Mój brzuch.
R.I.P. me.
><><><><><><><><><><><><><><><
It's late at night and I can't sleep
Missing you just runs too deep*
Missing you just runs too deep*
Leżałam w
łóżku z szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc zmusić się do zaśnięcia. Moja czaszka pulsowała od nadmiaru informacji i całego gówna w głowie, które próbowałam z
siebie wyprzeć. Dwadzieścia trzy dni i kilka godzin w zamknięciu z jednym
człowiekiem sprawiło, że gdy go nie ma, moje ręce dotkliwie czują równą
powierzchnię prześcieradeł i brak wgniecenia w poduszce obok. Gdybym jednak
przewróciła się w prawą stronę i przeniosła się z mojego miejsca na miejsce,
które zawsze było okupowane przez jego ciało, poczułabym zapach męskiego żelu
pod prysznic i potu. Łóżko było ogromne, gdy leżałam w nim sama. Cały pokój
nagle przytłaczał mnie swoją wielkością i ciemność wprowadzała u mnie niepokój,
choć wiedziałam, że nic mi nie grozi, bo – choć absurdalnie to brzmiało –
niebezpiecznego obiektu nie było w domu. Chciałam płakać, by, zmęczywszy się
łkaniem, zasnąć. Moje oczy jednak wciąż pozostawały suche i tak cholernie
szeroko otwarte, że czasami aż mnie bolały. Otępiająca cisza sprawiała, że
bicie mojego serca było niczym perkusja przy moich uszach, a choć starałam się
usłyszeć jakieś dźwięki, które mogłyby być krokami w stronę pokoju, od momentu,
kiedy wszędzie było zgaszone światła, nawet psy nie hałasowały, pewnie śpiąc
gdzieś w salonie. Cisza.
Chciałam zejść
na dół i czekać na niego tam, ale on za nic nie mógł mnie zobaczyć w takim
stanie, więc wegetowałam tutaj, próbując sobie wyobrazić, jak by to było,
gdybym teraz została wyrzucona z domu, bym mogła powrócić do swojego życia. Jak
ono by wyglądało?... Mój mózg starał mi się podpowiedzieć, że powinnam porzucić
ten pomysł, ale ja uparcie drążyłam i gdy przed oczami stanęła mi dokładna
wizja takiej rzeczywistości, przygasłam jeszcze bardziej, a wydawało mi się to
już niemożliwe.
Nie byłoby go.
A nocą, kiedy to najbardziej bałam się samotności, on był wszystkim, czego
potrzebowałam. Gdy podsunęłam sobie myśl, że byłby za to Harry, moja
podświadomość mnie wyśmiała. Zaczęłam więc zastanawiać się, czy to, co czuję do
mojego chłopaka, na pewno jest miłością. I tak od myśli do myśli, efektem
domino wpadłam w płacz, kolejny raz dusząc się własnymi łzami.
Gdy byłam już
na granicy jawy i snu, usłyszałam jakiś łomot na korytarzu i gwałtownie
otworzyłam oczy, siadając na łóżku i wszystkie moje zmysły nastawiły się na
dźwięki z zewnątrz. Ciężkie kroki i przekleństwa wystarczyły, bym natychmiast
się domyśliła, kim był sprawca hałasu. Nagle serce zaczęło mi pompować krew do
żył tak, jakby miało zamiar dostarczyć tym energii do kilku elektrowni
atomowych. Oddychając szybko z zaróżowionymi policzkami, zaczęłam się
zastanawiać, co by było, gdybym to ja była jedną z tych elektrowni, a serce
dowaliłoby zbyt dużą ilość mocy. Czy jeśli on tu wejdzie – eksploduję?
Słyszałam, że
stanął pod drzwiami i jakimś cudem odezwał się u mnie racjonalizm. Opadłam z
powrotem na łóżko, zakrywając się kołdrą tak, jak zawsze to robiłam, gdy
spałam. Tak przynajmniej sądziłam, biorąc pod uwagę to, w jakiej pozycji się
budziłam. Nie musiałam mieć otwartych oczu, by wiedzieć, czy wejdzie czy nie,
ale mimo wszystko skuliłam się tak, bym mogła obserwować drzwi spod
półprzymkniętych powiek. Byłam tak skupiona na nasłuchiwaniu, że przez chwilę
myślałam, że moje serce stanęło, byle tylko niczego nie zagłuszać. Przynajmniej
raz współpracowało, kiedy trzeba. Klamka powoli zaczęła opadać, a ja
wstrzymałam oddech. Szybciej, no szybciej!
