sobota, 14 grudnia 2013

Chapter XX

Ciągle przysypiam, więc mogą być błędy.

><><><><><><><><><><><><><><


Siedziała po turecku dokładnie naprzeciw siedzącego w tej samej pozycji mężczyzny, przed którym otworzyła się tak, jak dawno nie otwierała się przed nikim. Nie rozumiała, jak to nagle się stało, że z kogoś obcego, stał się... kimś. Opowiedziała mu wszystko, każdy detal związku z Louisem i to, dlaczego teraz cierpi. I to, co powiedział jej młodszy Kaulitz. Powiedziała mu, jak wyglądała jej przyjaźń z Leną i jak czuje się teraz z tym, że jej nie rozumie. Powiedziała mu, jak bardzo źle się czuje ze świadomością, że wszystko jest teraz inne i ona nie może nic na to zaradzić. I ze świadomością, że mieszka u nich, kiedy ich nie zna. I że wszystko się sypie. A on uważnie nasłuchiwał. Mówiła i mówiła i mówiła. Czasami z jej oczu znowu spływały łzy, czasami dygotała ze wściekłości. A on po prostu patrzył i czasami kiwał głową. Nie odezwał się jednak ani słowem, więc gdy zaczęło się jej robić sucho w gardle, urwała niezdecydowana.
- Przepraszam. Nie powinnam ci zabierać czasu i pieprzyć głupoty. – bąknęła, spuszczając wzrok.
- Nie pieprzysz głupot. Uczucia nigdy nimi nie są. Po prostu pomyślałem, że potrzebujesz kogoś, kto by cię wysłuchał. – odparł, uśmiechając się pogodnie. – Jeśli chodzi o pocieszanie, to nie jestem zbyt dobry w te klocki i dlatego milczę, ale mimo wszystko muszę się zgodzić z Billem w sprawie twojego byłego faceta. A męski punkt widzenia na męskie postępowanie jest zawsze bardziej wiarygodne, nie sądzisz? – gdy skinęła głową, on nagle wstał, wyciągając do niej rękę. – Chodź. – rzucił lekko, a ona nawet nie oponowała. Podała mu dłoń i natychmiast poczuła, jak robi jej się ciepło. Opuszki jego palców były twarde, zapewne od gry na instrumencie strunowym, ale za to była tak gorąca i pewna, że mimowolnie ścisnęła go mocniej. Jego uśmiech poszerzył się i pociągnął ją na równe nogi. Nie puścił jej jednak, gdy odwrócił się w stronę drzwi i zmusił, by podążyła za nim na korytarz. Gdy w końcu się wypłakała, wszystko jakoś nagle stało się łatwiejsze. A może to było otępienie? A może to była ta dłoń, która tak jak i reszta ciała Toma sprawiała, że czuła się wygodnie? Jakieś maleńkie uczucie zdenerwowanie ukuło ją w samo serce, gdy stanął przed dwuskrzydłowymi drzwiami do sypialni, w której chyba rezydowała jej przyjaciółka i zapukał. Nie czekając nawet na pozwolenie, nacisnął klamkę i wszedł do środka, wciąż ciągnąc Katarinę za sobą. Jej ciekawe oczy natychmiast zaczęły się rozglądać po wnętrzu i musiała przyznać, że była pod wrażeniem wyglądu. Oczywiście jej wzrok natychmiast przykuło łóżko stojące naprzeciw wejścia i przełknęła ślinę, gdy nie do końca chciane wizje połączone z krzykami, które usłyszała pierwsze dnia, zalały jej głowę. A potem nagle znalazła się na tarasie, gdzie w samym rogu stała Lena oparta o ścianę. Prawie potknęła się o jeden z białych leżaków, gdy Tom nieustępliwie kazał jej za sobą iść. Jej przyjaciółka dopiero po dłuższej chwili zreflektowała się, że nie jest sama. Spojrzała najpierw na starszego Kaulitza, potem na Katarinę, potem na ich złączone ręce, przez co brunetce zrobiło się tak gorąco, że poczuła to na policzkach, a potem znów na Toma.
- Ktoś umarł? – spytała, a jej wzrok znów spoczął na Katarinie, a ona przypomniała sobie, że płakała tak bardzo, że wciąż na jej twarzy musiały widnieć ślady rozmazanego makijażu. Lena w przeciwieństwie do niej, ograniczała się tylko do tuszu. Maksymalnie do użycia eyelinera.
- Tak, prosiak na obiad. – prychnął gitarzysta, potrząsając głową. – Przyprowadziłem Katarinę, żebyście wreszcie porozmawiały, bo to, jakie macie o sobie teraz zdanie, jest tak absurdalne i niezgodne z rzeczywistością, że się to w pale nie mieści. – puścił rękę zakładniczki i odsunął się. – Panno Howard, panno Page, miłej pogawędki. W razie czego, w każdej łazience jest apteczka, ale ty już to doskonale wiesz. – skinął głową Lenie i już go nie było.

