poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter XXXI

Tadaaaaaaaaam, nowy rozdział! 

><><><><><><><><><><><><><><

Another shot of whisky please bartender
Keep it coming til I don't remember at all
How bad it hurts when you're gone
Turn the music up a little bit louder
Just gotta get past the midnight hour
Maybe tomorrow it won't
Be
This
Hard
Who am I kidding
I know what I'm missing*

Patrzyłam tępo w kieliszek wódki, który został mi podstawiony prawie pod sam nos i prawie parsknęłam na myśl o tym, że to była kolejna dobra rzecz, która przeszła mi w genach po matce. Polacy zawsze mieli mocne głowy. Nie miałam pojęcia, który to był shot, ale byłam przekonana, że powinnam już leżeć pod stołkiem barowym, całkowicie nieprzytomna. Szumiało mi w głowie i byłam tak wściekła, że miałam ochotę opieprzyć kieliszek za to, że nie przynosił mi to żadnej ulgi. Alkohol był taki przereklamowany. Ile musiałam wypić, żeby w końcu urżnąć się tak, by urwał mi się film? Próbowałam już siódmy raz.
- Wielu masz takich klientów, Patrick? – spytałam smętnie, obracając szkło między palcami. Musiałam przyznać, że byłam naprawdę zabawna. To siódmy podrzędny bar, w którym przesiadywałam w ciągu tygodnia. Po co ja to robiłam? Nie miałam pojęcia. Rozrywka była przednia. Wydawałam tylko pieniądze, a potem barmani za mnie zamawiali taksówkę, która zabierała mnie do domu i następnego dnia tu wracałam, by odebrać swój samochód i wyruszałam w trasę, by znaleźć kolejny bar, w którym mogłabym się upić. Cóż, lepsze to, niż przesiadywanie w domu. Na samą myśl robiło mi się dosłownie wesoło. Bardzo sarkastycznie wesoło. Mieszkałam z ludźmi, którzy mnie sprzedali. Co więcej, żeby dobrze zrozumieć żart sytuacyjny, „umowa o zerwaniu umowy” traktowała o tym, że wszystkie pieniądze, czyli te dziesięć milionów, miały przejść na moje nazwisko. Czyli było tak, jakby oni nigdy nie zrzekli się córki, a ta córka z dnia na dzień stała się bogata. Teraz ta sama córka traktowała ich jak powietrze. Z resztą wszystkich traktowałam jak powietrze. Odgrodziłam się nawet od Kat, która wciąż widywała się z Tomem. Ze wszystkich osób ONA widziała się z mężczyznami, którzy w ciągu niecałych dwóch miesięcy stali się dla mnie rodziną. Nie było, kurwa, sprawiedliwości na tym świecie. Po prostu nie było. Znowu musiałam się powstrzymać, by nie roześmiać się na głos. Po jaką cholerę szukałam sprawiedliwości w tym, co się działo? Halo, to ja, Lena Howard, która została sprzedana świrowi, który okazał się być mniej szkodliwy, niż najlepszy przyjaciel, świr numer dwa, który miał obsesję na jej punkcie i omal jej nie zabił, próbując zabić świra numer jeden. A potem świr numer jeden ją porzucił i na końcu „umowy o zerwaniu umowy” widniał zajebisty dopisek, że miała się trzymać od świra numer jeden z daleka do końca życia.
- Nie przypominam sobie, żeby mnie pytała o to kobieta. – odezwał się barman, a ja podskoczyłam, zupełnie zapominając, że w ogóle coś do niego mówiłam. Uniosłam wzrok z kieliszka na blondyna stojącego za barem i zapragnęłam mu przyłożyć za to, że śmiał być wysoki, szczupły i umięśniony jak mężczyzna, którego chciałam utopić w alkoholu. Łącznie ze sobą. – Nie sądzisz, że już ci wystarczy? – spytał siódmy barman z rzędu, a ja roześmiałam się gorzko, chwilowo tracąc kontrolę nad głową, która zatoczyła pijackie koło. Przynajmniej dobrze wyglądałam. Tak dobrze, że zostałam odrzucona. I miałam na sobie bieliznę za tysiąc dolarów. I pewnie koło dwóch tysięcy w portfelu, bo próbowałam zabić smutek zakupami w drodze do kolejnego baru. Ha, ja nawet dostałam z powrotem swój telefon, choć nie wiedziałam, po co mi on był, skoro w kółko dobijała się do niego Katarina i przeszkadzała mi w próbach zabicia umysłu.
