No więc znalazłam piosenkę, która zrobiła mi budyń z mózgu. No i w związku z tym wylądowałam przed laptopem i napisałam to... coś, co właśnie Wam prezentuje i właściwie... właściwie to nie wiem, co mam o tym sądzić. Może Wy będziecie wiedzieć, co ja mam na myśli.
><><><><><><><><><><><
Właściwie to
chyba nikt mnie tu nie lubił. Być może to miało coś wspólnego z barierą
językową, bo kiedy oni wszyscy mówili po niemiecku, ja rozmawiałam po
angielsku. Ale w przeciwieństwie do nich, doskonale rozumiałam, co oni mówili.
Po prostu nie czułam potrzeby, żeby się męczyć z językiem, z którym miałam
odrobinę problemów, kiedy mogłam swobodnie używać innego języka, równie
jasnego. Przynajmniej dla jury. Co innego z uczestnikami.
Może to miało
coś wspólnego z tym, że nie byłam Niemką. Może uznali, że powinni się
solidaryzować, kiedy ktoś obcy dostał się tak daleko.
A może po
prostu mnie nie lubili.
Czy mnie to
tak naprawdę interesowało? Raczej nie. Byłam tutaj dla jednej osoby i tak
naprawdę nie obchodziło mnie, czy wygram, czy nie. Chciałam po prostu go
poznać, przebywać z nim, a potem oszaleć.
Więc
przyjechałam na casting do DSDS, wydając wszystkie swoje oszczędności, jakie
wygrzebałam w całym domu. Omal nie udławiłam się stresem, jaki mnie ogarnął.
Oni patrzyli na mnie tak przenikliwie, że niemal widziałam w ich oczach naganę,
że nie przyjechałam tu dla muzyki. Nie musieli tego wiedzieć, a ja nigdy się
nie przyznałam, bo aż tak głupia nie byłam. Gładko skłamałam, że muzyka to moja
największa pasja. Była pasją, to akurat prawda, ale nie wiązałam z tym dalszej
przyszłości. Ale dla nich to powiedziałam. Dodałam, że piszę własne teksty i
utwory... A potem zaśpiewałam piosenkę. Do teraz nie wiem, jakim cudem mi
się udało i jakim cudem tam nie zeszłam na zawał. Ale to było mało ważne. Widziałam
aprobatę w oczach, więc nic innego mnie nie interesowało.
Wrogie
spojrzenia nie były od tego dnia dla mnie szczególną nowością. Śpiewałam
piosenki, które nie były emocjonalne, które poniekąd były puste, ale
przechodziłam dalej. Rozbawiałam jury swoim beztroskim zachowaniem do tego
stopnia, że młodszy Kaulitz uznał mnie za swoją ulubienicę. Poza kamerami
zawsze przychodził, by podzielić się ze mną jakimiś spostrzeżeniami lub by dać
mi jakąś cenną wskazówkę. Zawsze pytał, co mam zamiar zaśpiewać i czasami
gubiłam poczucie czasu na rozmowach. To wcale nie było wymuszone, wcale nie
chciałam cokolwiek od niego... Niektórzy sądzili, że robię to specjalnie.
Dlaczego miałabym? Miałam zbyt wiele problemów na głowie, by ściągać sobie
kolejny.Co było złego w tym, że chciałam go poznać? Jeśli sam do mnie
przychodził?
Któregoś razu
strasznie się wściekłam. Kilka osób pozwalało sobie na zbyt śmiałe komentarze,
ale ja nie mogłam podnieść głosu, ani użyć siły, bo wiedziałam, czym by się to
skończyło. Byłam roztrzęsiona i naprawdę chciałam kogoś zabić. A kiedy
widziałam te chucherka dziewczęce, wiedziałam, że prawdopodobnie złamałabym
którejś kark. Nie potrzebowałam wyroku, naprawdę. Szczególnie, kiedy to nie
miało właściwie żadnej ceny.
To było po
kolejnym występie na Karaibach. Chodziłam bez celu, mając ochotę roznieść
wszystko w proch i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja to wszystko robiłam.
Co mi właściwie dawało, że mogłam wygrzewać się w promieniach osoby, którą
kochałam, jeśli ona nie czuła tego samego? Program się skończy, a ja wraz z
nim. Nic mi po tym nie zostanie. Nawet wspomnienia. Co mi dadzą wspomnienia,
które tylko proszą, by zrobić kolejny krok, jeśli cała droga zostanie odcięta,
a ja stanę nad przepaścią?
