piątek, 21 czerwca 2013

Chapter VIII

Doszłam do wniosku, że należą się Wam jakieś wyjaśnienia co do braku rozdziałów i tego, że dzisiaj wklejam 2/3 kolejnego rozdziału, który jest tak zły, że nie powinien w ogóle ujrzeć światła dziennego. Powiedzmy, że... Hmmm... Mam dosyć popieprzony okres i moja bania ma problem z ogarnianiem. W związku z tym nie potrafię się wczuć w bohaterkę i autentycznie podczas pisania, nie zdaję sobie sprawy, co ja właściwie dziergam. Nie chcę robić przerwy, ale ona niestety będzie musiała nastąpić. Muszę sobie zrobić wolne od własnego życia, zanim oszaleję o_O Gdy tylko uda mi się naładować swój mózg świeżą energią, dokończę rozdział i z powrotem wbiję się w klimat. Po prostu nie chcę tego spieprzyć pisaniem na siłę. U mnie nigdy to nie działało i raczej działać nie będzie.
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze. Naprawdę podnoszą mnie na duchu i wiele dla mnie znaczą.
A teraz miłego czytania, jeśli w ogóle można to tak nazwać w tym przypadku o_O


><><><><><><><><><><><

Nie mogłam zasnąć.
Byłam tak przeraźliwie świadoma męskiego ciała obok mnie, że to po krótkim czasie zaczęło boleć. Leżałam nieruchomo już pewnie od ponad godziny. Słyszałam równy oddech psychopaty, który z pół metra dalej leżał na brzuchu tak, jakby zupełnie się mną nie przejmował. Ja się przejmowałam. Było mi gorąco i chociaż klimatyzacja wciąż wytwarzała chłodne powietrze, ja nie czułam żadnej różnicy. Chciałam udawać sama przed sobą, że śpię, a to na dodatek przyprawiało mnie o duszenie. Za każdym razem, kiedy próbowałam spowolnić swoje oddychanie, jak na złość miałam z tym jeszcze większe problemy. Chciałam uciec, ale nie drgnęłam ani o milimetr.
On zasnął niemal natychmiast po zetknięciu głowy z poduszką, a przynajmniej tak sądziłam. Chwilami z jego ust wyrywało się chrapnięcie, przez co strach dosłownie chwytał mnie za gardło. Chciałam mu za to przyłożyć, ale z drugiej strony – za nic na świecie nie chciałam go budzić w środku nocy.
Zamknęłam natychmiast oczy, gdy miliard godzin później, westchnął i zaczął się wiercić na łóżku. Byłam pewna, że gdyby mnie dotknął, doszedłby do wniosku, że zostałam czymś wypchana. Byłam nienaturalnie sztywna jak nieboszczyk. Liczyłam do dziesięciu, ale gdy tylko cyfry zniknęły z mojej głowy, zaczęłam liczyć jeszcze raz, wciąż niepewna, czy on śpi, czy robi coś innego. Kolejna dziesiątka przeszła do historii. Potem kolejna i kolejna, aż chyba doliczyłam do dwustu. Jego spokojny oddech mnie nie przekonywał. Mógł udawać, że śpi, tak jak ja udawałam, że nie żyłam.
W końcu odważyłam się uchylić powieki i udało mi się zabić zachłyśnięcie się powietrzem w zarodku, gdy dosłownie znalazłam się twarzą w twarz z psycholem. Śpiącym psycholem.
Przełknęłam głośno ślinę, wciąż mając problemy z przyswojeniem do siebie informacji, że śpię w obcym domu, obcym łóżku z obcym facetem. Który mnie kupił. Niezbyt miła myśl.
Odetchnęłam, patrząc na spokojną twarz młodego człowieka, który pogrążony we śnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany. Studiowałam wygładzone czoło, zrelaksowaną minę, lekko rozchylone wargi. Nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby krzywdzić. Wyglądał tak, jakby potrzebował kogoś, kto pogładzi dłonią jego policzek, odsunie zbłąkane pasemko włosów i delikatnie pocałuje. Wyglądał tak, jakby potrzebował kogoś, kto się do niego przytuli i da mu ciepło. Dlaczego więc, do cholery, traktował mnie w ten sposób? Dlaczego był lodowaty, przesiąknięty goryczą do szpiku kości?
To nagle wydało mi się być mało ważne. Byłam zauroczona twarzą, którą miałam przed sobą i jakimś cudem jej widok mnie uspokajał. Moje ciało się rozluźniło, a ja w końcu poczułam zmęczenie dzisiejszego dnia i wypompowane emocje, które same kazały mi zamknąć oczy, odetchnąć i nabrać energii podczas tak potrzebnego mi snu.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku, powoli odpływając w krainę marzeń. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy poczułam lekki niczym piórko dotyk opuszek palców na swoim policzku. Sama nie wiem, kiedy przestałam kontaktować z rzeczywistością.