- Boże, nie. – burknęłam, jednym haustem opróżniając kieliszek. Kurwa, wódka była taka ohydna w smaku. – Ale powiem ci, że jeszcze kilka shotów i będziesz mógł zadzwonić po taksówkę. Jest jeden plus, a nawet dwa. Nie wymiotuję i nie gwałcę. Może się jednak zdarzyć, że zacznę nagminnie narzekać na swoje życie, ale to chyba norma, nie? W sensie to było moje pytanie, czy często słyszysz narzekanie od innych... – podsunęłam mu pusty kieliszek, a on ze zmarszczonym czołem nalał do niego wódki. Najwyraźniej odstawałam od innych pijaków. Cóż, nic nowego. Od każdego odstawałam.
- W takim razie możesz narzekać. Nikogo innego nie ma, więc nie przeszkadzasz. – uśmiechnął się lekko, a ja rozejrzałam się wokół, prawie zlatując przy tym ze stołka. Cóż, może jednak nie byłam tak trzeźwa, jak mi się zdawało przed chwilą. A raczej moje ciało nie było. Z drugiej strony to nie powinnam była mieć do niego żadnym zażaleń. Od dziesięciu dni nie zaznało ani krzty seksualnej ulgi, więc miało prawo robić to, co tylko chciało. Mózg z tego powodu też nie był szczególnie zadowolony. Ale mózg był kurewsko trzeźwy i z tej irytacji strzępił język. Po co? Przez tydzień już to robiłam, a nie czułam żadnej ulgi. Znowu. Ani alkohol, ani gadanie nic nie dawało. Więc czy istniało coś, co mnie odmóżdży? One-night-stand? Szlag, dlaczego nie potrafiłam się przekonać, że z kimś innym byłoby tak dobrze jak z Kaulitzem? Nawet nie próbowałam sobie wmówić, że byłoby lepiej, bo to było po prostu niemożliwe.
Głupia, głupia miłość.
Tylko trzy miesiące z hakiem i wrócę na uczelnię i przestanę myśleć. Tak, Kaulitz uczynił cud i nie wyrzucili mnie ze uczelni. Co więcej, ja zdałam! Pieprzony Kaulitz! Kurwa, jak ja miałam teraz bez niego żyć, do cholery jasnej? Zostawił mnie w najgorszym momencie, kiedy ja nawet nie wiedziałam, czy cokolwiek dla niego znaczyłam. Ba, nie mogłam, bo gdyby było inaczej, nie zostawiłby mnie! Nie zostawiłby!
Żachnęłam się i wypiłam wódkę z kieliszka. Fuj, no kurwa, fuj.
- Powiem ci, Patrick, że mam wybitne nieszczęście z facetami i tak, wiem, że to bardzo oklepany temat i pewnie tylko o tym słyszysz od ludzi. – machnęłam niedbale ręką, prawie zwalając szkło na podłogę. – Kurwa, ja jednak naprawdę jestem bardziej nawalona, niż myślałam. – westchnęłam, krzyżując ramiona. – Byłam postrzelona. – rzuciłam nagle, odsłaniając czarną koszulkę, by pokazać mu opatrunek, z którym ciągle musiałam się babrać. – Mój ee... były chłopak mnie postrzelił, bo chciał zabić mężczyznę... – urwałam, mrugając gwałtownie powiekami, przestając rozumieć, jaki był sens w gadaniu. Przecież nawet nie mogłam powiedzieć detali. A bez detali ta historia była pozbawiona logiki. – Patrick, to jest tak popieprzone, że nie mogę ci tego powiedzieć. – wyszczerzyłam do niego zęby, a on parsknął śmiechem i potrząsnął głową, wracając do wycierania szklanek. – Ale morał jest jeden, panie barmanie. Mieszkam ze swoimi rodzicami, którzy mnie oddali przy pierwszej możliwej sposobności, a teraz... – jęknęłam bezradnie i przywaliłam z impetem czołem w blat baru. Był jeden plus alkoholu. Przynajmniej nie bolało. – To wszystko nie ma za grosz sensu... – wymamrotałam, czując, że już nie miałam na nic siły. Znowu. Telefon rozdzwonił się w mojej torebce, a ja skupiłam się na tym, by go zignorować. Wiedziałam, że to Kat. Kto inny mógłby do mnie dzwonić o takiej porze, jeśli nie ona? A właśnie, która to godzina?