- Co dzisiaj?
Uznały, że jesteś pazerna? – rozbawiony głos młodszego Kaulitza dobiegł mnie
zza pleców, więc odwróciłam się, żeby stanąć z nim twarzą w twarz, z tym szerokim,
kpiącym uśmiechem, rękoma w kieszeniach, okularami na nosie. Był dumny, miał
świadomość siebie samego i mnie tym tłamsił. Ale nie przeszkadzało mi to.
Jakimś cudem mnie uspokajał.
- Nie
bardzo... – wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mu mówić, że dzisiejsze
komentarze dotyczyły bezpośrednio jego osoby i tego, że to naprawdę podejrzane,
że spędzam z nim tyle czasu i to pewnie dlatego tu jeszcze byłam.
- Idę się
przejść, zechcesz mi potowarzyszyć? – spytał mnie tak po prostu, więc ponownie
wzruszyłam ramionami. I tak nie miałam wyboru. Z resztą nawet nie chciałam
mieć. Byłam w nim tak beznadziejnie zakochana, że to aż bolało. Świadomość, że
nie mogłam go mieć, że nie mogłam mu się oddać, by mnie po prostu wziął, była
naprawdę druzgocąca. Dosłownie. Czułam się tak, jakbym się rozsypywała dzień po
dniu. Ale nie chciałam tego pokazać. Nigdy. – Nie jesteś jakoś szczególnie
rozmowna. – zauważył i ruszył przed siebie, a ja dołączyłam do niego. Przez
chwilę szliśmy tak w ciszy, aż on w końcu spojrzał na mnie krzywo. – Co jest?
To chyba pierwszy raz, kiedy jesteś tak wytrącona z równowagi.
Bo to była
prawda. Bo pierwszy raz pozwoliłam sobie, żeby to pokazać. Jemu nie chciałam,
ale on zdążył mnie rozszyfrować, zanim dał mi znać, że mnie obserwuje. Ciepło
jego ciała dało mi nagle do zrozumienia, że przez przypadek znalazłam się za
blisko, więc odsunęłam się na odległość kilkudziesięciu centymetrów, próbując
zapamiętać, że powinnam oddychać. Kręciło mi się w głowie i przełykałam głośno
ślinę. Czułam się jak naćpana.
- Masz
przypadkiem papierosy? – zapytałam w końcu, świadomie ignorując wszystkie jego
pytania i to, że wyglądał, jakby się martwił. Chciałam, żeby się martwił. Boże,
chciałam, żeby przelał na mnie wszystkie swoje uczucia. Chciałam... Boże,
chciałam go...
- Chyba sobie
żartujesz, nie będziesz palić. To szkodzi strunom głosowym. – prychnął, a ja
spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Odezwał się ten, co dba o swój głos,
paląc jak smok. Śmieszne. Jego usta wygięły się w pokrętnym uśmieszku i
wyciągnął z tylnej kieszeni jasnych jeansów paczkę Camelów. – Ale ja sobie
zapalę. – poczułam konkretną potrzebę trzepnięcia go w ramię, ale bałam się go
dotykać.
- Hipokryta. –
burknęłam, krzyżując ramiona na piersi. Nawet nie przebrałam się po występie.
Wciąż miałam na sobie markowe ubrania i chociaż to poprawiało mi humor.
Świadomie wbiłam wzrok w piach, gdy wyciągnął papierosa i zapalniczkę i
skierował je do swoich ust. Raz widziałam, jak pali i to mnie całkowicie
zabiło. Nie rozumiałam, dlaczego uznawałam to za seksowną czynność. Być może
dlatego, że robił to on, a nie ktoś inny.
- Hej, jestem
w jury, nie obrażaj mnie, bo mam wtyki. – parsknął śmiechem, a ja przewróciłam
oczami. Bo akurat mnie to interesowało. Z resztą, mój tok myślenia i tak był
haniebny. Naczytałam się wystarczająco dużo artykułów, żeby wiedzieć, że on
mnie nie zechce. Ale byłam tu i miałam swoją szansę.
