środa, 11 grudnia 2013

Chapter XIX

Mój brzuch. 
R.I.P. me.

><><><><><><><><><><><><><><><

It's late at night and I can't sleep
Missing you just runs too deep*
Leżałam w łóżku z szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc zmusić się do zaśnięcia. Moja czaszka pulsowała od nadmiaru informacji i całego gówna w głowie, które próbowałam z siebie wyprzeć. Dwadzieścia trzy dni i kilka godzin w zamknięciu z jednym człowiekiem sprawiło, że gdy go nie ma, moje ręce dotkliwie czują równą powierzchnię prześcieradeł i brak wgniecenia w poduszce obok. Gdybym jednak przewróciła się w prawą stronę i przeniosła się z mojego miejsca na miejsce, które zawsze było okupowane przez jego ciało, poczułabym zapach męskiego żelu pod prysznic i potu. Łóżko było ogromne, gdy leżałam w nim sama. Cały pokój nagle przytłaczał mnie swoją wielkością i ciemność wprowadzała u mnie niepokój, choć wiedziałam, że nic mi nie grozi, bo – choć absurdalnie to brzmiało – niebezpiecznego obiektu nie było w domu. Chciałam płakać, by, zmęczywszy się łkaniem, zasnąć. Moje oczy jednak wciąż pozostawały suche i tak cholernie szeroko otwarte, że czasami aż mnie bolały. Otępiająca cisza sprawiała, że bicie mojego serca było niczym perkusja przy moich uszach, a choć starałam się usłyszeć jakieś dźwięki, które mogłyby być krokami w stronę pokoju, od momentu, kiedy wszędzie było zgaszone światła, nawet psy nie hałasowały, pewnie śpiąc gdzieś w salonie. Cisza.
Chciałam zejść na dół i czekać na niego tam, ale on za nic nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie, więc wegetowałam tutaj, próbując sobie wyobrazić, jak by to było, gdybym teraz została wyrzucona z domu, bym mogła powrócić do swojego życia. Jak ono by wyglądało?... Mój mózg starał mi się podpowiedzieć, że powinnam porzucić ten pomysł, ale ja uparcie drążyłam i gdy przed oczami stanęła mi dokładna wizja takiej rzeczywistości, przygasłam jeszcze bardziej, a wydawało mi się to już niemożliwe.
Nie byłoby go. A nocą, kiedy to najbardziej bałam się samotności, on był wszystkim, czego potrzebowałam. Gdy podsunęłam sobie myśl, że byłby za to Harry, moja podświadomość mnie wyśmiała. Zaczęłam więc zastanawiać się, czy to, co czuję do mojego chłopaka, na pewno jest miłością. I tak od myśli do myśli, efektem domino wpadłam w płacz, kolejny raz dusząc się własnymi łzami.
Gdy byłam już na granicy jawy i snu, usłyszałam jakiś łomot na korytarzu i gwałtownie otworzyłam oczy, siadając na łóżku i wszystkie moje zmysły nastawiły się na dźwięki z zewnątrz. Ciężkie kroki i przekleństwa wystarczyły, bym natychmiast się domyśliła, kim był sprawca hałasu. Nagle serce zaczęło mi pompować krew do żył tak, jakby miało zamiar dostarczyć tym energii do kilku elektrowni atomowych. Oddychając szybko z zaróżowionymi policzkami, zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym to ja była jedną z tych elektrowni, a serce dowaliłoby zbyt dużą ilość mocy. Czy jeśli on tu wejdzie – eksploduję?
Słyszałam, że stanął pod drzwiami i jakimś cudem odezwał się u mnie racjonalizm. Opadłam z powrotem na łóżko, zakrywając się kołdrą tak, jak zawsze to robiłam, gdy spałam. Tak przynajmniej sądziłam, biorąc pod uwagę to, w jakiej pozycji się budziłam. Nie musiałam mieć otwartych oczu, by wiedzieć, czy wejdzie czy nie, ale mimo wszystko skuliłam się tak, bym mogła obserwować drzwi spod półprzymkniętych powiek. Byłam tak skupiona na nasłuchiwaniu, że przez chwilę myślałam, że moje serce stanęło, byle tylko niczego nie zagłuszać. Przynajmniej raz współpracowało, kiedy trzeba. Klamka powoli zaczęła opadać, a ja wstrzymałam oddech. Szybciej, no szybciej!
Drzwi uchyliły się, a wtedy moje serce znowu odżyło, oznajmiając mi swoją radość. Nie na długo. Usłyszałam tylko wściekłe mamrotanie, z czego jedyne, co zrozumiałam, było „nein” i „Scheisse” i drzwi z powrotem zamknęły się, zostawiając mnie samą sobie.
Więc Bill Kaulitz zdecydował się mnie unikać nawet we własnej sypialni.
Tylko czemu to tak cholernie bolało?...

