No i się wzięłam i przeziębiłam. Zakładam, że to wina mojego szefa, który doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale kto to wie, jak to tak naprawdę jest? Niemniej jednak, z tego tytułu opóźniła się dostawa nowego rozdziału, więc macie go na Dzień Dziecka ^ ^
Dobra, jestem odrobinę nieprzytomna, więc stąd zmykam :x Miłego czytania!
P.S. Krótszy, niż zwykle. Przepraszam.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Jestem chora.
Nie jest to oczywiście nowością, ale komu normalnego wpadają takie rzeczy do
głowy? I to jeszcze podczas siedzenia na kiblu.
Gdy tylko
opłukałam dłonie i pośpiesznie wytarłam je w ręcznik, otworzyłam drzwi od tej
samej strony, od której się dostałam do łazienki i wyleciałam z niej jak z
procy, wspinając się po schodach tak, jakby zależało od tego moje życie.
Oczywiście wiedziałam, że to bez sensu, bo nie istniała możliwość ukrycia się
przed świrem w jego własnej kryjówce, prawda? I oczywiście wiedziałam, że zrobi
mi krzywdę, jak tylko zorientuje się, że mnie nie ma tam, gdzie powinnam być i
zacznie mnie szukać. A potem mnie znajdzie...
Ale właściwie
dlaczego miałam być ugodowym więźniem? Zabrał mi moje własne jestestwo.
Dlaczego miałabym mu teraz iść na rękę, nawet jeśli chodziło tylko o danie mi
jedzenia, bo od samego rana nic nie miałam w ustach, a zbliżała się ósma? Jeśli
chce mnie zniszczyć, ja nie muszę mu się podawać na tacy, tak?
Przebiegłam
przez korytarz, mijając z lewej strony wejście do sypialni psychopaty, z prawej
wyjście na balkon nad frontowymi drzwiami do domu, schody na dół prowadzące do
salonu, skąd dobiegały mnie podniesione głosy dwóch mężczyzn i wparowałam do
pokoju po lewej, zamykając drzwi najciszej, jak potrafiłam, natychmiast wydając
z siebie przekleństwo. Mniejsza sypialnia, niż ta, w której byłam zamknięta.
Ściany koloru kawy z mlekiem, komody zapewne z ubraniami, łóżko z ciemnego
drewna z rzeźbionym baldachimem, plazmowy telewizor stojący na ławie pod
ścianą, gitara na stojaku w rogu. Drzwi na balkon.
Męskie perfumy
w powietrzu.
Kurwa mać.
Trafiłam do pokoju Toma.
No świetnie.
Powinnam stąd wyjść, prawda? To nie jest dobry pomysł, żeby ten świr mnie
znalazł w takim miejscu. Szczególnie, że uroił sobie, że mnie ma na własność
i... Może na balkonie będzie można jakoś...
Przemierzyłam
pokój nerwowym krokiem i rozsunęłam drzwi, by wydostać się z pokoju. Moją twarz
owionął oceaniczny wiaterek i zmełłam kolejne przekleństwo w ustach. Gdybym
skoczyła z tego miejsca, wpadłabym wprost do basenu, do cholery. Pod warunkiem, że bym się nie zachwiała i nie
spadłabym na kafelki.
- Ocean... –
westchnęłam, gdy w oddali za drzewami dojrzałam cudowny błękit wody. Na co komu
basen, jeśli prawie na wyciągnięcie ręki jest coś tak wspaniałego? Ja w każdy
weekend lądowałam z Katariną na plaży, jeśli była taka możliwość. Co za bezsens, żeby się taplać w sztucznym zbiorniku wodnym przy czymś tak oszałamiającym.
Dźwięk
rozsuwanych drzwi pode mną sprawił, że cofnęłam się wgłąb pokoju, a moje serce
zatłukło boleśnie. Szlag! Ile czasu minęło, że on mnie szuka?
Bo szuka mnie,
prawda...?
- Uspokój się.
– usłyszałam głos starszego z braci i natychmiast zakryłam swoje usta rękoma,
by nie wydobyło się z nich nic, prócz zduszonego oddechu. Co ja zrobiłam? Czy
on mnie tym razem uderzy? Czy zrobi mi coś gorszego? Co ja zrobiłam?!... –
Chyba nie myślałeś, że posłusznie przyjdzie tak, jak jej kazałeś...?