I wtedy
zrozumiałam, że jeśli ta bajka się skończy, powinnam zrobić wszystko, co w
mojej mocy, by to wykorzystać. W końcu czy ja miałam coś do stracenia? Nie
miałam nic, a jeśli nie uda mi się go zdobyć, wciąż będę z niczym.
- Wtyki,
jasne. Bo ktoś cię tam w ogóle słucha... – wyszczerzyłam zęby do ziemi. Raz to
zrobiłam. Raz przez przypadek się nie opanowałam i mu pocisnęłam, a potem się
okazało, że debil ma w genach to, że sto pięćdziesiąt tysięcy rzeczy obraca w
żart do tego stopnia, że dokuczanie mu było dla niego pokręconą rozrywką.
- Milcz, bo
cię wyrzucę. – stanął nagle w miejscu, a ja podniosłam na niego wzrok, także
się zatrzymując. Nasunął na głowę okulary przeciwsłoneczne i rozejrzał się
wokół, najwyraźniej sprawdzając, czy ktoś nas widzi. – Otwórz usta. – polecił,
a ja spojrzałam na niego niezrozumiale, choć serce nagle zaczęło mi tłuc w
klatce piersiowej tak mocno, że zrobiło mi się słabo i poczułam mdłości. Mój
umysł naturalnie powędrował do czynności potocznie zwaną całowaniem.
Przełknęłam ślinę, mrugając idiotycznie powiekami. – Otwórz usta. – rozkazał znowu,
chwytając mnie za podbródek tak, że moje usta rozchyliły się niemal
samoczynnie. Byłam chyba bliska omdlenia, bo w uszach szumiało mi tak, że
właściwie nie słyszałam własnych myśli i zawirowania przed oczami wcale nie
pomagały. Kaulitz zaciągnął się i po chwili pochylił się nade mną, by wypuścić
dym papierosowy prosto między moje rozchylone wargi i w ostatniej sekundzie się
zreflektowałam, że powinnam to wciągnąć, zanim się zakrztuszę. – Nie zgodziłem
się, żebyś paliła. Ale to, że wciągasz dym nikotynowy, bo ja palę, to nie jest
moja wina. – oznajmił mi po chwili, muskając kciukiem moją wargę, zapewne przez
przypadek i uśmiechnął się szeroko. Motylki w brzuchu fruwały jak zwariowane, a
ja za nic nie mogłam ich opanować. On mnie dotykał. Na pewno nie celowo, ale,
Boże, on mnie dotykał! – Lepiej?
- Nie. –
odparłam natychmiast, ledwo powstrzymując się od piskliwego głosu. Chyba byłam
pieprzonym mistrzem w ukrywaniu własnych uczuć. – Pal więcej.
Więc staliśmy
tak, on się zaciągał, ja czekałam, aż struga dymu z jego ust wypełni moje
płuca. On wpuszczał dym do moich ust, a ja dławiłam się świadomością, że nie
zabiera dłoni z mojej twarzy, a jego oczy co chwilę pojawiają się tak blisko
moich, że prawie mogłam się w nich przeglądać. Tak długo, aż papieros się
skończył, a ja musiałam przyznać, że było mi lepiej. Nie wiem, czy było.
Wiedziałam za to, że wpadałam z każdym wybuchem śmiechu i każdym milczeniem z
jego strony, aż przepadłam całkowicie, nie wierząc, że da się spaść tak
głęboko.
- Co będziesz
śpiewać?
Zawsze mu
mówiłam. Teraz, gdy pytał, ja nie chciałam powiedzieć. Bo postanowiłam
wykorzystać swoją szansę przy prawdopodobnie milionach widzów. Chyba byłam
stuknięta. Albo tak szaleńczo zakochana. Nie wiedziałam, co się ze mną działo.
Jak już raz wpadło mi do głowy, że to zrobię, nie mogłam powstrzymać myśli, że
muszę to zrobić za wszelką cenę. Wszystko mnie bolało od ukrywania swoich
uczuć. Nie mogłam robić tego dłużej i wiedziałam, że to jest najlepszy pomysł.
Że nikt nie będzie wiedział tak naprawdę, ale on zrozumie. Nieważne, że to
będzie jedyna piosenka, w której pokażę siebie. Nieważne, że prawdopodobnie to
będzie mój ostatni występ. Po prostu musiałam to zrobić. Byłam przerażona, ale
nie mogłam się wycofać. Choć raz musiałam pokazać, że mam w sobie jakąkolwiek
siłę.
