czwartek, 26 września 2013

Chapter XI

Ujmę to w ten sposób - kurwa, ale mi gorąco. I to nie ma nic wspólnego z rozdziałem. Masakra.
Miłego czytania XD

><><><><><><><><><><><><><><><

Językiem zlizałam strużkę spermy z twarzy, gapiąc się tępo w podłogę, unikając nawet widoku spuszczonych spodni Kaulitza, który oparł się o przeciwległą ścianę, próbując chyba dojść do siebie. Nie miałam pojęcia i chyba mnie to nie interesowało. Rzeczywistość z powrotem do mnie przyszła, niszcząc cały akt w tak genialny sposób, że poczułam obrzydzenie do samej siebie.  Chciałam zniknąć.
Kątem oka dostrzegłam, że Kaulitz zakłada bokserki i spodnie jak gdyby nigdy nic. Nie wiedziałam nawet, czy ma zamiar coś powiedzieć na temat tego, co się właśnie stało. Ja sama chyba nie miałam nic do powiedzenia. Prócz tego, że wolałabym, żeby zamiast pieprzenia, po prostu mnie zabił. Ale chyba potrzebowałam jakichś słów z jego ust. Palący ból, który rozprzestrzeniał się po klatce piersiowej, dawał mi znać, że jeszcze trochę, a zacznę robić wszystko, byleby się go pozbyć. Nieważne, czy to będzie histeria, czy potrzeba zniszczenia wszystkiego wokół siebie z sobą włącznie. Chciałam, żeby chociaż jednym słowem potwierdził, że to nie było po prostu pieprzenie. Choć wiedziałam, że było. Zrobiłam coś, co miałam zrobić z mężczyzną, którego kocham. Boże, dlaczego...?
Przełknęłam ślinę, wciąż mając w ustach smak nasienia i zacisnęłam powieki, wstając z podłogi. Żadnych słów. Nie chciałaś żadnych słów, które miałby sprawić, że poczujesz się lepiej. Jesteś szmatą, więc się tak czuj.
Nie zaszczyciłam Kaulitza ani jednym spojrzeniem. Wstałam na chwiejnych nogach i szczerze, to nawet nie interesowało mnie to, że mam związane ręce. On nie kwapił się, by mnie oswobodzić, więc pójdę do kogoś, kto mi w tym pomoże. A jakim cudem otworzyłam drzwi od łazienki łokciem, to już nie miałam pojęcia.
- Co ty robisz? – wzdrygnęłam się, gdy w bibliotece rozległ się głos debila, który miał zostać w łazience, a wlókł się za mną.
- Idę. Gdybyś tego nie zauważył. Daj mi spokój. – burknęłam, zastanawiając się, gdzie może być Tom. Próbowałam nie myśleć, że mógłby coś słyszeć, bo, do kurwy nędzy, nie wiem, jak Kaulitz to zrobił, ale seks był niesamowity. Nie podobało mi się to. Znaczy... podobało po skurwysynie. Ale... Oh, kurwa no...
- Możesz chociaż dać mi się rozwiązać?
- Odwal się. Nie waż się mnie dotykać. – warknęłam, przyspieszając kroku. Dławiłam się oddechem i bólem w klatce piersiowej, a on swoim gadaniem to wzmagał. Czego on teraz wymagał? Chciał, żebym mu się po tym wszystkim rzuciła w ramiona i przyrzekła dozgonną miłość? Po moim trupie. Po moim trupie, do cholery. Mógł mieć nade mną przewagę w uwodzeniu mojego ciała. Ale nie przejmie mojego umysłu.
- Śmiesznie to brzmi w twoich ustach w obecnym momencie. – zauważył drwiąco, a ja zatrzymałam się gwałtownie. Znowu policzek. I to konkretny. Ten facet wiedział, gdzie uderzyć. Po prostu unosił rękę i BACH! Parsknął śmiechem, gdy wyciągnęłam do niego jeszcze bardziej ręce, czując, jak bardzo mnie od tego bolą. Ale czym był ból fizyczny w porównaniu do tego, co działo się wewnątrz? Niczym. Ręcznik zniknął z moich rąk, więc natychmiast złapałam za nadgarstki, by je rozmasować. Odwróciłam się do Kaulitza, zanim zdążył dodać jeszcze jedno słowo. Powinnam była się domyślić, że dla niego to był po prostu zwykły akt. Nie mogłam uwierzyć, że mogłam być tak naiwna.
- Wiesz co? – oblizałam ostentacyjnie wargi i westchnęłam głośno. – Wybacz, powinnam chyba zareagować na to odrobinę inaczej. Przepraszam. – uniosłam dłonie, by przyciągnąć do siebie jego twarz. Jego wargi wygięły się w dumnym uśmieszku, a mnie wewnątrz skręciło. – Seks był fenomenalny. I pokażę cię jak. – puściłam jego twarz i zamrugałam oczami. – Właśnie tak. – moje palce zacisnęły się w pięść i poszybowały w kierunku jego policzka, by zderzyć się z nim z całej siły. – Taki był, kurwa, fenomenalny, że, kurwa, mam ochotę cię zabić na miejscu! – wrzasnęłam, patrząc, jak przez zachwianie równowagi, Kaulitza zatoczył się do tyłu, trzymając się za policzek. – Mam nadzieję, że jesteś dumny z tego, jak potraktowałeś dziewczynę, dla której to był pierwszy raz! W łazience! Ze związanymi rękoma! – podeszłam do niego i kopnęłam go w piszczel, nie przejmując się tym, że zaskoczenie zmyło się z jego twarzy, a jego resztki pokryły się porządnym wkurwem, który prawdopodobnie za chwilę mnie zniszczy. Kiedy ja przestałam się go tak bać, jeśli minął tylko tydzień?
- Nie wmówisz mi, że ci się to nie podobało, więc przestań się zachowywać jak rozhisteryzowany bachor, kiedy jest już po wszystkim! Każda twoja jebana reakcja mówiła mi wyraźnie, że mam nie przestawać! A teraz mi mówisz, że zrobiłem coś źle?!
- A zastanawiałeś się nad jakimkolwiek komfortem psychicznym, a nie tylko fizycznym?! Jesteś, kurwa, pojebany! – odwróciłam się na pięcie, odmaszerowując z biblioteki twardym krokiem. Nie chciałam się nawet zastanawiać, dlaczego mnie nie uderzył i dlaczego starał się siebie wytłumaczyć, kiedy nigdy tego nie robił.

Być może zawali studia. Właściwie to była tego całkiem pewna. Nie ogarniała nawet, co się działo na zajęciach, gdy już w końcu postanowiła na nie uczęszczać. Człowiek by pomyślał, że to tylko przyjaciółka. Nie miłość życia, nie rodzina. Ale ona czuła się tak, jakby ktoś jej wyrwał poważną część jej duszy. Zaczęła się zastanawiać, co z nią było nie tak, jeśli nawet Louis nigdy nie przysporzył jej czegoś takiego. To chyba było gorsze, niż każde jedno załamanie nerwowe, jakie przeżyła. Non stop myślała, co ma zrobić. Coś musiała, a miała związane ręce. Może nie dosłownie, ale... ale...
Nigdzie nie znalazła informacji, gdzie ten psychopata mógł mieszkać. Znalazła stare adresy, ale obecni mieszkańcy jego byłej posesji nie mieli pojęcia, gdzie obecnie może przebywać. Kręciła się bezsensownie w kółko. Nie spała po nocach tak długo, aż w końcu raczyła się tabletką nasenną, którą podbierała swojej matce. W nocy było najgorzej, bo gdy przychodziło jej do głowy, co jej przyjaciółka mogła przeżywać, było jej niedobrze i niejednokrotnie moczyła poduszkę łzami, które nie chciały przestać płynąć.

- Tak, tak, tak, właśnie tak. – moja głowa wcisnęła się w poduszkę, a ciało wygięło w łuk. Zamknęłam oczy, nie mogąc znieść tego, co on ze mną robił. – Boże, Bill...

Minęły dwa tygodnie i zaczęła porządnie świrować. Może ją gwałcił. Może ją trzymał gdzieś zamkniętą o chlebie i wodzie. Może ją maltretował, bił do krwi. Może ją niszczył psychicznie. Mógł robić z nią, co chciał. Przecież ją kupił, była więc na jego łasce. Obiecała sobie, że jeśli go znajdzie, zabije go. Ukryje scyzoryk w kieszeni i w kulminacyjnej sytuacji go wyciągnie i zrobi z niego pożytek. Nie wiedziała, że można nienawidzić osoby, której się nie znało. Ale potem odkryła, że to jednak było możliwe. Gdyby tylko znalazła jakąkolwiek wskazówkę. Gdyby tylko wiedziała, jak dotrzeć do Leny. Żeby mogła powiedzieć, gdzie są. Cokolwiek. Nie mogła znieść myśli, że może do tego czasu ona już była... martwa.

- Jedz.
- Nie jestem głodna.
- Lena, czy ciebie już do reszty pojebało? Nie będę cię niańczyć.
- Więc się odpierdol.
- Kurwa, jeśli chcesz, żebym cię karmił, to trzeba było to powiedzieć wcześniej.
- C-co?! No chyba... – urwałam, gdy między moje wargi został wepchnięty widelec z ziemniakami.
- W tym domu nie urządza się strajków głodowych, nieważne, czy ktoś się obraża, czy nie. Przestań się zachowywać jak głupi bachor, do cholery.

- Coś musisz wiedzieć! Rozmawiałaś z tym człowiekiem!
- Harry, nic nie wiem! To ty dostałeś list, przy czym nawet mi nie chcesz powiedzieć, co w nim było! To ty masz przede mną jakieś tajemnice i może ty trzymasz klucz do sprawy, do cholery! Myślisz, że mi jest łatwo?! –zagryzła wargę, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Jebany szczeniak. Jak mógł ją posądzać o to, że coś zatajała?
Brązowowłosy kręcił się po jej pokoju i widziała wyraźnie po jego twarzy i ciele, że jest zmęczony i przerażony. Nie mogli zadzwonić po policję, bo ten psychol miał na nich wszystkich haczyk. Wiedziała więc, że o Harrym też coś wiedział, a ten nie chciał nic powiedzieć. Więc znalazł na niego coś konkretnego. Ale Styles wszystko skrzętnie ukrywał, bo był tego nauczony jako jeden z najbardziej znanych wokalistów na całym świecie. Wkurwiało ją jednak, że wymagał od niej, by mówiła mu wszystko, kiedy on milczał. I śmiał jeszcze jej wytykać, że coś zostawiała dla siebie.
- Przepraszam, Kat. Nie radzę sobie. – opadł z impetem na jej łóżko i przeczesał nerwowo swoje kręcone włosy. Był już tutaj ponad tydzień. O tydzień więcej, niż pozwalał jego grafik. To było wystarczającym dowodem, że naprawdę mu zależało. Wszyscy się na niego wściekali, ale on uparcie im mówił, że to wyjątkowa sytuacja i nie może wrócić. Odwołali sesje zdjęciowe i wywiady. Zbliżał się występ na żywo, który prawdopodobnie też ominie. Nawet go nie interesowało, czy zostanie wyrzucony. Chciał mieć przy sobie z powrotem Lenę. A gdy już będzie miał ją w swoich ramionach, zacznie się zastanawiać, co zrobić ze sobą dalej.
- Musimy się wspierać. Nie możemy działać przeciw sobie, bo to nic nie da. Starzy Leny odwrócili się plecami, gdy tylko dostali pieniądze. Jesteśmy tylko my dwoje. – wymamrotała Katarina, wciąż walcząc ze łzami. Harry w końcu wyciągnął ramię, by ją do siebie przyciągnąć. Musiał być silniejszy od niej. Musiał coś wymyślić. Nie potrafił nawet przyjąć do wiadomości, że jego ukochanej coś mogło się stać. Że ten człowiek mógł ją tknąć nawet jednym palcem. Tak bardzo, jak był przerażony, tak bardzo zżerała go wściekłość. List, który leżał na dnie jego walizki ciążył mu na sercu jak jeszcze nic nigdy. Wyraźnie pamiętał linijki, które ubodły go najbardziej.
„Proponowałbym z niej zrezygnować, bo uwierz mi, jeśli zdecyduję się ją wyrzucić, będzie jak te wszystkie szmaciane lalki, które były tak wiele razy użytkowane, że są porozrywane w wielu miejscach, a niektóre części muszą zostać doszyte, by wciąż się trzymały całości. Zużyta. Rozumiesz, co mam na myśli?”
Gdyby mógł szukać pomocy, już dawno by to zrobił. Ale nie mógł.
„Pamiętasz może listopad 2007? Cóż, jakoś tak się stało, że niby nikt nie wie, co się wtedy wydarzyło, a ja owszem. A wrzesień 2009? A kwiecień 2011? A grudzień 2012? Niegrzeczny z ciebie chłopczyk, Styles.”
Wiedział o wszystkim. Wszystkich rzeczach, o których chciał zapomnieć, które, jeśli wyjdą na jaw, będzie skończony jako artysta i jako człowiek. Wiedział, że dla swojego dobra powinien zrezygnować z Leny Howard. Ale jego serce chciało ryzykować. Chciał zrobić dla niej wszystko, co tylko może. Miłość kierowała się własnym, nielogicznym i absurdalnym kodeksem prawnym.
- Może powinniśmy znaleźć kontakt z tymi dwoma, co byli w zespole, zanim się rozpadł. – zauważyła Katarina w nagłym olśnieniu. – Powinni wiedzieć, gdzie on jest, prawda? W końcu egzystowali ze sobą naprawdę długo i chociaż zespół się rozpadł, oni powinni coś wiedzieć. Cokolwiek. – wyplątała się z objęć Harry’ego i zsunęła się z łóżka, by chwycić laptopa leżącego na biurku. – Tylko musimy znaleźć jakąkolwiek informację, gdzie oni teraz są. Jeśli są w Niemczech, to ty się do nich dostaniesz. – spojrzała na brązowowłosego znacząco, a on pokiwał bezwiednie głową.
„Nikt nie wie, gdzie mieszkam. Naprawdę nikt. A jeśli myślisz, że ktoś z mojej przeszłości ci pomoże w poszukiwaniach, to cóż... jak zwykle jesteś w błędzie. Biedne dziecię.”
Znał każdą jego wadę. Nie miał pojęcia, jak to zrobił, jak to odkrył.Wydrwił wszystko, co sobą reprezentował. Dał mu do zrozumienia, że jest niczym. Nie rozumiał, jakim cudem istniały osoby, które mogły być tak... amoralne, zdegenerowane, tak złe. Czym on mu zawinił? Czym Lena mu zawiniła? I czemu nikt go nie zamknął w psychiatryku, kiedy był na to czas? Jego brat najwyraźniej nie był lepszy, skoro z nim mieszkał i godził się na to, by ten wariat wywalił dziesięć milionów lekką ręką na dziewczynę. Nienawidził psycholi. Nienawidził ludzi, którzy nie potrafili utrzymać siebie w ryzach. Nienawidził ludzi, którzy zagrażali Lenie. Nienawidził siebie, że nie mógł nic zrobić.
Jak niby miał teraz wrócić do swojej pracy? Szczerze, każde pieprzone piosenki o miłości były skierowane do niej. Nie miał zamiaru się rozkleić przy milionach widzów. A teraz był pewien, że tak by się to skończyło. Człowiek nie mógł żyć bez serca, które pompowało krew, które dawało życie. Więc on... Więc on nie żył, tak?


