piątek, 20 grudnia 2013

Chapter XXII

Jest tak. Miałam plan na niespodziankę w Święta, ale zachorowałam i stoję sobie elegancko z pisaniem, więc nie mam żadnych nowych rozdziałów. Taka jestem genialna. 
I tak, wstawiam nowy rozdział dzisiaj przed północą, a nie jutro, z dwóch powodów. Pierwszy to to, że na FFTH zarzucili za dużo nowych rozdziałów i wypadłam z obiegu nowości (<facepalm>), a drugi to to, że pewna miła czytelniczka ma dzisiaj urodziny i postanowiłam być jakoś tak uprzejma, czy coś w tym stylu i wrzucić rozdział. A co tam, zaszaleję. A, no i wszystkiego najlepszego, imienniczko :)

><><><><><><><><><><><><><><

Przymknęłam powieki, powoli i ostrożnie analizując sytuację. Musiałam dokładnie wyselekcjonować pytania, żeby nie sprawić, że znowu mnie zacznie unikać. Ale, do cholery, miałam tyle pytań, że najchętniej bym go nimi zasypała tak, że ledwo by go było spod nich widać. I na dodatek moja głowa była zbyt blisko jego krocza, co też mi w żaden sposób nie pomagało. W moim mózgu nastąpiła erupcja wulkanu i nie wiedziałam, czy mam się z tego w ogóle cieszyć. A jego dłoni wciąż mnie gładziła, gdy jej właściciel pisał sobie w najlepsze, zamyślony tak jak chyba nigdy. I musiałam niestety stwierdzić, że mogłam tak dzisiaj leżeć cały dzień. Pomijając fakt, że chciałam z nim rozmawiać, bo to nie było sprawiedliwe, żeby on znał mnie na wylot, a ja... A ja wiedziałam o nim tyle, co nic.
Nie wiedziałam, jak długo tak leżałam, ale mimo, że próbowałam cokolwiek wymyślić, im dłużej myślałam, tym mniej wiedziałam.
- Ostatni raz napisałem jakikolwiek tekst jakieś dwa lata temu. – odezwał się nagle, a moje oczy natychmiast się otworzyły. Na jego ustach widniał delikatny uśmiech, gdy patrzył na zeszyt przed nim i poczułam, że robi mi się ciepło od idiotycznej czułości, jaka mnie zalała. Ręka przestała się poruszać, ale wciąż leżała na moim brzuchu.
- Więc dlatego nie wiedziałam cię piszącego. – odparłam, a on skinął głową. – Pierwszy tekst od dwóch lat, jak się z tym czujesz?
- Szósty. – powiedział i wiedziałam, że jest przepełniony dumą. Odłożył długopis i oparł się o sofę, a jego brązowe tęczówki w końcu skupiły się na mnie. – Czuję się tak, jakbym wrócił do domu. – dodał i pomyślałam, że to oznaczało zdjęcie jednej z wielu blokad w jego umyśle. Ciężko mi się oddychało na myśl, że może jeszcze trochę i to wszystko z niego zejdzie. Tak bardzo chciałam mu pomóc i tak bardzo byłam szczęśliwa, że nie mogłam się nie szczerzyć do niego jak mysz do sera.
- Czy to znaczy, że to coś... wesołego? – spytałam, uważnie go obserwując, a on zmarszczył czoło i spojrzał gdzieś ponad mnie, chyba się nad tym zastanawiając. – Optymistycznego? – spróbowałam innego słowa, a jego usta wygięły się w głupim uśmieszku.
- Na pewno nie ta ostatnia. – poczułam, a moje oczy pewnie rozbłysły, gdy parsknęłam śmiechem.
- Coś w stylu „My cock is buried, we’re in a hurry, I know she’s hurting and all I hear is bang-bang-bang. Her moaning in my ears, on her face are her tears, my semen stream, I’m such a badass-ass-ass”? – roześmiałam się tak energicznie, że aż się oplułam. Bill natomiast ryknął takim śmiechem, że byłam w stu procentach pewna, że można go było usłyszeć na korytarzu. Kurwa, rozbawiłam go! Zaszalałam jak jasna cholera! Gapiłam się na niego w totalnym zachwycie, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę się rozluźnił aż do takiego stopnia. Umarłam i jestem w niebie, czy co?