Nie widziałam go następnego dnia. Tom powiedział, że to nie jest nic nowego, bo, gdy coś go wyprowadzało z równowagi, potrzebował dużo czasu, by uchwycić balans, a do tego czasu po prostu znikał. Gdy zauważyłam, że był w nocy, dowiedziałam się, że spał w pokoju na końcu korytarza, a ja poczułam się po raz setny tak, jakbym została spoliczkowana. Więc i Kaulitz i Katarina mnie unikali. Absolutnie fenomenalnie.  Jak to w ogóle możliwe, że udało mi się zrazić do siebie sojusznika i przeciwnika za jednym zamachem? Byłam pieprzonym cudotwórcą, czy co?
Moja przyjaciółka nie odzywała się do mnie podczas śniadania, ani podczas obiadu, ani podczas kolacji. Miałam ochotę jej wykrzyczeć w twarz, że jeśli się mnie tak brzydzi, to niech po prostu odejdzie, a ja zrobię wszystko, żeby wyszła z tego cało. Mogłam nawet zasłonić ją własnym ciałem, gdyby osoba, która miała na mnie tak samo wyjebane jak ona, chciała ją zabić. Ale milczałam. Odechciewało mi się nawet odzywać do Toma. W nocy znowu przyszedł jego brat, ale znowu zamknął drzwi, jakby za każdym razem w ostatniej chwili reflektował się, że nie powinien znajdować się w tym samym pomieszczeniu, co ja.
Następnego dnia w koszu na pranie znalazłam odpowiedź. Koszulka, która ewidentnie należała do Kaulitza, śmierdziała alkoholem tak, że tuż po otworzeniu drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowała się pralka i suszarka, to poczułam. Świetnie. Wiec pił. I gdy był pijany, chciał przyjść. A jego trzeźwy umysł nie chciał mnie widzieć. Jeśli chciał mnie wykończyć, był na bardzo dobrej drodze. I to chyba takiej, na której znajdowało się mnóstwo skrótów do celu. A ja głupia zrobiłam mu nawet pranie.
Więc drugiego dnia Katarina znowu milczała. Ja milczałam. I Tom milczał. Ale to i tak Bill wygrał niepisany zakład, kto będzie najmniej mówił.

