Doszłam do wniosku, że należą się Wam jakieś wyjaśnienia co do braku rozdziałów i tego, że dzisiaj wklejam 2/3 kolejnego rozdziału, który jest tak zły, że nie powinien w ogóle ujrzeć światła dziennego. Powiedzmy, że... Hmmm... Mam dosyć popieprzony okres i moja bania ma problem z ogarnianiem. W związku z tym nie potrafię się wczuć w bohaterkę i autentycznie podczas pisania, nie zdaję sobie sprawy, co ja właściwie dziergam. Nie chcę robić przerwy, ale ona niestety będzie musiała nastąpić. Muszę sobie zrobić wolne od własnego życia, zanim oszaleję o_O Gdy tylko uda mi się naładować swój mózg świeżą energią, dokończę rozdział i z powrotem wbiję się w klimat. Po prostu nie chcę tego spieprzyć pisaniem na siłę. U mnie nigdy to nie działało i raczej działać nie będzie.
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze. Naprawdę podnoszą mnie na duchu i wiele dla mnie znaczą.
A teraz miłego czytania, jeśli w ogóle można to tak nazwać w tym przypadku o_O
><><><><><><><><><><><
Nie mogłam
zasnąć.
Byłam tak
przeraźliwie świadoma męskiego ciała obok mnie, że to po krótkim czasie zaczęło
boleć. Leżałam nieruchomo już pewnie od ponad godziny. Słyszałam równy oddech
psychopaty, który z pół metra dalej leżał na brzuchu tak, jakby zupełnie się
mną nie przejmował. Ja się przejmowałam. Było mi gorąco i chociaż klimatyzacja
wciąż wytwarzała chłodne powietrze, ja nie czułam żadnej różnicy. Chciałam
udawać sama przed sobą, że śpię, a to na dodatek przyprawiało mnie o duszenie.
Za każdym razem, kiedy próbowałam spowolnić swoje oddychanie, jak na złość
miałam z tym jeszcze większe problemy. Chciałam uciec, ale nie drgnęłam ani o
milimetr.
On zasnął
niemal natychmiast po zetknięciu głowy z poduszką, a przynajmniej tak sądziłam.
Chwilami z jego ust wyrywało się chrapnięcie, przez co strach dosłownie chwytał
mnie za gardło. Chciałam mu za to przyłożyć, ale z drugiej strony – za nic na
świecie nie chciałam go budzić w środku nocy.
Zamknęłam
natychmiast oczy, gdy miliard godzin później, westchnął i zaczął się wiercić na
łóżku. Byłam pewna, że gdyby mnie dotknął, doszedłby do wniosku, że zostałam
czymś wypchana. Byłam nienaturalnie sztywna jak nieboszczyk. Liczyłam do
dziesięciu, ale gdy tylko cyfry zniknęły z mojej głowy, zaczęłam liczyć jeszcze
raz, wciąż niepewna, czy on śpi, czy robi coś innego. Kolejna dziesiątka
przeszła do historii. Potem kolejna i kolejna, aż chyba doliczyłam do dwustu.
Jego spokojny oddech mnie nie przekonywał. Mógł udawać, że śpi, tak jak ja
udawałam, że nie żyłam.
W końcu
odważyłam się uchylić powieki i udało mi się zabić zachłyśnięcie się powietrzem
w zarodku, gdy dosłownie znalazłam się twarzą w twarz z psycholem. Śpiącym
psycholem.
Przełknęłam
głośno ślinę, wciąż mając problemy z przyswojeniem do siebie informacji, że śpię
w obcym domu, obcym łóżku z obcym facetem. Który mnie kupił. Niezbyt miła myśl.
Odetchnęłam,
patrząc na spokojną twarz młodego człowieka, który pogrążony we śnie nawet nie
zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany. Studiowałam wygładzone czoło, zrelaksowaną
minę, lekko rozchylone wargi. Nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby krzywdzić.