- Ja nie rapuję i moje teksty nie zawierają takich słów, ale tak... – urwał, wciąż się śmiejąc, aż w jego oczach zalśniły łzy. – Tak, coś w tym stylu. – zgodził się ze mną i Boże, byłam w stanie dojrzeć jego szóstki. Nawet nie miałam pojęcia, że on tak potrafił!
- Wiem! Coś o footjob! Wiesz, kobieta w pończochach, te sprawy... – spojrzał na mnie jak na kretynkę i na nowo ryknął śmiechem, który był tak głupi, że sama automatycznie zaczęłam się rechotać. – „Today my woman did a footjob, oh oh oh, she didn’t have to suck my cock, oh oh oh, sheeeeeee is so good at thaaaat, eeeeeven though she’s so faaat, na na naaaa and her feet are stinking... – skończyłam, próbując włożyć w swój głos jak najwięcej dramatyzmu. Bill się popłakał ze śmiechu. Och. – Nie no, ja się na tym nie znam. – machnęłam ręką lekceważąco. – Ja tu tylko sprzątam. – podniosłam się do pozycji siedzącej i zanim Kaulitz przestał się śmiać, siedziałam mu już na kolanach, twarzą do niego. Przez jego dobry humor poczułam się jakoś znacznie odważniejsza. Bill spojrzał na mnie, ocierając łzy z policzków, a chwilę później obie jego dłonie wylądowały na moich pośladkach, a mi coś radośnie ścisnęło się między udami. Patrzyłam na niego uporczywie, zbierając się w sobie, ale natychmiast zostałam zbita z pantałyku, gdy ręce zaczęły ugniatać mój tyłek i przypomniało mi się, co z nim robił, zanim zaczął mnie unikać.
- Co chcesz? – spytał nagle, nie przerywając stanowczej pieszczoty. Przełknęłam ślinę, wiedząc, że zaraz mu zepsuję dobry humor. Czy naprawdę chciałam to robić? Cóż, trudno. Dobry humor da się naprawić, prawda? Skoro raz już się pojawił, może pojawić i ponownie. Niepoprawny optymizm.
- Dlaczego twój zespół się rozpadł? – wystrzeliłam szybko, zanim zdążyłam się rozmyślić, a jego dłonie znieruchomiały. Utrzymuj kontakt wzrokowy, do cholery. Inna okazja może się nie pojawić. Nigdy.
To było cholernie dziwne, że nagle zaczęłam żyć dosłownie każdą chwilą i zaczęłam z nich wyciągać wszystko, co było możliwe.
Bill odetchnął i jego głowa opadła na oparcie za nim. No i tak jak myślałam, zepsułam mu humor. Moje oczy całkowicie niespecjalnie opadły na jego grdykę i zrobiło mi się dziwnie ciepło na myśl, że, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam w klubie, zwróciłam uwagę na to, jak seksowna wydała mi się być ta szyja. Pochyliłam się i pocałowałam go w odstające jabłko Adama, nie mogąc się powstrzymać.
- Molestujesz mnie.
- To tak na odwagę. – wyszczerzyłam do niego zęby i pochyliłam się nad nim, opierając łokcie o oparcie, a między nimi znalazła się jego głowa. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, a moje usta w odpowiedzi musnęły jego brodę, by po chwili przejechać po nim zębami. Nigdy nie przejmowałam nad nim kontroli i może to też nie można było pod to zakwalifikować, ale podobało mi się to, że siedział pode mną spokojnie i biernie i pozwalał mi robić z nim, co tylko chciałam. Nie, zaraz. Miałam go spytać o zespół. Oderwałam się od niego ze zrezygnowanym jęknięciem. – Bill, pytałam o coś. – burknęłam, mrużąc oczy, a on uśmiechnął się lekko.