Miała ochotę zapalić. A najlepiej spalić zioło, wpaść w otępienie i może wtedy tykające zegarki przyniosłyby jakąś ulgę. Tak, czas leciał, a ona ani się nie cofnęła, ani nie ruszyła naprzód. Napisała wiadomość do matki, że dotarła szczęśliwie do Londynu. A była w Santa Monica. I co robiła? Nic. Jadła, spała, mówiła dwa zdania na krzyż przez cały dzień... Nic.
Czuła tak cholerną ochotę zapalić, że aż ją skręcało. Właściwie to wolałaby się upić i odlecieć na kilka dni.
Trzy dni po jej przyjeździe czuła się już na tyle pewnie, by chodzić po domu bez obaw, że zostanie za coś skrzyczana. Co prawda wiele pomagało to, że nie było tego skurwiela w domu. A przynajmniej go nigdzie nie widziała, a twarz Leny, która wyglądała, jakby była wyzuta z jakiejkolwiek życiowej energii, mówiła sama za siebie. Czuła coraz większą potrzebę, by się jej spytać, jak się czuje i co się tak naprawdę dzieje, ale nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku,gdy ona była w pobliżu. Było jej tak źle... Nie dorównywało to uczuciu, gdy została rzucona przez Louisa, ale to też było paskudne.
Stanie na dworze, gdy było tak cholernie gorąco, też nic nie dawało. Nic nie zmieniało rzeczywistości.  Wciąż była tak samo brudna, szara i ponura. A przecież mogła zadzwonić do Harry’ego. On mógł coś zmienić. Ale wtedy, gdy tylko przychodziło jej to do głowy, odpychała tę myśl na tyły świadomości. Co miałaby mu powiedzieć? „Harry, wiem, gdzie jest Lena, tylko ee... ona już... no wiesz, ona chyba cię już nie kocha”?
I dosłownie w momencie, kiedy wpadło jej to do głowy, jej telefon w kieszeni zaczął wibrować, a jej serce natychmiast znalazło się w gardle. Ostrożnie wyciągnęła Samsunga i przeklęła głośno, gdy na wyświetlaczu zobaczyła migający napis „Styles”.Och, cholera, teraz to dopiero się wpakowała.
- Szlag, szlag, szlag... – mamrotała, szybko oceniając, co powinna zrobić. Jej dłonie drżały, kiedy w końcu jej palec pojawił się na zielonym przycisku ekranu dotykowego. – Harry. – rzuciła na wstępie, przełykając głośno ślinę. Co miała mu powiedzieć? Tak bardzo nienawidziła kłamać, a ostatnio ciągle to robiła. Była taka zmęczona. Dyszenie w głośniczku sprawiło, że zmarszczyła czoło. Gdzieś biegł?
- Twoja matka dzwoniła. – oznajmił jej, a ona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy i robi jej się słabo. Cholera! Co teraz?! – Powiedz, że ją znalazłaś. Powiedz, że ją znalazłaś, proszę. – jego błagalny ton sprawił, że poczuła się jeszcze gorzej i musiała zacisnąć zęby, by powstrzymać napływające łzy do oczu. – Kat...?
- Harry, ja... – nabrała spazmatycznie oddech, by mu powiedzieć, jaka była prawda, ale nie mogła się zmusić, by tak go zniszczyć. Jak miała mu to wytłumaczyć, kiedy sama do końca nie rozumiała, co się wokół niej działo? – Harry... – zaczęła i w tym samym momencie przed jej oczami pojawił się psychopata, którego nie widziała od trzech dni i wytrzeszczyła oczy, gdy bezpardonowo wyrwał jej telefon. Jego twarz, ciemny zarost i papieros między wargami stworzyły portret osoby, do której bała się podchodzić. Dopiero po chwili zreflektowała się, że to on był winny całej tej sytuacji i właśnie zamierzał stworzyć jeszcze większe bagno. Rzuciła się naprzód, by zabrać Samsunga, ale on wyciągnął rękę i dociskając ją do jej mostka, odebrał jej możliwość walki. Skurwysyn miał za długie ręce, by mogła cokolwiek zrobić!
- Harry! – rzucił, a jej ciało pokryło się gęsią skórkę, słysząc jego rozbawiony głos, który nijak miał się do mrocznej postawy, jaką przybrał. Boże, tylko nie to. On mu powie wszystko, dosłownie wszystko i go zawali jak domek z kart. – Lena, twoja-ponoć-dziewczyna, wysłała wiadomość do swojej przyjaciółki z adresem, by ją uratowała z moich rąk!
Mdliło ją. Oddychała tak, jakby przebiegła cały maraton i nie mogła uwierzyć, że rzeczywistość może być okrutniejsza, niż jej wyobraźnia. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko to nie jest film, który ogląda w kinie. Zauważyła bandaż na dłoni, która trzymała telefon, ale chaos, jaki obecnie dział się w jej głowie, nie pozwalał wyciągnąć z tego jakichkolwiek wniosków. Chciała być w domu. Chciała, żeby Kaulitzowie nigdy się nie urodzili. Chciała, żeby było jak kiedyś. Dygotała tak, jakby miała za chwilę eksplodować. Nie chciała robić tego przy tym psychopacie, bo wiedziała, że przy wybuchu poleje się zbyt dużo łez. A on pociągał za sznurki jak mało kto i mógłby to bez problemu wykorzystać przeciw niej.
Rysy na jego twarzy jeszcze bardziej się wyostrzyły, a zmrużone oczy stały się tak lodowate, że gdy na nią patrzył, robiło jej się dosłownie zimno.