Niecierpliwe
cmoknięcie odebrało mi dech i wychyliłam się z zasłonki herbacianego koloru,
która wisiała za drzwiami na balkon, by dojrzeć dwóch wysokich mężczyzn
stojących nad basenem. Jasne włosy rozwiewał wietrzyk, a wyprostowana postura
ciała, dawała wyraźny znak, że psychopata jest spięty i wściekły i zrobi mi
krzywdę, jeśli tylko mnie odnajdzie. Kurwa. Tu nie było zbyt wysoko. Jeśli mnie
tutaj zobaczy, pewnie mógłby doskoczyć do barierki i się wspiąć na górę.
Cofnęłam się
jeszcze bardziej, obejmując się ramionami.
- Jak ją
znajdę, wytłumaczę jej dobitnie, że właśnie tak ma postępować. – odparł ponuro
blondyn, a ja wytrzeszczyłam oczy. Boże, powinnam do niego przyjść. Teraz.
Zanim będzie za późno.
- Bill, do
kurwy nędzy, nie możesz...
- Mogę. –
przerwał mu lodowato, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka pomimo prawie
stu stopni Fahrenheita na dworze. – A jeśli jesteś moim bratem, będziesz mnie
wspierać, a nie stawać przeciw mnie. Tak jak zawsze. – odgłos kroków ucichł, a
moje serce znalazło się w przełyku. To nie świadczyło dobrze o całej tej
sytuacji. To znaczyło, że powinnam poważnie wziąć pod uwagę to, że muszę się gdzieś dobrze schować i zniknąć, zanim mnie...
- Czemu
ukrywasz się akurat w moim pokoju? – usłyszałam i zastygłam w bezruchu, zdając
sobie sprawę, że nieprzytomnie podeszłam bliżej balkonu i zwyczajnie się
wydałam. Poczułam, że łzy zbierają się w moich oczach, jakby nie było im dość
płaczu przez ten dzień. Miałam dość. Przez niecałą dobę moje życie legło w
gruzach i zamiast mi jakoś to ułatwić, wszystko się pogarszało!... – Wiesz, że
dla twojego dobra lepiej będzie, jeśli się poddasz? – Tom przyglądał mi się
nieodgadnionym wzrokiem, jakby oceniał z kim właściwie rozmawia. Jeśli można to
było nazwać jakąkolwiek rozmową, kiedy ja tak panikowałam, że nie miałam
pojęcia, gdzie uciekła mi umiejętność mówienia.- Jeszcze zdążysz się wielu
rzeczy nauczyć jak ta, że on za chwilę tam wejdzie, bo to mój pokój... Więc...
– urwał, gdy ja ponownie wytrzeszczyłam oczy i przesunęłam się w stronę balkonu
akurat w momencie, gdy drzwi za mną gwałtownie się otworzyły, a ja pisnęłam
głośno. Nie miałam nawet zamiaru się odwracać. Panika sprawiła, że mój umysł
kompletnie odjechał i zrobiłam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy. Nie
dotarło do mnie, że mogłam się zabić. Kogo by to z resztą tutaj zainteresowało?
Wspięłam się
na barierkę, trzymając się kurczowo błękitnej zasłonki, jakby miała mi pomóc i
już przygotowywałam się do skoku, kiedy nagle silne ramiona chwyciły mnie w
pasie i krzyknęłam przerażona, tracąc grunt pod nogami. Kilka sekund potem wisiałam
bezwładnie przerzucona przez bark psychopaty, przez co moje oczy były skazane
na kontakt wzrokowy z jego pośladkami opiętymi czarnymi spodniami. To wszystko
działo się tak szybko, że moja świadomość ciągle była jeszcze przy momencie
otwierania się drzwi. Chciałam coś powiedzieć, ale w końcu dotarło do mnie, że
on mnie trzyma za uda i jestem krytycznie blisko jego ciała i znowu zaczęłam
mieć problemy ze swobodnym oddychaniem.
- Powiedziałem
ci, że nie pozwolę ci popełnić samobójstwa. – stwierdził niespodziewanie, a ja
zmarszczyłam czoło, nie do końca rozumiejąc, o czym on do mnie mówi. – Chyba,
że jesteś tak głupia, że nawet nie zdałaś sobie sprawy, że mogłaś się zabić w
tym płytkim basenie.
