piątek, 10 stycznia 2014

Chapter XXXIII



You don’t want me, no
You don’t need me
Like I want you, oh
Like I need you

And I want you in my life
And I need you in my life*

To musiał być koniec, prawda? Ten definitywny. Jeśli wydawało mi się, że może kiedyś coś się zmieni, że może Bill weźmie mnie z powrotem tylko dla seksu, teraz wiedziałam, że to były tylko czcze nadzieje. Teraz wróciła Emilie, którą kochał bardziej, niż samego siebie, niż brata, niż kogokolwiek i cokolwiek. Co znaczyła kobieta, z którą dopasowywał się w łóżku przy kobiecie, którą kochał? Nic. Odechciało mi się wszystkiego. Katarina przychodziła, ale nie mówiłam jej nic, a ona ani słowem nie wspomniała o tym, że widziała jakąś obcą osobę w ich domu. Ja natomiast, żeby dobić się jeszcze bardziej, postanowiłam skorzystać z internetu, by ją znaleźć. I znalazłam. Pieprzona Emilie była słodką blondynką o niebieskich oczach, pieprzonym przeciwieństwem mnie, jakbym specjalnie była wybrana tak, bym nie przypominała tej szmaty. I była piękna, naprawdę była. Wcale nie wyglądała na kogoś, kto mógłby skrzywdzić kogoś tak cholernie, jak to zrobiła. W większości przypadków jej włosy były ułożone w duże loki, które spływały kaskadą na jej opalone plecy. Boże, nawet jej skóra zdawała się lśnić pięknem. Nie byłam brzydka, ale patrząc na nią, nie mogłam nie myśleć o tym, że czegoś musiało mi brakować, skoro Bill mnie wyrzucił. Za małe piersi? Za mały tyłek? Jej ciało było bardziej kształtne. Jej usta perfekcyjnie wykrojone, oczy duże, twarz delikatna w kształcie serca. Z hukiem zatrzasnęłam laptopa, chowając głowę między kolanami. I jakbym miała za mało problemów, Harry nie odpuszczał. W kółko mnie nawiedzał, a ja robiłam rzeczy, których w ogóle nie chciałam robić. I byłam tak cholernie samotna i wiedziałam, że nie mogłam się wyprowadzić, bo chociaż w domu byłam bezpieczniejsza, niż poza nim. Jedyne, co mnie ciągnęło do świata zewnętrznego, to zakupy. Nie dbałam o siebie. Nic ze sobą nie robiłam. Po prostu dni mijały. Doba za dobą, a wokół nie było niczego, co by mnie przywróciło do stanu sprzed tego wszystkiego, co się stało. I to się nie kończyło. Wciąż i wciąż to samo. Wciąż tęskniłam i wciąż bolało. A potem przychodził Harry i nie wiedziałam, co się ze mną działo. Dawał mi sztuczne poczucie ciepła, ale samotność nie znikała, a po jego wyjściu czułam się jak szmata. Dlaczego pozwalałam mu na dotyk, kiedy go wcale nie chciałam? Rozsądek mi podpowiadał, że po prostu próbowałam wyplewić z siebie uczucie do Billa, ale to wcale nie działało. Tak naprawdę to powinnam do niego pojechać i mu powiedzieć, co myślałam o tym, jak mnie potraktował, ale gdy wyobrażałam sobie, że gdzieś tam mogła się podziewać jego była, która i być może nie była już jego byłą, a obecną dziewczyną, mdłości podchodziły mi do gardła. Jak miałam mu cokolwiek powiedzieć, kiedy ona wróciła? Jak mogłam się otworzyć przed nim drugi raz w takiej sytuacji? I czy to w ogóle by cokolwiek zmieniło?...
Kurwa, ja nie umiałam przestać czuć. No, do cholery, taka opcja w ogóle nie istniała, więc po ja próbowałam? Zmuszałam się do rzeczy, które mnie brzydziły, by zapomnieć, a przez to, że całowałam Harry’ego, dobitnie sobie przypominałam, jak drżały mi nogi, gdy całował mnie Bill. Porównywałam każdą rzecz, każdą wypukłość mięśni... Mogłam wymieniać bez końca. Zarost, czy raczej jego brak, miękkość skóry, włosy, usta, oczy, nos, uszy, klatka piersiowa, ramiona, szyja, którą tak uwielbiałam u Billa, barki, obojczyki... Gubiłam się, gdy nikt mi nie wskazywał drogi, którą powinnam podążać. Gubiłam się, gdy nikt mnie nie ciągnął za rękę. Byłam jak cholerny Jack Dawson, który zamarzł w wodzie i opadł na samo dno. Wiedziałam, że dostanę rykoszetem, gdy spróbuję uratować Billa, ale nie miałam pojęcia, że cena będzie tak wysoka. I teraz dotykał mnie ktoś, kto miał wielki wkład w odsunięcie mnie od kogoś, wokół kogo kręcił się mój świat. Oddawałam siebie komuś, kto był zły. Nie mówiłam „nie”. Nie robiłam nic i ciągle przetwarzałam swoje życie w głowie, jakby to cokolwiek zmieniało. Nic się nie zmieniało. Stałam w miejscu. Nie, nawet to nie było to. Ja się cofałam, kiedy za mną były gorsze rzeczy, niż przede mną. Powinnam ruszyć naprzód. Tylko nie wiedziałam jak. Byłam szurnięta. Byłam pierdolnięta i żałosna. I toczyłam się ku autodestrukcji.

Nie pomagało nawet to, że siedziałam teraz w restauracji the Poseidon w Del Mar z Katariną i wpieprzałam ogon homara z ziemniaczkami na słodko. Miałam okres i tak wielką chcicę na owoce morza, że zrezygnowałam na chwilę z bezczynnego siedzenia w domu. Z racji tego, że wyglądałam tragicznie, byłam ubrana w szeroką czarną koszulkę, która zakrywała mnie prawie całą i jeansy, choć było tak cholernie gorąco, że się w tym topiłam. Raz byłam tu z rodzicami i pamiętałam, że mieli dobre jedzenie, więc nawet się poświęciłam i przejechałam prawie trzydzieści mil, by tu coś zjeść. Kat – w przeciwieństwie do mojej tragicznej osoby – wyglądała olśniewająco. Miała na sobie beżową prostą sukienkę na szerokich ramiączkach z dekoltem w łódkę, szpilki nude, które dostała ode mnie na urodziny, rozprostowane włosy, delikatny makijaż i miałam ochotę rozdrapać jej oczy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że przepełniało ją szczęście. I że mnie przepełnia gorycz i zrezygnowanie. O tyle dobrze, że nie jechałyśmy tutaj razem. Gorzej, że ja na nią czekałam, a gdy ją tylko zobaczyłam, chciałam wstać i uciec. Jej cała postawa mówiła, że będziemy głównie krążyć wokół Toma. Pękało mi serce. Pięćdziesiąty czwarty raz.
Więc siedziałam i jadłam niemrawo homara, na którego normalnie byłoby żal wydać tyle pieniędzy, a co było mi teraz cholernie obojętne przez fortunę Kaulitza i próbowałam unikać osoby, która siedziała naprzeciw mnie i z zadowoleniem delektowała się makaronem z serem i owocami morza. Co ja tu robiłam?...
- Wydajesz się być szczęśliwa. – mruknęłam w końcu, zastanawiając się, czy bardzo było widać, że przez kilka dni nie myłam głowy. Jej włosy za to dosłownie lśniły. Jak Emilie na zdjęciach. Ugh.
Katarina uśmiechnęła się do mnie szeroko i nawet nie musiała odpowiadać. Po co pytałam?
- Wydaje mi się, że ja i Tom to chyba coś poważnego. – rzuciła i w jej głosie usłyszałam tyle emocji, że coś przekoziołkowało mi boleśnie w żołądku. Odechciało mi się jeść jak na pstryknięcie palców. Ona i Tom to coś poważnego? A chciała mnie stamtąd zabrać i uważała obu za chorych psychicznie ludzi. Szybko zmieniła zdanie. – Wiem, że nie powinnam ci o tym mówić w tej sytuacji, ale...
- Rozumiem. – wzruszyłam ramionami, babrając widelcem w ziemniakach. – W końcu jesteś moją przyjaciółką i powinnam się cieszyć twoim szczęściem. – cóż. Nie cieszyłam się. – Cieszę się. – skłamałam gładko i obdarzyłam ją zmarnowanym uśmiechem, walcząc z bólem, który odbierał mi oddech. Kręciło mi się w głowie i nagle do mnie dotarło, że, gdy wróciłam do swojego życia, dopiero teraz poczułam, jak to było, gdy traciło się absolutnie wszystko. A czuło się to dokładnie wtedy, kiedy było się pośród swoich ludzi i miało się świadomość, że tak naprawdę już się do nich nie pasowało i nie potrafiło się nawiązać z nimi nici porozumienia. Nie miałam ani rodziców, ani Kat. Ani Billa w szczególności. Tylko bagno, w które wpadłam. Harry’ego.
- Och, Lena, ja... – potrząsnęła głową i odgarnęła swoje włosy na plecy. Spojrzała na mnie ze współczuciem, którego nie chciałam. – Gdybym tylko mogła cokolwiek zmienić, natychmiast bym to zrobiła, ale on... – odłożyła sztućce na talerz i odetchnęła. – Lena, ja wciąż się z nim kłócę, a do niego nic nie dociera. To jest cholernie skomplikowane i nie wiem...
- Nie rozmawiajmy o nim. Opowiedz mi o Tomie. – przerwałam jej, mając męczące poczucie, że zaraz się uduszę. Czemu to nie chciało się skończyć, do cholery jasnej?
Katarina widocznie się zrelaksowała, a mi przez głowę przemknęło, że to takie bezsensowne, że poruszała temat, który był dla niej niewygodny. Nie rozumiałam, po co się tłumaczyła, skoro przecież nikt nie potrafił dotrzeć do Kaulitza. Ja nie umiałam, a tym bardziej Tom. Nie wierzyłam, że mogła sądzić, że uda jej się cokolwiek wskórać. Z resztą... co to niby takiego miało być? Przecież nie zmusiłaby go, by do mnie wrócił, choć nigdy nie byliśmy razem, skoro nie chciał. No i skoro miał Emilie, o której Kat nie wspominała ani słowem. Jakby jej tam nigdy nie było.
- Schudłaś. – zauważyła, a ja posłałam jej sceptyczne spojrzenie. Przecież się widywałyśmy. No i miałam na sobie szeroką koszulkę, która zasłaniała praktycznie całe moje ciało. Całkowicie nielogiczne. Czemu wyskoczyła z tym tak nagle? – Nie chciałam mówić tego wcześniej, ale, Lena, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić. – zagryzła wargę, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem. – Nie chciałabyś się do mnie przeprowadzić?
Więc chciała mnie mieć blisko?
- Po co? Nie jestem małym dzieckiem. – burknęłam, choć doskonale wiedziałam, że właśnie tego było mi potrzeba. Osoby, która mogłaby mnie prowadzić dokładnie jak małe dziecko. Byłam godna pożałowania. I wzbudzałam w niej litość, czyż nie?
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu... – zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Chciałam wrócić do domu. Zaszyć się pod kołdrą i zniknąć. Może powinnam wstąpić do księgarni, zanim tam wrócę? Mogłabym kupić jakąś książkę i zaśmiecić sobie głowę niepotrzebnymi historyjkami, które nie poprawią mi humoru, ale pozwolą przetrwać kolejne dni z dala od rzeczywistości. To w sumie nie był taki głupi pomysł. – Nie... Nie było mi łatwo po rozstaniu z Louisem. – odezwała się nagle, wyrywając mnie z zamyśleń. Miałam ochotę przewrócić oczami, sama nie wiedziałam czemu. Myślałam, że to był już zamknięty temat. – I tak naprawdę jedyne, co mi pomogło to jakoś przetrwać, to towarzystwo innych ludzi. Ty. – uśmiechnęła się słabo i otworzyła oczy, patrząc na mnie łagodnie. – Chcę ci pomóc. Jakoś. Zdajesz się być w jeszcze większej rozsypce, niż ja... – „większej rozsypce”? Chciałam się roześmiać na to stwierdzenie, bo przecież ona nie miała zielonego pojęcia. O niczym. A szczególnie o tym, co ja ze sobą robiłam. A dokładniej to o tym, że Harry wrócił do mojego życia. I dotarło do mnie, że nie mówiłam jej o tym dlatego, że ja naprawdę chciałam doprowadzić się do autodestrukcji. Byłam jak narkoman. I moim nałogiem było niszczenie samej siebie. Odrzucanie jakiejkolwiek pomocy. – A ty mnie odpychasz.
Skinęłam głową, uśmiechając się ponuro. Oczywiście, że ją odpychałam. Moje wnętrzności mi mówiły, że nie było innego wyjścia, choć wiedziałam podświadomie, że owszem, było i to jakie.
Wzruszyłam ramionami, powracając do obiadu, choć w ogóle nie miałam ochoty się nad nim pastwić. Wciąż chciałam wrócić do domu i przestać się martwić tym, że nie pasowałam.
- I byłabym zapomniała, Tom kazał ci przekazać, że mówi „cześć”. – dodała nagle, a moja głowa poderwała się w trybie natychmiastowym i poczułam, że zrobiło mi się ciepło gdzieś w okolicy serca. Boże, Tom... Tak cholernie za nim tęskniłam... – Może mogłabym go jakoś zmusić, by tutaj przyjechał i byście się zobaczyli. – mówiła dalej, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom, że mogłaby to zrobić. Przecież oni się w ogóle nie ruszali z domu, tym bardziej, że Santa Monica nie była o rzut kamieniem od San Diego. Ale... Ale jeśli on się pojawi... On nie mógłby mnie zobaczyć w takim stanie. Przecież ja wyglądałam jak chodząca tragedia. I jeszcze miałam na dodatek okres.
- Nie wiem, czy to... Znaczy... – odchrząknęłam, próbując opanować nagle rozszalałe emocje. Niech mnie szlag trafi, ja naprawdę chciałam go zobaczyć i się do niego przytulić. On był kimś dobrym. Tak kurewsko dobrym, że chciałam chociaż na chwilę zasmakować tej dobroci. – Kurwa, tęsknię za nim. – wyrzuciłam, przecierając dłonią twarz i zamknęłam oczy, nie wierząc, że znowu zbierało mi się na płacz. Co już myślałam, że to się więcej nie powtórzy, ciągle się powtarzało.
- Cóż, mogę przysiąc, że on też za tobą tęskni, bo za każdym razem, gdy się widzimy, zawsze chce wiedzieć, co u ciebie słychać. – powiedziała Kat, upijając łyk wody ze szklanki. – Po prostu sytuacja jest popierdolona, więc nie do końca chciał się wtrącać.
Co było zabawne? To, że ona go teraz znała lepiej, niż ja.
- Taa...
Musiałam coś ze sobą zrobić. Musiałam jakimś cudem zacząć żyć normalnie. Nie ja pierwsza zostałam wyrzucona na bruk i nie ostatnia. Czym różniłam się od tych osób, które były tak potraktowane? Ja jeszcze istniałam na tym globie i mogłam coś uczynić. Cokolwiek. Chociaż Kat miała dobrze, może ja nie musiałam być szczęśliwa. Powinnam ją wspierać, a nie zazdrościć. Powinnam ruszyć dalej, zostawić wszelkie niepowodzenia za swoimi plecami, unieść podbródek i udać, że wszystko było okej. Udawać tak długo, aż sama w to uwierzę.
Powinnam.

Zrzuciłam w przedpokoju trampki, oddychając głęboko, gdy w końcu zniknęłam spod oddziaływania słońca na moją za bardzo rozgrzaną skórę i przywitałam z ulgą klimatyzację, która natychmiast mnie zrelaksowała. Nawet droga z samochodu do domu była niewygodna. Było chyba ponad sto stopni w cieniu. Niby byłam do tego przyzwyczajona, ale podczas okresu nic nie było normalne i takie, co byłoby łatwo przystosowalne dla organizmu. Rzuciłam kluczyki od Hondy na szafkę stojącą po lewej stronie i z reklamówką pełną książek ruszyłam w stronę schodów na piętro, gdzie zamierzałam się ukryć. Nawet nie kwapiłam się, by przywitać swoich rodziców, z którymi od ostatniej kłótni w ogóle przestałam się odzywać. Oni chyba już stracili nadzieję, że cokolwiek się zmieni, więc nawet lepiej dla mnie. Dom był oazą ciszy, pomijając włączony telewizor w salonie i matkę krzątającą się w kuchni. Ojciec pewnie znowu w pracy, czy cholera wie gdzie. Nawet nie wiedziałam, czy w ogóle zostałam zauważona. Po prostu przemknęłam przez parter jak cień i wspięłam się na górę, od razu zaczynając rozważać, którą książkę rozpocznę jako pierwszą. Miałam siedem do wyboru. Zagryzłam wargę w zamyśleniu i nacisnęłam klamkę, by wejść do pokoju i w tym samym momencie w oczy rzuciło mi się pudełko stojące na moim biurku. Zamrugałam oczami i reklamówka prawie wypadła mi z dłoni, gdy natychmiast ruszyłam, by sprawdzić, co to było, zatrzaskując nogą drzwi za sobą. Przełknęłam ślinę, czując wewnętrzną ekscytację na myśl, że przecież nie było zbyt wiele osób, które mogłyby mi coś wysłać. Tylko... Tylko Tom, Kat, Harry i Bill. Ale po co ktokolwiek miałby mi coś wysyłać?
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy dostałam się do środka i zobaczyłam tam te cholernie niesamowite w smaku muffinki i pralinki, które jadłam w ich domu, gdy... Gdy miałam okres. Odsunęłam się o krok, nie mogąc uwierzyć, że to działo się naprawdę i aż zakręciło mi się w głowie. Dostałam słodycze, co prawda drugiego dnia, ale... Kto inny mógłby mi je wysłać, jeśli nie Bill? Nikt inny nie był tak pojebany, by wiedzieć, kiedy miałam okres. Ale jak to?... Jak mógł mnie najpierw zostawić, a potem po ponad miesiącu wysłać mi pieprzone muffinki?! Czy on chciał mi zrobić jeszcze większy rozpierdol w głowie, czy do czego on zmierzał?!
Z powrotem rzuciłam się do pudełka, mając irracjonalną nadzieję, że znajdę tam jakąś choćby krótką notkę od niego, ale nic. Kompletnie nic. Tylko słodkości. Jak miałam go zrozumieć po tym wszystkim?...
Serce dudniło mi w uszach i czułam, że jeszcze chwila i całkowicie się rozkleję. Pieprzony okres znowu robił ze mnie tragikomiczną beksę. Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując się w jakikolwiek sposób opanować, ale to niewiele dawało. Czułam się tak, jakbym została wyrzucona na scenę, bym odegrała jakąś scenę, a po tym wszystkim widownia mnie wyśmiała. Czy to było możliwe, żeby po tym wszystkim tak po prostu się mną bawił? W końcu mnie śledził, więc wiedział, co robiłam i jak się zachowywałam. Nic nie rozumiałam.
Nagle podskoczyłam gwałtownie, gdy obce dłonie złapały mnie za biodra i przyciągnęły do równie obcego ciała i czyjeś usta opadły na moją szyję. Moje oczy otworzyły się szeroko i puls przyspieszył jeszcze bardziej, gdy wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Boże, Bill wrócił. Wrócił po mnie! Najpierw przyniósł czekoladki i muffinki, a teraz!...
- Wróciłeś, B... – urwałam, gdy mój wzrok opadł na jedną z dłoni, która mnie władczo trzymała i znieruchomiałam, czując, jak zbiera mi się na mdłości. – H-Harry... – wydukałam zduszonym głosem. Zrobiło mi się zimno i ponownie zebrało mi się na płacz. Czemu on zawsze musiał się pojawiać wtedy, gdy chciałam go najmniej? On był gorszy, niż bumerang, którego się rzucało, a on wracał z większą siłą. I najgorsze było to, że ja sama mu na to wszystko pozwalałam. A co, jeśli Bill chciał wrócić, a potem zobaczył Harry’ego? Co, jeśli byłam obserwowana, kiedy Styles tu był? Co, jeśli wiedział, że byłam dotykana i całowana? Co, jeśli wiedział to wszystko? – Harry... – wydyszałam, ale on mnie nie słuchał. Nagle byłam odwrócona do niego twarzą, a jego usta wpiły się we moje, zupełnie ignorując mój nastrój. Nie spytał o nic, nie powiedział nawet głupie „cześć”. Po prostu wszedł i zrobił, co chciał, a ja tak bardzo tego nie chciałam. Brał w posiadanie moje usta, moje...
Harry chwycił mnie za pośladki i moje nogi zawisły w powietrzu, po czym zostałam bezpardonowo rzucona na swoje łóżko. Otworzyłam szeroko oczy, mając paskudne poczucie wewnątrz, że zaraz stanie się coś, co zdecydowanie nigdy nie powinno mieć miejsca.
- Harry, co ty... – jego palec na moich ustach sprawił, że reszta zdania utknęła gdzieś w gardle. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczyma, nie wiedząc, czy nie powinnam była zacząć już panikować. Chyba powinnam. Harry wspiął się na łóżku i zawisnął nade mną w sposób, w jaki Bill zawsze nade mną wisiał, gdy działy się te słodkie rzeczy, które teraz były tylko przykrymi wspomnieniami.
- Chcę cię, Lena. Powiedz, że ty też mnie chcesz. – wyszeptał i pochylił się, by znów mnie pocałować. Patrzyłam na jego zamknięte oczy i nie wiedziałam, co się działo. Jak to się stało, że w jednej sekundzie ledwo powstrzymywałam ekscytację, która chciała się we mnie rozlać z powodu tych pieprzonych pralinek, a teraz leżałam na swoim łóżku z Harrym między swoimi nogami? Co się działo? Czy ja chciałam Harry’ego? Oczywiście, że nie! Dlaczego on... O Boże, dlaczego on chwycił za moją koszulkę?! O Boże, dlaczego on ją podciągał do góry?!
Niespodziewanie sama dla siebie odepchnęłam go od siebie chociaż na tyle, by oderwał się od moich ust. Ale on opacznie mnie zrozumiał i zaczął się siłować z moją koszulką, a ja w tym chaosie w głowie nie potrafiłam zrozumieć, co miałam zrobić. Spazmatyczny oddech nagle stał się nagle dziwnie świszczący i klatka piersiowa bolała mnie od mocnych uderzeń serca. Chciałam Billa. Chciałam Billa, chciałam...
- Mam okres. – palnęłam, zaskakując tym nawet samą siebie, a Harry spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem. – Więc pewnie...
- Nie przeszkadza mi to. – rzucił lekko i uśmiechnął się szeroko, korzystając z mojego zdezorientowania i jakimś pokrętnym sposobem ściągnął ze mnie koszulkę. Boże, on nigdy mnie nie widział, Boże... – Możemy pójść pod prysznic, jeśli chcesz.
- Słucham?... – spytałam nieprzytomnie, wciąż nie panując nad swoim spanikowanym oddechem – Harry, ja...
- Nie zrobię ci krzywdy, przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Kocham cię. – wydyszał w moje usta i złapał mnie za ręce, by postawić mnie na równe nogi.
- Ale...
- Nie bój się. – pocałował mnie głęboko, penetrując moje usta językiem, a jego dłonie puściły moje, by ulokować się na moich pośladkach. – Och, Lena, kocham cię tak bardzo... Tak bardzo... – wymruczał i odsunął się ode mnie, by pociągnąć mnie w stronę łazienki.

Nie chcesz mnie, nie
Nie potrzebujesz mnie
Tak jak ja chcę ciebie
Tak jak ja potrzebuję ciebie

A ja chcę ciebie w swoim życiu
A ja potrzebuję ciebie w swoim życiu

><><><><><><><><><

W ogóle to obrzydziłam tym sobie Stylesa jeszcze bardziej... xD

9 komentarzy:

  1. Składam oficjalny protest, znowu nie ma Kaulitza! I znów jest Styles, jeszcze bardziej obrzydliwy niż zwykle. Fuj! Gdzie sie podziewa Bill, kiedy Lena go potrzebuje?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, on ja zgwalci a ta nic nie zrobi... ''mam okres." CZY ONA NA SERIO TYM CHCIALA SIE WYWINAC?! Kurwa jestem chora, ledwo oddcyham, a przez Ciebie zupelnie przestalam, i niemal caly odcinek na bezdechu przelecialam. I łał. Kaulitz sie ''pojawil'', a ta glupia krowa zamiast prostestopwac,, sie bronic... czy krzyczec... robi jedno, wielkie nic. Chociazby powinna ze wzgledu na to, ze Bill moze ja obserwowac caly czas! Jezuu... wez, cos zrob, bo az mi sieniedobrze zrobilo. Glonojad w akcji.. Prosze ciebie chociaz o nie opisywanie tego ''aktu'', bo nie usmiecha mi sie wymiotowanie :P A zapowiada sie na to.
    I fajnie jakby Kalosz wyczul jej panike, niemoc, glupote, tepote i wszystko czym teraz reprezentuje Lenka po czym wlecial przez okno z okrzykliem bojowym i zastrzeli, ogolnie zabil skurwysyna :D
    AMEN.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dziś podły nastrój i ten rozdział zdecydowanie nie pomógł. Takie emocjonalne rozstrojenie sprawia, że łatwo się chociażby rozpłakać. I niewiele brakowało. Czuj się winna! Nie, to nie Bill ani Harry, to ty! xd
    Harrego nigdy nie lubiłam i od początku wiedziałam, że to dupek. Ale teraz wiem, że to chory psychicznie dupek. Cóż... Tacy też chodzą po świecie. Ale Lena widocznie takich do siebie przyciąga. Bo choć Billa lubię, takiego czy innego, to do ludzi normalnych on na pewno nie należy.
    Te praliny i inne tym podobne to mógł być Tom, ale zakładam, że wysłał je jednak Bill. To w tym jego popieprzonym stylu. Chory romantyk od siedmiu boleści. Bo pewnie nagle sobie ubzdurał, że ją krzywdził i o mało nie zabił? Że przecież zniszczył jej życie i uprzedmiotowił? Tak, w takim razie najlepiej odesłać ją do domu! Ale, żeby pokazać, jaki to on dobry i kochany, to wysyła czekoladki.
    No tylko Kaulitz umiałby stworzyć coś takiego xD
    Ale dobra, za daleko zabrnęłam. Własciwie po twoich wczorajszych pomysłach na urozmaicenie opowiadania, to nie jestem już niczego pewna.
    Chcę kolejną część!
    I już mówiłam, chcę Kaulitza i Harrego lecącego przez okno! Przecież psychopaci lubią podglądać ludzi, podrzucił jej prezent i się gapi! No powiedz że tak... xD

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bill to naprawdę ma poryte ;/ widać że ma w dupie głęboko ja ;/ a Harry pożal sie boże debil jakich mało :D brawo !! chce więcej hehe xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, Harry ty ogierze! Takiego zachowania, to ja się po nim nie spodziewałam:D Od kiedy z niego taki pan i władca? Przecież to rola Kaulitza. Ale racja, skoro go nie ma... Niech potem nie płacze, że Lena uprawiała seks z kimś innym. Jednak szczerze wątpię, aby do tego doszło.
    Czy ona nie potrafi być bardziej stanowcza? Kopnąć go w jaja(o ile je ma).Zacząć się drzeć lub inne takie...
    Bill i jego czekoladki. Taki odważny był, a teraz co? Odwaga wyparowała? Dobra, rozumiem, że postanowił dać jej spokój, pozwolić żyć własnym życiem blablabla, ale ludzie... To po jakiego wysyła jej jakieś mylne sygnały? Nie za bardzo rozumiem, co on chce przez to osiągnąć. Na dzień dzisiejszy nie lubię go, zdenerwował mnie.
    PS. Wybacz, że sypnęłam tyloma pytaniami retorycznymi, to samo jakoś tak wyszło:D
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznijmy od tego, że nie wiem, po co to robię, bo mój komentarz nie wniesie niczego konkretnego, ale nie umiem się dziś powstrzymać. Zazwyczaj jestem tym najgorszym typem czytelnika, który pochłania rozdział i nie komentuje, ale może najwyższa pora to zmienić?
    Nie wiem, czy to taki dzień, bo ulewa za oknem nie nastraja mnie pozytywnie, czy to tylko wpływ rozdziału, ale siedziałam i czytałam, a łzy ciurkiem leciały mi z oczu.
    Nie rozumiem, jakim cudem jesteś w stanie pisać tak, że czuję tak ogromną więź z bohaterką. Z drugiej strony wkurza mnie jej brak stanowczości co do Harry'ego. I chyba brak Billa w kilku poprzednich rozdziałach też robi swoje, bo przyzwyczaiłam się, że on zawsze gdzieś tam był.
    Nie muszę chyba mówić, że na następny rozdział będę czekać z równą obsesją, jaką Harry na na punkcie Leny xD.

    OdpowiedzUsuń
  7. O Boże nieeee.... Lena nie rób tego... Proszę niech ostudzi mu ten zapał porządnym kopniakiem między nogi! i znowu zakończenie w najgorszym możliwym momencie... będę kilka razy dziennie zaglądać w nadziei że dodałaś nowy odcinek... to chyba już oficjalne: jestem uzależniona :D
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
  8. To było ohydne! Jak on może tak postępować?! Brzydzę się Harrym!
    Mimo wszystko, Bill wysyłający Lenie słodycze jest lepszy od napalonego Styles'a! Wolę debila-Kaulitza, niż zboczeńca-Styles'a! Ot co!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bleh! Harry jest... e.. dziwny. hahaha xD W ogóle Kat mnie zdenerwowała trochę tym mówieniem, że między nią, a Tomem chyba coś poważnego jest. Dobija tylko Lenę. Ale z drugiej strony ją rozumiem. W końcu były sobie kiedyś bliskie i to było normalne. xD Biedna Lena, Bill się z nią bawi i wysyła jej słodkości, a Harry chce ją przerżnąć. Biedactwo... ech.

    Wybacz, za taki spóźniony komentarz, ale nie miałam wcześniej do tego głowy xD

    OdpowiedzUsuń