You don’t want me, no
You don’t need me
Like I want you, oh
Like I need you
And I want you in my life
And I need you in my life*
You don’t need me
Like I want you, oh
Like I need you
And I want you in my life
And I need you in my life*
To musiał być
koniec, prawda? Ten definitywny. Jeśli wydawało mi się, że może kiedyś coś się
zmieni, że może Bill weźmie mnie z powrotem tylko dla seksu, teraz wiedziałam,
że to były tylko czcze nadzieje. Teraz wróciła Emilie, którą kochał bardziej,
niż samego siebie, niż brata, niż kogokolwiek i cokolwiek. Co znaczyła kobieta,
z którą dopasowywał się w łóżku przy kobiecie, którą kochał? Nic. Odechciało mi
się wszystkiego. Katarina przychodziła, ale nie mówiłam jej nic, a ona ani
słowem nie wspomniała o tym, że widziała jakąś obcą osobę w ich domu. Ja
natomiast, żeby dobić się jeszcze bardziej, postanowiłam skorzystać z internetu,
by ją znaleźć. I znalazłam. Pieprzona Emilie była słodką blondynką o
niebieskich oczach, pieprzonym przeciwieństwem mnie, jakbym specjalnie była
wybrana tak, bym nie przypominała tej szmaty. I była piękna, naprawdę była.
Wcale nie wyglądała na kogoś, kto mógłby skrzywdzić kogoś tak cholernie, jak to
zrobiła. W większości przypadków jej włosy były ułożone w duże loki, które
spływały kaskadą na jej opalone plecy. Boże, nawet jej skóra zdawała się lśnić
pięknem. Nie byłam brzydka, ale patrząc na nią, nie mogłam nie myśleć o tym, że
czegoś musiało mi brakować, skoro Bill mnie wyrzucił. Za małe piersi? Za mały
tyłek? Jej ciało było bardziej kształtne. Jej usta perfekcyjnie wykrojone, oczy
duże, twarz delikatna w kształcie serca. Z hukiem zatrzasnęłam laptopa,
chowając głowę między kolanami. I jakbym miała za mało problemów, Harry nie
odpuszczał. W kółko mnie nawiedzał, a ja robiłam rzeczy, których w ogóle nie
chciałam robić. I byłam tak cholernie samotna i wiedziałam, że nie mogłam się
wyprowadzić, bo chociaż w domu byłam bezpieczniejsza, niż poza nim. Jedyne, co
mnie ciągnęło do świata zewnętrznego, to zakupy. Nie dbałam o siebie. Nic ze
sobą nie robiłam. Po prostu dni mijały. Doba za dobą, a wokół nie było niczego,
co by mnie przywróciło do stanu sprzed tego wszystkiego, co się stało. I to się
nie kończyło. Wciąż i wciąż to samo. Wciąż tęskniłam i wciąż bolało. A potem
przychodził Harry i nie wiedziałam, co się ze mną działo. Dawał mi sztuczne
poczucie ciepła, ale samotność nie znikała, a po jego wyjściu czułam się jak
szmata. Dlaczego pozwalałam mu na dotyk, kiedy go wcale nie chciałam? Rozsądek
mi podpowiadał, że po prostu próbowałam wyplewić z siebie uczucie do Billa, ale
to wcale nie działało. Tak naprawdę to powinnam do niego pojechać i mu
powiedzieć, co myślałam o tym, jak mnie potraktował, ale gdy wyobrażałam sobie, że
gdzieś tam mogła się podziewać jego była, która i być może nie była już jego
byłą, a obecną dziewczyną, mdłości podchodziły mi do gardła. Jak miałam mu
cokolwiek powiedzieć, kiedy ona wróciła? Jak mogłam się otworzyć przed nim
drugi raz w takiej sytuacji? I czy to w ogóle by cokolwiek zmieniło?...
