sobota, 11 maja 2013

Chapter II

Akuku xD Nadchodzi drugi rozdział, mam nadzieję, że będziecie w miarę zadowolone, bo ten rozdział, właściwie jak i wszystkie, jakie dotychczas zrobiłam, mi się podoba o_O Lubię tego Billa nooo xD Miłego czytania! ^ ^ 

><><><><><><><><><

Mimo, że cholernie napieprzała mnie głowa, obudziłam się z poczuciem, że od wczoraj coś się zmieniło i z pewnością owe zmiany nie były złe. Mlasnęłam językiem, próbując utworzyć choć odrobinę śliny, która nawodniłaby tę Saharę w ustach, ale to i tak było na nic. Byłam niepocieszona. Powoli uchyliłam powieki, zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej wyglądam jak gówno, ale jeśli chociaż zlokalizuję swoje położenie i swoją torebkę, to może i dowiem się, gdzie znaleźć łazienkę i lustro.
- Wiesz na co mam ochotę?... – usłyszałam zachrypnięty głos za moimi plecami i wtedy do mnie dotarło, że jesteśmy w domu Katariny i po prostu śpimy, a raczej spałyśmy w jej łóżku. No dobra. Nie jest tak źle. Przynajmniej będę mogła się w spokoju ogarnąć. – Na żarcie z „Pierogi Truck”.
Moje wspaniałe geny niosły ze sobą coś dobrego. Przynajmniej wiedziałam, że istnieje coś takiego jak tłusta, fenomenalna polska kuchnia. Mój ojciec dobrze zrobił, że wziął moją mamę za żonę. Drgnęłam. Śnił mi się jakiś blondyn z kolczykami w ustach. Cokolwiek to znaczy. A może mi się nie śnił?...
- Nie wiem, która godzina, ale zapewniam cię, że raczej to nie będzie po drodze na zajęcia. – wymamrotałam, skupiając się jednak na wyprodukowaniu nikłej ilości płynów ustrojowych w mojej jamie ustnej.
- Chyba żartujesz. Ja nigdzie nie idę... Pieprzyć twoich rodziców, oni i tak nie pochwalają tego, że uczysz się mazać na kartkach i lepić z gliny jakieś garnki.
Parsknęłam śmiechem, wtulając się w poduszkę.
- Tak, dokładnie to robimy. I dlatego kocham te zajęcia. Bo lubię lepić garnki i mazać kredkami po kartce. – tym razem to ona zachichotała, co zabrzmiało groteskowo przez jej ochrypnięty głos. Przetarłam ręką twarz i westchnęłam. – Może dzisiaj będą na Towne Centre Drive. Wtedy mogłybyśmy kupić sobie pierogi i pojechać na zajęcia i jakoś... – przerwało mi znaczące chrząknięcie i z głuchym jękiem przeturlałam się na drugą stronę, by zobaczyć, o co chodzi Katarinie. Niemo wskazała na zegarek stojący na szafce i zamknęłam oczy z rezygnacją. – No dobra. Więc skoro jest już po trzeciej, to może po prostu pojedźmy po te pierogi, zjedzmy je, a potem wrócę do domu. Co ty na to?
- Lena, czy mi się to śniło, czy ty wczoraj kleiłaś się z Harrym? – spytała nagle, a ja zakrztusiłam się śliną, która pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Skrzyżowałyśmy spojrzenia i wszystkie wspomnienia z wczorajszej nocy uderzyły we mnie jak obuchem. – O mamo, jednak nie? A gdzie on w ogóle jest?
I to były wady imprezy zakrapianej konkretnym alkoholem. Zmusiłam się do pozycji siedzącej i przeczesałam swoje splątane włosy. Boże, co to wszystko wczoraj miało znaczyć? Całowałam się z nim jak popieprzona i on mówił te wszystkie słowa, na które czekałam od tylu lat i... i co jest, do kurwy nędzy?!
- Mam mętlik w głowie. – oznajmiłam, oblizując językiem usta. Wciąż lekko opuchnięte po wczorajszym kontakcie z ustami Harry’ego. Katarina chwyciła się za moje kolano i podciągnęła się do góry, natychmiast opierając się o mnie. Byłam tak nieżywa, że nawet mi to nie przeszkadzało. – I nawet nie wiem, o co mi tak naprawdę chodzi, bo...