- Co to za różnica, jeśli jej ciało jest teraz moje? – zapytał leniwie, a Katarina wstrzymała oddech. – Serce pewnie też. – dodał po chwili, uśmiechając się sardonicznie. – Powiem ci coś. Tak naprawdę to zażalenia powinieneś kierować do samego siebie. Zamiast wziąć się za siebie znacznie wcześniej, ty czekałeś aż, nie wiem, Święty Mikołaj przyjdzie i da ci ją w prezencie? Na jakim ty świecie żyjesz, człowieku? Wystarczyło tylko, bym się pojawił, a ona zwątpiła w swoje uczucia do ciebie. I teraz nie dość, że mam twoją dziewczynę, to na dodatek jej przyjaciółkę, która w pierwszym odruchu rzuciła jej się na ratunek, a teraz jej się brzydzi. Zrezygnuj. Już nic nigdy nie będzie takie samo. Gdybyś skupił się na niej, a nie na tych, którzy ją otaczają, już dawno byłaby twoja. A wtedy ja nigdy bym się nie pojawił. – przewrócił oczami, a Katarina gapiła się na niego, znowu gubiąc się w tym, co się aktualnie działo w zasięgu jej wzroku. – Oczywiście, że nie. Gdybym wiedział, że cię kocha i że to coś, co między wami jest, ma jakikolwiek sens, to nieważne, jak ja bym ją chciał, nie zabrałbym ci jej. Ale chyba nie sądzisz, że z twoją przeszłością to się uda, nie? Ha, oczywiście, że tak sądzisz. Jesteś taki głupi, że czuję się upokorzony rozmową z tobą. – opuścił dłoń, gdy brunetka przestała się wyrywać. Patrzyła na niego w niedowierzaniu. Jaka przeszłość?
„...chłopak, który ma na jej punkcie chorą obsesję...”
Mrugała bezsensownie oczami, gdy w głowie nagle zrodziła jej się zupełnie inna perspektywa, zupełnie inna rzeczywistość. Jeśli ten psychol miał coś na nią i na rodziców Leny, miał coś i na Harry’ego, prawda?
Jaka przeszłość?
- Bo chcę, żebyś przestał jej szukać. A tym samym, żebyś zrezygnował z Katariny. I powiedz swojemu przyjacielowi, temu kutasowi, który nie potrafi dać jej spokoju i w kółko wykorzystuje jej ciało jak dupek mojego pokroju, żeby w końcu skupił się na swojej dziewczynie, bo przez przypadek mogę wykonać jeden telefon i rozpierdolić wasz cały piękny zespół na małe kawałeczki... Taak, grożę ci. I tobie i temu skurwielowi. Chyba nie sądzisz, że to czcze gadanie? A jeśli w dalszym ciągu masz z tym jakiś problem, radziłbym oddać się na badanie psychiatryczne, chłopie. Nie. Dzwoń. Więcej. Do. Katariny. – i tak po prostu się rozłączył, chwytając w rękę dłoń brunetki, by wepchnąć do niej telefon. – Nie ma za co. – skinął jej i potrząsnął głową, prychając i odwrócił się, by ją opuścić. Nie miała pojęcia, co właśnie się stało, ale on nie mógł pójść w cholerę, zostawiając ją z takim niedoborem informacji. Za żadne skarby.
- Nie masz prawa decydować za innych, czy mają z kogoś rezygnować, czy nie! – rzuciła, gdy szedł w stronę jednego z samochodów stojących na podjeździe. Honda CR-V przypominała jej o mniej stresujących czasach. Kaulitz zatrzymał się, przeczesując związane przy karku włosach i odwrócił się do niej gwałtownie, mierząc ją zirytowanym wzrokiem. Wyciągnął spomiędzy ust papierosa i rzucił go na ziemię, przydeptując adidasem od Nike.
- No i?
Otworzyła usta, mając piekielną ochotę przywalić sobie w czoło przez jego arogancję. Co za tupet! Spojrzała na telefon i z powrotem na tego człowieka i prychnęła głośno.
- W co ty sobie w ogóle pogrywasz? Mnie nie kupiłeś, nie możesz mówić komukolwiek, jak ma się ze mną obchodzić! – nie wiedziała, dlaczego w ogóle mu to mówiła, kiedy sama nie chciała być tak traktowana. Ale to nie znaczyło, że on mógł się wtrącać w jej życie w taki sposób. Był dla niej nikim.
Westchnął, znowu przewracając oczami, a ona poczuła, że zaczyna ją to poważnie wkurzać. Już chciała mu powiedzieć coś na ten temat, gdy on z powrotem podszedł do niej, znacząco górując nad nią wzrostem, aż poczuła się mała i bezbronna.
- Nie sądzisz, że jeśli twój były facet, potocznie zwany pierdolonym gnojem lecącym na dwa fronty, bo lubi ruchać, w końcu zniknie z twojego życia, ty może zaczniesz... no wiesz, żyć? – spytał, pochylając się nad nią, aż musiała się odsunąć, przełykając nerwowo ślinę. Jego bliskość była tak samo demotywująca jak bliskość jego brata. Oboje musieli być przeklęci, jeśli wywierali taki wpływ.
Odchrząknęła, próbując sobie przypomnieć, dlaczego się na niego wściekała. Ach, no tak.
- Ale po co ty się tym w ogóle interesujesz? Nie jestem Leną. – rzuciła cicho, przestępując z nogi na nogę. Była mocno zdenerwowana jego osobą. I to nie było to, że się bała, że ją skrzywdzi, co zrozumiała po chwili, gdy on zaczął jej się przyglądać z uwagą, obserwując jej każdą reakcję. To było to, że on wiedział, gdzie uderzyć, żeby ona zaczęła zastanawiać się nad swoimi własnymi poczynaniami. Żeby przemyślała to, jak się zachowuje. On zdawał się wiedzieć wszystko i nie wiedziała, dlaczego. – Z resztą nawet, gdybym nią była, to też bym nie rozumiała, dlaczego się interesujesz. – dodała, potrząsając głową.
- Może po prostu to, co ty widzisz, nie jest tym, co jest w rzeczywistości, co?
- Tak jak próbujesz mi wmówić, że Harry zrobił kiedyś coś złego?
- Ja ci niczego nie wmawiam. Ale radziłbym ci otworzyć oczy, jeśli chcesz tu przeżyć. – i tym razem już się nie zatrzymał, kiedy próbowała dokończyć konwersację. Po prostu wsiadł do srebrnego Range Rovera, otworzył bramę i wyjechał. A ona pozostała z jeszcze większą ilością pytań i niedomówień.