Jak ja mogłam mu się poddawać bez żadnej walki? Wystarczy, że mnie dotknął, a ja ulegałam jak pierwsza lepsza napalona dziwka. Gdybym chociaż brała za to pieniądze. Ale nie, ja po prostu brałam to, co on mi dawał. I to w jakim stylu. Dziwiłam się, że Tom ze mną rozmawiał. Byłam gorsza, niż wszystko to, co jest warte poniżania. Ale Tom nie był tym wszystkim zaskoczony i to mnie bolało. Co bardziej pokręcone, wydawało mi się, że od tego dnia, tydzień temu, kiedy straciłam dziewictwo, zaczęłam się z nim jakoś lepiej dogadywać. To nie miało za grosz sensu.
Chyba, że patrzeć na to, jak zachowywał się jego brat.
Ale to nieważne, czy rozmawiałam z nim, czy się z nim kłóciłam, czy unikałam go przez cały dzień – noc zawsze kończyła się tak samo. Czasami udawało mi się zasnąć. Ale nie na długo. Przynajmniej tak sądziłam, bo nigdy nie byłam w stanie dojrzeć godziny w ciemnej sypialni. I nie rozumiałam, dlaczego przy zapalonych światłach Kaulitz zachowywał się jak dziki, napalony zwierz, a przy zgaszonych – tak jak teraz.
Obudziły mnie delikatne pocałunki na moim dekolcie, błądzące raz w stronę piersi, raz w stronę szyi, jakby usta nie wiedziały, dokąd chcą podążać tym razem. Uchyliłam powieki tak, by nie widział, że już nie śpię. Ciężko było mi się przyzwyczaić do ciemności na samym początku, ale w końcu wszystko stało się wystarczająco wyraźne, by odebrało mi dech. Kaulitz wisiał nade mną, opierając się rękach tak, że widziałam jego umięśnione barki i zarys jego opalonych pleców. Nagich pleców. Tak nagich jak reszta jego ciała.
- Czy ty nigdy nie masz dość? – spytałam, gdy usta w końcu zdecydowały się na szyję i zaczęły ją całować tuż pod moim uchem. Przeszyły mnie dreszcze i zagryzłam wargę.
- A czy ty masz kiedykolwiek dość? – usłyszałam wyjątkowo niski i zachrypnięty głos i przełknęłam głośno ślinę. Prawa dłoń złapała brzeg kołdry i zsunęła ją niżej, aż poczułam na brzuchu chłodne powietrze. Nie ubrałam się po ostatnim razie. Jakoś nie sądziłam, że w ogóle była taka potrzeba i najwyraźniej miałam rację.
- Rozumiem, że odpowiedzią jest po prostu „nie”. – mimowolnie się uśmiechnęłam, a jego gorące wargi przeniosły się na mój policzek i podbródek.
- Miałem wyjątkowo obrazowy sen. – wydyszał, a jego zęby zaczęły lekko kąsać moją dolną wargę, by po chwili otrzeć się o nią ustami. – I myślałem, że jest taki, jak często ostatnio miewam. Ale był inny. Obudziłem się nie do końca usatysfakcjonowany. – magicznie całował moje usta, jakby chciał z nich spić coś, co tylko on widział. Nie było w nim typowej dla niego agresji, ale pozostawił mnie nienasyconą, rozgrzał w ciągu kilka sekund, odkąd tylko dotknął moich warg. Westchnęłam prosto w jego rozchylone usta.
- O czym ty mówisz?
- O tobie. O tobie w moim śnie. – palce zaczęły łagodnie wędrować wzdłuż talii i nagle do mnie dotarło, że to było złe. Namiętny dotyk z jego strony robił z moją duszą znacznie gorsze rzeczy, niż to, co się działo zazwyczaj. Pieprzenie się było czymś, w czym mogłam utonąć. Mogłam sobie wmówić, że to tylko cholerne pieprzenie. Ale to, co on miał zamiar zrobić, wykraczało poza bezpieczne ramy seksu. W ciągu tygodnia zdążyłam rozróżnić jedno od drugiego. I nie chciałam, żeby on robił mi to specjalnie. Nie chciałam. Dlaczego dopiero teraz to do mnie dotarło, skoro to się działo za każdym razem, kiedy było ciemno? Co on mi robił?
- Rozumiem, że to był jeden z tych snów, kiedy ja próbuję udać, że cokolwiek byś nie próbował zrobić, mnie to nie tknie, a ty się nakręcasz i kończymy w jakiejś średnio wygodnej pozycji i... – urwałam, gdy ponownie zaczął mnie całować w ten sam sposób, który rozwalał mnie na łopatki. Co jest, kurwa?
- Pudło. Ale jeśli będziesz grzeczna, to kiedyś ci powiem. – uciął temat i zsunął się niżej, wytyczając sobie szlak do moich piersi. Na chwilę tylko się wyprostował, by odsunąć kołdrę na bok, pozbawiając mnie jakiejkolwiek osłony. Ułożył się między moimi nogami i z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy pochylił się nade mną, by muskaniem piersi rozpocząć oblężenie mojego ciała.
Za późno zdałam sobie sprawę z tego, jak to na mnie działa. Ale on zdawał się wiedzieć o tym już znacznie wcześniej. Nie potrafiłam się już przeciwstawić takiemu czemuś. A on najwyraźniej uznał, że wszystkie chwyty są dozwolone.
Zaczęło mi się robić coraz cieplej i coraz bardziej czułam pulsowanie między nogami i przysięgam, że miałam ochotę zacząć przeklinać z bezsilności. To nie tak miało być. On miał uwodzić tylko moje ciało. Nie moją chorą i pojebaną duszę, do kurwy nędzy!
Wessał sutek, a ja westchnęłam głośno, zaciskając powieki. Uh, cholera. On mnie zabije. A jeśli jakimś cudem przeżyję, to nie wiem, co ze mnie zostanie. Dłoń gładziła udo, biodro, wgłębienie pleców, przyciągając moje ciało do jego gorącego ciała i płonęłam. Nie byłam w stanie powstrzymać ckliwych emocji, które zaczęły ściskać moje gardło. Byłam bliska paniki, a on nie przerywał delikatnych pieszczot, łamiąc jedną ścianę za drugą, jakby był w tym perfekcjonistą. I mimo, że doskonale wiedziałam, jaki będzie jego kolejny ruch, nie potrafiłam przestać czuć. To był jakiś koszmar. Koszmar, który przerażał, ale nie można było się z niego wybudzić. A nawet się tego nie chciało.
Dłoń zniknęła z pleców, by opuszkami palców powędrować między moje nogi i znowu przełknęłam nagromadzoną ślinę. Usłyszałam, że się uśmiecha, gdy gładząc mnie tam, najwyraźniej zauważył, że jestem już na niego gotowa. Nie byłam nawet zdziwiona. Nie miałam pojęcia, jak on to robił, ale każdy dotyk z jego strony sprawiał, że coś mi się ściskało w dołku, a mój mózg stawał się zamroczony od podniecenia. Gdy Harry mnie dotykał, byłam w stanie się odsunąć. Od niego nie potrafiłam uciec w żaden możliwy sposób.
Po moim pierwszym razie zawsze używał prezerwatywy. Ale nigdy w nocy. W nocy zawsze musiał mnie czuć. Tak przynajmniej sądziłam. Tym razem było dokładnie tak samo. Językiem sunął po moich piersiach, zahaczając zębami, drażniąc kolczykami. Moje dłonie drżały, gdy wsunęły się w jego rozpuszczone włosy. Kosmyki łaskotały moją rozpaloną skórę. Moje gorące policzki dawały mi do zrozumienia, jak bardzo roztapiałam się pod jego dotykiem. Oddychałam płytko.
Objęłam go nogami, a moje dłonie przeniosły się na jego barki. Uwielbiałam czuć pod palcami siłę tego mężczyzny. I choć obracała się ona przeciw mnie, wciąż mnie pociągała. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, dając mu do zrozumienia, że nie chcę więcej czekać. Uśmiechnął się ponownie, łapiąc zębami wargę i patrząc na mnie spod półprzymkniętych oczu, zaczął ją lizać, by potem musnąć ją swoimi ustami. I znów lizał. I znów muskał, drażniąc mnie kilkudniowym zarostem. Ręka między moimi nogami złapała za męskość, którą nakierowała do mojego wejścia. I po chwili westchnęłam głęboko prosto w jego usta, gdy Bill się we mnie w końcu wsunął. Spomiędzy jego warg wyrwało się krótkie „oh”, gdy z podniecenia zacisnęłam się na nim, a potem, opierając się na łokciach, zaczął się we mnie poruszać, ocierając się ciałem o moje ciało. Jego oczy bacznie obserwowały moje oczy i wiedziałam, że on doskonale zdawał sobie sprawę, że może w nich coś zobaczyć, gdy kochał się ze mną w ten sposób. Bo kochał się ze mną. Nie było żadnego innego wytłumaczenia na to, co się właśnie z nami działo. Nie można było robić to w tak emocjonalny sposób i udawać, że to po prostu kolejny seks na liście. W tym było coś, czego ja nie potrafiłam zdefiniować, ale ilekroć patrzyłam na niego, wiedziałam, że on to wie i że robi to celowo. Nie umiałam uciec przed tym spojrzeniem. Tak samo jak nie umiałam uciec od jego dłoni, która splatała się z moją dłonią tak, jakby nie chciała, bym odsuwała się od niego ani o milimetr. Nie rozumiałam go. I nawet jeśli z nim walczyłam, w tym jednym momencie wiedziałam, że stałam po jednej stronie, bo każde z nas dawało coś od siebie i mimo, że nie padły żadne słowa, jego poczynania, jego mina, jego dotyk – to wszystko mówiło samo za siebie. I dlatego się tak tego panicznie bałam. Bo jeśli on wtedy stawał się taki otwarty, ja musiałam być dokładnie taka sama. Nie chciałam, żeby wiedział, co czuję. A czułam już zbyt wiele.
Nie rozumiałam też tej bliskości. I tego, że to było... Że tu już nie chodziło o to, żeby przeżyć kolejny z miliona orgazmów. Coś we mnie mówiło mi, że to jedyny sposób, by zbliżyć się do niego. By odkryć, że posiada drugą stronę, tę czułą. By odkryć, że nie jest egoistyczny, bo gdyby był, liczyłby się tylko ze swoją własną przyjemnością.
Zamknęłam oczy, gdy rozkosz powoli zaczęła obejmować mnie w coraz mocniejszym uścisku w akompaniamencie głębokich i tak nieziemsko dopracowanych pchnięć. Nasze oddechy mieszały się ze sobą tak długo, aż Bill złączył nasze usta w kolejnym uderzającym w struny mojego umysłu pocałunku. Ciała mokre od potu. Głośne westchnięcia, ciche jęki, szelest prześcieradła pod nami. Druga ręka dotknęła mojego policzka i pogładziła go w taki sposób, że nie rozumiałam, jak to się stało, że dokładnie w tym samym momencie doszłam gwałtowanie, przestając oddychać na długi czas, zaciskając się na nim spazmatycznie, aż jego jęk w moje usta przeszył pokój. Ale nie zaprzestał wahadłowego ruchu. Wciąż go w sobie czułam i wciąż walczyłam z tym, by ponownie zacząć oddychać i wbiłam głowę w poduszkę, otwierając oczy. Wtedy napotkałam jego wzrok i przepadłam. Przez myśl mi przeszło, że może to był właśnie powód zgaszonych świateł. Ale to była tylko pusta myśl, która nie miała żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Bo rzeczywistość nie była nocą.

piątek, 20 września 2013

Breathe

No więc znalazłam piosenkę, która zrobiła mi budyń z mózgu. No i w związku z tym wylądowałam przed laptopem i napisałam to... coś, co właśnie Wam prezentuje i właściwie... właściwie to nie wiem, co mam o tym sądzić. Może Wy będziecie wiedzieć, co ja mam na myśli.