- To znaczy, że po tym, jak wyssał z ciebie wszystkie zapasy śliny na następne kilkanaście lat, tobie już przechodzi?
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Katarina miała swój dziwny sposób mówienia o wszystkim tak bezpośrednio, że chyba bardziej już się nie dawało. Ale w większości przypadków mi to nie przeszkadzało. Chyba, że to tyczyło się moich spraw łóżkowych. A raczej ich braku.
Chwyciłam piórko, które powoli zaczynało odpadać od sukienki i zaczęłam się nim bezwiednie bawić.
- Nie przeszło. Ale tamten facet był jakiś dziwny i nie...
- Zaraz, zaraz, zaraz! –Kat mnie szturchnęła i wbiła we mnie skupiony wzrok, co jak dla mnie, chyba graniczyło z cudem. Bo ja w ogóle nie byłam w żaden możliwy sposób skupiona. – Jaki facet? Dlaczego ja o niczym nie wiem? Przespałaś się z kimś?!
- Katarina, nie! Weź! Przestań mi insynuować, że... no wiesz!
- Przestań udawać taką uroczą i niewinną, bo i tak ci nie uwierzę. – posłała mi sceptyczne spojrzenie, a ja przewróciłam oczami. Kij jej w uszy, do cholery.
- Widzę, że się doskonale rozumiemy. – burknęłam, wydając z siebie dźwięk frustracji, gdy piórko odpadło. – Po prostu szłam sobie do kibla i wpadłam na faceta. I był dziwny. – dodałam i przysięgam, że gdyby Kat była psem, jej uszy by się podniosły, a jej ogon zacząłby fruwać od lewej do prawej.
- Jak dziwny? Dziwnie dziwny czy seksownie dziwny?
Autentycznie odechciewało mi się o tym gadać.
- Tajemniczo dziwny i seksownie dziwny. – odparłam. – A potem Harry mnie pocałował i powiedział, że mu zależy na mnie tak jak jeszcze na nikim innym i sprawił, że mój mózg stał się jednym wielkim kotletem mielonym. Tyle w temacie.
Katarina zsunęła się z łóżka i chwyciła z szafki nocnej gumkę do włosów, za pomocą której zrobiła sobie koka na głowie. Spojrzała na mnie z ukosa i westchnęła.
- Wiesz, co ja myślę? Pojedziemy po pierogi, zjemy je, a potem ty pojedziesz do Harry’ego, gdziekolwiek on teraz się podziewa i zapomnisz o seksownym dziwaku, który jest ci zupełnie obcy i nic o nim nie wiesz. Poza tym prawdopodobieństwo, że spotkasz go jeszcze raz jest praktycznie zerowe, prawda? – uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i przeciągając się z głośnym piskiem, powlokła się w stronę łazienki.
- Nawet mniej, niż zerowe... – potwierdziłam, gapiąc się tępo w wyrwane piórko. Może i bym uwierzyła, że mi się śnił, gdyby nie to, że zbyt wyraźnie pamiętałam jego palec na swoich ustach i te cholerne kolczyki w wardze. I całą twarz. Byłabym w stanie go rozpoznać, nawet gdybym miała z zamkniętymi oczyma macać twarze obcych mężczyzn. A to nie świadczyło o mnie dobrze. A najbardziej niepokoił mnie fakt, że on wcale nie wyglądał na zaskoczonego, że na niego wpadłam. I miałam to idiotyczne wrażenie, że on mnie... badał. A to już było naprawdę popieprzone.
Musiałam przestać o nim myśleć. Przede mną rozmowa z Harrym i tak naprawdę nawet nie wiedziałam, co chciałabym mu powiedzieć. Po prostu... po prostu chciałam wiedzieć, na czym stoję. I czy to, co się wydarzyło po pijanemu, ma miejsce w trzeźwej rzeczywistości. Miałam naprawdę popieprzony mętlik w głowie.
- Masz. – na moje nogi spadły dwa białe ręczniki. – Idź i weź prysznic.

W pożyczonej od Kat szerokiej czarnej koszulce do połowy ud z napisem „I love music”, która ciągle zsuwała mi się z lewego ramienia, jasnych jeansowych szortach i trampkach, wiozłam nas obie na północ San Diego tylko po to, by kupić sobie po sześć pierogów za dziesięć dolarów i zapchać nimi pusty żołądek. Byłam czysta i pachnąca, co znacznie podniosło jakość moich myśli, które przewijały mi się w czaszce, więc i moje samopoczucie wzrosło. Było przed czwartą i moja mama zdążyła już dwa razy zadzwonić z pytaniem, kiedy będę w domu. Nie czułam zbytniej potrzeby powrotu tam, ale posłusznie odparłam, że będę wieczorem. I chyba naprawdę miałam paranoję, skoro wydawało mi się, że jest czymś zaniepokojona. Ona nie bywała w takim stanie. Albo była beznamiętna, albo wściekła, albo szczęśliwa i rzygała tęczą, nic pomiędzy. No i to mnie zaniepokoiło. Ale niestety miałam ważniejsze problemy do rozwiązania, by w się przyjąć tym wystarczająco.
Jak to, że właśnie dzwonił Harry.
Ciśnienie mi skoczyło jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Katarina szturchnęła mnie znacząco, więc nie mając innego wyboru, nacisnęłam zielony przycisk i przystawiłam telefon do ucha.
- Cześć, Harry... – przywitałam się, nagle czując się wyraziście odkryta przed tym człowiekiem. I zbyt boleśnie wyryło mi się w pamięci, że ten człowiek mnie całował i dotykał w wielu różnych miejscach. I moje czerwone policzki o tym świadczyły.
- Lena... – usłyszałam w słuchawce westchnięcie i mi samej zrobiło się ciężko. A co, jeśli on uznał to za chwilową rozrywkę i teraz chce tak po prostu mnie zgnieść jak robaka? – Lena, dasz mi znać, kiedy będziesz w domu, żebym mógł do ciebie przyjechać i... i się z tobą zobaczyć?
Gdzieś wewnątrz mnie zapaliło się ciepłe i delikatne światełko, które dało mi nadzieję, że pomimo chaosu, jaki dział się wokół mnie, może coś tu jednak się uda. Jego głos brzmiał tak ciepło i bezpiecznie, że na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech.
- Nie ma potrzeby. Miałam zamiar do ciebie dzwonić, żeby się dowiedzieć, gdzie się podziewasz, bo aktualnie jestem na mieście i być może mam po drodze.
- Może to i nawet lepiej, bo twoi rodzice czasami bywają przerażający. – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem, potrząsając głową.
- Harry, oni są tacy zawsze. – przypomniałam mu i przez chwilę czułam, że ciśnienie odrobinę zelżało. – Chyba jeszcze nikomu nie udało się wywrzeć na nich jakiegokolwiek szacunku. Oni są poza wszystkim. – chrząknęłam, nie chcąc się wdawać bardziej w tę bezsensowną konwersacją, którą chyba właściwie sama zaczęłam. – To gdzie się podziewasz?
Chwila ciszy i oczami wyobraźni widziałam, jak szpera po swoich rzeczach w poszukiwaniu adresu. Znałam tego dzieciaka zbyt dobrze.
- The Westgate Hotel przy...
- Second Avenue, wiem, gdzie to jest. – przerwałam mu, już w głowie obliczając, ile mi czasu zostało, zanim będę musiała odwieźć Katarinę z powrotem, by wystarczająco długo pobyć z Harrym. – Dobra, będę za jakąś godzinę, okej?
Boże. Całowaliśmy się i on mi powiedział, że mu zależy, a ja teraz rozmawiałam z nim tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Byłam po prostu bezcenna.
- Jasne, powiem im, że będziesz, żeby nie robili problemów. – przełknęłam ślinę, gdy moje myśli powędrowały do niego i do pokoju, w którym będziemy całkowicie sami.
- Okej, to... to do zobaczenia.
- Nie mogę się doczekać, Lena. – dodał, a ja z wrażenia się rozłączyłam. O Matko Boska, moje serce!
- Będzie pieprzenie. – oznajmiła Katarina, a ja w odwecie dźgnęłam ją między żebra, aż głośno zawyła. – No co?!

Idąc hotelowym korytarzem, zastanawiałam się, jakim cudem ja byłam w stanie w ogóle trzeźwo myśleć. Niechybnie zbliżałam się do momentu, od którego nie będzie już ucieczki, jeśli raz w to wdepnę, a mimo wszystko szłam dalej. I nie wiedziałam, czy to była głupota. Choć miałam dziwne wrażenie, że tak. I właśnie to było powodem mojej rozterki. Kiedy już przyszło co do czego, ja nie byłam w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy tego chcę. Wiedziałam, że go kocham. Nie mogłabym sobie tego wmawiać przez te trzy lata. Ale mimo wszystko coś mnie przed tym powstrzymywało i... i nie wiem... Może to był tylko stres przed nieznanym?
Stanęłam przed drzwiami do jego apartamentu i westchnęłam. Tylko chwila mnie dzieli od rozstrzygnięcia mojego życia. Co, jeśli bym nie zapukała? A może on tam na mnie czeka i chce powiedzieć, że to był błąd?... Ugh.
Uniosłam rękę i stanowczo zapukałam w drzwi, modląc się, żeby wszystko skończyło się jakimkolwiek happy endem. Nie musiałam nawet zbyt długo czekać. Klamka zapadła się tak szybko, że przemknęło mi przez myśl, że może on tam siedział i czekał, aż zapukam. Kto to wie...
- Lena!... – ujrzałam zielonookiego z burzą loków na głowie i coś skręciło mi się w żołądku. Byłam zakochana w dzieciaku i ciągle nie mogłam sobie przyswoić tego faktu. A obecnie dzisiaj miał na sobie zwykły czerwony t-shirt i znoszone jeansy. – Wchodź. – otworzył drzwi szerzej w geście zaproszenia, więc posłusznie weszłam do środka, natychmiast wpadając w pułapkę jego perfum. Oh, cholera. Byłam przekonana, że nikt nie pachniał lepiej, niż on. Odwróciłam się do niego, gdy on zamykał nas na klucz i wiedziałam, że przepadłam. Całkowicie.
Chwilę później byłam przyciśnięta do ściany, a jego język rozpoczął eksplorację moich ust z taką namiętnością, że musiał złapać mnie za biodra, bym nie straciła równowagi. Nie miałam pojęcia, jak to się w ogóle stało, że nawet nie zamieniliśmy ani jednego słowa, ale miałam to kompletnie gdzieś. Jedyne, co wychodziło z moich ust i brzmiało w miarę koherentnie, było „Harry”. Za cholerę nie czułam potrzeby rozmawiania. Ruchy jego warg były tak przytłaczające, że mówiły więcej, niż rafaello. Ale potem on włożył dłoń w moje szorty i coś przestało być dobrze.
Oderwałam się od niego ze świstem i spojrzałam w jego lśniące oczy.
- Mieliśmy porozmawiać, Harry. Nie pozwolę ci na nic więcej, jeśli nie będę wiedziała, na czym stoję. – choć drobnym niedopowiedzeniem było, że prawdopodobnie pozwolę mu się zaciągnąć do łóżka dopiero, gdy dostanę swoją pierwszą emeryturę.
Hazza wyciągnął więc swoją dłoń, pocałował mnie delikatnie po raz ostatni i zaciągnął mnie do salonu, gdzie usiadłam sztywno na białej kanapie ze wzrokiem wbitym w jakiś nieodgadniony punkt na podłodze.
- Myślałem, że to całkiem oczywiste. – usłyszałam, gdy usiadł obok mnie tak blisko, że nasze kolana się stykały. Zrobiło mi się źle. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale coś było nie w porządku. Ze mną.
- Dla mnie nic nie jest oczywiste, skoro po tylu latach nagle robisz coś takiego.
- Ale przecież świadomie się na to zgodziłaś i...
- Harry. – podniosłam wzrok na jego uroczą twarz i westchnęłam. – Pozwalam ci, bo jestem w tobie zakochana od trzech lat. – i zanim zdążyłam cokolwiek dodać, on mnie znowu pochwycił i znów mnie pocałował, a ja poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana, niż przed chwilą.
- Przyjaźnimy się odkąd pamiętam – wyszeptał w moje usta, wciąż mając zamknięte oczy. – Myślisz, że byłbym w stanie cię wykorzystywać w ten sposób? Wypiłem wczoraj za dużo i nagle pomyślałem, że chociaż spróbuję. Spróbowałem i nie żałuję, Lena. Kocham cię. – delikatnie ucałował kącik moich ust, a mi zrobiło się dziwnie ciepło, choć gdzieś na tyłach świadomości ciągle panikowałam. – I przez tak długi czas myślałem, że ty... – urwał, gdy nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu, skutecznie niszcząc tę sytuację. Fantastycznie. Niemal zgrzytnęłam zębami, słusznie się domyślając, że ktoś z domu dzwoni. Nie mają kiedy przerywać, prawda? Jasne, że nie. To się po prostu w głowie nie mieści.
- Mama... –wyburczałam, gdy zobaczyłam zdjęcie mojej matki na ekranie telefonu.  Nie mogłam tak po prostu jej zignorować, bo to nawet by nic nie dało. Ona by się uparła i dzwoniła i dzwoniła, aż w końcu by mnie krew zalała. Lepiej było mieć już to z głowy. – Co jest? – spytałam, gdy w końcu zmusiłam się, by odebrać od niej połączenie. Unikałam wzroku Harry’ego, który cały czas się na mnie patrzył tak, jakby tylko cudowną siłą się powstrzymywał, by się na mnie nie rzucić. Przełknęłam ślinę. Nie do końca miałabym coś przeciw...
- Mogłabyś wpaść na zakupy, skoro już jesteś na mieście? – spytała tak po prostu, a moja mina zrzedła jeszcze bardziej. To znaczyło, że będę musiała wcześniej wyjść od Harry’ego. Czy świat sprzeciwiał mi się dzisiaj celowo, czy o co chodzi? To było takie cholernie niesprawiedliwe. Jutro znowu będą zajęcia i nie dopiero późnym wieczorem będę miała czas dla siebie, a mój tata nigdy mi nie pozwoli wyemigrować się do Stylesa. Tym bardziej, że ja sama miałam pewne obawy, by być u niego o takiej porze. W ogóle miałam obawy, by z nim być sam na sam. – Wyślę ci listę zakupów smsem i pojedziesz tam, gdzie zwykle, nie?
Najwyraźniej moje milczenie uznała za zgodę. No to fajnie, bo ja właśnie byłam w trakcie obmyślania planu ucieczki z domu do Katariny. Bo jakoś nie sądziłam, by ktokolwiek w domu Page’ów miał jakieś opory przed tym, by mnie przyjąć.
- Taaa, jasne. – odparłam i zrezygnowana nacisnęłam czerwony przycisk. Świetnie. Fantastycznie. – Harry. Jak długo tu zostaniesz...? – podniosłam na niego wzrok i nie czekając na odpowiedź, wgramoliłam się na jego kolana. Dawniej też tak robiłam, ale tym razem odczucie było o wiele bardziej wzmożone, a bliski kontakt fizyczny sprawił, że zadrżałam. Uwielbiałam patrzeć na niego z tak bliska. I uwielbiałam, gdy jego perfumy drażniły mój zmysł powonienia.
Delikatnie się o niego otarłam, przysuwając się do jego klatki piersiowej tak, że między nami nie pozostało ani centymetra różnicy. Wiedziałam, że powie, że jest tutaj pewnie tylko na jakieś trzy dni, albo nawet i krócej. Wolałam osłodzić sobie ból, więc pochyliłam się nad nim i zaczęłam składać pocałunki wzdłuż linii jego szczęki, lekko drapiąc jego kark. Nawet nie wiedziałam, skąd to się we mnie wzięło, bo ja nigdy, przenigdy, nie brałam spraw w swoje ręce. Zdecydowanie wolałam, żeby mnie ktoś przywiązał i mnie zmusił do... ekhem, znaczy... wolałam, kiedy ktoś dominował. Ale ten bachor, w którym byłam zakochana, widocznie tego jeszcze nie zrozumiał. A mówiłam mu już naprawdę wiele różnych i dziwnych rzeczy, a Katarina nagadała mu pewnie jeszcze więcej o tym, jakie to ja mam spaczone myśli. Ale z drugiej strony on święty nie był. To nie trzymało się kupy.
Sapnęłam radośnie, gdy nagle zostałam rzucona na kanapę, a na moich ustach rozlał się szeroki, niemal maniakalny uśmiech. A może jednak on pamiętał, co mu zostało powiedziane? Oplotłam nogami jego biodra, a jego dłoń pewnie spoczęła na moim pośladku, gdy zęby przygryzły moją wargę.
- Jeśli nie przestaniesz mnie kusić, nie wypuszczę cię z mojego łóżka przez najbliższy tydzień i nic mnie nie powstrzyma. – wydyszał, a jego przeniosły się na moją szyję i westchnęłam głośno.
- Więc będziesz tu przez tydzień?
- A co, chcesz się przekonać?
Zadygotałam na całym ciele, gdy jego krocze otarło się o mnie. Zgubiłam się w podnieceniu, jakie mnie opanowało i już wsuwałam dłonie pod jego koszulkę, gdy nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk SMSa i zastygłam w bezruchu. Kurwa mać. No co jest?!
Harry uniósł się odrobinę wyżej i spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Mam takie dziwne poczucie, że chyba ktoś nie chce, żebyś tu była. – odparł, mając najwyraźniej na myśli moich rodziców, którzy mieli tendencje do tego, że zawsze wpychali się z butami nie tam, gdzie trzeba. Ostatnio, gdy byłam młodsza i spotykałam się z jednym chłopakiem, by zapomnieć o tym, że kocham się w dzieciaku z sąsiedztwa, moja mama robiła dosłownie wszystko, by tylko nas poróżnić. A że mi szczególnie nie zależało, poddałam się. Normalnie to bym ją zignorowała na całej linii, gdyby nie to, że wczoraj właściwie bez pytania się ulotniłam, a oni ciągle mieli nade mną władzę, póki nie skończę dwudziestu jeden lat. Pieprzone Stany.
- Może przyjdę jutro. – zaproponowałam niechętnie, a Harry zwlókł się ze mnie, przecierając twarz. – Moje zajęcia co prawda kończą się po czwartej, ale potem... – urwałam, gdy nagle dotarło do mnie, jak żałośnie to wszystko będzie wyglądało. Nie dość, że będziemy się widzieć pewnie parę dni w miesiącu (maksymalnie), to na dodatek nie będziemy mieli całej doby na nacieszenie się sobą. Jak nie jego praca, to moja uczelnia. Niech to, kurwa, szlag.
- Przyjadę po ciebie i zabiorę cię na jakąś kolację, żebyś nie umarła z głodu. – podsunął, uśmiechając się lekko. – A do tego czasu... – jego palec przesunął powoli po mojej szyi, a ja westchnęłam zaskoczona, gdy gdzieś w pobliżu tętnicy poczułam ledwo wyczuwalny ból. – Inni faceci będą wiedzieli, że już nie jesteś sama.
Samce.

Nie sposób było malinkę ukryć. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, czy coś, ale jeśli moja mama to zobaczy, to niechybnie padnie na zawał, a zaraz za nią tata. I nie szło im wytłumaczyć, że moje życie to nie ich życie. Oni po prostu próbowali przeżyć je za mnie. A przynajmniej zrobić wszystko, by moja wizja świata była ich wizją. Więc wiedziałam, że w domu czeka mnie kłótnia. A przynajmniej porządna sprzeczka.
W drodze powrotnej odbiłam trochę na zachód, by zajechać do Albertsonsa, w którym najczęściej robiliśmy zakupy. Mama dała mi tak długą listę, że sama nie miałam pojęcia, jak się z tym wszystkim zabiorę. Akurat musiała mi to wysłać, jak byłam u Harry’ego? Nie mogła poczekać, aż wrócę, byśmy mogły obie pojechać? Ugh, gdyby nie to, że nie chciałam za bardzo mówić, że właśnie dorobiłam się chłopaka, to bym jej wygarnęła. A przynajmniej bym sobie to wyobraziła, bo koniec końców i tak bym milczała jak grób.
Zostawiłam samochód na parkingu jak najbliżej wejścia i z nadąsaną miną wyszłam z niego, zakładając ray-bany na nos. Słońce dzisiaj wyjątkowo przypalało, a i tak wolałam nachmurzoną twarz schować za okularami przeciwsłonecznymi. Chwyciłam za wózek stojący po drodze i pchnęłam go w stronę rozsuwanych drzwi supermarketu. Przez to wszystko nie miałam nawet czasu, by się porządnie zastanowić nad tym, co właściwie działo się w moim życiu. Byłam cholernie sfrustrowana i prawdopodobnie każdy klient tego sklepu, który na mnie spojrzał, był w stanie to potwierdzić. Byłam pewna, że wręcz emanowałam złą energią. A co było w obecnym momencie najbardziej denerwujące? Że mama napisała mi całą listę zakupów z wyraźnym dopiskiem „weź to, co ty uznajesz za słuszne i nie dzwoń z żadnymi pytaniami”. Zawsze się pytałam, do cholery! Niby od kiedy miałam brać to, co mi smakowało bardziej? Nie od dziś było wiadomo, że jestem wybrykiem natury, który lubi rzeczy, jakich moi rodzice nie znoszą.
Zatrzymałam się przed sekcją z pieczywem i westchnęłam zirytowana. Świetnie. Więc kupię chleb, który ja lubię, wędlinę, którą ja lubię i inne rzeczy, które tylko ja lubię.
Wrzuciłam do koszyka bajgle z żółtym serem na wierzchu, a potem pełnoziarnisty chleb i powędrowałam dumnie do kolejnych regałów. I wrzucę tę szynkę, której nie lubi mój tata, a ja kocham i inne mięsne rzeczy, których on raczej nie jada, bo woli się zdrowo odżywiać. A co mi tam. Jak już mamy się dzisiaj kłócić, to na całego.
Najlepsze i tak zostawiłam sobie na koniec. Z uśmiechem na twarz znalazłam się w sektorze z wielkimi pudłami korfleksów. Zakupy jednak potrafiły zrelaksować. Tym bardziej, kiedy kupowało się to, na co miało się ochotę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej ulubionej firmy produkującej płatki śniadaniowe tak czekoladowe, że mleko w miseczce automatycznie robiło się kakaowe, a ja szczerzyłam się do niego jak głupia. Po prostu kochałam czekoladę. Co w tym złego?
- Kurwa. – mruknęłam, mrużąc oczy, gdy dotarło do mnie, że moje płatki zostały przeniesione na najwyższą półkę, do której musiałam skakać, by coś wziąć. Nie lubiłam z siebie robić idiotki. A przynajmniej nie przy ludziach, a akurat dzisiaj w tym sektorze kręciło się zbyt wielu obserwatorów. Niech to.
Wyciągnęłam rękę w stronę pudełka, choć i tak wiedziałam, że to nic nie da. Mogłam założyć wysokie obcasy, przynajmniej wtedy nie miałabym problemów. Głupie płatki, głupi sklep, głupia lista zakupów, głupie trampki, głupie...
Nagle wytatuowana dłoń pojawiła się przed moimi oczami i z łatwością sięgnęła pudełko, jakby to nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Zdążyłam tylko zarejestrować jakieś cyfry na palcach i imitację kości, zanim płatki wylądowały w moim wózku.
- Jeszcze jedno, jeśli można... – wymamrotałam, robiąc się czerwona i wtedy spojrzałam na właściciela ręki i podskoczyłam gwałtownie, gdy dotarło do mnie, że to ten sam mężczyzna, którego poznałam wczoraj w klubie. Co on... Co on tu robił? I czemu znowu był tak blisko i nawiązywał ze mną kontakt? I czemu tylko niewerbalny?!
Ciśnienie w moim ciele podskoczyło drastycznie i poczułam, że zaczynam dosłownie dyszeć, patrząc na niego, podczas gdy on tak po prostu sięgnął po drugie pudełko i włożył je do koszyka. Dzisiaj był ubrany w szary bezrękawnik, dzięki któremu widziałam kolejny tatuaż na jego ramieniu i czarne rurki, i nie wiedziałam czemu, ale autentycznie miałam natłok śliny w ustach. Huczało mi w uszach, przez co nie mogłam się skupić na tym, by zadać mu jakiekolwiek pytanie. Bo to nie było normalne, że w ciągu dwóch dni widzę go dwa razy i to nie gdzieś z daleka, tylko właśnie w taki sposób, prawda? Czułam, że moje dłonie się pocą ze zdenerwowania i całe moje ciało zaczyna podejrzliwie pulsować. A potem on stanął w rozkroku i skrzyżował ręce, przyglądając się nie mnie, a moim zakupom. I zbił mnie z tym z pantałyku.
- Czekolada, hmm? – wymruczał znów z tym obcym akcentem, a mi zrobiło się duszno, gdy podniecenie uderzyło mnie gwałtowną falą. O cholera. To nie świadczyło o mnie zbyt dobrze, prawda? – Może i będzie z tego jakiś pożytek, choć...
- Kim... kim jesteś? – wydukałam, nie wierząc, że właściwie to zrobiłam. Odezwałam się do niego. O Boże, odezwałam się do faceta, który wywołuje we mnie tyle emocji tylko i wyłącznie stojąc. I mówiąc. O czekoladzie.
Zmarszczył czoło, podnosząc na mnie swoje brązowe oczy i przełknęłam ślinę, gdy przewierciły mnie na wylot. Widziałam w nich niemą naganę, jakby był zirytowany faktem, że mu przerwałam. Przestąpiłam z nogi na nogę zdenerwowana. Boże. Chcę do domu. On mnie stresuje.
- Nie zamartwiaj tym swojej ślicznej główki. – uśmiechnął się do mnie, choć na jego ustach nie było ani cienia rozbawienia. Kolczyki w wardze znów mnie zafascynowały, a przed oczami przewinęły mi się obrazy, których na pewno nie można było zakwalifikować do tych „miłych i uroczych”. Nie byłam w stanie zapanować nad nierównym oddechem i gorącem, jakie biło od mojej twarzy.  – Nie masz do tego powodu. – dodał, przesuwając się bliżej mnie, a gdy pochylił się nade mną tak, że nasze oczy się zrównały, zakręciło mi się w głowie. – Masz jeszcze do czegoś słabość, prócz czekolady? – pogłaskał mnie pieszczotliwie po policzku, znów uśmiechając się w ten dziwny sposób. – Naprawdę chciałbym to wiedzieć.
- A ja chciałabym wiedzieć...
- Nie masz powodu. – przerwał mi. Jego wzrok wyostrzył się, przez co jego twarz stała się chłodna i zdystansowana do tego stopnia, że po mojej skórze przeszły dreszcze, a moje serce chyba przez chwilę przestało bić. Jego dłoń nagle przechyliła moją głowę, a jego oczy stały się jeszcze mroczniejsze, niż przed chwilą. Znieruchomiałam przestraszona, gdy zorientowałam się, że on najwyraźniej zobaczył malinkę, którą pozostawił mi Harry. Oh, cholera. Dlaczego zachowuję się w jego obecności jak kukiełka i mam wyrzuty sumienia w związku z moim chłopakiem?!... – Ale już niedługo. – oznajmił mi niskim i lodowatym głosem.
A potem się odsunął i tak po prostu odszedł, ani razu nie odwracając się w moją stronę.

><><><><><><><><><><><

No i to by było na tyle. Jutro Epilog na http://am-bound-to-you.blogspot.com/ :)

10 komentarzy:

  1. Ach, jak zwykle zwalasz z nóg! Masz naprawdę świetny styl pisania. I ciągle zaskakujesz. Ale jestem na Ciebie zła...Za to, że uzależniłaś mnie od tego opowiadania:)A Bill to taki drapieżnik^^Świetnie wykombinowałaś jego reakcję na malinkę. Tylko mam nadzieję, że w następnym rozdziale poświecisz mu trochę więcej linijek. Podobała mi się też akcja ze zdejmowaniem płatków, ach ten jego wzrost-takie rzeczy nas kręcą^^
    P.S. Szkoda, że to już koniec opowiadania z N.
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  2. To się biedny Harry przeliczył, jeśli myślał, że malinka odstraszy Billa, nie z nim te numery ;)
    Widzę, że jesteś uzależniona od scen w supermarketach ;D I słusznie zresztą, bo świetnie Ci wychodzą! Z tym, że Bill mnie momentami kapkę przeraża, wydaje się taki groźny i nieobliczalny, kto wie co tam knuje w swojej główce ;)
    Ja jak zwykle, po prostu czekam na więcej, ale i tak zapewne żadna ilość mi nie wystarczy ;) Te Twoje Billowe sceny czyta się tak dobrze, że każdy odcinek zawsze za szybko się kończy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Totalnie się z Tobą zgadzam, że ,,Billowe sceny czyta się tak dobrze, że każdy odcinek zawsze za szybko się kończy ;)" A to, że Bill wydaje się groźny i nieobliczalny jest super sexy^^ Oby tak dalej
      Patrycja

      Usuń
    2. Oby, oby! Oby tak dalej oraz oby jak najszybciej pojawił się kolejny odcinek, bo chyba wszystkie tu już kompletnie wariujemy na punkcie tego opowiadaniowego Billa ;D

      Usuń
    3. No właśnie, autorka uzależniła nas od tego opowiadania! Zginiemy marną śmiercią jeśli się szybko zakończy^^
      Patrycja

      Usuń
  3. O Matko! Z jednej strony Bill mnie z lekka przeraża, a z drugiej jest sexowny taki nieprzewidywalny i tajemniczy. haha... Harry malinka nie odstraszy kogoś takiego jak Bill! I dobrze! :D Hmm... to tyle chyba w temacie. Sajonara ; P

    OdpowiedzUsuń
  4. O FUCK. KONCOWKA MIAZDZY!! *__________________________* Ty chyba wiesz co uwielbiam xD
    Wlasnie tym mnie zafascynowalo twoje pierwsze opowiadanie. Psychicznym Billem. Kocham psycholi xD No po prostu kocham! Czym bardziej opowiadanie jest pojebane, bohaterzy maja zryte mozgi, tym bardziej je uwielbiam. Tak ze oficjalnie stwierdzam, ze to bedzie twoj drugi naj zajebistrzy blog ever ! *____________*
    Ja nie wiem skad on wytrzasnal Lenki zdjecie, skad dowiedzial sie o jej miejscu pobytu, gdzie lubi kupowac i tak dalej. Nie wiem co wymyslil do niej, choc chyba sie domyslam...
    Wiem na bank, ze bedzie miazdzyc. totalny i nie odwracalny rozpierdol umyslowy :D Obsesyjny Bilosz, ktory pewnie ma joba na punkcie dominancji i tego, ze musi postawic na swoim zabije system u kazdej osoby, co chocby przeczyta trzy rozdzialy :D
    Ledwo zaczelas, a ja sie napalilam na dalszy ciag xDDD
    Nic sie nie wydarzylo tak na serio, gdy mi sie uruchamia wysoki bieg :D
    Albo dlatego, ze za kazdym razem blondyna walnie tekstem ni z gruchy ni z pietruchy z powiewem psychopaty xD
    O jezuuuuu.... JA CHCE KURWA NEXTA I NIECH WYPIERDALA HARRY SRARY CO SRA W GACIE xDD no. Bo dzieci powinny juz dawno spac, a nie dobierac sie nie do swoich majciochow :D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. mm ^^ ostro heheh :D ciekawie ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówiłam że poprzednie opko było dobre ale to też powala , dobrze piszesz i umiesz zaciekawić czytelnika :) Więc czekam na nowe i gratuluje weny tworczej he he :) PZDR kamila

    OdpowiedzUsuń
  7. chyba sie uzależnię od tego bila. scena w sklepie - myślę znowu?>- ale czytam i wychodzi na to, zę od niej jestem uzależniona. bill groźny i nieobliczalny i tajmnieczy jest sexy. oby szybko był następny :)
    konar1234

    OdpowiedzUsuń