Ujmę to w ten sposób - kurwa, ale mi gorąco. I to nie ma nic wspólnego z rozdziałem. Masakra.
Miłego czytania XD
><><><><><><><><><><><><><><><
Językiem
zlizałam strużkę spermy z twarzy, gapiąc się tępo w podłogę, unikając nawet
widoku spuszczonych spodni Kaulitza, który oparł się o przeciwległą ścianę,
próbując chyba dojść do siebie. Nie miałam pojęcia i chyba mnie to nie
interesowało. Rzeczywistość z powrotem do mnie przyszła, niszcząc cały akt w
tak genialny sposób, że poczułam obrzydzenie do samej siebie. Chciałam zniknąć.
Kątem oka
dostrzegłam, że Kaulitz zakłada bokserki i spodnie jak gdyby nigdy nic. Nie
wiedziałam nawet, czy ma zamiar coś powiedzieć na temat tego, co się właśnie
stało. Ja sama chyba nie miałam nic do powiedzenia. Prócz tego, że wolałabym,
żeby zamiast pieprzenia, po prostu mnie zabił. Ale chyba potrzebowałam jakichś
słów z jego ust. Palący ból, który rozprzestrzeniał się po klatce piersiowej,
dawał mi znać, że jeszcze trochę, a zacznę robić wszystko, byleby się go
pozbyć. Nieważne, czy to będzie histeria, czy potrzeba zniszczenia wszystkiego
wokół siebie z sobą włącznie. Chciałam, żeby chociaż jednym słowem potwierdził,
że to nie było po prostu pieprzenie. Choć wiedziałam, że było. Zrobiłam coś, co
miałam zrobić z mężczyzną, którego kocham. Boże, dlaczego...?
Przełknęłam
ślinę, wciąż mając w ustach smak nasienia i zacisnęłam powieki, wstając z
podłogi. Żadnych słów. Nie chciałaś żadnych słów, które miałby sprawić, że
poczujesz się lepiej. Jesteś szmatą, więc się tak czuj.
Nie
zaszczyciłam Kaulitza ani jednym spojrzeniem. Wstałam na chwiejnych nogach i
szczerze, to nawet nie interesowało mnie to, że mam związane ręce. On nie
kwapił się, by mnie oswobodzić, więc pójdę do kogoś, kto mi w tym pomoże. A
jakim cudem otworzyłam drzwi od łazienki łokciem, to już nie miałam pojęcia.
- Co ty
robisz? – wzdrygnęłam się, gdy w bibliotece rozległ się głos debila, który miał
zostać w łazience, a wlókł się za mną.
- Idę. Gdybyś
tego nie zauważył. Daj mi spokój. – burknęłam, zastanawiając się, gdzie może
być Tom. Próbowałam nie myśleć, że mógłby coś słyszeć, bo, do kurwy nędzy, nie
wiem, jak Kaulitz to zrobił, ale seks był niesamowity. Nie podobało mi się to.
Znaczy... podobało po skurwysynie. Ale... Oh, kurwa no...
- Możesz
chociaż dać mi się rozwiązać?
- Odwal się.
Nie waż się mnie dotykać. – warknęłam, przyspieszając kroku. Dławiłam się
oddechem i bólem w klatce piersiowej, a on swoim gadaniem to wzmagał. Czego on teraz
wymagał? Chciał, żebym mu się po tym wszystkim rzuciła w ramiona i przyrzekła
dozgonną miłość? Po moim trupie. Po moim trupie, do cholery. Mógł mieć nade mną
przewagę w uwodzeniu mojego ciała. Ale nie przejmie mojego umysłu.
- Śmiesznie to
brzmi w twoich ustach w obecnym momencie. – zauważył drwiąco, a ja zatrzymałam
się gwałtownie. Znowu policzek. I to konkretny. Ten facet wiedział, gdzie
uderzyć. Po prostu unosił rękę i BACH! Parsknął śmiechem, gdy wyciągnęłam do
niego jeszcze bardziej ręce, czując, jak bardzo mnie od tego bolą. Ale czym był
ból fizyczny w porównaniu do tego, co działo się wewnątrz? Niczym. Ręcznik
zniknął z moich rąk, więc natychmiast złapałam za nadgarstki, by je rozmasować.
Odwróciłam się do Kaulitza, zanim zdążył dodać jeszcze jedno słowo. Powinnam
była się domyślić, że dla niego to był po prostu zwykły akt. Nie mogłam
uwierzyć, że mogłam być tak naiwna.
- Wiesz co? –
oblizałam ostentacyjnie wargi i westchnęłam głośno. – Wybacz, powinnam chyba
zareagować na to odrobinę inaczej. Przepraszam. – uniosłam dłonie, by
przyciągnąć do siebie jego twarz. Jego wargi wygięły się w dumnym uśmieszku, a
mnie wewnątrz skręciło. – Seks był fenomenalny. I pokażę cię jak. – puściłam jego
twarz i zamrugałam oczami. – Właśnie tak. – moje palce zacisnęły się w pięść i
poszybowały w kierunku jego policzka, by zderzyć się z nim z całej siły. – Taki
był, kurwa, fenomenalny, że, kurwa, mam ochotę cię zabić na miejscu! –
wrzasnęłam, patrząc, jak przez zachwianie równowagi, Kaulitza zatoczył się do
tyłu, trzymając się za policzek. – Mam nadzieję, że jesteś dumny z tego, jak
potraktowałeś dziewczynę, dla której to był pierwszy raz! W łazience! Ze
związanymi rękoma! – podeszłam do niego i kopnęłam go w piszczel, nie
przejmując się tym, że zaskoczenie zmyło się z jego twarzy, a jego resztki
pokryły się porządnym wkurwem, który prawdopodobnie za chwilę mnie zniszczy.
Kiedy ja przestałam się go tak bać, jeśli minął tylko tydzień?
- Nie wmówisz
mi, że ci się to nie podobało, więc przestań się zachowywać jak
rozhisteryzowany bachor, kiedy jest już po wszystkim! Każda twoja jebana
reakcja mówiła mi wyraźnie, że mam nie przestawać! A teraz mi mówisz, że
zrobiłem coś źle?!
- A
zastanawiałeś się nad jakimkolwiek komfortem psychicznym, a nie tylko
fizycznym?! Jesteś, kurwa, pojebany! – odwróciłam się na pięcie, odmaszerowując
z biblioteki twardym krokiem. Nie chciałam się nawet zastanawiać, dlaczego mnie
nie uderzył i dlaczego starał się siebie wytłumaczyć, kiedy nigdy tego nie
robił.
Być może zawali studia. Właściwie to była tego
całkiem pewna. Nie ogarniała nawet, co się działo na zajęciach, gdy już w końcu
postanowiła na nie uczęszczać. Człowiek by pomyślał, że to tylko przyjaciółka.
Nie miłość życia, nie rodzina. Ale ona czuła się tak, jakby ktoś jej wyrwał
poważną część jej duszy. Zaczęła się zastanawiać, co z nią było nie tak, jeśli
nawet Louis nigdy nie przysporzył jej czegoś takiego. To chyba było gorsze, niż
każde jedno załamanie nerwowe, jakie przeżyła. Non stop myślała, co ma zrobić.
Coś musiała, a miała związane ręce. Może nie dosłownie, ale... ale...
Nigdzie nie znalazła informacji, gdzie ten
psychopata mógł mieszkać. Znalazła stare adresy, ale obecni mieszkańcy jego
byłej posesji nie mieli pojęcia, gdzie obecnie może przebywać. Kręciła się
bezsensownie w kółko. Nie spała po nocach tak długo, aż w końcu raczyła się
tabletką nasenną, którą podbierała swojej matce. W nocy było najgorzej, bo gdy
przychodziło jej do głowy, co jej przyjaciółka mogła przeżywać, było jej
niedobrze i niejednokrotnie moczyła poduszkę łzami, które nie chciały przestać
płynąć.
- Tak, tak,
tak, właśnie tak. – moja głowa wcisnęła się w poduszkę, a ciało wygięło w łuk.
Zamknęłam oczy, nie mogąc znieść tego, co on ze mną robił. – Boże, Bill...
Minęły dwa tygodnie i zaczęła porządnie świrować.
Może ją gwałcił. Może ją trzymał gdzieś zamkniętą o chlebie i wodzie. Może ją
maltretował, bił do krwi. Może ją niszczył psychicznie. Mógł robić z nią, co
chciał. Przecież ją kupił, była więc na jego łasce. Obiecała sobie, że jeśli go
znajdzie, zabije go. Ukryje scyzoryk w kieszeni i w kulminacyjnej sytuacji go
wyciągnie i zrobi z niego pożytek. Nie wiedziała, że można nienawidzić osoby,
której się nie znało. Ale potem odkryła, że to jednak było możliwe. Gdyby tylko
znalazła jakąkolwiek wskazówkę. Gdyby tylko wiedziała, jak dotrzeć do Leny.
Żeby mogła powiedzieć, gdzie są. Cokolwiek. Nie mogła znieść myśli, że może do
tego czasu ona już była... martwa.
- Jedz.
- Nie jestem
głodna.
- Lena, czy
ciebie już do reszty pojebało? Nie będę cię niańczyć.
- Więc się
odpierdol.
- Kurwa, jeśli
chcesz, żebym cię karmił, to trzeba było to powiedzieć wcześniej.
- C-co?! No
chyba... – urwałam, gdy między moje wargi został wepchnięty widelec z
ziemniakami.
- W tym domu
nie urządza się strajków głodowych, nieważne, czy ktoś się obraża, czy nie.
Przestań się zachowywać jak głupi bachor, do cholery.
- Coś musisz wiedzieć! Rozmawiałaś z tym
człowiekiem!
- Harry, nic nie wiem! To ty dostałeś list, przy
czym nawet mi nie chcesz powiedzieć, co w nim było! To ty masz przede mną
jakieś tajemnice i może ty trzymasz klucz do sprawy, do cholery! Myślisz, że mi
jest łatwo?! –zagryzła wargę, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Jebany szczeniak. Jak mógł ją posądzać o to, że coś zatajała?
Brązowowłosy kręcił się po jej pokoju i widziała
wyraźnie po jego twarzy i ciele, że jest zmęczony i przerażony. Nie mogli
zadzwonić po policję, bo ten psychol miał na nich wszystkich haczyk. Wiedziała więc,
że o Harrym też coś wiedział, a ten nie chciał nic powiedzieć. Więc znalazł na
niego coś konkretnego. Ale Styles wszystko skrzętnie ukrywał, bo był tego
nauczony jako jeden z najbardziej znanych wokalistów na całym świecie.
Wkurwiało ją jednak, że wymagał od niej, by mówiła mu wszystko, kiedy on
milczał. I śmiał jeszcze jej wytykać, że coś zostawiała dla siebie.
- Przepraszam, Kat. Nie radzę sobie. – opadł z
impetem na jej łóżko i przeczesał nerwowo swoje kręcone włosy. Był już tutaj
ponad tydzień. O tydzień więcej, niż pozwalał jego grafik. To było
wystarczającym dowodem, że naprawdę mu zależało. Wszyscy się na niego
wściekali, ale on uparcie im mówił, że to wyjątkowa sytuacja i nie może wrócić.
Odwołali sesje zdjęciowe i wywiady. Zbliżał się występ na żywo, który
prawdopodobnie też ominie. Nawet go nie interesowało, czy zostanie wyrzucony.
Chciał mieć przy sobie z powrotem Lenę. A gdy już będzie miał ją w swoich
ramionach, zacznie się zastanawiać, co zrobić ze sobą dalej.
- Musimy się wspierać. Nie możemy działać przeciw
sobie, bo to nic nie da. Starzy Leny odwrócili się plecami, gdy tylko dostali
pieniądze. Jesteśmy tylko my dwoje. – wymamrotała Katarina, wciąż walcząc ze
łzami. Harry w końcu wyciągnął ramię, by ją do siebie przyciągnąć. Musiał być
silniejszy od niej. Musiał coś wymyślić. Nie potrafił nawet przyjąć do
wiadomości, że jego ukochanej coś mogło się stać. Że ten człowiek mógł ją tknąć
nawet jednym palcem. Tak bardzo, jak był przerażony, tak bardzo zżerała go
wściekłość. List, który leżał na dnie jego walizki ciążył mu na sercu jak
jeszcze nic nigdy. Wyraźnie pamiętał linijki, które ubodły go najbardziej.
„Proponowałbym
z niej zrezygnować, bo uwierz mi, jeśli zdecyduję się ją wyrzucić, będzie jak
te wszystkie szmaciane lalki, które były tak wiele razy użytkowane, że są
porozrywane w wielu miejscach, a niektóre części muszą zostać doszyte, by wciąż
się trzymały całości. Zużyta. Rozumiesz, co mam na myśli?”
Gdyby mógł szukać pomocy, już dawno by to zrobił.
Ale nie mógł.
„Pamiętasz
może listopad 2007? Cóż, jakoś tak się stało, że niby nikt nie wie, co się
wtedy wydarzyło, a ja owszem. A wrzesień 2009? A kwiecień 2011? A grudzień 2012?
Niegrzeczny z ciebie chłopczyk, Styles.”
Wiedział o wszystkim. Wszystkich rzeczach, o
których chciał zapomnieć, które, jeśli wyjdą na jaw, będzie skończony jako
artysta i jako człowiek. Wiedział, że dla swojego dobra powinien zrezygnować z
Leny Howard. Ale jego serce chciało ryzykować. Chciał zrobić dla niej wszystko,
co tylko może. Miłość kierowała się własnym, nielogicznym i absurdalnym
kodeksem prawnym.
- Może powinniśmy znaleźć kontakt z tymi dwoma, co
byli w zespole, zanim się rozpadł. – zauważyła Katarina w nagłym olśnieniu. –
Powinni wiedzieć, gdzie on jest, prawda? W końcu egzystowali ze sobą naprawdę
długo i chociaż zespół się rozpadł, oni powinni coś wiedzieć. Cokolwiek. –
wyplątała się z objęć Harry’ego i zsunęła się z łóżka, by chwycić laptopa
leżącego na biurku. – Tylko musimy znaleźć jakąkolwiek informację, gdzie oni teraz są. Jeśli są w
Niemczech, to ty się do nich dostaniesz. – spojrzała na brązowowłosego
znacząco, a on pokiwał bezwiednie głową.
„Nikt
nie wie, gdzie mieszkam. Naprawdę nikt. A jeśli myślisz, że ktoś z mojej
przeszłości ci pomoże w poszukiwaniach, to cóż... jak zwykle jesteś w błędzie.
Biedne dziecię.”
Znał każdą jego wadę. Nie miał pojęcia, jak to
zrobił, jak to odkrył.Wydrwił wszystko, co sobą reprezentował. Dał mu do
zrozumienia, że jest niczym. Nie rozumiał, jakim cudem istniały osoby, które
mogły być tak... amoralne, zdegenerowane, tak złe. Czym on mu zawinił? Czym
Lena mu zawiniła? I czemu nikt go nie zamknął w psychiatryku, kiedy był na to
czas? Jego brat najwyraźniej nie był lepszy, skoro z nim mieszkał i godził się
na to, by ten wariat wywalił dziesięć milionów lekką ręką na dziewczynę.
Nienawidził psycholi. Nienawidził ludzi, którzy nie potrafili utrzymać siebie w
ryzach. Nienawidził ludzi, którzy zagrażali Lenie. Nienawidził siebie, że nie
mógł nic zrobić.
Jak niby miał teraz wrócić do swojej pracy?
Szczerze, każde pieprzone piosenki o miłości były skierowane do niej. Nie miał
zamiaru się rozkleić przy milionach widzów. A teraz był pewien, że tak by się
to skończyło. Człowiek nie mógł żyć bez serca, które pompowało krew, które
dawało życie. Więc on... Więc on nie żył, tak?
Jak ja mogłam
mu się poddawać bez żadnej walki? Wystarczy, że mnie dotknął, a ja ulegałam jak
pierwsza lepsza napalona dziwka. Gdybym chociaż brała za to pieniądze. Ale nie,
ja po prostu brałam to, co on mi dawał. I to w jakim stylu. Dziwiłam się, że
Tom ze mną rozmawiał. Byłam gorsza, niż wszystko to, co jest warte poniżania.
Ale Tom nie był tym wszystkim zaskoczony i to mnie bolało. Co bardziej
pokręcone, wydawało mi się, że od tego dnia, tydzień temu, kiedy straciłam
dziewictwo, zaczęłam się z nim jakoś lepiej dogadywać. To nie miało za grosz
sensu.
Chyba, że
patrzeć na to, jak zachowywał się jego brat.
Ale to
nieważne, czy rozmawiałam z nim, czy się z nim kłóciłam, czy unikałam go przez
cały dzień – noc zawsze kończyła się tak samo. Czasami udawało mi się zasnąć.
Ale nie na długo. Przynajmniej tak sądziłam, bo nigdy nie byłam w stanie
dojrzeć godziny w ciemnej sypialni. I nie rozumiałam, dlaczego przy zapalonych
światłach Kaulitz zachowywał się jak dziki, napalony zwierz, a przy zgaszonych –
tak jak teraz.
Obudziły mnie
delikatne pocałunki na moim dekolcie, błądzące raz w stronę piersi, raz w stronę
szyi, jakby usta nie wiedziały, dokąd chcą podążać tym razem. Uchyliłam powieki
tak, by nie widział, że już nie śpię. Ciężko było mi się przyzwyczaić do
ciemności na samym początku, ale w końcu wszystko stało się wystarczająco
wyraźne, by odebrało mi dech. Kaulitz wisiał nade mną, opierając się rękach
tak, że widziałam jego umięśnione barki i zarys jego opalonych pleców. Nagich
pleców. Tak nagich jak reszta jego ciała.
- Czy ty nigdy
nie masz dość? – spytałam, gdy usta w końcu zdecydowały się na szyję i zaczęły
ją całować tuż pod moim uchem. Przeszyły mnie dreszcze i zagryzłam wargę.
- A czy ty
masz kiedykolwiek dość? – usłyszałam wyjątkowo niski i zachrypnięty głos i
przełknęłam głośno ślinę. Prawa dłoń złapała brzeg kołdry i zsunęła ją niżej,
aż poczułam na brzuchu chłodne powietrze. Nie ubrałam się po ostatnim razie. Jakoś nie sądziłam, że w ogóle była taka potrzeba i najwyraźniej miałam rację.
- Rozumiem, że
odpowiedzią jest po prostu „nie”. – mimowolnie się uśmiechnęłam, a jego gorące
wargi przeniosły się na mój policzek i podbródek.
- Miałem
wyjątkowo obrazowy sen. – wydyszał, a jego zęby zaczęły lekko kąsać moją dolną
wargę, by po chwili otrzeć się o nią ustami. – I myślałem, że jest taki, jak
często ostatnio miewam. Ale był inny. Obudziłem się nie do końca
usatysfakcjonowany. – magicznie całował moje usta, jakby chciał z nich spić
coś, co tylko on widział. Nie było w nim typowej dla niego agresji, ale
pozostawił mnie nienasyconą, rozgrzał w ciągu kilka sekund, odkąd tylko dotknął
moich warg. Westchnęłam prosto w jego rozchylone usta.
- O czym ty
mówisz?
- O tobie. O
tobie w moim śnie. – palce zaczęły łagodnie wędrować wzdłuż talii i nagle do
mnie dotarło, że to było złe. Namiętny dotyk z jego strony robił z moją duszą
znacznie gorsze rzeczy, niż to, co się działo zazwyczaj. Pieprzenie się było
czymś, w czym mogłam utonąć. Mogłam sobie wmówić, że to tylko cholerne
pieprzenie. Ale to, co on miał zamiar zrobić, wykraczało poza bezpieczne ramy
seksu. W ciągu tygodnia zdążyłam rozróżnić jedno od drugiego. I nie chciałam,
żeby on robił mi to specjalnie. Nie chciałam. Dlaczego dopiero teraz to do mnie
dotarło, skoro to się działo za każdym razem, kiedy było ciemno? Co on mi
robił?
- Rozumiem, że
to był jeden z tych snów, kiedy ja próbuję udać, że cokolwiek byś nie próbował
zrobić, mnie to nie tknie, a ty się nakręcasz i kończymy w jakiejś średnio
wygodnej pozycji i... – urwałam, gdy ponownie zaczął mnie całować w ten sam
sposób, który rozwalał mnie na łopatki. Co jest, kurwa?
- Pudło. Ale jeśli
będziesz grzeczna, to kiedyś ci powiem. – uciął temat i zsunął się niżej,
wytyczając sobie szlak do moich piersi. Na chwilę tylko się wyprostował, by
odsunąć kołdrę na bok, pozbawiając mnie jakiejkolwiek osłony. Ułożył się między
moimi nogami i z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy pochylił się nade mną, by
muskaniem piersi rozpocząć oblężenie mojego ciała.
Za późno
zdałam sobie sprawę z tego, jak to na mnie działa. Ale on zdawał się wiedzieć o
tym już znacznie wcześniej. Nie potrafiłam się już przeciwstawić takiemu
czemuś. A on najwyraźniej uznał, że wszystkie chwyty są dozwolone.
Zaczęło mi się
robić coraz cieplej i coraz bardziej czułam pulsowanie między nogami i
przysięgam, że miałam ochotę zacząć przeklinać z bezsilności. To nie tak miało
być. On miał uwodzić tylko moje ciało. Nie moją chorą i pojebaną duszę, do
kurwy nędzy!
Wessał sutek,
a ja westchnęłam głośno, zaciskając powieki. Uh, cholera. On mnie zabije. A
jeśli jakimś cudem przeżyję, to nie wiem, co ze mnie zostanie. Dłoń gładziła
udo, biodro, wgłębienie pleców, przyciągając moje ciało do jego gorącego ciała
i płonęłam. Nie byłam w stanie powstrzymać ckliwych emocji, które zaczęły
ściskać moje gardło. Byłam bliska paniki, a on nie przerywał delikatnych
pieszczot, łamiąc jedną ścianę za drugą, jakby był w tym perfekcjonistą. I
mimo, że doskonale wiedziałam, jaki będzie jego kolejny ruch, nie potrafiłam
przestać czuć. To był jakiś koszmar. Koszmar, który przerażał, ale nie można
było się z niego wybudzić. A nawet się tego nie chciało.
Dłoń zniknęła
z pleców, by opuszkami palców powędrować między moje nogi i znowu przełknęłam
nagromadzoną ślinę. Usłyszałam, że się uśmiecha, gdy gładząc mnie tam,
najwyraźniej zauważył, że jestem już na niego gotowa. Nie byłam nawet
zdziwiona. Nie miałam pojęcia, jak on to robił, ale każdy dotyk z jego strony
sprawiał, że coś mi się ściskało w dołku, a mój mózg stawał się zamroczony od
podniecenia. Gdy Harry mnie dotykał, byłam w stanie się odsunąć. Od niego nie
potrafiłam uciec w żaden możliwy sposób.
Po moim
pierwszym razie zawsze używał prezerwatywy. Ale nigdy w nocy. W nocy zawsze
musiał mnie czuć. Tak przynajmniej sądziłam. Tym razem było dokładnie tak samo.
Językiem sunął po moich piersiach, zahaczając zębami, drażniąc kolczykami. Moje
dłonie drżały, gdy wsunęły się w jego rozpuszczone włosy. Kosmyki łaskotały
moją rozpaloną skórę. Moje gorące policzki dawały mi do zrozumienia, jak bardzo
roztapiałam się pod jego dotykiem. Oddychałam płytko.
Objęłam go
nogami, a moje dłonie przeniosły się na jego barki. Uwielbiałam czuć pod
palcami siłę tego mężczyzny. I choć obracała się ona przeciw mnie, wciąż mnie
pociągała. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, dając mu do zrozumienia, że nie
chcę więcej czekać. Uśmiechnął się ponownie, łapiąc zębami wargę i patrząc na
mnie spod półprzymkniętych oczu, zaczął ją lizać, by potem musnąć ją swoimi ustami. I
znów lizał. I znów muskał, drażniąc mnie kilkudniowym zarostem. Ręka między
moimi nogami złapała za męskość, którą nakierowała do mojego wejścia. I po
chwili westchnęłam głęboko prosto w jego usta, gdy Bill się we mnie w końcu
wsunął. Spomiędzy jego warg wyrwało się krótkie „oh”, gdy z podniecenia zacisnęłam
się na nim, a potem, opierając się na łokciach, zaczął się we mnie poruszać,
ocierając się ciałem o moje ciało. Jego oczy bacznie obserwowały moje oczy i
wiedziałam, że on doskonale zdawał sobie sprawę, że może w nich coś zobaczyć,
gdy kochał się ze mną w ten sposób. Bo kochał się ze mną. Nie było żadnego
innego wytłumaczenia na to, co się właśnie z nami działo. Nie można było robić
to w tak emocjonalny sposób i udawać, że to po prostu kolejny seks na liście. W
tym było coś, czego ja nie potrafiłam zdefiniować, ale ilekroć patrzyłam na
niego, wiedziałam, że on to wie i że robi to celowo. Nie umiałam uciec przed
tym spojrzeniem. Tak samo jak nie umiałam uciec od jego dłoni, która splatała
się z moją dłonią tak, jakby nie chciała, bym odsuwała się od niego ani o
milimetr. Nie rozumiałam go. I nawet jeśli z nim walczyłam, w tym jednym
momencie wiedziałam, że stałam po jednej stronie, bo każde z nas dawało coś od
siebie i mimo, że nie padły żadne słowa, jego poczynania, jego mina, jego dotyk
– to wszystko mówiło samo za siebie. I dlatego się tak tego panicznie bałam. Bo
jeśli on wtedy stawał się taki otwarty, ja musiałam być dokładnie taka sama.
Nie chciałam, żeby wiedział, co czuję. A czułam już zbyt wiele.
Nie rozumiałam też tej bliskości. I tego, że to było... Że tu już nie chodziło o to, żeby przeżyć
kolejny z miliona orgazmów. Coś we mnie mówiło mi, że to jedyny sposób, by
zbliżyć się do niego. By odkryć, że posiada drugą stronę, tę czułą. By odkryć,
że nie jest egoistyczny, bo gdyby był, liczyłby się tylko ze swoją własną
przyjemnością.
Zamknęłam
oczy, gdy rozkosz powoli zaczęła obejmować mnie w coraz mocniejszym uścisku w
akompaniamencie głębokich i tak nieziemsko dopracowanych pchnięć. Nasze oddechy
mieszały się ze sobą tak długo, aż Bill złączył nasze usta w kolejnym
uderzającym w struny mojego umysłu pocałunku. Ciała mokre od potu. Głośne
westchnięcia, ciche jęki, szelest prześcieradła pod nami. Druga ręka dotknęła
mojego policzka i pogładziła go w taki sposób, że nie rozumiałam, jak to się
stało, że dokładnie w tym samym momencie doszłam gwałtowanie, przestając
oddychać na długi czas, zaciskając się na nim spazmatycznie, aż jego jęk w moje
usta przeszył pokój. Ale nie zaprzestał wahadłowego ruchu. Wciąż go w sobie
czułam i wciąż walczyłam z tym, by ponownie zacząć oddychać i wbiłam głowę w
poduszkę, otwierając oczy. Wtedy napotkałam jego wzrok i przepadłam. Przez myśl
mi przeszło, że może to był właśnie powód zgaszonych świateł. Ale to była tylko
pusta myśl, która nie miała żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Bo rzeczywistość nie była
nocą.