, nos, uszy, klatka piersiowa, ramiona, szyja, którą tak uwielbiałam u Billa, barki, obojczyki... Gubiłam się, gdy nikt mi nie wskazywał drogi, którą powinnam podążać. Gubiłam się, gdy nikt mnie nie ciągnął za rękę. Byłam jak cholerny Jack Dawson, który zamarzł w wodzie i opadł na samo dno. Wiedziałam, że dostanę rykoszetem, gdy spróbuję uratować Billa, ale nie miałam pojęcia, że cena będzie tak wysoka. I teraz dotykał mnie ktoś, kto miał wielki wkład w odsunięcie mnie od kogoś, wokół kogo kręcił się mój świat. Oddawałam siebie komuś, kto był zły. Nie mówiłam „nie”. Nie robiłam nic i ciągle przetwarzałam swoje życie w głowie, jakby to cokolwiek zmieniało. Nic się nie zmieniało. Stałam w miejscu. Nie, nawet to nie było to. Ja się cofałam, kiedy za mną były gorsze rzeczy, niż przede mną. Powinnam ruszyć naprzód. Tylko nie wiedziałam jak. Byłam szurnięta. Byłam pierdolnięta i żałosna. I toczyłam się ku autodestrukcji.

Nie pomagało nawet to, że siedziałam teraz w restauracji the Poseidon w Del Mar z Katariną i wpieprzałam ogon homara z ziemniaczkami na słodko. Miałam okres i tak wielką chcicę na owoce morza, że zrezygnowałam na chwilę z bezczynnego siedzenia w domu. Z racji tego, że wyglądałam tragicznie, byłam ubrana w szeroką czarną koszulkę, która zakrywała mnie prawie całą i jeansy, choć było tak cholernie gorąco, że się w tym topiłam. Raz byłam tu z rodzicami i pamiętałam, że mieli dobre jedzenie, więc nawet się poświęciłam i przejechałam prawie trzydzieści mil, by tu coś zjeść. Kat – w przeciwieństwie do mojej tragicznej osoby – wyglądała olśniewająco. Miała na sobie beżową prostą sukienkę na szerokich ramiączkach z dekoltem w łódkę, szpilki nude, które dostała ode mnie na urodziny, rozprostowane włosy, delikatny makijaż i miałam ochotę rozdrapać jej oczy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że przepełniało ją szczęście. I że mnie przepełnia gorycz i zrezygnowanie. O tyle dobrze, że nie jechałyśmy tutaj razem. Gorzej, że ja na nią czekałam, a gdy ją tylko zobaczyłam, chciałam wstać i uciec. Jej cała postawa mówiła, że będziemy głównie krążyć wokół Toma. Pękało mi serce. Pięćdziesiąty czwarty raz.
Więc siedziałam i jadłam niemrawo homara, na którego normalnie byłoby żal wydać tyle pieniędzy, a co było mi teraz cholernie obojętne przez fortunę Kaulitza i próbowałam unikać osoby, która siedziała naprzeciw mnie i z zadowoleniem delektowała się makaronem z serem i owocami morza. Co ja tu robiłam?...
- Wydajesz się być szczęśliwa. – mruknęłam w końcu, zastanawiając się, czy bardzo było widać, że przez kilka dni nie myłam głowy. Jej włosy za to dosłownie lśniły. Jak Emilie na zdjęciach. Ugh.
Katarina uśmiechnęła się do mnie szeroko i nawet nie musiała odpowiadać. Po co pytałam?
- Wydaje mi się, że ja i Tom to chyba coś poważnego. – rzuciła i w jej głosie usłyszałam tyle emocji, że coś przekoziołkowało mi boleśnie w żołądku. Odechciało mi się jeść jak na pstryknięcie palców. Ona i Tom to coś poważnego? A chciała mnie stamtąd zabrać i uważała obu za chorych psychicznie ludzi. Szybko zmieniła zdanie. – Wiem, że nie powinnam ci o tym mówić w tej sytuacji, ale...