Kurwa, ja nie
umiałam przestać czuć. No, do cholery, taka opcja w ogóle nie istniała, więc po
ja próbowałam? Zmuszałam się do rzeczy, które mnie brzydziły, by zapomnieć, a
przez to, że całowałam Harry’ego, dobitnie sobie przypominałam, jak drżały mi
nogi, gdy całował mnie Bill. Porównywałam każdą rzecz, każdą wypukłość
mięśni... Mogłam wymieniać bez końca. Zarost, czy raczej jego brak, miękkość
skóry, włosy, usta, oczy, nos, uszy, klatka piersiowa, ramiona, szyja, którą
tak uwielbiałam u Billa, barki, obojczyki... Gubiłam się, gdy nikt mi nie
wskazywał drogi, którą powinnam podążać. Gubiłam się, gdy nikt mnie nie ciągnął
za rękę. Byłam jak cholerny Jack Dawson, który zamarzł w wodzie i opadł na samo
dno. Wiedziałam, że dostanę rykoszetem, gdy spróbuję uratować Billa, ale nie
miałam pojęcia, że cena będzie tak wysoka. I teraz dotykał mnie ktoś, kto miał
wielki wkład w odsunięcie mnie od kogoś, wokół kogo kręcił się mój świat.
Oddawałam siebie komuś, kto był zły. Nie mówiłam „nie”. Nie robiłam nic i
ciągle przetwarzałam swoje życie w głowie, jakby to cokolwiek zmieniało. Nic
się nie zmieniało. Stałam w miejscu. Nie, nawet to nie było to. Ja się cofałam,
kiedy za mną były gorsze rzeczy, niż przede mną. Powinnam ruszyć naprzód. Tylko
nie wiedziałam jak. Byłam szurnięta. Byłam pierdolnięta i żałosna. I toczyłam
się ku autodestrukcji.
Nie pomagało
nawet to, że siedziałam teraz w restauracji the Poseidon w Del Mar z Katariną i
wpieprzałam ogon homara z ziemniaczkami na słodko. Miałam okres i tak wielką
chcicę na owoce morza, że zrezygnowałam na chwilę z bezczynnego siedzenia w
domu. Z racji tego, że wyglądałam tragicznie, byłam ubrana w szeroką czarną
koszulkę, która zakrywała mnie prawie całą i jeansy, choć było tak cholernie
gorąco, że się w tym topiłam. Raz byłam tu z rodzicami i pamiętałam, że mieli
dobre jedzenie, więc nawet się poświęciłam i przejechałam prawie trzydzieści
mil, by tu coś zjeść. Kat – w przeciwieństwie do mojej tragicznej osoby –
wyglądała olśniewająco. Miała na sobie beżową prostą sukienkę na szerokich
ramiączkach z dekoltem w łódkę, szpilki nude, które dostała ode mnie na
urodziny, rozprostowane włosy, delikatny makijaż i miałam ochotę rozdrapać jej
oczy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że przepełniało ją szczęście. I że
mnie przepełnia gorycz i zrezygnowanie. O tyle dobrze, że nie jechałyśmy tutaj
razem. Gorzej, że ja na nią czekałam, a gdy ją tylko zobaczyłam, chciałam wstać
i uciec. Jej cała postawa mówiła, że będziemy głównie krążyć wokół Toma. Pękało
mi serce. Pięćdziesiąty czwarty raz.
Więc
siedziałam i jadłam niemrawo homara, na którego normalnie byłoby żal wydać
tyle pieniędzy, a co było mi teraz cholernie obojętne przez fortunę Kaulitza i
próbowałam unikać osoby, która siedziała naprzeciw mnie i z zadowoleniem
delektowała się makaronem z serem i owocami morza. Co ja tu robiłam?...
- Wydajesz się
być szczęśliwa. – mruknęłam w końcu, zastanawiając się, czy bardzo było widać, że
przez kilka dni nie myłam głowy. Jej włosy za to dosłownie lśniły. Jak Emilie
na zdjęciach. Ugh.
Katarina
uśmiechnęła się do mnie szeroko i nawet nie musiała odpowiadać. Po co pytałam?
- Wydaje mi
się, że ja i Tom to chyba coś poważnego. – rzuciła i w jej głosie usłyszałam
tyle emocji, że coś przekoziołkowało mi boleśnie w żołądku. Odechciało mi się
jeść jak na pstryknięcie palców. Ona i Tom to coś poważnego? A chciała mnie
stamtąd zabrać i uważała obu za chorych psychicznie ludzi. Szybko zmieniła
zdanie. – Wiem, że nie powinnam ci o tym mówić w tej sytuacji, ale...
- Rozumiem. –
wzruszyłam ramionami, babrając widelcem w ziemniakach. – W końcu jesteś moją
przyjaciółką i powinnam się cieszyć twoim szczęściem. – cóż. Nie cieszyłam się.
– Cieszę się. – skłamałam gładko i obdarzyłam ją zmarnowanym uśmiechem, walcząc
z bólem, który odbierał mi oddech. Kręciło mi się w głowie i nagle do mnie
dotarło, że, gdy wróciłam do swojego życia, dopiero teraz poczułam, jak to było, gdy traciło się absolutnie wszystko. A czuło się to dokładnie wtedy, kiedy było się pośród swoich ludzi i miało się świadomość, że tak naprawdę już się do nich
nie pasowało i nie potrafiło się nawiązać z nimi nici porozumienia. Nie miałam ani
rodziców, ani Kat. Ani Billa w szczególności. Tylko bagno, w które wpadłam.
Harry’ego.
- Och, Lena,
ja... – potrząsnęła głową i odgarnęła swoje włosy na plecy. Spojrzała na mnie
ze współczuciem, którego nie chciałam. – Gdybym tylko mogła cokolwiek zmienić,
natychmiast bym to zrobiła, ale on... – odłożyła sztućce na talerz i
odetchnęła. – Lena, ja wciąż się z nim kłócę, a do niego nic nie dociera. To
jest cholernie skomplikowane i nie wiem...
- Nie
rozmawiajmy o nim. Opowiedz mi o Tomie. – przerwałam jej, mając męczące
poczucie, że zaraz się uduszę. Czemu to nie chciało się skończyć, do cholery
jasnej?
Katarina
widocznie się zrelaksowała, a mi przez głowę przemknęło, że to takie
bezsensowne, że poruszała temat, który był dla niej niewygodny. Nie rozumiałam,
po co się tłumaczyła, skoro przecież nikt nie potrafił dotrzeć do Kaulitza. Ja
nie umiałam, a tym bardziej Tom. Nie wierzyłam, że mogła sądzić, że uda jej się
cokolwiek wskórać. Z resztą... co to niby takiego miało być? Przecież nie
zmusiłaby go, by do mnie wrócił, choć nigdy nie byliśmy razem, skoro nie
chciał. No i skoro miał Emilie, o której Kat nie wspominała ani słowem. Jakby
jej tam nigdy nie było.
- Schudłaś. –
zauważyła, a ja posłałam jej sceptyczne spojrzenie. Przecież się widywałyśmy.
No i miałam na sobie szeroką koszulkę, która zasłaniała praktycznie całe moje
ciało. Całkowicie nielogiczne. Czemu wyskoczyła z tym tak nagle? – Nie chciałam
mówić tego wcześniej, ale, Lena, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić. –
zagryzła wargę, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem. – Nie chciałabyś się do
mnie przeprowadzić?
Więc chciała
mnie mieć blisko?
- Po co? Nie
jestem małym dzieckiem. – burknęłam, choć doskonale wiedziałam, że właśnie tego
było mi potrzeba. Osoby, która mogłaby mnie prowadzić dokładnie jak małe
dziecko. Byłam godna pożałowania. I wzbudzałam w niej litość, czyż nie?
- Doskonale
wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu... – zamknęła na chwilę oczy i
westchnęła. Chciałam wrócić do domu. Zaszyć się pod kołdrą i zniknąć. Może
powinnam wstąpić do księgarni, zanim tam wrócę? Mogłabym kupić jakąś książkę i
zaśmiecić sobie głowę niepotrzebnymi historyjkami, które nie poprawią mi
humoru, ale pozwolą przetrwać kolejne dni z dala od rzeczywistości. To w sumie
nie był taki głupi pomysł. – Nie... Nie było mi łatwo po rozstaniu z Louisem. –
odezwała się nagle, wyrywając mnie z zamyśleń. Miałam ochotę przewrócić oczami,
sama nie wiedziałam czemu. Myślałam, że to był już zamknięty temat. – I tak
naprawdę jedyne, co mi pomogło to jakoś przetrwać, to towarzystwo innych
ludzi. Ty. – uśmiechnęła się słabo i otworzyła oczy, patrząc na mnie łagodnie.
– Chcę ci pomóc. Jakoś. Zdajesz się być w jeszcze większej rozsypce, niż ja...
– „większej rozsypce”? Chciałam się roześmiać na to stwierdzenie, bo przecież
ona nie miała zielonego pojęcia. O niczym. A szczególnie o tym, co ja ze sobą
robiłam. A dokładniej to o tym, że Harry wrócił do mojego życia. I dotarło do
mnie, że nie mówiłam jej o tym dlatego, że ja naprawdę chciałam doprowadzić się
do autodestrukcji. Byłam jak narkoman. I moim nałogiem było niszczenie samej
siebie. Odrzucanie jakiejkolwiek pomocy. – A ty mnie odpychasz.
Skinęłam
głową, uśmiechając się ponuro. Oczywiście, że ją odpychałam. Moje wnętrzności
mi mówiły, że nie było innego wyjścia, choć wiedziałam podświadomie, że owszem,
było i to jakie.
Wzruszyłam
ramionami, powracając do obiadu, choć w ogóle nie miałam ochoty się nad nim
pastwić. Wciąż chciałam wrócić do domu i przestać się martwić tym, że nie
pasowałam.
- I byłabym
zapomniała, Tom kazał ci przekazać, że mówi „cześć”. – dodała nagle, a moja
głowa poderwała się w trybie natychmiastowym i poczułam, że zrobiło mi się ciepło
gdzieś w okolicy serca. Boże, Tom... Tak cholernie za nim tęskniłam... – Może
mogłabym go jakoś zmusić, by tutaj przyjechał i byście się zobaczyli. – mówiła
dalej, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom, że mogłaby to zrobić. Przecież
oni się w ogóle nie ruszali z domu, tym bardziej, że Santa Monica nie była o
rzut kamieniem od San Diego. Ale... Ale jeśli on się pojawi... On nie mógłby
mnie zobaczyć w takim stanie. Przecież ja wyglądałam jak chodząca tragedia. I
jeszcze miałam na dodatek okres.
- Nie wiem,
czy to... Znaczy... – odchrząknęłam, próbując opanować nagle rozszalałe emocje.
Niech mnie szlag trafi, ja naprawdę chciałam go zobaczyć i się do niego
przytulić. On był kimś dobrym. Tak kurewsko dobrym, że chciałam chociaż na
chwilę zasmakować tej dobroci. – Kurwa, tęsknię za nim. – wyrzuciłam,
przecierając dłonią twarz i zamknęłam oczy, nie wierząc, że znowu zbierało mi
się na płacz. Co już myślałam, że to się więcej nie powtórzy, ciągle się
powtarzało.
- Cóż, mogę
przysiąc, że on też za tobą tęskni, bo za każdym razem, gdy się widzimy,
zawsze chce wiedzieć, co u ciebie słychać. – powiedziała Kat, upijając łyk wody
ze szklanki. – Po prostu sytuacja jest popierdolona, więc nie do końca chciał
się wtrącać.
Co było
zabawne? To, że ona go teraz znała lepiej, niż ja.
- Taa...
Musiałam coś
ze sobą zrobić. Musiałam jakimś cudem zacząć żyć normalnie. Nie ja pierwsza
zostałam wyrzucona na bruk i nie ostatnia. Czym różniłam się od tych osób,
które były tak potraktowane? Ja jeszcze istniałam na tym globie i mogłam coś
uczynić. Cokolwiek. Chociaż Kat miała dobrze, może ja nie musiałam być
szczęśliwa. Powinnam ją wspierać, a nie zazdrościć. Powinnam ruszyć dalej,
zostawić wszelkie niepowodzenia za swoimi plecami, unieść podbródek i udać, że
wszystko było okej. Udawać tak długo, aż sama w to uwierzę.
Powinnam.
Zrzuciłam w
przedpokoju trampki, oddychając głęboko, gdy w końcu zniknęłam spod
oddziaływania słońca na moją za bardzo rozgrzaną skórę i przywitałam z ulgą
klimatyzację, która natychmiast mnie zrelaksowała. Nawet droga z samochodu do
domu była niewygodna. Było chyba ponad sto stopni w cieniu. Niby byłam do tego
przyzwyczajona, ale podczas okresu nic nie było normalne i takie, co byłoby łatwo
przystosowalne dla organizmu. Rzuciłam kluczyki od Hondy na szafkę stojącą po
lewej stronie i z reklamówką pełną książek ruszyłam w stronę schodów na piętro,
gdzie zamierzałam się ukryć. Nawet nie kwapiłam się, by przywitać swoich
rodziców, z którymi od ostatniej kłótni w ogóle przestałam się odzywać. Oni
chyba już stracili nadzieję, że cokolwiek się zmieni, więc nawet lepiej dla
mnie. Dom był oazą ciszy, pomijając włączony telewizor w salonie i matkę
krzątającą się w kuchni. Ojciec pewnie znowu w pracy, czy cholera wie gdzie. Nawet
nie wiedziałam, czy w ogóle zostałam zauważona. Po prostu przemknęłam przez
parter jak cień i wspięłam się na górę, od razu zaczynając rozważać, którą
książkę rozpocznę jako pierwszą. Miałam siedem do wyboru. Zagryzłam wargę w
zamyśleniu i nacisnęłam klamkę, by wejść do pokoju i w tym samym momencie w
oczy rzuciło mi się pudełko stojące na moim biurku. Zamrugałam oczami i
reklamówka prawie wypadła mi z dłoni, gdy natychmiast ruszyłam, by sprawdzić,
co to było, zatrzaskując nogą drzwi za sobą. Przełknęłam ślinę, czując
wewnętrzną ekscytację na myśl, że przecież nie było zbyt wiele osób, które
mogłyby mi coś wysłać. Tylko... Tylko Tom, Kat, Harry i Bill. Ale po co
ktokolwiek miałby mi coś wysyłać?
Zachłysnęłam
się powietrzem, gdy dostałam się do środka i zobaczyłam tam te cholernie
niesamowite w smaku muffinki i pralinki, które jadłam w ich domu, gdy... Gdy
miałam okres. Odsunęłam się o krok, nie mogąc uwierzyć, że to działo się
naprawdę i aż zakręciło mi się w głowie. Dostałam słodycze, co prawda drugiego
dnia, ale... Kto inny mógłby mi je wysłać, jeśli nie Bill? Nikt inny nie był
tak pojebany, by wiedzieć, kiedy miałam okres. Ale jak to?... Jak mógł mnie
najpierw zostawić, a potem po ponad miesiącu wysłać mi pieprzone muffinki?! Czy
on chciał mi zrobić jeszcze większy rozpierdol w głowie, czy do czego on
zmierzał?!
Z powrotem
rzuciłam się do pudełka, mając irracjonalną nadzieję, że znajdę tam jakąś
choćby krótką notkę od niego, ale nic. Kompletnie nic. Tylko słodkości. Jak
miałam go zrozumieć po tym wszystkim?...
Serce dudniło
mi w uszach i czułam, że jeszcze chwila i całkowicie się rozkleję. Pieprzony
okres znowu robił ze mnie tragikomiczną beksę. Zacisnęłam usta w wąską linię,
próbując się w jakikolwiek sposób opanować, ale to niewiele dawało. Czułam się
tak, jakbym została wyrzucona na scenę, bym odegrała jakąś scenę, a po tym
wszystkim widownia mnie wyśmiała. Czy to było możliwe, żeby po tym wszystkim
tak po prostu się mną bawił? W końcu mnie śledził, więc wiedział, co robiłam i
jak się zachowywałam. Nic nie rozumiałam.
Nagle
podskoczyłam gwałtownie, gdy obce dłonie złapały mnie za biodra i przyciągnęły
do równie obcego ciała i czyjeś usta opadły na moją szyję. Moje oczy otworzyły
się szeroko i puls przyspieszył jeszcze bardziej, gdy wszystko wskoczyło na
swoje miejsce. Boże, Bill wrócił. Wrócił po mnie! Najpierw przyniósł czekoladki
i muffinki, a teraz!...
- Wróciłeś,
B... – urwałam, gdy mój wzrok opadł na jedną z dłoni, która mnie władczo
trzymała i znieruchomiałam, czując, jak zbiera mi się na mdłości. – H-Harry...
– wydukałam zduszonym głosem. Zrobiło mi się zimno i ponownie zebrało mi się na
płacz. Czemu on zawsze musiał się pojawiać wtedy, gdy chciałam go najmniej? On
był gorszy, niż bumerang, którego się rzucało, a on wracał z większą siłą. I
najgorsze było to, że ja sama mu na to wszystko pozwalałam. A co, jeśli Bill
chciał wrócić, a potem zobaczył Harry’ego? Co, jeśli byłam obserwowana, kiedy
Styles tu był? Co, jeśli wiedział, że byłam dotykana i całowana? Co, jeśli
wiedział to wszystko? – Harry... – wydyszałam, ale on mnie nie słuchał. Nagle
byłam odwrócona do niego twarzą, a jego usta wpiły się we moje, zupełnie
ignorując mój nastrój. Nie spytał o nic, nie powiedział nawet głupie „cześć”.
Po prostu wszedł i zrobił, co chciał, a ja tak bardzo tego nie chciałam. Brał w
posiadanie moje usta, moje...
Harry chwycił
mnie za pośladki i moje nogi zawisły w powietrzu, po czym zostałam
bezpardonowo rzucona na swoje łóżko. Otworzyłam szeroko oczy, mając paskudne
poczucie wewnątrz, że zaraz stanie się coś, co zdecydowanie nigdy nie powinno
mieć miejsca.
- Harry, co
ty... – jego palec na moich ustach sprawił, że reszta zdania utknęła gdzieś w
gardle. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczyma, nie wiedząc, czy nie
powinnam była zacząć już panikować. Chyba powinnam. Harry wspiął się na łóżku i zawisnął
nade mną w sposób, w jaki Bill zawsze nade mną wisiał, gdy działy się te
słodkie rzeczy, które teraz były tylko przykrymi wspomnieniami.
- Chcę cię,
Lena. Powiedz, że ty też mnie chcesz. – wyszeptał i pochylił się, by znów mnie
pocałować. Patrzyłam na jego zamknięte oczy i nie wiedziałam, co się działo.
Jak to się stało, że w jednej sekundzie ledwo powstrzymywałam ekscytację, która
chciała się we mnie rozlać z powodu tych pieprzonych pralinek, a teraz leżałam na
swoim łóżku z Harrym między swoimi nogami? Co się działo? Czy ja chciałam
Harry’ego? Oczywiście, że nie! Dlaczego on... O Boże, dlaczego on chwycił za
moją koszulkę?! O Boże, dlaczego on ją podciągał do góry?!
Niespodziewanie
sama dla siebie odepchnęłam go od siebie chociaż na tyle, by oderwał się od
moich ust. Ale on opacznie mnie zrozumiał i zaczął się siłować z moją koszulką,
a ja w tym chaosie w głowie nie potrafiłam zrozumieć, co miałam zrobić.
Spazmatyczny oddech nagle stał się nagle dziwnie świszczący i klatka piersiowa bolała
mnie od mocnych uderzeń serca. Chciałam Billa. Chciałam Billa, chciałam...
- Mam okres. –
palnęłam, zaskakując tym nawet samą siebie, a Harry spojrzał na mnie ze
zmarszczonym czołem. – Więc pewnie...
- Nie
przeszkadza mi to. – rzucił lekko i uśmiechnął się szeroko, korzystając z
mojego zdezorientowania i jakimś pokrętnym sposobem ściągnął ze mnie koszulkę.
Boże, on nigdy mnie nie widział, Boże... – Możemy pójść pod prysznic, jeśli
chcesz.
- Słucham?...
– spytałam nieprzytomnie, wciąż nie panując nad swoim spanikowanym oddechem –
Harry, ja...
- Nie zrobię
ci krzywdy, przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Kocham cię. –
wydyszał w moje usta i złapał mnie za ręce, by postawić mnie na równe nogi.
- Ale...
- Nie bój się.
– pocałował mnie głęboko, penetrując moje usta językiem, a jego dłonie puściły
moje, by ulokować się na moich pośladkach. – Och, Lena, kocham cię tak
bardzo... Tak bardzo... – wymruczał i odsunął się ode mnie, by pociągnąć mnie w
stronę łazienki.
Nie chcesz mnie, nie
Nie potrzebujesz mnie
Tak jak ja chcę ciebie
Tak jak ja potrzebuję ciebie
A ja chcę ciebie w swoim życiu
A ja potrzebuję ciebie w swoim życiu
><><><><><><><><><
W ogóle to obrzydziłam tym sobie Stylesa jeszcze bardziej... xD
Składam oficjalny protest, znowu nie ma Kaulitza! I znów jest Styles, jeszcze bardziej obrzydliwy niż zwykle. Fuj! Gdzie sie podziewa Bill, kiedy Lena go potrzebuje?
OdpowiedzUsuńJezu, on ja zgwalci a ta nic nie zrobi... ''mam okres." CZY ONA NA SERIO TYM CHCIALA SIE WYWINAC?! Kurwa jestem chora, ledwo oddcyham, a przez Ciebie zupelnie przestalam, i niemal caly odcinek na bezdechu przelecialam. I łał. Kaulitz sie ''pojawil'', a ta glupia krowa zamiast prostestopwac,, sie bronic... czy krzyczec... robi jedno, wielkie nic. Chociazby powinna ze wzgledu na to, ze Bill moze ja obserwowac caly czas! Jezuu... wez, cos zrob, bo az mi sieniedobrze zrobilo. Glonojad w akcji.. Prosze ciebie chociaz o nie opisywanie tego ''aktu'', bo nie usmiecha mi sie wymiotowanie :P A zapowiada sie na to.
OdpowiedzUsuńI fajnie jakby Kalosz wyczul jej panike, niemoc, glupote, tepote i wszystko czym teraz reprezentuje Lenka po czym wlecial przez okno z okrzykliem bojowym i zastrzeli, ogolnie zabil skurwysyna :D
AMEN.
Mam dziś podły nastrój i ten rozdział zdecydowanie nie pomógł. Takie emocjonalne rozstrojenie sprawia, że łatwo się chociażby rozpłakać. I niewiele brakowało. Czuj się winna! Nie, to nie Bill ani Harry, to ty! xd
OdpowiedzUsuńHarrego nigdy nie lubiłam i od początku wiedziałam, że to dupek. Ale teraz wiem, że to chory psychicznie dupek. Cóż... Tacy też chodzą po świecie. Ale Lena widocznie takich do siebie przyciąga. Bo choć Billa lubię, takiego czy innego, to do ludzi normalnych on na pewno nie należy.
Te praliny i inne tym podobne to mógł być Tom, ale zakładam, że wysłał je jednak Bill. To w tym jego popieprzonym stylu. Chory romantyk od siedmiu boleści. Bo pewnie nagle sobie ubzdurał, że ją krzywdził i o mało nie zabił? Że przecież zniszczył jej życie i uprzedmiotowił? Tak, w takim razie najlepiej odesłać ją do domu! Ale, żeby pokazać, jaki to on dobry i kochany, to wysyła czekoladki.
No tylko Kaulitz umiałby stworzyć coś takiego xD
Ale dobra, za daleko zabrnęłam. Własciwie po twoich wczorajszych pomysłach na urozmaicenie opowiadania, to nie jestem już niczego pewna.
Chcę kolejną część!
I już mówiłam, chcę Kaulitza i Harrego lecącego przez okno! Przecież psychopaci lubią podglądać ludzi, podrzucił jej prezent i się gapi! No powiedz że tak... xD
Pozdrawiam :D
Bill to naprawdę ma poryte ;/ widać że ma w dupie głęboko ja ;/ a Harry pożal sie boże debil jakich mało :D brawo !! chce więcej hehe xD
OdpowiedzUsuńNo no, Harry ty ogierze! Takiego zachowania, to ja się po nim nie spodziewałam:D Od kiedy z niego taki pan i władca? Przecież to rola Kaulitza. Ale racja, skoro go nie ma... Niech potem nie płacze, że Lena uprawiała seks z kimś innym. Jednak szczerze wątpię, aby do tego doszło.
OdpowiedzUsuńCzy ona nie potrafi być bardziej stanowcza? Kopnąć go w jaja(o ile je ma).Zacząć się drzeć lub inne takie...
Bill i jego czekoladki. Taki odważny był, a teraz co? Odwaga wyparowała? Dobra, rozumiem, że postanowił dać jej spokój, pozwolić żyć własnym życiem blablabla, ale ludzie... To po jakiego wysyła jej jakieś mylne sygnały? Nie za bardzo rozumiem, co on chce przez to osiągnąć. Na dzień dzisiejszy nie lubię go, zdenerwował mnie.
PS. Wybacz, że sypnęłam tyloma pytaniami retorycznymi, to samo jakoś tak wyszło:D
Pozdrawiam Edyta
Zacznijmy od tego, że nie wiem, po co to robię, bo mój komentarz nie wniesie niczego konkretnego, ale nie umiem się dziś powstrzymać. Zazwyczaj jestem tym najgorszym typem czytelnika, który pochłania rozdział i nie komentuje, ale może najwyższa pora to zmienić?
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to taki dzień, bo ulewa za oknem nie nastraja mnie pozytywnie, czy to tylko wpływ rozdziału, ale siedziałam i czytałam, a łzy ciurkiem leciały mi z oczu.
Nie rozumiem, jakim cudem jesteś w stanie pisać tak, że czuję tak ogromną więź z bohaterką. Z drugiej strony wkurza mnie jej brak stanowczości co do Harry'ego. I chyba brak Billa w kilku poprzednich rozdziałach też robi swoje, bo przyzwyczaiłam się, że on zawsze gdzieś tam był.
Nie muszę chyba mówić, że na następny rozdział będę czekać z równą obsesją, jaką Harry na na punkcie Leny xD.
O Boże nieeee.... Lena nie rób tego... Proszę niech ostudzi mu ten zapał porządnym kopniakiem między nogi! i znowu zakończenie w najgorszym możliwym momencie... będę kilka razy dziennie zaglądać w nadziei że dodałaś nowy odcinek... to chyba już oficjalne: jestem uzależniona :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
D.
To było ohydne! Jak on może tak postępować?! Brzydzę się Harrym!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, Bill wysyłający Lenie słodycze jest lepszy od napalonego Styles'a! Wolę debila-Kaulitza, niż zboczeńca-Styles'a! Ot co!
Bleh! Harry jest... e.. dziwny. hahaha xD W ogóle Kat mnie zdenerwowała trochę tym mówieniem, że między nią, a Tomem chyba coś poważnego jest. Dobija tylko Lenę. Ale z drugiej strony ją rozumiem. W końcu były sobie kiedyś bliskie i to było normalne. xD Biedna Lena, Bill się z nią bawi i wysyła jej słodkości, a Harry chce ją przerżnąć. Biedactwo... ech.
OdpowiedzUsuńWybacz, za taki spóźniony komentarz, ale nie miałam wcześniej do tego głowy xD