><><><><><><><><><><><

Właściwie to chyba nikt mnie tu nie lubił. Być może to miało coś wspólnego z barierą językową, bo kiedy oni wszyscy mówili po niemiecku, ja rozmawiałam po angielsku. Ale w przeciwieństwie do nich, doskonale rozumiałam, co oni mówili. Po prostu nie czułam potrzeby, żeby się męczyć z językiem, z którym miałam odrobinę problemów, kiedy mogłam swobodnie używać innego języka, równie jasnego. Przynajmniej dla jury. Co innego z uczestnikami.
Może to miało coś wspólnego z tym, że nie byłam Niemką. Może uznali, że powinni się solidaryzować, kiedy ktoś obcy dostał się tak daleko.
A może po prostu mnie nie lubili.
Czy mnie to tak naprawdę interesowało? Raczej nie. Byłam tutaj dla jednej osoby i tak naprawdę nie obchodziło mnie, czy wygram, czy nie. Chciałam po prostu go poznać, przebywać z nim, a potem oszaleć.
Więc przyjechałam na casting do DSDS, wydając wszystkie swoje oszczędności, jakie wygrzebałam w całym domu. Omal nie udławiłam się stresem, jaki mnie ogarnął. Oni patrzyli na mnie tak przenikliwie, że niemal widziałam w ich oczach naganę, że nie przyjechałam tu dla muzyki. Nie musieli tego wiedzieć, a ja nigdy się nie przyznałam, bo aż tak głupia nie byłam. Gładko skłamałam, że muzyka to moja największa pasja. Była pasją, to akurat prawda, ale nie wiązałam z tym dalszej przyszłości. Ale dla nich to powiedziałam. Dodałam, że piszę własne teksty i utwory... A potem zaśpiewałam piosenkę. Do teraz nie wiem, jakim cudem mi się udało i jakim cudem tam nie zeszłam na zawał. Ale to było mało ważne. Widziałam aprobatę w oczach, więc nic innego mnie nie interesowało.
Wrogie spojrzenia nie były od tego dnia dla mnie szczególną nowością. Śpiewałam piosenki, które nie były emocjonalne, które poniekąd były puste, ale przechodziłam dalej. Rozbawiałam jury swoim beztroskim zachowaniem do tego stopnia, że młodszy Kaulitz uznał mnie za swoją ulubienicę. Poza kamerami zawsze przychodził, by podzielić się ze mną jakimiś spostrzeżeniami lub by dać mi jakąś cenną wskazówkę. Zawsze pytał, co mam zamiar zaśpiewać i czasami gubiłam poczucie czasu na rozmowach. To wcale nie było wymuszone, wcale nie chciałam cokolwiek od niego... Niektórzy sądzili, że robię to specjalnie. Dlaczego miałabym? Miałam zbyt wiele problemów na głowie, by ściągać sobie kolejny.Co było złego w tym, że chciałam go poznać? Jeśli sam do mnie przychodził?
Któregoś razu strasznie się wściekłam. Kilka osób pozwalało sobie na zbyt śmiałe komentarze, ale ja nie mogłam podnieść głosu, ani użyć siły, bo wiedziałam, czym by się to skończyło. Byłam roztrzęsiona i naprawdę chciałam kogoś zabić. A kiedy widziałam te chucherka dziewczęce, wiedziałam, że prawdopodobnie złamałabym którejś kark. Nie potrzebowałam wyroku, naprawdę. Szczególnie, kiedy to nie miało właściwie żadnej ceny.
To było po kolejnym występie na Karaibach. Chodziłam bez celu, mając ochotę roznieść wszystko w proch i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja to wszystko robiłam. Co mi właściwie dawało, że mogłam wygrzewać się w promieniach osoby, którą kochałam, jeśli ona nie czuła tego samego? Program się skończy, a ja wraz z nim. Nic mi po tym nie zostanie. Nawet wspomnienia. Co mi dadzą wspomnienia, które tylko proszą, by zrobić kolejny krok, jeśli cała droga zostanie odcięta, a ja stanę nad przepaścią?
- Co dzisiaj? Uznały, że jesteś pazerna? – rozbawiony głos młodszego Kaulitza dobiegł mnie zza pleców, więc odwróciłam się, żeby stanąć z nim twarzą w twarz, z tym szerokim, kpiącym uśmiechem, rękoma w kieszeniach, okularami na nosie. Był dumny, miał świadomość siebie samego i mnie tym tłamsił. Ale nie przeszkadzało mi to. Jakimś cudem mnie uspokajał.
- Nie bardzo... – wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mu mówić, że dzisiejsze komentarze dotyczyły bezpośrednio jego osoby i tego, że to naprawdę podejrzane, że spędzam z nim tyle czasu i to pewnie dlatego tu jeszcze byłam.
- Idę się przejść, zechcesz mi potowarzyszyć? – spytał mnie tak po prostu, więc ponownie wzruszyłam ramionami. I tak nie miałam wyboru. Z resztą nawet nie chciałam mieć. Byłam w nim tak beznadziejnie zakochana, że to aż bolało. Świadomość, że nie mogłam go mieć, że nie mogłam mu się oddać, by mnie po prostu wziął, była naprawdę druzgocąca. Dosłownie. Czułam się tak, jakbym się rozsypywała dzień po dniu. Ale nie chciałam tego pokazać. Nigdy. – Nie jesteś jakoś szczególnie rozmowna. – zauważył i ruszył przed siebie, a ja dołączyłam do niego. Przez chwilę szliśmy tak w ciszy, aż on w końcu spojrzał na mnie krzywo. – Co jest? To chyba pierwszy raz, kiedy jesteś tak wytrącona z równowagi.
Bo to była prawda. Bo pierwszy raz pozwoliłam sobie, żeby to pokazać. Jemu nie chciałam, ale on zdążył mnie rozszyfrować, zanim dał mi znać, że mnie obserwuje. Ciepło jego ciała dało mi nagle do zrozumienia, że przez przypadek znalazłam się za blisko, więc odsunęłam się na odległość kilkudziesięciu centymetrów, próbując zapamiętać, że powinnam oddychać. Kręciło mi się w głowie i przełykałam głośno ślinę. Czułam się jak naćpana.
- Masz przypadkiem papierosy? – zapytałam w końcu, świadomie ignorując wszystkie jego pytania i to, że wyglądał, jakby się martwił. Chciałam, żeby się martwił. Boże, chciałam, żeby przelał na mnie wszystkie swoje uczucia. Chciałam... Boże, chciałam go...
- Chyba sobie żartujesz, nie będziesz palić. To szkodzi strunom głosowym. – prychnął, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Odezwał się ten, co dba o swój głos, paląc jak smok. Śmieszne. Jego usta wygięły się w pokrętnym uśmieszku i wyciągnął z tylnej kieszeni jasnych jeansów paczkę Camelów. – Ale ja sobie zapalę. – poczułam konkretną potrzebę trzepnięcia go w ramię, ale bałam się go dotykać.
- Hipokryta. – burknęłam, krzyżując ramiona na piersi. Nawet nie przebrałam się po występie. Wciąż miałam na sobie markowe ubrania i chociaż to poprawiało mi humor. Świadomie wbiłam wzrok w piach, gdy wyciągnął papierosa i zapalniczkę i skierował je do swoich ust. Raz widziałam, jak pali i to mnie całkowicie zabiło. Nie rozumiałam, dlaczego uznawałam to za seksowną czynność. Być może dlatego, że robił to on, a nie ktoś inny.
- Hej, jestem w jury, nie obrażaj mnie, bo mam wtyki. – parsknął śmiechem, a ja przewróciłam oczami. Bo akurat mnie to interesowało. Z resztą, mój tok myślenia i tak był haniebny. Naczytałam się wystarczająco dużo artykułów, żeby wiedzieć, że on mnie nie zechce. Ale byłam tu i miałam swoją szansę.
I wtedy zrozumiałam, że jeśli ta bajka się skończy, powinnam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by to wykorzystać. W końcu czy ja miałam coś do stracenia? Nie miałam nic, a jeśli nie uda mi się go zdobyć, wciąż będę z niczym.
- Wtyki, jasne. Bo ktoś cię tam w ogóle słucha... – wyszczerzyłam zęby do ziemi. Raz to zrobiłam. Raz przez przypadek się nie opanowałam i mu pocisnęłam, a potem się okazało, że debil ma w genach to, że sto pięćdziesiąt tysięcy rzeczy obraca w żart do tego stopnia, że dokuczanie mu było dla niego pokręconą rozrywką.
- Milcz, bo cię wyrzucę. – stanął nagle w miejscu, a ja podniosłam na niego wzrok, także się zatrzymując. Nasunął na głowę okulary przeciwsłoneczne i rozejrzał się wokół, najwyraźniej sprawdzając, czy ktoś nas widzi. – Otwórz usta. – polecił, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale, choć serce nagle zaczęło mi tłuc w klatce piersiowej tak mocno, że zrobiło mi się słabo i poczułam mdłości. Mój umysł naturalnie powędrował do czynności potocznie zwaną całowaniem. Przełknęłam ślinę, mrugając idiotycznie powiekami. – Otwórz usta. – rozkazał znowu, chwytając mnie za podbródek tak, że moje usta rozchyliły się niemal samoczynnie. Byłam chyba bliska omdlenia, bo w uszach szumiało mi tak, że właściwie nie słyszałam własnych myśli i zawirowania przed oczami wcale nie pomagały. Kaulitz zaciągnął się i po chwili pochylił się nade mną, by wypuścić dym papierosowy prosto między moje rozchylone wargi i w ostatniej sekundzie się zreflektowałam, że powinnam to wciągnąć, zanim się zakrztuszę. – Nie zgodziłem się, żebyś paliła. Ale to, że wciągasz dym nikotynowy, bo ja palę, to nie jest moja wina. – oznajmił mi po chwili, muskając kciukiem moją wargę, zapewne przez przypadek i uśmiechnął się szeroko. Motylki w brzuchu fruwały jak zwariowane, a ja za nic nie mogłam ich opanować. On mnie dotykał. Na pewno nie celowo, ale, Boże, on mnie dotykał! – Lepiej?
- Nie. – odparłam natychmiast, ledwo powstrzymując się od piskliwego głosu. Chyba byłam pieprzonym mistrzem w ukrywaniu własnych uczuć. – Pal więcej.
Więc staliśmy tak, on się zaciągał, ja czekałam, aż struga dymu z jego ust wypełni moje płuca. On wpuszczał dym do moich ust, a ja dławiłam się świadomością, że nie zabiera dłoni z mojej twarzy, a jego oczy co chwilę pojawiają się tak blisko moich, że prawie mogłam się w nich przeglądać. Tak długo, aż papieros się skończył, a ja musiałam przyznać, że było mi lepiej. Nie wiem, czy było. Wiedziałam za to, że wpadałam z każdym wybuchem śmiechu i każdym milczeniem z jego strony, aż przepadłam całkowicie, nie wierząc, że da się spaść tak głęboko.

- Co będziesz śpiewać?
Zawsze mu mówiłam. Teraz, gdy pytał, ja nie chciałam powiedzieć. Bo postanowiłam wykorzystać swoją szansę przy prawdopodobnie milionach widzów. Chyba byłam stuknięta. Albo tak szaleńczo zakochana. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Jak już raz wpadło mi do głowy, że to zrobię, nie mogłam powstrzymać myśli, że muszę to zrobić za wszelką cenę. Wszystko mnie bolało od ukrywania swoich uczuć. Nie mogłam robić tego dłużej i wiedziałam, że to jest najlepszy pomysł. Że nikt nie będzie wiedział tak naprawdę, ale on zrozumie. Nieważne, że to będzie jedyna piosenka, w której pokażę siebie. Nieważne, że prawdopodobnie to będzie mój ostatni występ. Po prostu musiałam to zrobić. Byłam przerażona, ale nie mogłam się wycofać. Choć raz musiałam pokazać, że mam w sobie jakąkolwiek siłę.
- Nie powiem.
- Jak nie powiesz, to nie będziesz mogła ćwiczyć, a jak nie będziesz...
- Kaulitz. I tak ci nie powiem.
Zmrużył gniewnie oczy, choć nie wiedziałam właściwie, dlaczego mogłoby to go zdenerwować.
- Nie będę się narzucać w takim razie. Powodzenia na występie. – i zostawił mnie z telefonem w rękach, na którym wyświetlał się tekst piosenki, którą miałam zamiar wykonać. Poczułam się tak, jakbym dostała w policzek, a mój żołądek zaprotestował przeciw takiemu traktowaniu. Dlaczego się wściekł? Nie chciałam, żeby się wściekał, a szczególnie nie na mnie. Zsunęłam stopy na ziemię i podniosłam się z ławeczki i już otwierałam usta, by się do niego odezwać, ale drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem, gdy zniknął wewnątrz budynku. Oddychałam spazmatycznie, próbując sobie wmówić, że niczego nie spieprzyłam, że po prostu on przereagował. Bo był sławny i poczuł się, jakbym nagle miała go gdzieś. Kiedy było dokładnie odwrotnie. Po prostu... po prostu...

Pierwszy raz miałam na sobie sukienkę. Zwiewną bez ramiączek. I szpilki, które, pomimo tego, że były naprawdę wygodne, przerażały mnie. Bałam się, że się wywrócę, że zrobię gdzieś błąd. Tak cholernie bałam się tego występu, że moje dłonie, trzymające kurczowo mikrofon, były całe mokre. Ja byłam tak blada, że niemal wkomponowałam się w kolor sukienki. Moje włosy były delikatnie falowane, pozostawione same sobie. Chciałam się nie wyróżniać. Chciałam, żeby każdy odebrał czyste emocje. Szczególnie jedna osoba. Ale co, jeśli zrobię błąd? Zacznę fałszować? Panika wyzierała ze mnie z każdej strony. Gdy prezenter zaczął mnie zapowiadać, moje oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek, a serce stanęło mi w gardle. Musiałam wziąć się w garść, zanim będzie za późno. Musiałam, musiałam...
- ...piosenka Jessie J „Breathe”! – gdy nie poruszyłam się z miejsca, techniczni szturchnęli mnie, aż w końcu chwiejnie ruszyłam na scenę, oglądając się za siebie, jakbym mogła jeszcze znaleźć drogę powrotną. Nie mogłam. Byłam już na scenie i wszyscy bili brawo dla mnie. Bałam się spojrzeć na tę jedyną osobę, na której klaskaniu mi zależało. Nawet nie na klaskaniu. Po prostu na uwadze. Nie na Dieterze, nie na Mateo, nie na jego bracie. Ale nie patrzyłam na niego. Pobieżnie przeleciałam wzrokiem po widowni i skupiłam się na statywie, do którego włożyłam mikrofon. Z prawej strony stało pianino, a mężczyzna siedzący przy nim, kiwnął mi głową na znak, że zaczyna. Nie wiedziałam, o co chodzi. Chciałam mu prostu wzruszyć ramionami, ale byłam jak sparaliżowana. Wmówiłam sobie, że odkrycie siebie przed nim to rzecz, której pragnę, ale kiedy stałam przed nimi wszystkimi, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się na to zdecydowałam. W słuchawce, którą miałam wetkniętą do ucha rozległ się dźwięk klawiszy, a kilka sekund później doszły do nich delikatne uderzenia bębnów. Przełknęłam ślinę i przysunęłam się do mikrofonu, zaciskając na nim rękę, jakby miał mi dodać sił. Mój wzrok mimowolnie powędrował do Kaulitza i zaschło mi w ustach. Nie widziałam go od dwóch dni, bo nagle przestał się do mnie odzywać. A ja teraz miałam mu zaśpiewać tę piosenkę. Nie miałam drogi ucieczki. Co ja najlepszego zrobiłam...?
- Wszystko na zewnątrz jest szare i osamotnione. Roziskrz elektryczność w naszym mieście. Rozjaśnijmy je. – moje oczy zamknęły się, nie mogąc poradzić sobie z natłokiem emocji, które zaczęły do mnie napływać. Zaczynałam się dusić. Czułam się tak, jakby brakowało mi powietrza i to nie miało nic wspólnego ze zdenerwowaniem. – Opadając pod naciskiem, mogę poczuć motylki, och, wdmuchujesz dym w moje usta. Rozjaśniasz mnie. – przełknęłam ślinę i otworzyłam oczy, by spojrzeć w jego oczy, które bacznie mnie obserwowały. – Mogę być twoim dziełem sztuki na całe życie. Po prostu pokaż mi, czego dzisiaj chcesz. – i nagle przestałam się bać. Emocje w końcu wybuchnęły we mnie tak, że mój umysł został zdmuchnięty jak za sprawą huraganu. Po prostu pękłam. – Żebyśmy razem mogli oddychać. Chcę dać ci całą siebie. Otwórz oczy i kochaj mnie. Kochaj mnie. Kochaj mnie. Kiedy upadam na kolana, chcę dać ci całą siebie. Ty wiesz, jak dbać o mnie, o mnie, o mnie. Razem możemy oddychać. – nie obchodziło mnie, że kamery zarejestrowały to, że patrzyłam na niego. To była moja ostatnia szansa, by pokazać, co czuję. – Kochaj mnie, kochaj mnie. Razem możemy oddychać. Kochaj mnie. Kochaj mnie. – byłam kompletnie pochłonięta tym, co się działo wewnątrz mnie i może to był powód, dla którego nie pokazywałam swoich uczuć. Może bałam się tego, że gdy już ujrzą światło dziennie, zniszczą mnie i spalą na popiół. – Jestem uzależniona od kolorów, którymi na mnie malujesz. Chmury nade mną są piękne i czerwone. Spraw, żeby eksplodowały. Wszystko jest krystalicznie jasne - z tobą nic nie jest mgliste. Po prostu wciągnij mnie z oddechem do swojego świata. I spraw, żeby eksplodował. Mogę być twoim dziełem sztuki na całe życie. Po prostu pokaż mi, czego chcesz na całe życie. – słyszałam brawa dla tego, jak zakończyłam zwrotkę. Ale ja patrzyłam, jak on odsuwa się od stołu jurorskiego, by oprzeć głowę o rękę, która zakryła jego usta. Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić, ale czułam się tak, jakbym była na haju. Ledwo zwalczałam łzy cisnące mi się do oczu. Było mi tak niedobrze, że nie rozumiałam, dlaczego jeszcze tu stałam i śpiewałam refren, który chyba bolał mnie najbardziej z całej piosenki. – Kochaj mnie, kochaj mnie. Razem możemy oddychać... Wdech i wydech to wszystko, czego potrzebuję. By poczuć słodycz. By poczuć się spełnioną. Wdech i wydech to wszystko, czego potrzebuję, by oddychać, by oddychać – możemy oddychać. – wyciągnęłam mikrofon ze statywu, dając się ponieść i jakimś cudem wiedziałam, że wyrzuciłam z siebie wszystko, wraz z tekstem i gestami i tym, czego nie umiałam przekazać słowami, ale wiedziałam, że tego też już we mnie nie ma. Stało się. Powiedziałam, że go kocham i powiedziałam mu, że chcę, żeby on też mnie pokochał. Nawet nie miało znaczenia to, że tak mało o sobie wiemy, że nie spędziliśmy aż tak wiele czasu w swoim towarzystwie. Byłam pewna, że to się nie zmieni nawet wtedy, kiedy poznam wszystkie najgorsze rzeczy. Zatopiłam się w tym za bardzo. – Kochaj mnie, byśmy mogli razem oddychać. – skończyłam i poczułam jedną, wielką pustkę w głowie. Widownia szalała, Mateo podniósł się z fotela, by złożyć mi owacje na stojąco. Wszyscy wstali. Prócz niego. Panika znów zalała moje ciało i znów dotarło do mnie, że to był najgorszy pomysł pokazania mu tego, co do niego czuję, jaki kiedykolwiek wpadł mi do głowy. Musiałam zwariować, bo innego wytłumaczenia nie było. To takie idiotyczne, by zwykła dziewczyna wyznawała miłość komuś sławnemu w obecności milionów ludzi na widowni i przed telewizorami. Ośmieszyłam się. Tym bardziej, że przecież on nie mógł czuć tego samego. Nie mógł, przecież przestał się odzywać. Ani nigdy nie wykonał żadnego kroku, by choć dać mi nadzieję, że w nim coś jest. Że może zaczyna coś do mnie czuć.
- Złożyli ci owacje na stojąco! Jak się czujesz?! – prezenter pojawił się obok mnie tak niespodziewanie, że nie ogarnęłam, dlaczego nie podskoczyłam przestraszona. Spojrzałam na niego bezrozumnie, mrugając oczami. Fala czegoś okropnego zbliżała się do mnie w zastraszającym tempie i wiedziałam, że muszę zniknąć, zanim zrobię coś nieprzewidywalnego. Nie chciałam płakać. Nie chciałam histeryzować. Nie chciałam się pogrążać jeszcze bardziej.
- Muszę wyjść. – rzuciłam głucho, oddając mu w ręce mikrofon i odwróciłam się plecami do jury, w tym do niego i tak po prostu zeszłam ze sceny, odpinając od siebie sprzęt nagłośniający, jakieś pieprzone kabelki, słuchawki. Rzuciłam wszystko na podłogę, ignorując nawoływania, bym wróciła, ignorując wrzask i gwarę, ignorując nagły pisk, który ogarnął całe studio. Cholerne fanki. Zignorowałam wymowne spojrzenia moich konkurentek, kamery, szukając wyjścia z tej klatki, do której niejako sama się wepchnęłam. Zawsze mogłam to zwalić na niego. Zawsze mogłam powiedzieć, że to on mnie zmusił, bym się tu pojawiła, bo w końcu zrobiłam to dla niego. Ale czy to tak naprawdę było ważne? Przynajmniej zakończenie tej przygody było spektakularne.
Zatrzasnęłam drzwi przed nosem kamerzysty i oparłam się o nie, czując chłodny powiew powietrza, od którego na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. W mojej głowie wciąż była pustka, a w oczach w końcu pojawiły się łzy, które w trybie ekspresowym spłynęły po mojej idealnej twarzy. Miałam tak piękny makijaż, że naprawdę było mi szkoda go niszczyć, ale nie umiałam się powstrzymać. Bolało. Bolało tak, że ledwo oddychałam. Wiedziałam, że otwieranie się nie będzie dobre. Wiedziałam, że jak postanowię w końcu pokazać, co jest wewnątrz, obróci się to przeciw mnie. Miałam cholerną rację i choć nigdy nie chciałam się mylić, tak teraz...
Nagłe otwarcie się drzwi odepchnęło mnie tak, że o mały włos bym się wywróciła. Natychmiast zaczęłam ścierać łzy, które i tak nie chciały przestać spływać po mojej twarzy, żeby nieproszony gość nie zauważył mojego rozbicia emocjonalnego. Odwróciłam się, by poprosić go o chwilę prywatności i nagle moje serce stanęło gdzieś w drodze do gardła, gdy zmierzyłam się z z nim we własnej osobie. Miał zaczerwienione policzki i oddychał tak samo gwałtownie jak ja. Cofnęłam się o krok i otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknęłam, zdając sobie sprawę, że nie mam do powiedzenia nic mądrego. Staliśmy więc tak w ciszy przez dłuższy czas, aż ja w chwili przebłysku rozumu zauważyłam, że nie miał podpiętego mikrofonu. Byliśmy tu sami. Kompletnie sami. I on wiedział, że ja go kocham. Nie wiedziałam nawet, jakim cudem go widziałam, bo stałam tam jak ostatnia kretynka, zalewając się łzami upokorzenia i rozłamu. W końcu podszedł do mnie, choć, kiedy on zrobił krok w moją stronę, ja znowu się cofnęłam. Ale zignorował to i po chwili stał przede mną, a moje oczy dzięki szpilkom zatrzymały się na jego brodzie, a nie na klatce piersiowej. Moje czerwone policzki i nierówny oddech mówiły same za siebie, jak bardzo się bałam tego, co powie. Ale on się nie odezwał. Nagle po prostu jego dłoń uniosła się do góry, by zetrzeć kciukiem łzy. Potem druga dłoń i drugi policzek. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, ale on uniósł moją głowę tak, że mimowolnie musiałam to zrobić. Brązowe tęczówki błyszczały.
- Przyjrzyj się uważnie. – usłyszałam jego cichy, zduszony głos i przełknęłam głośno ślinę. – Mam otwarte oczy. – dodał, a ja przestałam oddychać, gdy powoli zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę do mnie właśnie powiedział. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić i nie wiedziałam, czy za chwilę nie dopadnie mnie kolejna szalona fala emocjonalna. Łzy znowu spłynęły po moich oczach, tym razem z jakichś niewiadomych pobudek. – Miałem otwarte oczy od momentu, kiedy pierwszy raz się zobaczyłem. Sądziłem jednak, że lepiej trzymać się na uboczu, jeśli chcesz to wygrać i...
- Jestem tu dla ciebie. – wyrzuciłam, rezygnując z jakichkolwiek osłon. Mówiłam wszystko to, co siedziało mi w głowie i nie mogłam przestać, choć w dalszym ciągu mnie to przerażało. – Nie obchodzi mnie kariera, nie obchodzi mnie wygrana, bo przyjechałam tu... – urwałam, dusząc się łzami. Powinnam była przestać. Chciałam przestać. Przecież właśnie powiedział, co do mnie czuje. Dlaczego więc histeria nie odchodziła?
A potem on pochylił się nade mną, a jego gorące i miękkie usta opadły na moje w tak perfekcyjny sposób, że zapomniałam o tym, że miałam płakać. Przełknęłam nagromadzoną ślinę i dałam pochłonąć się namiętności, którą na mnie przelewał z każdym ruchem warg, z każdą niewypowiedzianą potrzebą bliskości. Rozpadł mnie na kawałki i zaprowadził do domu w tym samym czasie. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, przysuwając go do siebie tak, że między nami nie było już przerwy.
Więc dałam mu siebie. Oddałam mu każdą część swojej duszy, swojego jestestwa, tak po prostu. Wydało mi się to kompletnie naturalną czynnością. A on to przyjął i schował w swoich rękach i wiedziałam, że byłam tam bezpieczna. Strach odszedł w zapomnienie, pozostało tylko to cudowne uczucie słodyczy rozprzestrzeniającej się w moich żyłach.

Człowiek tak wiele razy boi się sięgnąć po to, czego najbardziej potrzebuje w swoim życiu tylko dlatego, że sądzi, że ma coś do stracenia. Owszem, ma. Jeśli nie spróbuje i zaprzepaści szansę, straci jedyny moment świadomości, że coś było w zasięgu rąk, a on po prostu nie wyciągnął palców, by chociaż to poczuć. Bezpiecznie jest trzymać się na uboczu i po prostu patrzeć. Ale to nie sprawi, że zaczniesz żyć. Będziesz się pławić w myśli, że udało ci się uszczknąć odrobinę szczęścia. Nieprawda. To tylko cholerna obłuda, która zniknie w chwili, kiedy tylko się odwrócisz i stracisz to z oczu. A to zdarza się zawsze, bo to nie będzie czekać na to, aż się zdecydujesz. Nie ma półśrodków. Idziesz albo w jedną stronę, albo w drugą. Więc jeśli znajdziesz coś, kogoś, cokolwiek, co sprawia, że chcesz zacząć żyć, po prostu przestań myśleć. Każdy cierpi. A może to jest akurat szansa, by przestać cierpieć.

poniedziałek, 16 września 2013

Chapter X

Jakimś cudem zrobiłam rozdział, który ma prawie dziesięć stron. Na dobrą sprawę, to mogłabym dopisać jeszcze trochę i zrobić z tego dwa rozdziały... No ale nieważne. Miłego czytania ^ ^