Drzwi uchyliły
się, a wtedy moje serce znowu odżyło, oznajmiając mi swoją radość. Nie na
długo. Usłyszałam tylko wściekłe mamrotanie, z czego jedyne, co zrozumiałam,
było „nein” i „Scheisse” i drzwi z powrotem zamknęły się, zostawiając mnie samą
sobie.
Więc Bill
Kaulitz zdecydował się mnie unikać nawet we własnej sypialni.
Tylko czemu to
tak cholernie bolało?...
Nie widziałam
go następnego dnia. Tom powiedział, że to nie jest nic nowego, bo, gdy coś go
wyprowadzało z równowagi, potrzebował dużo czasu, by uchwycić balans, a do tego
czasu po prostu znikał. Gdy zauważyłam, że był w nocy, dowiedziałam się, że
spał w pokoju na końcu korytarza, a ja poczułam się po raz setny tak, jakbym
została spoliczkowana. Więc i Kaulitz i Katarina mnie unikali. Absolutnie
fenomenalnie. Jak to w ogóle możliwe, że
udało mi się zrazić do siebie sojusznika i przeciwnika za jednym zamachem? Byłam
pieprzonym cudotwórcą, czy co?
Moja
przyjaciółka nie odzywała się do mnie podczas śniadania, ani podczas obiadu,
ani podczas kolacji. Miałam ochotę jej wykrzyczeć w twarz, że jeśli się mnie
tak brzydzi, to niech po prostu odejdzie, a ja zrobię wszystko, żeby wyszła z
tego cało. Mogłam nawet zasłonić ją własnym ciałem, gdyby osoba, która miała na
mnie tak samo wyjebane jak ona, chciała ją zabić. Ale milczałam. Odechciewało
mi się nawet odzywać do Toma. W nocy znowu przyszedł jego brat, ale znowu zamknął
drzwi, jakby za każdym razem w ostatniej chwili reflektował się, że nie
powinien znajdować się w tym samym pomieszczeniu, co ja.
Następnego
dnia w koszu na pranie znalazłam odpowiedź. Koszulka, która ewidentnie należała
do Kaulitza, śmierdziała alkoholem tak, że tuż po otworzeniu drzwi do
pomieszczenia, w którym znajdowała się pralka i suszarka, to poczułam.
Świetnie. Wiec pił. I gdy był pijany, chciał przyjść. A jego trzeźwy umysł nie
chciał mnie widzieć. Jeśli chciał mnie wykończyć, był na bardzo dobrej drodze.
I to chyba takiej, na której znajdowało się mnóstwo skrótów do celu. A ja
głupia zrobiłam mu nawet pranie.
Więc drugiego
dnia Katarina znowu milczała. Ja milczałam. I Tom milczał. Ale to i tak Bill
wygrał niepisany zakład, kto będzie najmniej mówił.
Miała ochotę zapalić. A najlepiej spalić zioło,
wpaść w otępienie i może wtedy tykające zegarki przyniosłyby jakąś ulgę. Tak,
czas leciał, a ona ani się nie cofnęła, ani nie ruszyła naprzód. Napisała
wiadomość do matki, że dotarła szczęśliwie do Londynu. A była w Santa Monica. I
co robiła? Nic. Jadła, spała, mówiła dwa zdania na krzyż przez cały dzień...
Nic.
Czuła tak cholerną ochotę zapalić, że aż ją
skręcało. Właściwie to wolałaby się upić i odlecieć na kilka dni.
Trzy dni po jej przyjeździe czuła się już na tyle
pewnie, by chodzić po domu bez obaw, że zostanie za coś skrzyczana. Co prawda
wiele pomagało to, że nie było tego skurwiela w domu. A przynajmniej go nigdzie
nie widziała, a twarz Leny, która wyglądała, jakby była wyzuta z jakiejkolwiek
życiowej energii, mówiła sama za siebie. Czuła coraz większą potrzebę, by się
jej spytać, jak się czuje i co się tak naprawdę dzieje, ale nie potrafiła
wydobyć z siebie dźwięku,gdy ona była w pobliżu. Było jej tak źle... Nie
dorównywało to uczuciu, gdy została rzucona przez Louisa, ale to też było paskudne.
Stanie na dworze, gdy było tak cholernie gorąco, też nic nie dawało. Nic nie zmieniało rzeczywistości. Wciąż była tak samo brudna, szara i ponura. A
przecież mogła zadzwonić do Harry’ego. On mógł coś zmienić. Ale wtedy, gdy
tylko przychodziło jej to do głowy, odpychała tę myśl na tyły świadomości. Co
miałaby mu powiedzieć? „Harry, wiem, gdzie jest Lena, tylko ee... ona już... no
wiesz, ona chyba cię już nie kocha”?
I dosłownie w momencie, kiedy wpadło jej to do
głowy, jej telefon w kieszeni zaczął wibrować, a jej serce natychmiast znalazło
się w gardle. Ostrożnie wyciągnęła Samsunga i przeklęła głośno, gdy na
wyświetlaczu zobaczyła migający napis „Styles”.Och, cholera, teraz to dopiero
się wpakowała.
- Szlag, szlag, szlag... – mamrotała, szybko
oceniając, co powinna zrobić. Jej dłonie drżały, kiedy w końcu jej palec
pojawił się na zielonym przycisku ekranu dotykowego. – Harry. – rzuciła na
wstępie, przełykając głośno ślinę. Co miała mu powiedzieć? Tak bardzo
nienawidziła kłamać, a ostatnio ciągle to robiła. Była taka zmęczona. Dyszenie
w głośniczku sprawiło, że zmarszczyła czoło. Gdzieś biegł?
- Twoja matka dzwoniła. – oznajmił jej, a ona
poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy i robi jej się słabo. Cholera! Co
teraz?! – Powiedz, że ją znalazłaś. Powiedz, że ją znalazłaś, proszę. – jego
błagalny ton sprawił, że poczuła się jeszcze gorzej i musiała zacisnąć zęby, by
powstrzymać napływające łzy do oczu. – Kat...?
- Harry, ja... – nabrała spazmatycznie oddech, by
mu powiedzieć, jaka była prawda, ale nie mogła się zmusić, by tak go zniszczyć.
Jak miała mu to wytłumaczyć, kiedy sama do końca nie rozumiała, co się wokół
niej działo? – Harry... – zaczęła i w tym samym momencie przed jej oczami
pojawił się psychopata, którego nie widziała od trzech dni i wytrzeszczyła
oczy, gdy bezpardonowo wyrwał jej telefon. Jego twarz, ciemny zarost i papieros
między wargami stworzyły portret osoby, do której bała się podchodzić. Dopiero
po chwili zreflektowała się, że to on był winny całej tej sytuacji i właśnie
zamierzał stworzyć jeszcze większe bagno. Rzuciła się naprzód, by zabrać
Samsunga, ale on wyciągnął rękę i dociskając ją do jej mostka, odebrał jej
możliwość walki. Skurwysyn miał za długie ręce, by mogła cokolwiek zrobić!
- Harry! – rzucił, a jej ciało pokryło się
gęsią skórkę, słysząc jego rozbawiony głos, który nijak miał się do mrocznej
postawy, jaką przybrał. Boże, tylko nie to. On mu powie wszystko, dosłownie
wszystko i go zawali jak domek z kart. – Lena, twoja-ponoć-dziewczyna, wysłała
wiadomość do swojej przyjaciółki z adresem, by ją uratowała z moich rąk!
Mdliło ją. Oddychała tak, jakby przebiegła cały
maraton i nie mogła uwierzyć, że rzeczywistość może być okrutniejsza, niż jej
wyobraźnia. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko to nie jest film, który ogląda w
kinie. Zauważyła bandaż na dłoni, która trzymała telefon, ale chaos, jaki
obecnie dział się w jej głowie, nie pozwalał wyciągnąć z tego jakichkolwiek
wniosków. Chciała być w domu. Chciała, żeby Kaulitzowie nigdy się nie urodzili.
Chciała, żeby było jak kiedyś. Dygotała tak, jakby miała za chwilę eksplodować.
Nie chciała robić tego przy tym psychopacie, bo wiedziała, że przy wybuchu
poleje się zbyt dużo łez. A on pociągał za sznurki jak mało kto i mógłby to bez
problemu wykorzystać przeciw niej.
Rysy na jego twarzy jeszcze bardziej się
wyostrzyły, a zmrużone oczy stały się tak lodowate, że gdy na nią patrzył,
robiło jej się dosłownie zimno.
- Co to za różnica, jeśli jej ciało jest teraz
moje? – zapytał leniwie, a Katarina wstrzymała oddech. – Serce pewnie też. –
dodał po chwili, uśmiechając się sardonicznie. – Powiem ci coś. Tak naprawdę to
zażalenia powinieneś kierować do samego siebie. Zamiast wziąć się za siebie
znacznie wcześniej, ty czekałeś aż, nie wiem, Święty Mikołaj przyjdzie i da ci
ją w prezencie? Na jakim ty świecie żyjesz, człowieku? Wystarczyło tylko, bym
się pojawił, a ona zwątpiła w swoje uczucia do ciebie. I teraz nie dość, że mam
twoją dziewczynę, to na dodatek jej przyjaciółkę, która w pierwszym odruchu rzuciła
jej się na ratunek, a teraz jej się brzydzi. Zrezygnuj. Już nic nigdy nie
będzie takie samo. Gdybyś skupił się na niej, a nie na tych, którzy ją
otaczają, już dawno byłaby twoja. A wtedy ja nigdy bym się nie pojawił. –
przewrócił oczami, a Katarina gapiła się na niego, znowu gubiąc się w tym, co
się aktualnie działo w zasięgu jej wzroku. – Oczywiście, że nie. Gdybym
wiedział, że cię kocha i że to coś, co między wami jest, ma jakikolwiek sens,
to nieważne, jak ja bym ją chciał, nie zabrałbym ci jej. Ale chyba nie sądzisz,
że z twoją przeszłością to się uda, nie? Ha, oczywiście, że tak sądzisz. Jesteś
taki głupi, że czuję się upokorzony rozmową z tobą. – opuścił dłoń, gdy
brunetka przestała się wyrywać. Patrzyła na niego w niedowierzaniu. Jaka przeszłość?
„...chłopak,
który ma na jej punkcie chorą obsesję...”
Mrugała bezsensownie oczami, gdy w głowie nagle
zrodziła jej się zupełnie inna perspektywa, zupełnie inna rzeczywistość. Jeśli
ten psychol miał coś na nią i na rodziców Leny, miał coś i na Harry’ego,
prawda?
Jaka przeszłość?
- Bo chcę, żebyś przestał jej szukać. A tym samym,
żebyś zrezygnował z Katariny. I powiedz swojemu przyjacielowi, temu kutasowi,
który nie potrafi dać jej spokoju i w kółko wykorzystuje jej ciało jak dupek
mojego pokroju, żeby w końcu skupił się na swojej dziewczynie, bo przez
przypadek mogę wykonać jeden telefon i rozpierdolić wasz cały piękny zespół na
małe kawałeczki... Taak, grożę ci. I tobie i temu skurwielowi. Chyba nie
sądzisz, że to czcze gadanie? A jeśli w dalszym ciągu masz z tym jakiś problem,
radziłbym oddać się na badanie psychiatryczne, chłopie. Nie. Dzwoń. Więcej. Do.
Katariny. – i tak po prostu się rozłączył, chwytając w rękę dłoń brunetki, by
wepchnąć do niej telefon. – Nie ma za co. – skinął jej i potrząsnął głową,
prychając i odwrócił się, by ją opuścić. Nie miała pojęcia, co właśnie się
stało, ale on nie mógł pójść w cholerę, zostawiając ją z takim niedoborem
informacji. Za żadne skarby.
- Nie masz prawa decydować za innych, czy mają z
kogoś rezygnować, czy nie! – rzuciła, gdy szedł w stronę jednego z samochodów
stojących na podjeździe. Honda CR-V przypominała jej o mniej stresujących
czasach. Kaulitz zatrzymał się, przeczesując związane przy karku włosach i
odwrócił się do niej gwałtownie, mierząc ją zirytowanym wzrokiem. Wyciągnął
spomiędzy ust papierosa i rzucił go na ziemię, przydeptując adidasem od Nike.
- No i?
Otworzyła usta, mając piekielną ochotę przywalić
sobie w czoło przez jego arogancję. Co za tupet! Spojrzała na telefon i z
powrotem na tego człowieka i prychnęła głośno.
- W co ty sobie w ogóle pogrywasz? Mnie nie
kupiłeś, nie możesz mówić komukolwiek, jak ma się ze mną obchodzić! – nie
wiedziała, dlaczego w ogóle mu to mówiła, kiedy sama nie chciała być tak
traktowana. Ale to nie znaczyło, że on mógł się wtrącać w jej życie w taki
sposób. Był dla niej nikim.
Westchnął, znowu przewracając oczami, a ona
poczuła, że zaczyna ją to poważnie wkurzać. Już chciała mu powiedzieć coś na
ten temat, gdy on z powrotem podszedł do niej, znacząco górując nad nią
wzrostem, aż poczuła się mała i bezbronna.
- Nie sądzisz, że jeśli twój były facet, potocznie
zwany pierdolonym gnojem lecącym na dwa fronty, bo lubi ruchać, w końcu zniknie
z twojego życia, ty może zaczniesz... no wiesz, żyć? – spytał, pochylając się
nad nią, aż musiała się odsunąć, przełykając nerwowo ślinę. Jego bliskość była
tak samo demotywująca jak bliskość jego brata. Oboje musieli być przeklęci,
jeśli wywierali taki wpływ.
Odchrząknęła, próbując sobie przypomnieć, dlaczego
się na niego wściekała. Ach, no tak.
- Ale po co ty się tym w ogóle interesujesz? Nie
jestem Leną. – rzuciła cicho, przestępując z nogi na nogę. Była mocno
zdenerwowana jego osobą. I to nie było to, że się bała, że ją skrzywdzi, co
zrozumiała po chwili, gdy on zaczął jej się przyglądać z uwagą, obserwując jej
każdą reakcję. To było to, że on wiedział, gdzie uderzyć, żeby ona zaczęła
zastanawiać się nad swoimi własnymi poczynaniami. Żeby przemyślała to, jak się
zachowuje. On zdawał się wiedzieć wszystko i nie wiedziała, dlaczego. – Z
resztą nawet, gdybym nią była, to też bym nie rozumiała, dlaczego się
interesujesz. – dodała, potrząsając głową.
- Może po prostu to, co ty widzisz, nie jest tym,
co jest w rzeczywistości, co?
- Tak jak próbujesz mi wmówić, że Harry zrobił
kiedyś coś złego?
- Ja ci niczego nie wmawiam. Ale radziłbym ci
otworzyć oczy, jeśli chcesz tu przeżyć. – i tym razem już się nie zatrzymał,
kiedy próbowała dokończyć konwersację. Po prostu wsiadł do srebrnego Range
Rovera, otworzył bramę i wyjechał. A ona pozostała z jeszcze większą
ilością pytań i niedomówień.
You know I can't fight the feeling
And every night I feel it
Right now
I wish you were here with me**
And every night I feel it
Right now
I wish you were here with me**
Czwarta noc.
On znowu
przyszedł, dając mi nadzieję, że zostanie. Tym razem nawet wszedł do środka. A
potem znowu usłyszałam niemieckie przekleństwo, które było tak soczyście
głośne, że gdybym nie spała, na pewno bym się obudziła. Nie zdążyłam jednak
zareagować, gdy on wypadł z pokoju tak, jakby go coś poparzyło. Nawet nie
zamknął za sobą drzwi, a ja już nie miałam siły udawać, że umiem to znieść.
Chciałam, żeby został, żeby powiedział, że jestem szmatą i mnie skrzywdził w
jakikolwiek sposób. To było lepsze. O wiele lepsze niż to, co serwował mi już
tak długo. A ja nie umiałam być sama. Nie wtedy, kiedy on zapełnił dziwaczną
pustkę, o której nie miałam pojęcia, że nawet istnieje. Cztery dni. To wcale
nie było dużo dla kogoś, kto żył. Ale ja nie żyłam.
Usiadłam na
łóżku, czując coś wewnątrz siebie, co z każdym oddechem się powiększało i rosło
w siłę. Nie mogłam już tego znieść, ale nie umiałam też zebrać się w sobie, by
do niego pójść i mu o tym powiedzieć. Nie mogłam mu dać jeszcze większej
przewagi, niż miał. On nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele rzeczy się
teraz zmieniło.
Zsunęłam się z
łóżka i wstałam, na boso przemierzając pokój, by wyjść na korytarz. Pustka.
Wszędzie tylko pustka.
Zagryzłam
wargę i skręciłam w lewo. Nie w prawo do Billa. W lewo do pokoju, do którego
nie bałam się zaglądać. Do którego nie bałam się pukać, a zaspana twarz nie
doprowadzała mnie do bólu serca.
- Jest trzecia
w nocy. – zauważył Tom, ziewając przeraźliwie, ale otworzył szerzej drzwi, bym
weszła do środka. Nawet nie obeszło mnie to, że był półnagi, a ja miałam na
sobie kusą koszulkę nocną. Cichy szczęk klamki za mną. Starszy z braci znów
ziewnął i wyminął mnie, by wrócić z powrotem do łóżka. – Mam tylko nadzieję, że
nie zauważy twojego zniknięcia. – mruknął tylko, odsuwając kołdrę dla mnie, a
ja ze zrezygnowaniem wsunęłam się pod nią, patrząc z wyjątkowego bliska na tak
podobną twarz do tej, za którą miałam problem, by przyznać, że tęskniłam jak
jasna cholera.
- Już był. Dwa
razy nie wchodzi do tej samej rzeki. – bąknęłam i mając kompletnie gdzieś
wszystko inne, wtuliłam się w jego gorącą nagą klatkę piersiową. – Przepraszam.
- Nic się nie
stało. – pocałował mnie w czubek głowy i przerzucił przeze mnie swoją rękę. –
Dobranoc.
- Dobranoc...
- Przecież nie możesz myśleć poważnie nad tym,
żeby to rozwiązać sama. Podaj adres!
- Nie krzycz na mnie!
- To przestań zachowywać się w taki sposób! Czy ty
wiesz, w jakim Harry jest teraz stanie?!
- A czy ty, kurwa, wiesz, w jakim stanie jestem
ja, czy Lena?!
- A skąd mam to wiedzieć?!
- To nie próbuj brać mnie na wyrzuty sumienia,
Louis! Myślisz, że tylko dla niego ta sytuacja jest trudna?!
- Co ten skurwysyn ci nagadał, że nagle
zachowujesz się w taki sposób?! Gdzie twój racjonalizm?! Nie powinienem was tam
zostawiać samych i wszystko byłoby tak jak zawsze. Wszystko się pierdoli, gdy
mnie nie ma. Jak zawsze. Katarina, podaj... – nie usłyszała ani słowa więcej,
gdy odsunęła od ucha telefon, by z całą siłą, jaką w sobie nagromadziła, rzucić
nim o drzwi, które zaledwie kilka sekund później otworzyły się i stanął w nich
starszy Kaulitz, patrząc na nią spod uniesionej brwi.
- Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki... –
zrobił krok do przodu i gdy coś zachrzęściło pod jego kapciem, jego wzrok
powędrował do połowy telefonu, na którą nadepnął. – Ach, więc to była rozmowa
telefoniczna... – dodał, odsuwając nogę. – Twój były?
I to był jej koniec. Opadła bezwładnie na podłogę
i wybuchnęła płaczem tak histerycznym, że nie mogła słuchać dźwięków,
wydobywających się z jej gardła. Jej dłonie oparły się o stabilny grunt, a łzy
spływały z jej twarzy w zatrważająco szybkim tempie, tworząc plamy na jej
jasnych jeansach. Dusiła się rozdygotanym oddechem, ale nie potrafiła się
powstrzymać. I to już nie było ważne, że ktoś zobaczy. Nic już nie było ważne.
Silne i ciepłe męskie ramiona oplotły się wokół
jej drżącego ciała, a ona wciąż płakała, choć łzy już nie skapywały na dół, a
wsiąkały w koszulkę gitarzysty.
- Wypłacz się, to ci dobrze zrobi. – usłyszała
przy swoim uchu i gdy myślała, że spazmatyczny szloch nie może się przenieść na
wyższy szczebel, okazało się, że to jednak nie była wcale prawda. Obce ręce,
które ją gładziły po plecach, wyciągały z niej każdą łzę, której nie wypłakała
od momentu pojawienia się tutaj. Wyciekało z niej wszystko to, czego nie
potrafiła nazwać słowami i chociaż próbowała
go przeprosić za swoje postępowanie, z jej ust wciąż wyrywało się tylko
dławienie się. Nikt nigdy jej nie tulił, gdy wpadała w histerię. Nikt nigdy
tego nie widział. On był pierwszą osobą i na dodatek nie zrobiła tego z własnej
woli, że to zobaczył. Ale nie potrafiła się też od niego odsunąć, kiedy on
jakimś dziwnym cudem roztaczał wokół niej aurę bezpieczeństwa, która jej
mówiła, że jej wybuch jest w porządku i że on jej nie będzie osądzał. Nie
zorientowała się, kiedy przytuliła się do niego, obejmując go ciasno tak, jakby
nagle tylko on pozostał czymś stabilnym w tym sypiącym się świecie. I może
rzeczywiście tak było.
*Jest późna
noc I nie mogę spać
Tęsknota za
tobą wżyna się za głęboko
**Wiesz, że
nie mogę zwalczyć tego uczucia
I każdej nocy
to czuję
Właśnie teraz
Chciałabym,
żebyś był przy mnie
Czytam sobie czytam,a tu koniec rozdziału i teraz jest mi smutno, bo to oznacza, że chyba powinnam wrócić do nauki. Robi się coraz ciekawiej i co za tym idzie coraz bardziej nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Życzę weny <3
OdpowiedzUsuńK.
A no, właśnie. Ciekawe, co by zrobiła gdyby ją wypuścił? Coś czuję, że wróciłaby do niego prosząc, by przyjął ją z powrotem. Ach ten Bill… Bawi się w podchody czy jak? Biedna Lena, biedna-uzależniona Lena. On jej unika, żeby złapać balans, a ona go potrzebuje, żeby go odzyskać. Życie to paradoks.
OdpowiedzUsuńTen rozdział można uznać za świąteczny, pojawił się Święty Mikołaj! Hoł hoł hoł:D I jeszcze Kaulitz tak epicko dowalił Stylesowi ,, Jesteś taki głupi, że czuję się upokorzony rozmową z tobą.” Lena śpiąca z Tomem? To się może źle skończyć.
No to, jesteśmy z Katariną dwie, bo ja też nie rozumiem, po co on się wtrąca w jej życie. Końcowa scena mnie rozwaliła. Tom z Twojego opowiadania, to taka ciepła osoba, nie to, co Bill-ale może i on się tam kiedyś, jakoś trochę zmieni, nabierze emocjonalnej ogłady:D
Pozdrawiam
Edyta
<3 cudnie i coraz ciekawiej pisz dalej ;))
OdpowiedzUsuńEeeej, ale tak to nie ma! Tom zakocha się w Kat, ona w nim, i już nigdy nie będą sami we trójkę ;( A jak Bill wypieprzy Kat z domu, to już w ogóle będzie płacz... Eh xD Dlatego właśnie jej nie lubię... o!
OdpowiedzUsuńswoją drogą, nie żebym chciała kogoś urazić, czy coś, ale ten Harry to jest brzydki xD Może inaczej, nie w moim guście. One Direction nie lubię za bardzo, właściwie w ogóle ich nie znam, ale ostatnio zobaczyłam ich na esce, czy czymś takim i uwiadamiano mnie, który jest który xD No i on akurat jest jakiś niewyględny... Taka zmiana z niego na Billa jest więc całkiem korzystna xD
Poza tym, jest postęp! Bill się pojawił! Może nie jest jeszcze najlepiej, ale cóż, przynajmniej się pojawił xD
Swoją drogą, to co teraz się dzieje i to, co byłoby gdyby Bill "oddał jej wolność" strasznie mnie irytuje. Choć może, gdyby ją wypuścił, zachowałaby się inaczej niż większość typowych bab. Bab, właśnie, a nie kobiet! Unosi się taka dumą, albo innymi bzdurnymi wymysłami, że niby nie wypada, że się wstydzi, i potem nigdy nie ma tego, co chce. Już nieważne, czy chodzi o seks, czy wyniesienie śmieci. To strasznie denerwujące. Niech Lena taka nie będzie :( Przecież ona chce Billa xD Wszyscy chcą!
A, no i łączę się w bólu. Mnie ratuje tylko ibuprom max, ale był okres, kiedy co miesiąc brałam ketonal, bo nic innego nie dawało rady. Współczuję i życzę weny :D
Czekam na następną część, może tradycyjnie w piątek...? ;) Albo wcześniej, oczywiście ;p
To najlepszy odcinek, jaki napisałaś do tej pory! Zakochałam się w tym Tomie z tego opowiadania <3 On jest taki idealny, taki ciepły i w ogóle miód, że tylko się w nim zakochać! To zdecydowanie mój ulubiony bohater od dzisiaj :3
OdpowiedzUsuńSkoro Kat. się tak rozkleiła, ma dość, to może się pogodzi z Leną? Szkoda mi jej teraz. Louis zachował się jak świnia.
Jestem ciekawa, co też Harry zrobił dawniej, a co Bill mógłby przeciw niemu wykorzystać. Znając Twoją bujną wyobraźnię, to nie była kradzież lizaka w supermarkecie :D
Lena musi bardzo cierpieć, skoro Kaulitz ją tak traktuje. Dupek z niego. Jak pijany, to przychodzi, a kiedy trzeźwy, to nawet nie umie gęby otworzyć, żeby z nią porozmawiać. Świnia.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :D
O jaaaaaaaaa... dobra, ja chcę Billa! Co on sobie myśli?! Obrażony dzieciak no! Pf. Odcinek jak zwykle mi się podobał. (dziwne było, gdyby nie) xD Fajnie, że Lena powoli dochodzi do tego, że jednak coś czuje do tego, który ją kupił. Jakie to dziwne xD Dobrze, że ma oparcie u Toma. I że Harry jednak się dowiedział xD Nie wiem, jakoś wolę Billa ;D hahaha. Katarina powinna w końcu się odezwać do Leny. Porozmawiać z nią. I na początku jak wybuchnęła płaczem to miałam nadzieję, że właśnie Lena się pojawi pod koniec, bo usłyszy rozpacz przyjaciółki. Jednak jak zawsze to Tom jest w takich momentach. Biedny :(
OdpowiedzUsuńCZEKAM na nexta xD
BuŹka! ;*
PS Współczuje bólu. Mi pomaga tylko PANADOLFEMNA. ;D
Dupek z tego Billa, że w taki sposób traktuje Lenę. Zachowuje się jak 5-letnie dziecko. Owszem, może Lena swoją dociekliwością rozdrapała stare rany, ale te kilka dni, to zdecydowanie za długo, aby jej unikać. Człowiek pijany robi dużo niepohamowanych rzeczy i może te ostatnie wejście Billa do sypialni, było krokiem milowym do wejścia następnym razem, bardziej w głąb pokoju? ;)
OdpowiedzUsuńLena z Tomem ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli, jako przyjaciele. I bardzo mi się to podoba. Przynajmniej w nim ma jakieś wsparcie. O Kat to już nie wspomnę...
Dobrze, że Lena zna na tyle Billa, aby stwierdzić, że nie przyjdzie po raz drugi do pokoju, gdy jej już nie będzie, ponieważ wpełźnięcie do łóżka Toma było ryzykownym posunięciem ;).
Czekam na kolejny i pozdrawiam!
Jesteś genialna w każdym calu <3 Tom jest strasznie uroczy jako taki troskliwy, opiekuńczy facet. Mimo, że Bill jest jaki jest okrutny i "wali" wszystkim prosto z mostu jak jest to i tak go lubię. Nawet takiego dupka ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny odcinek z niecierpliwością ;) A po tym odcinku chcę więcej i więceej :*
Claudia.
Kolejna notka, która coraz więcej wyjaśnia;) Wygląda to tak, że Bill troszczy się o wszystkich tylko w taki sposób, aby nikt tego nie docenił. Zobaczymy co będzie dalej^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
D.
To ten rozdział? Elo, ja nawet go już ledwo pamiętam. I rip us. dosłownie.
OdpowiedzUsuńnie wiem co Ci mam napisać, bo wydaje mi się, że mimo tego, że notorycznie piszę mruuu to i tak suma sumarum pierdolę więcej na ten temat niż należy.
Ogólnie to był chyba ten rozdział, kiedy zaczęłam naprawdę lubić Billa i pokochałam jeszcze bardziej Katarinę, nie?
Kurwa, żeby nie wiem co, nie jestem w stanie wymyślić nic bardziej sensownego.
Przepraszam. Postaram się komentować na bieżąco.
Weny, jeszcze większej niż masz. Buziaczki! :***