- Nie powiem.
- Jak nie powiesz,
to nie będziesz mogła ćwiczyć, a jak nie będziesz...
- Kaulitz. I
tak ci nie powiem.
Zmrużył
gniewnie oczy, choć nie wiedziałam właściwie, dlaczego mogłoby to go
zdenerwować.
- Nie będę się
narzucać w takim razie. Powodzenia na występie. – i zostawił mnie z telefonem w rękach,
na którym wyświetlał się tekst piosenki, którą miałam zamiar wykonać. Poczułam
się tak, jakbym dostała w policzek, a mój żołądek zaprotestował przeciw takiemu
traktowaniu. Dlaczego się wściekł? Nie chciałam, żeby się wściekał, a
szczególnie nie na mnie. Zsunęłam stopy na ziemię i podniosłam się z ławeczki
i już otwierałam usta, by się do niego odezwać, ale drzwi zamknęły się za nim z
trzaskiem, gdy zniknął wewnątrz budynku. Oddychałam spazmatycznie, próbując
sobie wmówić, że niczego nie spieprzyłam, że po prostu on przereagował. Bo był
sławny i poczuł się, jakbym nagle miała go gdzieś. Kiedy było dokładnie
odwrotnie. Po prostu... po prostu...
Pierwszy raz
miałam na sobie sukienkę. Zwiewną bez ramiączek. I szpilki, które, pomimo tego,
że były naprawdę wygodne, przerażały mnie. Bałam się, że się wywrócę, że zrobię
gdzieś błąd. Tak cholernie bałam się tego występu, że moje dłonie, trzymające
kurczowo mikrofon, były całe mokre. Ja byłam tak blada, że niemal wkomponowałam
się w kolor sukienki. Moje włosy były delikatnie falowane, pozostawione same
sobie. Chciałam się nie wyróżniać. Chciałam, żeby każdy odebrał czyste emocje.
Szczególnie jedna osoba. Ale co, jeśli zrobię błąd? Zacznę fałszować? Panika wyzierała ze
mnie z każdej strony. Gdy prezenter zaczął mnie zapowiadać, moje oczy
zrobiły się wielkości pięciozłotówek, a serce stanęło mi w gardle. Musiałam
wziąć się w garść, zanim będzie za późno. Musiałam, musiałam...
- ...piosenka
Jessie J „Breathe”! – gdy nie poruszyłam się z miejsca, techniczni szturchnęli
mnie, aż w końcu chwiejnie ruszyłam na scenę, oglądając się za siebie, jakbym
mogła jeszcze znaleźć drogę powrotną. Nie mogłam. Byłam już na scenie i wszyscy
bili brawo dla mnie. Bałam się spojrzeć na tę jedyną osobę, na której klaskaniu
mi zależało. Nawet nie na klaskaniu. Po prostu na uwadze. Nie na Dieterze, nie
na Mateo, nie na jego bracie. Ale nie patrzyłam na niego. Pobieżnie
przeleciałam wzrokiem po widowni i skupiłam się na statywie, do którego
włożyłam mikrofon. Z prawej strony stało pianino, a mężczyzna siedzący przy
nim, kiwnął mi głową na znak, że zaczyna. Nie wiedziałam, o co chodzi. Chciałam
mu prostu wzruszyć ramionami, ale byłam jak sparaliżowana. Wmówiłam sobie, że
odkrycie siebie przed nim to rzecz, której pragnę, ale kiedy stałam przed nimi
wszystkimi, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się na to zdecydowałam. W
słuchawce, którą miałam wetkniętą do ucha rozległ się dźwięk klawiszy, a kilka
sekund później doszły do nich delikatne uderzenia bębnów. Przełknęłam ślinę i
przysunęłam się do mikrofonu, zaciskając na nim rękę, jakby miał mi dodać sił.
Mój wzrok mimowolnie powędrował do Kaulitza i zaschło mi w ustach. Nie
widziałam go od dwóch dni, bo nagle przestał się do mnie odzywać. A ja teraz
miałam mu zaśpiewać tę piosenkę. Nie miałam drogi ucieczki. Co ja najlepszego
zrobiłam...?
- Wszystko na zewnątrz jest szare i osamotnione.