><><><><><><><><><><><

Co ja zrobiłam?
Miałam go tylko opatrzyć. A gdy on wyszedł z łazienki, zsunęłam się ze zlewu wieczność później i moje nogi ledwo utrzymały ciężar mojego ciała. Boże, on mnie nawet tam nie dotknął. Nie tak naprawdę A sprawił, że odleciałam w taki sposób. Myśl, że seks z nim mógłby być jeszcze lepszy, sprawiał, że idąc do pokoju, zataczałam się jak pijana. Już nawet nie byłam w stanie pomyśleć o Harrym. Musiałam być pojebana, żeby się mu oddać tak po prostu, ale nie miałam siły walczyć sama ze sobą. Wiedziałam, że mnie zniszczy, ale najwyraźniej byłam jeszcze gorszą masochistką, niż myślałam, że jestem. Nie potrafiłam się skupić na tym, że poniekąd mnie obraził kwestią kosmetyczki. Właściwie to chyba nawet cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Ale jak ja miałam, do kurwy nędzy, zejść teraz i spojrzeć mu w twarz...?
Spojrzałam na swoją dłoń i zaschło mi w ustach. Dotykałam go nią. I wiedziałam, że nie był mały. I wiedziałam, że główka była wilgotna. Mniej niż ja, ale... Kurwa. Chciałam go tak, że nie potrafiłam się skupić na rzeczywistości. Wciąż przeżywałam zdarzenia z łazienki od nowa, wcale się nie uspokajając. Kręciłam się po pokoju jak zwierzę w klatce. Powinnam była chociaż zmienić bieliznę, ale ja po prostu szukałam sposobu, by się ogarnąć. Nie umiałam. A potem doszłam do wniosku, że chyba nawet nie chciałam się ogarniać. Mógłby wrócić i mnie przelecieć tak po prostu. Byłam kompletnie pojebana.
Chciałam chociaż wiedzieć, która była godzina. Powinnam jednak coś ze sobą zrobić, bo przecież nie mogłam dać się wydepilować kosmetyczce, która by zobaczyła, w jakim jestem stanie. Ten psychol mnie rozwalił. A najgorsze było to, że on powiedział Tomowi, że nie ma zamiaru czekać, więc na jednej nocy się nie skończy. I będzie to ze mną robił, bo tak chciał. Nie ze względu na to, że mi się to podobało. Nawet nie wiedziałam, do czego dążę. Ale to mnie znacznie ostudziło. Powoli do mojego przyćpanego umysłu dochodziła rzeczywistość, którą chciałam od siebie odsunąć za wszelką cenę, bo wiedziałam, że to będzie bolało. I, kurwa, zaczęło boleć.
Jak to było możliwe, że on tak po prostu wziął to, co chciał wziąć, a jak tak głupiutka dziewczynka dałam mu to wszystko? Co było ze mną nie tak, do cholery? Czy w moich genach było jakieś pieprzone świństwo? A może moi przodkowie byli niewolnikami z własnej, nieprzymusowej woli?
A może to było coś innego? Może po prostu mnie pociągał i chciałam go bardziej, niż Harry’ego?...
Otworzyłam szeroko oczy, gdy ta myśl wpadła mi do głowy. O nie. To nie była bezpieczna strefa myśleniowa. Nie mogłam, po prostu nie mogłam myśleć o tym w takich kategoriach. Jak mógł mi się podobać, skoro traktował mnie jak szmatę? Nie. Nie. To nie miało ani krzty sensu.
W końcu zdecydowałam się ogarnąć, nie zmieniając jednak dresów. Prysznic jednak całkowicie zmył ze mnie niepożądane myśli o pożądanym facecie, który gdzieś kręcił się po domu.
- Lena? – usłyszałam, gdy wycierałam włosy ręcznikiem w łazience. Zastygłam w bezruchu, gdy głos Toma uświadomił mi, że stoję ubrana w puchowy ręcznik i moje nogi są w fatalnym stanie. Ale on by tu nie wszedł, prawda? Kurwa. Niech ta kosmetyczka się pospieszy. Może następnym razem sama się zawczasu ogarnę. A raczej na pewno, jeśli ten psychopata chciał mi odebrać dziewictwo, a potem uprawiać ze mną seks. Często. Otworzyłam szeroko oczy i poczułam, że robi mi się gorąco. No, do kurwy nędzy! Czy ja musiałam o tym myśleć?! – Jesteś głodna? Obiad na stole.
Obiad. Byłam głodna tak, że mi burczało w brzuchu, ale co z tego? Musiałabym spojrzeć jego bratu w twarz. Po tym wszystkim. I przed tym, co mnie czekało. A ja go dotykałam. On mnie dotykał. Sprawił, że doszłam. Dwa razy. Kurwa mać.
- Tom, nie zejdę tam. – powiedziałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. No, do cholery jasnej, co ten świat zrobił z moim mózgiem, że robiłam jedno i mówiłam drugie, a to, co myślałam, było zupełnie inne od dwóch poprzednich czynności?
- Wiesz o tym, że nie możesz go unikać, bo ucieczka od niego obecnie nie istnieje. – powiedział, a ja straciłam cały zapał do egzystowania. Rzuciłam ręcznik na podłogę i chwyciłam bieliznę, by ją na siebie założyć. – I sądzę, że to go jeszcze bardziej nakręci. To, że będziesz chciała zrobić wszystko, by go po tym wszystkim nie widzieć.
JA PIERDOLĘ, CZY ON WIEDZIAŁ WSZYSTKO?!
Poczułam, że robię się czerwona jak burak i jedno spojrzenie w lustro tylko mnie w tym utwierdziło. Fantastycznie! Więc wiedział, że jego dresy zostały zgwałcone!
Łzy zebrały mi się w oczach z upokorzenia. Czułam się jak szmata. I na dodatek zdradziłam swojego chłopaka, który pewnie nie miał pojęcia o tym, co się aktualnie ze mną działo. Oczywiście, że nie wiedział. Bo kto miałby wiedzieć? Moi zawszeni rodzice mnie sprzedali i na tym się moja historia zakończyła. A teraz rozmawiałam z bratem mojego porywacza o tym, że nie mogę uciekać od porywacza, bo go tylko jeszcze bardziej podniecę i pewnie mnie zgwałci, mając wyjebane na kosmetyczkę. Boże...
Nic nie odpowiedziałam, czując, jak kolejny raz tego dnia po moich policzkach spływają słone łzy. Nigdy nie płakałam tak często jak podczas tego tygodnia. Byłam sukcesywnie niszczona. Choć to opływało w moją własną rozkosz.Koszmar. Najgorszy z możliwych.
Na ślepo założyłam ubrania i oparłam się o zlew. Teraz tym bardziej nie wyjdę. Byłam szmatą w oczach obu Kaulitzów.
- Lena?... Czy ty płaczesz? – zmartwiony głos Toma niemal mnie rozśmieszył. Nie, ja się po prostu cieszę z tego, w co się obróciło moje życie, a co?
- Nie. – burknęłam, choć nawet debil usłyszałby, że to gówno prawda. Usiadłam na podłodze i podkurczyłam kolana, chcąc zniknąć. Miałam dość. Znowu.
- Mogę wejść? – zapytał, a ja rozkleiłam się jeszcze bardziej. Chciałam, żeby Katarina tu była. Ona przynajmniej by sprawiła, że to stałoby się znośne. A tak to siedziałam na podłodze w obcej łazience i obcy facet udawał, że się o mnie martwi. Bo przecież dlaczego to miało być prawdziwe? Przecież mnie nawet nie znał. Odzywał się tyle co nic, bo jego brat sprawił, że nie mogliśmy się poznać. Bo sytuacja była popierdolona. Bo wszystko było za trudne. Drzwi się uchyliły i kątem oka zobaczyłam jasne, szerokie jeansy. Nie wiem, jakim cudem, bo ledwo cokolwiek widziałam. – Lena... – nagle usiadł obok mnie i przyciągnął mnie do siebie, bym wtuliła się w jego ciepłą i tak dobrze pachnącą klatkę piersiową. Nie mogąc się powstrzymać, rozpłakałam się na dobre, szlochając tak głośno, że rozbolało mnie gardło. Tom obejmował mnie mocno, delikatnie mnie kołysząc, próbując dodać otuchy. Moczyłam mu koszulkę łzami, ale on zdawał się tego nie zauważać, mówiąc jakieś słowa, by mnie uspokoić, a które w rzeczywistości nie miały znaczenia. Co miało tak naprawdę? Utknęłam z człowiekiem, który nie miał uczuć, który uznawał je za kłamstwa i wytknął mi to przy pierwszej lepszej okazji. Wyśmiał moje uczucia do mojego chłopaka i miał pieprzoną rację. Więc co w tym świecie było tak naprawdę rzeczywiste? Czy miłość naprawdę istniała, czy było to po prostu przyzwyczajenie, pożądanie, cechy u kogoś, które fascynowały? Czy „zakochałam” się Harrym, bo go znałam długo i sądziłam, że skoro ze mną tyle wytrzymał, to znaczy, że mnie rozumie i zna? Czy to było punktem, który mnie do niego przyciągał? Czy miłość istniała?... – Lena, wiem, że to zabrzmi głupio i trochę irracjonalnie, ale... Ale on się zmieni. – powiedział cicho, gładząc mnie po plecach, a ja potrząsnęłam głową.
- A co to da? – spytałam zdławionym głosem, pociągając nosem. – Zawalił mi świat na pstryknięcie palca i miałabym tak po prostu wrócić na stare miejsce, jak gdyby nigdy nic? Z resztą... – zaśmiałam się żałośnie. – On sam powiedział, że mnie od siebie uzależni, więc... więc... – urwałam, sama nie wiedząc, co właściwie chcę powiedzieć. Tom milczał, co dołowało mnie jeszcze bardziej. Czcze gadanie. Po prostu mówił, by mnie pocieszyć. I tyle. Nie miałam nawet energii, by płakać. Dno. Mętne dno.
- To nie uzależnienie. – powiedział nagle, a ja z całej siły skupiłam się na tym, by nie zasmarkać mu koszulki, niż na tym, co mówił. Czcze gadanie. Wciąż. – On stracił wiarę i teraz szuka jej w jakiś pojebany sposób. On nie chce cię od siebie uzależnić. On chce cię w sobie rozkochać, by znowu uwierzyć, że miłość istnieje. – dokończył niemal szeptem, a ja przełknęłam głośno ślinę, odkrywając, że jednak istnieje gorsza alternatywa tego, co się działo.
- Rozkochać. – powtórzyłam tępo. – Jak wielkie jest jego ego, skoro sądzi, że mu się to uda?
- Bo mu się to uda. Po prostu. – odparł, a moje serce stanęło mi w przełyku. Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc, że właśnie to powiedział. – Ale właśnie to go zmieni. A ja właściwie nie powinienem ci tego mówić, bo gdyby się dowiedział, byłoby dość nieciekawie.
- On mnie uderzył, Tom.
- A ty mu wybaczyłaś.
- Mam chłopaka.
- Którego nie kochasz.
Odsunęłam się od niego gwałtownie z czerwonymi policzkami od gniewu, który mnie nagle opanował. Świetnie. Świetnie, kurwa.
- W takim razie pieprzona miłość nie istnieje. Sugerujesz mi, że przez kilka lat sobie to wmawiałam? A teraz, gdy niby się w twoim braciszku „zakocham”, to będzie coś prawdziwego? – parsknęłam suchym śmiechem, potrząsając głową. – Jakie to wybiórcze i wygodne. – wstałam, zaciskając dłonie w pięści. – Więc obserwuj mnie, Tom. Jeśli uważasz, że ja się w nim zakocham, on zakocha się we mnie i zobaczymy, kto wyjdzie na tym gównie lepiej. – wycedziłam i z determinacją wypadłam z łazienki. Oni oboje mieli, kurwa, nierówno pod jebanym sufitem. Jeśli tak to wszystko postrzegali, ja mogłam się dołączyć. I zrobię wszystko, by rozpierdolić psychola jeszcze bardziej. Wszystko. Zniszczę go tak, że nie pozostanie po nim nawet popiół. Wtedy poczuje, jak to jest, gdy ktoś obcy wchodzi z buciorami w życie i... I robi to, co on mi zrobił.
Zeszłam na dół, omijając psy tak, jakbym nagle cudownym sposobem stała się Mojżeszem i rozdzieliła cały świat jak on morze. Czy, kurwa, cokolwiek to było. Kaulitz siedział przy stole z idiotycznym uśmiechem na twarzy, jakbym nagle zaczęła mu robić za podnóżek i zacisnęłam mocno wargi z wściekłości. Zobaczymy dzisiaj, czy naprawdę dzisiejszy dzień się zakończy pieprzeniem. Pff! Jasne. Powodzenia ci życzę, zjebie.
Usiadłam przed swoim talerzem na swoim stały miejscu, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Widziałam jednak kątem oka, że to też go bawiło, jakby doskonale przewidział moją reakcję. Miałam ochotę wybuchnąć i go tym zabić. Przysięgam.
Tom pojawił się w jadalni chwilę później i gdy rzucił krótkie „smacznego”, rzuciłam się na jedzenie, mając kompletnie gdzieś, jakie było towarzystwo. Oboje mieli najebane. Naprawdę nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego.
Ryż po chińsku z kurczakiem. W sumie to było nawet dobre. Nigdy nie twierdziłam, że starszy bliźniak nie potrafi gotować. Tylko, że kolejny raz z rzędu jedzenie stawało mi okoniem w przełyku z nerwów. Ja się tu wykończę. To wszystko to była jakaś jedna wielka parodia życia codziennego.
W ogóle nie potrafiłam objąć rozumiem, jakim cudem myślałam o tym, żeby pójść do łóżka z kompletnie obcym facetem. Przecież nie dość, że był chory na umyśle, to ja na dodatek w ogóle nic o nim nie wiedziałam, prócz tego, że był sławny i pewnie już nie jest, bo zespół go wyjebał za jego mózg. A raczej jego brak. Choć musiałam przyznać, że trochę żałowałam, że ja mój posiadałam na swoim miejscu. Gdybym nie myślała, łatwiej byłoby mi się tu przystosować, a tak to męczę się jeszcze bardziej. Nienawidziłam tego miejsca.
Nikt się nie odezwał podczas obiadu. Mimika młodszego Kaulitza pod koniec zmieniła się z rozbawienia na irytację, więc doskonale zdawałam sobie sprawę, co nastąpi dalej i z tego tytułu coś niewesoło ścisnęło mi się w żołądku. Zdążyłam odłożyć pusty talerz do zlewu i zdążyłam nawet wyjść z jadalni i wejść na schody. Weszłam na piętro, słysząc zdecydowane kroki za sobą i przełknęłam głośno ślinę, czując, jak adrenalina zaczyna mi się rozprzestrzeniać w całym organizmie. Chwilę później zostałam złapana za nadgarstek i przygwożdżona do ściany przez ciało Kaulitza na całej długości mojego ciała, aż oddech ugrzązł mi w płucach. Zemdliło mnie ze zdenerwowania.
- Więc jesteś na mnie wściekła. – mruknął, pochylając się do mojego ucha. Ja sama miałam twarz wciśniętą w klatkę piersiową i czułam jego perfumy tak wyraźnie, że robiło mi się słabo. Mogłam wyczuć jego szybkie bicie serca na ustach.
- A co cię to obchodzi? – wyplułam, zaciskając zęby, próbując wmówić sobie, że jego bliskość na mnie wcale nie działała. Musiałam coś zrobić, nie mogłam poddawać się ot tak. Nie mogłam. Jeżeli on chciał zrobić ze mnie królika doświadczalnego, rozkochać mnie w sobie, a potem pewnie porzucić, to ja nie mogłam mu się podawać na talerzu. Musiałam walczyć. Tak walczyć, aż... To nie szło w dobrym kierunku. Wcale nie chciałam, żeby się we mnie zakochał, bo wtedy wszystko by było jeszcze bardziej skomplikowane.
- Oceniam, jak trudno cię będzie zaciągnąć do łóżka. Wcześniej to wydawało się być banalnie proste. – poczułam się tak, jakby mi przywalił w policzek tak mocno, że echo poniosło się na całą posesję. Świetnie. Nie dość, że głupia, to jeszcze łatwa. Byłam dziwką, po prostu byłam dziwką na pełen etat! – Teraz to może być zabawne, a ja...
- Nie, to nie będzie zabawne, Kaulitz. – wycedziłam, oddychając nierównomiernie. Znowu zaczynałam gadać, a każdy w tym domu wiedział, czym to się kończyło. – Było fajnie, a teraz nie dostaniesz mnie po moim trupie.  Będzie cię to bawić tylko na początku,  bo w końcu cię to wkurwi i mi przyłożysz. Pomyślisz, że jesteś fajny, bo znowu mnie uderzyłeś, jakby to był jakiś powód do dumy, a nie jest, gwoli ścisłości. Wkurwię cię tak, że przesadzisz i stracę przytomność, a potem będziesz musiał się opiekować moim nieprzytomnym ciałem, aż się ocknę, a wtedy mnie nie zgwałcisz, bo... – urwałam nagle, nie wiedząc, do czego w ogóle dążyłam. Byłam zmęczona. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Nawet teraz. Spróbowałam się wyślizgnąć spomiędzy jego ciała i ściany, ale znowu złapał mnie za nadgarstek. Tym razem oba i unieruchomił je nad moją głową, odsuwając się odrobinę, by móc się pochylić i spojrzeć w moją twarz. Znów przestałam oddychać, choć nawet nie pamiętałam, kiedy zaczęłam. Jego twarz mnie przerażała. Były na niej czysto złe emocje. I niebywale podniecające.
- Nie, powiem ci, jak to będzie wyglądało w rzeczywistości. – odezwał się, mierząc mnie mrocznym i leniwym spojrzeniem. – Ty będziesz próbowała uciec, a ja będę próbował cię złapać, nakręcając się jeszcze bardziej, niż gdybyś po prostu się poddała. Więc gdy w końcu cię złapię, nie będę baczył na to, czego tak naprawdę chcesz, a twoja agresja sprawi, że będziesz miała jeszcze większy odlot. – uśmiechnął się, sunąc ustami po moich ustach, aż wzdłuż kręgosłupa przepłynął prąd. Znowu zrobiło mi się ciepło nie w tym miejscu co trzeba i, do kurwy nędzy, nie rozumiałam, dlaczego podniecał mnie samymi słowami. – A potem, mam na myśli następny dzień, będziesz robić dokładnie to samo, ale z każdym dniem będę cię eksplorował coraz bardziej i w końcu przestaniesz uciekać, czekając, aż sam do ciebie przyjdę. – w tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi frontowych, a on wyszczerzył do mnie zęby w niemal dziecięcym uśmiechu. – O, właśnie przyszła kosmetyczka. – i zostawił mnie tak po prostu na korytarzu, zeskakując ze schodów jak głupi szczeniak uciekający ze szkoły. Serce waliło mi jak oszalałe i już zaczęłam się zastanawiać, dokąd mogłabym zwiać, żeby mnie nie znalazł. Chyba nie ogarnęłam, co on tak miał naprawdę na myśli.