You know I can't fight the feeling
And every night I feel it
Right now
I wish you were here with me**

Czwarta noc.
On znowu przyszedł, dając mi nadzieję, że zostanie. Tym razem nawet wszedł do środka. A potem znowu usłyszałam niemieckie przekleństwo, które było tak soczyście głośne, że gdybym nie spała, na pewno bym się obudziła. Nie zdążyłam jednak zareagować, gdy on wypadł z pokoju tak, jakby go coś poparzyło. Nawet nie zamknął za sobą drzwi, a ja już nie miałam siły udawać, że umiem to znieść. Chciałam, żeby został, żeby powiedział, że jestem szmatą i mnie skrzywdził w jakikolwiek sposób. To było lepsze. O wiele lepsze niż to, co serwował mi już tak długo. A ja nie umiałam być sama. Nie wtedy, kiedy on zapełnił dziwaczną pustkę, o której nie miałam pojęcia, że nawet istnieje. Cztery dni. To wcale nie było dużo dla kogoś, kto żył. Ale ja nie żyłam.
Usiadłam na łóżku, czując coś wewnątrz siebie, co z każdym oddechem się powiększało i rosło w siłę. Nie mogłam już tego znieść, ale nie umiałam też zebrać się w sobie, by do niego pójść i mu o tym powiedzieć. Nie mogłam mu dać jeszcze większej przewagi, niż miał. On nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele rzeczy się teraz zmieniło.
Zsunęłam się z łóżka i wstałam, na boso przemierzając pokój, by wyjść na korytarz. Pustka. Wszędzie tylko pustka.
Zagryzłam wargę i skręciłam w lewo. Nie w prawo do Billa. W lewo do pokoju, do którego nie bałam się zaglądać. Do którego nie bałam się pukać, a zaspana twarz nie doprowadzała mnie do bólu serca.
- Jest trzecia w nocy. – zauważył Tom, ziewając przeraźliwie, ale otworzył szerzej drzwi, bym weszła do środka. Nawet nie obeszło mnie to, że był półnagi, a ja miałam na sobie kusą koszulkę nocną. Cichy szczęk klamki za mną. Starszy z braci znów ziewnął i wyminął mnie, by wrócić z powrotem do łóżka. – Mam tylko nadzieję, że nie zauważy twojego zniknięcia. – mruknął tylko, odsuwając kołdrę dla mnie, a ja ze zrezygnowaniem wsunęłam się pod nią, patrząc z wyjątkowego bliska na tak podobną twarz do tej, za którą miałam problem, by przyznać, że tęskniłam jak jasna cholera.
- Już był. Dwa razy nie wchodzi do tej samej rzeki. – bąknęłam i mając kompletnie gdzieś wszystko inne, wtuliłam się w jego gorącą nagą klatkę piersiową. – Przepraszam.
- Nic się nie stało. – pocałował mnie w czubek głowy i przerzucił przeze mnie swoją rękę. – Dobranoc.
- Dobranoc...