- Rozumiem. – wzruszyłam ramionami, babrając widelcem w ziemniakach. – W końcu jesteś moją przyjaciółką i powinnam się cieszyć twoim szczęściem. – cóż. Nie cieszyłam się. – Cieszę się. – skłamałam gładko i obdarzyłam ją zmarnowanym uśmiechem, walcząc z bólem, który odbierał mi oddech. Kręciło mi się w głowie i nagle do mnie dotarło, że, gdy wróciłam do swojego życia, dopiero teraz poczułam, jak to było, gdy traciło się absolutnie wszystko. A czuło się to dokładnie wtedy, kiedy było się pośród swoich ludzi i miało się świadomość, że tak naprawdę już się do nich nie pasowało i nie potrafiło się nawiązać z nimi nici porozumienia. Nie miałam ani rodziców, ani Kat. Ani Billa w szczególności. Tylko bagno, w które wpadłam. Harry’ego.
- Och, Lena, ja... – potrząsnęła głową i odgarnęła swoje włosy na plecy. Spojrzała na mnie ze współczuciem, którego nie chciałam. – Gdybym tylko mogła cokolwiek zmienić, natychmiast bym to zrobiła, ale on... – odłożyła sztućce na talerz i odetchnęła. – Lena, ja wciąż się z nim kłócę, a do niego nic nie dociera. To jest cholernie skomplikowane i nie wiem...
- Nie rozmawiajmy o nim. Opowiedz mi o Tomie. – przerwałam jej, mając męczące poczucie, że zaraz się uduszę. Czemu to nie chciało się skończyć, do cholery jasnej?
Katarina widocznie się zrelaksowała, a mi przez głowę przemknęło, że to takie bezsensowne, że poruszała temat, który był dla niej niewygodny. Nie rozumiałam, po co się tłumaczyła, skoro przecież nikt nie potrafił dotrzeć do Kaulitza. Ja nie umiałam, a tym bardziej Tom. Nie wierzyłam, że mogła sądzić, że uda jej się cokolwiek wskórać. Z resztą... co to niby takiego miało być? Przecież nie zmusiłaby go, by do mnie wrócił, choć nigdy nie byliśmy razem, skoro nie chciał. No i skoro miał Emilie, o której Kat nie wspominała ani słowem. Jakby jej tam nigdy nie było.
- Schudłaś. – zauważyła, a ja posłałam jej sceptyczne spojrzenie. Przecież się widywałyśmy. No i miałam na sobie szeroką koszulkę, która zasłaniała praktycznie całe moje ciało. Całkowicie nielogiczne. Czemu wyskoczyła z tym tak nagle? – Nie chciałam mówić tego wcześniej, ale, Lena, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić. – zagryzła wargę, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem. – Nie chciałabyś się do mnie przeprowadzić?
Więc chciała mnie mieć blisko?
- Po co? Nie jestem małym dzieckiem. – burknęłam, choć doskonale wiedziałam, że właśnie tego było mi potrzeba. Osoby, która mogłaby mnie prowadzić dokładnie jak małe dziecko. Byłam godna pożałowania. I wzbudzałam w niej litość, czyż nie?
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu... – zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Chciałam wrócić do domu. Zaszyć się pod kołdrą i zniknąć. Może powinnam wstąpić do księgarni, zanim tam wrócę? Mogłabym kupić jakąś książkę i zaśmiecić sobie głowę niepotrzebnymi historyjkami, które nie poprawią mi humoru, ale pozwolą przetrwać kolejne dni z dala od rzeczywistości. To w sumie nie był taki głupi pomysł. – Nie... Nie było mi łatwo po rozstaniu z Louisem. – odezwała się nagle, wyrywając mnie z zamyśleń. Miałam ochotę przewrócić oczami, sama nie wiedziałam czemu. Myślałam, że to był już zamknięty temat. – I tak naprawdę jedyne, co mi pomogło to jakoś przetrwać, to towarzystwo innych ludzi. Ty. – uśmiechnęła się słabo i otworzyła oczy, patrząc na mnie łagodnie. – Chcę ci pomóc. Jakoś. Zdajesz się być w jeszcze większej rozsypce, niż ja... – „większej rozsypce”? Chciałam się roześmiać na to stwierdzenie, bo przecież ona nie miała zielonego pojęcia. O niczym. A szczególnie o tym, co ja ze sobą robiłam. A dokładniej to o tym, że Harry wrócił do mojego życia. I dotarło do mnie, że nie mówiłam jej o tym dlatego, że ja naprawdę chciałam doprowadzić się do autodestrukcji. Byłam jak narkoman. I moim nałogiem było niszczenie samej siebie. Odrzucanie jakiejkolwiek pomocy. – A ty mnie odpychasz.