Nie miałam absolutnie zielonego pojęcia, jakim cudem ja w ogóle nie miałam zaczerwienień. No po prostu zero. Sally, ta kosmetyczka, która nie zadawała żadnych pytań, okazała się być nie dość, że profesjonalistką w swoim zawodzie, to na dodatek przeuroczą brunetką po trzydziestce w ciąży. Tak, w ciąży, widziałam jej zaokrąglony brzuszek, a ona z dumą potwierdziła, że to piąty miesiąc i spodziewa się ze swoim mężem córki. Też tak chciałam. Mieć pracę, męża i rodzinę. Chciałam mieć normalne życie... Chciałam skończyć studia, robić to, co chcę i być z tym, kim chcę...
Ale to nie był czas na mazanie się. Jak tylko zamknęła za sobą drzwi od pokoju, ja wyleciałam za nią jak z procy. Już wystarczająco straszne było to, że dostałam do założenia naprawdę seksowną czerwoną bieliznę, od której robiło mi się gorąco na sam widok. Więc udało mi się tylko zarzucić moją szeroką koszulkę, która przynajmniej zakrywała mi tyłek i zwiałam. No przecież nie będę na niego czekać!
Byłam chora ze zdenerwowania. Wciąż nie dochodziło do mnie, że on chciał mnie pozbawić dziewictwa bez wymyślnych wyznań miłosnych, bez czasu bycia ze sobą, bez niczego, co można by zakwalifikować pod miano „romantyzm i uczucia”. To miało być suche i puste, ale pełne pożądania i namiętności. Czy między mną, a Harrym to było...?
Najpierw na piętrze nasłuchiwałam odgłosów. Musiałam wiedzieć, gdzie on jest, by uciec w przeciwnym kierunku. Słyszałam męskie głosy od strony salonu, więc na boso pobiegłam w drugą stronę, mając na uwadze, że nie mogłam zaszyć się w pokoju Toma, bo to mogłoby być pierwsze miejsce, gdzie by mnie mógł zacząć szukać. Wiedziałam, że on zostawił mi chwilę na to, bym mogła się ukryć. Wiedziałam to, bo w innym przypadku stałby tuż pod swoją sypialnią, prawda?
Zeszłam na dół, czując jak serce podchodzi mi do gardła i prawie zleciałam ze schodów, gdy moja spocona rękę poślizgnęła się na poręczy. Może przy odrobinie szczęścia udałoby mi się wyjść na dwór. Udało mi się to tylko raz i to na chwilę, a ja nawet nie zdążyłam zaczerpnąć porządnie powietrza. Nie rozumiałam, dlaczego byłam trzymana w domu jak zwierzę.
Przez łazienkę przemknęłam się do biblioteki i nagle zastygłam w bezruchu,gdy zobaczyłam w niej kogoś jeszcze, idącego dokładnie w moją stronę.
- Nie, Tom, nie każ mi... – zaczęłam cicho, a on zatrzymał się, patrząc na mnie z zaskoczeniem. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami i na jego twarzy dojrzałam aprobatę tego, że miałam na sobie tak niewiele. Zrobiłam się czerwona.
- Nie widziałem cię. – skinął głową i wyminął mnie jak gdyby nigdy nic. Odetchnęłam z ulgą, ale w tym samym momencie usłyszałam skaczące psy w salonie i wytrzeszczyłam oczy, natychmiast pojmując, że psychol właśnie tam się znajdował. Rozejrzałam się w narastającej panice i tylko jedna droga ucieczki rzuciła mi się w oczy. Okno.
Podbiegłam do niego, ciesząc się w duchu, że ono właściwie było z pół metra nad ziemią i dzięki temu raczej nie powinnam się zabić. Uchyliłam je najciszej, jak tylko mogłam i wyślizgnęłam się na zewnątrz dokładnie w tym samym momencie, kiedy Bill wszedł do biblioteki. Zagryzłam wargę i popędziłam w stronę drewnianych drzwi, które odgradzały mnie od wyjścia na podjazd. Teoretycznie skoro już zaszłam tak daleko, mogłabym próbować nawiać z całej posesji, ale... Ale każdy wiedział, że to było bezcelowe. Tak samo jak ta cała moja ucieczka. Ale nie mogłam mu się oddać bez walki.
Przez drzwi prosto na podjazd, slalomem między Audi i... moją Hondą?!
Zatrzymałam się i wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc temu, co widzę. No, do cholery! Moja Honda! MOJA HONDA!
Trzask drzwi mnie ocucił i natychmiast kucnęłam za SUV-em, zatykając dłońmi usta, by nie usłyszał mojego głośnego sapania. Mógł pomyśleć, że uciekłam naokoło posesji, gdzieś w kierunku basenu i w ten sposób wrócić do domu, prawda? Ja bym tak postąpiła, gdyby nie to, że tu stoi mój własny, prywatny samochód, który zostawiłam pod domem Katariny. Boże, Katarina...
Powoli przesunęłam się wzdłuż samochodu, gdy prężnym krokiem zbliżał się w moim kierunku, nerwowo przeczesując blond włosy. Spojrzałam na swoje dłonie, czując, że zaczynają mrowić, gdy tylko pomyślałam o tym, że chciałabym je wsunąć tam, gdzie aktualnie znajdowały się jego dłonie. To była jakaś paranoja. Nikt nigdy nie działał na mnie w taki sposób. Dlaczego on, a nie Harry?
Wyminął mnie i poszedł dalej. Odetchnęłam głęboko, pieszczotliwie gładząc koło mojej Hondy. I to był błąd. Niechcący dotknęłam blachy i nagle na posesji rozległo się głośne zawodzenie alarmu samochodowego, który prawie mnie ogłuszył.
- Kurwa!... – wydyszałam, wylatując zza samochodu tak, że pewnie zdarłam sobie na stopie skórę, co dobitnie mi przypomniało, że jestem boso. Z impetem wpadłam na drzwi, otwierając je szeroko i popędziłam przez główne wejście do domu, przypominając sobie o słabej kondycji. Nie mogłam tak uciekać w nieskończoność.
Jeden z psów chciał na mnie skoczyć, gdy wpadłam do jadalni. W tym samym momencie do domu wparował Kaulitz i moje oczy znów zrobiły się wielkości ćwierć centówek. Nie miałam siły uciekać. Nie chciałam uciekać, ale jednocześnie wiedziałam, że jeśli nie będę próbować, on mnie zaciągnie do łóżka, a ja się bałam. Swojej reakcji. Bałam się, że spodoba mi się to tak, że automatycznie pokona kilometrową odległość do mojego serca. Wiedziałam, że seks to nie wszystko. Ale przy nim to zdawało się być znaczną częścią całej reakcji powstawania miłości, czy co to w ogóle było, skoro ponoć nie istniało.
- Jeszcze ci się nie znudziło? – spytał, bacznie obserwując, jak miotam się pomiędzy jednym krzesłem, a drugim. Szukałam drogi ucieczki. Mogłam uciekać do kuchni, ale to była ślepa ucieczka. Mogłam uciec na górę, ale on był za blisko. Musiałam go czymś zdekoncentrować.
- Po moim trupie. – warknęłam złowieszczo, a on uśmiechnął się szeroko.
- Patrząc po tym, jak ciężko dyszysz, to już raczej niedługo.
Posłałam mu mordercze spojrzenie, ale on się tym nawet nie przejął. Okrążał stół niczym sęp, a ja wciąż nie wiedziałam, w którą stronę mam zwiać. Wyczaiłam jednak, że jak on będzie stał od strony kuchni, ja mogę pobiec do salonu. A z salonu mogę pobiec albo na schody, albo do biblioteki. Cokolwiek.
- Przynajmniej będę miała świadomość, że zrobiłam dobrą rzecz, że przed tobą uciekałam. – prychnęłam, a on przewrócił oczami.
- To też już raczej niedługo.
- I nie rozumiem, jakim cudem śmiertelnik jest w stanie znieść tak wielkie ego, jakie ty posiadasz.
- Tak samo jak... – ale ja już go nie słuchałam. Odsunęłam się znacznie od stołu i już się odwracałam w stronę salonu, by nawiać. On to jednak dostrzegł i myśląc, że mam znaczną przewagę nad nim, dałam dyla, a on przeskoczył przez stół, nawet nie wiem jak. Pisnęłam jak poparzona i porzuciłam jakikolwiek zdrowy rozsądek na rzecz szybkiego zniknięcia mu z oczu. Przebiegłam salon, przebiegłam bibliotekę, wleciałam do łazienki, ale zanim udało mi się zamknąć przed nim drzwi, Kaulitz wleciał przez nie prawie taranem, popychając mnie na zlew tak, że prawdopodobnie siniaki będą utrzymywać się przez co najmniej tydzień. Nogą zamknął za sobą drzwi, a potem złapał moje obie ręce, choć próbowałam się wyszarpnąć. – Zapewniam cię, że teraz już mi nie uciekniesz. – wydyszał, a ja na chwilę przestałam oddychać, by znów próbować uciec. Kaulitz się nie cackał. Odwrócił mnie tyłem do siebie, oparł o zlew i nagle poczułam, jak jego dłoń zdziela mnie po tyłku, aż krzyknęłam z zaskoczenia. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, gdy przez myśl mi przeszło, że jeszcze rozdziewiczy mnie w łazience zamiast w łóżku. Ale on nie mógł tego zrobić. No nie mógł, prawda...? – A żeby się upewnić, że się rozumiemy... – urwał i kilka sekund później moje dłonie zostały wykręcone i wciśnięte w moje plecy. A potem coś miękkiego zacisnęło się na nich jak imadło. Odchyliłam głowę zdezorientowana i wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam, że związuje mi ręce ręcznikiem. – No i pięknie. – uśmiechnął się zadowolony z siebie w kompletnie pokręcony sposób.
- Jesteś, kurwa, doszczętnie pojebany. – oznajmiłam mu, próbując go kopnąć, ale nadaremnie. Zdążył umieścić swoje nogi między moimi nogami. Byłam mokra. Boże, czułam, że byłam podniecona, choć to nie była normalna sceneria na mój pierwszy raz, do kurwy nędzy. Co w nim było, że tak na niego reagowałam?!...
- W obecnym momencie musiałbym raczej powiedzieć, że napalony. – i jego twarz zniknęła mi z zasięgu wzroku i wierzgnęłam się niespokojnie, gdy poczułam jego gorący oddech na pośladku. – Bardzo, bardzo napalony. – zacisnęłam zęby i oczy, gdy poczułam, jak jego palce przebiegają po materiale moich majtek. Spróbowałam się odsunąć, ale to by oznaczało wbicie się w szafkę, a to raczej niemożliwe. Kości miednicy zaprotestowały bólem, gdy tylko podjęłam ku temu kroki. – Więc wybacz, ale zatrzymam się w tej pozycji na dłuższy czas, żeby to wyrównać. – dodał, a potem zassał skórę odsłoniętej części pośladka i przełknęłam głośno ślinę, modląc się o to, by mu w żaden możliwy sposób nie pokazać, że to co robi i ma zamiar zrobić, mi się podoba. Przynajmniej samej siebie nie miałam zamiaru oszukiwać. Moja mokra bielizna i tak mówiła sama za siebie. 
Było mi niewygodnie. Moje piersi były właściwie zmiażdżone, bo on mnie docisnął i to konkretnie, ale potem mnie puścił i odetchnęłam z nikłej ulgi. Palce wślizgnęły się pod materiał, gładząc pośladki i nie mogłam uwierzyć, że nawet taki dotyk sprawiał, że robiło mi się coraz cieplej między nogami, które rozsunął tak, że jego twarz była dokładnie naprzeciw jego dłoni, a kolanami dotykał moich kostek. Miałam tu być rozdziewiczona. W łazience. Tak po prostu. Nie miałam pojęcia, dlaczego mnie to tak podniecało.
Kciuki przesunęły się niżej, pomagając innym palcom rozsunąć moje pośladki jeszcze bardziej, a ja poczułam się obnażona, choć ciągle byłam ubrana. Ale nie na długo. Nagle usłyszałam głośne „trach” i strzępy majtek wpadły do zlewu, dokładnie przed moją twarz, która zrobiła się kurewsko czerwona. Po co w ogóle zostawiał mi bieliznę, skoro traktował ją w taki sposób? Czy miał jej więcej?...
Zacisnęłam oczy, gdy poczułam delikatne ukąszenie na wewnętrznej stronie lewego uda. Dłonie zaczęły gładzić moje biodra. Odetchnęłam głęboko, próbując się uspokoić. On nic nie robił. Nie działało to na ciebie. Nie działało. Nie działało. Kolejne ukąszenie, język torujący ścieżkę do góry. Nie potrafiłam unormować oddechu, który raz po raz znikał w czeluści mojego organizmu i nie wracał. Nagle przyciągnął mnie do siebie bliżej i jego nos wylądował pomiędzy moimi dwiema dziurkami i otworzyłam szeroko oczy. Czemu mój mózg mi nie podpowiedział, co on ma zamiar zrobić, że on ma zamiaru zrobić to, co ma zamiar... Niemal pisnęłam, gdy język obwiódł powoli moje wejście. To był chyba dźwięk zbliżającej się histerii. Nie wiem, co to było. Ale podniecenie mnie zalało tak, że byłam pewna, że on zaraz to poczuje w swoich ustach. To było tak, jakbym miała gorączkę, a moje ciało zaczęło się topić. Jeszcze nigdy nikt nie sprawił, że ja... że to było... że aż tak. Ale on się nie zatrzymywał. Leniwie eksplorował, co miał dosłownie pod nosem do tego stopnia, że zapomniałam, że miałam nie wzdychać i nie jęczeć. I zapomniałam, że miałam się wyrywać. Byłam zamroczona. Tak, że moje rozbiegane oczy nawet nie wiedziały, co widziały. Patrzyły i były ślepe. A każda końcówka unerwienia była o wiele bardziej czuła, niż wcześniej.
Nagle Kaulitz mruknął niezadowolony i wysunął się spode mnie i poczułam ujmującą za gardło pustkę, którą kilka sekund później zapełnił jeszcze bardziej, niż przed chwilą. Usłyszałam cichy dźwięk domykania się drzwiczek pode mną, gdy oparł się o nie plecami, potem pociągnął moją prawą nogę, bym się bardziej wyprostowała, a brzeg mojej koszulki został wepchnięty pomiędzy mój żołądek i blat. Przysunął mnie do swojej twarzy, a ja znowu wylądowałam głębiej w zlewie. A potem jego usta cudownie oplotły łechtaczkę, drażniąc ją językiem i nawet nie ogarnęłam, jak to się stało, że tak nagle doszłam, jęcząc głośno, wklejając się w mebel, tym samym żegnając się z dumą i wstydem. Nie miałam pojęcia, jakim cudem ustałam w miejscu, ale nie interesowało mnie to, bo on mnie pieścił tak długo, aż doszłam do siebie, tym razem już na wyższym szczeblu podniecenia. Kolejny orgazm czaił się za rogiem, a najwyraźniej Kaulitz miał zamiar przejść wszystkie rogi i wszystkie spotkać. Prawa dłoń zacisnęła się na pośladku, a potem powoli zaczęła się zsuwać w dół, delikatnie drapiąc skórę. Odrobinę niżej... I jeszcze trochę... Któryś z palców w końcu się we mnie wsunął i zakwiliłam cicho, gdy kolejny orgazm przeszył mnie na wskroś.
- Kurwa jak ciasno... – usłyszałam, choć przez szum w uszach niewiele do mnie dochodziło. – Lena, do cholery... – nie rozumiałam, o co mu chodziło. Przestało do mnie cokolwiek docierać, chociaż on już nie pieścił w tak kurewsko dobry sposób mojej łechtaczki, ale za to był palec, który wsuwał i wysuwał się ze mnie, robił mi rozpierdol w głowie. Byłam święcie przekonana, że bardziej na mnie działał fakt, że coś we mnie jest, niż to, że to porusza jakieś bodźce, ale nie narzekałam. Było mi, kurwa, obłędnie. A potem drugi palec i zacisnęłam się na nich całkowicie niespecjalnie, ale zaraz po tym Bill jęknął przeciągle, znów przeklinając. Nawet myśl o Harrym nie była w stanie mnie ostudzić. Tak jak myśl, że byłam szmatą wobec niego i wobec Katariny, która pewnie się o mnie martwiła, a ja myślałam o tym, żeby Kaulitz mnie sobą naznaczył. Chciałam, żeby uczynił ze mnie swoją własność, tym razem cieleśnie. Nie obchodził mnie mój własny tok myślenia. Obracał sprawnie palcami, rozciągał mnie, co dobitnie dawało mi znać, co za chwilę nastąpi.
Płynnie ulotnił się spod moich nóg, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jestem gotowa i wstał. Odwróciłam głowę w jego stronę tak, jak to tylko było możliwe, patrząc na jego świecące się oczy, na zarumienioną twarz i zaczerwienione wargi. Boże, czemu stworzyłeś takiego człowieka i dlaczego postawiłeś go przede mną?...
Mój wzrok osunął się niżej na dłonie, które wyciągnęły z kieszeni kwadratowe coś, a potem rozpięły pasek. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy ogarnęłam, że to prezerwatywa. Bill zsunął spodnie wraz z bokserkami i przestałam oddychać kolejny raz i pewnie nie ostatni, kiedy moje oczy zobaczyły pierwszy raz na oczy męskie przyrodzenie. I to jeszcze mężczyzny, który podniecał mnie jak żaden inny. Pulsowanie między nogami na nowo stało się ledwo znośne. Chciałam, żeby to we mnie weszło, mając wiarę w możliwości rozciągania. Nawet wizja bólu sprawiła, że miałam ochotę się wić. Nie wiedziałam, dlaczego tego jeszcze nie robiłam. Byłam zepsuta. Musiałam być zepsuta, skoro chwilę później do mnie dotarło, że najchętniej bym kucnęła i mu obciągnęła, choć nigdy tego nie robiłam, prawda?
Opakowanie po gumce wylądowało obok moich rozerwanych majtek. W ten sposób zlew stał się obrazem rozpusty i zgorszenia, a ja ledwo uniknęłam ślinienia się do niego. Szyja mnie jednak bolała od patrzenia na to, jak Bill zakłada prezerwatywę na swoją sztywną męskość i zdecydowanie wolałam ten ból od gapienia się na zlew.
Kaulitz przysunął się bliżej ze skupieniem przyglądając się moim rozstawionym nogom i po chwili chwycił mnie za biodra, by mnie unieść, aż automatycznie wyprostowałam nogi, na które z powrotem opadłam. Tym razem to on stanął w rozkroku. Uśmiechnął się tryumfująco, ale już nie byłam w stanie dojrzeć, co robi. Moja szyja, która, gdyby mogła, płakałaby od niewygody, nie potrafiła wykręcić się tak, by pozwolić głowie coś zobaczyć.
Poczułam coś śliskiego i twardego przy swoim wnętrzu i natychmiast zacisnęłam się z podniecenia. Nie umiałam sobie nawet wmówić, że nie powinnam tego robić ze względu na potencjalny ból.
Bill wydał z siebie dźwięk irytacji, choć nie miałam zielonego pojęcia, co mogłoby go do tego sprowokować.
- Po moim trupie, żeby coś takiego przeżyć w jebanej gumce. – powiedział w końcu. Dźwięk strzelenia lateksu i prezerwatywa wylądowała w zlewie. Zagryzłam wargę, czując się tak, jakbym miała zaraz zemdleć. Emocje ściskały mnie za gardło tak, że ledwo oddychałam. Ponownie się o mnie otarł, już bez dziwnego poczucia czegoś obcego i zamknęłam oczy, koncentrując się na tym, co działo się za moimi plecami. Zacisnęłam zęby, gdy powoli się we mnie wsunął, dobitnie dając mi do zrozumienia, że faktycznie byłam kurewsko wąska dla niego. Dotarło do mnie, że będzie boleć i z nerwów zrobiło mi się niedobrze. Ten akt miał być zarezerwowany dla kogoś, kogo kocham... Dla Harry’ego. A tymczasem stałam związana ręcznikiem w łazience i jakiś psychol był właśnie w trakcie odbierania mi dziewictwa. W łazience, do kurwy nędzy. Ze wszystkich miejsc w domu, on miał zamiar to ze mną zrobić w łazience na zlewie.
Zaczynałam panikować. Wciąż jeszcze mogłam uciec, bo on się wycofał... ale potem znowu wszedł. Dusiłam się powietrzem, nie wiedząc, co mam zrobić, żeby się uspokoić. Ale on zajął się moją paniką po swojemu. Sięgnął ręką pomiędzy moje nogi, by zacząć palcem pocierać łechtaczkę i jęknęłam głośno, na nowo czując, że podniecenie wcale ze mnie nie uleciało. Wsuwał i wysuwał się na samym brzegu i słyszałam jego głośny oddech i odwróciłam się, by na niego spojrzeć i zacisnęłam się na nim mocno, widząc jego uchylone usta i oczy całkowicie pochłonięte tym, co właśnie robił. Jęknął głośno, najwyraźniej nie opanowując się wystarczająco, bo jego biodra szarpnęły gwałtownie i nagle wbił się we mnie niemal do końca, a ja wciągnęłam ze świstem powietrze, gdy ból przeszył mnie między nogami.
- Kurwa mać!... – jęknęłam, mając ochotę przywalić głową w coś twardego. Kurwa, kurwa, kurwa, bolało!... Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując się rozładować, ale to nic nie dawało. Kurwa!...
Słyszałam zdenerwowane mamrotanie pod nosem, ale najwyraźniej było po niemiecku, bo nie zrozumiałam. Z wrażenia mnie znowu zemdliło i znowu przestałam ogarniać, co się działo. Ale jego palec nie przestawał masować i zwiększył tempo i chwila bólu, która trwała jak wieczność, zaczęła w końcu ustępować rozkoszy. Boże, tak...
Wysunął się. Wsunął. Powoli, kontrastując z szybkim palcem. To było nowe. Musiałam się przestawić na to, że coś tak dużego znajdowało się we mnie, ale gdy już się człowiek przyzwyczaił, nie było źle. Właściwie...
Jęknęłam głośno, gdy palcem wskazał mi drogę do kolejnego orgazmu. Podążałam szczęśliwie ścieżką i nagle palec zniknął. Zamrugałam oczami, zdezorientowana. Obie dłonie chwyciły mnie za biodra i zrozumiałam. Odebrał mi ból w perfekcyjny sposób, ale mimo wszystko westchnęłam rozczarowana.
A potem zaczął się we mnie wbijać tak, że słyszałam prawie chlupotanie i dotarło do mnie, jak mokra musiałam być wewnątrz. Nie wiedzieć czemu, to sprawiło, że zakręciło mi się poważnie w głowie i całkowicie porzuciłam kontrolę. Chciałam się na niego nabijać, ale jego silne dłonie skutecznie mnie unieruchomiły. Ale nie miałam zastrzeżeń. Nie miałam pojęcia, jak on to robił, ale robił to fenomenalnie. I nie obchodziło mnie, że posuwał mnie jak pierwszą lepszą dziwkę. Moje jęki wystarczająco dawały znać, że było mi dobrze. Za dobrze. Mógłby robić ze mną teraz, co tylko by zechciał, a ja zrobiłabym to bez zbędnych pytań. Tak długo, jak utrzymywałby mnie w tym stanie słodkiej agonii.
- Kurwa, po prostu wiedziałem... – urwał, wydając z siebie ten seksowny odgłos przez zamknięte usta, gdy zaczęły mnie przeszywać skurcze zapowiadające orgazm. – Że będziesz taka... wyuzdana...
Wyuzdana? Żeby tylko. Byłam tak mokra, że wchodził we mnie jak w masło. To było wystarczającym dowodem na to, jak bardzo chciałam, żeby mnie pieprzył w taki sposób. Jeżeli szukał mnie po to, by tak mnie traktować, to byłam wdzięczna, że wybrał właśnie mnie. Kurwa, nieważne, że w jego oczach byłam tylko jebaną zabawką.
- Mocniej, Bill. – wydusiłam tylko pomiędzy jękami, które prawdopodobnie było słychać daleko poza łazienkę. Ale miałam gdzieś, że Tom mnie usłyszy. Miałam gdzieś, co o mnie pomyśli. Byłam blisko. Teraz wszystko inne zdawało się być odległą galaktyką. Moje jęki, jego westchnięcia i inne dźwięki, odbijanie się jego ciała od mojego i ja nie wiedziałam, dlaczego jeszcze mi nie pociekło po nodze. Czułam, że jak dojdę, to odlecę całkowicie. – Nie! – potrząsnęłam głową, gdy poczułam jego palce na łechtaczce. – Kurwa, nie, nie, nie, zostaw! – chciałam dojść, nie idąc na skróty. Czy to było tak trudne do zrozumienia?
Ale on zrozumiał, bo jego dłoń z powrotem wróciła na biodro, a on z powrotem skupił się na wbijaniu się we mnie w cudownie mocny i szybki sposób. Zacisnęłam oczy, czując powoli nadchodzącą falę, która przypominała ogromem raczej tsunami. – Boże, Bill, ja... – urwałam, mając poważne problemy z oddychaniem. Chciałam mu powiedzieć, że go zabiję, jak przeżyję, ale zaczęłam wątpić, czy to nastąpi. To było nienormalne, żeby to było tak dobre za pierwszym razem. Przecież w tych wszystkich książkach to było całkowicie przerysowane. Ale to, co się ze mną aktualnie działo, przebijało wszystkie żenujące książki o głowę. Nie ogarnęłam nawet, że nazwałam go po imieniu na głos już drugi raz. Czułam się tak, jakby krew wycofała się ze wszystkich kończyn, by skumulować się w miejscu, gdzie on wbijał się jak szaleniec. Moje ciało było dosłownie śliskie od potu. Ciśnienie wewnątrz powiększało się z każdym pchnięciem i chwilę później czułam się tak, jakbym miała dosłownie eksplodować. Przestałam oddychać. Aż do momentu, kiedy w końcu przekroczyłam granicę, a Bill pociągnął mnie za włosy, które nie wiem, kiedy mi rozpuścił, bym wkleiła się w jego klatkę piersiową i odwrócił moją głowę w swoją stronę i pożarł moje usta w ociekającym seksem pocałunku. I eksplodowałam.
Jęczałam przeciągle i głośno, a on wciąż we mnie wchodził, sam dołączając do moich dźwięków, nie pozwalając mi się odsunąć. Objął mnie swoimi rękoma tak mocno, że przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy to dlatego się duszę. Czułam się tak, jakby został ze mnie sam proch. Drgałam spazmatycznie i coś było pokręconego w tym, że moje dłonie czuły materiał jego koszulki. Był właściwie ubrany, tak samo jak ja. Nie potrafiłam ogarnąć, czemu coś mi mówiło, że ubranemu nie można przeżywać takiego odlotu, jakiego ja doświadczałam. Czułam, jak moje pośladki drżą od siły jego uderzeń. Gdyby nie on, nie byłabym w stanie ustać w miejscu. I, kurwa, uwielbiałam to. I gdy tylko udało mi się jako tako dojść do siebie, Bill puścił mnie gwałtownie, opuszczając moje ociekające wnętrze.
- Na kolana. – rozkazał zduszonym, a ja posłusznie kucnęłam na drżących nogach, niemal zaliczając glebę. Czerwony i wilgotny fiut pojawił się przed moją twarzą i automatycznie otworzyłam usta, sama nie wiedząc, dlaczego się na to godziłam. On chyba też tego nie oczekiwał, sądząc po zawahaniu się. Ale ja przesunęłam się do przodu, wsuwając go sobie do ust, mając świadomość, że jeśli gdzieś zrobię coś źle, albo się uduszę, albo nie wiem co. Nie obchodziło mnie to. Głośny jęk Billa był wystarczającą nagrodą i motywacją, by się nie zakrztusić. Zassałam go, czując na nim swój smak, żałując, że miałam związane ręce. Zawsze mogłam sobie w ten sposób pomóc. Miałam gdzieś skurcze karku, to, że nie miałam kondycji, miałam gdzieś wszystko. Być może przez to, że echo orgazmu wciąż rozpierdalało mi system. Ale gdyby tylko Harry wiedział, że właśnie zostałam wypieprzona przez psychopatę, a teraz moja głowa porusza się do przodu i do tyłu tak, że gdyby nie to, że Bill trzymał moje włosy, wcale by nie widział mojej twarzy, znienawidziłby mnie. A ja i tak byłam z siebie aż dumna, że dostarczałam Kaulitzowi przyjemności, choć robiłam to pierwszy raz.
- Lena, Lena, Lena... – mamrotał niemal śpiewnie i nagle z jego ust wyrwał się gardłowy dźwięk, który sprawił, że znowu się zacisnęłam i w tym samym momencie poczułam strugę ciepłej cieczy zalewającą moje gardło, aż z wrażenia się zakrztusiłam. Ale nie przestawałam ssać, aż nie wyssałam go co do jednej kropelki. Więc siedziałam w łazience na zimnych kafelkach, które po wypieprzeniu wcale nie były zimne, bo w ogóle nie ogarniałam, co i gdzie się dzieje, z pewną częścią ciała Kaulitza, która powinna być trzymana w spodniach z daleka ode mnie i kiedy w końcu moje usta opuściła, poczułam, jak coś spływa mi na brodę. W ten oto sposób przedstawiałam obraz kurewstwa i rozpusty. Półnaga z bielizną i prezerwatywą w zlewie i spermą ściekającą po mojej twarzy. A gdybym miała możliwość, powtórzyłabym to. Witaj, nowy świecie. To ja, Lena Howard, aspirująca dziwka.

><><><><><><><><><><><><

Emmm... No xD


środa, 11 września 2013

Chapter IX

O Boże. Ja tu wróciłam. I nawet nic nie mówię. Po prostu miłego czytania, bo rozdział mi się podoba :D

><><><><><><><><><><><><><><><

Minął chyba tydzień, a on wciąż trzymał się ode mnie z daleka. Minął tydzień, a ja w końcu zrozumiałam, że nie powinnam na to czekać, bo on był złem, a ja, mimo, że nie byłam perfekcyjna i święta, powinnam się od takiego zła trzymać z daleka. Nie wiedziałam, czym się właściwie kierował, bo prócz suchych faktów, on mi nic nie dawał. Nie próbował wyjaśnić i w sumie nie dziwiło mnie to za bardzo, bo w końcu jaki poważany terrorysta czy inny psychopata przyznaje się do swoich pobudek? Chyba, że w momencie kulminacyjnym, czym z reguły była śmierć ofiary. Także... Miałam nadzieję, że on nie miał zamiaru mnie wykorzystać, a potem zabić. Ale nie umiałam o to spytać. Właściwie prawie wcale nie rozmawialiśmy. Dla mnie wystarczająco męczące było to, że gdy tylko pojawiał się na horyzoncie, ja zaczynałam obsesyjnie myśleć o seksie. Starałam się przestać, ale nie mogłam. Oni mieli basen. I, do cholery, co niektórzy lubili się tam podtapiać. Kurwa, to była jakaś paranoja. Oni oboje po prostu ociekali... wszystkim, czego kobieta szukała u potencjalnego kochanka. A ja wyraziście zdawałam sobie sprawę, że mam dwadzieścia lat i nigdy jeszcze tego nie zasmakowałam. I wtedy pojawiał się dylemat, całkiem oczywisty – Harry. Byłam szmatą. Nie było innego wyjaśnienia.
Tom przynajmniej starał się zachowywać w stosunku do mnie w cywilizowany sposób. Wydawało mi się nawet, że się o mnie troszczył. A potem przez przypadek podsłuchałam ich rozmowę i mój stabilny stan umysłowy rozsypał się w proch.
Ubrana w za wielkie dresy, które wczoraj wybłagałam od Toma i swoją koszulkę, toczyłam się właśnie po schodach i chyba właściwie sama podsunęłam sobie odpowiedź, dlaczego Bill się mną nie interesuje. Pomijałam stan swoich nóg i innych części ciała, które delikatnie sugerowały, że powinnam zastosować depilację, czy cokolwiek, by usunąć z nich włoski, ja po prostu wyglądałam jak żul. Nawet nie miałam na sobie makijażu. Ale, kurwa, dlaczego miałam się ogarniać?
I to byłam ja – mistrzowskie zagranie sprzeczności. Z jednej strony go chciałam pomimo kurewstwa, które się we mnie najwyraźniej rodziło, a z drugiej strony wiedziałam, że muszę się trzymać od niego z daleka. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle podejmowałam ten temat. Mój mózg za nic nie chciał przyswoić faktu, że Bill Kaulitz mnie więził wbrew mojej woli, co z dnia na dzień okazywało się być jedną wielką bzdurą. Jak bardzo chore było to, że z każdą dobą zaczynałam się tu czuć tak, jakbym miała wakacje? Przecież to był jakiś żart. To było złe.
-... obchodzi? Ty ją kupiłeś, czy ja?
Moje oczy rozwarły się szeroko i wkleiłam się w ścianę, udając, że wcale nie usłyszałam zirytowanego głosu psychola, niosącego się z biblioteki, do której właśnie zmierzałam. Dlaczego oni gadali tak swobodnie, kiedy ja się kręciłam dosłownie wszędzie, żeby unikać młodszego bliźniaka? Z resztą, lepiej dla mnie.
- Uznaję to za pytanie retoryczne. – znudzenie wyzierało od Toma, ale gdzieś między wierszami wyczułam napięcie. Zaraz się pokłócą. To nie była nowość w ciągu tego tygodnia i chyba wiedziałam wcześniej, kiedy wybuchnie wojna, niż oni. Bez sensu. To wszystko było takie głupie... – Ja się na to nie godziłem, więc nie muszę ją traktować jak ścierwo w przeciwieństwie do ciebie. Mogę być dla niej dobry, bo dom jest także mój, więc jest moim gościem, pomimo tego, że, jak to ująłeś, kupiłeś ją i możesz robić z nią co zechcesz. Prawda jest taka, że od pierwszego dnia, nie robisz nic, co sobie zaplanowałeś, więc oboje zdajemy sobie sprawę, że to tylko czcze gadanie.
Słucham...?
- Robisz wszystko, żeby mi ją obrzydzić.
- A ty nie robisz nic, by mi w tym przeszkodzić. Bill, jakie to smutne, że nie potrafisz się przyznać, że chcesz jej dać czas, by się przyzwyczaiła. Jesteś idiotą, jakich mało. Możesz ją oszukiwać, ale chyba nie sądzisz, że uda ci się to ze mną?
Nic z tego nie rozumiałam. Ale spojrzałam na dół, na swoje stopy niemal znikające pod zbyt długimi nogawkami i wtedy mnie olśniło.
- Ah więc tak? Więc próbujesz się we mnie doszukać dobra? Zabawne. Życzę powodzenia i właśnie tego dowiodę.
Serce stanęło mi w gardle i ciśnienie natychmiast mi podskoczyło, gdy usłyszałam stanowcze kroki kierujące się w moją stronę. Rozejrzałam się na boki, ale nie miałam, gdzie się ukryć. Kurwa!...
- Więc teraz zrobisz mi na złość. Sądzisz, że to sprawi, że cały tydzień zniknie? Nie uderzyłeś jej, nie sprowokowałeś, nie obraziłeś. Przyznaj się, że gdy plan się urzeczywistnił, ty po prostu nagle odkryłeś, że nie potrafisz jej krzywdzić tak, jak to sobie uroiłeś w tym popieprzonym mózgu.
- Tom, jeszcze trochę twojego pierdolonego robienia z siebie dyplomowanego psychologa, a ci przyłożę.
- Bo nie potrafisz inaczej?
Usłyszałam głuchy dźwięk, który natychmiast dopasowałam do uderzenia pięści w twarz. Wzdrygnęłam się. Byłam bliska paniki i to zdecydowanie dlatego, że byłam niebezpiecznie blisko dwóch facetów, którzy mieli po stokroć więcej siły ode mnie i potrafili się bić. A ja... Ja byłam marionetką.
- Prawda w oczy kole. Biedny Bill, któremu spodobała się ofiara bardziej, niż by przypuszczał. Oh, biedny Bill.... Biedny, bie... – urwał, gdy najwyraźniej znowu dostał cios w szczękę, a ja poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Co to znaczyło? To, co on mówił?
- Nie wypowiadaj się o rzeczach, o których nie masz żadnego pojęcia, człowieku. Nie miałem zamiaru ci się tłumaczyć, ale jeśli naprawdę cię to tak, kurwa, interesuje, to wybacz, że odebranie jej dziewictwa jest wisienką na pierdolonym torcie. Przez ciebie odechciało mi się poczekać. Dzięki, kurwa. Potrafisz spierdolić każdą zabawę.
- Kurwa, ale ty masz najebane. Nie wierzę, że naprawdę jesteś moim bratem... – BACH! I usłyszałam, jak ciało upada na ziemię. Czyje? Toma? Billa?
Nie wiedziałam, skąd nagle znalazłam w sobie minimalną krztę racjonalizmu, ale nie oponowałam. Rzuciłam się na schody i popędziłam na górę jak na złamanie karku, nie bacząc na to, że oni mogli mnie usłyszeć. Choć gdyby usłyszeli, nie skończyłoby się dla mnie to za dobrze. Ale kogo to, kurwa, obchodziło? I tak byłam tu więziona. A Billa Kaulitz zrobił sobie rozrywkę z mojego życia. Poczułam się gorzej, niż wtedy, gdy mi przyłożył. Gorzej, niż za każdym razem, gdy czytałam o sobie na jakichś forach, że wykorzystuję One Direction, by coś zyskać. Gorzej, niż wtedy, gdy widziałam, jak Harry całował się z jakąś dziewczyną. Gorzej, niż wtedy, kiedy mój ojciec mnie uderzył. Gorzej, niż skumulowane niepowodzenia.
Dlaczego...?
Nawet nie mogłam się zemścić. Jak mogłam się zemścić, będąc zdana na łaskę wroga?
Zamknęłam drzwi od jego sypialni i oparłam się o nie, dysząc ciężko. Nie będę płakać. Jestem dużą dziewczynką, do cholery. Musiałam się wziąć w garść, musiałam coś zrobić, coś wymyślić. Cokolwiek, kurwa.
Patrzyłam na siebie i nie wierzyłam, że nagle już nie mogłam nosić dresów. To było takie żałosne. Postępowałam zgodnie z jego planem i nie potrafiłam się przeciwstawić. Sama bez większych oporów kierowałam się ku samozagładzie. Co ze mną było, do cholery? Czy on właśnie tego szukał? Kogoś, kto mu się z taką łatwością odda? Fantastycznie.
Zagryzłam wargę, gdy zaciskanie powiek nic nie dało, a z oczu spłynęły łzy. Byłam żałosna. Byłam zwykłą szmacianą (idealne dopasowanie słów) laleczką. A on po prostu podniósł mnie z ziemi i zaczął się mną bawić. A właśnie dotarłam do punktu, gdzie moje życie zaczynało się robić takie piękne. Byłam laleczką, która znalazła się w dobrych rękach. Zgubił mnie po drodze? Może Kaulitz wcale mnie nie zabrał z ziemi, tylko ukradł? Tak, ukradł. Dobre porównanie do rzeczywistości. Bardzo adekwatne. Dlaczego nie miałam wystarczająco dużo odwagi w sobie, by się zabić? Miałam tyle wariacji, tyle możliwości. Przecież nawet noże kuchenne by się nadawały. A jak nie noże, to mogłam skoczyć z dachu, utopić się w wannie, albo udusić poduszką, albo pewnie znalazłabym jakieś leki, albo wrzucić coś do wody, co jest pod napięciem... Dlaczego nie byłam silna? A może to, że nic sobie jeszcze nie zrobiłam, świadczyło o mojej sile? Nie. To Katarina była moją siłą. Ja tylko się o nią opierałam. Kurwa, tęskniłam za nią... Ona by wiedziała, co robić.
Nie wiedziałam, jak długo stałam przy drzwiach. Łzy zaczęły powoli wysychać, a w mojej głowie myśli powoli zaczęły powracać do swojego normalnego trybu przeskakiwania z jednej na drugą. I wtedy twarde drewno naparło na mnie, aż tylko cudem uniknęłam spotkania z podłogą. Kaulitz z ponurą miną wszedł do środka, a mnie nagle ścisnął się żołądek, gdy dostrzegłam krew spływającą z jego skroni. Zignorowałam panikę, która chciała wybuchnąć ze względu na przerażającą świadomość, że chciałam się rzucić na pomoc, opatrzyć go i odebrać mu ból, który na pewno musiał czuć. Byłam pierdoloną masochistką.
Minął mnie bez słowa i ruszył do łazienki, zapewne chcąc znaleźć apteczkę. Zacisnęłam zęby, walcząc z potrzebą pójścia tam. Usłyszałam otwierającą się szafkę. Zacisnęłam powieki, oplatając się ramionami, ale to było silniejsze ode mnie.
- Kurwa mać. – mruknęłam pod nosem i ignorując jakąś część mojego mózgu, która mówiła mi, że jeszcze się to na mnie odbije, otworzyłam drzwi do łazienki, by stanąć naprzeciw Kaulitza bez koszulki i sapnęłam bezgłośnie, gdy z wrażenia zakręciło mi się w głowie. Psychol spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, ale ja bez słowa zabrałam mu z rąk apteczkę i wyciągnęłam z niej gazę i wodę utlenioną. Byłam chora. I trudno.
Kaulitz pochylił głowę w moim kierunku, opierając się jedną ręką o zlew i przez ten jeden jedyny moment poczułam się tak, jakbyśmy byli równi sobie, jakby on nie miał nade mną dosłownej władzy. Jakbym była ważna. I w jakiś sposób mi zaufał, bo przecież mogłam teraz wyciągnąć nożyczki i go zaatakować. Ale może on wiedział, że tego nie potrafiłam. Syknął, gdy starłam krew z rany. Wyglądało to tak, jakby uderzył się w coś ostrego, w jakiś kant. Tom go tak załatwił? Nie rozumiałam irracjonalnego wzburzenia, które się we mnie narodziło. Idiotyzm z mojej strony. Powinnam się cieszyć, że dostał za to, jak o mnie mówił. A mi było z tego powodu źle.
Przemyłam ranę, a potem ją opatrzyłam, choć nigdy tego nie robiłam. Przynajmniej komuś innemu, a nie sobie. Ale pamiętałam to z lekcji o pierwszej pomocy i byłam z siebie dumna, bo to wyglądało naprawdę dobrze. Miał opuchnięty policzek. U mnie już tego nie było. Może to była czysta karma? On mnie uderzył, to tym razem on dostał? Wątpiłam, by tak to odebrał.
Obserwował mnie spod półprzymkniętych powiek i nie zdążyłam nawet ogarnąć, co to oznacza, gdy nagle apteczka została zwalona na podłogę, a ja pojawiłam się na zlewie zamiast niej. Byłam z nim równa. Ale nie miałam czasu, by się mu przyjrzeć, gdy znalazł się niespodziewanie tak blisko mojej twarzy, bo jego dłonie mocno ścisnęły moje uda, rozchylając je i stanął między nimi. Poczułam, że w nie tym miejscu, co trzeba, robi mi się ciepło, a wtedy jego usta opadły na moje i motylki w moim brzuchu odpaliły arsenał fajerwerków, które eksplodowały z głośnym hukiem. Nie umiałam nawet zapanować nad własnymi reakcjami. Poczułam się tak, jakbym znalazła się na znanym i niebezpiecznym gruncie, ale musiałam pójść tak daleko jak to możliwe, bo on mnie pociągał w niemoralnie podniecający sposób. Wsunęłam dłoń w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie bliżej, a on uśmiechnął się szeroko, tryumfując. Jego bliskość była odurzająca, ale gdy się całowaliśmy... To było tak, jakby on nagle wszedł w moją głowę, zrobił spustoszenie, a potem rozprzestrzenił się po całym organizmie przez żyły, rozgrzewając krew tak, że zaczynała mnie wypalać od środka. I nie potrafiłam się odsunąć. Uwielbiałam ten ból.
Puścił jedną nogę, by wsunąć dłoń pod moją koszulkę i znaleźć się na moich plecach, które automatycznie wygięły się w łuk. Jego język swobodnie, acz natarczywie wsuwał się do moich ust, synchronizując się z napieraniem warg i całego ciała na moje ciało. Ocierał się o mnie i znów zaczęłam się robić mokra. On nie potrafił mnie całować tak po prostu. Wkładał w to tyle zaborczości i namiętności, że nie mogłam tego znieść. Pożerał mnie. W całości.
Nagle oderwał się ode mnie i na kilka krótkich sekund oszacował mnie od góry do dołu. Dyszałam głośno i nieregularnie, a moje policzki wyraźnie dawały znak, że mi gorąco i że naprawdę mi się spodobało, co przed chwilą robiliśmy. A potem wytrzeszczyłam oczy, gdy on chwycił obiema dłońmi za brzeg mojej koszulki, by pociągnąć ją do góry tak mocno, że gdybym nie zorientowała się, że powinnam podnieść ręce do góry, prawdopodobnie rozerwałaby się gdzieś na szwach.
- Co... C-co... – chciałam się spytać o jego zamiary, ale nie byłam w stanie. Jedna z dłoni zawędrowała znowu na moje plecy, sprawnie rozpinając mój stanik... Zaraz! Zaraz, do cholery! – Nie, nie możesz...
- Milcz. Mogę. – poczułam usilną potrzebę zaciśnięcia nóg, gdy podniecenie skumulowało się między nimi, ale on tam stał i nie mogłam. Pulsowałam i nie miałam zielonego pojęcia, jak to się stało, że on zrobił mi coś tak... Takie rzeczy miał mi robić Harry, a nie ten człowiek.
Zdjął ze mnie stanik i odrzucił za siebie i uśmiechnął się w tak zepsuty sposób, że nie udało mi się powstrzymać westchnięcia. Harry nie był zepsuty. A przynajmniej nie aż tak. Więc o to chodziło? O to, że Kaulitz brał, co chciał, a Harry liczył się z tym, co ja czuję? Co było w tym, kurwa, złego? No co?...
Przełknęłam głośno ślinę i jęknęłam, protestując, gdy pochylił się nade mną, a jego usta znalazły się na lewej piersi. Zagryzłam wargę, gdy fala podniecenia znowu przewinęła się przez moje ciało i odchyliłam głowę do tyłu, przywalając nią w lustro za sobą. Usta zacisnęły się na sutku, język zaczął go pieścić, a ja znowu jęknęłam, lecz tym razem z czystej aprobaty. Dłoń zacisnęła się na drugiej piersi. Byłam mokra. Cholernie mokra. I chciałam, żeby zrobił coś więcej, niż tylko pieszczenie górnej partii mojego ciała, ale, kurwa, nie mogłam mu się oddać, bo nie byłam wydepilowana. Poczułam wściekłość na samą siebie i na te wszystkie przyziemne rzeczy, które mnie odsuwały od tego fenomenalnego ciała między nogami. Dlaczego ja od tego uciekałam? Nie pamiętałam ani jednego powodu.
Zassał sutek, a ja sapnęłam z wrażenia, a potem delikatnie go przygryzł. Oh, kurwa. Byłam w niebie. Nieskończonym i absolutnym i ten psychol mnie tam zaprowadził za rączkę jak małe dziecko, a robił mi rzeczy, które czyniły ze mnie kobietę.
Usta przesunęły się na prawą pierś, a lewa dłoń powoli zaczęła się zsuwać w dół. Spanikowałam, że zechce włożyć ją w dresy i już miałam zamiar ją złapać, gdy minęła gumkę i zsunęła się niżej. Niemal odetchnęłam z ulgą, ale wtedy zaczęła mnie gładzić po wzgórku łonowym, co poczułam dobitnie, choć był zakryty bielizną i spodniami. Zadrżałam. Język polizał pierś, usta dmuchnęły na nią zimnym powietrzem. Dłoń zsunęła się jeszcze niżej, zaczynając mnie pocierać w miejscu, gdzie jeszcze trochę i zamoczę koronkę. Kręciło mi się w głowie i było mi tak cholernie gorąco, że nie mogłam. Budował we mnie napięcie tak silne, że chciałam wybuchnąć. Naprawdę chciałam. Oparłam się rękoma o zlew i oplatając go nogami, wysunęłam biodra w stronę dłoni. Znów się uśmiechnął. Co w tym złego, że chciałam, żeby mi dał orgazm? Jeśli już się zdecydował na taką sytuację, mogłam z niej wyciągnąć coś dla siebie, prawda? Dlaczego myślałam o tym w takiej kategorii?
Usta przeniosły się na szyję. Ręka z lewej zmieniła się na prawą. Prawa narzuciła szybsze i mocniejsze tempo pocierania. Nie potrafiłam nawet kontrolować odgłosów, jakie z siebie wydawałam. Nie obchodziło mnie to. Przekroczyłam granicę przyzwoitego zachowywania się i miałam wszystko gdzieś. Liczyło się tylko to, że on sprawiał, że było mi dobrze.
- Więc powiedz mi. Uda mi się doprowadzić cię do kilku orgazmów? – spytał nagle, a mi coś gwałtownie ścisnęło się w dołku i nagle poczułam, że chyba zaczynam być blisko.
- Sam sprawdź. – odparłam zduszonym głosem, otwierając oczy, które jakimś cudem były zamknięte i moja twarz skonfrontowała się z zaróżowionymi policzkami Billa. Ekscytacja. Widziałam ją wyraźnie w nim całym. Podobało mu się sprawianie mi przyjemności.
- Obiecuję ci, że to zrobię. Tak często, jak mi na to pozwolisz. – wymruczał, chwytając moją dolną wargę między zęby. – Pozwolisz mi? – spytał, ocierając się ustami o moje. – Bo ja mógłbym to sprawdzać codziennie. – Spojrzał mi w oczy, naciskając dłonią mocniej, a moja wyobraźnia pofrunęła do miejsc, gdzie żadne z nas nie miało na sobie ubrań. Znów zadrżałam, tym razem zreflektowałam, że jeszcze trochę i eksploduję. – Pozwolisz mi? – spytał cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego i wiedziałam, że to było nie fair, że w takim momencie zgodzę się na wszystko, o co tylko poprosi. Dlaczego prosił, skoro mógł to wziąć tak czy siak?
- Pozwolę. – odparłam chyba sekundę przed tym, jak moje ciało wkleiło się w jego ciało tak, że między moimi piersiami, a jego klatką piersiową nie było ani milimetra przerwy, a ja otworzyłam usta, zamykając oczy, doświadczając pierwszego orgazmu z jego rąk. Usłyszałam jego dumny śmiech, zanim wpił się w moje wargi, dobitnie przedstawiając mi obraz tego, co jego język mógłby zrobić między moimi nogami. Co on mógłby tam robić. Gdyby ściągnął moje dresy. I mokrą bieliznę. Boże, Boże, Boże. O ja pierdolę. Przestałam oddychać, drgając spazmatycznie, dławiąc się ekstazą, emocjami, które zalały mnie tak, że nie widziałam opcji, by się z niej wydostać. Pierwszy raz zgarnęło mnie to tak bardzo i wiedziałam, że to nie koniec, ale on chciał już zabrać rękę. Oderwałam się od niego z jękiem. – Nie. Nie, nie, nie, nie waż się. – wydyszałam, dociskając do siebie jego rękę, otwierając oczy, mrugając nimi, czując nadciągającą kolejną falę. Kaulitz roześmiał się gardłowo, patrząc na mnie wciąż w ten sam, samczy i zepsuty sposób. Czytałam kiedyś o jakiejś pierdolonej fazie plateau, która dzięki stałemu poziomowi pozwalała ci dochodzić raz po raz i, kurwa, gdy na niego patrzyłam, byłam święcie przekonana, że nie musiałby nic robić, tylko patrzeć i ta faza plateau wciąż by była w tym samym miejscu. Boże, co on ze mną robił?!... – Oh, kurwa!... – tym razem moja głowa wpadła w idealne zagłębienie jego szyi i niemal zakwiliłam, mając ochotę przywalić sobie czymś ciężkim, bo z wrażenia zrobiło mi się ciemno przed oczami. Mój mózg był o krok od eksplozji. Znów przestałam oddychać, a jednak jakimś cudem jęczałam w jego skórę, nie potrafiąc poradzić sobie z nadmiarem rozpierdolu w moim ciele. Moja dłoń automatycznie zsunęła się po jego klatce piersiowej i nawet nie wiedziałam, co ja wyprawiam. Ale chciałam go dotknąć, bo to wydawało mi się właściwe i podniecające i udało mi się włożyć dłoń do jego spodni, ledwo przedostając się przez pasek. Ale udało mi się. Prosto pod bokserki. Gładki i gorący wzdłuż lewej nogawki, osz kurwa mać!... Moje usta wygięły się w Kaulitzowym uśmiechu, gdy on jęknął gardło. Kurwa, tak.  Zaraz złamię sobie rękę, ale dotknęłam go. Kurwa, kurwa, kurwa tak!
- Nie. – nagle moje dłonie znalazły się na moją głową, plecy na zimnym lustrze, a zamglone brązowe tęczówki spojrzały na mnie ostro. – Jeśli będziesz mnie dotykać, gwarantuję ci, że skończę w tobie, a tego nie chcesz. – dodał, a w po mojej głowie zaczęła odbijać się jak piłeczka ping-pongowa tylko jedna część zdania. „Skończę w tobie”. Chciałam, żeby we mnie skończył. Co w tym złego? – Chyba to do ciebie nie dociera. – zauważył, gdy nogami przysunęłam go do siebie bliżej. Potrząsnął głową. – Lena. Kosmetyczka będzie po południu. Wieczorem cię przerżnę, obiecuję. – dodał, a ja poczułam, że robi mi się gorąco od wstydu, który mnie nagle ogarnął. Puściłam go natychmiast, a on się roześmiał. Całkowicie naturalnie, bez złośliwości. – Jesteś niemożliwa. – mruknął i całując mnie szybko w usta, wyszedł z łazienki tak, jakby wcale nie miał twardego problemu w spodniach. I mokrej ofiary na zlewie.
Pierdolony idiota.


><><><><><>><><><><><><><><><><

Mam nadzieję, że się chociaż podobało... trochę :D