Roziskrz elektryczność w naszym mieście. Rozjaśnijmy je. – moje oczy zamknęły się, nie mogąc poradzić
sobie z natłokiem emocji, które zaczęły do mnie napływać. Zaczynałam się dusić.
Czułam się tak, jakby brakowało mi powietrza i to nie miało nic wspólnego ze
zdenerwowaniem. – Opadając pod naciskiem,
mogę poczuć motylki, och, wdmuchujesz dym w moje usta. Rozjaśniasz mnie. –
przełknęłam ślinę i otworzyłam oczy, by spojrzeć w jego oczy, które bacznie
mnie obserwowały. – Mogę być twoim
dziełem sztuki na całe życie. Po prostu pokaż mi, czego dzisiaj chcesz. – i
nagle przestałam się bać. Emocje w końcu wybuchnęły we mnie tak, że mój umysł
został zdmuchnięty jak za sprawą huraganu. Po prostu pękłam. – Żebyśmy razem mogli oddychać. Chcę dać ci
całą siebie. Otwórz oczy i kochaj mnie. Kochaj mnie. Kochaj mnie. Kiedy upadam
na kolana, chcę dać ci całą siebie. Ty wiesz, jak dbać o mnie, o mnie, o mnie.
Razem możemy oddychać. – nie obchodziło mnie, że kamery zarejestrowały to,
że patrzyłam na niego. To była moja ostatnia szansa, by pokazać, co czuję. – Kochaj mnie, kochaj mnie. Razem możemy
oddychać. Kochaj mnie. Kochaj mnie. – byłam kompletnie pochłonięta tym, co
się działo wewnątrz mnie i może to był powód, dla którego nie pokazywałam
swoich uczuć. Może bałam się tego, że gdy już ujrzą światło dziennie, zniszczą
mnie i spalą na popiół. – Jestem uzależniona
od kolorów, którymi na mnie malujesz. Chmury nade mną są piękne i czerwone. Spraw, żeby eksplodowały. Wszystko jest krystalicznie
jasne - z tobą nic nie jest mgliste. Po prostu wciągnij mnie z oddechem do
swojego świata. I spraw, żeby eksplodował. Mogę być twoim dziełem sztuki na
całe życie. Po prostu pokaż mi, czego chcesz na całe życie. – słyszałam brawa
dla tego, jak zakończyłam zwrotkę. Ale ja patrzyłam, jak on odsuwa się od stołu
jurorskiego, by oprzeć głowę o rękę, która zakryła jego usta. Nie wiedziałam,
co mam o tym sądzić, ale czułam się tak, jakbym była na haju. Ledwo zwalczałam łzy
cisnące mi się do oczu. Było mi tak niedobrze, że nie rozumiałam, dlaczego
jeszcze tu stałam i śpiewałam refren, który chyba bolał mnie najbardziej z
całej piosenki. – Kochaj mnie, kochaj
mnie. Razem możemy oddychać... Wdech i wydech to wszystko, czego potrzebuję. By
poczuć słodycz. By poczuć się spełnioną. Wdech i wydech to wszystko, czego
potrzebuję, by oddychać, by oddychać – możemy oddychać. – wyciągnęłam mikrofon
ze statywu, dając się ponieść i jakimś cudem wiedziałam, że wyrzuciłam z siebie
wszystko, wraz z tekstem i gestami i tym, czego nie umiałam przekazać słowami,
ale wiedziałam, że tego też już we mnie nie ma. Stało się. Powiedziałam, że go kocham i
powiedziałam mu, że chcę, żeby on też mnie pokochał. Nawet nie miało znaczenia
to, że tak mało o sobie wiemy, że nie spędziliśmy aż tak wiele czasu w swoim
towarzystwie. Byłam pewna, że to się nie zmieni nawet wtedy, kiedy poznam
wszystkie najgorsze rzeczy. Zatopiłam się w tym za bardzo. – Kochaj mnie, byśmy mogli razem oddychać.