Och.
Och, świetnie.
Więc psychopata uratował mi właśnie życie.
- Niech cię
szlag. – wymamrotałam zrezygnowana, siłując się mentalnie z moimi rękoma, które
nie chciały wisieć bezwładnie, a po prostu dotknąć tego ciała, które mnie
niosło. Zagryzłam wargę, tylko cudem powstrzymując się od głośnego
przeklinania. Chciałam wsunąć palce pod koszulę i... no, do kurwy nędzy! Co
jest ze mną nie tak?! – Nienawi...
- Nie
nienawidzisz mnie. Przestań pieprzyć.
Zabrakło mi
języka w gębie na czas, gdy zabrał mnie na dół i prawie rzucił na długi stół w
jadalni. Co z tego, że go nie nienawidziłam?! On nie powinien był tego
wiedzieć, do cholery! I czemu byłam aż tak chora na umyśle, że nie potrafiłam
żywić do niego takich emocji?!
Zsunęłam się z
prostokątnego stołu i usiadłam przy jego krótszym boku z naburmuszoną miną. W
tym samym momencie w jadalni pojawił się Tom, który spojrzał na mnie spod
uniesionych brwi. Cudownie. Teraz będzie się na mnie gapił jak na niedoszłą
samobójczynię, chociaż wcale nie miałam ochoty się zabijać. A przynajmniej
jeszcze nie teraz.
To wszystko
było takie głupie. On mi nawet krzywdy nie zrobił. Po prostu mnie schwytał i
przyniósł tutaj jak gdyby nigdy nic. Nie uderzył mnie, nie obraził, nic. Po
prostu...
Talerz z
kanapkami wylądował wprost przede mną, a zaraz obok wylądowała szklanka z
sokiem pomarańczowym i zamrugałam oczami zupełnie zbita z pantałyku. Dusił
mnie, a teraz zrobił mi kolację.
Nie
zamierzałam mu nawet podziękować. Tak naprawdę to pewnie bym tego nie tknęła,
gdyby nie to, że na widok jedzenia zaczęło mi potwornie burczeć w brzuchu,
uświadamiając mi, że jeśli tego nie zjem, pewnie gdzieś zemdleję w kącie.
Kątem oka
zauważyłam, że psychol znika gdzieś w kierunku salonu, a hałas na schodach dał
mi do zrozumienia, że prawdopodobnie poszedł do swojego pokoju. I tak oto w ten
sposób zostałam sam na sam z Tomem, który przysiadł się do mnie do
dziesięcioosobowego stołu o jedno krzesło dalej. Nie spytał mnie nawet o zdanie, ale z
drugiej strony to był jego dom, więc to ja tutaj nie miałam nic do gadania.
- Myślałeś nad
tym, żeby go wysłać do psychiatry? – spytałam, zanim zdążyłam się ugryźć w
język. Kurwa. To wszystko przez Katarinę! To przez nią miałam niewyparzony
jęzor, który zamiast mi pomagać, szkodził!
Wgryzłam się w
pierwszą lepszą kanapkę z jakąś wędliną i pomidorem, czując, że robię się
czerwona na twarzy przez swoją głupotę. Świetnie. Obrażam ciemiężyciela przed
jego bratem. Brawo dla mnie.
Tom spojrzał
na mnie krzywo, a w jego ciemnych oczach dojrzałam chłód i miałam ochotę
strzelić sobie po mordzie za to, że jeśli powiem coś takiego jeszcze raz, oni
oboje będą mi życzyli śmierci.
- Nie
rozmawiam z obcymi na temat stanu mentalnego mojego brata. – odparł sucho,
opierając się na krześle w pozycji tak wyluzowanej z miną tak arogancką, że coś
niemiłego przekręciło mi się w brzuchu. Zaraz jednak przypomniało mi się, że
moje życie i tak zaczynało się zmieniać w piekło, więc koniec końców i tak nie
powinnam była się tym wszystkim przejmować. Co to za różnica, czy zrobię sobie
z niego wroga czy nie.
- Przykro mi,
że po twoim domu pałęta się obca osoba, ale zażalenia możesz kierować do
swojego wspaniałego brata, o którym nie chcesz rozmawiać, a który mnie... no
wiesz... kupił. – dokończyłam dobitnie, upijając łyk soku. Zaczęło mi się robić
gorąco, a wściekłość, która we mnie wybuchnęła, gdyby mogła, zmiotłaby
Kalifornię z powierzchni ziemi. – Najpierw mówisz, że ci przykro, że mnie tu
uprowadził, co brzmi dość żałośnie z mojej perspektywy, a teraz co? A teraz ty
też mi będziesz grozić i dusić? Może...
- Dusił cię? –
przerwał mi nagle, ucinając moją tyradę, która za chwilę stałaby się wielkim
krzykiem i płaczem, a jego wzrok przewiercił mnie na wylot, zatrzymując się na
mojej szyi, którą automatycznie zakryłam wolną ręką. – Bill cię dusił? –
wykrztusił, a ja prychnęłam głośno.
- Przecież nie
rozmawiamy o stanie mentalnym twoje brata. – oznajmiłam mu, wytykając jego
własne słowa i z kpiącym uśmiechem powróciłam do kanapek, które okazały się
całkiem smaczne. Może zjadłabym je jednak z większym apetytem, gdyby nie drobny
fakt, że byłam w środku horroru, który wolałabym obejrzeć w kinie, a nie
przeżywać na własnej skórze. Gorzej, niż 4D. – Najlepiej w ogóle nie
rozmawiajmy, bo to nie ma...
- Przestań.
- Nie
przerywaj mi.
Na krótki
moment mierzyliśmy się spojrzeniami, próbując zgnieść się nawzajem wzrokiem,
jakby to w ogóle miało cokolwiek polepszyć. Żenada. Tom najwyraźniej też nie
był normalny.
- Przepraszam.
– usłyszałam z jego ust i ostatkiem sił powstrzymałam się od głośnego śmiechu,
który rozbrzmiał w mojej głowie. Fantastycznie. Najpierw mnie żałuje, potem
broni swojego brata-psychopatę, a teraz mnie przeprasza? No dobre sobie! – Nie
wiem, jak mam się zachować w tej sytuacji... – dodał, przecierając twarz dłońmi
i dopiero wtedy zobaczyłam zmęczenie, które z niego wyzierało. Dotarło do mnie,
że on też nie był w komfortowej pozycji, kiedy musiał bronić swojego brata za
to, że zrobił niewolnika z człowieka. A może i męczyło go to, co jego młodszy
bliźniak miał w głowie... Jeśli w ogóle coś tam miał.
- W porządku.
Ja też przepraszam. – bąknęłam, a kiedy skinął głową, zapadło milczenie,
podczas którego udało mi się w spokoju zjeść chociaż jedną kromkę. Nie mogłam
zrobić sobie z niego wroga. On mógł mnie chronić, a jeśli nie, mógł wytłumaczyć
mi wiele o swoim bracie-psychopacie. Lub chociaż powiedzieć... – Dlaczego twój
brat mnie kupił?
Mogłam
przysiąc, że nie wie, co ma mi odpowiedzieć, a jeśli tak, to czy w ogóle powinien. Najpierw
spojrzał na mnie uważnie, jakby zastanawiał się, czy powinien cokolwiek
odpowiadać, a potem nabrał powietrza i w ciszy przeszywał mnie wzrokiem od góry
do dołu, działając mi tym na nerwy. Mógł powiedzieć od razu, że nie musi mi
tego tłumaczyć i mnie zbyć. Sprawa byłaby załatwiona. Ale nie, on musiał...
A kroki na
schodach przewróciły neutralną atmosferę między nami do góry nogami. Szlag by
to. Nie zdążyłam się niczego dowiedzieć!
Głośne
odetchnięcie pochodzące od Toma natychmiast zwróciło moją uwagę i na moich
ustach pojawił się pogardliwy uśmieszek. Więc, kurwa, tak to wyglądało.
Pieprzeni bracia, którzy chcieli mi zniszczyć życie. Nawet ten palant, który ze
mną siedział, nie miał zamiaru mi ułatwić egzystencji. Tak trudno odpowiedzieć?
Nie, oczywiście on musiał czekać, aż świr się pojawi, żeby wybawić go z
opresji, żeby nie musiał... Grrr! Niech ich piekło pochłonie, do cholery!