Ranek nastał jak dla mnie zbyt szybko i to, co pozostało w mojej głowie po nocy, przyprawiało mnie o dreszcze. Miałam jakiś popieprzenie miły sen, od którego zaraz po obudzeniu przywaliłam sobie w twarz. Bzdura! Ja i ten świr?! NIE!
Leżałam na brzuchu, a moja głowa była odwrócona w stronę psychopaty, który pomimo głośnego „plask” chyba ciągle spał. Zacisnęłam mocno powieki w nadziei, że to wszystko jest wielkim, psychodelicznym snem. Na próżno. On ciągle tam leżał.
Wczoraj mi przyłożył. Czy dzisiaj też to zrobi? A może dojdzie do czegoś innego?
Wytrzeszczyłam oczy i zacisnęłam zęby, próbując zastanowić się nad tym, co powinnam zrobić. Nawet nie wiedziałam, która godzina. Może... Może mogłabym po cichu się wymknąć i... i uciec?
Znieruchomiałam, gdy psychol westchnął przeciągle i gdy upewniłam się, że jednak śpi, powoli wysunęłam się spod kołdry, wyczuwając stopą twardy grunt. Niemal spłynęłam na podłogę, bacznie obserwując śpiącego świra, czując, że moje serce zaraz mnie zadławi i zejdę tam na zawał. Moje dłonie zaczynały drżeć ze zdenerwowania, jakie mną targało, ale trzymałam gębę na kłódkę. Próbowałam się zmusić do zaniechania oddychania, ale to akurat spaliło na panewce. Cicho odetchnęłam i wyprostowałam się na podłodze, zastanawiając się, jakim cudem usunęłam się z łóżka, prawie nie przesuwając kołdry w żadną stronę. Machnęłam na to ręką. Musiałam zniknąć z tego pokoju, a ja zamiast tego stałam i się zastanawiałam nad moimi cudownymi poczynaniami.
Odwróciłam się na palcach i bezszelestnie dopadłam drzwi wyjściowych, których klamkę nacisnęłam tak delikatnie, że prawdopodobnie nawet muchy bym naciskiem nie zabiła. To chyba musiała być adrenalina, że byłam w stanie zachowywać się tak cicho. Gorzej, że ja tak naprawdę nie chciałam uciec – chciałam tylko zrobić temu psychopacie na złość. Wiedziałam, że mnie znajdzie prędzej czy później. I wiedziałam, że za to zapłacę. Miałam naprawdę nierówno pod sufitem, że chciałam tego, co kreowało się w mojej głowie.
Wychyliłam się z pokoju i wyleciałam z niego jak z procy, przywalając kolanem w drzwi z przekleństwem na ustach. Nawet nie odwróciłam się, by sprawdzić, czy się obudził. Wiedziałam, że tak.
Z niemym piskiem popędziłam w stronę schodów, by niemal z nich zlecieć, przeskakując kilka schodków na raz. Musiało być wcześnie, bo nie słyszałam żadnych dźwięków świadczących o tym, że Tom był na nogach. Z resztą nic o tym człowieku nie wiedziałam, być może i miał swoją konkretną porę, kiedy wstawał, czy coś...
Cholera, jak ja miałam się wydostać z tego domu?!
Znalazłam się w salonie, pędząc jak oszalała do drzwi frontowych, do których dopadłam i...
- Kurwa! – zaklęłam, szarpiąc klamkę. Zamknięte! Zamknięte, do cholery! Co ja miałam teraz zrobić?!...
Zaraz!
Odwróciłam się, licząc na minimalną szansę, że uda mi się zniknąć stąd, zanim Kaulitz się zorientuje, co wyprawiam. Po drugiej stronie salonu wielkie drzwi tarasowe miały mnie doprowadzić na basen, a potem gdzieś tam. Być może nawet za posesję. Ale byłam zbyt głupia i nie umiałam ich otworzyć.
- No do... – urwałam, gdy nagle gorące ciało przycisnęło mnie do szklanych drzwi, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Zastygłam w bezruchu, nieomylnie odczytując, że to jednak był psychol, a ja zaraz oberwę za swoją głupotę. Sama się do tego doprowadziłam. Co ja odpieprzałam...?
- Chciałaś uciec. – usłyszałam jego zachrypnięty głos, świadczący o tym, że Kaulitz dopiero co wstał z łóżka, a po mojej skórze przeszły dreszcze. Zamknęłam oczy, zaczynając się wściekać sama na siebie za tą przedziwną uległość w stosunku do niego całego. To nie było dobre. – Nie sądziłaś, że ci się to uda, prawda?
- Nie. – odparłam tak po prostu, czując, że gorąco jego nagiej klatki piersiowej zaczynało przenikać przez moją koszulkę na ramiączkach. Przełknęłam głośno ślinę, gdy jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach. Zapomniałam, że kolano mnie bolało od zderzenia się z drewnianymi drzwiami od jego pokoju. Jedyne, co teraz się liczyło to to, że on mnie dotykał, a jego oddech zatrzymał się na czubku mojej głowy, znowu dając mi do zrozumienia, jak bardzo ciemiężyciel nade mną góruje.
Uderzy mnie? Skrzywdzi? Zostawi siniaki?
- Więc dlaczego próbowałaś uciec?
Pytanie zawisło między nami w gęstej ciszy, która nas spowiła. Nie potrafiłam się skupić na tyle, by dać jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Byłam stłamszona testosteronem, zapachem męskiego ciała, który obwiódł mnie całą i Bóg mi świadkiem, że chciałam się odwrócić i go dotknąć. Moja skóra wrzała od potrzeby. Przepalało mnie to na wylot. Do cholery, co on ze mną robił?!
- Puść mnie. – wydyszałam, choć tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie puszczał. Moje dłonie zrobiły się wilgotne od napięcia. Szumiało mi w głowie jak po alkoholu i po prostu... po prostu...
Oddech ugrzązł mi w gardle, gdy jego ręce nagle zniknęły pod moją koszulką na mojej talii. Nie rozumiałam, co się właśnie zaczęło tworzyć między nami, ale tylko minimalny kontakt z jakąkolwiek częścią jego ciała, a ja już byłam gotowa na wszystko, co tylko chciałby ze mną zrobić.
Zagryzłam wargę, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie przekroczył kolejną granicę. Jego dłonie powoli przesuwały się do góry, unosząc koszulkę, odsłaniając nagą skórę, która natychmiast zetknęła się z jego gorącym brzuchem i sapnęłam głośno. Nie potrafiłam zwalczyć narastającego pragnienia, by po prostu mu się oddać. Kompletnie.
Jego palce niemal leniwie zaczęły gładzić linię stanika, którego za nic nie chciałam ściągnąć na noc z nim. Nie zauważyłam, że zaczęłam cała drżeć, dopóki mój oddech się taki nie stał. Ponownie przełknęłam ślinę, chcąc uciec. A jednak ciągle stałam w miejscu, choć wiedziałam, że mogłabym mu przyłożyć i nawiać. To było złe. On nie powinien mnie dotykać w taki sposób, a mi nie powinno się to podobać. Ale podobało. Bardziej, niż podobało.
Niespodziewanie wyciągnął jedną dłoń spod mojej koszulki, odsunął się ode mnie i „CHLAST!”, aż krzyknęłam z rozszerzonymi oczami, automatycznie łapiąc się za prawy pośladek, który eksplodował bólem.
- Nie uciekaj ode mnie. – oznajmił mi wciąż zachrypniętym głosem i tak po prostu mnie zostawił, dyszącą na drzwiach, by zniknąć w czeluściach domu tak, jakby nic się nie stało. A stało się. Stało się i to cholernie.
I tak po prostu się rozbeczałam. Nie z bólu, który próbowałam rozmasować, a od tego, że zostawił mnie w stanie, gdy byłam bardziej, niż chętna na to, by...
Uderzyłam kilkukrotnie w szybę, czując potrzebę rozpieprzenia czegoś w drobny mak. Nienawidziłam go!...
A przynajmniej chciałabym go nienawidzić.
Dupek.
Stałam tak przez dłuższą chwilę, ścierając z policzków słone łzy, próbując doprowadzić się do jako-takiego porządku. Nie miałam pojęcia, co teraz miałam ze sobą uczynić. Nie mogłam tak po prostu zjeść śniadania. Byłam tu obca i chociaż przetrzymywana wbrew własnej woli, nie potrafiłam odrzucić kultury i wychowania, które zakazywały mi się tu czuć jak u siebie w domu.
Zdecydowałam w końcu, że po prostu usiądę w salonie i poczekam, aż ktoś zejdzie... i da mi instrukcje jak dalej żyć?...

