Ciągle przysypiam, więc mogą być błędy.
><><><><><><><><><><><><><><
Siedziała po turecku dokładnie naprzeciw
siedzącego w tej samej pozycji mężczyzny, przed którym otworzyła się tak, jak
dawno nie otwierała się przed nikim. Nie rozumiała, jak to nagle się stało, że
z kogoś obcego, stał się... kimś. Opowiedziała mu wszystko, każdy detal związku
z Louisem i to, dlaczego teraz cierpi. I to, co powiedział jej młodszy Kaulitz.
Powiedziała mu, jak wyglądała jej przyjaźń z Leną i jak czuje się teraz z tym,
że jej nie rozumie. Powiedziała mu, jak bardzo źle się czuje ze świadomością,
że wszystko jest teraz inne i ona nie może nic na to zaradzić. I ze
świadomością, że mieszka u nich, kiedy ich nie zna. I że wszystko się sypie. A
on uważnie nasłuchiwał. Mówiła i mówiła i mówiła. Czasami z jej oczu znowu
spływały łzy, czasami dygotała ze wściekłości. A on po prostu patrzył i czasami
kiwał głową. Nie odezwał się jednak ani słowem, więc gdy zaczęło się jej robić
sucho w gardle, urwała niezdecydowana.
- Przepraszam. Nie powinnam ci zabierać czasu i
pieprzyć głupoty. – bąknęła, spuszczając wzrok.
- Nie pieprzysz głupot. Uczucia nigdy nimi nie są.
Po prostu pomyślałem, że potrzebujesz kogoś, kto by cię wysłuchał. – odparł,
uśmiechając się pogodnie. – Jeśli chodzi o pocieszanie, to nie jestem zbyt
dobry w te klocki i dlatego milczę, ale mimo wszystko muszę się zgodzić z
Billem w sprawie twojego byłego faceta. A męski punkt widzenia na męskie
postępowanie jest zawsze bardziej wiarygodne, nie sądzisz? – gdy skinęła głową,
on nagle wstał, wyciągając do niej rękę. – Chodź. – rzucił lekko, a ona nawet
nie oponowała. Podała mu dłoń i natychmiast poczuła, jak robi jej się ciepło.
Opuszki jego palców były twarde, zapewne od gry na instrumencie strunowym, ale
za to była tak gorąca i pewna, że mimowolnie ścisnęła go mocniej. Jego uśmiech
poszerzył się i pociągnął ją na równe nogi. Nie puścił jej jednak, gdy odwrócił
się w stronę drzwi i zmusił, by podążyła za nim na korytarz. Gdy w końcu się
wypłakała, wszystko jakoś nagle stało się łatwiejsze. A może to było otępienie?
A może to była ta dłoń, która tak jak i reszta ciała Toma sprawiała, że czuła
się wygodnie? Jakieś maleńkie uczucie zdenerwowanie ukuło ją w samo serce, gdy
stanął przed dwuskrzydłowymi drzwiami do sypialni, w której chyba rezydowała
jej przyjaciółka i zapukał. Nie czekając nawet na pozwolenie, nacisnął klamkę i
wszedł do środka, wciąż ciągnąc Katarinę za sobą. Jej ciekawe oczy natychmiast
zaczęły się rozglądać po wnętrzu i musiała przyznać, że była pod wrażeniem wyglądu.
Oczywiście jej wzrok natychmiast przykuło łóżko stojące naprzeciw wejścia i
przełknęła ślinę, gdy nie do końca chciane wizje połączone z krzykami, które
usłyszała pierwsze dnia, zalały jej głowę. A potem nagle znalazła się na
tarasie, gdzie w samym rogu stała Lena oparta o ścianę. Prawie potknęła się o
jeden z białych leżaków, gdy Tom nieustępliwie kazał jej za sobą iść. Jej
przyjaciółka dopiero po dłuższej chwili zreflektowała się, że nie jest sama.
Spojrzała najpierw na starszego Kaulitza, potem na Katarinę, potem na ich złączone
ręce, przez co brunetce zrobiło się tak gorąco, że poczuła to na policzkach, a
potem znów na Toma.
- Ktoś umarł? – spytała, a jej wzrok znów spoczął
na Katarinie, a ona przypomniała sobie, że płakała tak bardzo, że wciąż na jej
twarzy musiały widnieć ślady rozmazanego makijażu. Lena w przeciwieństwie do
niej, ograniczała się tylko do tuszu. Maksymalnie do użycia eyelinera.
- Tak, prosiak na obiad. – prychnął gitarzysta,
potrząsając głową. – Przyprowadziłem Katarinę, żebyście wreszcie porozmawiały,
bo to, jakie macie o sobie teraz zdanie, jest tak absurdalne i niezgodne z
rzeczywistością, że się to w pale nie mieści. – puścił rękę zakładniczki i
odsunął się. – Panno Howard, panno Page, miłej pogawędki. W razie czego, w
każdej łazience jest apteczka, ale ty już to doskonale wiesz. – skinął głową
Lenie i już go nie było.
And you may tell me to run, run now
But I can't do that
We're too far down the hole
He's got a hold on my soul*
But I can't do that
We're too far down the hole
He's got a hold on my soul*
Próbowałam
zawzięcie udawać, że interesuje mnie coś innego, niż jej osoba i wiedziałam, że
dzisiaj się za to oberwie Tomowi, gdy tylko go zobaczę. Serce łomotało mi w
piersi tak, że myślałam, że zaraz wystrzeli w powietrze i skończy swój żywot
marnymi fajerwerkami made in China. To była moja przyjaciółka, którą znałam
cztery lata, a nie potrafiłam się do niej odezwać jak cywilizowany człowiek.
Ten dom mnie zniszczył. Wystarczył tylko niecały miesiąc.
Zamknęłam
oczy, starając się pamiętać o wolnym i równomiernym oddychaniu. Nie chciałam z
nią rozmawiać, kiedy ona postrzegała mnie w taki, a nie inny sposób. W mój
sposób.
- Powiedz mi.
– usłyszałam jej cichy głos i mimowolnie zacisnęłam zęby, czując jak coś chwyta
mnie za gardło.
- Wyciągnęłaś
już własne wnioski. Co mam ci jeszcze powiedzieć? – wydusiłam i usłyszałam, jak
Katarina siada na leżaku obok. To był jeden z momentów, kiedy wolałam być przy
Kaulitzu, bo był tak zdegenerowany, że rozumiał, co przeżywam. On zawsze
wszystko wiedział i nie osądzał mnie tak długo, jak ja nie zaczynałam tematu.
Tom też mnie rozumiał, bo wiedział, co robi mi jego brat. Ścisnęłam palcami
nasadę nosa, próbując powstrzymać nagły natłok łez pod powiekami. Z czego ja
miałam się jeszcze tłumaczyć? Cisza mówiła mi, że Katarina sama nie wiedziała,
co chce usłyszeć. Chciałam parsknąć śmiechem i zamknąć temat, jeszcze zanim
został tak naprawdę otwarty. A jednak wciąż tam stałam, bo musiałam przyznać
przed samą sobą, że chciałam jej wszystko powiedzieć. Każdą wątpliwość, każdą
rzecz, której się boję i która, o zgrozo, doprowadza mnie do tego, że czuję się
dobrze. Była moją przyjaciółką, do cholery i była jedyną osobą, której zawsze
mogłam się zwierzyć ze wszystkiego.
- Kupił cię. –
powiedziała nagle, a moje powieki zacisnęły się jeszcze bardziej. – Powinnaś...
Powinnaś...
- Go
nienawidzić.
- Tak.
- Nie umiem.
Znów zapadła
cisza. To było jak pieprzone odbijanie piłeczki. Nigdy nie było nam tak trudno
rozmawiać i to cholernie bolało.
- Przespałaś
się z nim.
- Tak.
- Ale
tylko...?
- Trzydzieści
dwa razy.
Z każdym razem
słowem gnoiłam siebie jeszcze bardziej. Ale co to była za różnica, skoro ona
nie widziała mnie ponad to, co mówiłam? I tak byłam w jej oczach stracona. A
przynajmniej tak sądziłam.
- Zdradziłaś
Harry’ego.
- Tak.
- Nie kochasz
go.
- Nie wiem,
czy kiedykolwiek go kochałam.
Długo
wstrzymywane łzy spłynęły po moich czerwonych policzkach, choć robiłam
wszystko, by się jakoś opanować. Nie chciałam go krzywdzić. Nie chciałam
krzywdzić nikogo, włączając w to moją osobę. Ale na wszystko było już dawno za
późno.
- Bił cię?
- Dwa razy.
Dwa razy mnie dusił.
- Dusił cię.
- Tak.
- I mówisz mi
to tak po prostu.
- Tak, bo nie
umiem mu nie wybaczyć.
Byłam już tak
blisko powiedzenia tego na głos, że łzy coraz obficiej spływały po moich policzkach,
skapując na mój dekolt. Moje dłonie drżały, więc skrzyżowałam ręce na klatce
piersiowej. Wciąż miałam zamknięte oczy, bo tak było mi łatwiej mówić. Nie
musiałam patrzeć na Katarinę i jej obrzydzenie, którego nie słyszałam w jej
głosie. Właściwe to nie było w nim nic. Po prostu stwierdzanie suchych faktów.
- Więc bił cię
i dusił i krzywdził psychicznie.
- Tak.
- A ty stoisz
tu załamana, bo cię unika.
- Tak.
- Wczoraj
rozmawiał z Harrym i mówił coś o jego przeszłości, że nie moglibyście być
razem, biorąc pod uwagę to, co zrobił Hazza.
Drgnęłam, uchylając
powieki, ledwo widząc cokolwiek przez łzy. Spojrzałam na Katarinę, która
patrzyła na mnie szklistymi oczami.
- Rozmawiał z
nim?...
- Uważa, że
Styles ma chorą obsesję na twoim punkcie.
- Harry?... –
potrząsnęłam głową. Nie, to bez sensu. To ja byłam... O czym my w ogóle
mówiłyśmy? – Jaka przeszłość?
Kat wzruszyła
ramionami.
- Nic mi nie
powiedział. W sensie ten... – machnęła ręką, a ja pokiwałam głową na znak, że
zrozumiałam, że mówi o Billu. Ona z nim rozmawiała, a mnie unikał. Oderwałam od
niej wzrok, by znów zacząć się gapić tępo przed siebie. Nawet nie zauważyłam,
że przestałam płakać. – Groził Harry’emu i Louisowi. – dodała, a moje oczy
rozszerzyły się znacznie. – Tak, Louisowi. Powiedział Hazzie, że ma przekazać
Louisowi, żeby mnie zostawił w spokoju, bo inaczej zniszczy ich zespół.
I znów
gapiłyśmy się na siebie i pierwszy raz w tym domu nawiązałyśmy nić
porozumienia. A raczej niezrozumienia.
- Przecież on
go nawet nie zna. – wydusiłam, marszcząc czoło. Serce napieprzało mi chyba z prędkością
światła, bo przez nie prawie dyszałam. Ogarnęło mnie nielogiczne poczucie, że
to coś znaczy. Całe jego zachowanie.
- On wiedział,
co było między mną, a Lou. Lena, to znaczy, że Harry naprawdę zrobił coś złego
w przeszłości. – wydukała Kat i nagle wstała, by oprzeć się o barierki tarasu
naprzeciw mnie. Skrzyżowała ręce dokładnie jak ja. – Skąd on to wszystko wie?
- Nie mam
pojęcia... – spuściłam głowę kolejny raz. – Właściwie to... to zbyt
skomplikowane, byśmy mogli normalnie rozmawiać i, kiedy w końcu mi powiedział,
dlaczego ma tak skrzywioną psychikę, zaczął mnie unikać. – starłam resztki łez
z policzków i westchnęłam, gdy nagle wybitnie potężne uczucie mnie zalało od
wewnątrz.
Może ja
powinnam się dla niego poświęcić, żeby on w końcu wszystko zrozumiał i zaczął
normalnie żyć?
- Kochasz go.
- Tak. –
odpowiedziałam, zanim zdążyłam się w ogóle zastanowić nad tym, co powiedziała i
wciągnęłam ze świstem powietrze, patrząc z paniką na Katarinę. O Boże,
powiedziałam to. Na głos. Przyznałam się sama przed sobą i przed moją
przyjaciółką, która mnie potępia za to, że sypiam ze swoim wrogiem. – Ja
próbowałam... Znaczy... – zagryzłam
wargę i zakryłam twarz rękoma, nie wierząc, że naprawdę wsypałam się tak łatwo.
– Kurwa, nie umiem inaczej... – wydusiłam, czując napływającą falę histerii. –
On mnie niszczy i wiem, że nigdy nie poczuje tego, co ja, ale ja nie umiem
inaczej, choć starałam się i... – urwałam, gdy w końcu poczułam ramiona
Katariny, które mnie objęły i wiedziałam, że gdy z moich oczu spłynęły łzy, jej
oczy nie pozostały suche. – I dlatego nie umiem odejść...
Ścisnęło ją tak w dołku, że aż ją zabolało.
Zmusiła się, by zachować kamienną twarz i opanować dreszcze, choć gęsia skórka
była aż nazbyt widoczna. Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego zgodziła się
pomagać mu w obiedzie i nie wiedziała. To musiało być coś w jego ustach, które
poruszały się tak cholernie pociągająco podczas mówienia. Może oczy, które
wydawały się być znacznie bardziej błyszczące, od kiedy mu się wygadała. Od
momentu, kiedy tak jakby pogodziła się z Leną. Może ciało odziane w czarną
koszulkę, która miała tak cienki materiał, że mogła palcem wskazać każdą
krzywiznę mięśni. Może spodnie, które właściwie nie miały nic w sobie, ale
przyciągały wzrok, choć za każdym razem strzelała sobie mentalnie w twarz, gdy
tylko jej oczy wędrowały do męskiego krocza. Musiała zwariować. A teraz jeszcze
podawała mu cebulę, którą obrała i ich dłonie się zetknęły i czuła się tak,
jakby zaraz miała zrobić wielkie bum. Skupiała się na drugiej cebuli i na tym,
by się nie rozpłakać, ale miała z tym poważny problem. Nęcący zapach męskich
perfum podrażniał jej nozdrza i czasami miała wrażenie, że odpływa gdzieś
daleko, w jakąś nieznaną krainę i łapała się na tym, że przerywała obieranie na
chwilę lub dwie.
Zostawiła Lenę, gdy ta poprosiła o czas dla siebie
i miała zaszyć się w swoim pokoju. Dlaczego tak łatwo dała się wmanipulować wo
przygotowywanie obiadu? Palce ją paliły od dotyku, a gdy w końcu zabrała od
niego dłoń, jej mózg zaczął odtwarzać tę sytuację raz za razem, bez żadnego
ustanku. Do cholery, co z nią było?
A może co było z nim?
- Jak już obierzesz tę cebulę, to w lodówce
znajdziesz przecier pomidorowy.
Co? Jaki przecier? Jaka lodówka?
O mały włos przyłożyłaby sobie w twarz, wtykając
sobie palce do oczu. Tom stał i kroił cebulę, choć jego głowa była odwrócona w
jej stronę, gdy jej właściciel obserwował ją z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
Miała czerwone policzki. Na pewno je miała. Nie mogła spokojnie siedzieć z nim
w jednym pomieszczeniu. I to nie w takiej pozycji, kiedy jej myśli zaczynały
szaleć i kierować się w jednym kierunku. Dlaczego ten śmietnik był tak blisko
jego nóg, kiedy ona kucała z tą pieprzoną cebulą?! Już zgubiła rachubę, ile
razy wyobraziła sobie rozpinanie skórzanego paska podtrzymującego ciemne
jeansy. Nie mogła się opanować i przerobiła chyba ze sto scenariuszy z tytułem
zawierającym słowo „seks”. Nie, on był zainteresowany Leną.
A przynajmniej tak to wyglądało.
Wyciągnęła rękę z obraną cebulą, bojąc się na
niego spojrzeć. Nie rozumiała, dlaczego się tak zachowuje, jeśli jeszcze kilka
dni temu była zaabsorbowana Louisem. Jego brązowymi... pfu! Niebieskimi oczyma!
Ciepły dotyk palców, ledwie muskających wnętrze
jej dłoni, sprawił, że musiała zagryźć wargę, by nie westchnąć z nagłego ataku
motylki w podbrzuszu. Och, cholera.
Poderwała się gwałtownie, ledwo utrzymując
równowagę i, mimo starań, jej oczy skrzyżowały się z tymi czekoladowymi. Boże,
był taki wysoki, że musiała unosić głowę, by na niego spojrzeć. Mrowienie w
podbrzuszu nie zwiastowało niczego dobrego, ale co z tego? Musiała przyznać, że
biorąc pod uwagę, jak seksowny był ten mężczyzna, ona zachowywała się całkiem
przyzwoicie i na poziomie. Nie sądziła, że może jeszcze spotkać kogoś, kto
będzie działał na jej zmysły jak Louis, ale intensywność, z jaką wparował w jej
życie (czy raczej na odwrót, skoro to ona prawie włamała się do jego domu),
sprawiała, że przestawała za czymkolwiek nadążać. I tak naprawdę, gdyby nie to
całe kupowanie i przetrzymywanie, Katarina byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego
Lena się zakochała. Ale tak szybko, jak zdawała sobie sprawę, że plecie
głupoty, tak szybko wyrzucała to z głowy. A wtedy pozostawał tam tylko Tom
Kaulitz z rozbawieniem na twarzy okalanej ciemnym zarostem, który właściwie
powoli zamieniał się w wąsy i brodę. Gdy Lou nie golił się przez tak długi
okres czasu, chciała, by coś z tym zrobił. Ale, cholera, chciała dotknąć twarzy
Toma, aż ją palce świerzbiły.
- Koncentrat. – przypomniał jej i jej oczy znów
stały się wielkie, gdy dotarło do niej, że znowu odleciała. Niech to szlag!
Potrząsnęła głową, natychmiast go wymijając, by
potykając się o własną stopę, ruszyć do lodówki. Przewertowała wszystkie wulgarne
epitety, jakimi mogła siebie nazwać, ale jakoś jej to nie pocieszyło.
Zachowywała się przy nim jak kompletna idiotka i nie umiała nic z tym zrobić!
- Czerwony taki, w małym słoiczku na drzwiach z
napisem „koncentrat pomidorowy” – usłyszała i zastygła w bezruchu, zaciskając
usta w cienką linię.
- Wiem, jak wygląda koncentrat. – warknęła, a Tom
roześmiał się głośno.
Mokłam na
deszczu, bo nie mogłam wysiedzieć w domu, kiedy znowu była noc. Próbowałam
zasnąć, ale nie mogłam. Próbowałam jakoś skupić się na liczeniu pieprzonych
baranków, ale w głowie wciąż mi huczała
konwersacja z Kat i nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Bill mógł rozmawiać z
nią, a do mnie miał taki problem z przyjściem. I na dodatek, gdy był pijany,
wracał. Co znaczyło, że chciał wrócić, skoro ludzie pod wpływem
alkoholu robią to, czego nie potrafią zrobić, gdy są trzeźwi, prawda? Do czego on
zmierzał w takim razie? Wciąż nie potrafiłam rozwikłać tej zagadki. Co zmienił
u niego fakt, że powiedział mi o Emilie? U mnie zmienił, owszem. Od momentu,
kiedy wiem, że kogoś kochał, chcę, żeby pokochał mnie. Była to dość
destrukcyjna myśl, kiedy doskonale zdawałam sobie sprawę, że on prawdopodobnie
już nigdy nie pozwoli sobie na takiego typu uczucia. Ale on?... Poczuł się obnażony?
Dzień mijał mi za dniem, a ja nie mogłam go zrozumieć, choć nie potrafiłam
myśleć o niczym innym.
Nie mogłam
usiedzieć w domu, więc musiałam wyjść. I to, że padał deszcz, jakoś
nieszczególnie mnie demotywowało. To taki standardowy motyw książkowi. Bohaterka
nie radzi sobie z problemami, jest deszcz... Tylko brak bohatera, który wyznaje
miłość. Ha, Bill wyznający miłość, a to dobre. Po moim trupie najprędzej. Może
gdybym się jednak zabiła, to zrobiłoby to jakąś różnicę. A tak to mam tylko
małą gojącą się rankę na mostku od wbicia sobie w niego noża.
Siedziałam
więc na leżaku w kusej koszulce nocnej, a lało tak, że już po paru minutach
byłam przesiąknięta, a z włosów kapało. Ale gdy człowiek już się przyzwyczaił,
nie robiło to żadnej różnicy, czy z niego kapie, czy nie, więc siedziałam i
mokłam. Przynajmniej, gdy wrócę do domu, nikt nie zauważy, że płakałam, bo moja
twarz też była mokra. To było bardzo wygodne, ale w żaden sposób nie
pocieszało. Szczególnie, gdy płakałam tak, że się cała trzęsłam. Katarina może
i mnie zrozumiała, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że zakochałam się w
najmniej odpowiedniej osobie. I kiedy myślałam, że gorzej nie mogłam trafić,
gdy sądziłam, że czuję coś do Harry’ego, grubo się myliłam. Mogło być gorzej. I
właśnie to owe „gorzej” nastąpiło. Byłam tak cholernie przeszczęśliwa z obecnej
sytuacji, że nie mogłam przestać płakać. A deszcz padał i zmywał wszystkie dowody, że
byłam samotna i... i było mi tak cholernie źle...
Dzięki świetle
przy wejściach do domu, byłam w stanie dojrzeć coś więcej, niż własne ręce i
nie podobało mi się to za bardzo, bo zdawałam sobie sprawę, że gdyby Tom nie
spał i zachciało mu się wyjrzeć za okno, czy nawet wejść na taras, byłabym prawdopodobnie pierwszym
punktem, który by mu się rzucił w oczy. Ale mimo tego wciąż siedziałam w tym
samym miejscu. Moje ciało było jak pieprzony kamień i nie miałam siły. Na nic.
Na walkę, na poddanie się. Chciałam po prostu... czegoś, czego nigdy nie
dostanę.
Przez dłuższy
czas siedziałam z zamkniętymi oczyma i marzyłam o czasie, gdy w końcu albo się
wszystko wyjaśni, albo zbiorę się kolejny raz na odwagę i ukrócę sobie
cierpienie. Wyobrażałam to sobie do tego stopnia, że gdyby nie to, że słyszałam
ciągle szum deszczu, prawie bym w to uwierzyła. I zrobiło mi się odrobinę
lepiej, choć łzy ciągle spływały po policzkach. Może jeśli wypłaczę się
dostatecznie, coś się zmieni? Może jutro będzie już lepiej? I czemu akurat to
wydało mi się być absurdalne i nielogiczne?
Jakiś szmer
doszedł do moich uszu i natychmiast zabrałam dłonie z twarzy, by się upewnić,
że Tom mnie nie dopadł. Moje oczy rozszerzyły się znacznie, gdy przed sobą
ujrzałam Billa siedzącego na kolanach. Tak samo przemokniętego do suchej nitki.
Opierał ręce o swoje uda i patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem, a ja
poczułam, jak zaczyna mi się robić ciepło z zażenowania. Na jego twarzy jednak
nie było niezrozumienia. On wyglądał, jakby było mu źle z tym, co miał przed sobą.
Chciałam zakryć z powrotem oczy, ale gdy uniosłam dłonie, by to zrobić, on je chwycił i
poczułam, jak dreszcze przepływają wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie miałam
pojęcia, co mówiło jego ciało, ale twarz miała tak wiele mieszanych uczuć, że
całkowicie zapadłam się w zagubieniu. Chyba był znów bliski jakiegoś wybuchu.
Byłam zmęczona tym, jak dużo energii zużywałam, by umieć zrozumieć to, co
mówiła jego mimika, jego postawa i to, co opuszczało jego usta. Więc
siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie, a on trzymał moje dłonie w mocnym
uścisku, jakby się bał, że coś z nimi zrobię. Co mogłam zrobić? Jedynie zakryć
swoją twarz, żeby nie widział, że płaczę. Czy widział, że płaczę?
A potem
przysunął się do mnie, puszczając dłonie, by nagle w jego dłoniach znalazła się
moja twarz. Pochylił się nade mną, a jego miętowy oddech z wyraźną nutą smaku
papierosów owionął moją twarz i przełknęłam głośno ślinę, choć wiedziałam, że
tego nie usłyszał. Przymknęłam mimowolnie powieki i wtedy jego język powoli
zaczął zlizywać ścieżkę łez na moich policzkach, sunąc zaraz za nią dolną wargą
i poczułam mocny ścisk w dołku. Na chwilę zapomniałam oddychać, całkowicie
oddając się delikatnemu naporowi jego ust. Palce wsunęły się w moje mokre
włosy, a ja wydałam z siebie zduszone westchnięcie.
- Nie chcę,
żebyś płakała. – usłyszałam jego cichy szept, zmęczony i miękki.
- Więc mnie
tak nie traktuj. – odparłam, a wtedy jego dłonie zsunęły się na moje ramiona i
pchnęły mnie na leżak, a zaraz nade mną zawisnął Bill, a jego usta znalazły
nowe miejsce na moim ciele, tym razem pod uchem.
- Nie chcę cię
tak traktować...
I've been thinking, just sitting thinking
On why I love you and all the reasons
And if I lost you boy, if I lost you
I'd lose myself**
On why I love you and all the reasons
And if I lost you boy, if I lost you
I'd lose myself**
*I możecie mi
mówić, by uciec, uciec teraz
Ale ja nie
porafię tego zrobić
Za głęboko
wpadliśmy w przepaść
On ma w
posiadaniu moją duszę
**Myślałam, po
prostu siedziałam, myśląc
O tym,
dlaczego cię kocham i o tych wszystkich powodach
I gdybym cię
straciła, chłopcze, gdybym cię straciła
Straciłabym
siebie
Dobra xD Jest Bill, więc jest dobrze, ale nadal jest go mało, no i tak, to prawda. Niestety, stało się, w tym odcinku Bill nie jest psychopatą. Ale może zreflektuje sie w nastepnym rozdziale? xD
OdpowiedzUsuńJest krótko, a przynajmniej takie mam wrażenie. Jakoś szybko się czytało. O dziwo zmieniły się moje odczucia, jeśli chodzi o Kat. Dobrze, że sobie wszystko wyjaśniły. Teraz powinno być lepiej, bo przecież cały problem leżał w Billu... tak? xD Jak Bill znów zacznie się zachowywać jak na Billa przystało, to Lena będzie normalna, Tom też pewnie wyluzuje, a wtedy i Kat będzie łatwiej przystosować się do życia w domu wariatów.
Czuję, jakbym na ten odcinek czekała wieczność... xD Mogłabyś publikować częściej, naprawdę! Szkoda, że rozdziałów nie pisze się tak samo szybko, jak się je czyta :D
Ja i tak nic konstruktywnego nie napiszę, a pewnie powoli zaczynasz mieć mnie dość, także pozdrawiam i życzę weny :)
Na wstępie chciałam spytać, dlaczego ten rozdział jest tak krótki? A może mi się tylko wydaje, już sama nie wiem. Wiem, że czuję niedosyt^^ W końcu nastąpił moment ,,pojednania" przyjaciółek, na to czekałam. I zaczyna się akcja Kat i Toma. Mruuu będzie gorąco, ale i tak nie przebiją Psychola(który dziś nie był tak psychiczny?) i Leny.
OdpowiedzUsuńDlaczego przerwałaś w takim momencie?! Już wiem, wredne babsko z Ciebie, okrutna Ty:D Przeczuwam uszkodzenie mebla tarasowego w postaci leżaka, słusznie?
PS. Dobrze, że Bill się ogarnął i w końcu łaskawie zjawił. Biedna Lena, tyle czasu chodziła i przeżywała jego reakcje.
Pozdrawiam i nie życzę weny(bo jest oklepana), a zapału^^
Edyta
Po pierwsze to chyba mam lekką obsesję na punkcie tego opowiadania, bo zanim dodalas rozdzial wczoraj wieczorem zajrzałam tu ze dwadzieścia razy. Po drugie absolutnie uwielbiam Lenę i Billa, bez względu w jakim stanie psychicznym się znajdują i chyba przez to uwielbienie nie mogę sie przekonać do Katariny, a już tym bardziej to Katariny i Toma razem, bo zajmują tylko miejsce w rozdziale, które mogłoby być przeznaczone dla Leny i Billa xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział pojawi sie już niedługo <3
K.
Jestem już uzależniona od tego opowiadania. Z utęsknieniem czekałam, aż coś dodasz jeszcze w tym tygodniu. I mam nadzieję, że nigdy nie stanie się tak, że wena Cię opuści i nie będziesz nic dodawać.
OdpowiedzUsuńKurde, Tom w Twoim opowiadaniu jest genialny ^^ Uwielbiam go takiego!
Po tym odcinku nie wiem co mam myśleć o Billu. Nie napisałaś, że przyszedł do Leny pijany, więc wnioskuję, że na trzeźwo jej powiedział. Ale oczywiście teraz znowu seks na zgodę i wszystko będzie cacy? Hmm... nie podoba mi się ta obsesja Billa na punkcie seksu.
Czyli Kat. zrozumiała Lenę i teraz jest między nimi zgoda? Zobaczymy :)
Ale ta laska się napaliła na Tomasza xD Będzie coś z tego czy nie? :D
Czekam na następny rozdział! Pozdrawiam :)
No no Bill i Lena się pogodzili:D Aż mam ochotę piszczeć z zadowolenia. Chyba jestem podobnie uzależniona od tego opowiadania, tak jak moja przedmówczyni:D Zobaczymy też co wyniknie z tego wspólnego gotowania Toma i Katariny. Nie mogę się doczekać nowej notki;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
D.
:)) super!!!! :D :D :D :D więcej chce więcej tak mi sie podoba to co piszesz ze nie wiem co dalej pisac ;)
OdpowiedzUsuńOK. Więc podejrzewam, że w Billu obudziły się jakieś ludzkie uczucia... :D Może W końcu się zmienił? :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny odcinek i zapraszam do siebie ( Taaa.... nie ma to jak reklama...)
http://bajka-o-zyciu.blogspot.com/
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby młodszy Kaulitz poczuł coś więcej do Leny. I niby koniec odcinka na to by wskazywał, ale czyżby to niechwilowe? Billa ciężko zrozumieć. Raz może być słodki, a za chwile zmienić się w bestię. Oby jednak końcówka odcinka zaowocowała czymś głębszym ;).
OdpowiedzUsuńTom i Kat... cóż, było można się tego spodziewać. Ładnie by razem wyglądali ;).
Pozdrawiam i życzę weny!
A ja w dalszym ciągu z niewiadomych powoow nie lubię Kat... Wreszcie jest nadzieja na powrót Billa! Musiałaś skończyć w takim momencie? :D Mam cholerny niedosyt,a jutro i pojutrze nie mam dostępu do neta, a mam cichą nadzieję, że skoro tak szybo idzie ci pisanie to dodasz coś w najbliższym czasie. Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńBoziu... cudownie, że wrócił Bill. I z Katariną się w końcu zaczęło układać <3 czego więcej chcieć? A właśnie, skoro poruszyłam temat Kat... ona i Tom coś do siebie tege ^^ i bardzo mi się to podoba. xD To może być ciekawy wątek. hahaha xD <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno przeczytałam, ale wcześniej miałam natłok zajęć na studiach. Jednak, jak obiecałam.. nadrabiam! ;D
BuŹka! ;*