Zły humor = dobry humor na dodawanie rozdziału.
Enjoy :)
><><><><><><><><><><><><><
- Obudziłaś
mnie swoim głośnym myśleniem...
Gapiłam się
tępo w sufit, leżąc plackiem na łóżku i co chwilę mrugałam tylko oczami, gdy
jakoś mi się o tym przypominało. Miałam pustkę w mózgu, dosłownie czułam
wewnątrz przeciąg.
Powoli
odwróciłam się w stronę Billa, który w przeciwieństwie do mnie leżał na
brzuchu, oczywiście zabierając trzy czwarte wolnego miejsca, co czuły dobitnie
moje łydki, na których leżała jego prawa noga. Jakimś cudem trzymał dzisiaj
ręce z daleka ode mnie, choć nie miałam pojęcia, jak to w ogóle się
wydarzyło. Ale ja od kilku nocy nie miałam pojęcia, jakim cudem cokolwiek się
działo. Bill patrzył na mnie wzrokiem przyćpanym snem, mlaskając językiem po
długim ziewnięciu.
- O czym ty do
mnie mówisz? – spytałam nie mniej inteligentnie, niż wyraz jego twarzy. On za
to podniósł głowę, by z powrotem opuścić ją na poduszki, a jego twarz
zakryła jego blond grzywka.
- Obudziłaś
mnie swoim głośnym myśleniem. – powtórzył, jakby to cokolwiek miało
wytłumaczyć. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a on jęknął gardłowo i
przesunął się do mnie, nadrabiając to, że dzisiaj spał odsunięty. Jego gorące
ramię mnie oplotło, a reszta ciała przylepiła się do mojego prawego boku. Twarz
zginęła we wgłębieniu mojej szyi, a ja powróciłam do swojego tematu, który
wertowałam przez już chyba pewnie godziny. – Lena, proszę cię, powiedz mi, że
się mylę i wcale nie myślisz o swojej przyjaciółce, kiedy ze mną tu jesteś...
- Bardzo
dziwnie to zabrzmiało. – zauważyłam, marszcząc czoło i kiedy już myślałam, że
nie ma opcji, by on się do mnie przyssał bardziej, odkryłam, że jednak się
myliłam, a on przyciągnął mnie do siebie i ręką i nogą. – W ogóle bardzo
dziwnie się zachowujesz...
- Bo się
dopiero obudziłem i miałem fenomenalny sen, a ty leżysz i myślisz o Katarinie
tak intensywnie, że to pewnie twoje trybiki w mózgu mnie obudziły. – nie odpowiedziałam
na to stwierdzenie, bo nawet nie wiedziałam co. Każdego dnia miałam chyba coraz
większy mętlik w głowie, a myślałam, że to już niemożliwe.
- O czym ty
znowu gadasz? – spytałam w końcu, ale odpowiedziała mi cisza. Równy oddech
łaskoczący moją skórę wytłumaczył mi dosłownie wszystko. O co mu, do cholery,
chodziło? To było niesprawiedliwe. On by mnie obudził, gdybym zostawiła go z
niedoborem informacji i żądał, żebym mu wszystko wypaplała, a ja po prostu
leżałam, mając ochotę wsunąć wolną rękę w jego włosy i zacząć go głaskać, bo
jego zachowanie mimo wszystko mnie rozczulało. Rozczulało! To absurdalny
czasownik, stawiając go przy rzeczowniku „psychopata”, lub przy określeniu
„człowiek wyjęty spod prawa”. Ale jednak był uroczy zaraz po obudzeniu i nie
mogłam się nie uśmiechnąć, a moja dłoń nie mogła się nie wpleść się w jego
gęste włosy, które rozsypały się na mojej skórze. Jego palce zacisnęły się na moim
ramieniu i miałam ochotę parsknąć śmiechem na jego zaborczość, która ujawniała
się nawet podczas snu. W końcu poczułam się senna i już zamykałam oczy, gdy
nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi i mój wzrok natychmiast powędrował na
klamki, które poszły w dół, a między skrzydłami pojawiła się twarz
zdezorientowanej Katariny. Moje brwi
uniosły się do góry, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a potem poczułam, że
robi mi się niestosownie ciepło, gdy wyobraziłam sobie, jak dziwnie muszę z
boku wyglądać z Kaulitzem na sobie. Dobrze, że przynajmniej byłam ubrana. Choć
nie miałam bielizny. Szlag.
Katarina
zlustrowała obiekt gnijący na mnie i na jej twarzy pojawił się głupi uśmieszek,
który nie do końca zrozumiałam, mając w głowie to, że przecież ona go nienawidzi.
Z resztą to wszystko było zbyt skomplikowane, żeby to jednoznacznie określić.
Machnęła na mnie ręką, żebym do niej podeszła i wtedy ja również spojrzałam na
Kaulitza. Jak ja miałam się z niego wyplątać? Ostrożnie podniosłam jego prawą
rękę i zagryzłam wargę, gdy palce mocniej zacisnęły się na moim ramieniu, tym
razem powodując ból. Co za świr. Usłyszałam parsknięcie śmiechu i zanim się
zorientowałam co i jak, Katarina stała nad łóżkiem i siłowała się z ręką
Kaulitza. Ledwo opanowałam wybuch rechotu z irracjonalizmu sytuacji. Ciszę
przerywało tylko ciężkie dyszenie i spokojny oddech Billa i dźwięki świadczące
o tym, że dwie dziewczyny próbowały opanować rozbawienie. To był jakiś żart,
ale w końcu jego ręka odpuściła i Bill poleciał na plecy z impetem, a ja się
oplułam, wybuchając śmiechem, którego już nie potrafiłam opanować. Katarina nie
była lepsza, a to wystarczyło, by oczy Kaulitza otworzyły się szeroko, przez co
natychmiast zerwałam się z łóżka, zanim stwierdził, że powinien mnie z powrotem
przygnieść.
- Co to,
kurwa, za najazd z samego rana? – spytał, przecierając twarz.
- Jest po
dwunastej. – odparła luźno Kat, a ja znowu uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Przecież
mówię, że najazd z samego rana. Czego tu nie rozumieć? – jęknął głośno,
przewracając się na brzuch. Machnął na nas lekceważąco ręką. – Nie dadzą się
człowiekowi wyspać, po prostu, kurwa, nie dadzą... – wymamrotał w poduszkę i
wtulił się w nią jeszcze bardziej. Obie patrzyłyśmy na niego jak na debila i
wzruszyłam w końcu ramionami.
- I tak zaraz
zaśniesz, świrze. Trzeba było spać w nocy.
- Trzeba było
nie rozkładać przede mną nóg, nimfomanko. – podniosłam swoją poduszkę i
przywaliłam mu nią w głowę, ale on nawet się nie ruszył. – Prawda w oczy kole, ha ha.
Przywaliłam
sobie wolną dłonią w twarz, a Katarina powieliła czyn.
- Kutas. –
burknęłam, ale on już najwyraźniej spał, bo nie odezwał się ani słowem.
Przewróciłam oczami i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichś ubrań. Zaraz przy
łóżku dojrzałam dresy Billa, więc założyłam je na tyłek, nie próbując nawet
znaleźć bielizny. No może jednak znajdę stanik...
- Tego
szukasz? – Katarina, która swoją drogą była ubrana w szare rurki i czarną
koszulkę i miała nawet rozczesane włosy, trzymała w ręku część bielizny, której
właśnie poszukiwałam.
- Taaa... –
wyrwałam jej stanik i ruszyłam do drzwi wyjściowych, ubierając się. Powinnam
właściwie wziąć prysznic, bo miałam wyjątkowe poczucie, że się cała kleję od
potu i innych substancji płynnych. Byłam idealnym okazem człowieka brudnego po
seksie. – Powiedz, że zrobiłaś kawę. – mruknęłam, gdy tylko zamknęłam za Kat
drzwi i obie skierowałyśmy się na schody,
a ja musiałam unieść nogawki, by się nie zabić w zbyt długich spodniach.
- Zwariowałaś
chyba, ja tutaj nie ruszam bez nikogo. – prychnęła, więc gdy tylko znalazłyśmy
się w kuchni, zaaplikowałam kawę do ekspresu i gdy w końcu się zaparzyła,
zabrałyśmy się do salonu, by rozsiąść się na kanapie. Psy, które pojawiły się
znikąd, ułożyły się zaraz obok na podłodze. Przez chwilę piłyśmy kawę w
milczeniu, każda zabunkrowana w swoim świecie. Niby byłyśmy już pogodzone, a
jednak ciągle pozostawała jakaś dziwna bariera, zbyt trudna do pokonania, by
którejkolwiek się to udało. Ja chyba miałam do niej żal.
- Podoba ci
się, co? – zagadnęłam w końcu, postanawiając odrzucić swój bolący temat, by
skupić się na niej. Tak było najłatwiej.
Katarina
zatrzymała się w trakcie picia kawy i spojrzała na mnie, robiąc się czerwona.
Cóż, nawet nie musiała odpowiadać i tak wiedziałam, jaka była prawda.
- Bardzo. Mam
na myśli, że bardzo bardzo. – pokiwała głową, uśmiechając się głupio, a ja
parsknęłam śmiechem. – I to w sumie twoja wina, że się z nim przespałam. –
dodała po chwili. – Nie patrz tak na mnie, jesteś za głośna w nocy. Dziewczyno,
słychać cię chyba w całym domu przez te cienkie ściany.
Tym razem to
ja wściekle się zarumieniłam, choć właściwie mi to było obojętne. Najwyraźniej
moje policzki uznały, że należy się chociaż odrobinę wstydzić za swoje
zachowanie.
- Hej, to w
takim razie zwal winę na Kaulitza. Jest za dobry. – prychnęłam, przewracając
oczami. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, przynajmniej tego byłam pewna.
Mogłyśmy tak zwalać winę przez cały dzień, a mnie intrygowało coś innego. – Jest
lepszy, niż Louis? – spytałam, a Kat opluła się kawą. Tak, zdecydowanie miałam
wyczucie. Wyszczerzyłam do niej zęby i pomyślałam, że życie bywa zabawne, że
kiedyś to ona wprowadzała mnie w poczucie dyskomfortu, a dziś robiłam to ja i
to z jakim powodzeniem.
Zamknęła oczy,
próbując się uspokoić, a ja cieszyłam się tak, że aż policzki zaczęły mnie
boleć.
- Nie wdawajmy
się w szczegóły, bo jeszcze bardziej będziesz gnoić Lou. – odpowiedziała, a ja
przewróciłam oczami.
- Trzeba było
powiedzieć, że tak. Dla mnie to satysfakcjonująca... No nie, satysfakcjonująca
odpowiedź to nie jest, ale jestem skora uwierzyć, że Tom jest znacznie lepszym
kochankiem. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam co prawda porównania, ale ten
człowiek jest... Znaczy Bill...
- Czasami
zdarza mi się zapomnieć, że nie jesteśmy tu z własnej woli. – przerwała mi
nagle Katarina, a ja odetchnęłam ze zrezygnowaniem. No to koniec rozmowy o
seksie. A ja chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś, kto nie jest
Billem, bo ten dupek i tak już za dobrze wie o tym, co ja na ten temat sądzę.
Co? Zaraz. Ona mówi o tym, że jesteśmy przetrzymywane, a ja myślę o seksie ze
swoim porywaczem. Właścicielem. Brawo, Lena. – Znam tego człowieka ponad
tydzień i ląduję z nim w łóżku i w ogóle to mam rozpieprzony telefon i nie
wiem, czy przypadkiem matka do mnie nie dzwoniła i... Jezu, co z nimi jest, że
zapominam o rzeczywistości? I, do cholery, przepraszam za swoje zachowanie, ale
mnie to przerosło. – moje oczy znacznie się rozszerzyły, gdy Kat odłożyła kubek
na stolik i nagle mnie przytuliła. Ja nie widziałam powodu. Nagle do mnie
dotarło, że ja naprawdę stałam się silniejsza przez pobyt tutaj. Ale wątpiłam,
czy z taką siłą mogłabym się wpasować do egzystencji tam na zewnątrz. Nie
chciałam wracać. – Bo zawsze byłaś taka przykładna i dobra i nie robiłaś
żadnych absurdalnych rzeczy, jakie ja robiłam i byłaś taka krucha i delikatna,
a on zrobił z ciebie coś zupełnie odwrotnego i pomyślałam, że jesteś mi
kompletnie obca i że to idiotyzm z twojej strony, że idziesz z tym palantem do
łóżka jak gdyby nigdy nic i... – urwała, by nabrać oddech, a ja westchnęłam.
- Kat, daj
sobie spokój. Musisz po prostu zaakceptować te zmiany, bo inaczej ciągle
będziesz się motać, a to nie wypali, wierz mi, znam się na tym. – odsunęłam się
od niej i spojrzałam jej w oczy. – I wiesz co? Wolę, byś sypiała z Tomem, niż z
Tomlinsonem...
Parsknęła
śmiechem, potrząsając głową.
- Wiesz,
nasłuchałam się tutaj tylu rzeczy, że nigdy się nie dowiem, kto jest dobry w
tym zespole. Każdy się zdaje mieć jakąś przeszłość, która odbiła się na
teraźniejszości. – odwróciła od mnie wzrok, przykładając twarzy do oparcia
skórzanej kanapy. – Tom zdaje się być postawiony w bardzo niesprawiedliwej
pozycji, prawda? – spytała nagle, a ja skinęłam bezwiednie głową. – Zanim się
tutaj pojawiłam, czytałam wiele wywiadów z nimi, szukając jakichś wskazówek i
wiesz, oni dużo mówili o tym, jacy są związani, że nie mogą żyć bez siebie i
tak dalej... – poprawiła się na kanapie i zerknęła na mnie. – Ten twój Kaulitz
ani razu nie wypowiedział się na temat tego, dlaczego zespół się rozpadł. To
basista i perkusista musieli wszystko tłumaczyć. On pewnie nawet nie wie, jaki
to chaos wywołało. Na fanpage’ach do teraz pojawiają się komentarze na ten
temat i serio, to istny burdel. I myślę, że to cholernie dziwne, że oni mogli
się ściąć o dziewczynę do aż takiego stopnia, że to zniszczyło dosłownie
wszystko, na co pracowali. I to takie bez sensu, Tom mówi, że to nie jego wina,
a Kaulitz do teraz mu nie wierzy. Dlaczego Tom miałby kłamać?
Nawet nie
pytałam, skąd ona to wie. Tutaj wszystkie informacje przechodziły z ust do ust
w trybie ekspresowym. To było bardzo trafne pytanie. Dlaczego Tom miałby
kłamać, skoro byli braćmi i niczego przed sobą nie ukrywali? Przecież nawet
teraz wywalali kawę na ławę. Nawet teraz nie szczędzili sobie przykrych słów,
bo wciąż mówili prawdę.
- Bill to
idiota. – mruknęłam, wzdychając głośno. – Gdybym tylko wiedziała, jak to
zrobić, żeby mu przemówić do rozsądku, to pewnie bym to zrobiła, ale... –
parsknęłam suchym śmiechem, prawie się opluwając, gdy dotarła do mnie ironia
sytuacji. – O czym ja mówię? Siedzimy tutaj i pijemy kawę, zamiast stąd
spieprzyć.
Katarina
zastygła w bezruchu i tak przez chwilę się na siebie gapiłyśmy, ale żadna z nas
się nie ruszyła z miejsca. Jak oni to, do kurwy nędzy, zrobili? Nawet Katarina,
która była na mnie wściekła, teraz tylko się patrzyła i nie robiła nic w kierunku
ucieczki. Oni nam zniszczyli osobowości. Zniszczyli wszystko, a my się
zastanawiałyśmy, jak im pomóc.
- Mówisz, że
Tom jest lepszy od Louisa, a gdyby trzeźwo na to spojrzeć, to nagle nie wiadomo
czemu jest lepszy. – zauważyła cicho. – W sumie wiesz, nie zrobiłyśmy tego
celowo, ale wpakowałyśmy się w niezłe gówno.
- Wiem... –
przymknęłam oczy i rozłożyłam się na oparciu, uważając, by nie wylać kawy. –
Gorzej, że jeśli o mnie chodzi, to im dłużej tu jestem, tym mniej żałuję, że
się tak to wszystko potoczyło... Przykro mi, Kat...
- Nie wierzę,
że to mówię, ale cię rozumiem. – odparła ze zrezygnowaniem i przesunęła się w
moją stronę, by położyć głowę na moich nogach. – Muszę jednak dodać, że
jesteśmy naprawdę chore.
Wzruszyłam
ramionami.
- Wiem.
I co z tego?
I co z tego?
Już mówię. Jestem na tyle chora, by nie dość, że akceptować tę sytuację, to
jeszcze próbować ją zmienić. Nie miałam pojęcia, skąd we mnie się to nagle
wzięło, bo wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. To, co utworzyło się
między mną, a Billem, było bardzo
kruche. W każdej chwili można to było spieprzyć i wrócić do samego początku.
Ale ja chciałam zaryzykować i spróbować to wszystko polepszyć. Po co? Bo mi
zależało. Zależało mi jak jasna cholera i chciałam, żeby ten dupek był
szczęśliwy, a wiedziałam, że jeśli nie wyjaśni się sprawa z rzekomą zdradą
Toma, on nigdy się nie uwolni od przeszłości. Tu nie chodziło już o Emilie,
sukę, która w obecnym momencie niszczyła nawet mnie. Chodziło o to, że Bill
musiał pójść do przodu, a ja byłam skłonna poświęcić wszystko, co miałam (a tak
naprawdę to nie miałam prawie nic), by go przywrócić do życia. Nie wiedziałam,
czy potrafiłabym to zrobić dla Harry’ego. Rozsądek podpowiadał mi, że chyba
jednak nie, ale nie miałam czasu, by się nad tym zastanawiać. Po prostu
musiałam zrobić to, co uważałam za słuszne i to jak najszybciej, zanim za
bardzo spanikuję i się wycofam.
Podczas obiadu
widziałam spojrzenia, jakie posyłali sobie bliźniaki i chociaż powinnam była
się oburzyć, że to był dokładnie taki wzrok, jaki mają faceci, którzy są
zadowoleni z faktu, że pieprzyli, nie mogłam się powstrzymać od głupkowatego
rozbawienia. To zawsze był jakiś krok do przodu, prawda? A ja dzisiaj albo
wszystko zniszczę, albo w końcu wszystko ustabilizuję. Trudno.
Nie miałam
pojęcia, skąd wzięła się we mnie jakakolwiek odwaga, ale uparłam się do tego
stopnia, że udało mi się odepchnąć, gdy jego dłonie ulokowały się na moich
biodrach, a jego usta na moich ustach. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja
pchnęłam go na jedną z sof, na którą opadł z impetem i od razu usiadłam na jego
kolanach, zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
- Czy ty
próbujesz mnie zdominować? – spytał z rozbawieniem, ja potrząsnęłam głową.
- Chcę
porozmawiać. – oznajmiłam mu dobitnie przez co na jego czole pojawiły się
zmarszczki, gdy jego zadowolenie zniknęło jak ręką odjął. Serce zaczęło mi
walić jak młot pneumatyczny, więc tylko odetchnęłam urywanie, próbując się
uspokoić.
- Czemu mam
wrażenie, że chcesz poruszyć temat, którego nie poruszamy z całkowicie
oczywistych względów, jeśli chcemy w miarę neutralnie egzystować? –
beznamiętność, która wyzierała z jego głosu sprawiła, że moje zdenerwowanie
wzrosło na jeszcze wyższy poziom. Oparłam dłonie na swoich udach i opuściłam wzrok
na jego klatkę piersiową, która prawie wcale się nie poruszała. Czy on w ogóle
oddychał? To chyba nie oznaczało nic dobrego, prawda? Powinnam to przerwać,
póki miałam jeszcze czas. Ale nie chciałam. Nie, kiedy udało mi się w sobie
zebrać.
- Bo tak właśnie
jest. – odpowiedziałam, nie umiejąc pozbyć się niepewności z głosu, która mnie
nagle opanowała. Jeśli skończy się tak, jak sugeruje mi jego mina, znów zostanę
sama. I nie będzie wyjazdów i jego dobrego humoru i śmiechu, który sprawiał, że
ja sama się śmiałam. – Chcę porozmawiać o twoich relacjach z Tomem. – dodałam
wyjątkowo cicho, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Im bardziej się w to
zagłębiałam, tym bardziej chciałam wstać i zwiać. Ciało pode mną zastygło, a je ze zdenerwowania poczułam, że moje dłonie zaczynają być wilgotne. Co ja
wyprawiałam? Przecież to Kaulitz, który mnie dusił i uderzył kilkukrotnie, a ja
właśnie podnoszę mu ciśnienie bardziej, niż sobie.
- Dlaczego
miałbym chcieć z tobą o tym rozmawiać? – spytał powoli, tym cholernie niskim
tonem ostrzegającym o tym, że jego właściciel ogłasza, że wchodzisz z nim na
wojenną ścieżkę. Złapałam się na tym, że przestałam oddychać. Policzyłam do
pięciu i zacisnęłam spocone dłonie, próbując opanować narastającą panikę, że
przekroczyłam niewidzialną linię. Przecież wiedziałam, że tak będzie. Nie
mogłam się teraz poddać.
- To nie jest
kwestia tego, który z was mówi prawdę, a która wersja jest sensowniejsza, Bill.
– odpowiedziałam, słysząc wyraźne drganie w moim głosie. Nie potrafiłam się
przy nim ogarnąć. Po prostu nie potrafiłam. – Myślałam nad tym i...
- Ktoś cię
prosił o rozstrzyganie tego sporu? – poderwałam głowę i natychmiast tego
pożałowałam, gdy tylko moje spojrzenie skrzyżowało się z lodowatymi tęczówkami.
Po całej jego twarzy było widać, że to był najgorszy temat, jaki mogłam wybrać
do rozmowy.
- Nie, ale nie
możesz zaprzeczyć, że to, co się między wami stało, jest przyczyną, dla której
tu jestem. – zaoponowałam, starając się zabrzmieć odrobinę bardziej agresywnie.
Nie umiałam. – Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mógłbyś uwierzyć osobie, którą
ledwo znałeś, a o wszystko, co złe, posądziłeś swojego brata bliźniaka.
- Znałem
Emilie wyjątkowo dobrze, żeby...
- Znałeś
Emilie tak, że całą winą obarczyłeś Toma, jakby ona się nie liczyła, jakby ona
nie zrobiła niczego złego. – odpowiedziałam za niego, a on zmrużył oczy,
zaczynając się poważnie irytować. Ja za to przestawałam się bać, bo musiałam
sobie przyznać rację. To przez całą tę sytuację byłam tutaj. – Podaj mi jeden
powód, dla którego Tom miałby cię tak potraktować. – wysunęłam wyzywająco
podbródek, nie spuszczając z niego oczu.
- Jest
facetem, do kurwy nędzy, a Emilie jest piękna. – odparł sucho, a ja poczułam
wyjątkowo bolesne ukłucie w żołądku. Pieprzona zazdrość. Więc chciał mi dopiec.
Świetnie.
- I szmatą. –
dodałam beztrosko, na co on spiął się jeszcze bardziej.
- Słucham?
- Jest szmatą.
– powtórzyłam, cedząc każde słowo. – Człowieku, ona chciała się przespać z
twoim bratem. Chyba mi nie wmówisz, że cię kochała? Tom wybacza ci wszystkie
świństwa, jakie mu robisz, bo cię kocha, mimo, że jest niesłusznie oskarżony.
To jest miłość. Czy ona cię kochała? Manipulowała tobą, wmawiała ci jakieś
brednie, skłóciła cię z bratem. Czy ona cię kochała?
Spojrzenie
stwardniało. Wiedziałam, że właśnie zbliżała się kolejna wiadomość, która
uderzy we mnie jak z shotguna. Nie dość, że prosto w serce, to w wielu
miejscach wokół niego. Dlaczego ja wciąż na nim siedziałam, skoro czułam się
tak, jakby tylko jedno zdanie za dużo dzieliło go od zwalenia mnie z siebie?
Moja głowa pulsowała.
- A czym ty
się od niej teraz różnisz? – spytał powoli, naciskając na spust broni.
Zabolało. Zacisnęłam powieki, przełykając ślinę i rozluźniłam dłonie.
Spokojnie. To, że masz ziejącą pustkę w ciele, nie znaczy, że masz się poddać.
To, że on mści się na mnie, bo uroił sobie, że jestem jak Emilie, też nic nie
znaczy. To, że mi się zdawało, że mu choć trochę zależy, a tak nie jest, też
nic nie znaczy.
- Ona nie
kochała ani ciebie, ani Toma. – wydusiłam, czując coraz większą gulę w gardle.
Nie mogłam mu powiedzieć za dużo. A przecież przekroczyłam kolejną linię.
Wystarczyło tylko, że powie...:
- A ty nie
kochałaś Harry’ego.
A ja
powiem...:
- Owszem. –
doskonale zdawałam sobie sprawę, że nigdy przed nim nie przyznałam, że nie
czułam do Harry’ego to, co myślałam, że czułam. Ale on przyszedł i wszystko się
zmieniło i nie potrafiłam wrócić do poprzedniego balansu. Z każdym dniem było
coraz trudniej i po prostu dałam sobie spokój. I nie powiedziałam mu tylko
dlatego, że wiedziałam, że to wykorzysta. Że dojdzie do innych wniosków. Do
tych, których się wciąż obawiałam. Przed nim.
Patrzył na
mnie dziwnie beznamiętnie, a jego brązowe tęczówki skanowały moją twarz, jakby
próbowały się w niej czegoś doszukać. Nie miałam pojęcia, co to było i czy to
znalazły. Ale usta wiedziały, co powinny zrobić, żeby wykopać na światło
dzienne rzeczy, które ja wolałam zachować tylko dla siebie.
- Mnie też nie
kochasz. Więc czym się od niej różnisz?
- Dlaczego
wciąż ją bronisz, skoro odebrała ci wszystko? – spytałam poważnie poirytowana
tym, że po tym wszystkim miał czelność mówić o tej sprawie w taki sposób. – Jak
możesz być tak kurewsko tępy, skoro po dwóch latach do ciebie nie dotarło, że
zniszczyła ci życie? Wszystko, na co tak pracowałeś, twoja przyjaźń z tymi... –
urwałam, gdy on nagle odbił się od oparcia sofy i złapał dłonią za mój
podbródek, aż mimowolnie zachłysnęłam się z bólu. – Co ty, do...
- Odpowiedz na
te pieprzone pytanie. – warknął, nie odrywając oczu od moich, a gdy tylko
chciałam spuścić wzrok, on unosił mój podbródek wyżej, przez co nie miałam
możliwości, by na niego nie patrzeć. Zaschło mi w ustach, a moja klatka
piersiowa zaczęła się coraz niespokojniej unosić i opadać, jakbym była bliska
histerii. – W czym się od niej różnisz, że śmiesz poruszać ten temat?
- A co chcesz
ode mnie usłyszeć? – wydyszałam, łapiąc go za nadgarstek. Nie umiałam jednak go
od siebie odsunąć, bo gdy tylko to robiłam, on zaciskał palce jeszcze bardziej,
przyciągając mnie do siebie. W końcu nasze twarze dzieliło kilka cali , a ja ledwo oddychałam z nadmiaru emocji.
- Prawdę.
- Ha! –
prychnęłam sucho. – Ty nie chcesz jej słuchać. Ty nie wierzysz w prawdę, tylko
jakieś wyssane palca bzdury, które mimo, że brzmią absurdalnie, są dla ciebie
świętością. Nie wierzysz, że nie potrafiłabym robić notoryczne skoki w bok. Nie
wierzysz, bo oczywiście Emilie. Emilie, która okazała się być kurwą, a ty
mierzysz jej miarą wszystkie inne kobiety! Łącznie ze mną!
- Czego ty, do
kurwy nędzy, nie rozumiesz w pierdolonym pytaniu? – Kaulitz najwyraźniej
postanowił mnie ignorować, a ja zdałam sobie sprawę, że to jak walka z
wiatrakami. To było marnowanie siły. Ja mówiłam jedno, a on wciąż swoje. Był
tak głęboko zapadnięty w przeszłości, że najwyraźniej nie było już dla niego
ratunku. W co ja się wpakowałam?
- Wiesz... Myślałam, że to ma choć odrobinę sensu. Że może jak... – syknęłam, gdy jego
dłoń znów zacisnęła się na moim podbródku. Roześmiałam się, choć bez wesołości
i nie wiedzieć czemu, poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.
Bezsilność? – Chciałabym cię naprawić, Bill. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jeśli
ty chcesz mnie zniszczyć, nie ma sprawy, ale gdybyś...
- Dlaczego
miałabyś chcieć mnie naprawić?
- Przecież
wiesz. – odpowiedziałam tak cicho, że przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że
jednak mnie nie usłyszał. Tak byłoby lepiej. Ale jego spojrzenie złagodniało i
wiedziałam, że wszystko dokładnie zrozumiał. Co ja robiłam? Przecież to było
kopanie sobie grobu. – A teraz mnie puść. Obiecuję, że już nigdy więcej nie
podejmę tematu. Jestem...
- Więc mnie
kochasz. – usłyszałam jego dziwnie miękki głos i zamrugałam gwałtownie oczami,
czując, że moje policzki robią się czerwone, a serce w nadludzkim tempie
przemieszcza się do przełyku. – Próbujesz mi powiedzieć, że różnisz się od
Emilie tym, że mnie kochasz? – spytał, a ja wiedziałam, że nie mam nic do
stracenia. Bo straciłam wszystko już dawno temu. Oboje byliśmy wrakami ludzi.
Więc nic już mi nie zaszkodzi skinięcie głową. Nic mi nie zaszkodzi wyznanie
miłości, którą zapewne wykpi. Pustka.
- Tak. –
odparłam i pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Spodziewałam się, że będzie
próbował dobić leżącego, skopać go. Spodziewałam się, że będzie próbował mi
wmówić, że to, co do niego czuję, wcale nie jest miłością. Spodziewałam się
wszystkich negatywnych wyjść z tej sytuacji.
Zamiast tego
on poluźnił zacisk na moim podbródku, delikatnie masując palcami obolałe
miejsca i wreszcie zamknęłam oczy, chcąc się odciąć od rzeczywistości. A potem
on osunął się na oparcie i pociągnął mnie za sobą, obejmując mnie swoimi
ramionami. I gdy pierwszy raz rozpłakałam się w jego objęciach, on tylko
całował mnie w czubek głowy, a jego ciepłe dłonie po prostu gładziły mnie po
plecach, jakby on rozumiał, co się ze mną działo. Jakby to akceptował.
Czym była
akceptacja miłości?
Czyzby teraz juz mialobyc coraz lepiej ? Choc ciagle czekam, ze moze jednak Emilie pojawi sie nie tylko w opowiesciach :D
OdpowiedzUsuńOhhhhhh -w sumie to tylko tyle mam teraz w głowie. Odcinek jak zwykle perfekcyjny, a może nawet jeszcze bardziej perfekcyjny niż zwykle. Każde przeczytane zdanie sprawiło mi ogromną przyjemność, a końcówka to całkowity majstersztyk. Świetne ukazanie emocji Leny, Billa, którego z każdym rozdziałem uwielbiam coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i niezmiennie życzę weny
K.
Ja chce jeszcze !!! ♥♥
OdpowiedzUsuńjesteś okropna urywając w takim momencie :D Odcinek bez sexu to odcinek stracony! haha
OdpowiedzUsuńC.
Tak więc Lena w końcu wyznała Billowi co czuje. Czy to coś zmienia? Myślę, że tak w końcu, gdyby go to nie obchodziło zrzuciłby ją z kolan, a on zrobił coś zupełnie odwrotnego - przyciągnął ją do siebie i przytulił jakby to co ona mu powiedziała było dla niego skarbem, jakby to ona była dla niego skarbem. Ale przecież tak właśnie było prawda? Tylko on może go "naprawić", jeśli tylko on da jej tą szansę. Więc może niech przestanie wszystko utrudniać i pozwoli Lenie działać? Tak byłoby lepiej i dla niego i dla niej. Pozdrawiam i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńJeeeejuuuuuu xd
OdpowiedzUsuńWredna istoto, aż się boję kolejnego rozdziału!
No jest słodko, słodko jak cholera xd I podoba mi się! Bo Bill w tym wszystkim nadal jest taki idealny. Tylko naprawdę mógłby wziąć się z garść i dogadać z Tomem, bo to psuje cały ten sielski obrazek.
Dobrze, że on już wszystko wie, nawet jeśli Kaulitz miałby to teraz wykorzystać przeciwko niej. bo pewnie to zrobi, w taki czy inny sposób. Ale on wie i w głębi czuje pewnie to samo.
Dobra, ja się nie rozpisuję, i tak coś czuję że znów nie skomentuję opowiadania o Billu i Nataszy xd
Pozdrawiam ponownie xD
Oooooo.. to się dzieje. xD Szczerze? Podobała mi się scena, gdzie Lena i Katarina siedzą sobie i rozmawiają, popijając kawę <3 Cieszę się, że Lena zdobyła się w sobie i porozmawiała z Billem. Ciekawa jestem, co Bill teraz zrobi wiedząc, że ona go kocha. Ah <3 Ale sam fakt, że nie wybuchł, a złagodniał... to już coś znaczy. ;D
OdpowiedzUsuńCZEKAM na nexta! ;D
BuŹka! ;*
Aż nie wiem, co napisać. Tym rozdziałem przeszłas samą siebie. Sprawilas, że całowicie oderwalam się od rzeczywistości, a to zdarza się jedynie podczas wykładow z pedeutologii:DA tak serio, masz ogromny talent droga Ann. Ciesze się że Lena w końcu zebrala się na odwage, by porozmawiac z ześwirowanym Bylem. A jeszcze lepsza była jego reakcja na jej wyznanie. On też ją chyba kocha, tylko musi jeszcze zdac sobie z tego sprawę.
OdpowiedzUsuńKatarina walczaca z łapa Kaulitza? Epickie, jak wielka ucieczka Billa:D
Pozdrawiam Edyta
Szlag by Cię jasny trafił, niedobra kobieto!!!!
OdpowiedzUsuńTo był najpiękniejszy odcinek ever! Najpiękniej wyznana miłość na świecie. To było cudowne! Cholernie ciekawa jestem, co teraz będzie!
Nie umiem napisać nic więcej.
Kocham to opowiadanie i tyle :)
Pozdrawiam.
Omnomnomn <3 Jeju ! Ja chcę jeszcze! Jak mogłaś przerwać w takim momencie!!! Ja się pytam, jak?! Uwielbiam wszystkie odcinki, ale ten to mistrzostwo ;D I zaczynam lubić takiego Billa. I bardzo dobrze, że nie uderzył ani nic nie zrobił Lenie, tylko ją wysłuchał. Ale bardzo mnie ciekawi jak Bill się będzie zachowywał w stosunku do Leny i Toma, a przede wszystkim Toma ;)
OdpowiedzUsuńNie no kocham Cię po prostu, za to opowiadanie <3 Happy New Year <3
<3 <3 dalej dalej
OdpowiedzUsuńwięęęęęcej i więcej człowiek chce po kazdym odcinku :)
OdpowiedzUsuń