Nie podnosząc głowy z blatu, wyciągnęłam martwymi rękoma telefon z torebki i przewróciłam oczami, aż zabolałby, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Kat. Boże, czemu ona przeszkadzała mi o.. O, już wpół do trzeciej? Kurwa, czego ona chciała ode mnie w środku nocy? A pierdol się, pewnie jesteś u Toma. Czyli w domu, w którym chciałabym się ukryć przed rzeczywistością. Pierdol się, pierdol się, pierdol się!
Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon, wrzucając go z powrotem na swoje miejsce i prychnęłam głośno. Już otwierałam usta, by poprosić o kolejny kieliszek, gdy ów kieliszek wylądował mi przed oczami.
- Nie jesteś sama, skoro ktoś się tobą interesuje o tej godzinie. – zauważył Patrick, a ja roześmiałam się bez wesołości.
- Nieszczególnie mnie to cieszy, jeśli jedyna osoba, na której mi obecnie zależy, się mną nie interesuje. I, kurwa, wyłączyłam telefon, a muszę zamówić taksówkę, niech to szlag... – jęknęłam i poczułam, jak do oczu zaczęły mi nabiegać łzy. Byłam już zmęczona. A to dopiero tydzień. Kolejny dzień do kolekcji. Ile ich miało jeszcze być? Dwa? Trzydzieści? Trzysta sześćdziesiąt pięć? Wieczność? To dopiero tydzień, a ja czułam się tak, jakby ktoś wyrwał ze mnie wszystkie narządy odpowiadające za czynności życiowe. Nigdy nikt mnie nie porzucił i... Nie, to nie było to. Po prostu każdy mógł mnie porzucić, tylko nie on... Otworzyłam się przed nim, powiedziałam mu, co do niego czuję, choć byłam pewna, że to będzie moje samobójstwo i, kurwa, zaakceptował mnie z tym, było tak... Było... – Patrick, będę ryczeć, mógłbyś zadzwonić po taksówkę, zanim będziesz musiał mnie zbierać z podłogi?...

Dom był taki obcy.
Nie chodziło o to, że będąc pijanym miało się problem z dojściem gdziekolwiek w ciemnościach. Nie chodziło o to, że droga do łóżka dłużyła się niemiłosiernie, równie długo jak cały tydzień. Prawie skręciłam sobie kostkę, ściągając ze stóp szpilki, ale to nie przeszkadzało mi w potykaniu się o własne nogi. Nie chodziło o to, że nikt na mnie nie czekał, a przed „sprzedażą” zawsze tak było. Chciałam być u niego.
Pokój był mały i ciasny. Łóżko małe i zimne. Duszno. Samotnie. Niewygodnie. Źle. Pusto. Cicho. Opatulałam się kołdrą po głowę, bym nie musiała widzieć, że nie byłam u siebie. Boże, nie byłam u siebie, będąc u siebie. Byłam zmęczona narastającą ironią i sarkazmem, z którymi zderzałam się codziennie.