Wyglądał tak, jakby potrzebował kogoś, kto pogładzi dłonią jego policzek,
odsunie zbłąkane pasemko włosów i delikatnie pocałuje. Wyglądał tak, jakby
potrzebował kogoś, kto się do niego przytuli i da mu ciepło. Dlaczego więc, do
cholery, traktował mnie w ten sposób? Dlaczego był lodowaty, przesiąknięty
goryczą do szpiku kości?
To nagle
wydało mi się być mało ważne. Byłam zauroczona twarzą, którą miałam przed sobą
i jakimś cudem jej widok mnie uspokajał. Moje ciało się rozluźniło, a ja w
końcu poczułam zmęczenie dzisiejszego dnia i wypompowane emocje, które same
kazały mi zamknąć oczy, odetchnąć i nabrać energii podczas tak potrzebnego mi
snu.
Ułożyłam się
wygodniej na łóżku, powoli odpływając w krainę marzeń. Uśmiechnęłam się
delikatnie, gdy poczułam lekki niczym piórko dotyk opuszek palców na swoim
policzku. Sama nie wiem, kiedy przestałam kontaktować z rzeczywistością.
Ranek nastał jak dla mnie zbyt szybko i to, co pozostało w mojej głowie po nocy, przyprawiało mnie o dreszcze. Miałam jakiś
popieprzenie miły sen, od którego zaraz po obudzeniu przywaliłam sobie w twarz.
Bzdura! Ja i ten świr?! NIE!
Leżałam na
brzuchu, a moja głowa była odwrócona w stronę psychopaty, który pomimo głośnego
„plask” chyba ciągle spał. Zacisnęłam mocno powieki w nadziei, że to wszystko
jest wielkim, psychodelicznym snem. Na próżno. On ciągle tam leżał.
Wczoraj mi
przyłożył. Czy dzisiaj też to zrobi? A może dojdzie do czegoś innego?
Wytrzeszczyłam
oczy i zacisnęłam zęby, próbując zastanowić się nad tym, co powinnam zrobić.
Nawet nie wiedziałam, która godzina. Może... Może mogłabym po cichu się wymknąć
i... i uciec?
Znieruchomiałam,
gdy psychol westchnął przeciągle i gdy upewniłam się, że jednak śpi, powoli
wysunęłam się spod kołdry, wyczuwając stopą twardy grunt. Niemal spłynęłam na
podłogę, bacznie obserwując śpiącego świra, czując, że moje serce zaraz mnie
zadławi i zejdę tam na zawał. Moje dłonie zaczynały drżeć ze zdenerwowania,
jakie mną targało, ale trzymałam gębę na kłódkę. Próbowałam się zmusić do
zaniechania oddychania, ale to akurat spaliło na panewce. Cicho odetchnęłam i
wyprostowałam się na podłodze, zastanawiając się, jakim cudem usunęłam się z
łóżka, prawie nie przesuwając kołdry w żadną stronę. Machnęłam na to ręką.
Musiałam zniknąć z tego pokoju, a ja zamiast tego stałam i się zastanawiałam nad
moimi cudownymi poczynaniami.
Odwróciłam się
na palcach i bezszelestnie dopadłam drzwi wyjściowych, których klamkę
nacisnęłam tak delikatnie, że prawdopodobnie nawet muchy bym naciskiem nie
zabiła. To chyba musiała być adrenalina, że byłam w stanie zachowywać się tak
cicho. Gorzej, że ja tak naprawdę nie chciałam uciec – chciałam tylko zrobić
temu psychopacie na złość. Wiedziałam, że mnie znajdzie prędzej czy później. I
wiedziałam, że za to zapłacę. Miałam naprawdę nierówno pod sufitem, że chciałam
tego, co kreowało się w mojej głowie.
Wychyliłam się
z pokoju i wyleciałam z niego jak z procy, przywalając kolanem w drzwi z
przekleństwem na ustach. Nawet nie odwróciłam się, by sprawdzić, czy się
obudził. Wiedziałam, że tak.
Z niemym
piskiem popędziłam w stronę schodów, by niemal z nich zlecieć, przeskakując
kilka schodków na raz. Musiało być wcześnie, bo nie słyszałam żadnych dźwięków
świadczących o tym, że Tom był na nogach. Z resztą nic o tym człowieku nie
wiedziałam, być może i miał swoją konkretną porę, kiedy wstawał, czy coś...
Cholera, jak
ja miałam się wydostać z tego domu?!
Znalazłam się
w salonie, pędząc jak oszalała do drzwi frontowych, do których dopadłam i...
- Kurwa! –
zaklęłam, szarpiąc klamkę. Zamknięte! Zamknięte, do cholery! Co ja miałam teraz
zrobić?!...
Zaraz!
Odwróciłam
się, licząc na minimalną szansę, że uda mi się zniknąć stąd, zanim Kaulitz się
zorientuje, co wyprawiam. Po drugiej stronie salonu wielkie drzwi tarasowe
miały mnie doprowadzić na basen, a potem gdzieś tam. Być może nawet za posesję.
Ale byłam zbyt głupia i nie umiałam ich otworzyć.
- No do... –
urwałam, gdy nagle gorące ciało przycisnęło mnie do szklanych drzwi, a ja
zachłysnęłam się powietrzem. Zastygłam w bezruchu, nieomylnie odczytując, że to
jednak był psychol, a ja zaraz oberwę za swoją głupotę. Sama się do tego
doprowadziłam. Co ja odpieprzałam...?
- Chciałaś
uciec. – usłyszałam jego zachrypnięty głos, świadczący o tym, że Kaulitz
dopiero co wstał z łóżka, a po mojej skórze przeszły dreszcze. Zamknęłam oczy,
zaczynając się wściekać sama na siebie za tą przedziwną uległość w stosunku do
niego całego. To nie było dobre. – Nie sądziłaś, że ci się to uda, prawda?
- Nie. –
odparłam tak po prostu, czując, że gorąco jego nagiej klatki piersiowej
zaczynało przenikać przez moją koszulkę na ramiączkach. Przełknęłam głośno
ślinę, gdy jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach. Zapomniałam, że
kolano mnie bolało od zderzenia się z drewnianymi drzwiami od jego pokoju.
Jedyne, co teraz się liczyło to to, że on mnie dotykał, a jego oddech zatrzymał
się na czubku mojej głowy, znowu dając mi do zrozumienia, jak bardzo
ciemiężyciel nade mną góruje.
Uderzy mnie?
Skrzywdzi? Zostawi siniaki?
- Więc
dlaczego próbowałaś uciec?
Pytanie
zawisło między nami w gęstej ciszy, która nas spowiła. Nie potrafiłam się
skupić na tyle, by dać jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Byłam stłamszona
testosteronem, zapachem męskiego ciała, który obwiódł mnie całą i Bóg mi
świadkiem, że chciałam się odwrócić i go dotknąć. Moja skóra wrzała od potrzeby.
Przepalało mnie to na wylot. Do cholery, co on ze mną robił?!
- Puść mnie. –
wydyszałam, choć tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie puszczał. Moje dłonie
zrobiły się wilgotne od napięcia. Szumiało mi w głowie jak po alkoholu i po
prostu... po prostu...
Oddech ugrzązł
mi w gardle, gdy jego ręce nagle zniknęły pod moją koszulką na mojej talii. Nie
rozumiałam, co się właśnie zaczęło tworzyć między nami, ale tylko minimalny
kontakt z jakąkolwiek częścią jego ciała, a ja już byłam gotowa na wszystko, co
tylko chciałby ze mną zrobić.
Zagryzłam
wargę, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie przekroczył kolejną granicę.
Jego dłonie powoli przesuwały się do góry, unosząc koszulkę, odsłaniając nagą
skórę, która natychmiast zetknęła się z jego gorącym brzuchem i sapnęłam
głośno. Nie potrafiłam zwalczyć narastającego pragnienia, by po prostu mu się
oddać. Kompletnie.
Jego palce
niemal leniwie zaczęły gładzić linię stanika, którego za nic nie chciałam
ściągnąć na noc z nim. Nie zauważyłam, że zaczęłam cała drżeć, dopóki mój
oddech się taki nie stał. Ponownie przełknęłam ślinę, chcąc uciec. A jednak
ciągle stałam w miejscu, choć wiedziałam, że mogłabym mu przyłożyć i nawiać. To
było złe. On nie powinien mnie dotykać w taki sposób, a mi nie powinno się to
podobać. Ale podobało. Bardziej, niż podobało.
Niespodziewanie
wyciągnął jedną dłoń spod mojej koszulki, odsunął się ode mnie i „CHLAST!”, aż
krzyknęłam z rozszerzonymi oczami, automatycznie łapiąc się za prawy pośladek,
który eksplodował bólem.
- Nie uciekaj
ode mnie. – oznajmił mi wciąż zachrypniętym głosem i tak po prostu mnie
zostawił, dyszącą na drzwiach, by zniknąć w czeluściach domu tak, jakby nic się
nie stało. A stało się. Stało się i to cholernie.
I tak po
prostu się rozbeczałam. Nie z bólu, który próbowałam rozmasować, a od tego, że
zostawił mnie w stanie, gdy byłam bardziej, niż chętna na to, by...
Uderzyłam
kilkukrotnie w szybę, czując potrzebę rozpieprzenia czegoś w drobny mak.
Nienawidziłam go!...
A przynajmniej
chciałabym go nienawidzić.
Dupek.
Stałam tak
przez dłuższą chwilę, ścierając z policzków słone łzy, próbując doprowadzić się
do jako-takiego porządku. Nie miałam pojęcia, co teraz miałam ze sobą uczynić.
Nie mogłam tak po prostu zjeść śniadania. Byłam tu obca i chociaż
przetrzymywana wbrew własnej woli, nie potrafiłam odrzucić kultury i
wychowania, które zakazywały mi się tu czuć jak u siebie w domu.
Zdecydowałam w
końcu, że po prostu usiądę w salonie i poczekam, aż ktoś zejdzie... i da mi
instrukcje jak dalej żyć?...
Brązowowłosy
zmierzył mnie intensywnym spojrzeniem, gdy tylko pojawił się w jadalni,
szurając kapciami po podłodze, oznajmiając wszystkim, że jeszcze do końca się
nie obudził. Ja siedziałam napięta jak postronek i nie wiedziałam, czy powinnam
się do niego odezwać, czy po prostu gapić się na niego w milczeniu. Ta druga
opcja jednak nie była w żaden sposób łatwiejsza. Tom miał na sobie tylko
spodnie od piżamy. Mimo, że próbowałam omijać wzrokiem jego nagą klatkę
piersiową, i tak zdążyłam się zarumienić na widok mięśni igrających pod opaloną
gładką skórą. Miałam ochotę sobie przyłożyć. Nigdy nie przebywałam tak często z
facetami. Co innego z Harrym i resztą kretynów. Ale oni byli jak rodzina, a
ci... Oni byli świadomi swojej atrakcyjności i nie musieli nawet się odzywać,
by przyciągnąć do siebie ofiarę. Tacy dumni, pewni siebie, chłodni. A ja nie
potrafiłam sobie wmówić, że powinnam żywić złe uczucia do każdego z osobna. Jak
bardzo oszalałam...?
Tom wrócił z
kuchni, po czym tak po prostu przysunął krzesło do mnie i usiadł na nim tak
blisko mnie, że poczułam ciepło jego ciała. Przymknęłam powieki, nie rozumiejąc,
co się ze mną działo. Przełknęłam ślinę i odetchnęłam. A potem poczułam coś
zimnego na lewym policzku i podskoczyłam, natychmiast otwierając oczy, by
napotkać łagodne spojrzenie brązowych tęczówek.