- Przecież ja nic nie robię. To ty się do mnie kleisz. – odpowiedział spokojnie, a ja prychnęłam, czując, że robi mi się ciepło. Idiota. Świetnie, zagrajmy w takim razie w jego grę. Znowu przypuściłam atak, tym razem na jego pełne usta, zasysając jego dolną wargę. Puściłam moje biodra w ruch, ocierając się o jego krocze, aż sapnął. Wsunęłam dłonie w jego włosy i pochłonęłam jego usta w pocałunku, czując się wyjątkowo dziwnie z faktem, że tym razem to ja wsuwałam język w jego usta, nie on w moje. Motylki w brzuchu zaczęły szaleć i podniecenie chwyciło mnie za gardło i podbrzusze, wysyłając elektryzujące gorąco w całe ciało. Eksplorowałam go z zapamiętaniem, delektując się smakiem papierosów, które w jego ustach brzmiały na znacznie bardziej pociągające i nie wiedziałam czemu, ale świadomość, że miałam język w jego ustach, robiła mi abstrakcyjny rozpierdol w mózgu. Co z tego, że zachowywałam się jak nastolatka z buzującymi hormonami? Szlag, zaraz, miałam go tylko zmusić do tego, żeby mi powiedział, a nie, żeby... uchhh, znów ugniatał moje pośladki i dociskał je do siebie, bym zwiększyła siłę tarcia.
- Bill. – oderwałam się od niego ze świstem, czując, że jeszcze chwilę i zacznę pulsować i skończy się kolejnym seksem. On nie przestawał mnie zmuszać do ocierania się o niego. Wydałam z siebie nie do końca zrozumiały dla mnie zdławiony dźwięk. Kaulitz uśmiechnął się w swój specyficzny zepsuty sposób i pulsowanie się zaczęło tak po prostu, bez żadnego konkretnego powodu. No niech to szlag. No niech to szlag!
Jakimś nielogicznym dla mnie sposobem wyswobodziłam się spod jego rąk i odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość, siadając z powrotem na sofie, choć moja lewa noga wciąż była przez niego przerzucona. Uśmiechnęłam się głupkowato i moja stopa zawędrowała na jego krocze. Byłam kompletnie pozbawiona mózgu najwyraźniej. Zrobił bum i zniknął.
- Ach, więc tak chcesz się bawić... – mruknął, kiwając głową i zacisnął usta w cienką linię, gdy naparłam na niego nogą. W następnej sekundzie zostałam złapana za kostkę i Bill zawisnął nade mną, przygniatając mnie ciałem do sofy. – Do czego zmierzasz? – spytał, a ja zamrugałam oczami, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Jeśli przekroczysz granicę, już ci nie odpowiem, a jestem skory to zrobić.
Gapiłam się na niego oniemiała i gdy tylko do mnie dotarło, co powiedział i to, że prawie straciłam swoją szansę, natychmiast nabrałam powietrza i wystrzeliłam z pytaniem tak, że ledwo sama siebie zrozumiałam:
- Dlaczego wasz zespół się rozpadł?
Bill przymknął oczy i jego głowa swobodnie wtuliła się we wgłębienie mojej szyi i zadrżałam, czując jego gorący oddech na swojej skórze. Temperatura mojego ciała powoli wracała do normalności i, nie do końca rozumiejąc, dlaczego miałam taki problem, by z nim rozmawiać, objęłam go ramionami, wsuwając dłoń w jego włosy. Wtedy też do mnie dotarło, że po prostu to było cholernie trudne. Seks to jedyna rzecz, którą znałam w jego przypadku. Wiedziałam, co mogę zrobić, a właściwie to mogłam zrobić w tej dziedzinie wszystko, co tylko sobie zażyczyłam. Rozmowa była znacznie bardziej skomplikowana i nigdy nie wiedziałam, jak on na to zareaguje. Zrozumiałam też, że po prostu bałam się go znowu stracić. Może to było tylko kilka dni, ale brzmiały jak wieczność i nie chciałam, by to się powtórzyło. Byłam do niego bardziej przywiązana, niż mogłam przypuszczać.
- Mieliśmy wielką kłótnię z Tomem po tym... wiesz...
- Po tym, jak ci ukradł dziewczynę? – wolałam się nie przyznawać do tego, że wiedziałam, jaka była prawda. A przynajmniej nie w tym momencie, kiedy on chciał się w jakikolwiek sposób przede mną otworzyć.
- Wylądowaliśmy w szpitalu, nigdy nie mieliśmy tak wielkiej walki jak wtedy. Pamiętam, że złamałem mu żebra, on mi nadgarstek, oboje mieliśmy krwotok wewnętrzny i jakieś... Nie wiem, nie pamiętam za wiele z tego okresu... – ledwo go rozumiałam, gdy leżał tak z ustami wetkniętymi w moją szyję i serce mi waliło ze strachu, że czegoś nie zrozumiem i coś mi umknie. Nie potrafiłam go jednak odsunąć od siebie, bo wiedziałam, że mówienie o tym było naprawdę wielkim wyczynem. – Wszystko się spierdoliło między nami, a ja byłem tak rozpieprzony wewnątrz, że nie mogłem... nie mogłem dać sobie rady... z własnym życiem i tym bardziej z tym, że wszyscy chcieli wiedzieć, co się dzieje i... I czułem się tak, jakby chcieli mnie rozerwać na strzępy, kiedy nagle właśnie taki się stałem i... I chciałem umrzeć i nie mogłem innym patrzeć w twarze i... – urwał na chwilę, ja zacisnęłam powieki, czując napływające łzy. Było w nim tak dużo bólu, że to bolało nawet mnie. Moja dłoń wciąż błądziła w jego włosach, by dodać mu otuchy, choć wątpiłam, by to cokolwiek dawało. Czułam na sobie jego spięte ciało, a jego oddech był cholernie ciężki. Ukłucie żalu w moim sercu jasno dało mi do zrozumienia, że on nigdy się tego nie pozbędzie i zawsze będzie kochał Emilie, choć się do tego nie przyzna. Nie byłam mu potrzebna i nigdy nie będę. – Kupiłem ten dom, by się w nim ukryć. Z dnia na dzień po prostu powiedziałem, że to koniec. Georg i Gustav, wiesz, basista i perkusista z zespołu, nawet nie wiedzą, gdzie z Tomem mieszkamy. Przyjaźnili się jednak z nami na tyle długo, by to zrozumieć. Cóż, ja nie rozumiem do tego momentu. – zaśmiał się gorzko. – Spierdoliłem im przyszłość. Sobie i Tomowi.
- A oni coś robią? Założyli swoje własne zespoły? – spytałam cicho, próbując zmusić siebie, by nie pokazać mu, że było mi cholernie źle ze świadomością, że nie będę dla niego nikim, prócz kochanki.
- Nie. Są ustawieni na długi, długi czas, a poza tym nie sądzę... Są zbyt związani z zespołem, by zdradzić go w taki sposób... – zmarszczyłam czoło, gdy powoli w mojej głowie zaczęła się budować cała historia i pełny obrazek tego, jak przedstawiała się obecna sytuacja.
- Więc jeśli dobrze rozumiem, z nimi się nie pokłóciłeś, ani nie chciałeś ich zabić, tak? – upewniłam się, a on parsknął suchym śmiechem, choć ja wcale nie żartowałam.
- Nie, po prostu zostawiłem ich na lodzie i nie wiedzą nawet, czy żyję. Zmieniłem numer i zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by stać się niewidzialny dla ludzkości.
Szmata. Jak można mieć czelność robić z człowieka cień samego siebie do tego stopnia, że nie chce się nikomu na oczy pokazywać? Szmata go zniszczyła. On powinien żyć dalej, sukcesywnie podbijać rynek, pławić się w pieprzonym blasku reflektorów, a ona mu to wszystko odebrała. Zabiła go, choć dalej żył. Szmata. Gdybym teraz ją spotkała, ona sama by wylądowała w szpitalu.
- Jak myślisz, jak by zareagowali, gdybyś im wysłał teksty, które napisałeś? – próbowałam oddychać spokojnie, bo wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, żeby wiedział, jak cholernie mi zależało na tym, by był szczęśliwy. Tak naprawdę nie widziałam w tym innego sensu. I tak i tak byłam jego niewolnicą. Jeśli nie cielesną, to umysłową. Więc albo poświęcałam swoje ciało, albo swoją duszę. Logika była ogłuszająco prosta. Jeśli miałam spędzić w jego łóżku resztę swojej egzystencji, mogłam się poświęcić na to, by chociaż on żył, prawda? Jeśli oboje byliśmy zniszczeni, ktoś z nas może się otrzepać z popiołu?