Skinęłam głową, uśmiechając się ponuro. Oczywiście, że ją odpychałam. Moje wnętrzności mi mówiły, że nie było innego wyjścia, choć wiedziałam podświadomie, że owszem, było i to jakie.
Wzruszyłam ramionami, powracając do obiadu, choć w ogóle nie miałam ochoty się nad nim pastwić. Wciąż chciałam wrócić do domu i przestać się martwić tym, że nie pasowałam.
- I byłabym zapomniała, Tom kazał ci przekazać, że mówi „cześć”. – dodała nagle, a moja głowa poderwała się w trybie natychmiastowym i poczułam, że zrobiło mi się ciepło gdzieś w okolicy serca. Boże, Tom... Tak cholernie za nim tęskniłam... – Może mogłabym go jakoś zmusić, by tutaj przyjechał i byście się zobaczyli. – mówiła dalej, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom, że mogłaby to zrobić. Przecież oni się w ogóle nie ruszali z domu, tym bardziej, że Santa Monica nie była o rzut kamieniem od San Diego. Ale... Ale jeśli on się pojawi... On nie mógłby mnie zobaczyć w takim stanie. Przecież ja wyglądałam jak chodząca tragedia. I jeszcze miałam na dodatek okres.
- Nie wiem, czy to... Znaczy... – odchrząknęłam, próbując opanować nagle rozszalałe emocje. Niech mnie szlag trafi, ja naprawdę chciałam go zobaczyć i się do niego przytulić. On był kimś dobrym. Tak kurewsko dobrym, że chciałam chociaż na chwilę zasmakować tej dobroci. – Kurwa, tęsknię za nim. – wyrzuciłam, przecierając dłonią twarz i zamknęłam oczy, nie wierząc, że znowu zbierało mi się na płacz. Co już myślałam, że to się więcej nie powtórzy, ciągle się powtarzało.
- Cóż, mogę przysiąc, że on też za tobą tęskni, bo za każdym razem, gdy się widzimy, zawsze chce wiedzieć, co u ciebie słychać. – powiedziała Kat, upijając łyk wody ze szklanki. – Po prostu sytuacja jest popierdolona, więc nie do końca chciał się wtrącać.
Co było zabawne? To, że ona go teraz znała lepiej, niż ja.
- Taa...
Musiałam coś ze sobą zrobić. Musiałam jakimś cudem zacząć żyć normalnie. Nie ja pierwsza zostałam wyrzucona na bruk i nie ostatnia. Czym różniłam się od tych osób, które były tak potraktowane? Ja jeszcze istniałam na tym globie i mogłam coś uczynić. Cokolwiek. Chociaż Kat miała dobrze, może ja nie musiałam być szczęśliwa. Powinnam ją wspierać, a nie zazdrościć. Powinnam ruszyć dalej, zostawić wszelkie niepowodzenia za swoimi plecami, unieść podbródek i udać, że wszystko było okej. Udawać tak długo, aż sama w to uwierzę.
Powinnam.

Zrzuciłam w przedpokoju trampki, oddychając głęboko, gdy w końcu zniknęłam spod oddziaływania słońca na moją za bardzo rozgrzaną skórę i przywitałam z ulgą klimatyzację, która natychmiast mnie zrelaksowała. Nawet droga z samochodu do domu była niewygodna. Było chyba ponad sto stopni w cieniu. Niby byłam do tego przyzwyczajona, ale podczas okresu nic nie było normalne i takie, co byłoby łatwo przystosowalne dla organizmu. Rzuciłam kluczyki od Hondy na szafkę stojącą po lewej stronie i z reklamówką pełną książek ruszyłam w stronę schodów na piętro, gdzie zamierzałam się ukryć. Nawet nie kwapiłam się, by przywitać swoich rodziców, z którymi od ostatniej kłótni w ogóle przestałam się odzywać. Oni chyba już stracili nadzieję, że cokolwiek się zmieni, więc nawet lepiej dla mnie. Dom był oazą ciszy, pomijając włączony telewizor w salonie i matkę krzątającą się w kuchni. Ojciec pewnie znowu w pracy, czy cholera wie gdzie. Nawet nie wiedziałam, czy w ogóle zostałam zauważona. Po prostu przemknęłam przez parter jak cień i wspięłam się na górę, od razu zaczynając rozważać, którą książkę rozpocznę jako pierwszą. Miałam siedem do wyboru. Zagryzłam wargę w zamyśleniu i nacisnęłam klamkę, by wejść do pokoju i w tym samym momencie w oczy rzuciło mi się pudełko stojące na moim biurku. Zamrugałam oczami i reklamówka prawie wypadła mi z dłoni, gdy natychmiast ruszyłam, by sprawdzić, co to było, zatrzaskując nogą drzwi za sobą. Przełknęłam ślinę, czując wewnętrzną ekscytację na myśl, że przecież nie było zbyt wiele osób, które mogłyby mi coś wysłać. Tylko... Tylko Tom, Kat, Harry i Bill. Ale po co ktokolwiek miałby mi coś wysyłać?
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy dostałam się do środka i zobaczyłam tam te cholernie niesamowite w smaku muffinki i pralinki, które jadłam w ich domu, gdy... Gdy miałam okres. Odsunęłam się o krok, nie mogąc uwierzyć, że to działo się naprawdę i aż zakręciło mi się w głowie. Dostałam słodycze, co prawda drugiego dnia, ale... Kto inny mógłby mi je wysłać, jeśli nie Bill? Nikt inny nie był tak pojebany, by wiedzieć, kiedy miałam okres. Ale jak to?... Jak mógł mnie najpierw zostawić, a potem po ponad miesiącu wysłać mi pieprzone muffinki?! Czy on chciał mi zrobić jeszcze większy rozpierdol w głowie, czy do czego on zmierzał?!
Z powrotem rzuciłam się do pudełka, mając irracjonalną nadzieję, że znajdę tam jakąś choćby krótką notkę od niego, ale nic. Kompletnie nic. Tylko słodkości. Jak miałam go zrozumieć po tym wszystkim?...
Serce dudniło mi w uszach i czułam, że jeszcze chwila i całkowicie się rozkleję. Pieprzony okres znowu robił ze mnie tragikomiczną beksę. Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując się w jakikolwiek sposób opanować, ale to niewiele dawało. Czułam się tak, jakbym została wyrzucona na scenę, bym odegrała jakąś scenę, a po tym wszystkim widownia mnie wyśmiała. Czy to było możliwe, żeby po tym wszystkim tak po prostu się mną bawił? W końcu mnie śledził, więc wiedział, co robiłam i jak się zachowywałam. Nic nie rozumiałam.
Nagle podskoczyłam gwałtownie, gdy obce dłonie złapały mnie za biodra i przyciągnęły do równie obcego ciała i czyjeś usta opadły na moją szyję. Moje oczy otworzyły się szeroko i puls przyspieszył jeszcze bardziej, gdy wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Boże, Bill wrócił. Wrócił po mnie! Najpierw przyniósł czekoladki i muffinki, a teraz!...