And you may tell me to run, run now
But I can't do that
We're too far down the hole
He's got a hold on my soul*

Próbowałam zawzięcie udawać, że interesuje mnie coś innego, niż jej osoba i wiedziałam, że dzisiaj się za to oberwie Tomowi, gdy tylko go zobaczę. Serce łomotało mi w piersi tak, że myślałam, że zaraz wystrzeli w powietrze i skończy swój żywot marnymi fajerwerkami made in China. To była moja przyjaciółka, którą znałam cztery lata, a nie potrafiłam się do niej odezwać jak cywilizowany człowiek. Ten dom mnie zniszczył. Wystarczył tylko niecały miesiąc.
Zamknęłam oczy, starając się pamiętać o wolnym i równomiernym oddychaniu. Nie chciałam z nią rozmawiać, kiedy ona postrzegała mnie w taki, a nie inny sposób. W mój sposób.
- Powiedz mi. – usłyszałam jej cichy głos i mimowolnie zacisnęłam zęby, czując jak coś chwyta mnie za gardło.
- Wyciągnęłaś już własne wnioski. Co mam ci jeszcze powiedzieć? – wydusiłam i usłyszałam, jak Katarina siada na leżaku obok. To był jeden z momentów, kiedy wolałam być przy Kaulitzu, bo był tak zdegenerowany, że rozumiał, co przeżywam. On zawsze wszystko wiedział i nie osądzał mnie tak długo, jak ja nie zaczynałam tematu. Tom też mnie rozumiał, bo wiedział, co robi mi jego brat. Ścisnęłam palcami nasadę nosa, próbując powstrzymać nagły natłok łez pod powiekami. Z czego ja miałam się jeszcze tłumaczyć? Cisza mówiła mi, że Katarina sama nie wiedziała, co chce usłyszeć. Chciałam parsknąć śmiechem i zamknąć temat, jeszcze zanim został tak naprawdę otwarty. A jednak wciąż tam stałam, bo musiałam przyznać przed samą sobą, że chciałam jej wszystko powiedzieć. Każdą wątpliwość, każdą rzecz, której się boję i która, o zgrozo, doprowadza mnie do tego, że czuję się dobrze. Była moją przyjaciółką, do cholery i była jedyną osobą, której zawsze mogłam się zwierzyć ze wszystkiego.
- Kupił cię. – powiedziała nagle, a moje powieki zacisnęły się jeszcze bardziej. – Powinnaś... Powinnaś...
- Go nienawidzić.
- Tak.
- Nie umiem.
Znów zapadła cisza. To było jak pieprzone odbijanie piłeczki. Nigdy nie było nam tak trudno rozmawiać i to cholernie bolało.
- Przespałaś się z nim.
- Tak.
- Ale tylko...?
- Trzydzieści dwa razy.
Z każdym razem słowem gnoiłam siebie jeszcze bardziej. Ale co to była za różnica, skoro ona nie widziała mnie ponad to, co mówiłam? I tak byłam w jej oczach stracona. A przynajmniej tak sądziłam.
- Zdradziłaś Harry’ego.
- Tak.
- Nie kochasz go.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek go kochałam.
Długo wstrzymywane łzy spłynęły po moich czerwonych policzkach, choć robiłam wszystko, by się jakoś opanować. Nie chciałam go krzywdzić. Nie chciałam krzywdzić nikogo, włączając w to moją osobę. Ale na wszystko było już dawno za późno.
- Bił cię?
- Dwa razy. Dwa razy mnie dusił.
- Dusił cię.
- Tak.
- I mówisz mi to tak po prostu.
- Tak, bo nie umiem mu nie wybaczyć.
Byłam już tak blisko powiedzenia tego na głos, że łzy coraz obficiej spływały po moich policzkach, skapując na mój dekolt. Moje dłonie drżały, więc skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Wciąż miałam zamknięte oczy, bo tak było mi łatwiej mówić. Nie musiałam patrzeć na Katarinę i jej obrzydzenie, którego nie słyszałam w jej głosie. Właściwe to nie było w nim nic. Po prostu stwierdzanie suchych faktów.