- Nie wiem, nie utrzymuję z nimi kontaktu od prawie dwóch lat. Dużo rzeczy się zmieniło. – odparł, wzdychając i napięcie jego ciała zelżało. Dopiero do mnie dotarło, że on do mnie mówił rzeczy, których normalnie by mi nie powiedział, gdyby mi nie ufał. A więc ufał mi, mimo, że go okłamałam. Miałam taki mętlik w głowie, że aż zrobiłam głupią minę. Dlaczego mi zaufał?
- A pokażesz to Tomowi? – pytanie spotkało się z głuchą i wymowną ciszą, którą zrozumiałam aż nazbyt dobrze. Teksty były o nim samym i o tym, co czuł, a on nie chciał, by jego brat wiedział, co siedzi mu w głowie. Po co więc się odzywałam na ten temat? A co by się stało, gdybym powiedziała, co usłyszałam od starszego bliźniaka? Nie, nie teraz. Wiedziałam, że to skończyłoby się kłótnią. Pieprzona Emilie, której nie było, a która i tak stała obok i śmiała mi się prosto w twarz. – Pokażesz to komukolwiek? – poprawiłam pytanie, zaznaczając w głowie, że Tom i jego była dziewczyna to grząski grunt, na który powinnam wkraczać tylko wtedy, gdy mam jakieś zabezpieczenie.
- Może. – odpowiedział zdawkowo, a ja wydęłam wargi w tym samym momencie, kiedy jego głowa podniosła się do góry. – Pogodziłaś się ze swoją przyjaciółką? – spytał, patrząc na mnie z wyraźnym zaciekawieniem, a ja spojrzałam na niego spod uniesionej brwi. Co go to obchodziło? Myślałam, że... Właściwie to nie wiem, co miałam o tym myśleć. O nim całym. Raz wydawało się, że coś go interesowało, a raz, że miał na wszystko wyjebane. Pozostawało mi tylko odpowiadać.
- Tak mi się wydaje. – wzruszyłabym ramionami, gdyby nie to, że, że byłam trochę zgnieciona jego ciałem i ruszanie rękoma wydało mi się zbyt skomplikowane. – Rozmawiałyśmy dzisiaj całkiem normalnie.. dopóki nie przyszedł Tom. – dodałam po chwili, choć nie byłam pewna, czy w ogóle warto było to mówić. To wszystko było całkiem nieźle zagmatwane i Katarinie chyba naprawdę podobał się brat tego świra.
- Po co przyszedł? – nie potrafiłam rozwikłać zagadki, czy pytał z uprzejmości, zazdrości, czy ciekawości. Ile jeszcze minie czasu, zanim będę potrafiła rozróżnić tony jego głosu i mimikę jego twarzy, żeby być pewną tego, co mam odpowiadać?
- Od kilku dni robią razem obiady... – mruknęłam i nagle mi przyszło coś do głowy. – Dlaczego jej nie wypuścisz? Przecież wiesz, że nic nie powie.
Jego wzrok opadł na moje usta i w pokoju znowu zapadła cisza. Trafiłam w dziesiątkę, czy jaka cholera?
- Gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym poruszyć temat twojego chłopaka-chyba-już-ex. – poruszyłam się niespokojnie, tracąc dobry nastrój. Ach tak. Te brednie, że zrobił coś w przeszłości. Brednie, które ponoć były prawdą. – Ona by nic nie powiedziała, ale to nie znaczy, że Styles nie chciałby wyciągnąć z niej informacji... Lena, nie sądzę, żebyś chciała rozmawiać na ten temat. Możesz za to spytać mnie o ulubiony kolor. Chętnie ci odpowiem. – jego oczy znów skrzyżowały się z moimi i westchnęłam ciężko, gdy dostrzegłam jego sztuczne rozbawienie. Do listy zakazanych tematów na tym etapie, na którym się znajdowaliśmy, dodałam Harry’ego. Ale jak miałam z nim normalnie rozmawiać, gdy wszystko to, co zabronione mnie tak uwierało?
- Dlaczego Tom jest sam? – spytałam za to, ignorując jego sugestię, bym trzymała się banalnych spraw. – Przecież jest dowcipny, inteligentny, przystojny... dobrze gotuje... – urwałam, gdy jego spojrzenie pociemniało. Ugh, kurwa. – Nie patrz tak na mnie, gdybyś był kobietą też byś to przyznał. – rzuciłam na swoją obronę, ale to chyba jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. – No, do cholery, o co ci chodzi? – burknęłam, gdy jego usta zacisnęły się w cienką linię, a jego oczy zmrużyły. Świetnie.