- Przecież nie możesz myśleć poważnie nad tym, żeby to rozwiązać sama. Podaj adres!
- Nie krzycz na mnie!
- To przestań zachowywać się w taki sposób! Czy ty wiesz, w jakim Harry jest teraz stanie?!
- A czy ty, kurwa, wiesz, w jakim stanie jestem ja, czy Lena?!
- A skąd mam to wiedzieć?!
- To nie próbuj brać mnie na wyrzuty sumienia, Louis! Myślisz, że tylko dla niego ta sytuacja jest trudna?!
- Co ten skurwysyn ci nagadał, że nagle zachowujesz się w taki sposób?! Gdzie twój racjonalizm?! Nie powinienem was tam zostawiać samych i wszystko byłoby tak jak zawsze. Wszystko się pierdoli, gdy mnie nie ma. Jak zawsze. Katarina, podaj... – nie usłyszała ani słowa więcej, gdy odsunęła od ucha telefon, by z całą siłą, jaką w sobie nagromadziła, rzucić nim o drzwi, które zaledwie kilka sekund później otworzyły się i stanął w nich starszy Kaulitz, patrząc na nią spod uniesionej brwi.
- Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki... – zrobił krok do przodu i gdy coś zachrzęściło pod jego kapciem, jego wzrok powędrował do połowy telefonu, na którą nadepnął. – Ach, więc to była rozmowa telefoniczna... – dodał, odsuwając nogę. – Twój były?
I to był jej koniec. Opadła bezwładnie na podłogę i wybuchnęła płaczem tak histerycznym, że nie mogła słuchać dźwięków, wydobywających się z jej gardła. Jej dłonie oparły się o stabilny grunt, a łzy spływały z jej twarzy w zatrważająco szybkim tempie, tworząc plamy na jej jasnych jeansach. Dusiła się rozdygotanym oddechem, ale nie potrafiła się powstrzymać. I to już nie było ważne, że ktoś zobaczy. Nic już nie było ważne.
Silne i ciepłe męskie ramiona oplotły się wokół jej drżącego ciała, a ona wciąż płakała, choć łzy już nie skapywały na dół, a wsiąkały w koszulkę gitarzysty.
- Wypłacz się, to ci dobrze zrobi. – usłyszała przy swoim uchu i gdy myślała, że spazmatyczny szloch nie może się przenieść na wyższy szczebel, okazało się, że to jednak nie była wcale prawda. Obce ręce, które ją gładziły po plecach, wyciągały z niej każdą łzę, której nie wypłakała od momentu pojawienia się tutaj. Wyciekało z niej wszystko to, czego nie potrafiła nazwać słowami i chociaż próbowała  go przeprosić za swoje postępowanie, z jej ust wciąż wyrywało się tylko dławienie się. Nikt nigdy jej nie tulił, gdy wpadała w histerię. Nikt nigdy tego nie widział. On był pierwszą osobą i na dodatek nie zrobiła tego z własnej woli, że to zobaczył. Ale nie potrafiła się też od niego odsunąć, kiedy on jakimś dziwnym cudem roztaczał wokół niej aurę bezpieczeństwa, która jej mówiła, że jej wybuch jest w porządku i że on jej nie będzie osądzał. Nie zorientowała się, kiedy przytuliła się do niego, obejmując go ciasno tak, jakby nagle tylko on pozostał czymś stabilnym w tym sypiącym się świecie. I może rzeczywiście tak było.


*Jest późna noc I nie mogę spać
Tęsknota za tobą wżyna się za głęboko

**Wiesz, że nie mogę zwalczyć tego uczucia
I każdej nocy to czuję
Właśnie teraz
Chciałabym, żebyś był przy mnie

10 komentarzy:

  1. Czytam sobie czytam,a tu koniec rozdziału i teraz jest mi smutno, bo to oznacza, że chyba powinnam wrócić do nauki. Robi się coraz ciekawiej i co za tym idzie coraz bardziej nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Życzę weny <3
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. A no, właśnie. Ciekawe, co by zrobiła gdyby ją wypuścił? Coś czuję, że wróciłaby do niego prosząc, by przyjął ją z powrotem. Ach ten Bill… Bawi się w podchody czy jak? Biedna Lena, biedna-uzależniona Lena. On jej unika, żeby złapać balans, a ona go potrzebuje, żeby go odzyskać. Życie to paradoks.
    Ten rozdział można uznać za świąteczny, pojawił się Święty Mikołaj! Hoł hoł hoł:D I jeszcze Kaulitz tak epicko dowalił Stylesowi ,, Jesteś taki głupi, że czuję się upokorzony rozmową z tobą.” Lena śpiąca z Tomem? To się może źle skończyć.
    No to, jesteśmy z Katariną dwie, bo ja też nie rozumiem, po co on się wtrąca w jej życie. Końcowa scena mnie rozwaliła. Tom z Twojego opowiadania, to taka ciepła osoba, nie to, co Bill-ale może i on się tam kiedyś, jakoś trochę zmieni, nabierze emocjonalnej ogłady:D
    Pozdrawiam
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 cudnie i coraz ciekawiej pisz dalej ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeeej, ale tak to nie ma! Tom zakocha się w Kat, ona w nim, i już nigdy nie będą sami we trójkę ;( A jak Bill wypieprzy Kat z domu, to już w ogóle będzie płacz... Eh xD Dlatego właśnie jej nie lubię... o!
    swoją drogą, nie żebym chciała kogoś urazić, czy coś, ale ten Harry to jest brzydki xD Może inaczej, nie w moim guście. One Direction nie lubię za bardzo, właściwie w ogóle ich nie znam, ale ostatnio zobaczyłam ich na esce, czy czymś takim i uwiadamiano mnie, który jest który xD No i on akurat jest jakiś niewyględny... Taka zmiana z niego na Billa jest więc całkiem korzystna xD
    Poza tym, jest postęp! Bill się pojawił! Może nie jest jeszcze najlepiej, ale cóż, przynajmniej się pojawił xD
    Swoją drogą, to co teraz się dzieje i to, co byłoby gdyby Bill "oddał jej wolność" strasznie mnie irytuje. Choć może, gdyby ją wypuścił, zachowałaby się inaczej niż większość typowych bab. Bab, właśnie, a nie kobiet! Unosi się taka dumą, albo innymi bzdurnymi wymysłami, że niby nie wypada, że się wstydzi, i potem nigdy nie ma tego, co chce. Już nieważne, czy chodzi o seks, czy wyniesienie śmieci. To strasznie denerwujące. Niech Lena taka nie będzie :( Przecież ona chce Billa xD Wszyscy chcą!
    A, no i łączę się w bólu. Mnie ratuje tylko ibuprom max, ale był okres, kiedy co miesiąc brałam ketonal, bo nic innego nie dawało rady. Współczuję i życzę weny :D
    Czekam na następną część, może tradycyjnie w piątek...? ;) Albo wcześniej, oczywiście ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. To najlepszy odcinek, jaki napisałaś do tej pory! Zakochałam się w tym Tomie z tego opowiadania <3 On jest taki idealny, taki ciepły i w ogóle miód, że tylko się w nim zakochać! To zdecydowanie mój ulubiony bohater od dzisiaj :3
    Skoro Kat. się tak rozkleiła, ma dość, to może się pogodzi z Leną? Szkoda mi jej teraz. Louis zachował się jak świnia.
    Jestem ciekawa, co też Harry zrobił dawniej, a co Bill mógłby przeciw niemu wykorzystać. Znając Twoją bujną wyobraźnię, to nie była kradzież lizaka w supermarkecie :D
    Lena musi bardzo cierpieć, skoro Kaulitz ją tak traktuje. Dupek z niego. Jak pijany, to przychodzi, a kiedy trzeźwy, to nawet nie umie gęby otworzyć, żeby z nią porozmawiać. Świnia.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O jaaaaaaaaa... dobra, ja chcę Billa! Co on sobie myśli?! Obrażony dzieciak no! Pf. Odcinek jak zwykle mi się podobał. (dziwne było, gdyby nie) xD Fajnie, że Lena powoli dochodzi do tego, że jednak coś czuje do tego, który ją kupił. Jakie to dziwne xD Dobrze, że ma oparcie u Toma. I że Harry jednak się dowiedział xD Nie wiem, jakoś wolę Billa ;D hahaha. Katarina powinna w końcu się odezwać do Leny. Porozmawiać z nią. I na początku jak wybuchnęła płaczem to miałam nadzieję, że właśnie Lena się pojawi pod koniec, bo usłyszy rozpacz przyjaciółki. Jednak jak zawsze to Tom jest w takich momentach. Biedny :(

    CZEKAM na nexta xD

    BuŹka! ;*

    PS Współczuje bólu. Mi pomaga tylko PANADOLFEMNA. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dupek z tego Billa, że w taki sposób traktuje Lenę. Zachowuje się jak 5-letnie dziecko. Owszem, może Lena swoją dociekliwością rozdrapała stare rany, ale te kilka dni, to zdecydowanie za długo, aby jej unikać. Człowiek pijany robi dużo niepohamowanych rzeczy i może te ostatnie wejście Billa do sypialni, było krokiem milowym do wejścia następnym razem, bardziej w głąb pokoju? ;)
    Lena z Tomem ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli, jako przyjaciele. I bardzo mi się to podoba. Przynajmniej w nim ma jakieś wsparcie. O Kat to już nie wspomnę...
    Dobrze, że Lena zna na tyle Billa, aby stwierdzić, że nie przyjdzie po raz drugi do pokoju, gdy jej już nie będzie, ponieważ wpełźnięcie do łóżka Toma było ryzykownym posunięciem ;).
    Czekam na kolejny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś genialna w każdym calu <3 Tom jest strasznie uroczy jako taki troskliwy, opiekuńczy facet. Mimo, że Bill jest jaki jest okrutny i "wali" wszystkim prosto z mostu jak jest to i tak go lubię. Nawet takiego dupka ;)
    Czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością ;) A po tym odcinku chcę więcej i więceej :*
    Claudia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejna notka, która coraz więcej wyjaśnia;) Wygląda to tak, że Bill troszczy się o wszystkich tylko w taki sposób, aby nikt tego nie docenił. Zobaczymy co będzie dalej^^
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
  10. To ten rozdział? Elo, ja nawet go już ledwo pamiętam. I rip us. dosłownie.
    nie wiem co Ci mam napisać, bo wydaje mi się, że mimo tego, że notorycznie piszę mruuu to i tak suma sumarum pierdolę więcej na ten temat niż należy.
    Ogólnie to był chyba ten rozdział, kiedy zaczęłam naprawdę lubić Billa i pokochałam jeszcze bardziej Katarinę, nie?
    Kurwa, żeby nie wiem co, nie jestem w stanie wymyślić nic bardziej sensownego.
    Przepraszam. Postaram się komentować na bieżąco.
    Weny, jeszcze większej niż masz. Buziaczki! :***

    OdpowiedzUsuń