- Więc bił cię i dusił i krzywdził psychicznie.
- Tak.
- A ty stoisz tu załamana, bo cię unika.
- Tak.
- Wczoraj rozmawiał z Harrym i mówił coś o jego przeszłości, że nie moglibyście być razem, biorąc pod uwagę to, co zrobił Hazza.
Drgnęłam, uchylając powieki, ledwo widząc cokolwiek przez łzy. Spojrzałam na Katarinę, która patrzyła na mnie szklistymi oczami.
- Rozmawiał z nim?...
- Uważa, że Styles ma chorą obsesję na twoim punkcie.
- Harry?... – potrząsnęłam głową. Nie, to bez sensu. To ja byłam... O czym my w ogóle mówiłyśmy? – Jaka przeszłość?
Kat wzruszyła ramionami.
- Nic mi nie powiedział. W sensie ten... – machnęła ręką, a ja pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam, że mówi o Billu. Ona z nim rozmawiała, a mnie unikał. Oderwałam od niej wzrok, by znów zacząć się gapić tępo przed siebie. Nawet nie zauważyłam, że przestałam płakać. – Groził Harry’emu i Louisowi. – dodała, a moje oczy rozszerzyły się znacznie. – Tak, Louisowi. Powiedział Hazzie, że ma przekazać Louisowi, żeby mnie zostawił w spokoju, bo inaczej zniszczy ich zespół.
I znów gapiłyśmy się na siebie i pierwszy raz w tym domu nawiązałyśmy nić porozumienia. A raczej niezrozumienia.
- Przecież on go nawet nie zna. – wydusiłam, marszcząc czoło. Serce napieprzało mi chyba z prędkością światła, bo przez nie prawie dyszałam. Ogarnęło mnie nielogiczne poczucie, że to coś znaczy. Całe jego zachowanie.
- On wiedział, co było między mną, a Lou. Lena, to znaczy, że Harry naprawdę zrobił coś złego w przeszłości. – wydukała Kat i nagle wstała, by oprzeć się o barierki tarasu naprzeciw mnie. Skrzyżowała ręce dokładnie jak ja. – Skąd on to wszystko wie?
- Nie mam pojęcia... – spuściłam głowę kolejny raz. – Właściwie to... to zbyt skomplikowane, byśmy mogli normalnie rozmawiać i, kiedy w końcu mi powiedział, dlaczego ma tak skrzywioną psychikę, zaczął mnie unikać. – starłam resztki łez z policzków i westchnęłam, gdy nagle wybitnie potężne uczucie mnie zalało od wewnątrz.
Może ja powinnam się dla niego poświęcić, żeby on w końcu wszystko zrozumiał i zaczął normalnie żyć?
- Kochasz go.
- Tak. – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się w ogóle zastanowić nad tym, co powiedziała i wciągnęłam ze świstem powietrze, patrząc z paniką na Katarinę. O Boże, powiedziałam to. Na głos. Przyznałam się sama przed sobą i przed moją przyjaciółką, która mnie potępia za to, że sypiam ze swoim wrogiem. – Ja próbowałam...  Znaczy... – zagryzłam wargę i zakryłam twarz rękoma, nie wierząc, że naprawdę wsypałam się tak łatwo. – Kurwa, nie umiem inaczej... – wydusiłam, czując napływającą falę histerii. – On mnie niszczy i wiem, że nigdy nie poczuje tego, co ja, ale ja nie umiem inaczej, choć starałam się i... – urwałam, gdy w końcu poczułam ramiona Katariny, które mnie objęły i wiedziałam, że gdy z moich oczu spłynęły łzy, jej oczy nie pozostały suche. – I dlatego nie umiem odejść...