- Już ci powiedziałem, że jestem zazdrosny. – powiedział nadzwyczaj spokojnie, ale wiedziałam, że to oznaczało, że jestem już przy cienkiej granicy pomiędzy obojętnością, a wybuchem. A niech go szlag.
- No i co z tego? Co w tym, co powiedziałam, było takiego, że nie chcesz, żebym o tym mówiła? – przymknęłam powieki, czując, że zaraz to ja wybuchnę, a nie on. Wszędzie, dosłownie wszędzie widziałam pierdoloną Emilie,choć nawet nie miałam pojęcia, jak szmata wygląda. Rozumiałam zazdrość, ale ja byłam w stanie rozmawiać o osobach, które były jej powodem i byłam w stanie ogarnąć, gdzie przesadzam, a gdzie to ma jakikolwiek sens. – Ja wiem, że uważasz mnie za... – szlag. Nie, to nie on uważał mnie za dziwkę, tylko ja sama. Bosko! – Czy ty myślisz, że każda kobieta jest jak Emilie?! – zaczęłam go od siebie odpychać, mając gdzieś, że właśnie się przyznałam do tego, że Tom mi powiedział o jego byłej, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że on nigdy nie wyjawił mi jej imienia. I właśnie to powiedziała mi jego mina, która była pieprzoną mieszanką zaskoczenia i powoli nadciągającej wściekłości. No i kurwa świetnie! Tyle było z cywilizowanej konwersacji! – Tyle pierdolisz, że wiesz o mnie wszystko! Tyle pierdolisz, że znasz moje reakcje, ba! Moje myśli! Ale sądzisz, że byłabym w stanie iść z tobą do łóżka i w tym samym czasie startować do twojego brata! Jesteś podły! Tak kurewsko podły, że to się w pale nie mieści! Ledwo udaje mi się przystosować do sytuacji, a ty znowu wbijasz mi szpilę! Dziękuję bardzo! – wyrwałam się spod niego, choć nie wiedziałam, jakim cudem, skoro on próbował mnie złapać za nadgarstki, bym się najwyraźniej opanowała po to, by się pokłócić. Jasne, że po to, bo po co innego?! – W takim razie jesteśmy, kurwa, zajebiście warci tego gówna, w które mnie wciągnąłeś! – wycedziłam, celując w niego palcem, gdy już stałam na równych nogach. – Jeśli sądzisz, że moje myślenie o sobie jak o dziwce, jest z dupy wyjęte, to proszę bardzo, właśnie masz sprostowanie! Ale po co ja ci to mówię, skoro ciebie gówno obchodzi, co ja czuję?! – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam raźno do wyjścia, zaciskając zęby ze wściekłości.
- Lena, zaczekaj, do kurwy nędzy, nic nie rozumiesz! – rzucił, gdy otwierałam drzwi i przysięgam, że miałam ochotę zacząć w nie kopać. Albo wyrwać klamkę. Cokolwiek. Spojrzałam na Kaulitza morderczym wzrokiem, a jego oczy wyrażały właściwie to samo.
- Och, ja nic nie rozumiem, tak? – zaśmiałam się ironicznie, potrząsając głową. Wyszłam na korytarz i gdy już miałam pierdolić wszystko i pójść do kuchni, gdy uznałam, że jednak to nie wystarczyło i pojawiłam się na chwilę w szczelinie między między skrzydłami drzwi. – Skoro jestem dla ciebie za głupia, to po co mnie kupowałeś? Skoro wiesz, jaka jestem, powinieneś też wiedzieć, że cię nie zrozumiem. – dodałam głosem ociekającym cynizmem i zatrzasnęłam z hukiem drzwi. Moje głośne kroki można było chyba usłyszeć w całym domu. Byłam tak nabuzowana, że nawet nie wiedziałam, czy bardziej chcę coś rozpierdolić, czy się rozbeczeć na całe gardło. Powinnam była przewidzieć, że tak się skończy nasza rozmowa, bo w trzech czwartych przypadków tak było. Gorzej z tym, że za każdym razem mnie to bolało po skurwysynie, a on miał to gdzieś.
Nagły huk dochodzący z sypialni sprawił, że podskoczyłam. Zatrzymałam się na chwilę, szybko analizując, czy mam wrócić i sprawdzić, co się stało, ale szybko to sobie wyperswadowałam. Mój zaiste sprytny umysł połączył dźwięk z wazonem stojącym na stoliku. Zderzającym się z drzwiami. Uśmiechnęłam się złośliwie, mając ponurą satysfakcję z tego, że nie tylko ja byłam wyprowadzona z równowagi i złapałam za poręcz, schodząc na parter. Dupek. Niech zdemoluje całą sypialnię, ja mam to gdzieś.
Z kuchni dobiegły mnie śmiechy, co, nie wiedzieć czemu, rozsierdziło mnie jeszcze bardziej. Weszłam do jadalni najwyraźniej z bardzo wymownym spojrzeniem, skoro Tom natychmiast przestał się szczerzyć, gdy tylko mnie spostrzegł. Fajnie, ja tu się z pierdolonym debilem kłócę, a ci się cieszą. Może niech jeszcze od razu się zaręczą i niech nastąpi jebany happy-ending. No jasne, dobijcie mnie jeszcze bardziej!
- Co tym razem? –zapytał starszy bliźniak, a ja wzruszyłam ramionami, siadając przy stole. Wbiłam wzrok w stół, próbując zignorować zapachy i to, że Katarina zaczęła się tu czuć lepiej, niż ja. Czysta ironia. To ona nie chciała tu być, a teraz to ja chcę nawiać. – Chcesz sok pomarańczowy? Świeżo wyciśnięty.
Nie. Nie chciałam pieprzonego soku pomarańczowego. Chciałam być zostawiona w spokoju.
- Nie. Już wam nie przeszkadzam. – wyburczałam i wstając, by zniknąć im z oczu, prawie potknęłam się o jakiegoś psa w ciapki, którego rasy nie znałam. Miałam ochotę go kopnąć, ale się w porę powstrzymałam.
- Lena, przecież w niczym nie przeszkadzasz... – usłyszałam westchnięcie Toma, ale go zignorowałam. Co ja kogokolwiek obchodziłam? Każdy był sobą zajęty i niech tak pozostanie. Ja się zaszyję gdzieś w cholerę i udam, że mnie nie ma.
Skończyło się na tym, że siedziałam oparta o ścianę dokładnie naprzeciw mojej Hondy, która przypominała mi, co straciłam, będąc tutaj. Moje studia. Chłopaka, który mnie kochał. Rodzinę. Przyjaciół. Moją niezależność. Moją siłę. Wszystko. Nic przy tym nie zyskawszy. A nie, zaraz, to kłamstwo. Zyskałam upokorzenie, obrzydzenie do samej siebie, zgliszcza moich marzeń i dupka, który chciał mnie tylko pieprzyć na wszystkie sposoby. Nie no, wymiana była bardzo atrakcyjna i korzystna. Każdy na moim miejscu chciałby tak mieć, to musiałam przyznać. Byłam zajebiście dumna z Kaulitza, że znowu mi przypomniał, dlaczego tak wzbraniałam się przed zakochaniem w nim. Naprawdę. Był w tym ekspertem.
Szkoda tylko, że jak na złość nie umiał sprawić, żeby mi przeszło.

8 komentarzy:

  1. Muszą sie pogodzić, nic dziwnego że Lena tak wybuchła. W zmianie Kaulitza brakowało tylko zeby po klotni za nia wybiegł :D
    Czekam juz z utesknieniem na nowy rozdział, ahh jak to sie potoczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Lena... Ale w sumie dobrze, że pokazała, że potrafi mu się postawić, że nie jest tylko małą, zagubioną i uległą dziewczynką. jakoś nie bardzo wiem, co tu napisać, pisanie o tym, że mam obsesję na punkcie tego opowiadania, i że niecierpliwie czekam na nowy odcinek stało sie chyba trochę nudne, bo o ile pamięć mnie nie myli to napisałam już to w kilku poprzednich komentarzach;-) standardowo życzę weny <3
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo... Miałam przeczytać w piątek wieczorem, czy tam w nocy, ale plany się zmieniły, bo zajęłam się książką. I teraz właściwie nie wiem, czy dobrze zrobiłam.
    Musiałam wejść tu jak najszybciej, ale nie mogłam się skupić, bo jak to przed świętami - choinka, odkurzanie i milion innych spraw. Wszystko na raz. Oczywiście akurat wtedy, kiedy próbowałam zaszyć się gdzieś z laptopem i przeczytać rozdział.
    A w nocy miałabym chociaż spokój.
    Lubię ich takich :D Cały odcinek z Billem i Leną to po prostu marzenie. Oby więcej takich.
    Oni są idealni xD Pod każdym względem. Taka śmielsza Lena podoba mi się jeszcze bardziej.
    Teraz mam tylko nadzieję, że Bill nie będzie uparty i pierwszy wyciągnie rękę, nawet jeśli mieliby się pokłócić. Czekam na kolejną część
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh współczuję Lenie widać jak jej ciężko z tym tym wszystkim z jednej strony podejrzewam że chciała by pewnie uciekać a z drugiej strony nie umiem lub nie chce nawet tego robić. Brawo czekam jak zawsze na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże! Mam ochotę rzucić w Ciebie takim samym wazonem, jaki rozpierdzielił Bill w sypialni! Czemu tak krótko?! No czemu?!
    Jestem wściekła, że już się ten odcinek skończył! I niby ile ja mam czekać na kolejny?! Mam nadzieję, że jak najkrócej, bo przysięgam, że umrę z niecierpliwości przez te święta!
    To Twoje pokręcone opowiadanie podoba mi się z każdą chwilą bardziej! Wiesz, co bym chciała na święta? Żebyś dodawała odcinki codziennie! Albo nawet i po kilka dziennie, bo to niepoważne, że ja muszę zdychać z ciekawości!
    Odcinek BOMBA! Bill taki super... Kurde! Czemu on taki cholernie zazdrosny o Toma?! Cholerny palant. Mam nadzieję, że jakoś się to wszystko wyjaśni, bo to tak nie może być, że oni są pokłóceni. Odzywają się do siebie w ogóle?
    Katarina i Tom... ona napalona na niego, on pewnie też. To opowiadanie aż ocieka seksem i perwersją xd
    A mnie się to, kurwa, podoba.
    Czekam na następny odcinek.
    Wesołych świąt! Spełnienia marzeń, weny, prezentów i wszystkiego, czego sobie życzysz :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehh nasza Lena jest chyba masochistką... wiedziała, że tak to się skończy. Ale dzięki temu Bill może zmieni swoje zachowanie, jakby nie patrzeć to już się zmienił:D Zobaczymy co będzie dalej:D
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pierdziele noooooo! Jestem zła! bardzo, bardzo, bardzo zła! Było tak zajebiście dobrze, ale nie! Lena musiała poruszyć tematy, które sprowadziły kłótnie! No uuuuugh! Nie lubię! :( Już miałam nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży, a tu lipa! Nie ma tak dobrze, bo Lena nie umie trzymać języka za zębami, a Bill łatwo się wkurza... eh...
    Pomimo to, odcinek boski ;)

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś wytrzymalam mój kilkudniowy odwyk, wiem że nie jesteś z tego dumna, ale liczę, że Cię udobrucham komentarzem=) ten rozdział jest chyba moim ulubionym, tyle w nim emocji. Świetne rozpisane dialogi, nie pominelas też monologow wewnętrznych Leny za co jestem wdzieczna. Miałam jednak nadzieję, że uda jej się wyciagnac więcej informacji. Niestety Kaulitz ją zblokowal:D Lena udowodnila, że urodzona z niej raperka. Jaką to trzeba miec wyobraznie żeby zrodzic tak hmm kreatywny? tekst. Brawo Ann Ty zdolna bestio=) Tylko skąd wiedzialam, że ta ich z pozoru cywilizowana konwersacja zakończy się klotnia. Mam nadzieję, że to Bill pierwszy wyciagnie dłoń na zgodę, teraz jego kolej! A Tom i Kat to taka bezstresowa parka, coś za slodko między nimi. Jak czytalam ten rozdział na tel to wydawal mi się taaaki długi, więc nie ma sensu narzkac, oby następny też taki byl. Zabieram się za czytanie:)
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń