Tadaaaaaaaaam, nowy rozdział!
><><><><><><><><><><><><><><
[click]
Another shot of whisky please bartender
Keep it coming til I don't remember at all
How bad it hurts when you're gone
Turn the music up a little bit louder
Just gotta get past the midnight hour
Maybe tomorrow it won't
Be
This
Hard
Who am I kidding
I know what I'm missing*
Keep it coming til I don't remember at all
How bad it hurts when you're gone
Turn the music up a little bit louder
Just gotta get past the midnight hour
Maybe tomorrow it won't
Be
This
Hard
Who am I kidding
I know what I'm missing*
Patrzyłam tępo
w kieliszek wódki, który został mi podstawiony prawie pod sam nos i prawie
parsknęłam na myśl o tym, że to była kolejna dobra rzecz, która przeszła mi w
genach po matce. Polacy zawsze mieli mocne głowy. Nie miałam pojęcia, który to
był shot, ale byłam przekonana, że powinnam już leżeć pod stołkiem barowym,
całkowicie nieprzytomna. Szumiało mi w głowie i byłam tak wściekła, że miałam
ochotę opieprzyć kieliszek za to, że nie przynosił mi to żadnej ulgi. Alkohol
był taki przereklamowany. Ile musiałam wypić, żeby w końcu urżnąć się tak, by
urwał mi się film? Próbowałam już siódmy raz.
- Wielu masz
takich klientów, Patrick? – spytałam smętnie, obracając szkło między palcami.
Musiałam przyznać, że byłam naprawdę zabawna. To siódmy podrzędny bar, w którym
przesiadywałam w ciągu tygodnia. Po co ja to robiłam? Nie miałam pojęcia. Rozrywka była
przednia. Wydawałam tylko pieniądze, a potem barmani za mnie zamawiali
taksówkę, która zabierała mnie do domu i następnego dnia tu wracałam, by
odebrać swój samochód i wyruszałam w trasę, by znaleźć kolejny bar, w którym
mogłabym się upić. Cóż, lepsze to, niż przesiadywanie w domu. Na samą myśl
robiło mi się dosłownie wesoło. Bardzo sarkastycznie wesoło. Mieszkałam z
ludźmi, którzy mnie sprzedali. Co więcej, żeby dobrze zrozumieć żart
sytuacyjny, „umowa o zerwaniu umowy” traktowała o tym, że wszystkie pieniądze,
czyli te dziesięć milionów, miały przejść na moje nazwisko. Czyli było tak, jakby
oni nigdy nie zrzekli się córki, a ta córka z dnia na dzień stała się bogata.
Teraz ta sama córka traktowała ich jak powietrze. Z resztą wszystkich traktowałam jak powietrze. Odgrodziłam się nawet od Kat, która wciąż widywała się z Tomem.
Ze wszystkich osób ONA widziała się z mężczyznami, którzy w ciągu niecałych
dwóch miesięcy stali się dla mnie rodziną. Nie było, kurwa, sprawiedliwości na
tym świecie. Po prostu nie było. Znowu musiałam się powstrzymać, by nie
roześmiać się na głos. Po jaką cholerę szukałam sprawiedliwości w tym, co się
działo? Halo, to ja, Lena Howard, która została sprzedana świrowi, który okazał
się być mniej szkodliwy, niż najlepszy przyjaciel, świr numer dwa, który miał obsesję na jej
punkcie i omal jej nie zabił, próbując zabić świra numer jeden. A potem świr
numer jeden ją porzucił i na końcu „umowy o zerwaniu umowy” widniał zajebisty
dopisek, że miała się trzymać od świra numer jeden z daleka do końca życia.
- Nie
przypominam sobie, żeby mnie pytała o to kobieta. – odezwał się barman, a ja
podskoczyłam, zupełnie zapominając, że w ogóle coś do niego mówiłam. Uniosłam
wzrok z kieliszka na blondyna stojącego za barem i zapragnęłam mu przyłożyć za
to, że śmiał być wysoki, szczupły i umięśniony jak mężczyzna, którego chciałam
utopić w alkoholu. Łącznie ze sobą. – Nie sądzisz, że już ci wystarczy? –
spytał siódmy barman z rzędu, a ja roześmiałam się gorzko, chwilowo tracąc
kontrolę nad głową, która zatoczyła pijackie koło. Przynajmniej dobrze
wyglądałam. Tak dobrze, że zostałam odrzucona. I miałam na sobie bieliznę za
tysiąc dolarów. I pewnie koło dwóch tysięcy w portfelu, bo próbowałam zabić
smutek zakupami w drodze do kolejnego baru. Ha, ja nawet dostałam z powrotem
swój telefon, choć nie wiedziałam, po co mi on był, skoro w kółko dobijała się
do niego Katarina i przeszkadzała mi w próbach zabicia umysłu.
- Boże, nie. –
burknęłam, jednym haustem opróżniając kieliszek. Kurwa, wódka była taka ohydna
w smaku. – Ale powiem ci, że jeszcze kilka shotów i będziesz mógł zadzwonić po
taksówkę. Jest jeden plus, a nawet dwa. Nie wymiotuję i nie gwałcę. Może się
jednak zdarzyć, że zacznę nagminnie narzekać na swoje życie, ale to chyba
norma, nie? W sensie to było moje pytanie, czy często słyszysz narzekanie od
innych... – podsunęłam mu pusty kieliszek, a on ze zmarszczonym czołem nalał do
niego wódki. Najwyraźniej odstawałam od innych pijaków. Cóż, nic nowego. Od
każdego odstawałam.
- W takim
razie możesz narzekać. Nikogo innego nie ma, więc nie przeszkadzasz. –
uśmiechnął się lekko, a ja rozejrzałam się wokół, prawie zlatując przy tym ze
stołka. Cóż, może jednak nie byłam tak trzeźwa, jak mi się zdawało przed
chwilą. A raczej moje ciało nie było. Z drugiej strony to nie powinnam była mieć do
niego żadnym zażaleń. Od dziesięciu dni nie zaznało ani krzty seksualnej ulgi,
więc miało prawo robić to, co tylko chciało. Mózg z tego powodu też nie był
szczególnie zadowolony. Ale mózg był kurewsko trzeźwy i z tej irytacji strzępił
język. Po co? Przez tydzień już to robiłam, a nie czułam żadnej ulgi. Znowu. Ani
alkohol, ani gadanie nic nie dawało. Więc czy istniało coś, co mnie odmóżdży?
One-night-stand? Szlag, dlaczego nie potrafiłam się przekonać, że z kimś innym
byłoby tak dobrze jak z Kaulitzem? Nawet nie próbowałam sobie wmówić, że byłoby
lepiej, bo to było po prostu niemożliwe.
Głupia, głupia
miłość.
Tylko trzy miesiące z hakiem i wrócę na uczelnię i przestanę myśleć. Tak, Kaulitz
uczynił cud i nie wyrzucili mnie ze uczelni. Co więcej, ja zdałam! Pieprzony
Kaulitz! Kurwa, jak ja miałam teraz bez niego żyć, do cholery jasnej? Zostawił
mnie w najgorszym momencie, kiedy ja nawet nie wiedziałam, czy cokolwiek dla
niego znaczyłam. Ba, nie mogłam, bo gdyby było inaczej, nie zostawiłby mnie!
Nie zostawiłby!
Żachnęłam się
i wypiłam wódkę z kieliszka. Fuj, no kurwa, fuj.
- Powiem ci,
Patrick, że mam wybitne nieszczęście z facetami i tak, wiem, że to bardzo
oklepany temat i pewnie tylko o tym słyszysz od ludzi. – machnęłam niedbale
ręką, prawie zwalając szkło na podłogę. – Kurwa, ja jednak naprawdę jestem bardziej nawalona, niż myślałam. – westchnęłam, krzyżując ramiona. – Byłam
postrzelona. – rzuciłam nagle, odsłaniając czarną koszulkę, by pokazać mu
opatrunek, z którym ciągle musiałam się babrać. – Mój ee... były chłopak mnie
postrzelił, bo chciał zabić mężczyznę... – urwałam, mrugając gwałtownie
powiekami, przestając rozumieć, jaki był sens w gadaniu. Przecież nawet nie
mogłam powiedzieć detali. A bez detali ta historia była pozbawiona logiki. –
Patrick, to jest tak popieprzone, że nie mogę ci tego powiedzieć. –
wyszczerzyłam do niego zęby, a on parsknął śmiechem i potrząsnął głową,
wracając do wycierania szklanek. – Ale morał jest jeden, panie barmanie.
Mieszkam ze swoimi rodzicami, którzy mnie oddali przy pierwszej możliwej
sposobności, a teraz... – jęknęłam bezradnie i przywaliłam z impetem czołem w
blat baru. Był jeden plus alkoholu. Przynajmniej nie bolało. – To wszystko nie
ma za grosz sensu... – wymamrotałam, czując, że już nie miałam na nic siły. Znowu.
Telefon rozdzwonił się w mojej torebce, a ja skupiłam się na tym, by go
zignorować. Wiedziałam, że to Kat. Kto inny mógłby do mnie dzwonić o takiej
porze, jeśli nie ona? A właśnie, która to godzina?
Nie podnosząc
głowy z blatu, wyciągnęłam martwymi rękoma telefon z torebki i przewróciłam
oczami, aż zabolałby, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Kat. Boże, czemu
ona przeszkadzała mi o.. O, już wpół do trzeciej? Kurwa, czego ona chciała ode mnie
w środku nocy? A pierdol się, pewnie jesteś u Toma. Czyli w domu, w którym
chciałabym się ukryć przed rzeczywistością. Pierdol się, pierdol się, pierdol
się!
Odrzuciłam
połączenie i wyłączyłam telefon, wrzucając go z powrotem na swoje miejsce i
prychnęłam głośno. Już otwierałam usta, by poprosić o kolejny kieliszek, gdy ów kieliszek wylądował mi przed oczami.
- Nie jesteś
sama, skoro ktoś się tobą interesuje o tej godzinie. – zauważył Patrick, a ja
roześmiałam się bez wesołości.
-
Nieszczególnie mnie to cieszy, jeśli jedyna osoba, na której mi obecnie zależy,
się mną nie interesuje. I, kurwa, wyłączyłam telefon, a muszę zamówić taksówkę,
niech to szlag... – jęknęłam i poczułam, jak do oczu zaczęły mi nabiegać łzy. Byłam
już zmęczona. A to dopiero tydzień. Kolejny dzień do kolekcji. Ile ich miało
jeszcze być? Dwa? Trzydzieści? Trzysta sześćdziesiąt pięć? Wieczność? To dopiero
tydzień, a ja czułam się tak, jakby ktoś wyrwał ze mnie wszystkie narządy
odpowiadające za czynności życiowe. Nigdy nikt mnie nie porzucił i... Nie, to
nie było to. Po prostu każdy mógł
mnie porzucić, tylko nie on... Otworzyłam się przed nim, powiedziałam mu, co do
niego czuję, choć byłam pewna, że to będzie moje samobójstwo i, kurwa,
zaakceptował mnie z tym, było tak... Było... – Patrick, będę ryczeć, mógłbyś
zadzwonić po taksówkę, zanim będziesz musiał mnie zbierać z podłogi?...
Dom był taki
obcy.
Nie chodziło o
to, że będąc pijanym miało się problem z dojściem gdziekolwiek w ciemnościach. Nie chodziło o to, że droga do łóżka dłużyła
się niemiłosiernie, równie długo jak cały tydzień. Prawie skręciłam sobie
kostkę, ściągając ze stóp szpilki, ale to nie przeszkadzało mi w potykaniu się
o własne nogi. Nie chodziło o to, że nikt na mnie nie czekał, a przed
„sprzedażą” zawsze tak było. Chciałam być u niego.
Pokój był mały
i ciasny. Łóżko małe i zimne. Duszno. Samotnie. Niewygodnie. Źle. Pusto. Cicho.
Opatulałam się kołdrą po głowę, bym nie musiała widzieć, że nie byłam u siebie.
Boże, nie byłam u siebie, będąc u siebie. Byłam zmęczona narastającą ironią i
sarkazmem, z którymi zderzałam się codziennie.
I na dodatek
łapałam się na tym, że nie pamiętałam, gdzie co było, a gdy zamykałam oczy,
potrafiłam przywołać każdy szczegół z sypialni, w której rezydowałam przez
półtora miesiąca. Czy ja byłam bliska szaleństwa? Nie wiedziałam. Wiedziałam za
to, że alkohol, który miał pomagać w zasypianiu, kompletnie nie sprawdzał się w swojej
roli. I gdy już leżałam na łóżku, dusząc się brakiem powietrza pod pościelą,
zastanawiałam się, po jaką cholerę ja codziennie uciekałam, kiedy nie było sensu
uciekać przed samym sobą. Nie było sposobu. A ja w kółko próbowałam i
wściekałam się, że to nie działało. Sęk w tym wszystkim był taki, że chciałam
zignorować pustkę, która siedziała dokładnie we wnętrzu mojego ciała i umysłu.
Byłam bezdennie głupia. I bezdennie zakochana w człowieku, który mnie nie
chciał. I wciąż odtwarzałam sobie wszystkie sytuacje i nie potrafiłam przestać.
Jakby mi ktoś w mózgu nastawił film na opcję „powtarzanie”.
Uderzałam
głową w poduszkę raz za razem, a obrazy nie znikały. Cierpiałam na cholerną
bezsenność i zdarzało mi się, że potrafiłam nie zmrużyć oka przez całą noc.
Miałam paskudne poczucie, że tym razem będzie dokładnie to samo.
Wyobraziłam
sobie miliard wariacji sytuacji, gdzie Bill się pojawiał i... I nie wiem, kazał mi wracać... Nie musiałby mi wyznać miłości. Po prostu niech mnie zabierze z
tego miejsca...
- Lena, do
kurwy nędzy, martwiłam się...
- Niepotrzebnie.
Jak widzisz, żyję, mam się świetnie i...
- Czy ty
jesteś pijana?
- Skąd w ogóle
wiedziałaś, gdzie jestem? – skrzyżowałam ramiona i spojrzałam na nią
wyczekująco, a gdy jej policzki się zaróżowiły, wszystko wskoczyło idealnie na
miejsce. Nagle hipoteza zagnieździła się w mojej podświadomości i te wszystkie
telefony w środku nocy, kiedy nikt nie wiedział, gdzie byłam i kiedy ja
teoretycznie powinnam spać... Poczułam ochotę, by coś rozpierdolić. –
Kurwa, nie mów mi, że ktoś mnie śledzi!
- Nie drzyj
się! – syknęła Kat, łapiąc mnie za łokieć, ale natychmiast się wyrwałam spod
jej dotyku. Wyciągnęłam z portfela kilka banknotów i rzuciłam je na ladę,
zeskakując ze stołka barowego. Zignorowałam bełkot barmana o tym, że dałam mu
znacznie za dużo pieniędzy. Byłam wściekła.
-
Zajekurwabiście! – warknęłam, sztywno wypadając z baru na dwór, gdzie buchnęło
we mnie gorące powietrze. – Po prostu przezajekurwabiście! Kurwa, kurwa, kurwa!
– wrzasnęłam, a kilka klientów na parkingu spojrzało na mnie litościwie.
Zmrużyłam morderczo oczy, kierując się do Hondy, która stała właściwie w
najodleglejszym rogu całego placu, ledwo nadążając za swoimi czarnymi
szpilkami, które miałam na sobie. To wszystko musiało być jakimś żartem. A może
ja spałam?... Nie miałam pojęcia, ale fakt był jeden. Nie chciałam tego
wiedzieć. I nie chciałam, żeby Katarina się za mną toczyła, próbując mnie
dogonić po tym, jak prawie dostała drzwiami, które z impetem otworzyłam i które
z impetem się za mną chciały zatrzasnąć.
- Lena,
porozmawiajmy, do cholery, jak ludzie!
- I mówi to
ta, która mnie z góry oceniła za postępowanie i traktowała mnie jak szmatę do
podłogi! – odgryzłam się, ani na sekundę nie odwracając do niej głowy. Chciałam
stąd zniknąć, znaleźć może jakiś nocny klub, cokolwiek... Byłam cholernie
niewyspana. Mógłby mnie tam ktoś napaść, zgwałcić, dosypać jakichś proszków do
drinka... Mogłabym tam umrzeć...
- Ale ja
ciebie nie unikałam przez prawie dwa tygodnie! – oburzyła się, a ja
przewróciłam oczami. Doszłam szybkim tempem do Hondy, pilotem odblokowałam
zamki i już naciskałam klamkę, gdy Kat złapała mnie za ramię. Świetnie. I przez
nią jeszcze chciałam wracać do domu po alkoholu. Do czego to, do cholery, doszło? Wolałam, żeby to ktoś mnie zabił, a nie ja sama siebie. To by
oznaczało, że byłam słaba. I chociaż wiedziałam, że taka byłam, wolałam sobie
wmawiać, że było inaczej.
- Unikałabyś
mnie dłużej, gdyby cię Tom do mnie nie przyprowadził, więc sobie daruj. –
prychnęłam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Brakowało mi jej. Brakowało mi
całej trójki, do kurwy nędzy. Nie Harry’ego, nie reszty z jego zespołu, nie znajomych
z uczelni, ani nie moich rodziców. Chciałam... Chciałam wiedzieć, co z nimi,
jak się czuli, jak... Rozejrzałam się wokół i rzeczywistość mnie znowu uderzyła
jak obuchem. – Kurwa, ja naprawdę jestem śledzona? Kto cię, kurwa, tutaj
podwiózł? – spytałam zdławionym głosem, a Kat spuściła wzrok. Poczułam, jak
moje serce zaczęło wykonywać jakiś radosny maraton w bliżej nieznanym mi
kierunku i celu. Szlag by to trafił, mogłaby skłamać i nie zachowywać się tak
oczywiście! – Nie chcę się zachować jakoś wulgarnie, ale po chuj on w ogóle cię
tutaj wysłał i dlaczego, do kurwy nędzy, mnie śledzi, skoro mnie nie chce?! –
uniosłam się, ledwo panując nad odruchem, by przywalić głową w szybę, albo
skopać drzwi. To wszystko nie miało żadnego sensu.
- Prawdę
powiedziawszy, to zakazał mi zadawania jakichkolwiek pytań. – odpowiedziała
zrezygnowana i wzruszyła ramionami. – Nie mam pojęcia, o co mu chodzi i nie
wiem, co on na twoje zachowanie, ale ja się martwię, Lena. – spojrzała na mnie
ze zbolałą miną, a ja nie mogłam się opanować, by nie parsknąć suchym śmiechem.
Złapałam jej rękę i położyłam na jej dłoni klucze.
- Zabierz mnie
do domu. Obiecuję ci, że więcej chlać nie będę. – wycedziłam głosem ociekającym
sarkazmem i oderwałam się od niej, by wsiąść do samochodu od strony pasażera. –
Dzisiaj. – dodałam pod nosem i ponownie przewróciłam oczami. Kim oni byli, by
mi rozkazywać? Już nikt nie miał nade mną żadnej władzy, ani kontroli. Jeśli
nikt mnie nie chciał wcześniej, to niech się pocałują teraz w dupę. Wielki
Kaulitz nie potrafił już nic innego, niż tylko utrudnianie ludziom egzystencji.
Wywalił mnie na zbity pysk, a teraz miał jeszcze czelność robić coś za moimi
plecami. A niech spierdala. Po prostu niech, kurwa, spierdala.
Cóż,
najwyraźniej pod minimalnym wpływem alkoholu robiłam się cyniczna i
zgorzkniała. Cóż za pech.
- Lena,
dlaczego się ode mnie odsuwasz? – zapytała Kat, gdy usadowiłam się na miejscu i
skrzyżowałam ramiona, udając obrażoną. Tak naprawdę to chciałam, żeby mnie
odwiozła i zostawiła w spokoju. Byłam zmęczona swoim własnym życiem i tyle.
- Bo jestem
zazdrosna. Nie chcę rozmawiać na ten temat. Nie bez powodu próbuję się zalać w
trupa. – odparłam, odmawiając sobie spojrzenia na nią. Zamiast tego wolałam
gapić się przez boczne okno, mając gdzieś to, czy ona nas zabije samochodem,
czy nie. Po prostu niech jedzie przed siebie. Gdziekolwiek. Cokolwiek. Wszystko
jedno. – Bezskutecznie. Zero pożytku. Zero...
- Lena, o czym
ty do mnie mów...
- Odwieź mnie.
– ucięłam, unosząc ostrzegawczo dłoń. – Po prostu mnie odwieź i nic więcej nie
mów.
- Nie możesz
mnie tak bezsensownie odpychać...
- Jakie
„bezsensownie”?! – odwróciłam się do niej, zaciskając zęby, gdy za mała ilość
alkoholu zaczęła wypierać ze mnie wszystkie uczucia, które chciałam zakopać
gdzieś głęboko w sobie. Otępienie było dobre. A to, że w moich oczach zalśniły
łzy, już nie. To, że bolało mnie serce, też. To, że chciałam uderzać głową we
wszystko, by stracić przytomność, najlepiej na zawsze, też. To, że Kat zobaczy
moje załamanie, też. – W czym ty w ogóle doszukujesz się logiki, do chuja?!
Tęsknie za facetem, który mnie kupił i nie mogę znieść myśli, że moja
przyjaciółka go widuje ot tak! No, do kurwy nędzy, kocham człowieka, który mnie
wyjebał dosłownie i w przenośni! Gdzie ty próbujesz znaleźć logikę?! – czy
obchodziło mnie, że się darłam? Naprawdę krzyczałam, bo poczułam, że zabolało mnie
gardło. Nie obchodziło mnie to. Ani odrobinę. – Odwieź mnie do domu! Chcę
zostać sama i zwariować z dala od innych!
Kat patrzyła
na mnie oniemiała, mrugając tylko oczami, jakbym ją zaszokowała. Czym niby?
Tym, że nigdy przy niej nie wrzeszczałam? Tym, że zachowywałam się jak
pierdolnięta wariatka? Wewnątrz mnie czułam powoli rozsadzające mnie coś, co
uwierało i bolało po skurwysynu.
Zamaszyście starłam łzy z policzków, próbując zapanować na świszczącym i
spazmatycznym oddechem, który sprawiał, że myślałam, że za chwilę się uduszę.
Chciałam zniszczyć samochód, telefon, siebie. Chciałam zniszczyć to palące
kurewstwo. Chciałam...
- Jeśli
chcesz, nie będę się wtrącać w twoje życie... – usłyszałam cichy beznamiętny
głos Katariny, a po mojej skórze przebiegły dreszcze.
- Świetnie!
Wyjdź i mnie zostaw! No idź! – machnęłam ręką w stronę drzwi. – Po prostu mnie,
kurwa, zostaw jak ten skurwiel!
- To czego ty
chcesz, do cholery?! – uniosła się, a ja rozleciałam się całkowicie i wtuliłam
się w nią, siorbiąc nosem jak mały dzieciak. – Och, Lena... – jej dłonie
spoczęły na moich plecach i już nic więcej nie powiedziała, otaczając mnie
ramionami, których wcale nie chciałam. Jedyne ręce, które potrzebowałam przy
sobie czuć, należały do osoby, która miała mnie tak daleko, jak daleko ode mnie mieszkała.
Sto trzydzieści dwie mile od miejsca mojego zamieszkania. Jak Kat podróżowała
tyle godzin w tę i z powrotem? I co mnie to interesowało?
Teraz nikt nie
mógł mi wmówić, że to, co czułam do pieprzonego Kaulitza, to tylko zauroczenie.
Pociąg seksualny. Chciałam go. Z powrotem.
Byłam taka
zmęczona...
Barman, proszę o kolejną whisky
Przynoś ją, dopóki zupełnie nie zapomnę
Jak bardzo boli, gdy ciebie nie ma.
Podkręć trochę muzykę
Musi po prostu minąć północ
Może jutro nie będzie
już
tak
ciężko
Kogo ja oszukuję
Wiem, czego mi brakuje
Przynoś ją, dopóki zupełnie nie zapomnę
Jak bardzo boli, gdy ciebie nie ma.
Podkręć trochę muzykę
Musi po prostu minąć północ
Może jutro nie będzie
już
tak
ciężko
Kogo ja oszukuję
Wiem, czego mi brakuje
Czyżby syndrom sztokholmski?:D
OdpowiedzUsuńA tak serio, to biedna Lena. Zapijaczyła się jak trzeba. Myślę, że Kaulitz gdzieś tam jednak krąży. Może nawet przeprowadził się żeby być bliżej niej? Możliwe. I wątpię żeby długo dał radę być z dala od Leny. Z niego to taki pies ogrodnika.
PS. Krótszego się nie dało?:D
Pozdrawiam Edyta
super ;)) od samej piosenki i tekstu tego łzy lecą :)) cudnie !!!
OdpowiedzUsuńUtwierdzam się coraz bardziej, że to dupek. A Lenka jest idiotką xD Na jej miejscu bym śledziła Kat i wdarła się do ich chaty, by gnojowi wygarnąć co i jak. Ewentualnie bym się skusiła na dowiedzenie ''dlaczego''. Lub jeśli chciała uciec od wszystkiego... to czemu mając te 10 mln, nie wyjechała w pizdu gdzieś daleko? Na złość innym. albo wiedząc, że on ją śledzi... teraz powinna coś wykombinować, by dupek się ujawnił. O. to jest dobre :D Po pijaku chcieć jechać wozem, albo hmm... jeśli jest taki zaborczy i był o nią cholernie zazdrosny, popadając w jakiś szał z powodu iż ona gadała tylko z Tomem... Niech dostawia się do kogoś, a Kaulitz sam pewnie nie wyrobi i do niej przyleci z ryjem "jak możesz iść tym idiotą kurwa, jak nawet mi nie dorasta do pięt?! Byś wybrała chociaż lepszą imitacje mnie! Obrażasz mnie w ten sposób kurwa! " Czy coś w ten deseń. Dobra okazja by mu przypierdolić za te dwa tygodnie cierpień i upijania się w trzy dupy xDDD
OdpowiedzUsuńKcem kolejny :D
Eh, żałuję tylko, że Lena go nie spotkała i mu wszystkiego nie wygarnęła. Właściwie nie wiem, czy umiałaby mu wygarnąć. Rzuciłaby się na niego od razu...? Zresztą, nieważne xD
OdpowiedzUsuńPowinnam siedzieć przy arkuszach maturalnych, które wiszą nade mną jak kat, ale musiałam przeczytać, a co :D
W sumie to czytając ten rozdział czułam w środku coś takiego... dziwnego xD Jakbym miała zacząć płakać razem z Leną, wyjąć butelkę czystej i towarzyszyć jej w użalaniu się nad podłym życiem i przeklinaniu Brzydala. Ale cóż, może to lepiej, że siedziałam na tyłku i czytałam dalej, bez tych dodatkowych atrakcji.
Tak, czy inaczej, mimo że raczej trudno powiedzieć, że rozdział mi się podobał (bo jak może się podobać skoro Kaulitz nadal jest upartym dupkiem) to na pewno osiągnęłaś swój cel. Czytając to, czułam się tak samo przybita, jak ona.
I publikuj szybko kolejny, bo ja znów chcę widzieć ich razem!
Dobra, to na tyle xd wracam do matmy :D
Pozdrawiam :)
Wlasciwie nie wiem, co mam tu napisac. Bill to kretyn, ktory nie moze sie zdecydowac, z jednej strony udaje, ze jej nie chce i wyrzuca ja z domu, z drugiej za nia jezdzi, jak zwykle zero logiki w jego zachowaniu. Caly rozdzial mega smutny, mam nadzieje, ze kolejne będą bardziej optymistyczne i Bill wyjasni motywy swojego zachowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Widzę, że Lena ma podobny stan psychiczny co ja dzisiaj... No może ja się nie upiłam czy coś, ale też jestem zmęczona. W każdym razie odcinek dobry, chociaż wciąż miałam nadzieję, iż Świr numer 1 się ujawni gdzieś niedaleko Leny. Cały czas mam cichą nadzieję, że młodszy Kaulitz się jeszcze pojawi. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Debil, Debil, Debil! najpierw ją kupuje, odcina od świata, wykorzystuje, by potem ją porzucić, a potem ją śledzi... no co za... ugh! Nigdy nie zrozumiem tego człowieka! I biedna Lena teraz cierpi, bo zakochała się w idiocie! -.-'
OdpowiedzUsuńPrzez cały odcinek miałam nadzieję, że jednak Bill się pojawi! Ale nie... była Kat... -.-' Ech...
CZEKAM na nexta! ;D
BuŹka! ;*
W końcu komentuję! Przepraszam, że się opuściłam, ale nie mogłam nadrobić wcześniej.
OdpowiedzUsuńKatarina mnie zdenerwowała. Bill zresztą też! Najpierw ją kupuje, potem anuluje umowę, a teraz śledzi?! No to chyba jakiś żart! Popierdolony żart!
Idę czytać nexta!