I na dodatek łapałam się na tym, że nie pamiętałam, gdzie co było, a gdy zamykałam oczy, potrafiłam przywołać każdy szczegół z sypialni, w której rezydowałam przez półtora miesiąca. Czy ja byłam bliska szaleństwa? Nie wiedziałam. Wiedziałam za to, że alkohol, który miał pomagać w zasypianiu, kompletnie nie sprawdzał się w swojej roli. I gdy już leżałam na łóżku, dusząc się brakiem powietrza pod pościelą, zastanawiałam się, po jaką cholerę ja codziennie uciekałam, kiedy nie było sensu uciekać przed samym sobą. Nie było sposobu. A ja w kółko próbowałam i wściekałam się, że to nie działało. Sęk w tym wszystkim był taki, że chciałam zignorować pustkę, która siedziała dokładnie we wnętrzu mojego ciała i umysłu. Byłam bezdennie głupia. I bezdennie zakochana w człowieku, który mnie nie chciał. I wciąż odtwarzałam sobie wszystkie sytuacje i nie potrafiłam przestać. Jakby mi ktoś w mózgu nastawił film na opcję „powtarzanie”.
Uderzałam głową w poduszkę raz za razem, a obrazy nie znikały. Cierpiałam na cholerną bezsenność i zdarzało mi się, że potrafiłam nie zmrużyć oka przez całą noc. Miałam paskudne poczucie, że tym razem będzie dokładnie to samo.
Wyobraziłam sobie miliard wariacji sytuacji, gdzie Bill się pojawiał i... I nie wiem, kazał mi wracać... Nie musiałby mi wyznać miłości. Po prostu niech mnie zabierze z tego miejsca...

- Lena, do kurwy nędzy, martwiłam się...
- Niepotrzebnie. Jak widzisz, żyję, mam się świetnie i...
- Czy ty jesteś pijana?
- Skąd w ogóle wiedziałaś, gdzie jestem? – skrzyżowałam ramiona i spojrzałam na nią wyczekująco, a gdy jej policzki się zaróżowiły, wszystko wskoczyło idealnie na miejsce. Nagle hipoteza zagnieździła się w mojej podświadomości i te wszystkie telefony w środku nocy, kiedy nikt nie wiedział, gdzie byłam i kiedy ja teoretycznie powinnam spać... Poczułam ochotę, by coś rozpierdolić. – Kurwa, nie mów mi, że ktoś mnie śledzi!
- Nie drzyj się! – syknęła Kat, łapiąc mnie za łokieć, ale natychmiast się wyrwałam spod jej dotyku. Wyciągnęłam z portfela kilka banknotów i rzuciłam je na ladę, zeskakując ze stołka barowego. Zignorowałam bełkot barmana o tym, że dałam mu znacznie za dużo pieniędzy. Byłam wściekła.
- Zajekurwabiście! – warknęłam, sztywno wypadając z baru na dwór, gdzie buchnęło we mnie gorące powietrze. – Po prostu przezajekurwabiście! Kurwa, kurwa, kurwa! – wrzasnęłam, a kilka klientów na parkingu spojrzało na mnie litościwie. Zmrużyłam morderczo oczy, kierując się do Hondy, która stała właściwie w najodleglejszym rogu całego placu, ledwo nadążając za swoimi czarnymi szpilkami, które miałam na sobie. To wszystko musiało być jakimś żartem. A może ja spałam?... Nie miałam pojęcia, ale fakt był jeden. Nie chciałam tego wiedzieć. I nie chciałam, żeby Katarina się za mną toczyła, próbując mnie dogonić po tym, jak prawie dostała drzwiami, które z impetem otworzyłam i które z impetem się za mną chciały zatrzasnąć.
- Lena, porozmawiajmy, do cholery, jak ludzie!
- I mówi to ta, która mnie z góry oceniła za postępowanie i traktowała mnie jak szmatę do podłogi! – odgryzłam się, ani na sekundę nie odwracając do niej głowy. Chciałam stąd zniknąć, znaleźć może jakiś nocny klub, cokolwiek... Byłam cholernie niewyspana. Mógłby mnie tam ktoś napaść, zgwałcić, dosypać jakichś proszków do drinka... Mogłabym tam umrzeć...