- Skończyłaś?
– odezwał się psychol, a ja wzruszyłam ramionami. Byłam zmęczona i znowu mi się
zrobiło jakoś tak wszystko jedno, czy mnie udusi, uderzy, zgwałci, czy połamie.
- A co to za
różnica? – rzuciłam, wstając z krzesła i wyciągnęłam do niego ręce. – Masz,
skuj mnie kajdankami i zamknij w jakiejś celi, czy... – urwałam, gdy jego twarz
stężała. No dobra. Może jednak nie było mi wszystko jedno. Czy on musiał mieć
takie pieprzone skoki nastrojów, przez co zapominałam, że powinnam go
nienawidzić i się go bać?!
- Mam
kajdanki, jeśli cię tak bardzo interesują. – stwierdził beznamiętnie, a ja
poczułam, że robi mi się gorąco. Szlag, szlag, szlag! Po co ja to mówiłam?! Czy
ja choć raz nie mogę trzymać język za zębami, do cholery jasnej?! Moje dłonie
natychmiast opadły, a na jego twarzy pojawił się tryumfujący uśmieszek. Szlag.
No po prostu.. szlag! Nawet nie jestem w stanie wysłowić się we własnej głowie!
– Chodź. – dodał, odwrócił się i ruszył w stronę salonu, a mi nagle serce
podeszło do gardła. Zbliżała się noc. A on ewidentnie kierował się na piętro,
gdzie są pokoje. I pewnie szedł do swojej sypialni i tam mnie chciał zabrać
i... – Nie będę się dwa razy powtarzał! – usłyszałam jego zirytowany głos z
sąsiedniego pomieszczenia, a moje oczy rozszerzyły się znacznie. Co to
znaczyło? Czy on miał zamiar zaciągnąć mnie do łóżka? Czy on...
Moje nogi
automatycznie same poniosły mnie za świrem, choć chciałam uciec, gdzie tylko to
było możliwe. Sęk jednak był w tym, że takie miejsce nie istniało. Nie było
żadnej możliwości ucieczki. Nie przed nim.
Im bliżej jego
sypialni, tym gorzej się czułam. Nigdy nie byłam sam na sam z mężczyzną w
jednym pomieszczeniu, chyba, że był to mój były chłopak albo Harry. Ale oni nie
stanowili zagrożenia, do cholery! A ten człowiek... A ten człowiek był esencją
zła! I jeśli byłam pewna, że nie mogę mu ufać, samej sobie zaufać było jeszcze
trudniej. Musiałam się sprzeciwić. Nie mogłam spać z nim w jednym
pomieszczeniu.
- Czemu
idziemy do twojej sypialni...? – spytałam głupio, nie chcąc od razu wypalić ze
swoimi żądaniami. Nie miałam zielonego pojęcia, jak podejść tego człowieka, by
jakoś na nim wymóc to, co chcę, ale musiałam jakoś spróbować.
- Bo jestem
zmęczony, chcę wziąć prysznic i iść spać? – pchnął drzwi i wszedł do swojego
pokoju, czekając, aż wejdę tam za nim, by najprawdopodobniej nas tam zamknąć.
Stanęłam na
środku korytarza i objęłam się ramionami, rozglądając się wokół.
- To znaczy,
że ja mogę iść do... gdzieś tam... gdzie będę spać? – spytałam drżącym głosem,
a on spojrzał na mnie jak na idiotkę. Uśmiechnął się, jakbym o czymś rozbawiła
i potrząsnął głową.
- Myślisz, że
dlaczego czekam, aż wejdziesz do środka? – otworzył szerzej drzwi i zaprosił
mnie gestem do siebie. – Chodź wreszcie, bo ja na...
- Nie. –
przerwałam mu nagle, patrząc mu odważnie w oczy. – Nie będę z tobą spała w
jednym łóżku i nie będę... – pisnęłam, gdy otworzył gwałtownie drzwi, aż
uderzyły z hukiem o ścianę i ruszył w moim kierunku. Natychmiast cofnęłam się
do tyłu, a gdy zderzyłam się ze szklanymi drzwiami na taras, znowu pisnęłam i
pędem ruszyłam w lewo, modląc się, by gdzieś tam był Tom, który może by mi
pomógł. Pech chciał, że nie zdążyłam porządnie się rozpędzić, gdy czerwony
dywan na ciemnych panelach pod moimi nogami nagle gwałtownie się przesunął, a
ja, tracąc równowagę, runęłam na ziemię jak długa z głuchym jękiem. Natychmiast
zostałam odwrócona na plecy, moje nogi zostały rozwarte, a między nimi klęknął
Bill, który uniósł rękę i wymierzył mi siarczysty policzek, aż moja głowa odskoczyła
w prawą stronę, a ja krzyknęłam z bólu i zaskoczenia.
-
Powiedziałem, że nie będę się powtarzać. – wysyczał, a ja, oddychając
spazmatycznie, odwróciłam się w jego stronę i nasze brązowe tęczówki spotkały
się na krótką chwilę, zanim moja ręka poszybowała w powietrze, by zderzyć się z
jego twarzą. Nie wierzyłam, że to zrobiłam. Ale autentycznie nie panowałam nad
agresją, która się we mnie wytworzyła. Nie miał pieprzonego prawa mnie bić. Nie
miał! – Ty mała suko, jak śmiesz podnosić... – urwał, gdy kolejny raz mu
przyłożyłam i zaczęłam wyrywać się spod niego, próbując go w jakikolwiek sposób
odepchnąć i uciec. – Przestań! – i tym razem to ja oberwałam tak, że łzy
stanęły w moich oczach.
- Ty parszywy
śmieciu! Nie potrafisz ujarzmić kobiety, więc najlepiej ją uderzyć, tak?! –
wrzasnęłam, szamocząc się jak opętana, choć to nie miało żadnego skutku. On był
dla mnie za ciężki i za silny, by się tak łatwo poddał. – Jesteś taki żałosny!
Taki...! – jęknęłam głośno, gdy jego zęby zatopiły się w moim barku, a przez
moje ciało przepłynęła fala podniecenia. Och, do cholery!
Słowa ugrzęzły
w moim gardle, gdy jego język natychmiast załagodził ugryzienie, a gorące wargi
przesunęły się na szyję, delikatnie kąsając drogę do moich ust.
- Będziesz
spać w moim łóżku. – wydyszał, a moje wargi same się rozchyliły, przyjmując
namiętny pocałunek od psychopaty, którego dłoń przesunęła się na mój pośladek,
by mocno się na nim zacisnąć. – W moim łóżku. – powtórzył dobitnie, a jego
ciało zupełnie wytrąciło mi sprzeciw z głowy, a ja sama w końcu się poddałam,
nie wierząc, że naprawdę leżałam na podłodze z psycholem na sobie, który po raz
kolejny doprowadzał mnie ustami do szaleństwa. Moje dłonie gładziły jego plecy,
a palce co chwilę wpijały się w jego koszulę. Mój umysł całkowicie
zatracił możliwość logicznego rozumowania na rzecz instynktu, który samoczynnie
mną kierował. Ocierałam się o niego w mało grzeczny sposób, aż potrzeba
dotykania kompletnie mnie zamroczyła i moje ręce zniknęły pod jego koszulą,
wzdychając w jego usta na kontakt z gorącą i gładką skórą. Pierwszy raz
chciałam kogoś tak bardzo i choć to było poniżające, że to akurat był ten
mężczyzna, nie mogłam nic na to poradzić. Nie docierało do mnie, że zrobił mi
krzywdę, że był mi obcy, że odebrał mi wszystko. Liczyło się to, że on
rozniecił płomień i tylko on umiał go ugasić.
Nagle przerwał
pocałunek i gdy uchyliłam powieki, by zobaczyć, dlaczego przestał, zachłysnęłam
się powietrzem, konfrontując się z jego mrocznymi oczami, które obserwowały
mnie z wyraźnym pożądaniem. Spojrzałam na jego zaczerwienione usta i paskudna
prawda dotarła do mojego ociężałego umysłu.
Wiedziałam, że
go nie znienawidzę. Pytaniem było, czy uda mi się nie znienawidzić samej siebie
za to, że pragnęłam niewłaściwą osobę.
><><><><><><><><><><><
Teraz miejmy nadzieję, że jednak uda mi się kolejny rozdział nadziergać ^ ^ I wybaczcie, że tak krótko.