Brązowowłosy zmierzył mnie intensywnym spojrzeniem, gdy tylko pojawił się w jadalni, szurając kapciami po podłodze, oznajmiając wszystkim, że jeszcze do końca się nie obudził. Ja siedziałam napięta jak postronek i nie wiedziałam, czy powinnam się do niego odezwać, czy po prostu gapić się na niego w milczeniu. Ta druga opcja jednak nie była w żaden sposób łatwiejsza. Tom miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Mimo, że próbowałam omijać wzrokiem jego nagą klatkę piersiową, i tak zdążyłam się zarumienić na widok mięśni igrających pod opaloną gładką skórą. Miałam ochotę sobie przyłożyć. Nigdy nie przebywałam tak często z facetami. Co innego z Harrym i resztą kretynów. Ale oni byli jak rodzina, a ci... Oni byli świadomi swojej atrakcyjności i nie musieli nawet się odzywać, by przyciągnąć do siebie ofiarę. Tacy dumni, pewni siebie, chłodni. A ja nie potrafiłam sobie wmówić, że powinnam żywić złe uczucia do każdego z osobna. Jak bardzo oszalałam...?
Tom wrócił z kuchni, po czym tak po prostu przysunął krzesło do mnie i usiadł na nim tak blisko mnie, że poczułam ciepło jego ciała. Przymknęłam powieki, nie rozumiejąc, co się ze mną działo. Przełknęłam ślinę i odetchnęłam. A potem poczułam coś zimnego na lewym policzku i podskoczyłam, natychmiast otwierając oczy, by napotkać łagodne spojrzenie brązowych tęczówek.
- Ciii, to tylko lód. – uspokoił mnie, a ja zmarszczyłam czoło, próbując nadążyć za jego tokiem rozumowania. W końcu przypomniało mi się, że wczoraj jego brat mi kilkukrotnie przyłożył i być może miałam teraz opuchniętą twarz. – Bardzo boli?
Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się dokładnie nad tym samym.
- Zapomniałam o tym, więc raczej nie. – odparłam, siląc się na neutralny ton. Czułam się przy nim nieswojo i na dodatek miałam taką niemiłą myśl, że jeśli on będzie siedział za blisko, a przyjdzie jego brat, nie będzie za wesoło. Nie podobało mi się, że w ogóle przyszło mi to do głowy. – W porządku, nie musisz... – chciałam się odsunąć na bezpieczną odległość, ale on potrząsnął głową i zatrzymałam się w połowie, choć nie wiedziałam dlaczego.
- Zrobimy to inaczej. – oznajmił mi, a ja zamrugałam bezmyślnie powiekami. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się uspokajająco. – Nie martw się.

Przez ten dzień zdążyłam zobaczyć cały cykl, jaki pojawiał się w tym domu. Najpierw poranek i śniadanie, które na stole zostało rozłożone koło dziewiątej. Potem Tom gdzieś wyjeżdżał, a później okazywało się, że był na zakupach. W tym samym czasie ja zostałam wytargana po całym domu przez Kaulitza, bym następnym razem się nie zagubiła, a wtedy do akcji wkroczyła sprzątaczka, która zasuwała tak szybko, że po niecałych dwóch godzinach znikała, a w domu lśniło. Znalazłam bardzo ciekawe książki w bibliotece, co mnie nawet trochę rozluźniło. Zawsze mogłam uciekać tam i próbować się zrelaksować. Potem był obiad, który bliźniaki własnoręcznie przygotowywali, co było dla mnie dość zaskakujące. Zastanawiałam się, co oni mogli robić tak naprawdę cały dzień, ale oni nie wyglądali, jakby dopadała ich nuda. Intrygowało mnie, co robił świr, kiedy był sam, ale on nie odstępował mnie na krok, chyba że zamykałam się w łazience. Tym razem byłam grzeczna. Nie robiłam niczego, co mogłoby go do czegoś sprowokować, bo w końcu zobaczyłam siebie w lustrze i wypadłam z łazienki przerażona własnym wyglądem. Może dlatego on mnie nie kusił. Po prostu był obok. Nie wykonywał żadnych specyficznych ruchów, nie mówił niczego, co by wyrwało zawleczkę. A najgorsze było to, że to ja miałam z tym problem. Pieprzone godziny trwały jak wieczność. Miałam wrażenie, że mieszkała tam już miesiąc, nie dobę i poznałam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, co ma w głowie. Nie wiedziałam. Nie wiedziałam kompletnie nic. Byłam głupia. Jak na pstryknięcie palców zapomniałam o tym, że mnie uderzył, ba! Zapomniałam o tym, że mnie kupił i że jestem tu przetrzymywana nie z własnej woli!
Każda inna byłaby załamana. Ja nie byłam. Miałam chłopaka,którego kochałam, a myślałam o tym, że psychopata mnie nie dotyka. Miałam szkołę, która mnie prowadziła do wolności, a tymczasem ja byłam uwiązana i nie protestowałam. Miałam przyjaciółkę, którą pewnie zżerały nerwy. A ja nie byłam tym załamana. Czy ten człowiek rzucił na mnie jakiś urok...? A jeśli tak – czy byłam  w stanie się spod niego wyrwać? Czy chciałam?

><><><><><><><><><><><><

Także tego no... Skończyłam cholera wie gdzie. Tak z dupy wyrwane. Pozdro. 

czwartek, 6 czerwca 2013

Chapter VII

To chyba się zrobi jakąś rutyną, że będę wstawiać rozdziały w piątek przed pracą xD Dzisiejszy odcinek jest dla mnie dość dziwny. Można się z niego całkiem sporo dowiedzieć o tej mendzie Kaulitzu, więc zapraszam ^ ^

><><><><><><><><><><><><><><

Siedziałam napięta jak struna na czarnym łóżku, wsłuchując się w szum dochodzący spod prysznica i próbowałam wyeliminować nieznośne wyobrażenia na temat nagiego ciała psychopaty. Przede mną na białej pościeli leżały moje błękitne krótkie spodenki, w których spałam w swoim domu i biały top na cienkich ramiączkach, które wygrzebałam z mojej walizki stojącej w garderobie. Jak ja miałam spać z nim w jednym łóżku po tym, co się wydarzyło? Już nawet pomijam fakt, że mój lewy policzek wciąż mnie bolał od uderzeń, jakie mi zaserwował, co jest trochę chore, bo przecież powinnam być na niego o to wściekła, czy cokolwiek. Ale nie, ja bardziej martwiłam się tym, by nie wylądować z nim w łóżku bardziej w przenośni, niż dosłownie. I chociaż mogłam się przebrać, schować pod kołdrę i udać, że zasnęłam, nie potrafiłam się do tego zmusić. Po prostu siedziałam, woda z włosów skapywała na moje ramiona i... i tyle. Choć z drugiej strony, jeśli nie przebiorę się teraz, będę musiała to zrobić przy nim. Co prawda mogłam to zrobić w jego garderobie, która sąsiadowała z łazienką, ale...
Westchnęłam i upewniając się, że ciągle słychać szum, zrzuciłam z siebie koszulkę, by założyć na siebie top i dosłownie skopałam z siebie szorty, by naciągnąć spodenki.
Pościel pachniała nim. Poduszki nim pachniały. Pokój nim pachniał. Byłam jak w klatce.
Jak miało wyglądać teraz moje życie? Co z moimi zajęciami?... To był ostatni rok, ostatni miesiąc, ten najważniejszy. A on mi to zabrał na rzecz czego? To miało wyglądać tak codziennie? On będzie brał prysznic, a ja w międzyczasie będę się zastanawiać nad tym, czy tej nocy dojdzie do czegoś więcej, czy może dopiero następnej? Czemu mi na tym wszystkim tak zależało? I czemu się nie bałam?...
Szum ustał, a moje myśli natychmiast powędrowały do nagiego ciała w łazience, które własnie najprawdopodobniej wyszło spod prysznica w samym ręczniku i uhh... Przestań o tym myśleć. To nie prowadziło do niczego dobrego, szczególnie, jeśli chciałam być chłodna i opanowana. Choć po tym, co się stało na korytarzu, dość ciężko było mi dojść do siebie.
Kilka minut niecierpliwego oczekiwania później, drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich psychol w samych białych spodniach od piżamy, przez co moje oczy natychmiast pożarły jego nagą klatkę piersiową, dopóki nie zorientowałam się, że na mnie patrzy, a na jego wargach igra pewny siebie uśmiech, całkowicie mnie pesząc. Boże, czy ktoś jest w stanie powiedzieć, co mam zrobić, żeby się od tego uwolnić?
Moje serce zaczęło się rozpędzać do niebezpiecznego rytmu, kiedy bez słowa podszedł do okien i zasunął jasne zasłony, wprowadzając ciemność do pokoju. Wytrzeszczyłam oczy i przesunęłam się na krawędź łóżka, byleby być jak najdalej od tego człowieka. To wszystko nie miało sensu. Może to było głupie, że w tej sytuacji doszukiwałam się krzty logiki, ale, do cholery, dlaczego to wszystko wyglądało w ten sposób? Dlaczego on mnie kupił?!
Lampka nocna od jego strony się zapaliła, dając mglistą poświatę rozchodzącą się po pomieszczeniu, a moim oczom ukazała się mroczna postać mojego ciemiężcy, który skrzyżował ramiona na piersi i wbił we mnie swoje sceptyczne spojrzenie, jakby miał jakiś problem z tym, że siedziałam na jego łóżku i nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić.
- Mam spać na podłodze? – spytałam buntowniczo, jakbym miała gdzieś to, że za ostatnie pyskowanie dostałam po twarzy i skończyło się to tarzaniem na podłodze. Przełknęłam głośno ślinę, gdy przypomniało mi się, że ten człowiek swoją agresją czyni ze mnie jakąś przesiąkniętą chcicą laleczkę. On jednak dalej stał w bezruchu, przypatrując mi się tak natarczywie, że po chwili porzuciłam otoczkę odwagi i niemal skuliłam się w sobie, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje. On się gapił tak, jakby coś mu przeszkadzało. Poruszyłam się niespokojnie, aż w końcu zsunęłam się  z łóżka i stanęłam naprzeciw świra. Mierzyliśmy się bezsensownie spojrzeniami (a przynajmniej dla mnie to nie miało sensu), aż w końcu wydałam z siebie przeciągły dźwięk frustracji. – Odciąłeś sobie język pod tym prysznicem, czy co?! Możesz mi powiedzieć, dlaczego się na mnie tak gapisz, jakby ci coś nie pasowało?! Jeśli masz problem ze spaniem z obcą osobą w jednym łóżku, to na co mnie tu ściągnąłeś?!
Brawo. Po raz kolejny gratulacje należą się Katarinie, na którą zwalam wszystkie swoje wybuchy.
Przewrócił oczami, dając mi tym samym znak, że żyje i wzruszył ramionami. Próbowałam nie patrzeć na jego nagą skórę, która miała w tym świetle jeszcze ciemniejszy odcień, ale moje oczy mimo wszystko kierowały się w stronę tatuaży, ramion, brzucha i właściwie to najwięcej problemu sprawiało mi utrzymanie kontaktu wzrokowego z tym świrem, bo wszystkie moje zmysły wolałyby zejść piętro niżej. Byłam taka żałosna...
- Nie jesteś pierwszą obcą osobą w moim łóżku. – stwierdził i podrapał się po podbródku, a ja nagle zauważyłam, że się ogolił. Degradacyjna myśl, która przemknęła mi przez głowę, była naprawdę niesatysfakcjonująca. Wolałam go z zarostem.
- W takim razie jesteś męską prostytutką i ci to nie przeszkadza. O co więc chodzi? – Czy ktoś jest mi w stanie powiedzieć, co się ze mną działo? Może i miałam niewyparzony jęzor, ale tak po prawdzie, to ja NIGDY nie zachowywałam się w ten sposób. Znaczy... No ja nie robiłam wpadek jedną po drugiej. Jakaś chwila przerwy była. A tu co? Właśnie mu powiedziałam, że jest męską kurwą. Obraziłam go. I to konkretnie. Ja pierdzielę, jeśli teraz go wkurwię, on mnie uderzy, ja go uderzę i skończy się na tym, że nie pójdziemy spać, a ja chcę iść spać i chcę jeszcze utrzymać swoje dziewictwo w stanie nienaruszonym!... – Uhmmm... Znaczy... – wyjąkałam, próbując wymyślić coś, co jakoś załagodzi moją poprzednią wypowiedź, ale on zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem i porzuciłam jakąkolwiek myśl o mówieniu.
- Miałem na myśli, że chcę, żebyś odłożyła swoje ubrania na fotel. To raz. – wycedził, a mój żołądek wykonał tuzin niemiłych fikołków, gdy dostrzegłam jego zaciśnięte pięści. Oh, cholera. Niedobrze. – Dwa, jeśli człowiek, który poszukuje bliskości, jest dla ciebie prostytutką, to gratuluję ci jednego z najwyższych szczebli kurewstwa.
Oh.
Nie, zaraz.
Czy ja byłam jakaś upośledzona umysłowo, że nie za bardzo zrozumiałam przesłania? Czy on mi właśnie powiedział, że chce od ludzi bliskości? Ten psychopata? Który mnie KUPIŁ?!
Moje oczy rozszerzyły się chyba do granic możliwości i chociaż wiedziałam, że musiałam wyglądać jak kretynka, nie byłam w stanie się uspokoić. Zaraz, zaraz, zaraz. To był człowiek, który nie miał żadnych zahamowań i skrupułów! Jak ktoś taki może chcieć „bliskości” od kogokolwiek?!
Przestąpiłam z nogi na nogę i bez żadnego słowa, zabrałam swoje ubrania i zaniosłam je na fotel. On nie poruszył się ani o milimetr, więc niechętnie powróciłam na swoje miejsce, gdzie dzieliło nas tylko wielkie łóżko i poczułam niemiłe skurcze żołądka.
- Dlatego mnie kupiłeś? – odważyłam się spytać, choć nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam dedukcję, którą się kierowałam. Pieprzył się z innymi kobietami, by uzyskać krztę bliskości. Nie znalazł jej. A teraz ja jestem tutaj.
- Związki to jedno wielkie kłamstwo. Szukasz w nich czegoś, czego nie ma. – odparł głucho, a ja zmarszczyłam czoło. Musiałam chłonąć wszystkie wskazówki, jakie mi zostawiał, by ułożyć z nich jakikolwiek portret tego człowieka. Musiałam go poznać, jeśli miałam z nim tu utknąć. Jakoś nie byłam skora wierzyć w to, że jeśli tyle się natrudził, żeby mnie tu ściągnąć, miałby mnie teraz tak po prostu wyrzucić. – Odrzuciłem naiwność i dlatego tu jesteś. – dodał beznamiętnie, a ja objęłam się ramionami przez nagły chłód, jaki odczułam.
- Nie wierzysz w miłość?
- Nie wmówisz mi, że to, co czujesz do tego uroczego chłopca, to miłość. – wytknął mi, a mi nagle zrobiło się gorąco tak, jakby wyciągnął na światło dziennie największe brudy mojego życia. Potrząsnęłam głową i już otwierałam usta, by zaoponować, gdy on prychnął głośno. – Piękne historie miłosne nie mówią o zdradach. Mógłbym zrobić z tobą, co tylko bym chciał, a ty nie miałabyś nic przeciw. Tak wygląda twoja miłość do dzieciaka? – cynizm wyzierający z każdego słowa sprawił, że zrobiło mi się słabo. Wypowiedział na głos każdą moją wątpliwość, która czaiła się w mojej głowie. Do cholery, nie miał prawa tego robić!
- Nie jest dzieciakiem... – zaczęłam, a ten parsknął suchym śmiechem.
- Proszę cię. Przecież on nawet nie wiedział, co miał w rękach. – posłał mi litościwe spojrzenie. – Obchodził się z tak, jakby nie wiedział, od której strony ugryźć, żeby cię nie zabolało. – przewrócił oczami, wszedł kolanami na łóżko, chwycił mnie za moje spodenki i pociągnął, aż wylądowałam na kilka centymetrów przed nim. Jego dłoń spoczęła władczo na mojej talii, a ja sapnęłam głośno, gdy jego półnagie ciało znalazło się na wyciągnięcie ręki. – A przecież ciebie ma boleć, bo ty sama tego chcesz. Bo to ma graniczyć z niebezpieczeństwem, a on dopiero uczy się bawić zabawkami. Kpina...
- Więc kupiłeś mnie po to, by mnie wypieprzyć. – wydyszałam w jego twarz, a on uśmiechnął się mrocznie, przez co na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Też.
Zamknęłam oczy, nie mogąc znieść jego nienaturalnie beznamiętnej mimiki. Zacisnęłam zęby, próbując się skupić na faktach, a nie na tym, że był tak blisko, że tylko drobny ruch i mogłabym się o niego oprzeć. Miałam tyle pytań, a im więcej odpowiedzi dostawałam, tym pytania jeszcze bardziej się piętrzyły. To był jakiś obłęd.
- Więc dlaczego?...
Nawinął mokre pasmo moich włosów na palec i poczułam, że się uśmiecha leniwie. Czułam, że zaczynam się znowu załamywać nad tym, co się stało w moim życiu i, że tak naprawdę nie miałam już swojego życia i byłam zależna od tego człowieka.
- Znudziło mi się bycie samemu. Wprowadzasz zmianę.
Poczułam się tak, jakbym ponownie została spoliczkowana. Mógł powiedzieć, że chce mnie zniszczyć. Że mnie spotkał wcześniej i mnie nienawidzi i chce, żebym cierpiała na milion różnych sposobów.
Nuda...? Kupił mnie, bo mu się nudziło...?
Zagryzłam wargę, gdy wściekłość zalała moje ciało bez reszty. Wiedziałam, że zaczęłam dygotać i chęć poderżnięcia mu gardła zainfekowała mój umysł jak najgorsze świństwo. Przełknęłam głośno ślinę, zmuszając moje powieki do ciągłego zamykania oczu, by nie spojrzeć na debila i go nie zabić. Chciałam go zabić. Tylko Bóg wiedział, jak bardzo chciałam go zabić w tym momencie.
- Dwa miesiące szukałem kogoś odpowiedniego. – odezwał się niespodziewanie. – Nie widzę powodu, żebyś mnie rozumiała. Po prostu cię chcę. Chcę, żebyś była moja. Moja i nikogo innego.
- Jeśli myślisz, że pieniądze sprawią, że będę do ciebie należeć, to jesteś w wielkim błędzie. – powiedziałam drżącym głosem, próbując zignorować opuszki palców, które sunęły bezwiednie po linii mojej szczęki. Byłam bliska wybuchu płaczu. Miałam dość tego, co ten człowiek ze mną robił. Jeśli nie chciał mnie w ten sposób, jak Harry mnie chce, nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Nie chciałam się oddawać komuś, kto mnie kupił dlatego, że mu się nudziło. Bo mnie chciał. Tak po prostu.
- Nie powiedziałem, że przywiążę cię do siebie pieniędzmi.– przysunął się do mnie bliżej i przestałam oddychać, gdy jego gładki policzek, wciąż pachnący wodą po goleniu, otarł się o mój policzek. – Uzależnię cię od siebie, Lena. – wyszeptał do mojego ucha i poczułam łzy zbierające się pod moimi powiekami.
- Dlaczego ja...?
Usłyszałam, że się uśmiecha, a potem jego usta, powoli muskając moją twarz, przesunęły się na moje wargi, kusząc je swoim ciepłem i słodyczą, a gdy ja swoje mimo wszystko rozchyliłam zapraszająco, odsunął je na tyle, by wciąż mnie drażnić, lecz nie całować. Przez chwilę zmuszałam się, by nie przyciągnąć jego głowy do siebie, by nie zatopić się w bolesnym dotyku, lecz nadaremnie. Chciałam go całować i nie mogłam na to nic poradzić. Chciałam go tak bardzo, że to mnie raniło bardziej, niż moje własne zachowanie.
- Sama się domyślisz. – odpowiedział w moje usta i odsunął się ode mnie, zanim zrobiłam kolejny nieprzemyślany krok. – Dobranoc, Lena. – odwrócił się i zgasił światło.

Nie wiedziała, jakim cudem udało jej się pozbyć Louisa, a potem udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy przyszli rodzice. Zacisnęła wargi w cienką linię i modliła się tylko o wieczór, kiedy w końcu położy się do łóżka i zapomni, jak bardzo zawaliła. To nawet nie było odpowiednie słowo. Zawalić można było test. Zawalić można było spotkanie. A to, co ona zrobiła, było czymś niewybaczalnym.
W nocy przekręcała się z boku na bok, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Harry dzwonił do niej przed dziesiątą i pytał się o jej przyjaciółkę, ale ona skłamała perfidnie, że nie wie, o co chodzi, bo do niej też się nie odzywała. Co miała powiedzieć? Nie miała żadnej wymówki. Żadnej.
Nie mogła zasnąć. Musiała wziąć tabletki uspokajające, by jej umysł się w końcu poddał, bo od nadmiaru myśli, płakała i bezsensownie waliła rękoma w poduszkę. Czuła się tak fatalnie sama ze sobą...
Całe szczęście, że następnego dnia miała wolne i nie musiała iść do szkoły. Obudziła się z pulsującym bólem głowy, który jakimś cudem ją orzeźwił i zmusił do jakiegokolwiek działania. Zerwała się z łóżka, by wziąć prysznic i się jako tako odświeżyć, po czym zbiegła na dół, zupełnie ignorując burczenie w brzuchu zwiastujące poranny głód. Jej rodzice nawet jej nie zauważyli, co przyjęła z niemałą ulgą.
Nie było Hondy jej przyjaciółki, co mocno wybiło ją z rytmu, jednak wsiadła do żółtego Sciona tC z mocnym postanowieniem, że to, co zasiało się w jej głowie, dopełni się w rzeczywistości do reszty. Co miała do stracenia?
Jej dłonie zaczęły drżeć, gdy wjechała w tak dobrze jej znaną ulicę, która mimo tego, że była zapełniona samochodami, wydawała jej się cholernie pusta. Wściekłość powoli zaczęła wlewać się do jej żył i zanieczyszczać opanowany umysł. Wiedziała, że za chwilę zrobi komuś krzywdę, ale miała to naprawdę gdzieś. Ktokolwiek się napatoczy – zasłuży jak jasna cholera.
Wysiadła z samochodu na podjeździe, trzaskając głośno drzwiami. Wiatr rozwiał jej ciemne włosy, a na jej ustach pojawił się pogardliwy uśmieszek. Świerzbiły ją ręce, och, jak zajebiście świerzbiły ją ręce.
Zdecydowanym i mocnym krokiem ruszyła w stronę drzwi frontowych, do których zaczęła dosłownie walić. Przynajmniej jedna osoba musiała być. A ona miała zamiar wpierdolić obojgu.
Usłyszała przekręcany zamek w drzwiach i adrenalina wystrzeliła tak agresywnie, że jej oczy znacznie się powiększyły. Wrota się otworzyły, więc jej ręka poszybowała z całą siłą w stronę twarzy pana Howard, który z wrażenia zatoczył się do tyłu.
- Ty pierdolony gnoju! – zaczęła swoją tyradę i wkroczyła do domu swojej przyjaciółki, nie przejmując się kompletnie niczym. Musiała się zemścić, choć to nie zrobi tak naprawdę żadnej różnicy w pozycji, w jakiej się aktualnie znajdowała. Po prostu musiała się wyżyć, a rodzice jej ukochanej przyjaciółki nadawali się do tego idealnie, jeśli nie wiedziała, gdzie podziewał się ten skurwiel, który zabrał Lenę. – Ktoś powinien cię zabić! – nie panowała nad sobą. Jej uderzenia padały jeden po drugim, a kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, a mężczyzna runął na ziemię, skoczyła na niego, nie tracąc ani sekundy na zastanowienie się, czy przez nią nie wyląduje w szpitalu. Kogo to obchodziło. Należało się mu.
- Boże, co ty robisz?! – w holu pojawiła się pani Howard, a Katarina wybuchnęła cynicznym śmiechem. – Zejdź z niego! Zejdź natychmiast! – podbiegła do dziewczyny, by ściągnąć ją z męża, dzięki czemu oberwała rykoszetem i sama znalazła się na podłodze.
- Ktoś wam musi wpierdolić za to, co zrobiliście swojej córce, do kurwy nędzy! – krzyknęła rozjuszona. – Wiedziałam, że jesteście pierdolnięci, ale to?! Czy wy macie w ogóle poczucie tego, co zrobiliście?! SPRZEDALIŚCIE JĄ! – ryknęła w twarz pana Howard. – Sprzedaliście ją komuś, kto chce ją zniszczyć, być może nawet zabić! ZABIĆ!
I w tym samym momencie usłyszała głośny wybuch płaczu jego żony, choć przez szum adrenaliny w uszach i tak ledwo to usłyszała. Widziała krew na twarzy tego bydlaka, który nawet się nie bronił i chciała go zamordować z zimną krwią. Pragnęła tego jak niczego na świecie.
- Nie mieliśmy wyboru!... – zawyła pani Howard, a Katarina spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Chyba kpisz! Sprzedaliście ją, bo jesteście kurewsko pazerni! Mieliście wybór! Trzeba było powiedzieć NIE! Tak trudno?!
- Katarina, tu jest podsłuch. – usłyszała nagle cichy szept pana Howard, ledwo wykrywalny dla jej zmysłu słuchu przez głośne zawodzenie jego żony. – On zna nasz każdy ruch.
Brunetka zastygła w bezruchu i zamrugała szeroko otwartymi oczami nieprzytomnie, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Ból na twarzy mężczyzny był wystarczającym dowodem na to, że jej rodzice nie zrobili tego specjalnie. Ale przecież... przecież mogli odmówić!... Przecież...!
- Pokażcie mi umowę. – wysyczała przez zaciśnięte zęby i wstała z pana Howard, nie przejmując się tym, że zakrwawiła jego koszulę od Hugo Bossa i tym, że sama była splamiona jego krwią.
Matka Leny, wciąż zalewając się łzami, natychmiast popędziła do salonu. Katarina bacznie rozejrzała się wokół siebie, choć nie zauważyła, żeby cokolwiek się zmieniło. Może jednak kłamali? Skoro byli w stanie oddać swoją córkę, mogli być zdolni do nagięcia rzeczywistości dla własnych pobudek, prawda?
Zacisnęła zaczerwienione dłonie w pięści i sztywno ruszyła do salonu, gdzie pani Howard akurat wyciągała z szafki pod telewizorem białą kopertę.
Natychmiast usiadła na kanapie, gdy tylko w jej rękach wylądowały dokumenty. Wysypała wszystko na szklaną ławę i zachłysnęła się powietrzem, gdy jej wzrok padł na kilkanaście zdjęć jej przyjaciółki.
- To było prawie cztery miesiące temu!... – wydusiła, podnosząc fotografię, na której ona i Lena siedziały w King Burgerze i próbowały zrobić domek z frytek na środku stolika. – A to... – chwyciła kolejne zdjęcie i jej oczy zaszły łzami. – A to było... – A to było wtedy, gdy miała doła przez Louisa i siedziały razem w parku na ławce, wspierając się wzajemnie. Myślały, że wtedy nikogo nie było. Nikogo nie widziała. Jak...
Zaciągnęła się gwałtownie powietrzem i wzięła do rąk plik kartek. Pobieżnie przeleciała wzrokiem treść i zrobiło jej się niedobrze.
„...10 milionów...”
„...tajemnice...”
„...śmierć...”
„...oddać w ręce...”
„...milczenie...”
„...podsłuch...”
„...obrócić się przeciw dawcom...”
„...przeciw obiektowi kupna...”
„...własność...”
„...brak ingerencji...”
Więc rodzice Leny też padli ofiarą szantażu. Nikt nie mógł nic zrobić. Gdyby komukolwiek o tym powiedzieli, on by to wiedział. A jeśli próbowaliby zwrócić się do kogokolwiek o pomoc, Lena by umarła. Co z tego, że on wylądowałby w więzieniu, jeśli jej przyjaciółki nie byłoby na świecie...?
Rzuciła dokumenty na stół i wstała, ścierając łzy z bladych policzków. Musiała znaleźć jakiekolwiek wyjście, jeśli oni nie mieli zamiaru kiwnąć palcem ze strachu. Musiała coś zrobić. Cokolwiek.
Posłała beznamiętnie spojrzenie małżeństwu i w milczeniu wyszła z domu, nie bawiąc się w jakiekolwiek pocieszenie. Im się ono nie należało, choć teoretycznie byli w niemocy. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Nie ma, do cholery i ona zamierzała tego dowieść.
Gdy tylko znalazła się z powrotem w Scionie, wyszperała z torebki telefon, by natychmiast wybrać numer Leny. To by było za łatwe, gdyby to jej przyjaciółka była w posiadaniu swojej komórki.
Nie minęły nawet dwa sygnały, a w słuchawce rozległo się pobłażliwe męskie westchnięcie, które natychmiast przyśpieszyło jej tętno. Zacisnęła zęby.
- Chyba nie sądziłaś, że się do niej dodzwonisz, prawda? – spytał leniwie, a ona potrząsnęła głową. Na jej ustach znów wykwitł pogardliwy uśmiech.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię znajdę. A kiedy cię znajdę, zabiję cię, rozumiesz? – wycedziła, wkładając w swoje słowa tyle nienawiści, że niemal ją to zaskoczyło.
- A co zrobisz, jeśli Lena będzie chciała mnie obronić?
Pytanie było dla niej tak absurdalne, że roześmiała się głośno.
- Chyba nie myślisz, że będzie w stanie stanąć po stronie jakiegoś psychola?
- Zanim nas znajdziesz, minie jeszcze mnóstwo czasu. Może twoja przyjaciółka stanie się do tego momentu kimś zupełnie innym.
Ta konwersacja nie miała sensu. On naprawdę miał nierówno pod sufitem i musiała zrobić wszystko, by wyrwać Lenę ze szponów tego psychopaty. Jak najszybciej.
- Przekonamy się.
- A więc do zobaczenia.
Bip, bip, bip...


><><><><><><><><><><><><><><><

A teraz miejmy nadzieję, że sprodukuję kolejny, bo stanęłam w miejscu o_O