- Ciii, to
tylko lód. – uspokoił mnie, a ja zmarszczyłam czoło, próbując nadążyć za jego
tokiem rozumowania. W końcu przypomniało mi się, że wczoraj jego brat mi
kilkukrotnie przyłożył i być może miałam teraz opuchniętą twarz. – Bardzo boli?
Wzruszyłam
ramionami, zastanawiając się dokładnie nad tym samym.
- Zapomniałam
o tym, więc raczej nie. – odparłam, siląc się na neutralny ton. Czułam się przy
nim nieswojo i na dodatek miałam taką niemiłą myśl, że jeśli on będzie siedział
za blisko, a przyjdzie jego brat, nie będzie za wesoło. Nie podobało mi się, że
w ogóle przyszło mi to do głowy. – W porządku, nie musisz... – chciałam się
odsunąć na bezpieczną odległość, ale on potrząsnął głową i zatrzymałam się w
połowie, choć nie wiedziałam dlaczego.
- Zrobimy to
inaczej. – oznajmił mi, a ja zamrugałam bezmyślnie powiekami. Spojrzałam na
niego pytająco, a on uśmiechnął się uspokajająco. – Nie martw się.
Przez ten
dzień zdążyłam zobaczyć cały cykl, jaki pojawiał się w tym domu. Najpierw
poranek i śniadanie, które na stole zostało rozłożone koło dziewiątej. Potem
Tom gdzieś wyjeżdżał, a później okazywało się, że był na zakupach. W tym samym
czasie ja zostałam wytargana po całym domu przez Kaulitza, bym następnym razem
się nie zagubiła, a wtedy do akcji wkroczyła sprzątaczka, która zasuwała tak
szybko, że po niecałych dwóch godzinach znikała, a w domu lśniło. Znalazłam
bardzo ciekawe książki w bibliotece, co mnie nawet trochę rozluźniło. Zawsze
mogłam uciekać tam i próbować się zrelaksować. Potem był obiad, który bliźniaki
własnoręcznie przygotowywali, co było dla mnie dość zaskakujące. Zastanawiałam
się, co oni mogli robić tak naprawdę cały dzień, ale oni nie wyglądali, jakby
dopadała ich nuda. Intrygowało mnie, co robił świr, kiedy był sam, ale on nie
odstępował mnie na krok, chyba że zamykałam się w łazience. Tym razem byłam
grzeczna. Nie robiłam niczego, co mogłoby go do czegoś sprowokować, bo w końcu
zobaczyłam siebie w lustrze i wypadłam z łazienki przerażona własnym wyglądem.
Może dlatego on mnie nie kusił. Po prostu był obok. Nie wykonywał żadnych
specyficznych ruchów, nie mówił niczego, co by wyrwało zawleczkę. A najgorsze
było to, że to ja miałam z tym
problem. Pieprzone godziny trwały jak wieczność. Miałam wrażenie, że mieszkała
tam już miesiąc, nie dobę i poznałam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, co ma
w głowie. Nie wiedziałam. Nie wiedziałam kompletnie nic. Byłam głupia. Jak na
pstryknięcie palców zapomniałam o tym, że mnie uderzył, ba! Zapomniałam o tym,
że mnie kupił i że jestem tu przetrzymywana nie z własnej woli!
Każda inna
byłaby załamana. Ja nie byłam. Miałam chłopaka,którego kochałam, a myślałam o
tym, że psychopata mnie nie dotyka. Miałam szkołę, która mnie prowadziła do
wolności, a tymczasem ja byłam uwiązana i nie protestowałam. Miałam
przyjaciółkę, którą pewnie zżerały nerwy. A ja nie byłam tym załamana. Czy ten
człowiek rzucił na mnie jakiś urok...? A jeśli tak – czy byłam w stanie się spod niego wyrwać? Czy chciałam?
><><><><><><><><><><><><
Także tego no... Skończyłam cholera wie gdzie. Tak z dupy wyrwane. Pozdro.