– skończyłam i poczułam jedną, wielką pustkę w głowie. Widownia szalała, Mateo
podniósł się z fotela, by złożyć mi owacje na stojąco. Wszyscy wstali. Prócz
niego. Panika znów zalała moje ciało i znów dotarło do mnie, że to był
najgorszy pomysł pokazania mu tego, co do niego czuję, jaki kiedykolwiek wpadł
mi do głowy. Musiałam zwariować, bo innego wytłumaczenia nie było. To takie
idiotyczne, by zwykła dziewczyna wyznawała miłość komuś sławnemu w obecności
milionów ludzi na widowni i przed telewizorami. Ośmieszyłam się. Tym bardziej,
że przecież on nie mógł czuć tego samego. Nie mógł, przecież przestał się
odzywać. Ani nigdy nie wykonał żadnego kroku, by choć dać mi nadzieję, że w nim
coś jest. Że może zaczyna coś do mnie czuć.
- Złożyli ci
owacje na stojąco! Jak się czujesz?! – prezenter pojawił się obok mnie tak
niespodziewanie, że nie ogarnęłam, dlaczego nie podskoczyłam przestraszona.
Spojrzałam na niego bezrozumnie, mrugając oczami. Fala czegoś okropnego
zbliżała się do mnie w zastraszającym tempie i wiedziałam, że muszę zniknąć,
zanim zrobię coś nieprzewidywalnego. Nie chciałam płakać. Nie chciałam
histeryzować. Nie chciałam się pogrążać jeszcze bardziej.
- Muszę wyjść.
– rzuciłam głucho, oddając mu w ręce mikrofon i odwróciłam się plecami do jury,
w tym do niego i tak po prostu zeszłam ze sceny, odpinając od siebie sprzęt
nagłośniający, jakieś pieprzone kabelki, słuchawki. Rzuciłam wszystko na
podłogę, ignorując nawoływania, bym wróciła, ignorując wrzask i gwarę,
ignorując nagły pisk, który ogarnął całe studio. Cholerne fanki. Zignorowałam
wymowne spojrzenia moich konkurentek, kamery, szukając wyjścia z tej klatki, do
której niejako sama się wepchnęłam. Zawsze mogłam to zwalić na niego. Zawsze
mogłam powiedzieć, że to on mnie zmusił, bym się tu pojawiła, bo w końcu
zrobiłam to dla niego. Ale czy to tak naprawdę było ważne? Przynajmniej
zakończenie tej przygody było spektakularne.
Zatrzasnęłam
drzwi przed nosem kamerzysty i oparłam się o nie, czując chłodny powiew
powietrza, od którego na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. W mojej głowie wciąż była pustka, a w oczach w końcu pojawiły się łzy, które w trybie
ekspresowym spłynęły po mojej idealnej twarzy. Miałam tak piękny makijaż, że
naprawdę było mi szkoda go niszczyć, ale nie umiałam się powstrzymać. Bolało.
Bolało tak, że ledwo oddychałam. Wiedziałam, że otwieranie się nie będzie
dobre. Wiedziałam, że jak postanowię w końcu pokazać, co jest wewnątrz, obróci
się to przeciw mnie. Miałam cholerną rację i choć nigdy nie chciałam się mylić,
tak teraz...
Nagłe otwarcie
się drzwi odepchnęło mnie tak, że o mały włos bym się wywróciła. Natychmiast
zaczęłam ścierać łzy, które i tak nie chciały przestać spływać po mojej twarzy,
żeby nieproszony gość nie zauważył mojego rozbicia emocjonalnego. Odwróciłam
się, by poprosić go o chwilę prywatności i nagle moje serce stanęło gdzieś w
drodze do gardła, gdy zmierzyłam się z z nim we własnej osobie. Miał
zaczerwienione policzki i oddychał tak samo gwałtownie jak ja. Cofnęłam się o
krok i otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknęłam, zdając
sobie sprawę, że nie mam do powiedzenia nic mądrego. Staliśmy więc tak w ciszy
przez dłuższy czas, aż ja w chwili przebłysku rozumu zauważyłam, że nie miał
podpiętego mikrofonu. Byliśmy tu sami. Kompletnie sami. I on wiedział, że ja go
kocham. Nie wiedziałam nawet, jakim cudem go widziałam, bo stałam tam jak
ostatnia kretynka, zalewając się łzami upokorzenia i rozłamu. W końcu podszedł
do mnie, choć, kiedy on zrobił krok w moją stronę, ja znowu się cofnęłam. Ale
zignorował to i po chwili stał przede mną, a moje oczy dzięki szpilkom
zatrzymały się na jego brodzie, a nie na klatce piersiowej. Moje czerwone
policzki i nierówny oddech mówiły same za siebie, jak bardzo się bałam tego, co
powie. Ale on się nie odezwał. Nagle po prostu jego dłoń uniosła się do góry,
by zetrzeć kciukiem łzy. Potem druga dłoń i drugi policzek. Nie potrafiłam mu
spojrzeć w oczy, ale on uniósł moją głowę tak, że mimowolnie musiałam to
zrobić. Brązowe tęczówki błyszczały.
- Przyjrzyj
się uważnie. – usłyszałam jego cichy, zduszony głos i przełknęłam głośno ślinę.
– Mam otwarte oczy. – dodał, a ja przestałam oddychać, gdy powoli zaczęło do
mnie docierać, co tak naprawdę do mnie właśnie powiedział. Nie wiedziałam, co
mam ze sobą zrobić i nie wiedziałam, czy za chwilę nie dopadnie mnie kolejna
szalona fala emocjonalna. Łzy znowu spłynęły po moich oczach, tym razem z
jakichś niewiadomych pobudek. – Miałem otwarte oczy od momentu, kiedy pierwszy
raz się zobaczyłem. Sądziłem jednak, że lepiej trzymać się na uboczu, jeśli
chcesz to wygrać i...
- Jestem tu
dla ciebie. – wyrzuciłam, rezygnując z jakichkolwiek osłon. Mówiłam wszystko
to, co siedziało mi w głowie i nie mogłam przestać, choć w dalszym ciągu mnie
to przerażało. – Nie obchodzi mnie kariera, nie obchodzi mnie wygrana, bo
przyjechałam tu... – urwałam, dusząc się łzami. Powinnam była przestać.
Chciałam przestać. Przecież właśnie powiedział, co do mnie czuje. Dlaczego więc
histeria nie odchodziła?
A potem on
pochylił się nade mną, a jego gorące i miękkie usta opadły na moje w tak
perfekcyjny sposób, że zapomniałam o tym, że miałam płakać. Przełknęłam
nagromadzoną ślinę i dałam pochłonąć się namiętności, którą na mnie przelewał z
każdym ruchem warg, z każdą niewypowiedzianą potrzebą bliskości. Rozpadł mnie
na kawałki i zaprowadził do domu w tym samym czasie. Zacisnęłam dłonie na jego
koszuli, przysuwając go do siebie tak, że między nami nie było już przerwy.
Więc dałam mu
siebie. Oddałam mu każdą część swojej duszy, swojego jestestwa, tak po prostu.
Wydało mi się to kompletnie naturalną czynnością. A on to przyjął i schował w
swoich rękach i wiedziałam, że byłam tam bezpieczna. Strach odszedł w
zapomnienie, pozostało tylko to cudowne uczucie słodyczy rozprzestrzeniającej
się w moich żyłach.
Człowiek tak
wiele razy boi się sięgnąć po to, czego najbardziej potrzebuje w swoim życiu
tylko dlatego, że sądzi, że ma coś do stracenia. Owszem, ma. Jeśli nie spróbuje
i zaprzepaści szansę, straci jedyny moment świadomości, że coś było w zasięgu
rąk, a on po prostu nie wyciągnął palców, by chociaż to poczuć. Bezpiecznie
jest trzymać się na uboczu i po prostu patrzeć. Ale to nie sprawi, że zaczniesz
żyć. Będziesz się pławić w myśli, że udało ci się uszczknąć odrobinę szczęścia.
Nieprawda. To tylko cholerna obłuda, która zniknie w chwili, kiedy tylko się
odwrócisz i stracisz to z oczu. A to zdarza się zawsze, bo to nie będzie czekać
na to, aż się zdecydujesz. Nie ma półśrodków. Idziesz albo w jedną stronę, albo
w drugą. Więc jeśli znajdziesz coś, kogoś, cokolwiek, co sprawia, że chcesz
zacząć żyć, po prostu przestań myśleć. Każdy cierpi. A może to jest akurat
szansa, by przestać cierpieć.
Nie zamierzam się nawet wysilać, bo wiem, że to spali na panewce.
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem, że ty zdajesz sobie sprawę, że ja to wszystko rozumiem. Sama wiesz czemu.
Och jak beznadziejnie to brzmi. Ale mam równie wielki pustostan w głowie i nie potrafię... Nie potrafię powiedzieć nic innego i...
Och Annie. Aż mi z trudem ślina przechodzi przez gardło.
Ty mój mały, zdolny robaczku.
To było tak piękne, a zarazem tak prawdziwe. Nie będę ubolewać nad długością tej notki, małą liczbą dialogów itd., bo nie o to tu chodzi. Mam wrażenie, że pokazałaś w tym siebie, swoją tęsknotę, nie wiem, może się mylę ale tak czuję. Piękne też było zakończenie, napisane w tak mądry, przemyślany sposób aż zapiera dech. ,,Więc jeśli znajdziesz coś, kogoś, cokolwiek, co sprawia, że chcesz zacząć żyć, po prostu przestań myśleć. Każdy cierpi. A może to jest akurat szansa, by przestać cierpieć.''-od dziś to jeden z moich ulubionych cytatów, mam szczerą nadzieję, że kiedyś wydasz książkę, a ja ją kupię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Edyta
Masz talent... I to ogromny. Chylę czoła :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny jednopart, i tak rewelacyjnie napisany... Normalnie człowiek odczuwa wszystkie te ich emocje. Rewelacja.
Zapraszam!
http://bajka-o-zyciu.blogspot.com/
Czytam Twoje opowiadania już od paru lat a ciągle nie mogę się nadziwić jak głęboko potrafisz do mnie dotrzeć. Wiem to brzmi dziwnie ale tak właśnie jest. Czasami to mnie przeraża jak bardzo przeżywam historie które opisujesz i nie ważne czy to jednoodcinkowy geniusz czy opowiadanie z 'milionem' części. Poruszają mnie tak samo i zostają w mojej głowie jeszcze długi czas. Zdecydowałam się to napisać dopiero teraz bo może już nigdy się na to nie odważę a muszę przyznać, że choć tyle lat 'jestem' z Tobą to mój pierwszy komentarz. Jesteś niesamowita z tym co robisz i mam egoistyczną nadzieję, że będziesz to robić już zawsze. -J
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twoje opowiadanie i od razu skojarzyło mi się z jakąś bajką (nie żebym węszyła plagiat, po prostu chodzi o morał, który umieściła na końcu).
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam końcowy akapit i pomyślałam, że starają w słowa coś, co dobrze znam. Ja sama borykam się z tym od zawsze - boję się dosłownie wszystkiego - nie potrafię podejść do ludzi i z nimi normalnie rozmawiać, nie potrafię zrobić czegoś, co mogłoby mi pomóc. Strach to uczucie, którego powinniśmy się wyzbyć, odrzucić go tak, aby nie przeszkadzał nam w normalnym funkcjonowaniu.
Pisz dalej, uświadamiaj ludzi.
Pozdrawiam
cudnie przewspaniale ty masz talent ten do pisania masz :))
OdpowiedzUsuńJakoś dziwnie znajome to podsumowanie ;) Już wiele razy sobie obiecywałam, że pora zacząć walczyć o to, co mi się w życiu spodoba, do czego będzie mnie ciągnąć. Ale jak to bywa, przeważnie na obietnicach się kończy, bo przekuć ideę w czyn jest znacznie ciężej. Niemniej jednak, to zawsze dobrze, kiedy ktoś Ci o tym przypomni raz za czas, za co dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno już to wiele razy słyszałaś, ale masz niesamowity dar do malowania chwil. Opisujesz doskonałe i romantyczne sytuacje, z chyba wrodzoną łatwością ;)
Nie przyszłoby mi do głowy, żeby przyczepić się do czegokolwiek. Po prostu siadam przed laptopem i za każdym razem wędruję w jakiś nowy świat, który chciałabym później zatrzymać i samodzielnie tworzyć go dalej. Ale tylko Ty potrafisz tak namalować fabułę, oderwać człowieka od rzeczywistości, dlatego czekam na wszystko, co będziesz miała ochotę napisać. Na każdy odcinek, każdą nową historię, one-shot.
I mam takie osobiste, ckliwe przemyślenie, że powinnaś pielęgnować w sobie wyobraźnię i pomysły, które masz wspaniałe, i wiarę, w odwagę, w to, że wystarczy wziąć życie we własne ręce, bo to teraz bardzo rzadkie, a niesamowicie cenne.