Ścisnęło ją tak w dołku, że aż ją zabolało. Zmusiła się, by zachować kamienną twarz i opanować dreszcze, choć gęsia skórka była aż nazbyt widoczna. Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego zgodziła się pomagać mu w obiedzie i nie wiedziała. To musiało być coś w jego ustach, które poruszały się tak cholernie pociągająco podczas mówienia. Może oczy, które wydawały się być znacznie bardziej błyszczące, od kiedy mu się wygadała. Od momentu, kiedy tak jakby pogodziła się z Leną. Może ciało odziane w czarną koszulkę, która miała tak cienki materiał, że mogła palcem wskazać każdą krzywiznę mięśni. Może spodnie, które właściwie nie miały nic w sobie, ale przyciągały wzrok, choć za każdym razem strzelała sobie mentalnie w twarz, gdy tylko jej oczy wędrowały do męskiego krocza. Musiała zwariować. A teraz jeszcze podawała mu cebulę, którą obrała i ich dłonie się zetknęły i czuła się tak, jakby zaraz miała zrobić wielkie bum. Skupiała się na drugiej cebuli i na tym, by się nie rozpłakać, ale miała z tym poważny problem. Nęcący zapach męskich perfum podrażniał jej nozdrza i czasami miała wrażenie, że odpływa gdzieś daleko, w jakąś nieznaną krainę i łapała się na tym, że przerywała obieranie na chwilę lub dwie.
Zostawiła Lenę, gdy ta poprosiła o czas dla siebie i miała zaszyć się w swoim pokoju. Dlaczego tak łatwo dała się wmanipulować wo przygotowywanie obiadu? Palce ją paliły od dotyku, a gdy w końcu zabrała od niego dłoń, jej mózg zaczął odtwarzać tę sytuację raz za razem, bez żadnego ustanku. Do cholery, co z nią było?
A może co było z nim?
- Jak już obierzesz tę cebulę, to w lodówce znajdziesz przecier pomidorowy.
Co? Jaki przecier? Jaka lodówka?
O mały włos przyłożyłaby sobie w twarz, wtykając sobie palce do oczu. Tom stał i kroił cebulę, choć jego głowa była odwrócona w jej stronę, gdy jej właściciel obserwował ją z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Miała czerwone policzki. Na pewno je miała. Nie mogła spokojnie siedzieć z nim w jednym pomieszczeniu. I to nie w takiej pozycji, kiedy jej myśli zaczynały szaleć i kierować się w jednym kierunku. Dlaczego ten śmietnik był tak blisko jego nóg, kiedy ona kucała z tą pieprzoną cebulą?! Już zgubiła rachubę, ile razy wyobraziła sobie rozpinanie skórzanego paska podtrzymującego ciemne jeansy. Nie mogła się opanować i przerobiła chyba ze sto scenariuszy z tytułem zawierającym słowo „seks”. Nie, on był zainteresowany Leną.
A przynajmniej tak to wyglądało.
Wyciągnęła rękę z obraną cebulą, bojąc się na niego spojrzeć. Nie rozumiała, dlaczego się tak zachowuje, jeśli jeszcze kilka dni temu była zaabsorbowana Louisem. Jego brązowymi... pfu! Niebieskimi oczyma!
Ciepły dotyk palców, ledwie muskających wnętrze jej dłoni, sprawił, że musiała zagryźć wargę, by nie westchnąć z nagłego ataku motylki w podbrzuszu. Och, cholera.
Poderwała się gwałtownie, ledwo utrzymując równowagę i, mimo starań, jej oczy skrzyżowały się z tymi czekoladowymi. Boże, był taki wysoki, że musiała unosić głowę, by na niego spojrzeć. Mrowienie w podbrzuszu nie zwiastowało niczego dobrego, ale co z tego? Musiała przyznać, że biorąc pod uwagę, jak seksowny był ten mężczyzna, ona zachowywała się całkiem przyzwoicie i na poziomie. Nie sądziła, że może jeszcze spotkać kogoś, kto będzie działał na jej zmysły jak Louis, ale intensywność, z jaką wparował w jej życie (czy raczej na odwrót, skoro to ona prawie włamała się do jego domu), sprawiała, że przestawała za czymkolwiek nadążać. I tak naprawdę, gdyby nie to całe kupowanie i przetrzymywanie, Katarina byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego Lena się zakochała. Ale tak szybko, jak zdawała sobie sprawę, że plecie głupoty, tak szybko wyrzucała to z głowy. A wtedy pozostawał tam tylko Tom Kaulitz z rozbawieniem na twarzy okalanej ciemnym zarostem, który właściwie powoli zamieniał się w wąsy i brodę. Gdy Lou nie golił się przez tak długi okres czasu, chciała, by coś z tym zrobił. Ale, cholera, chciała dotknąć twarzy Toma, aż ją palce świerzbiły.
- Koncentrat. – przypomniał jej i jej oczy znów stały się wielkie, gdy dotarło do niej, że znowu odleciała. Niech to szlag!
Potrząsnęła głową, natychmiast go wymijając, by potykając się o własną stopę, ruszyć do lodówki. Przewertowała wszystkie wulgarne epitety, jakimi mogła siebie nazwać, ale jakoś jej to nie pocieszyło. Zachowywała się przy nim jak kompletna idiotka i nie umiała nic z tym zrobić!
- Czerwony taki, w małym słoiczku na drzwiach z napisem „koncentrat pomidorowy” – usłyszała i zastygła w bezruchu, zaciskając usta w cienką linię.
- Wiem, jak wygląda koncentrat. – warknęła, a Tom roześmiał się głośno.