- Ale ja ciebie nie unikałam przez prawie dwa tygodnie! – oburzyła się, a ja przewróciłam oczami. Doszłam szybkim tempem do Hondy, pilotem odblokowałam zamki i już naciskałam klamkę, gdy Kat złapała mnie za ramię. Świetnie. I przez nią jeszcze chciałam wracać do domu po alkoholu. Do czego to, do cholery, doszło? Wolałam, żeby to ktoś mnie zabił, a nie ja sama siebie. To by oznaczało, że byłam słaba. I chociaż wiedziałam, że taka byłam, wolałam sobie wmawiać, że było inaczej.
- Unikałabyś mnie dłużej, gdyby cię Tom do mnie nie przyprowadził, więc sobie daruj. – prychnęłam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Brakowało mi jej. Brakowało mi całej trójki, do kurwy nędzy. Nie Harry’ego, nie reszty z jego zespołu, nie znajomych z uczelni, ani nie moich rodziców. Chciałam... Chciałam wiedzieć, co z nimi, jak się czuli, jak... Rozejrzałam się wokół i rzeczywistość mnie znowu uderzyła jak obuchem. – Kurwa, ja naprawdę jestem śledzona? Kto cię, kurwa, tutaj podwiózł? – spytałam zdławionym głosem, a Kat spuściła wzrok. Poczułam, jak moje serce zaczęło wykonywać jakiś radosny maraton w bliżej nieznanym mi kierunku i celu. Szlag by to trafił, mogłaby skłamać i nie zachowywać się tak oczywiście! – Nie chcę się zachować jakoś wulgarnie, ale po chuj on w ogóle cię tutaj wysłał i dlaczego, do kurwy nędzy, mnie śledzi, skoro mnie nie chce?! – uniosłam się, ledwo panując nad odruchem, by przywalić głową w szybę, albo skopać drzwi. To wszystko nie miało żadnego sensu.
- Prawdę powiedziawszy, to zakazał mi zadawania jakichkolwiek pytań. – odpowiedziała zrezygnowana i wzruszyła ramionami. – Nie mam pojęcia, o co mu chodzi i nie wiem, co on na twoje zachowanie, ale ja się martwię, Lena. – spojrzała na mnie ze zbolałą miną, a ja nie mogłam się opanować, by nie parsknąć suchym śmiechem. Złapałam jej rękę i położyłam na jej dłoni klucze.
- Zabierz mnie do domu. Obiecuję ci, że więcej chlać nie będę. – wycedziłam głosem ociekającym sarkazmem i oderwałam się od niej, by wsiąść do samochodu od strony pasażera. – Dzisiaj. – dodałam pod nosem i ponownie przewróciłam oczami. Kim oni byli, by mi rozkazywać? Już nikt nie miał nade mną żadnej władzy, ani kontroli. Jeśli nikt mnie nie chciał wcześniej, to niech się pocałują teraz w dupę. Wielki Kaulitz nie potrafił już nic innego, niż tylko utrudnianie ludziom egzystencji. Wywalił mnie na zbity pysk, a teraz miał jeszcze czelność robić coś za moimi plecami. A niech spierdala. Po prostu niech, kurwa, spierdala.
Cóż, najwyraźniej pod minimalnym wpływem alkoholu robiłam się cyniczna i zgorzkniała. Cóż za pech.
- Lena, dlaczego się ode mnie odsuwasz? – zapytała Kat, gdy usadowiłam się na miejscu i skrzyżowałam ramiona, udając obrażoną. Tak naprawdę to chciałam, żeby mnie odwiozła i zostawiła w spokoju. Byłam zmęczona swoim własnym życiem i tyle.
- Bo jestem zazdrosna. Nie chcę rozmawiać na ten temat. Nie bez powodu próbuję się zalać w trupa. – odparłam, odmawiając sobie spojrzenia na nią. Zamiast tego wolałam gapić się przez boczne okno, mając gdzieś to, czy ona nas zabije samochodem, czy nie. Po prostu niech jedzie przed siebie. Gdziekolwiek. Cokolwiek. Wszystko jedno. – Bezskutecznie. Zero pożytku. Zero...
- Lena, o czym ty do mnie mów...
- Odwieź mnie. – ucięłam, unosząc ostrzegawczo dłoń. – Po prostu mnie odwieź i nic więcej nie mów.
- Nie możesz mnie tak bezsensownie odpychać...
- Jakie „bezsensownie”?! – odwróciłam się do niej, zaciskając zęby, gdy za mała ilość alkoholu zaczęła wypierać ze mnie wszystkie uczucia, które chciałam zakopać gdzieś głęboko w sobie. Otępienie było dobre. A to, że w moich oczach zalśniły łzy, już nie. To, że bolało mnie serce, też. To, że chciałam uderzać głową we wszystko, by stracić przytomność, najlepiej na zawsze, też. To, że Kat zobaczy moje załamanie, też. – W czym ty w ogóle doszukujesz się logiki, do chuja?! Tęsknie za facetem, który mnie kupił i nie mogę znieść myśli, że moja przyjaciółka go widuje ot tak! No, do kurwy nędzy, kocham człowieka, który mnie wyjebał dosłownie i w przenośni! Gdzie ty próbujesz znaleźć logikę?! – czy obchodziło mnie, że się darłam? Naprawdę krzyczałam, bo poczułam, że zabolało mnie gardło. Nie obchodziło mnie to. Ani odrobinę. – Odwieź mnie do domu! Chcę zostać sama i zwariować z dala od innych!
Kat patrzyła na mnie oniemiała, mrugając tylko oczami, jakbym ją zaszokowała. Czym niby? Tym, że nigdy przy niej nie wrzeszczałam? Tym, że zachowywałam się jak pierdolnięta wariatka? Wewnątrz mnie czułam powoli rozsadzające mnie coś, co uwierało i bolało po skurwysynu.  Zamaszyście starłam łzy z policzków, próbując zapanować na świszczącym i spazmatycznym oddechem, który sprawiał, że myślałam, że za chwilę się uduszę. Chciałam zniszczyć samochód, telefon, siebie. Chciałam zniszczyć to palące kurewstwo. Chciałam...
- Jeśli chcesz, nie będę się wtrącać w twoje życie... – usłyszałam cichy beznamiętny głos Katariny, a po mojej skórze przebiegły dreszcze.
- Świetnie! Wyjdź i mnie zostaw! No idź! – machnęłam ręką w stronę drzwi. – Po prostu mnie, kurwa, zostaw jak ten skurwiel!
- To czego ty chcesz, do cholery?! – uniosła się, a ja rozleciałam się całkowicie i wtuliłam się w nią, siorbiąc nosem jak mały dzieciak. – Och, Lena... – jej dłonie spoczęły na moich plecach i już nic więcej nie powiedziała, otaczając mnie ramionami, których wcale nie chciałam. Jedyne ręce, które potrzebowałam przy sobie czuć, należały do osoby, która miała mnie tak daleko, jak daleko ode mnie mieszkała. Sto trzydzieści dwie mile od miejsca mojego zamieszkania. Jak Kat podróżowała tyle godzin w tę i z powrotem? I co mnie to interesowało?
Teraz nikt nie mógł mi wmówić, że to, co czułam do pieprzonego Kaulitza, to tylko zauroczenie. Pociąg seksualny. Chciałam go. Z powrotem.
Byłam taka zmęczona...


Barman, proszę o kolejną whisky
Przynoś ją, dopóki zupełnie nie zapomnę
Jak bardzo boli, gdy ciebie nie ma.
Podkręć trochę muzykę
Musi po prostu minąć północ 
Może jutro nie będzie
już
tak
ciężko
Kogo ja oszukuję
Wiem, czego mi brakuje

8 komentarzy:

  1. Czyżby syndrom sztokholmski?:D
    A tak serio, to biedna Lena. Zapijaczyła się jak trzeba. Myślę, że Kaulitz gdzieś tam jednak krąży. Może nawet przeprowadził się żeby być bliżej niej? Możliwe. I wątpię żeby długo dał radę być z dala od Leny. Z niego to taki pies ogrodnika.
    PS. Krótszego się nie dało?:D
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
  2. super ;)) od samej piosenki i tekstu tego łzy lecą :)) cudnie !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Utwierdzam się coraz bardziej, że to dupek. A Lenka jest idiotką xD Na jej miejscu bym śledziła Kat i wdarła się do ich chaty, by gnojowi wygarnąć co i jak. Ewentualnie bym się skusiła na dowiedzenie ''dlaczego''. Lub jeśli chciała uciec od wszystkiego... to czemu mając te 10 mln, nie wyjechała w pizdu gdzieś daleko? Na złość innym. albo wiedząc, że on ją śledzi... teraz powinna coś wykombinować, by dupek się ujawnił. O. to jest dobre :D Po pijaku chcieć jechać wozem, albo hmm... jeśli jest taki zaborczy i był o nią cholernie zazdrosny, popadając w jakiś szał z powodu iż ona gadała tylko z Tomem... Niech dostawia się do kogoś, a Kaulitz sam pewnie nie wyrobi i do niej przyleci z ryjem "jak możesz iść tym idiotą kurwa, jak nawet mi nie dorasta do pięt?! Byś wybrała chociaż lepszą imitacje mnie! Obrażasz mnie w ten sposób kurwa! " Czy coś w ten deseń. Dobra okazja by mu przypierdolić za te dwa tygodnie cierpień i upijania się w trzy dupy xDDD
    Kcem kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh, żałuję tylko, że Lena go nie spotkała i mu wszystkiego nie wygarnęła. Właściwie nie wiem, czy umiałaby mu wygarnąć. Rzuciłaby się na niego od razu...? Zresztą, nieważne xD
    Powinnam siedzieć przy arkuszach maturalnych, które wiszą nade mną jak kat, ale musiałam przeczytać, a co :D
    W sumie to czytając ten rozdział czułam w środku coś takiego... dziwnego xD Jakbym miała zacząć płakać razem z Leną, wyjąć butelkę czystej i towarzyszyć jej w użalaniu się nad podłym życiem i przeklinaniu Brzydala. Ale cóż, może to lepiej, że siedziałam na tyłku i czytałam dalej, bez tych dodatkowych atrakcji.
    Tak, czy inaczej, mimo że raczej trudno powiedzieć, że rozdział mi się podobał (bo jak może się podobać skoro Kaulitz nadal jest upartym dupkiem) to na pewno osiągnęłaś swój cel. Czytając to, czułam się tak samo przybita, jak ona.
    I publikuj szybko kolejny, bo ja znów chcę widzieć ich razem!
    Dobra, to na tyle xd wracam do matmy :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wlasciwie nie wiem, co mam tu napisac. Bill to kretyn, ktory nie moze sie zdecydowac, z jednej strony udaje, ze jej nie chce i wyrzuca ja z domu, z drugiej za nia jezdzi, jak zwykle zero logiki w jego zachowaniu. Caly rozdzial mega smutny, mam nadzieje, ze kolejne będą bardziej optymistyczne i Bill wyjasni motywy swojego zachowania.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że Lena ma podobny stan psychiczny co ja dzisiaj... No może ja się nie upiłam czy coś, ale też jestem zmęczona. W każdym razie odcinek dobry, chociaż wciąż miałam nadzieję, iż Świr numer 1 się ujawni gdzieś niedaleko Leny. Cały czas mam cichą nadzieję, że młodszy Kaulitz się jeszcze pojawi. ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Debil, Debil, Debil! najpierw ją kupuje, odcina od świata, wykorzystuje, by potem ją porzucić, a potem ją śledzi... no co za... ugh! Nigdy nie zrozumiem tego człowieka! I biedna Lena teraz cierpi, bo zakochała się w idiocie! -.-'
    Przez cały odcinek miałam nadzieję, że jednak Bill się pojawi! Ale nie... była Kat... -.-' Ech...

    CZEKAM na nexta! ;D

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu komentuję! Przepraszam, że się opuściłam, ale nie mogłam nadrobić wcześniej.
    Katarina mnie zdenerwowała. Bill zresztą też! Najpierw ją kupuje, potem anuluje umowę, a teraz śledzi?! No to chyba jakiś żart! Popierdolony żart!
    Idę czytać nexta!

    OdpowiedzUsuń