- Wróciłeś, B... – urwałam, gdy mój wzrok opadł na jedną z dłoni, która mnie władczo trzymała i znieruchomiałam, czując, jak zbiera mi się na mdłości. – H-Harry... – wydukałam zduszonym głosem. Zrobiło mi się zimno i ponownie zebrało mi się na płacz. Czemu on zawsze musiał się pojawiać wtedy, gdy chciałam go najmniej? On był gorszy, niż bumerang, którego się rzucało, a on wracał z większą siłą. I najgorsze było to, że ja sama mu na to wszystko pozwalałam. A co, jeśli Bill chciał wrócić, a potem zobaczył Harry’ego? Co, jeśli byłam obserwowana, kiedy Styles tu był? Co, jeśli wiedział, że byłam dotykana i całowana? Co, jeśli wiedział to wszystko? – Harry... – wydyszałam, ale on mnie nie słuchał. Nagle byłam odwrócona do niego twarzą, a jego usta wpiły się we moje, zupełnie ignorując mój nastrój. Nie spytał o nic, nie powiedział nawet głupie „cześć”. Po prostu wszedł i zrobił, co chciał, a ja tak bardzo tego nie chciałam. Brał w posiadanie moje usta, moje...
Harry chwycił mnie za pośladki i moje nogi zawisły w powietrzu, po czym zostałam bezpardonowo rzucona na swoje łóżko. Otworzyłam szeroko oczy, mając paskudne poczucie wewnątrz, że zaraz stanie się coś, co zdecydowanie nigdy nie powinno mieć miejsca.
- Harry, co ty... – jego palec na moich ustach sprawił, że reszta zdania utknęła gdzieś w gardle. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczyma, nie wiedząc, czy nie powinnam była zacząć już panikować. Chyba powinnam. Harry wspiął się na łóżku i zawisnął nade mną w sposób, w jaki Bill zawsze nade mną wisiał, gdy działy się te słodkie rzeczy, które teraz były tylko przykrymi wspomnieniami.
- Chcę cię, Lena. Powiedz, że ty też mnie chcesz. – wyszeptał i pochylił się, by znów mnie pocałować. Patrzyłam na jego zamknięte oczy i nie wiedziałam, co się działo. Jak to się stało, że w jednej sekundzie ledwo powstrzymywałam ekscytację, która chciała się we mnie rozlać z powodu tych pieprzonych pralinek, a teraz leżałam na swoim łóżku z Harrym między swoimi nogami? Co się działo? Czy ja chciałam Harry’ego? Oczywiście, że nie! Dlaczego on... O Boże, dlaczego on chwycił za moją koszulkę?! O Boże, dlaczego on ją podciągał do góry?!
Niespodziewanie sama dla siebie odepchnęłam go od siebie chociaż na tyle, by oderwał się od moich ust. Ale on opacznie mnie zrozumiał i zaczął się siłować z moją koszulką, a ja w tym chaosie w głowie nie potrafiłam zrozumieć, co miałam zrobić. Spazmatyczny oddech nagle stał się nagle dziwnie świszczący i klatka piersiowa bolała mnie od mocnych uderzeń serca. Chciałam Billa. Chciałam Billa, chciałam...
- Mam okres. – palnęłam, zaskakując tym nawet samą siebie, a Harry spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem. – Więc pewnie...
- Nie przeszkadza mi to. – rzucił lekko i uśmiechnął się szeroko, korzystając z mojego zdezorientowania i jakimś pokrętnym sposobem ściągnął ze mnie koszulkę. Boże, on nigdy mnie nie widział, Boże... – Możemy pójść pod prysznic, jeśli chcesz.
- Słucham?... – spytałam nieprzytomnie, wciąż nie panując nad swoim spanikowanym oddechem – Harry, ja...
- Nie zrobię ci krzywdy, przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Kocham cię. – wydyszał w moje usta i złapał mnie za ręce, by postawić mnie na równe nogi.
- Ale...
- Nie bój się. – pocałował mnie głęboko, penetrując moje usta językiem, a jego dłonie puściły moje, by ulokować się na moich pośladkach. – Och, Lena, kocham cię tak bardzo... Tak bardzo... – wymruczał i odsunął się ode mnie, by pociągnąć mnie w stronę łazienki.

Nie chcesz mnie, nie
Nie potrzebujesz mnie
Tak jak ja chcę ciebie
Tak jak ja potrzebuję ciebie

A ja chcę ciebie w swoim życiu
A ja potrzebuję ciebie w swoim życiu

><><><><><><><><><

W ogóle to obrzydziłam tym sobie Stylesa jeszcze bardziej... xD