Mokłam na deszczu, bo nie mogłam wysiedzieć w domu, kiedy znowu była noc. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Próbowałam jakoś skupić się na liczeniu pieprzonych baranków, ale w głowie wciąż mi huczała konwersacja z Kat i nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Bill mógł rozmawiać z nią, a do mnie miał taki problem z przyjściem. I na dodatek, gdy był pijany, wracał. Co znaczyło, że chciał wrócić, skoro ludzie pod wpływem alkoholu robią to, czego nie potrafią zrobić, gdy są trzeźwi, prawda? Do czego on zmierzał w takim razie? Wciąż nie potrafiłam rozwikłać tej zagadki. Co zmienił u niego fakt, że powiedział mi o Emilie? U mnie zmienił, owszem. Od momentu, kiedy wiem, że kogoś kochał, chcę, żeby pokochał mnie. Była to dość destrukcyjna myśl, kiedy doskonale zdawałam sobie sprawę, że on prawdopodobnie już nigdy nie pozwoli sobie na takiego typu uczucia. Ale on?... Poczuł się obnażony? Dzień mijał mi za dniem, a ja nie mogłam go zrozumieć, choć nie potrafiłam myśleć o niczym innym.
Nie mogłam usiedzieć w domu, więc musiałam wyjść. I to, że padał deszcz, jakoś nieszczególnie mnie demotywowało. To taki standardowy motyw książkowi. Bohaterka nie radzi sobie z problemami, jest deszcz... Tylko brak bohatera, który wyznaje miłość. Ha, Bill wyznający miłość, a to dobre. Po moim trupie najprędzej. Może gdybym się jednak zabiła, to zrobiłoby to jakąś różnicę. A tak to mam tylko małą gojącą się rankę na mostku od wbicia sobie w niego noża.
Siedziałam więc na leżaku w kusej koszulce nocnej, a lało tak, że już po paru minutach byłam przesiąknięta, a z włosów kapało. Ale gdy człowiek już się przyzwyczaił, nie robiło to żadnej różnicy, czy z niego kapie, czy nie, więc siedziałam i mokłam. Przynajmniej, gdy wrócę do domu, nikt nie zauważy, że płakałam, bo moja twarz też była mokra. To było bardzo wygodne, ale w żaden sposób nie pocieszało. Szczególnie, gdy płakałam tak, że się cała trzęsłam. Katarina może i mnie zrozumiała, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że zakochałam się w najmniej odpowiedniej osobie. I kiedy myślałam, że gorzej nie mogłam trafić, gdy sądziłam, że czuję coś do Harry’ego, grubo się myliłam. Mogło być gorzej. I właśnie to owe „gorzej” nastąpiło. Byłam tak cholernie przeszczęśliwa z obecnej sytuacji, że nie mogłam przestać płakać. A deszcz padał i zmywał wszystkie dowody, że byłam samotna i... i było mi tak cholernie źle...
Dzięki świetle przy wejściach do domu, byłam w stanie dojrzeć coś więcej, niż własne ręce i nie podobało mi się to za bardzo, bo zdawałam sobie sprawę, że gdyby Tom nie spał i zachciało mu się wyjrzeć za okno, czy nawet wejść na taras, byłabym prawdopodobnie pierwszym punktem, który by mu się rzucił w oczy. Ale mimo tego wciąż siedziałam w tym samym miejscu. Moje ciało było jak pieprzony kamień i nie miałam siły. Na nic. Na walkę, na poddanie się. Chciałam po prostu... czegoś, czego nigdy nie dostanę.
Przez dłuższy czas siedziałam z zamkniętymi oczyma i marzyłam o czasie, gdy w końcu albo się wszystko wyjaśni, albo zbiorę się kolejny raz na odwagę i ukrócę sobie cierpienie. Wyobrażałam to sobie do tego stopnia, że gdyby nie to, że słyszałam ciągle szum deszczu, prawie bym w to uwierzyła. I zrobiło mi się odrobinę lepiej, choć łzy ciągle spływały po policzkach. Może jeśli wypłaczę się dostatecznie, coś się zmieni? Może jutro będzie już lepiej? I czemu akurat to wydało mi się być absurdalne i nielogiczne?
Jakiś szmer doszedł do moich uszu i natychmiast zabrałam dłonie z twarzy, by się upewnić, że Tom mnie nie dopadł. Moje oczy rozszerzyły się znacznie, gdy przed sobą ujrzałam Billa siedzącego na kolanach. Tak samo przemokniętego do suchej nitki. Opierał ręce o swoje uda i patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem, a ja poczułam, jak zaczyna mi się robić ciepło z zażenowania. Na jego twarzy jednak nie było niezrozumienia. On wyglądał, jakby było mu źle z tym, co miał przed sobą. Chciałam zakryć z powrotem oczy, ale gdy uniosłam dłonie, by to zrobić, on je chwycił i poczułam, jak dreszcze przepływają wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie miałam pojęcia, co mówiło jego ciało, ale twarz miała tak wiele mieszanych uczuć, że całkowicie zapadłam się w zagubieniu. Chyba był znów bliski jakiegoś wybuchu. Byłam zmęczona tym, jak dużo energii zużywałam, by umieć zrozumieć to, co mówiła jego mimika, jego postawa i to, co opuszczało jego usta. Więc siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie, a on trzymał moje dłonie w mocnym uścisku, jakby się bał, że coś z nimi zrobię. Co mogłam zrobić? Jedynie zakryć swoją twarz, żeby nie widział, że płaczę. Czy widział, że płaczę?
A potem przysunął się do mnie, puszczając dłonie, by nagle w jego dłoniach znalazła się moja twarz. Pochylił się nade mną, a jego miętowy oddech z wyraźną nutą smaku papierosów owionął moją twarz i przełknęłam głośno ślinę, choć wiedziałam, że tego nie usłyszał. Przymknęłam mimowolnie powieki i wtedy jego język powoli zaczął zlizywać ścieżkę łez na moich policzkach, sunąc zaraz za nią dolną wargą i poczułam mocny ścisk w dołku. Na chwilę zapomniałam oddychać, całkowicie oddając się delikatnemu naporowi jego ust. Palce wsunęły się w moje mokre włosy, a ja wydałam z siebie zduszone westchnięcie.
- Nie chcę, żebyś płakała. – usłyszałam jego cichy szept, zmęczony i miękki.
- Więc mnie tak nie traktuj. – odparłam, a wtedy jego dłonie zsunęły się na moje ramiona i pchnęły mnie na leżak, a zaraz nade mną zawisnął Bill, a jego usta znalazły nowe miejsce na moim ciele, tym razem pod uchem.
- Nie chcę cię tak traktować...

I've been thinking, just sitting thinking
On why I love you and all the reasons
And if I lost you boy, if I lost you
I'd lose myself**

*I możecie mi mówić, by uciec, uciec teraz
Ale ja nie porafię tego zrobić
Za głęboko wpadliśmy w przepaść
On ma w posiadaniu moją duszę

**Myślałam, po prostu siedziałam, myśląc
O tym, dlaczego cię kocham i o tych wszystkich powodach
I gdybym cię straciła, chłopcze, gdybym cię straciła
Straciłabym siebie


10 komentarzy:

  1. Dobra xD Jest Bill, więc jest dobrze, ale nadal jest go mało, no i tak, to prawda. Niestety, stało się, w tym odcinku Bill nie jest psychopatą. Ale może zreflektuje sie w nastepnym rozdziale? xD
    Jest krótko, a przynajmniej takie mam wrażenie. Jakoś szybko się czytało. O dziwo zmieniły się moje odczucia, jeśli chodzi o Kat. Dobrze, że sobie wszystko wyjaśniły. Teraz powinno być lepiej, bo przecież cały problem leżał w Billu... tak? xD Jak Bill znów zacznie się zachowywać jak na Billa przystało, to Lena będzie normalna, Tom też pewnie wyluzuje, a wtedy i Kat będzie łatwiej przystosować się do życia w domu wariatów.
    Czuję, jakbym na ten odcinek czekała wieczność... xD Mogłabyś publikować częściej, naprawdę! Szkoda, że rozdziałów nie pisze się tak samo szybko, jak się je czyta :D
    Ja i tak nic konstruktywnego nie napiszę, a pewnie powoli zaczynasz mieć mnie dość, także pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wstępie chciałam spytać, dlaczego ten rozdział jest tak krótki? A może mi się tylko wydaje, już sama nie wiem. Wiem, że czuję niedosyt^^ W końcu nastąpił moment ,,pojednania" przyjaciółek, na to czekałam. I zaczyna się akcja Kat i Toma. Mruuu będzie gorąco, ale i tak nie przebiją Psychola(który dziś nie był tak psychiczny?) i Leny.
    Dlaczego przerwałaś w takim momencie?! Już wiem, wredne babsko z Ciebie, okrutna Ty:D Przeczuwam uszkodzenie mebla tarasowego w postaci leżaka, słusznie?
    PS. Dobrze, że Bill się ogarnął i w końcu łaskawie zjawił. Biedna Lena, tyle czasu chodziła i przeżywała jego reakcje.
    Pozdrawiam i nie życzę weny(bo jest oklepana), a zapału^^
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze to chyba mam lekką obsesję na punkcie tego opowiadania, bo zanim dodalas rozdzial wczoraj wieczorem zajrzałam tu ze dwadzieścia razy. Po drugie absolutnie uwielbiam Lenę i Billa, bez względu w jakim stanie psychicznym się znajdują i chyba przez to uwielbienie nie mogę sie przekonać do Katariny, a już tym bardziej to Katariny i Toma razem, bo zajmują tylko miejsce w rozdziale, które mogłoby być przeznaczone dla Leny i Billa xD
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi sie już niedługo <3
    K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem już uzależniona od tego opowiadania. Z utęsknieniem czekałam, aż coś dodasz jeszcze w tym tygodniu. I mam nadzieję, że nigdy nie stanie się tak, że wena Cię opuści i nie będziesz nic dodawać.
    Kurde, Tom w Twoim opowiadaniu jest genialny ^^ Uwielbiam go takiego!
    Po tym odcinku nie wiem co mam myśleć o Billu. Nie napisałaś, że przyszedł do Leny pijany, więc wnioskuję, że na trzeźwo jej powiedział. Ale oczywiście teraz znowu seks na zgodę i wszystko będzie cacy? Hmm... nie podoba mi się ta obsesja Billa na punkcie seksu.
    Czyli Kat. zrozumiała Lenę i teraz jest między nimi zgoda? Zobaczymy :)
    Ale ta laska się napaliła na Tomasza xD Będzie coś z tego czy nie? :D
    Czekam na następny rozdział! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No no Bill i Lena się pogodzili:D Aż mam ochotę piszczeć z zadowolenia. Chyba jestem podobnie uzależniona od tego opowiadania, tak jak moja przedmówczyni:D Zobaczymy też co wyniknie z tego wspólnego gotowania Toma i Katariny. Nie mogę się doczekać nowej notki;)
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
  6. :)) super!!!! :D :D :D :D więcej chce więcej tak mi sie podoba to co piszesz ze nie wiem co dalej pisac ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. OK. Więc podejrzewam, że w Billu obudziły się jakieś ludzkie uczucia... :D Może W końcu się zmienił? :D
    Czekam na następny odcinek i zapraszam do siebie ( Taaa.... nie ma to jak reklama...)
    http://bajka-o-zyciu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby młodszy Kaulitz poczuł coś więcej do Leny. I niby koniec odcinka na to by wskazywał, ale czyżby to niechwilowe? Billa ciężko zrozumieć. Raz może być słodki, a za chwile zmienić się w bestię. Oby jednak końcówka odcinka zaowocowała czymś głębszym ;).
    Tom i Kat... cóż, było można się tego spodziewać. Ładnie by razem wyglądali ;).
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja w dalszym ciągu z niewiadomych powoow nie lubię Kat... Wreszcie jest nadzieja na powrót Billa! Musiałaś skończyć w takim momencie? :D Mam cholerny niedosyt,a jutro i pojutrze nie mam dostępu do neta, a mam cichą nadzieję, że skoro tak szybo idzie ci pisanie to dodasz coś w najbliższym czasie. Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  10. Boziu... cudownie, że wrócił Bill. I z Katariną się w końcu zaczęło układać <3 czego więcej chcieć? A właśnie, skoro poruszyłam temat Kat... ona i Tom coś do siebie tege ^^ i bardzo mi się to podoba. xD To może być ciekawy wątek. hahaha xD <3

    Przepraszam, że tak późno przeczytałam, ale wcześniej miałam natłok zajęć na studiach. Jednak, jak obiecałam.. nadrabiam! ;D

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń